Z perełek Nowego Orleanu i French Quarter - Lafitte's Blacksmith Shop. To najstarszy budynek miasta, zbudowany przed 1772 rokiem. Jest to też pierwszy bar otwarty w Ameryce. Legenda głosi, że jego właścicielem był pirat i korsarz Jean Lafitte. Co znajduje się w budynku? Nie, nie... nie muzeum. Uwaga niespodzianka! Bar! Jest to najstarszy nieprzerwanie działający bar w Ameryce ?
Lubicie Tabasco? A wiecie, że jest produkowane tylko w jednym miejscu na świecie? Ja nie wiedziałem… Sprawdźcie na butelce, na pewno jest tam Made in USA, Avery Island, LA
- A wszystko zaczęło się w 1868 roku (150 lat temu!), kiedy Edmund McIlhenny wynalazł jeden z najbardziej znanych na świecie sosów, składników wielu dań, Tabasco Souce, - Od pięciu pokoleń fabryka produkującą ten sos nadal jest firmą rodzinną prowadzoną przez McIlhennych, - Oryginalny sos tabasco składa się tylko z 3 składników ? - papryczek, soli i octu, - Jedyna na świecie rodzinna fabryka sosu tabasco na wyspie Avery produkuje dziennie około 700 tys. butelek sosu, - Sos tabasco sprzedawany jest w ponad 180 krajach na całym świecie i znakowany jest w 25 językach, w tym w polskim. Produkcja sosu jest genialnie prosta. Rodzinny biznes zaczyna się od hodowli papryczek. W dwóch odmianach - tabasco i habanero. Papryczki nie pochodzą z Luizjany, ale właśnie w tym wilgotnym i ciepłym miejscu, na kompletnie odludnej wyspie są dla nich świetne warunki hodowli. Po zbiorach papryczki są mielone, lekko solone i zamykane na 3 lata w drewnianych beczkach zasypywanych solą (sól też jest wydobywana na wyspie). Po trzech latach papryczki się blenduje i miesza w kadziach przez 2-3 tygodnie. Potem napełnia butelki i już! Przepis na genialny sukces. Zwiedzając fabrykę można zobaczyć cały proces produkcji w jej oryginalnym miejscu (niestety była niedziela i taśma produkującą te 700 tys. butelek stała ?) oraz spróbować wszystkich rodzajów sosów. Nie mieliśmy pojęcia, że jest ich aż tyle…
Postaram się przygotować mapkę i wrzucę na koniec relacji. A tymczasem zostańmy jeszcze chwilę na Avery Island.
Avery Island znana jest dziś (komu znana, to znana... Ok... ?) z produkcji sosu Tabasco. Ale pierwotnie była dla Amerykanów (tych native Americans, czyli Indian) źródłem naturalnych surowców, takich jak: sól, czysta woda i trzcina. Dopiero w 1818 wyspa została nabyta przez rodzinę Marsh, a potem wkupioną przez małżeństwo rodzinę Avery (stąd nazwa). W kolejnym pokoleniu pojawił się już Edmund McIlhenny, ożenił się z córką Avery i założył tu fabryke Tabasco. Ale McIlhenny był też miłośnikiem tej ziemi. Naturalnie pięknej i dzikiej. Jak mówi dzisiaj rodzina McIlhenny - ta ziemia dała im dużo, dlatego troszczą się o nią w wyjątkowy sposób. Niezwykle piękne, egzotyczne i zadbane miejsce. Soczyście zielone.
Na każdym wyjeździe trzeba zaliczyć jakąś porażkę. Naszą była wizyta w Venice, Luizjana… Naprawdę do dzisiaj nie jestem w stanie sobie przypomnieć gdzie ja przeczytałem, że to miejsce warte odwiedzenia… Magiczna nazwa i ujście rzeki Missisipi. Na miejscu nie ma nic, kompletnie nic, po drodze jest bardzo przemysłowo i można obejrzeć jakieś rafinerie i ogromne statki płynące w dół rzeki, a samego ujścia Missisipi nie widać nawet z drona… Zmarnowane pół dnia i 250km. Nie jedźcie tam ?
(chyba, że jesteście zapalonymi wędkarzami, bo jak przeczytałem później, w tym miejscu organizowane są wycieczki na połowy naprawdę grubych ryb)
Ostatni rzut oka na Nowy Orlean. W mieście można zauważyć dużo charakterystycznych, bardzo wąskich domów. W środku pomieszczenia jedno za drugim, drzwi z przodu i z tyłu, które po otwarciu zapewniają niezły przewiew powietrza, tak pożądany w tym wilgotnym i gorącym klimacie. Nazywane są „Shotgun Houses”. Wiele osób uważa, że nazwa pochodzi od tego, że gdyby wystrzelić ze strzelby stojąc przed drzwiami, pocisk przeleciałby przez cały dom nie dotykając żadnej ściany. Ale inni twierdzą, że to pochodna słowa „shogon”, które w zachodniej Afryce oznacza „Dom Boga”, a styl ten dotarł do USA właśnie z Afryki przez Haiti
Dawno mnie tu nie było, ale lecimy dalej
:)
Niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych trwało przez 245 lat. W Luizjanie handel ludźmi rozpoczął się w 1719 roku, kiedy do Nowego Orleanu przypłynął pierwszy statek z 451 niewolnikami z Afryki, Aurora. Pomimo, że w 1808 roku Stany Zjednoczone zakazały handlu ludźmi, ostatni statek z niewolnikami przypłynął do Luizjany w 1830 roku… W dolinie rzeki Missisipi niemieccy, a później francuscy i hiszpańscy kolonizatorzy założyli plantacje trzciny cukrowej. Trudnej i wymagającej. Trzcinę cukrową zbiera się tylko przez 3 miesiące w porze zimowej. Trzeba dokładnie wiedzieć kiedy nadaje się do ścięcia, a wtedy zrobić to bardzo szybko. Żeby poradzić sobie z ogromnymi plantacjami, w wilgotnym i gorącym klimacie, trzeba było wiele rąk do pracy. Tak zaczęła się niechlubna era niewolnictwa. W Luizjanie można zobaczyć wiele plantacji, my odwiedziliśmy dwie - Oak Alley Plantation i Whitney Plantation. Dwie różne, bo opowiadają dwie różne historie. Oak Alley mówi o śnie plantatora, o wielkości i bogactwie. Whitney mówi o bólu, zniewoleniu, upokorzeniu i śmierci. Dwie plantacje widziane z dwóch perspektyw - panów i niewolników. W głowę zapadają słowa przewodnika z Whitney - pamiętajcie, że bogactwo tego kraju jest dziełem pracy niewolników.
„Atrakcją” wycieczki miały być aligatory. Owszem były, ale to lekka ściema pod turystów i moim zdaniem zwykłe męczenie zwierząt. Otóż tak je za każdym razem szprycują cukrem (podczas naszej wycieczki poszły 2 wielkie paczki pianek…), że zwierzęta jak tylko widzą łódź, same podpływają. Amerykanie nie tylko sami się fatalnie żywią, ale też uzależniają od cukru aligatory…Hej, co to za miejsce? wygląda dużo ciekawiej niż Brazoria, do której my trafiliśmy
Czym bardziej oglądam te zdjęcia jak inne relacje z USA tymbardziej jestem napalony jak dzik na żołędzie by w końcu spełnić marzenia i tam polecieć. Czekam na dalszą część relacji z wyprawy, jak i liczę też na chociaż małe podsumowanie kosztów.
Bardzo ciekawy ten Nowy Orlean, takie zupełnie coś innego
:), oczywiście fotki świetne! Zatoka Meksykańska przepiękna, wyspa Amelia cudo! No i moczary w Luizjanie też niczego sobie
;)! Mógłbyś wrzucić czasem jakąś mapkę? Przydałaby się tak poglądowo, które miejsca dokładnie odwiedziłeś
:P. Czekam na kolejne wpisy
:)!
Ale czad
:)! Dzięki, że piszesz relację, bo odwiedzacie same ciekawe miejsca, o których rzadko ktoś pisze - od razu mam ochotę tam jechać
:). No i oczywiście cały czas świetne zdjęcia
;)! Czekam na więcej!
Halo Halo!! Czytam ponownie relację, a tu nagle koniec
:P - gdzie dalsza część? Człowiek by chciał pojechać tymi samymi śladami, ale nie wie gdzie dalej
:P. Wzywam autora do dokończenia relacji
;)
Świetna relacja. Opis zdjęcia wszystko z górnej półki
:)Bardzo lubiłem przebywać w barach bo...ludzie siedzący obok Ciebie zaczynają rozmawiać, konwersować z Tobą. Nie raz postawili alkohol
:)Miło.
Z perełek Nowego Orleanu i French Quarter - Lafitte's Blacksmith Shop. To najstarszy budynek miasta, zbudowany przed 1772 rokiem. Jest to też pierwszy bar otwarty w Ameryce. Legenda głosi, że jego właścicielem był pirat i korsarz Jean Lafitte. Co znajduje się w budynku? Nie, nie... nie muzeum. Uwaga niespodzianka! Bar!
Jest to najstarszy nieprzerwanie działający bar w Ameryce ?
Lubicie Tabasco?
A wiecie, że jest produkowane tylko w jednym miejscu na świecie? Ja nie wiedziałem…
Sprawdźcie na butelce, na pewno jest tam Made in USA, Avery Island, LA
- A wszystko zaczęło się w 1868 roku (150 lat temu!), kiedy Edmund McIlhenny wynalazł jeden z najbardziej znanych na świecie sosów, składników wielu dań, Tabasco Souce,
- Od pięciu pokoleń fabryka produkującą ten sos nadal jest firmą rodzinną prowadzoną przez McIlhennych,
- Oryginalny sos tabasco składa się tylko z 3 składników ? - papryczek, soli i octu,
- Jedyna na świecie rodzinna fabryka sosu tabasco na wyspie Avery produkuje dziennie około 700 tys. butelek sosu,
- Sos tabasco sprzedawany jest w ponad 180 krajach na całym świecie i znakowany jest w 25 językach, w tym w polskim.
Produkcja sosu jest genialnie prosta. Rodzinny biznes zaczyna się od hodowli papryczek. W dwóch odmianach - tabasco i habanero. Papryczki nie pochodzą z Luizjany, ale właśnie w tym wilgotnym i ciepłym miejscu, na kompletnie odludnej wyspie są dla nich świetne warunki hodowli. Po zbiorach papryczki są mielone, lekko solone i zamykane na 3 lata w drewnianych beczkach zasypywanych solą (sól też jest wydobywana na wyspie). Po trzech latach papryczki się blenduje i miesza w kadziach przez 2-3 tygodnie. Potem napełnia butelki i już! Przepis na genialny sukces.
Zwiedzając fabrykę można zobaczyć cały proces produkcji w jej oryginalnym miejscu (niestety była niedziela i taśma produkującą te 700 tys. butelek stała ?) oraz spróbować wszystkich rodzajów sosów. Nie mieliśmy pojęcia, że jest ich aż tyle…
Postaram się przygotować mapkę i wrzucę na koniec relacji. A tymczasem zostańmy jeszcze chwilę na Avery Island.
Avery Island znana jest dziś (komu znana, to znana... Ok... ?) z produkcji sosu Tabasco. Ale pierwotnie była dla Amerykanów (tych native Americans, czyli Indian) źródłem naturalnych surowców, takich jak: sól, czysta woda i trzcina. Dopiero w 1818 wyspa została nabyta przez rodzinę Marsh, a potem wkupioną przez małżeństwo rodzinę Avery (stąd nazwa). W kolejnym pokoleniu pojawił się już Edmund McIlhenny, ożenił się z córką Avery i założył tu fabryke Tabasco. Ale McIlhenny był też miłośnikiem tej ziemi. Naturalnie pięknej i dzikiej. Jak mówi dzisiaj rodzina McIlhenny - ta ziemia dała im dużo, dlatego troszczą się o nią w wyjątkowy sposób. Niezwykle piękne, egzotyczne i zadbane miejsce. Soczyście zielone.
Na każdym wyjeździe trzeba zaliczyć jakąś porażkę. Naszą była wizyta w Venice, Luizjana… Naprawdę do dzisiaj nie jestem w stanie sobie przypomnieć gdzie ja przeczytałem, że to miejsce warte odwiedzenia… Magiczna nazwa i ujście rzeki Missisipi. Na miejscu nie ma nic, kompletnie nic, po drodze jest bardzo przemysłowo i można obejrzeć jakieś rafinerie i ogromne statki płynące w dół rzeki, a samego ujścia Missisipi nie widać nawet z drona… Zmarnowane pół dnia i 250km. Nie jedźcie tam ?
(chyba, że jesteście zapalonymi wędkarzami, bo jak przeczytałem później, w tym miejscu organizowane są wycieczki na połowy naprawdę grubych ryb)
Ostatni rzut oka na Nowy Orlean. W mieście można zauważyć dużo charakterystycznych, bardzo wąskich domów. W środku pomieszczenia jedno za drugim, drzwi z przodu i z tyłu, które po otwarciu zapewniają niezły przewiew powietrza, tak pożądany w tym wilgotnym i gorącym klimacie. Nazywane są „Shotgun Houses”. Wiele osób uważa, że nazwa pochodzi od tego, że gdyby wystrzelić ze strzelby stojąc przed drzwiami, pocisk przeleciałby przez cały dom nie dotykając żadnej ściany. Ale inni twierdzą, że to pochodna słowa „shogon”, które w zachodniej Afryce oznacza „Dom Boga”, a styl ten dotarł do USA właśnie z Afryki przez Haiti
Dawno mnie tu nie było, ale lecimy dalej :)
Niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych trwało przez 245 lat.
W Luizjanie handel ludźmi rozpoczął się w 1719 roku, kiedy do Nowego Orleanu przypłynął pierwszy statek z 451 niewolnikami z Afryki, Aurora. Pomimo, że w 1808 roku Stany Zjednoczone zakazały handlu ludźmi, ostatni statek z niewolnikami przypłynął do Luizjany w 1830 roku…
W dolinie rzeki Missisipi niemieccy, a później francuscy i hiszpańscy kolonizatorzy założyli plantacje trzciny cukrowej. Trudnej i wymagającej. Trzcinę cukrową zbiera się tylko przez 3 miesiące w porze zimowej. Trzeba dokładnie wiedzieć kiedy nadaje się do ścięcia, a wtedy zrobić to bardzo szybko. Żeby poradzić sobie z ogromnymi plantacjami, w wilgotnym i gorącym klimacie, trzeba było wiele rąk do pracy.
Tak zaczęła się niechlubna era niewolnictwa.
W Luizjanie można zobaczyć wiele plantacji, my odwiedziliśmy dwie - Oak Alley Plantation i Whitney Plantation. Dwie różne, bo opowiadają dwie różne historie. Oak Alley mówi o śnie plantatora, o wielkości i bogactwie. Whitney mówi o bólu, zniewoleniu, upokorzeniu i śmierci. Dwie plantacje widziane z dwóch perspektyw - panów i niewolników. W głowę zapadają słowa przewodnika z Whitney - pamiętajcie, że bogactwo tego kraju jest dziełem pracy niewolników.