+3
pestycyda 13 lipca 2020 00:05
Image

I wiecie co? My naprawdę potrafimy bardzo szybko chodzić :/ :D Zwłaszcza w dół :D

Image

Pokręciliśmy się trochę po Chalaunsouk, poprzyglądaliśmy chatom....
To jedyna małpka, jaką widzieliśmy w Laosie. Tym bardziej przykre, że hodowana była przy domu, najprawdopodobniej w celach konsumpcyjnych,

Image

Image

Szkoda nam było nieodkrytych wiosek, ale tylko trochę. Bo przecież jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa :D

6. Park Narodowy Nam Ha - podejście drugie

Skoro okazało się, że idąc od Chalaunsouk nic nie odkryjemy, zaczęliśmy myśleć o podejściu do wiosek z drugiej strony. Główny przewodnik ponownie zaczął grzebać w Internecie (tym razem zeszło mu dłużej) i, korzystając z Maps.me odkrył coś bardzo dziwnego - do wiosek faktycznie można podjechać od drugiej strony (tędy wracają wycieczki agencyjne, jak już przedrą się i prześpią w dżungli). Droga nie wyglądała na jakąś szczególnie dużą, czasami zanikała, ale była. Zagadkę natomiast stanowiło pytanie, czy da się po niej przejechać skuterem. Internet nic o tym nie wspominał, więc jedynym wyjściem było sprawdzić osobiście :) Kolejnego ranka, dopingowani przez miejscową obsługę hotelu ("nie ma mowy, żeby tamtędy przejechać! To nie jest dobry pomysł! Droga jest, ale zarośnięta. Tylko przewodnicy wiedzą, jak iść! A skuter to już zupełny błąd") i przez samych siebie ("Co??? Polak nie potrafi??? :D wyruszyliśmy ponownie.

Image

Oszczędzę Wam naszych zabłądzeń, powrotów, w poszukiwaniu odpowiedniego zjazdu i innych takich :D Za to przedstawię samo "mięso" dojazdu, wydestylowane z naszych błędów :D Otóż, jadąc z Luang Namtha drogą 17 A, trzeba skręcić w lewo, w drogę nr 3. Następnie, asfaltem drogi nr 3 jechać w kierunku Nateuy i, jakieś 300 metrów przed mostem na rzece Nam Tha, trzeba skręcić w prawo. Proszę bardzo :)

Image

No a potem zaczyna się droga. Przepraszam - Droga :/ :D Każdy inny zapis, to zdecydowany brak szacunku, dla tego gliniasto-kamienno-błotnisto-górzystego potwora :/ :D Ale warto....Warto jak diabli...

Image

Czasem się jedzie, czasem się idzie, odrywając od butów kawały rozmokniętej gliny i ślizgając się na podłożu.

Image

A jeszcze częściej się staje i wzdycha : "Jak tu pięknie..."

Image

Wydaje mi się, że dojazd od asfaltu do pierwszej wioski zajął nam jakieś dwie godziny. Ale mogę się mylić - za bardzo byłam zajęta podziwianiem (i odrywaniem błota od butów i krzyczeniem : "Zatrzymaj się, o nie, przecież się zaraz zabijemy! Ja tu schodzę! Nie jadę dalej!" :/ :D

Image

Pierwsza "nieodkryta" wioska. Pierwsza dla nas, dla uczciwych, agencyjnych odkrywców trzecia, ostatnia na trasie, przed powrotem po trekkingu. Być może dlatego na nasz widok zbiegły się wszystkie dzieci i rozłożyły swoje sklepiki. Jedyna szansa na zarobek - agencje pewnie się w tej wiosce już nie zatrzymują, turyści nasycili się klimatem w pierwszej, podobno najpiękniejszej, a teraz raczej myślą już tylko o kąpieli i odpoczynku w hotelu. My, wierni swojej dewizie, że kupno pamiątek jest rodzajem biletu za wstęp do wioski, kupiliśmy mnóstwo bransoletek. Nie wiem, jakie plemię zamieszkiwało tę wioskę, jedno jest pewne - nie było to Akha, znane ze swoich przepięknych wyrobów. Tu bransoletki były haftowane dosyć...hmmm...tak, jakbym to ja je robiła, a jestem znanym beztalenciem plastycznym. Smutne i wzruszające - mieszkańcy wioski spostrzegli, że na takich wyrobach można cokolwiek zarobić, więc, pomimo braku umiejętności, postarali się je odtworzyć najlepiej, jak potrafili.

Image

Wioska była nieduża, a po zamieszaniu związanym z zakupami, mieszkańcy zupełnie przestali się nami interesować. Mogliśmy chodzić, oglądać, przyglądać się - na nikim nie robiło to większego wrażenia.

Image

Image

Nie wiem, co to było. Larwy komarów? Albo jeszcze czegoś innego? W każdym razie przyglądaliśmy się im dobrych kilkanaście minut i próbowaliśmy odgadnąć, co to jest.

Image

Image

I droga do kolejnej wioski :

Image

Przynajmniej nie było gliny :)

Druga wioska znajdowała się w niewielkiej odległości. Tu już zupełnie nikt nie zwracał na nas uwagi - nie było nawet handlu pamiątkami, był natomiast mały sklepiko-bar z drobnymi przekąskami i napojami.

Image

Image

Image

I w końcu droga do wioski trzeciej, według agencji najpiękniejszej, najbardziej wartej obejrzenia.

Image

To tutaj strudzeni agencyjni turyści dochodzą po nocy w dżungli, tu zostają na kolejna noc, aby pławiąc się w dumie i własnym twardzielstwie (z powodu odkrycia nieodkrytego), umyć się i przespać w lepszych warunkach (i wyczesać węże boa z włosów :D

Image

To tutaj przeżyłam szok.

Image

Cały czas myśleliśmy o tej właśnie wiosce, cały czas wydawało się nam, że będzie piękna i najprawdziwsza, a tymczasem dojechaliśmy do czegoś w rodzaju...skansenu...:/ Bardzo ładna, czysta wioska (nawet klepiska pomiędzy chatami co chwilę ktoś zamiatał), z ogromną tablicą, mówiącą o tym, że to projekt, którego celem jest ratowanie plemion, dofinansowany przez państwo itp.

Image

Owszem, wioska wyglądała na najbogatszą z widzianych przez nas. Owszem, domy były okazalsze i ładniejsze. Był dobrze zaopatrzony sklepik (nawet piwo mieli. I colę - czyli generalnie asortyment dla turystów), miejsca noclegowe, była nawet wiata na ognisko i zbiorowe łazienki z prysznicami. I wszyscy się do nas uśmiechali, bo takich jak my, widziano tu wielu, jesteśmy pewnie dla mieszkańców codziennością. Trzeba się zająć kurami, świnkami i turystami, jak przyjdą.

Image

I to dobrze, bo dlaczego by nie miało żyć się tym ludziom lepiej. Dobrze, ale i trochę żal...

Image

Chłopcy wybierający się na połów.

Image

Natomiast w tym momencie byłam zmuszona odrzucić jakiekolwiek myśli o Indiana Jones :D Powiem więcej - wszyscy uczestnicy trekkingów agencyjnych powinni je odrzucić :) Dodatkowo, przez przypadek, zepsuliśmy Luang Namtha najbardziej spektakularną wycieczkę :/ :D Bo okazało się, że "idziesz przez dżunglę, przedzierasz się, aby dotrzeć do wiosek" - co sugeruje, że wioski są ukryte w głębi dżungli - tak naprawdę znaczy : "a, przeprowadzimy was przez dżunglę, żebyście mieli poczucie przygody. A potem pójdziemy do wiosek, które znajdują się na normalnym, wiejskim terenie i moglibyście dojść do nich drogą, ale my przeprowadzimy was przez dżunglę, bo...itp. itd" :/ :D

Image

Ale było miło. Naprawdę było miło. I ładnie. Problemem były tylko oczekiwania i wyobraźnia :D

Image

Później zrobiło się gorzej, bo na niebie zaczęły pojawiać się ciemne chmury. I to tak dosyć szybko :D Wjechać, wjechaliśmy, ale zjazd podczas deszczu byłby raczej niemożliwy.

Image

Nie, na pewno byłby niemożliwy :D

Image

Ruszyliśmy najszybciej, jak się dało. Już bez przystanków, byle dojechać do asfaltu przed pierwszymi kroplami spadającymi z nieba.
Udało się, ale mimo pośpiechu, niektóre kawałki i tak wolałam przechodzić na piechotę :/ :D

Image

7. Panie "Tiutiu"

O Luang Namtha można by powiedzieć jeszcze wiele - o dużym targu, na którym znajdowały się chyba wszystkie towary świata, o muzeum, w którym znajdują się stroje poszczególnych ludów, o pierwszym (i ostatnim) zjedzeniu larb (surowe mięso i marynowane ryby)...Jednego natomiast pominąć nie można - historii o paniach "Tiutiu".

Image

Panie "Tiutiu" to kobiety plemienia Akha, które zawędrowały do miasta, w poszukiwaniu zarobku. W swoich przepięknych strojach chodzą po ulicach i nawołują do kupna ręcznie robionych bransoletek, torebek, kosmetyczek. Czasem proponują też wzmacniane papierosy. Do nas podeszły zaraz, gdy tylko pojawiliśmy się w Luang Namtha. Wzbudziły w nas poczucie winy, gdy z głupoty targowaliśmy się o jakieś grosze i w efekcie postanowiliśmy kupować od nich jak najwięcej. Panie chyba to wyczuły, bo przychodziły do hotelu codziennie - rano, wieczorem, w południe :) Spotykaliśmy się z nimi też na ulicach, a nasze rozmowy stawały się coraz bardziej rozbudowane. Panie nie znały języka angielskiego, posługiwały się własnym - "tiutiu" w różnych intonacjach, ale wierzcie lub nie, doskonale się rozumieliśmy :) Potrafiły nas zapytać, kiedy wyjeżdżamy ("tiutiutiu?"), potrafiły zwrócić uwagę, że u koleżanki już dziś kupiliśmy, a u niej nie ("Tiutiutiutiu. Tiutiu!). Potrafiły się z nami też umówić na targu nocnym na kolację ("Tiu. Tiutiu. Tiu.") i pokłócić ("TIUTIUTIU!" "Ależ byliśmy na targu o umówionej godzinie" "Tiu. Tiuuu.Tiutiu"" "Może też byłaś, ale cię nie widzieliśmy". "Tiutiutiutiu". "Aha, byłaś z tamtej strony targu?" Opowiadały o dzieciach, o tęsknocie za wioską, o tym, że mają tak daleko do domu...Byliśmy w nich nieprzytomnie zakochani. Czasami chodziły w pojedynkę, czasem dwójkami, albo trójkami. Od momentu, gdy wieczorem zobaczyliśmy jak wracają na noc pod blaszany daszek, rozkładają wspólne posłanie i rozpalają małe ognisko, na którym, w kociołku, gotują posiłek, zaczęliśmy kupować w dwójnasób...

Image

Jeśli kiedykolwiek je spotkacie, kupcie coś u nich i wy. Odwdzięczą się najpiękniejszym pod słońcem uśmiechem...

CDN.
popcarol napisał:
Przypomniałam sobie własną samotną wyprawę sprzed dwóch lat
@popcarol, czytałam i teraz sobie jeszcze odświeżyłam. Za pierwszym razem bardzo Cię podziwiałam, że zrealizowałaś ten wyjazd sama, za drugim - podziw się nie zmniejszył :) I dziękuję za miłe słowa :)

@kawon30, nastąpi, nastąpi, tylko w bliżej nieokreślonej przyszłości :) jakoś nie mogę się zebrać do przesegregowania miliona zdjęć do kolejnego odcinka :)Mistrzyni wykopalisk. Wiem :D
Ale tak bardzo uwiera mnie ta niedokończona relacja, że musiałam, po prostu musiałam. Wybaczcie.

Laos/Tajlandia

Niestety, chociaż robiliśmy co mogliśmy, żeby jak najbardziej odsunąć od siebie ten straszny moment, dłużej już się nie dało zwlekać. Nadszedł czas opuszczenia Laosu i ruszenia w kierunku Polski. Jedyną pociechę stanowił fakt, że po drodze jeszcze Tajlandia i Pekin - czyli powrót do rzeczywistości nie będzie całkowicie brutalny, tylko taki...hmmm...trochę "schodkowy" :)
Oddaliśmy więc klucze od pokoju, poklepaliśmy z czułością nasz skuter, a szczególnie długo (i efektywnie :D żegnaliśmy się z paniami "Tiutiu" (bez wchodzenia w zbytnie szczegóły, mogę powiedzieć tylko, że zapas bransoletek na prezenty urodzinowe dla znajomych kobiet nie wyczerpał mi się do tej pory :D I kosmetyczek. Nie zapominajmy o kosmetyczkach. Chociaż kosmetyczki polecam również panom, bo mają zupełnie inny poziom przydatności. Otóż całe były wyszyte takimi blaszkami, nachodzącymi na siebie jak rybia łuska. Nie wiem, z czego dokładnie wykonane są blaszki, ale mają jedną bardzo przydatną cechę :D I teraz muszę stworzyć prywatną Twierdzę Szyfrów :D no....po prostu...jeśli chcecie przywieźć z Laosu jakąś pamiątkę.....taką bardziej oryginalną np......nie to, żebym namawiała :D ...no...to po prostu włóżcie ją do tej kosmetyczki :D

Image

Z dworca autobusowego w Luang Namtha bardzo prosto można dostać się do Ban Houayxay, miejscowości położonej przy granicy z Tajlandią. Bus jedzie ok. 4 godzin, a bilety kosztują - wiecie co, biorąc pod uwagę moją skrupulatność w zapisywaniu wydatków :D trochę mi wstyd, ale nigdzie nie zapisałam ceny biletów :D Ale ponieważ było to tak dawno temu, to nie ma się czym przejmować, bo pewnie i tak uległa zmianie :D W każdym razie wydaje mi się, że niezbyt wiele. Potem tuk-tuk do granicy (Ha! To akurat sobie zapisałam - 25 000 LAK), przejście na piechotę (dosyć szybko i bez problemowo przepuszczają na długi pas "ziemi niczyjej", przez który przejeżdża się autobusem za 7000 LAK, a kupując bilet w okienku można przy okazji wymienić resztę LAK na THB :) Granica tajska również bez żadnych problemów, w dodatku zaraz po jej przejściu wychodzi się na mnóstwo stoliczków, przy których mili panowie sprzedają bilety na tuk-tuki do dworca autobusowego (65 THB). I kiedy się już człowiek nacieszy, jaki to świetny interes zrobił, bo te bilety przecież wcale nie takie drogie, to nagle się okazuje, że za dalekobieżny autobus który jedzie do Chiang Ray (w dodatku przez dwie i pół godziny) musi zapłacić 60 THB :D Życie :D

W każdym razie - żeby ta relacja miała choć trochę walorów praktycznych, skoro już ustaliliśmy, że porady finansowe mogą być lekko przeterminowane - podróż z Luang Namtha w Laosie do Chiang Ray w Tajlandii trwała 8 godzin. I była całkowicie bezproblemowa.

Chiang Ray

W Chiang Ray mogliśmy spędzić trzy noce, właściwie tylko trochę ponad dwa pełne dni. Mieliśmy natomiast bardzo dużo planów, chcieliśmy zobaczyć mnóstwo miejsc i cały czas zastanawialiśmy się, jak zdążyć ze wszystkim. Z pomocą przyszło nam piwo :D (60 THB) Bo gdy chcieliśmy ukoić nerwy i podeszliśmy do lady w naszym hostelu w celu zakupu wiadomego napoju, rzuciła nam się w oczy ulotka o pięknej nazwie : Magiczne Chiang Ray. Okazało się, że jest to całodzienna wycieczka, która obejmuje wszystkie interesujące nas miejsca. Cena też nie była zbyt wygórowana - 1000 THB od osoby. Pewnie, samodzielnie dałoby się dużo taniej, ale obawiam się, że nie zdążylibyśmy odwiedzić wszystkich miejsc (poza tym, i tak całe oszczędności wpakowalibyśmy w piwo. Wiadomo, nerwy :D

Wycieczka "Magiczne Chiang Ray"

Wycieczka składała się z dziesięciu osób, przemiłego przewodnika-kierowcy, minivana i bardzo bogatego programu. Dodatkowo miała jeszcze jedną zaletę - odbierała swoich uczestników bezpośrednio spod miejsc noclegowych. Pod naszym hostelem kierowca pojawił się po 8.00, a ponieważ byliśmy ostatni do odbioru, od razu wyruszyliśmy do pierwszej atrakcji.

1. Biała Świątynia

Image

Ta bardzo niestandardowa wystawa sztuki współczesnej połączona z buddyjską świątynią została zaprojektowana i cały czas jest tworzona przez prywatnego artystę. Przewidywany termin zakończenia pracy to 2070 r., a po śmierci autora świątynię mają dokończyć jego uczniowie.
Bilety wstępu: 50 THB, w naszym przypadku w cenie wycieczki.

Image

Wewnątrz świątyni znajdują się malowidła przedstawiające sceny z życia fikcyjnych postaci popkultury, m.in. Supermana, Neo z Matrixa, statki kosmiczne itp. Niestety, w środku nie wolno robić zdjęć.

Image

Tylko jedna z dłoni ma czerwony paznokieć - trudno go przeoczyć :D Przejście przez ten most naprawdę robi wrażenie...W ogóle - będąc tam, człowiek czuje się lekko przytłoczony kontrastami. Sam budynek rzeczywiście jest piękny, ale gdy wchodzi się do środka następuje coś w rodzaju szoku poznawczego :/ :D Sama nie wiem, czy było to przyjemne, czy wręcz przeciwnie, uczucie. Chociaż podobno sztuka ma poruszać i zaskakiwać. Dodatkowo na całym terenie znajdują się przeróżne rzeźby i instalacje - również warte obejrzenia.

Image

Współcześni bohaterowie mieszają się z wizerunkami tradycyjnych postaci z wierzeń i legend tajskich, a może nie tylko tajskich?

Image

Image

Image

Stylizowane na starodawne postaci żółwi Ninja stoją razem z posągiem Buddy przy wodospadzie. Dziwne/ciekawe/poruszające.
A na koniec można sobie zrobić pamiątkowa fotkę:

Image

Nie pytajcie :/ oczywiście, że tak :/ :D

2. Niebieska Świątynia

Image

Jej dominującym kolorem jest oczywiście niebieski, ale na całym terenie znajduje się również wiele złotych ozdób. Te dwa kolory to bardzo istotne barwy w buddyzmie. Niebieski kojarzony jest z mądrością, lojalnością i spokojem, a żółty - z prawdą i wiarą.

Image

Świątynia była piękna. Tyle mogę powiedzieć. Znowu brak wiedzy, znowu tylko przez szparę w drzwiach..."You know nothing, Jon Snow"...

Image


3. Czarny Dom

Image

Kolejne miejsce, o którym trudno mi się opowiada. Trudno się mówi o emocjach, a jeszcze trudniej je opisać. Tak jak Biała Świątynia zaskakiwała niespodziewanymi kontrastami, tak tu było czuć mrok.

Image

Czarny Dom to miejsce w którym żył i pracował tajski artysta. Cały kompleks składa się z ponad 40 różnych budowli w różnych kształtach.

Image

Image

To akurat sypialnia twórcy. Wewnątrz budynków znajdują się obrazy, rzeźby, instalacje, wykonane z części martwych zwierząt - rogów, szkieletów, skór.

Image

Będąc tam, czuje się że "czarny" w nazwie niekoniecznie oznacza kolor...Mocne, skondensowane emocje, raczej z tych trudnych...


Dodaj Komentarz

Komentarze (24)

mareckipl 13 lipca 2020 01:52 Odpowiedz
Dzięki za dokarmianie będących na podróżniczym głodzie, takie relacje to jedna z niewielu rzeczy umożliwiających przetrwanie uziemienia :D
maxima 13 lipca 2020 10:17 Odpowiedz
czekam na więcej, bo do Laosu miałam bilet na 14.03.2020 i wiadomo co było potem :/
cart 13 lipca 2020 11:44 Odpowiedz
Do Vientiane można się taniej dostać. My leciecieliśmy z DMK do Udon Thani za 20$ i tam na pace ciężarówki za parę groszy na przejście graniczne.
wasil10 13 lipca 2020 11:55 Odpowiedz
@cart my zrobiliśmy tak samo w 2016 roku z lotem do Udon Thani, jednak w dalszą podróż nie udaliśmy się już niestety na pace, a autokarem i tuktukiem. @pestycyda też czekam na dalszą cześć, jestem mega ciekawy Waszych odczuć co do Laosu. Poza tym lubię Twoje pozytywne relacje, póki co jednak jakoś mniej emotek niż standardowo :D
qbaqba 13 lipca 2020 12:52 Odpowiedz
pestycyda napisał:Z Zakazanym Miastem było jeszcze gorzej, ale przynajmniej jednoznacznie. Po prostu go nie znaleźliśmy :DMuszę przyznać, że to całkiem niezłe osiągnięcie, biorąc pod uwagę że byliście przy placu Tiananmen (nawet jeśli po "złej stronie ulicy"), który z Zakazanym Miastem sąsiaduje :)
pestycyda 13 lipca 2020 17:24 Odpowiedz
@Mareckipl, dla mnie takie wspominanie to też metoda walki o przetrwanie. Miejmy nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy...@maxima, nie martw się, Laos czeka, jeszcze na pewno pojedziesz :) Udało się odzyskać pieniądze za bilety?@cart, na pewno. Ale mogłeś o tym nie pisać...Tacy byliśmy z siebie dumni... :Dwasil10 napisał: póki co jednak jakoś mniej emotek niż standardowo :D Ha! Tym razem postanowiłam, że relacja będzie epatować mrokiem. I złem :twisted: A poważnie, to aktualna sytuacja nie sprzyja. Ale pewnie się rozkręcę :D@QbaqBA, wiem :/ :D Nawet w końcu udało się nam przejść na odpowiednią stronę ulicy (ale wtedy to nawet Placu nie znaleźliśmy :/ :D, szukaliśmy, szwendaliśmy się, mieliśmy wrażenie, że jesteśmy tuż-tuż przy murach...No. I na wrażeniu się skończyło. Ale to nie nasza wina, to na pewno przez upał i brak czasu. My przecież byliśmy doskonale przygotowani do zwiedzania. JAK ZAWSZE :/ :D
maxima 13 lipca 2020 21:26 Odpowiedz
@pestycyda mam nadzieję, że dotrę w przyszłym roku, bo w tym to już chyba przestałam się łudzić w kwestii dalekich lotów ;( w ramach chargebacku i dodatkowych odwołań w końcu bank oddał pieniądze, ale łatwo nie było. NA pewno bardziej wymagające niż wyjazd do Laosu ;)
2catstrooper 21 lipca 2020 13:59 Odpowiedz
Juz krzyczalam "frytki! frytki!"Czytam nastepne zdanie i co widze? Frytki.Widze, ze mamy podobne doswiadczenia z lokalnymi specjalami w tym miescie. hyhyhy!
gadekk 21 lipca 2020 15:06 Odpowiedz
Uwielbiam Twój styl pisania. Po przeczytaniu każdej z Twoich relacji mam ochotę ruszyć Waszymi śladami, a póki co robię to tylko palcem po mapie :lol:
bedbo 4 sierpnia 2020 08:27 Odpowiedz
Nie żebym poganiała autorkę:), w końcu są wakacje, ale nie mogę się doczekać dalszego ciągu. No i jakoś bez emotek czyta mi się to inaczej niż zwykle:)
katka256 5 sierpnia 2020 15:00 Odpowiedz
1 post na forum i już poganianie :o
maginiak 5 sierpnia 2020 18:07 Odpowiedz
Lepszy taki niż "jak dojechać z lotniska Bergamo do centrum"
bedbo 5 sierpnia 2020 22:22 Odpowiedz
katka2561 post na forum i już poganianie :o
No właśnie napisałam, że nie poganiam, tylko, że czekam. Bo po prostu bardzo lubię relacje Pestycydy, które czytam od kiedy zaczęły pojawiać się na tym forum. Myślałam, że do tego nie trzeba mieć jakiejś określonej (dużej) liczby postów i że zwyczajnie autorka może nawet się ucieszyć, że ma więcej zagorzałych czytelników niż myśli:)
bedbo 5 sierpnia 2020 22:36 Odpowiedz
katka2561 post na forum i już poganianie :o
No właśnie napisałam, że nie poganiam, tylko, że czekam. Bo po prostu bardzo lubię relacje Pestycydy, które czytam od kiedy zaczęły pojawiać się na tym forum. Myślałam, że do tego nie trzeba mieć jakiejś określonej (dużej) liczby postów i że zwyczajnie autorka może nawet się ucieszyć, że ma więcej zagorzałych czytelników niż myśli:)
katka256 5 sierpnia 2020 22:36 Odpowiedz
maginiak napisał:Lepszy taki niż "jak dojechać z lotniska Bergamo do centrum"@pestycyda dawaj do przodu :)masz rację@bedbo jeśli jesteś takim fanem/fanką relacji pestycydy, trzeba było założyć wcześniej konto i np.klikając "lubię to" lub zgłaszając relacje do konkursów, dać znać autorce, że jej relacje podobają się większej liczbie osób.
bedbo 5 sierpnia 2020 23:40 Odpowiedz
katka256maginiak napisał:Lepszy taki niż "jak dojechać z lotniska Bergamo do centrum"@pestycyda dawaj do przodu :)masz rację@bedbo jeśli jesteś takim fanem/fanką relacji pestycydy, trzeba było założyć wcześniej konto i np.klikając "lubię to" lub zgłaszając relacje do konkursów, dać znać autorce, że jej relacje podobają się większej liczbie osób.
Konto założyłam dużo wcześniej:) a Pestycyda, cóż, właśnie się dowiedziała:) Ale masz rację, autorzy relacji pownni wiedzieć, że się ich docenia i właśnie podjęłam działania w tym kierunku:)
bedbo 6 sierpnia 2020 00:59 Odpowiedz
katka256maginiak napisał:Lepszy taki niż "jak dojechać z lotniska Bergamo do centrum"@pestycyda dawaj do przodu :)masz rację@bedbo jeśli jesteś takim fanem/fanką relacji pestycydy, trzeba było założyć wcześniej konto i np.klikając "lubię to" lub zgłaszając relacje do konkursów, dać znać autorce, że jej relacje podobają się większej liczbie osób.
Konto założyłam dużo wcześniej:) a Pestycyda, cóż, właśnie się dowiedziała:) Ale masz rację, autorzy relacji pownni wiedzieć, że się ich docenia i właśnie podjęłam działania w tym kierunku:)
popcarol 2 listopada 2020 14:32 Odpowiedz
Przypomniałam sobie własną samotną wyprawę sprzed dwóch lat. Uwielbiam Twój sposób pisania. Dziękuję :)panie Tiutiu sa też w górach Wietnamu :) ;)
kawon30 26 listopada 2020 05:08 Odpowiedz
Nastąpi ten CD?
pestycyda 26 listopada 2020 20:03 Odpowiedz
popcarol napisał:Przypomniałam sobie własną samotną wyprawę sprzed dwóch lat @popcarol, czytałam i teraz sobie jeszcze odświeżyłam. Za pierwszym razem bardzo Cię podziwiałam, że zrealizowałaś ten wyjazd sama, za drugim - podziw się nie zmniejszył :) I dziękuję za miłe słowa :)@kawon30, nastąpi, nastąpi, tylko w bliżej nieokreślonej przyszłości :) jakoś nie mogę się zebrać do przesegregowania miliona zdjęć do kolejnego odcinka :)
tupungato 23 maja 2021 17:08 Odpowiedz
Ahoj, ja też zamawiam ciąg dalszy!; )
grzalka 17 maja 2022 23:08 Odpowiedz
I ja cały czas czekam na ciąg dalszy☺️. Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze.
pestycyda 21 lipca 2024 12:08 Odpowiedz
I jeszcze krótkie podsumowanie finansowe.Jedzenie: ok. 530,37 zł na osobęTransport: (wliczyłam tu również wszystkie wypożyczenia skutera i paliwo) ok. 312,39 zł na osobęNoclegi: ok. 400,41 zł na osobęAtrakcje: ok. 276,71 zł na osobęCałość: ok. 1519,88 zł/osoba + wiza (30 USD) + 2 loty (Bangkok-Wientian: 349 zł, Chiang Ray-Bangkok: 184 zł) + niezliczone ilości bransoletek, kosmetyczek i innych pamiątek :)
tarman 31 lipca 2024 23:08 Odpowiedz
@pestycyda świetna relacja !!! (...ważne, że dokończona)