Po spacerze pełnym emocji idziemy na zasłużoną obiadokolację w Le Chef. Po drodze mijamy wizerunki ofiar wybuchu.
Le Chef to znana w Bejrucie restauracja, serwująca tradycyjne libańskie, domowe jedzenie. Stolika nie trzeba rezerwować, jednak może okazać się że trzeba będzie chwilę zaczekać. O miejscu zrobiło się kolejny raz głośno, po tym jak Russel Crowe przekazał pieniądzę na zbiórkę (naprawa zniszczeń w restauracji po wybuchu). Zamawiamy (na 2 osoby): hummus z mięsem mielonym, talerz pieczonego bobu (przystawki), a na danie główne: ryba z sosem tahinowym, klopsiki mięsne z ryzem (puste w środku), do tego standardowo chleb i w tym przypadku oliwki + woda. Część menu jest napisana ręcznie, kelner wykrzykuje do kuchni zamówienie. W lokalu mix – turyści i Libańczycy. Na deser wjeżdża 1 pudding ryżowy (na zimno) i 1 kawa. Cena za wszystko to 630 000 LBP (paragon wypisany ręcznie). Jedzenie jest smaczne, miejsce godne polecenia.
Po kolacji kierujemy się do Airbnb, ponownie widzimy uszkodzone przez wybuch budynki. Z pozytywnych rzeczy – dużo balkonów jest zadbanych (niektóre mają nawet bardzo bujną roślinność – mini dżungle ?) i wykorzystywanych przez Libańczyków jako miejsce rekreacji.
Dzień 2 – 15.10.2022 Drugi dzień wyjazdu, sobota, zaczynamy od śniadania w dzielnicy muzułmańskiej, na które jedziemy Boltem (cena z aplikacji 60 000 LBP), odległość: 4,5km, 12 min jazdy. Tym razem taksówkarz nie wspomina o dodatkowej opłacie, daję napiwek. Na śniadanie wbieramy El Soussi (https://goo.gl/maps/rwbstQmJDuGNdQJ49),popularne miejsce śniadaniowo-lunchowe w Bejrucie, serwujące typowo libańskie potrawy. W lokalu jest dość tłoczno (co gwarantuje świeżość posiłków), jesteśmy jedynymi białymi ludźmi ale nie jedynymi turystami (jest jedna rodzina z kraju arabskiego). Lokal jest prowadzony przez starszego pana - Raji Kebbe i jego kuzyn Ahmada el Soussi, którzy osobiście przygotowują posiłki. Miejsce pojawiło się w wielu filmikach na Youtube, nawet kiedyś był w nim polski Sfinks. Można zobaczyć filmik na Youtube, mający 15 mln wyświetleń doskonale oddający klimat lokalu https://www.youtube.com/watch?v=V7vofXwkY0E&t=26s
W lokalu nie ma menu po angielsku, jest jedynie menu po arabsku. Na śniadanie zamawiamy: fatteh (w trochę innej konfiguracji – tym razem z orzeszkami pini), smażony mózg owcy (smakował na prawdę dobrze, delikatny, jednocześnie lekko chrupiący) i coś czego nie zrozumieliśmy, ale zaryzykowaliśmy (jakaś część owcy albo barana, możliwe że były to baranie jądra – na pewno mięso było delikatne i dobrze przyprawione) do tego woda, kiszonki, warzywa i chleb. Cena za śniadanie dla dwóch osób: 280 000 LBP. El Soussi to moim zdaniem miejsce must visit w Bejrucie.
Śniadanie było sycące, ale nie tak obfite jak poprzedniego dnia, dzięki temu jest miejsce na deser ?. Idziemy rozejrzeć się po okolicy i poszukać miejsca z deserem i kawą. Jesteśmy aktualnie w dzielnicy muzułmańskiej (nocujemy w chrześcijańskiej), czuć zupełnie inny kllimat, można poczuć, że znajdujemy się w zupełnie innym świecie. Po pierwsze, większość kobiet ma zakryte włosy, po drugie jest większy bałagan (więcej śmieci na ulicach, bardziej zniszczone budynki).
Po chwili pojawiają się stragany z warzywami i owocami, robi się klimatycznie. W październiku jest sezon na granaty (25-35 000 LBP/kg), grepfruty (ok 20 000 LBP/kg), genialne libańskie awokado (60-80 000 LBP/kg), winogrona (20 – 40 000 LBP/kg), jabłka, jabłka cukrowe (polecam spróbować).
Ludzie są przyjaźni, jeden pan widząc że robię zdjecia poprosił, żebym zrobił z nim zdjęcie. Wygląda na to, że nie często w okolicę zapuszczają się turyści. Udaje nam się trafić do miejsca z deserami, wygląda całkiem spoko, wychodzimy z założenia że desery też powinny być ok, nie pomyliliśmy się. Zamawiamy 1 porcję czegoś pistacjowego ze śmietanką (Google mówi, że to KAYMAKLI EZME – jest genialne) i 1 porcję kunefe w bułce sezamowej – do polania syropem cukrowym i 2 kawy. W lokalu nie ma kawy, pan zamawia kawę w sklepie po drugiej stronie ulicy ?. Okazuje się, że porcje są ogromne i jedna porcja jest na spokojnie dla dwóch osób. Kunefe jest bardzo smaczne, KAYMAKLI EZME jest genialny. Podaję link do miejsca, gdyby ktoś chciał spróbować. Cena za wszystko to 210 000 LBP. Miejsce nazywa się Kasr Al Hilwayat Al Arabia – Pastry: https://goo.gl/maps/8HigxM1RzYkZKVz9A
Poniżej zdjęcia deserów i lokalu
Z racji tego, że dzielnica jest zamieszkana przez muzułmanów, jest w niej duże poparcie dla partii politycznych o takiej orientacji. Na ulicach można zobaczyć flagi Hezbollahu i porterty muzułmańskich radykałów. Poniżej zdjęcia flag Hezbollahu na ulicach Bejrutu (kilka metrów od cukierni). W tej dzielnicy widziałem zdjęcie Jasera Arafata, co suegeruje, że mieszkają w niej Palestyńczycy.
Dzień 2 – 15.10.2022, część druga Po deserze zmierzamy w kierunku Pigeon Rock, żeby tam dotrzeć musimy przejść przez dzielnicę Hamra. Mijamy sklep zoologiczny i zwierzęce SPA w jednym, można w nim kupić smutnego kota w klatce, wykąpąć psa, przystrzyc mu sierść i przyciąć pazury, są też dostępne karmy i gryzonie (jak wszędzie). Na uwagę zwracają suszące się na ulicy różowe ręczniki.
Po chwili wchodzimy na ulicę Hamra. Wzdłóż ulicy tętni życie – jest dużo lokali z jedzeniem i sklepów. Mijamy budkę telefoniczną i pana sprzedającego książki i gazety, wśród nich jest arabski odpowiednik Playboya (może ktoś wie co to dokładnie za gazeta?)
Wchodzimy do mijanego po drodze supermarketu – Spinneys (największa sieć marketów w Libanie). W końcu kraj można lepiej poznać odwiedzając w nim sklepy ?. Można tam kupić wszystko – od produktów spożywczych do wyposażenia domu. Istnieje możliwość złożenia zamówienia online przez stronę, aktualne ceny można sprawdzić tutaj: https://www.spinneyslebanon.com/
Kilka zdjęć ze sklepu – zwraca uwagę duży wybór wysokiej jakości oliwy i strączków w puszkach. Co do cen w sklepach, niemal wszystkie proukty (poza sezonowymi) są droższe, niż w Polsce, dużo droższe jest mięso, mleko i produkty mleczne, słodycze, środki czystości (nawet 2 razy tyle co w Polsce) - np pasta do zębów Colgate Charcoal (ok 10 zł, w Polsce 5 zł), mleko (6,50 zł/1l), czekolada Wawel (7 zł/100g), najtańsza lokalna oliwa z oliwek extra virgin (ok 30 zł/l). Dość wysokie ceny wynikają z małego libańskiego rynku, dodatkowo większość produktów albo komponentów musi być importowana, wpływ na ceny mają również ograniczenia w dostawie taniego rządowego prądu (uzupełniane drogim prądem z generatorów).
Przejdźmy do produktów dla dorosłych i produktów z Polski ?. Oczywiście w Libanie spotkamy produkty z Polski, mi udało się natrafić na sklepowych półkach produkty Kupiec, Sante, Dr Gerard i wódke (Chopin i Żubrówka), widziałem również tabletki do zmywarek Finish Made in Poland. Bardzo tani jest polski alkohol - Żubrówka jest o połowę tańsza niż w Polsce (0,7l kosztuje 12zł), dla niedowiarków dowód poniżej ?.
Liban jest dużym producentwm wina, głównie na lokalny rynek. W kraju znajduje się wiele winiarni, które można odwiezić (w jednej z nich będziemy w dalszej części wyjazdu). Najbardziej znanymi lokalnymi winami są Chateau Ksara, Chateau Kefraya i Ixsir. Co do jakości win libańskich –porównywalna do jakości win portugalskicj, włoskich, hiszpańskich, itp. Co do cen, są przeciętnie trochę droższe od tych jakie znamy w Europie (ceny w sklepie od 3 USD/butelka 0,75l). Jeśli ktoś jest zainteresowany, można zaopatrzeć się na lotnisku (w jednym ze sklepów jest duży sektor chłodniczy z winami), ceny w wolnocłowym na lotnisku są o 20-30% wyższe od tych w sklepach. Poniżej półka z lokalnymi winami.
Wychodzimy ze sklepu, idziemy wzdłuż ulicy Hamra, życie wygląda względnie normalnie – ludzie wracający ze sklepu, ludzie chillujący z fajkami (niemal od samego rana; widok fajek będzie nam towarzyszył do końca wyjazdu), dostawcy jedzenia na skuterach (z aplikacji Totters – libańskie odpowiednik Uber Eats/Wolt itp). W końcu jest sobota. Nie zamawiałem jedenia z Totters, jeśli ktoś jest zainteresowany, polecam ściągnąć przed wyjazdem i sprawdzić dostępne opcje (ja tak zrobiłem).
Gdzieniegdzie mijamy uszkodzone w czasie wojny domowej budynki. Do tej pory nikt z tym nic nie zrobił, a wojna zakończyła się ponad 20 lat temu. Strach pomyśleć ile czasu zajmie odbudowa Ukrainy.
Po długim spacerze docieramy do głównego celu dzisiejszego dnia czyli Pigeon Rock (czyli dwie skały). Wyglądają interesująco, robimy zdjęcia na pamiątkę. W okoicy kręcą się pojedyńcze dzieci probujące coś sprzedać i osoby przypominające cyganów, jest też grupka turystów z Iraku. Stojąc na promenadzie widzimy lądujące samoloty, jest całkiem przyjemnie.
W pobliżu skał parkuje autobus, w środku którego kierowca pali fajkę. Pytamy czy można zrobić mu zdjęcie, nie ma problemu. Panu na tyle się spodobało bycie gwiazdą, że zaproponował zapalenie z nim fajki ?.
Po zobaczeniu Pigeon Rock odbijamy znowu w kierunku ulicy Hamra, idąc bocznymi uliczkami. Boczne uliczki wyglądają na bardziej zamożne, o czym świadczą nowe auta, względny porządek i duże mieszkania. Widziałem blok 6 piętrowy, który miał 6 domofonów, każdy przypisany do innej rodziny, w pierwszej chwili zastanawiałem się czy aby na pewno w tak dużym budynku, na każdym piętrze mieszka tylko jedna rodzina, po kolejnych kilku dniach w Libanie okazało się, że tak faktycznie jest i rodzinne mieszkania są przeciętnie większe od tych w Polsce (150-250 m2, w Libanie w metraż wliczają się balkony). Standardem w większych mieszkaniach jest maid room, o powierzchni ok 3m2 + łazienka dla maid. W pierwszej chwili byłem tym zaskoczony, zgłębiając temat okazało się, że maid z Afryki kosztuje 150 USD/miesiąc! (+zakwaterowanie), wiec jak najbardziej jest dostępna dla obecnej klasy średniej w Libanie (w szczególności że maid nie mają określonych godzin pracy, a jest dostępna na każdą prośbę).
W Libanie, a w sczególności w Bejrucie widać ogromne rozwarstwienie społeczeństwa. Wg nieoficjalnych statystyk 80% społeczeństwa żyje poniżej granicy ubóstwa, spacerujac po ulicach nie do końca to widać, w szczególności patrząc na auta i pełne knajpy.
Poniżej kilka zdjęc z lepszej dzielnicy w pobliżu wybrzeża.
@M_Karol Czy oprócz 10 kg walizki w Cyprus Airways można mieć jeszcze jakiś plecak, czy tylko jedną sztukę bagażu?Zakładam, że ta cena lotu to powrotnego, a nie w jedną stronę?
Ja też?tym bardziej, że byliśmy prawie w tym samym terminie, bo od 10.10-19.10. Zrobiliśmy pętelkę z noclegami w Tyrze, Zahlé, Baszari i na koniec w Byblos
Mały update dla zainteresowanych dalszym ciągiem relacji. Ostatnio byłem trochę zabiegany - niespodziewana większa ilość pracy + sprawy osobiste, stąd małe zastopowanie. Ciąg dalszy na pewno nastąpi.
Po spacerze pełnym emocji idziemy na zasłużoną obiadokolację w Le Chef. Po drodze mijamy wizerunki ofiar wybuchu.
Le Chef to znana w Bejrucie restauracja, serwująca tradycyjne libańskie, domowe jedzenie. Stolika nie trzeba rezerwować, jednak może okazać się że trzeba będzie chwilę zaczekać. O miejscu zrobiło się kolejny raz głośno, po tym jak Russel Crowe przekazał pieniądzę na zbiórkę (naprawa zniszczeń w restauracji po wybuchu).
Zamawiamy (na 2 osoby): hummus z mięsem mielonym, talerz pieczonego bobu (przystawki), a na danie główne: ryba z sosem tahinowym, klopsiki mięsne z ryzem (puste w środku), do tego standardowo chleb i w tym przypadku oliwki + woda. Część menu jest napisana ręcznie, kelner wykrzykuje do kuchni zamówienie. W lokalu mix – turyści i Libańczycy.
Na deser wjeżdża 1 pudding ryżowy (na zimno) i 1 kawa. Cena za wszystko to 630 000 LBP (paragon wypisany ręcznie). Jedzenie jest smaczne, miejsce godne polecenia.
Po kolacji kierujemy się do Airbnb, ponownie widzimy uszkodzone przez wybuch budynki. Z pozytywnych rzeczy – dużo balkonów jest zadbanych (niektóre mają nawet bardzo bujną roślinność – mini dżungle ?) i wykorzystywanych przez Libańczyków jako miejsce rekreacji.
Dzień 2 – 15.10.2022
Drugi dzień wyjazdu, sobota, zaczynamy od śniadania w dzielnicy muzułmańskiej, na które jedziemy Boltem (cena z aplikacji 60 000 LBP), odległość: 4,5km, 12 min jazdy. Tym razem taksówkarz nie wspomina o dodatkowej opłacie, daję napiwek.
Na śniadanie wbieramy El Soussi (https://goo.gl/maps/rwbstQmJDuGNdQJ49), popularne miejsce śniadaniowo-lunchowe w Bejrucie, serwujące typowo libańskie potrawy. W lokalu jest dość tłoczno (co gwarantuje świeżość posiłków), jesteśmy jedynymi białymi ludźmi ale nie jedynymi turystami (jest jedna rodzina z kraju arabskiego). Lokal jest prowadzony przez starszego pana - Raji Kebbe i jego kuzyn Ahmada el Soussi, którzy osobiście przygotowują posiłki. Miejsce pojawiło się w wielu filmikach na Youtube, nawet kiedyś był w nim polski Sfinks. Można zobaczyć filmik na Youtube, mający 15 mln wyświetleń doskonale oddający klimat lokalu https://www.youtube.com/watch?v=V7vofXwkY0E&t=26s
W lokalu nie ma menu po angielsku, jest jedynie menu po arabsku. Na śniadanie zamawiamy: fatteh (w trochę innej konfiguracji – tym razem z orzeszkami pini), smażony mózg owcy (smakował na prawdę dobrze, delikatny, jednocześnie lekko chrupiący) i coś czego nie zrozumieliśmy, ale zaryzykowaliśmy (jakaś część owcy albo barana, możliwe że były to baranie jądra – na pewno mięso było delikatne i dobrze przyprawione) do tego woda, kiszonki, warzywa i chleb.
Cena za śniadanie dla dwóch osób: 280 000 LBP. El Soussi to moim zdaniem miejsce must visit w Bejrucie.
Śniadanie było sycące, ale nie tak obfite jak poprzedniego dnia, dzięki temu jest miejsce na deser ?. Idziemy rozejrzeć się po okolicy i poszukać miejsca z deserem i kawą.
Jesteśmy aktualnie w dzielnicy muzułmańskiej (nocujemy w chrześcijańskiej), czuć zupełnie inny kllimat, można poczuć, że znajdujemy się w zupełnie innym świecie. Po pierwsze, większość kobiet ma zakryte włosy, po drugie jest większy bałagan (więcej śmieci na ulicach, bardziej zniszczone budynki).
Po chwili pojawiają się stragany z warzywami i owocami, robi się klimatycznie. W październiku jest sezon na granaty (25-35 000 LBP/kg), grepfruty (ok 20 000 LBP/kg), genialne libańskie awokado (60-80 000 LBP/kg), winogrona (20 – 40 000 LBP/kg), jabłka, jabłka cukrowe (polecam spróbować).
Ludzie są przyjaźni, jeden pan widząc że robię zdjecia poprosił, żebym zrobił z nim zdjęcie. Wygląda na to, że nie często w okolicę zapuszczają się turyści.
Udaje nam się trafić do miejsca z deserami, wygląda całkiem spoko, wychodzimy z założenia że desery też powinny być ok, nie pomyliliśmy się. Zamawiamy 1 porcję czegoś pistacjowego ze śmietanką (Google mówi, że to KAYMAKLI EZME – jest genialne) i 1 porcję kunefe w bułce sezamowej – do polania syropem cukrowym i 2 kawy. W lokalu nie ma kawy, pan zamawia kawę w sklepie po drugiej stronie ulicy ?. Okazuje się, że porcje są ogromne i jedna porcja jest na spokojnie dla dwóch osób. Kunefe jest bardzo smaczne, KAYMAKLI EZME jest genialny. Podaję link do miejsca, gdyby ktoś chciał spróbować. Cena za wszystko to 210 000 LBP.
Miejsce nazywa się Kasr Al Hilwayat Al Arabia – Pastry: https://goo.gl/maps/8HigxM1RzYkZKVz9A
Poniżej zdjęcia deserów i lokalu
Z racji tego, że dzielnica jest zamieszkana przez muzułmanów, jest w niej duże poparcie dla partii politycznych o takiej orientacji. Na ulicach można zobaczyć flagi Hezbollahu i porterty muzułmańskich radykałów. Poniżej zdjęcia flag Hezbollahu na ulicach Bejrutu (kilka metrów od cukierni). W tej dzielnicy widziałem zdjęcie Jasera Arafata, co suegeruje, że mieszkają w niej Palestyńczycy.
Dzień 2 – 15.10.2022, część druga
Po deserze zmierzamy w kierunku Pigeon Rock, żeby tam dotrzeć musimy przejść przez dzielnicę Hamra.
Mijamy sklep zoologiczny i zwierzęce SPA w jednym, można w nim kupić smutnego kota w klatce, wykąpąć psa, przystrzyc mu sierść i przyciąć pazury, są też dostępne karmy i gryzonie (jak wszędzie). Na uwagę zwracają suszące się na ulicy różowe ręczniki.
Po chwili wchodzimy na ulicę Hamra. Wzdłóż ulicy tętni życie – jest dużo lokali z jedzeniem i sklepów. Mijamy budkę telefoniczną i pana sprzedającego książki i gazety, wśród nich jest arabski odpowiednik Playboya (może ktoś wie co to dokładnie za gazeta?)
Wchodzimy do mijanego po drodze supermarketu – Spinneys (największa sieć marketów w Libanie). W końcu kraj można lepiej poznać odwiedzając w nim sklepy ?.
Można tam kupić wszystko – od produktów spożywczych do wyposażenia domu. Istnieje możliwość złożenia zamówienia online przez stronę, aktualne ceny można sprawdzić tutaj: https://www.spinneyslebanon.com/
Kilka zdjęć ze sklepu – zwraca uwagę duży wybór wysokiej jakości oliwy i strączków w puszkach. Co do cen w sklepach, niemal wszystkie proukty (poza sezonowymi) są droższe, niż w Polsce, dużo droższe jest mięso, mleko i produkty mleczne, słodycze, środki czystości (nawet 2 razy tyle co w Polsce) - np pasta do zębów Colgate Charcoal (ok 10 zł, w Polsce 5 zł), mleko (6,50 zł/1l), czekolada Wawel (7 zł/100g), najtańsza lokalna oliwa z oliwek extra virgin (ok 30 zł/l). Dość wysokie ceny wynikają z małego libańskiego rynku, dodatkowo większość produktów albo komponentów musi być importowana, wpływ na ceny mają również ograniczenia w dostawie taniego rządowego prądu (uzupełniane drogim prądem z generatorów).
Przejdźmy do produktów dla dorosłych i produktów z Polski ?. Oczywiście w Libanie spotkamy produkty z Polski, mi udało się natrafić na sklepowych półkach produkty Kupiec, Sante, Dr Gerard i wódke (Chopin i Żubrówka), widziałem również tabletki do zmywarek Finish Made in Poland. Bardzo tani jest polski alkohol - Żubrówka jest o połowę tańsza niż w Polsce (0,7l kosztuje 12zł), dla niedowiarków dowód poniżej ?.
Liban jest dużym producentwm wina, głównie na lokalny rynek. W kraju znajduje się wiele winiarni, które można odwiezić (w jednej z nich będziemy w dalszej części wyjazdu). Najbardziej znanymi lokalnymi winami są Chateau Ksara, Chateau Kefraya i Ixsir. Co do jakości win libańskich –porównywalna do jakości win portugalskicj, włoskich, hiszpańskich, itp. Co do cen, są przeciętnie trochę droższe od tych jakie znamy w Europie (ceny w sklepie od 3 USD/butelka 0,75l). Jeśli ktoś jest zainteresowany, można zaopatrzeć się na lotnisku (w jednym ze sklepów jest duży sektor chłodniczy z winami), ceny w wolnocłowym na lotnisku są o 20-30% wyższe od tych w sklepach. Poniżej półka z lokalnymi winami.
Wychodzimy ze sklepu, idziemy wzdłuż ulicy Hamra, życie wygląda względnie normalnie – ludzie wracający ze sklepu, ludzie chillujący z fajkami (niemal od samego rana; widok fajek będzie nam towarzyszył do końca wyjazdu), dostawcy jedzenia na skuterach (z aplikacji Totters – libańskie odpowiednik Uber Eats/Wolt itp). W końcu jest sobota. Nie zamawiałem jedenia z Totters, jeśli ktoś jest zainteresowany, polecam ściągnąć przed wyjazdem i sprawdzić dostępne opcje (ja tak zrobiłem).
Gdzieniegdzie mijamy uszkodzone w czasie wojny domowej budynki. Do tej pory nikt z tym nic nie zrobił, a wojna zakończyła się ponad 20 lat temu. Strach pomyśleć ile czasu zajmie odbudowa Ukrainy.
Po długim spacerze docieramy do głównego celu dzisiejszego dnia czyli Pigeon Rock (czyli dwie skały). Wyglądają interesująco, robimy zdjęcia na pamiątkę. W okoicy kręcą się pojedyńcze dzieci probujące coś sprzedać i osoby przypominające cyganów, jest też grupka turystów z Iraku. Stojąc na promenadzie widzimy lądujące samoloty, jest całkiem przyjemnie.
W pobliżu skał parkuje autobus, w środku którego kierowca pali fajkę. Pytamy czy można zrobić mu zdjęcie, nie ma problemu. Panu na tyle się spodobało bycie gwiazdą, że zaproponował zapalenie z nim fajki ?.
Po zobaczeniu Pigeon Rock odbijamy znowu w kierunku ulicy Hamra, idąc bocznymi uliczkami. Boczne uliczki wyglądają na bardziej zamożne, o czym świadczą nowe auta, względny porządek i duże mieszkania. Widziałem blok 6 piętrowy, który miał 6 domofonów, każdy przypisany do innej rodziny, w pierwszej chwili zastanawiałem się czy aby na pewno w tak dużym budynku, na każdym piętrze mieszka tylko jedna rodzina, po kolejnych kilku dniach w Libanie okazało się, że tak faktycznie jest i rodzinne mieszkania są przeciętnie większe od tych w Polsce (150-250 m2, w Libanie w metraż wliczają się balkony). Standardem w większych mieszkaniach jest maid room, o powierzchni ok 3m2 + łazienka dla maid. W pierwszej chwili byłem tym zaskoczony, zgłębiając temat okazało się, że maid z Afryki kosztuje 150 USD/miesiąc! (+zakwaterowanie), wiec jak najbardziej jest dostępna dla obecnej klasy średniej w Libanie (w szczególności że maid nie mają określonych godzin pracy, a jest dostępna na każdą prośbę).
W Libanie, a w sczególności w Bejrucie widać ogromne rozwarstwienie społeczeństwa. Wg nieoficjalnych statystyk 80% społeczeństwa żyje poniżej granicy ubóstwa, spacerujac po ulicach nie do końca to widać, w szczególności patrząc na auta i pełne knajpy.
Poniżej kilka zdjęc z lepszej dzielnicy w pobliżu wybrzeża.