Niestety ledwo po wyjechaniu z Darwin zauważamy pierwsze zabite kangury przy drodze, ich ilość zaczęła trochę przytłaczać. Po kilkunastu kilometrach się uspokoiło i już leżały raczej pojedyncze sztuki co kilkanaście kilometrów.
Zanim dojechaliśmy do Katherine to było jeszcze jedno takie miejsce gdzie było ich naprawdę sporo. Generalnie bardzo dużo fragmentów drogi jest zabezpieczona płotem po obu stronach ale mimo tego nadal bardzo dużo zwierzyny ginie pod kołami. Dojeżdżamy do Katherine gdzie tankujemy nasz pojazd i robimy pierwsze zakupy. W kamperze mamy lodówkę z zamrażarką więc kupujemy lody na orzeźwienie i sporo jedzenia. Ceny bardzo przyjemne, sporo artykułów tańsze niż w Polsce. Za całe zakupy, które wystarczyły na półtorej tygodnia wyszło 290 zł. Przy okazji zajeżdżamy do Katherine Hot Springs. Woda niezbyt hot, trochę ludzi pływało ale nie wyglądało to miejsce na jakieś zjawiskowe.
Naszym celem na dzisiejszy dzień jest są baseny termalne w Matarance i nietoperze.
Niestety dojeżdżamy tam trochę za późno i na jakieś super zdjęcia już światło nie pozwala. Mimo to przebieramy się w stroje i odpoczywamy w źródełku oglądając latające nietoperze.
Na miejscu jest camping gdzie za 40A$ korzystamy z miejsca z podłączeniem do prądu. Jemy kolację i idziemy w miarę wcześnie spać bo na następny dzień mamy zaplanowaną trasę całodniową, prawie 1100 km do Alice Springs.
W toalecie nie jesteśmy sami
;)
05.11. - piąty dzień:
To był jeden z najnudniejszych dni, pobudka o 6:00, szybka toaleta i ruszamy 6:30. Cały dzień jazdy i idziemy spać
;) Mijamy spore kopce termitów, niektóre ubrane w gustowne koszulki. Po 2 godzinach robimy postój na śniadanko.
Po kilkudziesięciu kilometrach od postoju mijamy pierwszy pożar i pierwsze żywe kangury na drodze, na szczęście były to pierwsze i ostatnie.
Przez kilkadziesiąt kilometrów jedziemy wzdłuż palących się łąk po jednej stronie drogi przez co w samochodzie pomimo obiegu wewnętrznego śmierdzi jak w wędzarni, no cóż
:D Widok ciemnej chmury dymu przed nami trochę stresuje bo nie wiadomo co nas czeka w środku tego żywiołu, asfalt i tak ma pewnie koło 40/50 stopni, do tego pożar zaraz przy drodze i opony mogą zrezygnować z dalszej jazdy.
Na szczęście tak się nie dzieje i kontynuujemy jazdę bez żadnej awarii.
Jedyną większą atrakcją w dniu dzisiejszym oprócz samego pobytu na outbacku są formacje skalne Karlu Karlu. Stajemy i udajemy się na krótki treking.
Wracamy na drogę i na kilku z parkingów znajdujemy takie punkty, które umożliwiają wzmocnienie sygnału komórkowego i wykonanie ewentualnego połączenia alarmowego, nie testowałem więc nie wiem czy na pewno działa ale było to na kilku parkingach.
Przy tankowaniu szybka fotka pięknego księżyca i jazda dalej, nie ma co tracić czasu na zbędny odpoczynek
:D
Niestety na trasie łapie nas zmrok, wszyscy przestrzegają przed jazdą nocą więc decyduje się skorzystać z usług roadtraina, który jedzie przede mną i czyści wszystko z drogi
;) Po kilkudziesięciu kilometrach konwoju docieramy do Alice Springs. Głód doskwiera więc podjeżdżamy do centrum na pizzę, już po wyjściu z samochodu mijamy kilku cykniętych aborygenów dosyć głośno rozmawiających między sobą. Zanim doszliśmy do pizzerii minęliśmy jeszcze kilka podobnych grupek. Pizzeria nie budzi zaufania więc pakujemy się z powrotem do busa i jedziemy znaleźć miejsce na nocleg. Decydujemy się na miejsce niedaleko cmentarza, skoro już tyle osób tam leży to dwie dodatkowe nikomu nie będą przeszkadzać
;)
Szybka kąpiel i idziemy spać bo jutro czeka na nas jedna z głównych atrakcji wyjazdu - Uluru i Katja Tjuta.06.11 szósty dzień
Pobudka po godzinie 6, szybka toaleta i jesteśmy gotowi do drogi. Pierwszy przystanek planujemy w miejscowości Ghan, tam jest rozwidlenie dróg Yulara/Coober Pedy.
Po godzinie 10:00 dojeżdzamy do Ghan gdzie tankujemy i jemy śniadanie. Przy stacji znajduje się metalowa wieża symbolizująca centralny punkt Australii. Znajduje się także hodowla Emu gdzie za 3A$ można kupić karmę i je nakarmić.
Niestety ledwo po wyjechaniu z Darwin zauważamy pierwsze zabite kangury przy drodze, ich ilość zaczęła trochę przytłaczać. Po kilkunastu kilometrach się uspokoiło i już leżały raczej pojedyncze sztuki co kilkanaście kilometrów.
Zanim dojechaliśmy do Katherine to było jeszcze jedno takie miejsce gdzie było ich naprawdę sporo. Generalnie bardzo dużo fragmentów drogi jest zabezpieczona płotem po obu stronach ale mimo tego nadal bardzo dużo zwierzyny ginie pod kołami. Dojeżdżamy do Katherine gdzie tankujemy nasz pojazd i robimy pierwsze zakupy. W kamperze mamy lodówkę z zamrażarką więc kupujemy lody na orzeźwienie i sporo jedzenia. Ceny bardzo przyjemne, sporo artykułów tańsze niż w Polsce.
Za całe zakupy, które wystarczyły na półtorej tygodnia wyszło 290 zł. Przy okazji zajeżdżamy do Katherine Hot Springs. Woda niezbyt hot, trochę ludzi pływało ale nie wyglądało to miejsce na jakieś zjawiskowe.
Naszym celem na dzisiejszy dzień jest są baseny termalne w Matarance i nietoperze.
Niestety dojeżdżamy tam trochę za późno i na jakieś super zdjęcia już światło nie pozwala. Mimo to przebieramy się w stroje i odpoczywamy w źródełku oglądając latające nietoperze.
Na miejscu jest camping gdzie za 40A$ korzystamy z miejsca z podłączeniem do prądu. Jemy kolację i idziemy w miarę wcześnie spać bo na następny dzień mamy zaplanowaną trasę całodniową, prawie 1100 km do Alice Springs.
W toalecie nie jesteśmy sami ;)
05.11. - piąty dzień:
To był jeden z najnudniejszych dni, pobudka o 6:00, szybka toaleta i ruszamy 6:30. Cały dzień jazdy i idziemy spać ;) Mijamy spore kopce termitów, niektóre ubrane w gustowne koszulki. Po 2 godzinach robimy postój na śniadanko.
Po kilkudziesięciu kilometrach od postoju mijamy pierwszy pożar i pierwsze żywe kangury na drodze, na szczęście były to pierwsze i ostatnie.
Przez kilkadziesiąt kilometrów jedziemy wzdłuż palących się łąk po jednej stronie drogi przez co w samochodzie pomimo obiegu wewnętrznego śmierdzi jak w wędzarni, no cóż :D Widok ciemnej chmury dymu przed nami trochę stresuje bo nie wiadomo co nas czeka w środku tego żywiołu, asfalt i tak ma pewnie koło 40/50 stopni, do tego pożar zaraz przy drodze i opony mogą zrezygnować z dalszej jazdy.
Na szczęście tak się nie dzieje i kontynuujemy jazdę bez żadnej awarii.
Jedyną większą atrakcją w dniu dzisiejszym oprócz samego pobytu na outbacku są formacje skalne Karlu Karlu. Stajemy i udajemy się na krótki treking.
Wracamy na drogę i na kilku z parkingów znajdujemy takie punkty, które umożliwiają wzmocnienie sygnału komórkowego i wykonanie ewentualnego połączenia alarmowego, nie testowałem więc nie wiem czy na pewno działa ale było to na kilku parkingach.
Przy tankowaniu szybka fotka pięknego księżyca i jazda dalej, nie ma co tracić czasu na zbędny odpoczynek :D
Niestety na trasie łapie nas zmrok, wszyscy przestrzegają przed jazdą nocą więc decyduje się skorzystać z usług roadtraina, który jedzie przede mną i czyści wszystko z drogi ;) Po kilkudziesięciu kilometrach konwoju docieramy do Alice Springs. Głód doskwiera więc podjeżdżamy do centrum na pizzę, już po wyjściu z samochodu mijamy kilku cykniętych aborygenów dosyć głośno rozmawiających między sobą. Zanim doszliśmy do pizzerii minęliśmy jeszcze kilka podobnych grupek. Pizzeria nie budzi zaufania więc pakujemy się z powrotem do busa i jedziemy znaleźć miejsce na nocleg. Decydujemy się na miejsce niedaleko cmentarza, skoro już tyle osób tam leży to dwie dodatkowe nikomu nie będą przeszkadzać ;)
Szybka kąpiel i idziemy spać bo jutro czeka na nas jedna z głównych atrakcji wyjazdu - Uluru i Katja Tjuta.06.11 szósty dzień
Pobudka po godzinie 6, szybka toaleta i jesteśmy gotowi do drogi. Pierwszy przystanek planujemy w miejscowości Ghan, tam jest rozwidlenie dróg Yulara/Coober Pedy.
Po godzinie 10:00 dojeżdzamy do Ghan gdzie tankujemy i jemy śniadanie. Przy stacji znajduje się metalowa wieża symbolizująca centralny punkt Australii. Znajduje się także hodowla Emu gdzie za 3A$ można kupić karmę i je nakarmić.