Dalsza trasa mija spokojnie, ruchu jakiegoś większego nie odnotowaliśmy.
Niestety z uwagi na temperatury odpuściliśmy Kings Canyon – wejście zamykali o godzinie 9:00, nie było szans zdążyć. W tzw. międzyczasie kupujemy wejściówki do Parku Narodowego i rezerwujemy miejsce pod kampera. Jest to najdroższy camping na jakim spaliśmy w AU – 70$ za miejsce z możliwością przyłączenia do prądu. Po niecałych dwóch godzinach dojeżdżamy do „fake Uluru”. Robimy kilka fotek i śmigamy dalej.
Po około półtorej godzinie naszym oczom ukazuje się dzisiejszy cel - prawdziwe Uluru. Najpierw udajemy się na samochodowy punkt widokowy, a następnie podjeżdżamy pod skałę i udajemy się na najkrótszy trekking, temperatura oscyluje w okolicach 40 stopni.
Po trekkingu decydujemy się na szybki transfer na Kata Tjuta. Dojeżdżamy najpierw do punktu widokowego na trasie, a następnie podjeżdżamy już pod same skały. Robimy baaardzo krótki trekking i wracamy na zachód słońca na Uluru.
niestety niebo zdaje się mieć inne plany. Parkujemy na parkingu, rozstawiamy krzesełka i czekamy na spektakl. Niestety chmury mocno krzyżują plany i z całego zachodu wyszło może kilka minut.
Po zachodzie słońca rozpętała się burza nad całym kompleksem, trwała co prawda krótko ale była dosyć intensywna, mieliśmy trochę obawy czy nie pozalewa dróg ale na szczęście rano zostały już tylko malutkie kałuże. Robimy małe zakupy, tankujemy samochód i udajemy się na camping.
07.11 - siódmy dzień
Budzimy się z samego rana i sprawdzamy pogodę na Kings Canyon, znowu prognozy powyżej 36 stopni więc zamykają szlak o 9:00. Rezygnujemy więc i jedziemy na Uluru na wschód słońca. Na wschodzie sporo osób, kilka autokarów zaparkowanych. Naszym zdaniem mimo, że zachód wyszedł słabo to był lepszy niż wschód.
Na powrocie objeżdżamy całą skałę i udajemy się do centrum kulturowego. Następnym celem jest farma wielbłądów w Yulara. Tam robimy 10 minutowe zwiedzanie i jesteśmy gotowi do trasy do Coober Pedy. Trasę zaplanowaliśmy na półtorej dnia więc nie mamy zbytniego pośpiechu, jedziemy raczej spokojnie. Na trasie mijamy dzikie wielbłądy – ciekawostka: W Australii żyje największa populacja dzikich wielbłądów na świecie.
Krajobraz zmienia się na bardziej pustynny i udaje nam się spotkać Dingo przy trasie. Mijamy również granice terytorium północnego z Australią południową.
Dalsza trasa mija spokojnie, ruchu jakiegoś większego nie odnotowaliśmy.
Niestety z uwagi na temperatury odpuściliśmy Kings Canyon – wejście zamykali o godzinie 9:00, nie było szans zdążyć. W tzw. międzyczasie kupujemy wejściówki do Parku Narodowego i rezerwujemy miejsce pod kampera. Jest to najdroższy camping na jakim spaliśmy w AU – 70$ za miejsce z możliwością przyłączenia do prądu.
Po niecałych dwóch godzinach dojeżdżamy do „fake Uluru”. Robimy kilka fotek i śmigamy dalej.
Po około półtorej godzinie naszym oczom ukazuje się dzisiejszy cel - prawdziwe Uluru. Najpierw udajemy się na samochodowy punkt widokowy, a następnie podjeżdżamy pod skałę i udajemy się na najkrótszy trekking, temperatura oscyluje w okolicach 40 stopni.
Po trekkingu decydujemy się na szybki transfer na Kata Tjuta. Dojeżdżamy najpierw do punktu widokowego na trasie, a następnie podjeżdżamy już pod same skały. Robimy baaardzo krótki trekking i wracamy na zachód słońca na Uluru.
niestety niebo zdaje się mieć inne plany. Parkujemy na parkingu, rozstawiamy krzesełka i czekamy na spektakl. Niestety chmury mocno krzyżują plany i z całego zachodu wyszło może kilka minut.
Po zachodzie słońca rozpętała się burza nad całym kompleksem, trwała co prawda krótko ale była dosyć intensywna, mieliśmy trochę obawy czy nie pozalewa dróg ale na szczęście rano zostały już tylko malutkie kałuże. Robimy małe zakupy, tankujemy samochód i udajemy się na camping.
07.11 - siódmy dzień
Budzimy się z samego rana i sprawdzamy pogodę na Kings Canyon, znowu prognozy powyżej 36 stopni więc zamykają szlak o 9:00. Rezygnujemy więc i jedziemy na Uluru na wschód słońca. Na wschodzie sporo osób, kilka autokarów zaparkowanych. Naszym zdaniem mimo, że zachód wyszedł słabo to był lepszy niż wschód.
Na powrocie objeżdżamy całą skałę i udajemy się do centrum kulturowego. Następnym celem jest farma wielbłądów w Yulara. Tam robimy 10 minutowe zwiedzanie i jesteśmy gotowi do trasy do Coober Pedy. Trasę zaplanowaliśmy na półtorej dnia więc nie mamy zbytniego pośpiechu, jedziemy raczej spokojnie. Na trasie mijamy dzikie wielbłądy – ciekawostka: W Australii żyje największa populacja dzikich wielbłądów na świecie.
Krajobraz zmienia się na bardziej pustynny i udaje nam się spotkać Dingo przy trasie. Mijamy również granice terytorium północnego z Australią południową.