Na nocleg stajemy na parkingu przy trasie, na rano zostanie półtorej godzinki do miasta.
08.11 – ósmy dzień
Wstajemy na spokojnie i jedziemy do Coober Pedy – stolicy Opali. Udajemy się do muzeum gdzie poznajemy ich klasyfikację i sposoby wydobycia. Mamy trochę wolnego czasu więc udajemy się na pobliskie pole w poszukiwaniu opali. Udaje nam się znaleźć w ciągu 3 godzin kilkadziesiąt sztuk mniejszych i większych – może to będzie nasza emerytura? [emoji6]
Następny cel to początek Great Ocean Road więc mamy sporo do przejechania. Pogoda się zmieniła i strasznie wieje, chińczyk słabo radzi sobie z porywami wiatru, rzuca nim po całej drodze, a dodatkowo spalanie wzrosło z 12 na 16 [emoji852] Po dłuższej jeździe z bocznym wiatrem wyrzuca błąd ESP i przestaje działać tempomat. Musimy stawać co jakiś czas, odczekać kilkanaście minut wtedy błąd znika i można jechać dalej. Na plus udało nam się spotkać australijskiego jeża - kolczatkę. Na nocleg stajemy przy solankowych jeziorach, tu już nie jesteśmy sami i oprócz nas zaparkowanych jest kilka camperów.
09.11 – dziewiąty dzień
Przed wyruszeniem w drogę udajemy się na krótką wycieczkę nad jezioro solankowe. Przy okazji mijamy pierwszy raz australijski pociąg.
Następnym przystankiem jest ogród botaniczny w Port Augusta. Podziwiamy piękne widoki i dosyć monotonną roślinność. To nie jest idealna pora na zieleń. Nic nie kwitnie i 95% roślin wygląda identycznie.
Zatrzymujemy się na Weeroona Island na krótką przerwę.
Co jakiś na drodze mijamy takie ciekawostki, u nas nie do pomyślenia w ciągu dnia, tam jak widać nie stanowi to problemu, że gabaryt zajmuje praktycznie dwa pasy i ruch z naprzeciwka musi stanąć na poboczu aby się minąć
:D
Zatrzymujemy się jeszcze przy wodospadzie Wannon, jemy drugie śniadanie i kontynuujemy jazdę. Na nocleg stajemy w miejscowości Tintinara na bezpłatnym polu campingowym. Za dużo tego dnia się nie działo, chcieliśmy nadgonić trochę aby mieć więcej czasu na Great Ocean Road.
10.11 – dziesiąty dzień
Na całej trasie do Great Ocean Road towarzyszą nam owieczki i bydło.
Dojechaliśmy w końcu do GOR czyli malowniczej trasy o długości 243 km, biegnącej wzdłuż południowo-wschodniego wybrzeża Australii, pomiędzy miastami Torquay i Allansford w stanie Wiktoria. Droga, wraz z położonymi przy niej parkami narodowymi (m.in. Park Narodowy Great Otway) oraz charakterystycznymi obiektami (m.in. Dwunastu Apostołów) jest jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych Australii i znajduje się na liście dziedzictwa Australian National Heritage List (za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Great_Ocean_Road ). Pogoda średnio dopisuje, zimno, pochmurno i wieje, jedyny plus, że nie pada. Pierwszym przystankiem jest Bay of Islands. Formacje skalne robią duże wrażenie w połączeniu ze wzburzonym oceanem. Szkoda, że niebo nie współpracowało.
Drugim punktem jest The Grotto i London Bridge.
Schodzimy na dół przy The Grotto i naszym oczom ukazuje się 30 metrowa kolejka, każdy chce sobie zrobić zdjęcie przy „dziurze”. Rezygnujemy z czekania i jedziemy do Loch Ard Gorge, a następnie do chyba najważniejszego miejsca na GOR – 12 Apostołów. Ciekawostka: „Apostołów” wcale nie jest dwunastu
:D . Zjeżdżamy na całkiem spory parking, z którego czeka nas 10 minutowa piesza wędrówka. Pogoda niestety bez zmian. Na miejscu jest kilka punktów widokowych, odwiedzamy każdy z nich i robimy kilka zdjęć. Tutaj już widać sporą ilość turystów.
Zbliża się wieczór więc na nocleg decydujemy się w Cape Otway. Camping blisko lasu deszczowego, na którym również nam zależało. Podobno można tam również zobaczyć koale, jedziemy! Przed campingiem mijamy jeszcze Bambi przy trasie.
Mamy dużo szczęścia bo udaje nam się zameldować po zamknięciu, stajemy na swoim miejscu i idziemy poszukać koali. Jest! Znaleziona. Nie była pierwszą [emoji6] Na trasie na camping zauważyliśmy już kilka sztuk wiszących nad drogą, lecz były one zbyt wysoko na jakiekolwiek zdjęcia, więc ta jest pierwszą uchwyconą w obiektywie.
11.11 - jedenasty dzień Plan na dzisiejszy dzień to zwierzęta, zwierzęta i zwierzęta
;) Pierwszy przystanek na dzisiejszej trasie to las deszczowy. Robimy krótki trekking wśród zielonego buszu, który robi spore wrażenie, a szczególnie ogromne eukaliptusy.
Po powrocie do samochodu zauważamy plamę na jezdni. Test zapachu i okazuje się, że nasz chińczyk popuszcza
;) Mamy jakiś mały wyciek ropy. Na szczęście cieknie to tylko z rana (?), po chwili jazdy wyciek ustaje. Chińskie cuda. Pogoda się poprawiła więc widoki na ocean się trochę poprawiły.
Na nocleg stajemy na parkingu przy trasie, na rano zostanie półtorej godzinki do miasta.
08.11 – ósmy dzień
Wstajemy na spokojnie i jedziemy do Coober Pedy – stolicy Opali. Udajemy się do muzeum gdzie poznajemy ich klasyfikację i sposoby wydobycia. Mamy trochę wolnego czasu więc udajemy się na pobliskie pole w poszukiwaniu opali. Udaje nam się znaleźć w ciągu 3 godzin kilkadziesiąt sztuk mniejszych i większych – może to będzie nasza emerytura? [emoji6]
Następny cel to początek Great Ocean Road więc mamy sporo do przejechania. Pogoda się zmieniła i strasznie wieje, chińczyk słabo radzi sobie z porywami wiatru, rzuca nim po całej drodze, a dodatkowo spalanie wzrosło z 12 na 16 [emoji852] Po dłuższej jeździe z bocznym wiatrem wyrzuca błąd ESP i przestaje działać tempomat. Musimy stawać co jakiś czas, odczekać kilkanaście minut wtedy błąd znika i można jechać dalej. Na plus udało nam się spotkać australijskiego jeża - kolczatkę. Na nocleg stajemy przy solankowych jeziorach, tu już nie jesteśmy sami i oprócz nas zaparkowanych jest kilka camperów.
Przed wyruszeniem w drogę udajemy się na krótką wycieczkę nad jezioro solankowe. Przy okazji mijamy pierwszy raz australijski pociąg.
Następnym przystankiem jest ogród botaniczny w Port Augusta. Podziwiamy piękne widoki i dosyć monotonną roślinność. To nie jest idealna pora na zieleń. Nic nie kwitnie i 95% roślin wygląda identycznie.
Zatrzymujemy się na Weeroona Island na krótką przerwę.
Co jakiś na drodze mijamy takie ciekawostki, u nas nie do pomyślenia w ciągu dnia, tam jak widać nie stanowi to problemu, że gabaryt zajmuje praktycznie dwa pasy i ruch z naprzeciwka musi stanąć na poboczu aby się minąć :D
Zatrzymujemy się jeszcze przy wodospadzie Wannon, jemy drugie śniadanie i kontynuujemy jazdę. Na nocleg stajemy w miejscowości Tintinara na bezpłatnym polu campingowym. Za dużo tego dnia się nie działo, chcieliśmy nadgonić trochę aby mieć więcej czasu na Great Ocean Road.
10.11 – dziesiąty dzień
Na całej trasie do Great Ocean Road towarzyszą nam owieczki i bydło.
Dojechaliśmy w końcu do GOR czyli malowniczej trasy o długości 243 km, biegnącej wzdłuż południowo-wschodniego wybrzeża Australii, pomiędzy miastami Torquay i Allansford w stanie Wiktoria. Droga, wraz z położonymi przy niej parkami narodowymi (m.in. Park Narodowy Great Otway) oraz charakterystycznymi obiektami (m.in. Dwunastu Apostołów) jest jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych Australii i znajduje się na liście dziedzictwa Australian National Heritage List (za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Great_Ocean_Road ). Pogoda średnio dopisuje, zimno, pochmurno i wieje, jedyny plus, że nie pada. Pierwszym przystankiem jest Bay of Islands. Formacje skalne robią duże wrażenie w połączeniu ze wzburzonym oceanem. Szkoda, że niebo nie współpracowało.
Drugim punktem jest The Grotto i London Bridge.
Schodzimy na dół przy The Grotto i naszym oczom ukazuje się 30 metrowa kolejka, każdy chce sobie zrobić zdjęcie przy „dziurze”. Rezygnujemy z czekania i jedziemy do Loch Ard Gorge, a następnie do chyba najważniejszego miejsca na GOR – 12 Apostołów. Ciekawostka: „Apostołów” wcale nie jest dwunastu :D . Zjeżdżamy na całkiem spory parking, z którego czeka nas 10 minutowa piesza wędrówka. Pogoda niestety bez zmian. Na miejscu jest kilka punktów widokowych, odwiedzamy każdy z nich i robimy kilka zdjęć. Tutaj już widać sporą ilość turystów.
Zbliża się wieczór więc na nocleg decydujemy się w Cape Otway. Camping blisko lasu deszczowego, na którym również nam zależało. Podobno można tam również zobaczyć koale, jedziemy! Przed campingiem mijamy jeszcze Bambi przy trasie.
Mamy dużo szczęścia bo udaje nam się zameldować po zamknięciu, stajemy na swoim miejscu i idziemy poszukać koali. Jest! Znaleziona. Nie była pierwszą [emoji6] Na trasie na camping zauważyliśmy już kilka sztuk wiszących nad drogą, lecz były one zbyt wysoko na jakiekolwiek zdjęcia, więc ta jest pierwszą uchwyconą w obiektywie.
Plan na dzisiejszy dzień to zwierzęta, zwierzęta i zwierzęta ;)
Pierwszy przystanek na dzisiejszej trasie to las deszczowy. Robimy krótki trekking wśród zielonego buszu, który robi spore wrażenie, a szczególnie ogromne eukaliptusy.
Po powrocie do samochodu zauważamy plamę na jezdni. Test zapachu i okazuje się, że nasz chińczyk popuszcza ;) Mamy jakiś mały wyciek ropy. Na szczęście cieknie to tylko z rana (?), po chwili jazdy wyciek ustaje. Chińskie cuda. Pogoda się poprawiła więc widoki na ocean się trochę poprawiły.