Wycieczkę rozpoczęliśmy od wizyty w znajomym barze ze śniadaniami (tym razem jajecznica z pomidorami + chlebek). Nasz kierowca z dnia poprzedniego był już zajęty. Właściciel -Ali załatwił nam transport u miejscowego taksówkarza (1.5mln IRR, na pewno jest w tym działka dla Aliego; samemu byłoby taniej, ale miejscowi nie mówią po angielsku, a przy samym hotelu nie ma postoju taksówek). Delfiny ogląda się na Qeshm w jednym, konkretnym miejscu – pojawiają się rano w okolicy wyspy Hengam. Oznacza to, że trzeba przyjechać na przystań i dalej ruszyć 10-osobową łodzią (150.000 IRR/os). Na miejscu byliśmy około 10.
Niestety zebranie kompletu zajęło dobrą godzinę, a to przesądziło sprawę. Początkowo widzieliśmy je w oddali, ale potem jedyne co podziwialiśmy, to wybrzeże wyspy Hengam. Delfiny powinno się oglądać do 11, a nasza łódź o tej godzinie dopiero wypłynęła. Pozostało nam odwiedzenie Hengam zamieszkałej przez rdzenną ludność pochodzenia arabskiego – Bandari. Kobiety mają tu swoje kramiki (prawo do handlu wywalczyły dopiero 20 lat temu, do tej pory były całkowicie uzależnione ekonomicznie od mężczyzn). Charakterystyczny jest ich ubiór – mają czadory w pstrokate kolory, a twarz zasłania kolorowa, drewniana maska przypominająca szpiczasty dziób.
Na wyspie można zorganizować też inne wycieczki – snorkeling, sezonowo oglądać wylęg żółwi, wspomnianą wyspę Hormoz, czy też jaskinie. Nam szczęścia zabrakło – delfiny były nie dla nas, przynajmniej nie tym razem.
Wracamy do hotelu i idziemy do morza. Dosłownie. Żona jak przystało na dress-code Iranu wchodzi bezpośrednio w pokrowcu, a ja - jak biały człowiek - w kąpielówkach.
Potem błogosławieństwo wspomnianego prysznica i jedziemy na przystań, gdzie żegnamy się z Alim (miło z jego strony, podwiózł nas) i wyspą Qeshm. Na promie w TV leci oryginalny Mad Max, a za oknem zachód słońca. Dopiero teraz widzę jak dużo tankowców tędy przepływa. Są dosłownie wszędzie.
W Bandar Abbas wsiadamy do znajomych już nam meleksów i podjeżdżamy 500m. I co? Płacę 20.000 IRR (wobec 80 tys. sprzed dwóch dni) – wiedziałem, że wtedy towarzystwo cwaniakowało, bo turysta przyjechał. Wagonik przystanął obok postoju taksówek, prowadzący krzyczy taxi, taxi. Tak – my na lotnisko. Widzimy Bandar Abbas jeszcze w resztce dziennego światła. Duże, nowoczesne miasto, z deptakiem ciągnącym się wzdłuż morza.
Na lotnisku taksówkarz wypala 500.000 IRR. Co? Od razu stawiam się i pokazuję mu 200 tys. – więcej nie zamierzam dać. Tyle zapłaciłem za oficjalną taksówkę z lotniska 2 dni temu. Swoją drogą przyzwyczaiłem się już do porządku w Iranie, dlatego mój błąd, że nie zapytałem przed kursem o cenę. Taksówkarz szuka pomocy w przypadkowej osobie, która mówi po angielsku. Ale ten bierze naszą stronę i ewidentnie sugeruje facetowi, że przesadził. W informacji zwrotnej słyszymy, że to taksówka bezpośrednio z portu, dlatego droższa (ok, nawet jeśli to prawda, to info dla innych: pozwólcie meleksowi wyjechać poza bramę portu, tak jak wszyscy dalej jechali, i tam łapcie taxi na ulicy). Facet nagle obniżył wymagania do 250.000 IRR. No dobra, więcej nie zamierzałem płacić. Mówiłem, że wpływy arabskie są tu widoczne.Nadal mało
:) Powinni mieć w standardzie czas letni GMT +4. Ale faktycznie przyjechałem do Iranu tydzień po ich zmianie czasu, bo niektóre zegarki mieli wciąż nieprzestawione.Wszystkie hotele bezpośrednio przez maila - mają swoje strony, ale o cenę należy pytać. Rezerwacja jest na słowo, żadnych przedpłat. Wyjątek miałem tylko w Yazd, ale tam właścicielką była Chinka i trochę inaczej wszystko wyglądało. Jeszcze jedno - w takim Yazd na 2 miesiące przed przyjazdem te najbardziej oklepane noclegownie, czyli Silk Road oraz Orient, nie miały już dwójek z łazienką.
rafgrzeg napisał:
Dodam jeszcze że super film. Ekstra się oglądało.
Dziękuję. Trochę miałem problemów z ukończeniem. W każdym razie zapraszam do obejrzenia też innych filmów, wszystko na youtube na moim kanale.Tak jak podałem w pierwszym poście, aby zrobić przegląd lotów krajowych należy skorzystać z wyszukiwarki, np: www.skyscanner.pl (tu można podejrzeć linie Iran Air oraz Mahan Air) www.samita.com/en (tu jest dużo linii, niestety trzeba się posiłkować przeklejaniem tekstu w farsi do google translatora, inaczej często nawet nie wiadomo co to za linia). Na pewno są też inne.
Z kupnem biletów w Iran Air nie ma żadnego problemu - podałem wyżej sposób jak to zrobić płacąc kartą tylko przez kontakt mailowy. Co do pozostałych linii zostaje pośrednik do zakupu, np. key2persia. Jest to uciążliwe, bo odpisują raz na dobę i trochę mało w tym wszystkim kreatywności. Raczej trzeba im podać gotowe rozwiązanie, a nie liczyć na zalew propozycji i rozwiązań. Łatwo nie jest, w moim przypadku posklejanie lotów pod plan miejsc, które chciałem odwiedzić, trochę mnie zmusiło do wysiłku. Ale sam Iran jest naprawdę bardzo prosty, na miejscu jest zupełnie bezstresowo. Uważam nawet, że jako wstęp do świata islamu, nie ma bardziej przystępnego miejsca (na drugim biegunie muzułmańska Afryka). Bilety lotnicze można nawet załatwiać przez hotel (ja jednak wolałem nie ryzykować, siedziałem w danym miejscu max. 2 doby). Do recepcji idzie się z każdą sprawą - bilet na autobus, wymiana dolarów, wskazanie dobrej knajpy.Isfahan
Drugi pod rząd lot Iran Air. Miał być Fokker 100, podstawiono bardzo podobny wizualnie MD-82. Wiek 28 lat. Obowiązkowy obiad na pokładzie i po 1.5h locie lądujemy o 21.40 w Isfahan. Boże, jak tu zimno!
I faktycznie, 18 stopni o tej porze to dla nas nowość. W Isfahanie jest Snapp, ale nie obsługuje połączeń z lotniskiem. Jedziemy oficjalną lotniskową taksówką (350.000 IRR za 25km) do Iran Hotel, polecanego hotelu w centrum miasta. Hotel sympatyczny, z dobrą obsługą, standard pokoju ok (1.5 mln IRR dwójka z łazienką + śniadanie). Jest już godzina 23 więc na dzisiaj koniec atrakcji. W TV wciąż leci materiał z zakończonego już święta Ashura, a na północy kraju, w górach, śnieżyce zaskoczyły drogowców. To też ciekawe. Isfahan to 1.7 mln miasto. Zupełnie inne od tego, co dotychczas widzieliśmy. Nowoczesne, zadbane, bardzo zielone i reprezentatywne. Główną atrakcją miasta jest wpisany na listę UNESCO plac Naqsh-e Jahan, potocznie zwany placem Imama. Zanim tu jednak dotrzemy, najpierw piechotą udajemy się przez dwa kolejne parki z kompleksami pałacowymi. Pierwszy - Hasht Behesht – ma charakter miejski. Jest otwarty dla wszystkich, przez co ludzie spędzają tu wolny czas na rozłożonych dywanach, standardowo piją herbatę, grają w karty.
Drugi ogród, z pałacem Chehel Sotoon, jest ogrodzonym kompleksem wyraźnie skupionym wokół pałacu, który jest otwarty dla zwiedzających (wstęp do ogrodu 200.000 IRR).
Niedaleko toalet znajduje się fajna herbaciarnia, gdzie warto wstąpić i rozsiąść się na wyściełanych dywanikami ławach.
Dalej udaliśmy się w stronę głównego placu Imama.
W Parku Pamięci (Isfahan to zielone miasto, jest dużo parków) zaczepił nas starszy pan, pytając czy jesteśmy Rosjanami. Informacja, że Polakami wyraźnie go ożywiła. Przytoczył historię, gdy żołnierze Armii Andersa ewakuowali się z Rosji właśnie przez Iran. Część z nich na zawsze tu została (w Isfahanie jest wydzielona mała kwatera na cmentarzu ormiańskim z 18 polskimi grobami). On znał Polaków. Potem było trochę prywaty, co widzieliśmy, co powinniśmy zobaczyć, trochę historii mu bliższej (przed rewolucją było lepiej, bo taniej), zaproszenie do sklepu z dywanami, itp. Dostał pocztówkę z widokiem Warszawy, ale nie pozwolił na zrobienie sobie zdjęcia. Plac Imama to jeden z największych placów na świecie, wg niektórych źródeł drugi co do wielkości po pekińskim Tian’anmen. Sam w sobie jest już atrakcją, pełno tu odpoczywających ludzi, jeżdżą dorożki, są baseny z fontannami, a od północnej strony brama rozpoczyna ciągnący się dalej gąszcz bazarowych alejek. Są tu też trzy obiekty, których odwiedzenie należy rozważyć: znajdujący się we wschodniej części, górujący nad całym placem pałac Aali Qapu, znajdujący się vis-a-vis po zachodniej stronie meczet Sheikh Lotfollah oraz znajdujący się w południowej części, ale niesymetrycznie ułożony meczet Naghsh-e Jahan (jego przekrzywienie względem prostokąta placu ma proste wytłumaczenie – wskazuje kierunek na Mekkę). Idziemy do Aali Qapu (200.000 IRR). Miał być piękny widok z tarasu na cały plac, tymczasem widać głównie rusztowania. Podstawowa atrakcja tego miejsca – taras, gdzie Szach Abbas doglądał życie mieszkańców - właśnie odpadła. Drugą jest pomieszczenie na poddaszu, gdzie całe sklepienie wykonane jest z drewnianej membrany z wycięciami w kształcie instrumentów. Taka konstrukcja wprowadza niesamowitą akustykę tego miejsca. Śpiew kobiet, dźwięk instrumentów – to wszystko idealnie brzmiało właśnie w tym miejscu.
Na plac jeszcze wrócimy i to kilka razy, tymczasem łapiemy Snappa (35.000 IRR) i jedziemy do dzielnicy… żydowskiej. W Iranie? Tak, w Iranie. Mieszka tu ok. 1500 Żydów. Przeczytałem gdzieś mądre zdanie, że miejscowi nie mają nic do Żydów (ludzi), jedynie do instytucji państwa Izrael. Poza tym trzeba mieć na uwadze, że przed rewolucją stosunki z Izraelem, podobnie jak z USA, obierały zupełnie przeciwny biegun. Tak więc w Isfahanie jest stara dzielnica, powoli wyburzana, gdzie wciąż można znaleźć funkcjonujące synagogi. Poza tym dużo synagog można jeszcze znaleźć w Teheranie, Shiraz oraz Yazd. Czy warto tu przyjechać? Raczej nie, bo poza menorą na drzwiach zamkniętej synagogi żadnych innych śladów nie zauważyłem. Ale z racji na spacerową odległość od największego w Isfahanie Meczetu Piątkowego to właśnie tutaj chcieliśmy na chwilę zawitać.
Znajdujący się 700m dalej meczet Atiq Jameh zlokalizowany jest w strefie bazarowej. Ten meczet faktycznie jest duży i warty odwiedzenia (200.000 IRR). Charakteryzuje się dużą liczbą naw, pomieszczeń z różnorodnymi kolumnami. Oczywiście wszędzie dominują misterne zdobienia, piękne mihraby, ale w pewnym to wszystko zaczyna się zlewać. Widzi się po prostu kolejny meczet z kolejnymi zdobieniami. To, że przeczyta się w przewodniku o wyjątkowych inskrypcjach zleconych przez Szacha jest zapewne bardzo wartościową informacją, tyle że ulotną…
Jesteśmy już głodni. Przewodnik Lonely Planet podpowiada, że idąc bazarową alejką natrafimy za chwilę na knajpę Beryani. Ale o tej porze ma być już zamknięta. Na szczęście nawet LP z 2017 potrafi wprowadzać w pozytywny błąd i miejsce wciąż jest otwarte. Specyficzna to jadłodajnia. W sumie nie ma co się dziwić – bar na bazarze. Pomieszczenie wąskie, kilka stolików, resztki sałaty na podłodze, przy samym wejściu kucharz miesza na patelni mielone mięso –już w progu pyta ile będzie osób. W menu jest tylko beryani, czyli mielony kotlet jagnięcy zawinięty w chlebek naan z ryżem, cebulą, ziołami. Do picia cola lub jogurt dugh (całość 2 os. – 300.000 IRR). Dobre to i bardzo sycące.
Świetna relacja! część filmu zostawię sobie na później
:) fajne info na temat krajowych połączeń lotniczych które na pewno komuś się przydadzą, może nawet i mnie kiedyś
:)
b79 napisał:W Iranie mają dziwną strefę czasową GMT +3.30h, co oznacza że jest tylko 1.5h później niż w Polsce. Słońce zachodzi ok. 17.40 a o 18.10 jest już ciemna noc. Zmrok zapadał o tej porze roku praktycznie tak samo szybko jak na równiku.U nas standardowo obowiązuje strefa czasowa +1:00, natomiast ze względu na różnicę w terminie zmiany czasu w Europie(koniec października) z Iranem(22 września), przez miesiąc ta rozbieżność rzeczywiście wynosi 1,5 godziny
8-) Przez resztę roku jest to 2,5 godziny.Fajna relacja, ciekawie opisujesz to co przeszedłeś. Część przemyśleń i doświadczeń masz podobnych do moich sprzed roku(w tym ten sam hotel w Szirazie).
;)
Nadal mało
:) Powinni mieć w standardzie czas letni GMT +4. Ale faktycznie przyjechałem do Iranu tydzień po ich zmianie czasu, bo niektóre zegarki mieli wciąż nieprzestawione.
Świetna relacja. Chyba najlepsza o Iranie.Akurat super mi się wstrzeliłeś bo na październik 2018 kupiłem biletu do Iranu...Czekam zatem na ciąg dalszyJak rezerwowałeś hotele?
Wszystkie hotele bezpośrednio przez maila - mają swoje strony, ale o cenę należy pytać. Rezerwacja jest na słowo, żadnych przedpłat. Wyjątek miałem tylko w Yazd, ale tam właścicielką była Chinka i trochę inaczej wszystko wyglądało.Jeszcze jedno - w takim Yazd na 2 miesiące przed przyjazdem te najbardziej oklepane noclegownie, czyli Silk Road oraz Orient, nie miały już dwójek z łazienką.
rafgrzeg napisał:Dodam jeszcze że super film. Ekstra się oglądało.Dziękuję. Trochę miałem problemów z ukończeniem. W każdym razie zapraszam do obejrzenia też innych filmów, wszystko na youtube na moim kanale.
Tak jak podałem w pierwszym poście, aby zrobić przegląd lotów krajowych należy skorzystać z wyszukiwarki, np:www.skyscanner.pl (tu można podejrzeć linie Iran Air oraz Mahan Air)www.samita.com/en (tu jest dużo linii, niestety trzeba się posiłkować przeklejaniem tekstu w farsi do google translatora, inaczej często nawet nie wiadomo co to za linia).Na pewno są też inne.Z kupnem biletów w Iran Air nie ma żadnego problemu - podałem wyżej sposób jak to zrobić płacąc kartą tylko przez kontakt mailowy.Co do pozostałych linii zostaje pośrednik do zakupu, np. key2persia. Jest to uciążliwe, bo odpisują raz na dobę i trochę mało w tym wszystkim kreatywności. Raczej trzeba im podać gotowe rozwiązanie, a nie liczyć na zalew propozycji i rozwiązań. Łatwo nie jest, w moim przypadku posklejanie lotów pod plan miejsc, które chciałem odwiedzić, trochę mnie zmusiło do wysiłku. Ale sam Iran jest naprawdę bardzo prosty, na miejscu jest zupełnie bezstresowo. Uważam nawet, że jako wstęp do świata islamu, nie ma bardziej przystępnego miejsca (na drugim biegunie muzułmańska Afryka). Bilety lotnicze można nawet załatwiać przez hotel (ja jednak wolałem nie ryzykować, siedziałem w danym miejscu max. 2 doby). Do recepcji idzie się z każdą sprawą - bilet na autobus, wymiana dolarów, wskazanie dobrej knajpy.
rafgrzeg napisał:Świetna relacja. Chyba najlepsza o Iranie.Akurat super mi się wstrzeliłeś bo na październik 2018 kupiłem biletu do Iranu...Radziłbym dokupić ubezpieczenie od rezygnacji z lotu. Sam właśnie jestem w trakcie kupowania biletó na majówkę (podziękowania dla @Don_Bartoss) a dzisiaj ciekawe wiadomości zobaczyłem na YT. Odkąd Waszyngton uznał, że stolicą Państwa Położonego w Palestynie jest Jerozolima, sprawy nabrały jak widzę tempa. Ponownie zaczęto uznawać Persów za zło tego świat Świata i rozkręcają im tam majdan. Nie wiadomo czy kwestia irańska nie zostanie ostatecznie rozwiązana w ciągu najbliższych miesięcy. Jest to zapewne ostatni sezon, żeby zobaczyć Iran bez demokracji. Warto się pospieszyć.https://www.youtube.com/watch?v=1MswmZXejSEhttps://www.youtube.com/watch?v=25gG_WxzXcE
@pawelos, w polskim filmie "Ogniem i Mieczem" pada zdanie, wypowiadane przez księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, "Krwią należy bunt gasić, nie przywilejami". Myślę, że w Iranie tę prawdę znają.
Ufam, że tak się właśnie stanie i Iran ocaleje w formie jaką znamy do tej pory a wszelkiej maści buntownicy i podżegacze wojenni skończą gdzie ich miejsce, czyli na szubienicy. Prośba do moderacji o wydzielenie tematu. Podejrzewam, że nie tylko użytkownik @rafgrzeg i ja, jesteśmy zainteresowani aktualną i rzetelną informacją o sytuacji w Iranie w związku ze zbliżającą się tam podróżą.
b79 napisał: Uważam nawet, że jako wstęp do świata islamu, nie ma bardziej przystępnego miejsca (na drugim biegunie muzułmańska Afryka).Kiedyś najłatwiejsza i najbardziej dostępna była Syria teraz już tylko Iran. Zgadzam się w 100% choć w Iranie byłem dawno temu.
Pabloo napisał:Jest chyba jakiś problem ze zdjęciami, większość w ogóle się nie wczytuje, szczególnie z ostatniej części.Wszystko ok - sprawdzałem i w pracy i w domu i na telefonie. Wygląda jakby pamięci brakowało, albo jakaś blokada regionalna/firewall.
Wycieczkę rozpoczęliśmy od wizyty w znajomym barze ze śniadaniami (tym razem jajecznica z pomidorami + chlebek). Nasz kierowca z dnia poprzedniego był już zajęty. Właściciel -Ali załatwił nam transport u miejscowego taksówkarza (1.5mln IRR, na pewno jest w tym działka dla Aliego; samemu byłoby taniej, ale miejscowi nie mówią po angielsku, a przy samym hotelu nie ma postoju taksówek). Delfiny ogląda się na Qeshm w jednym, konkretnym miejscu – pojawiają się rano w okolicy wyspy Hengam. Oznacza to, że trzeba przyjechać na przystań i dalej ruszyć 10-osobową łodzią (150.000 IRR/os). Na miejscu byliśmy około 10.
Niestety zebranie kompletu zajęło dobrą godzinę, a to przesądziło sprawę. Początkowo widzieliśmy je w oddali, ale potem jedyne co podziwialiśmy, to wybrzeże wyspy Hengam. Delfiny powinno się oglądać do 11, a nasza łódź o tej godzinie dopiero wypłynęła. Pozostało nam odwiedzenie Hengam zamieszkałej przez rdzenną ludność pochodzenia arabskiego – Bandari. Kobiety mają tu swoje kramiki (prawo do handlu wywalczyły dopiero 20 lat temu, do tej pory były całkowicie uzależnione ekonomicznie od mężczyzn). Charakterystyczny jest ich ubiór – mają czadory w pstrokate kolory, a twarz zasłania kolorowa, drewniana maska przypominająca szpiczasty dziób.
Na wyspie można zorganizować też inne wycieczki – snorkeling, sezonowo oglądać wylęg żółwi, wspomnianą wyspę Hormoz, czy też jaskinie. Nam szczęścia zabrakło – delfiny były nie dla nas, przynajmniej nie tym razem.
Wracamy do hotelu i idziemy do morza. Dosłownie. Żona jak przystało na dress-code Iranu wchodzi bezpośrednio w pokrowcu, a ja - jak biały człowiek - w kąpielówkach.
Potem błogosławieństwo wspomnianego prysznica i jedziemy na przystań, gdzie żegnamy się z Alim (miło z jego strony, podwiózł nas) i wyspą Qeshm. Na promie w TV leci oryginalny Mad Max, a za oknem zachód słońca. Dopiero teraz widzę jak dużo tankowców tędy przepływa. Są dosłownie wszędzie.
W Bandar Abbas wsiadamy do znajomych już nam meleksów i podjeżdżamy 500m. I co? Płacę 20.000 IRR (wobec 80 tys. sprzed dwóch dni) – wiedziałem, że wtedy towarzystwo cwaniakowało, bo turysta przyjechał. Wagonik przystanął obok postoju taksówek, prowadzący krzyczy taxi, taxi. Tak – my na lotnisko. Widzimy Bandar Abbas jeszcze w resztce dziennego światła. Duże, nowoczesne miasto, z deptakiem ciągnącym się wzdłuż morza.
Na lotnisku taksówkarz wypala 500.000 IRR. Co? Od razu stawiam się i pokazuję mu 200 tys. – więcej nie zamierzam dać. Tyle zapłaciłem za oficjalną taksówkę z lotniska 2 dni temu. Swoją drogą przyzwyczaiłem się już do porządku w Iranie, dlatego mój błąd, że nie zapytałem przed kursem o cenę. Taksówkarz szuka pomocy w przypadkowej osobie, która mówi po angielsku. Ale ten bierze naszą stronę i ewidentnie sugeruje facetowi, że przesadził. W informacji zwrotnej słyszymy, że to taksówka bezpośrednio z portu, dlatego droższa (ok, nawet jeśli to prawda, to info dla innych: pozwólcie meleksowi wyjechać poza bramę portu, tak jak wszyscy dalej jechali, i tam łapcie taxi na ulicy). Facet nagle obniżył wymagania do 250.000 IRR. No dobra, więcej nie zamierzałem płacić.
Mówiłem, że wpływy arabskie są tu widoczne.Nadal mało :) Powinni mieć w standardzie czas letni GMT +4. Ale faktycznie przyjechałem do Iranu tydzień po ich zmianie czasu, bo niektóre zegarki mieli wciąż nieprzestawione.Wszystkie hotele bezpośrednio przez maila - mają swoje strony, ale o cenę należy pytać. Rezerwacja jest na słowo, żadnych przedpłat. Wyjątek miałem tylko w Yazd, ale tam właścicielką była Chinka i trochę inaczej wszystko wyglądało.
Jeszcze jedno - w takim Yazd na 2 miesiące przed przyjazdem te najbardziej oklepane noclegownie, czyli Silk Road oraz Orient, nie miały już dwójek z łazienką.
Dziękuję. Trochę miałem problemów z ukończeniem. W każdym razie zapraszam do obejrzenia też innych filmów, wszystko na youtube na moim kanale.Tak jak podałem w pierwszym poście, aby zrobić przegląd lotów krajowych należy skorzystać z wyszukiwarki, np:
www.skyscanner.pl (tu można podejrzeć linie Iran Air oraz Mahan Air)
www.samita.com/en (tu jest dużo linii, niestety trzeba się posiłkować przeklejaniem tekstu w farsi do google translatora, inaczej często nawet nie wiadomo co to za linia).
Na pewno są też inne.
Z kupnem biletów w Iran Air nie ma żadnego problemu - podałem wyżej sposób jak to zrobić płacąc kartą tylko przez kontakt mailowy.
Co do pozostałych linii zostaje pośrednik do zakupu, np. key2persia. Jest to uciążliwe, bo odpisują raz na dobę i trochę mało w tym wszystkim kreatywności. Raczej trzeba im podać gotowe rozwiązanie, a nie liczyć na zalew propozycji i rozwiązań. Łatwo nie jest, w moim przypadku posklejanie lotów pod plan miejsc, które chciałem odwiedzić, trochę mnie zmusiło do wysiłku.
Ale sam Iran jest naprawdę bardzo prosty, na miejscu jest zupełnie bezstresowo. Uważam nawet, że jako wstęp do świata islamu, nie ma bardziej przystępnego miejsca (na drugim biegunie muzułmańska Afryka). Bilety lotnicze można nawet załatwiać przez hotel (ja jednak wolałem nie ryzykować, siedziałem w danym miejscu max. 2 doby). Do recepcji idzie się z każdą sprawą - bilet na autobus, wymiana dolarów, wskazanie dobrej knajpy.Isfahan
Drugi pod rząd lot Iran Air. Miał być Fokker 100, podstawiono bardzo podobny wizualnie MD-82. Wiek 28 lat. Obowiązkowy obiad na pokładzie i po 1.5h locie lądujemy o 21.40 w Isfahan. Boże, jak tu zimno!
I faktycznie, 18 stopni o tej porze to dla nas nowość. W Isfahanie jest Snapp, ale nie obsługuje połączeń z lotniskiem. Jedziemy oficjalną lotniskową taksówką (350.000 IRR za 25km) do Iran Hotel, polecanego hotelu w centrum miasta. Hotel sympatyczny, z dobrą obsługą, standard pokoju ok (1.5 mln IRR dwójka z łazienką + śniadanie). Jest już godzina 23 więc na dzisiaj koniec atrakcji. W TV wciąż leci materiał z zakończonego już święta Ashura, a na północy kraju, w górach, śnieżyce zaskoczyły drogowców. To też ciekawe.
Isfahan to 1.7 mln miasto. Zupełnie inne od tego, co dotychczas widzieliśmy. Nowoczesne, zadbane, bardzo zielone i reprezentatywne. Główną atrakcją miasta jest wpisany na listę UNESCO plac Naqsh-e Jahan, potocznie zwany placem Imama. Zanim tu jednak dotrzemy, najpierw piechotą udajemy się przez dwa kolejne parki z kompleksami pałacowymi. Pierwszy - Hasht Behesht – ma charakter miejski. Jest otwarty dla wszystkich, przez co ludzie spędzają tu wolny czas na rozłożonych dywanach, standardowo piją herbatę, grają w karty.
Drugi ogród, z pałacem Chehel Sotoon, jest ogrodzonym kompleksem wyraźnie skupionym wokół pałacu, który jest otwarty dla zwiedzających (wstęp do ogrodu 200.000 IRR).
Niedaleko toalet znajduje się fajna herbaciarnia, gdzie warto wstąpić i rozsiąść się na wyściełanych dywanikami ławach.
Dalej udaliśmy się w stronę głównego placu Imama.
W Parku Pamięci (Isfahan to zielone miasto, jest dużo parków) zaczepił nas starszy pan, pytając czy jesteśmy Rosjanami. Informacja, że Polakami wyraźnie go ożywiła. Przytoczył historię, gdy żołnierze Armii Andersa ewakuowali się z Rosji właśnie przez Iran. Część z nich na zawsze tu została (w Isfahanie jest wydzielona mała kwatera na cmentarzu ormiańskim z 18 polskimi grobami). On znał Polaków. Potem było trochę prywaty, co widzieliśmy, co powinniśmy zobaczyć, trochę historii mu bliższej (przed rewolucją było lepiej, bo taniej), zaproszenie do sklepu z dywanami, itp. Dostał pocztówkę z widokiem Warszawy, ale nie pozwolił na zrobienie sobie zdjęcia.
Plac Imama to jeden z największych placów na świecie, wg niektórych źródeł drugi co do wielkości po pekińskim Tian’anmen. Sam w sobie jest już atrakcją, pełno tu odpoczywających ludzi, jeżdżą dorożki, są baseny z fontannami, a od północnej strony brama rozpoczyna ciągnący się dalej gąszcz bazarowych alejek. Są tu też trzy obiekty, których odwiedzenie należy rozważyć: znajdujący się we wschodniej części, górujący nad całym placem pałac Aali Qapu, znajdujący się vis-a-vis po zachodniej stronie meczet Sheikh Lotfollah oraz znajdujący się w południowej części, ale niesymetrycznie ułożony meczet Naghsh-e Jahan (jego przekrzywienie względem prostokąta placu ma proste wytłumaczenie – wskazuje kierunek na Mekkę). Idziemy do Aali Qapu (200.000 IRR). Miał być piękny widok z tarasu na cały plac, tymczasem widać głównie rusztowania. Podstawowa atrakcja tego miejsca – taras, gdzie Szach Abbas doglądał życie mieszkańców - właśnie odpadła. Drugą jest pomieszczenie na poddaszu, gdzie całe sklepienie wykonane jest z drewnianej membrany z wycięciami w kształcie instrumentów. Taka konstrukcja wprowadza niesamowitą akustykę tego miejsca. Śpiew kobiet, dźwięk instrumentów – to wszystko idealnie brzmiało właśnie w tym miejscu.
Na plac jeszcze wrócimy i to kilka razy, tymczasem łapiemy Snappa (35.000 IRR) i jedziemy do dzielnicy… żydowskiej. W Iranie? Tak, w Iranie. Mieszka tu ok. 1500 Żydów. Przeczytałem gdzieś mądre zdanie, że miejscowi nie mają nic do Żydów (ludzi), jedynie do instytucji państwa Izrael. Poza tym trzeba mieć na uwadze, że przed rewolucją stosunki z Izraelem, podobnie jak z USA, obierały zupełnie przeciwny biegun. Tak więc w Isfahanie jest stara dzielnica, powoli wyburzana, gdzie wciąż można znaleźć funkcjonujące synagogi. Poza tym dużo synagog można jeszcze znaleźć w Teheranie, Shiraz oraz Yazd. Czy warto tu przyjechać? Raczej nie, bo poza menorą na drzwiach zamkniętej synagogi żadnych innych śladów nie zauważyłem. Ale z racji na spacerową odległość od największego w Isfahanie Meczetu Piątkowego to właśnie tutaj chcieliśmy na chwilę zawitać.
Znajdujący się 700m dalej meczet Atiq Jameh zlokalizowany jest w strefie bazarowej. Ten meczet faktycznie jest duży i warty odwiedzenia (200.000 IRR). Charakteryzuje się dużą liczbą naw, pomieszczeń z różnorodnymi kolumnami. Oczywiście wszędzie dominują misterne zdobienia, piękne mihraby, ale w pewnym to wszystko zaczyna się zlewać. Widzi się po prostu kolejny meczet z kolejnymi zdobieniami. To, że przeczyta się w przewodniku o wyjątkowych inskrypcjach zleconych przez Szacha jest zapewne bardzo wartościową informacją, tyle że ulotną…
Jesteśmy już głodni. Przewodnik Lonely Planet podpowiada, że idąc bazarową alejką natrafimy za chwilę na knajpę Beryani. Ale o tej porze ma być już zamknięta. Na szczęście nawet LP z 2017 potrafi wprowadzać w pozytywny błąd i miejsce wciąż jest otwarte. Specyficzna to jadłodajnia. W sumie nie ma co się dziwić – bar na bazarze. Pomieszczenie wąskie, kilka stolików, resztki sałaty na podłodze, przy samym wejściu kucharz miesza na patelni mielone mięso –już w progu pyta ile będzie osób. W menu jest tylko beryani, czyli mielony kotlet jagnięcy zawinięty w chlebek naan z ryżem, cebulą, ziołami. Do picia cola lub jogurt dugh (całość 2 os. – 300.000 IRR). Dobre to i bardzo sycące.