No i przyszedł moment, na który - nie ukrywam - czekałem. Wcześniej zrobiłem podgląd samolotów, jakie latają na tej trasie. Moje oczekiwania zostały spełnione. Mieliśmy lecieć Boeingiem 727-200 (linie Aseman Airlines). Miał tyle lat co ja, 38. Ostatni raz widziałem B727 jakoś na początku lat 90 na Okęciu, jeszcze w barwach Pan Am. W środku fotele w ustawieniu 3+3, o żadnych ledach nie ma mowy – wszystko oświetlone żaróweczkami schowanymi za pożółkłym, kremowym plastikiem.
Znowu posadzili nas przy wyjściu awaryjnym, na skrzydle. Trochę głośno było w środku, widać że technologicznie to już nie ta epoka co teraz. No ale byłem . Do pełni szczęścia zabrakło mi w Iranie przelotu starym Airbusem 300 lub 310. Jak ktoś chce mieć szansę nimi lecieć, niech wybiera linie Mahan Air.
Tak jak wspomniałem, mieliśmy godzinę obsuwy. Zamiast 19.15 wystartowaliśmy po 20, a lot trwał 1.15h. Niestety, tym razem nie mogę napisać, że podano pyszny obiad, gdyż dostaliśmy tylko po bułce z tuńczykiem, tyle że farsz był tak zmrożony, że zawierał grudki lodu. Z Teheranie lot powrotny do Baku był dopiero o 1.35, z tym że musieliśmy zmienić lotniska. Z krajowego Mehrabad na międzynarodowe Imama Chomeiniego (odległość 50km). Tak więc mieliśmy 4 godziny. Na tyle dużo, by coś jeszcze zobaczyć, ale na tyle mało, by zbytnio się nie oddalić. Obok lotniska znajduje się Plac Wolności z Azadi Tower. To symboliczne dla mieszkańców Teheranu miejsce, które często pojawia się na zdjęciach, widokówkach (drugim symbolicznym budynkiem jest wieża telewizyjna Milad, szósta najwyższa na świecie). Na Plac Wolności można w zasadzie dojść piechotą z lotniska, bo to tylko 1.5km. Ale jest wahadłowe metro doprowadzone od najbliższej, żółtej linii metra, więc skorzystaliśmy. Tym bardziej, że byliśmy objuczeni tobołami powrotnymi.
Z perspektywy mapy po wyjściu ze stacji metra Azadi jest się już na miejscu, a plac jest przed nosem. No ale tak prosto to nie wygląda. Było już ciemno, a oczom naszym ukazał się widok znany raczej z dalekiej Azji. Dużo ludzi, śmieci, handel, korki. Okazało się, że jesteśmy w sąsiedztwie dworca autobusowego. A wieżę - owszem - widać, ale była szczelnie strzeżona przez przejeżdżające potężnym rondem auta. Do tego stało tu trochę osób w oczekiwaniu na zatrzymujące się busy. Rozgardiasz.
Jakiś jak zwykle uprzejmy Irańczyk postanowił przeprowadzić nas na drugą stronę. Tu wcale nie było łatwiej, bo Plac Wolności mieliśmy przed sobą, ale na 1.5 metrowym podwyższeniu. Trafiliśmy na okalający mur na bazie ronda. Zaczęliśmy to obchodzić, szukając jakiegoś przejścia. Trochę to trwało, aż wreszcie zrobiło się płasko, nawet przejście dla pieszych było. Ale co z tego, w Iranie przejście dla pieszych nic nie znaczy. Trąbią na przechodniów, nawet jeśli jest zielone. Ostatecznie cali i zdrowi dotarliśmy pod ładnie oświetloną wieżę, bo i głupio by było stracić zdrowie ostatniego dnia pobytu w Iranie.
Azadi Tower jest duża. Można wjechać windą na górę, na taras widokowy. Ale gdyby ktoś faktycznie chciał takiej atrakcji w Teheranie, lepszym wyborem będzie wieża telewizyjna Milad (45m vs taras widokowy na 315m, z czego cały Milad ma 435m). Plac Wolności jest miejscem symbolicznym dla Iranu. Cały rok 1978 był niespokojny, obfitował w liczne protesty i zgromadzenia, ale można powiedzieć, że to właśnie tutaj dokonała się Rewolucja Islamska, a Szach zmuszony był uciekać z Iranu. Była już godz. 23, mieliśmy 2.5h do odlotu. Snapp podpowiadał, że przejazd na lotnisko Imama Chomeiniego będzie kosztował 290.000 - 300.000 IRR. Pewnym utrudnieniem było opuszczenie tego ogromnego placu ulokowanego na rondzie. Od strony południowej były jakieś pasy dla pieszych i stała taksówka. Wiedziałem, że nie ma sensu pytać o cenę, bo będzie o wiele drożej. Nastawiłem się na Snappa. Ale z ciekawości zapytałem o Imam Chomeini Airport. Zobaczyłem 3 palce. 300 tys., na pewno? Kierowca po angielsku nie mówił, ale na wyświetlaczu telefonu potwierdziliśmy sobie, że chodzi o 300. Pyta o terminal. Szukam na rezerwacji, nie ma nic. No niby jest obok Terminal 1, ale to już w Baku. Ogląda tę kartkę, kiwa głową. No to jedziemy. Widzę, że kierujemy się w stronę centrum. Zdziwiło mnie to, bo google maps pokazywało odbicie na południe zaraz za lotniskiem krajowym. No ale co ja tam wiem. Pewnie zna szybszą trasę, może chce jakieś korki ominąć? Na kolejnym możliwym odbiciu na południe trochę zaniepokoiłem się, bo dalej jechaliśmy w stronę wschodnią, do centrum. Za jakiś czas odbiliśmy jednak w dół. No dobra, dziwnie jedzie, ale pewnie wie co robi. Po chwili jednak znowu odbicie i widzę już na mapie, że ewidentnie oddalamy się. Gdy zobaczyłem znak ze skrętem w lewo w zrozumiałym dla mnie napisem Imam Chomeini Square wiedziałem już, ze doszło do nieporozumienia. Pokazuję mu telefon z mapą i miejscem docelowym, ten mruży oczy, bo napis w farsi na google maps jest w jakiejś mikro czcionce. Powiększanie nic nie daje. Ale odczytał. I złapał się za głowę. Dla niego Terminal to dworzec autobusowy. I faktycznie jest w Teheranie dworzec autobusowy im. Imama Chomeiniego. Mamy problem. Kupę czasu straciliśmy. Do lotniska mamy teraz nawet dalej niż początkowo, do tego jesteśmy w centrum miasta. I kierowca nie mówi nic po angielsku. Podjechał na stację benzynową. Skoro tankuje, tzn. że chyba chce nas zawieźć. Znalazł kogoś, kto robił za tłumacza. Dowiadujemy się, że kierowca chce 1 milion za transport. Oczywiście nie godzimy się, ale i nie wysiadamy. Cały czas jako opcję rezerwową mam w głowie wysiadkę i łapanie na szybko Snappa. Tylko że boję się o czas. Panowie Irańczycy dyskutują, ostatecznie tłumacz mówi, że pojedziemy. Pytam jeszcze kierowcę czy ok? Ok. No to jedziemy. Tym razem dobrze – na lotnisko. Nerwowo zerkałem na zegarek, ale w połowie drogi wiedziałem już, że będzie ok, nawet nie na styk. Jeszcze przy wysiadce nasz kierowca nie chciał kasy przyjąć, ale nie dlatego że taki uprzejmy, ale za mało wręczałem. Pokazałem mu, że 300 to wszystko co mam, dodałem jeszcze 50 i pożegnałem się nie przedłużając tej sytuacji. Sorry, ale wypadałoby wiedzieć co to znaczy Imam Chomeini Airport, zwłaszcza jeśli klient jest z walizkami i pokazuje wydruk biletów lotniczych.
Do odlotu mieliśmy 1.20h, tak więc spokojnie odprawiliśmy się i odlecieliśmy do Baku. A tam… Bezcłówka, ale taka jakby mentalnie sowiecka. Woda 3 EUR, wino 2 EUR, wódka 1 EUR. Pić się chciało, dosłownie i w przenośni, więc poszła opcja wyważona, ta środkowa. Zwłaszcza że środek nocy, a do następnego lotu mieliśmy ponad 4 godziny.
Dalej Kijów, kolejne oczekiwanie i powrót LOTem do Warszawy. Męczący, ponad 20h maraton. 4 loty, trzy długie przesiadki. Ale pomyśleć, że gdyby harmonogram był bardziej napięty, na wylot z Teheranu moglibyśmy nie zdążyć…
Pabloo napisał:
Jest chyba jakiś problem ze zdjęciami, większość w ogóle się nie wczytuje, szczególnie z ostatniej części.
Wszystko ok - sprawdzałem i w pracy i w domu i na telefonie. Wygląda jakby pamięci brakowało, albo jakaś blokada regionalna/firewall.Jeszcze słówko na koniec o aplikacji Snapp اسنپ - może komuś się przyda (a warto!).
Nie wiem czy jest wersja na iPhone'a, natomiast aby zainstalować na Androidzie najpierw trzeba odwiedzić stronę:
i ściągnąć aplikację Bazaar. To taki odpowiednik sklepu Google, czyli miejsca gdzie wyszukuje się i ściąga soft, tyle że wersja irańska. Tylko tutaj znajdziemy Snappa.
Po zainstalowaniu jest do wyboru zrozumiała wersja angielska, no i rzecz najważniejsza, aby móc korzystać z tego odpowiednika Ubera trzeba podać numer irański, na który przyjdzie kod SMS do aktywacji.
A jak wygląda Snapp w praktyce? Podobnie do UBERA, z tym że płaci się kierowcy gotówką. Należy też pamiętać, że nie w każdym mieście w Iranie skorzystamy ze Snappa. Mi udało się bez problemu w Teheranie, Shiraz, Isfahanie (ale nie z lotniska - tylko oficjalna taxi), natomiast nie udało się w Bandar Abbas, na Qeshm, Yazd.
W przeciwieństwie do Ubera nie wpisuje się adresu docelowego, a palcem wskazuje na mapie miejsce docelowe. Czyli trzeba mieć trochę ogarnięty rozkład miasta i widzieć, gdzie chcemy jechać. Dostajemy ofertę z ceną, którą należy potwierdzić.
Jak widać na górze jest cena (zapewniam, że to 1/3 wołanej przez taxi). Zdjęcie kierowcy nie zawsze jest, za to o wiele ważniejsza jest tablica rejestracyjna. I tu wypadałoby nauczyć się cyfr w farsi, bo po prostu przydadzą się.
Szybko nauczyłem się, by patrzeć na dwa pierwsze i dwa ostatnie znaki tablicy rejestracyjnej. To są właśnie cyfry, po których identyfikowałem nadjeżdżające samochody. Poza tym warto w łapie trzymać telefon, tak żeby kierowca też miał jakąś wskazówkę kogo szuka.
Kierowcy czasami po przyjęciu zlecenia kursu potrafią zadzwonić. W większości przypadków nie mówili po angielsku, ale nie miało to znaczenia. Nadal czekałem w danym miejscu - przyjeżdżali. Zawsze mogą zrezygnować, wówczas otrzymuje się komunikat. To samo dotyczy nas - nie ma kar za rezygnację. Na mapce podglądowej Snappa na bieżąco podawana jest lokalizacja nadjeżdżającego auta. Czasami ma się wrażenie, że kręci się w kółko... No ale oni potrafią jechać pod prąd po klienta.
Świetna relacja! część filmu zostawię sobie na później
:) fajne info na temat krajowych połączeń lotniczych które na pewno komuś się przydadzą, może nawet i mnie kiedyś
:)
b79 napisał:W Iranie mają dziwną strefę czasową GMT +3.30h, co oznacza że jest tylko 1.5h później niż w Polsce. Słońce zachodzi ok. 17.40 a o 18.10 jest już ciemna noc. Zmrok zapadał o tej porze roku praktycznie tak samo szybko jak na równiku.U nas standardowo obowiązuje strefa czasowa +1:00, natomiast ze względu na różnicę w terminie zmiany czasu w Europie(koniec października) z Iranem(22 września), przez miesiąc ta rozbieżność rzeczywiście wynosi 1,5 godziny
8-) Przez resztę roku jest to 2,5 godziny.Fajna relacja, ciekawie opisujesz to co przeszedłeś. Część przemyśleń i doświadczeń masz podobnych do moich sprzed roku(w tym ten sam hotel w Szirazie).
;)
Nadal mało
:) Powinni mieć w standardzie czas letni GMT +4. Ale faktycznie przyjechałem do Iranu tydzień po ich zmianie czasu, bo niektóre zegarki mieli wciąż nieprzestawione.
Świetna relacja. Chyba najlepsza o Iranie.Akurat super mi się wstrzeliłeś bo na październik 2018 kupiłem biletu do Iranu...Czekam zatem na ciąg dalszyJak rezerwowałeś hotele?
Wszystkie hotele bezpośrednio przez maila - mają swoje strony, ale o cenę należy pytać. Rezerwacja jest na słowo, żadnych przedpłat. Wyjątek miałem tylko w Yazd, ale tam właścicielką była Chinka i trochę inaczej wszystko wyglądało.Jeszcze jedno - w takim Yazd na 2 miesiące przed przyjazdem te najbardziej oklepane noclegownie, czyli Silk Road oraz Orient, nie miały już dwójek z łazienką.
rafgrzeg napisał:Dodam jeszcze że super film. Ekstra się oglądało.Dziękuję. Trochę miałem problemów z ukończeniem. W każdym razie zapraszam do obejrzenia też innych filmów, wszystko na youtube na moim kanale.
Tak jak podałem w pierwszym poście, aby zrobić przegląd lotów krajowych należy skorzystać z wyszukiwarki, np:www.skyscanner.pl (tu można podejrzeć linie Iran Air oraz Mahan Air)www.samita.com/en (tu jest dużo linii, niestety trzeba się posiłkować przeklejaniem tekstu w farsi do google translatora, inaczej często nawet nie wiadomo co to za linia).Na pewno są też inne.Z kupnem biletów w Iran Air nie ma żadnego problemu - podałem wyżej sposób jak to zrobić płacąc kartą tylko przez kontakt mailowy.Co do pozostałych linii zostaje pośrednik do zakupu, np. key2persia. Jest to uciążliwe, bo odpisują raz na dobę i trochę mało w tym wszystkim kreatywności. Raczej trzeba im podać gotowe rozwiązanie, a nie liczyć na zalew propozycji i rozwiązań. Łatwo nie jest, w moim przypadku posklejanie lotów pod plan miejsc, które chciałem odwiedzić, trochę mnie zmusiło do wysiłku. Ale sam Iran jest naprawdę bardzo prosty, na miejscu jest zupełnie bezstresowo. Uważam nawet, że jako wstęp do świata islamu, nie ma bardziej przystępnego miejsca (na drugim biegunie muzułmańska Afryka). Bilety lotnicze można nawet załatwiać przez hotel (ja jednak wolałem nie ryzykować, siedziałem w danym miejscu max. 2 doby). Do recepcji idzie się z każdą sprawą - bilet na autobus, wymiana dolarów, wskazanie dobrej knajpy.
rafgrzeg napisał:Świetna relacja. Chyba najlepsza o Iranie.Akurat super mi się wstrzeliłeś bo na październik 2018 kupiłem biletu do Iranu...Radziłbym dokupić ubezpieczenie od rezygnacji z lotu. Sam właśnie jestem w trakcie kupowania biletó na majówkę (podziękowania dla @Don_Bartoss) a dzisiaj ciekawe wiadomości zobaczyłem na YT. Odkąd Waszyngton uznał, że stolicą Państwa Położonego w Palestynie jest Jerozolima, sprawy nabrały jak widzę tempa. Ponownie zaczęto uznawać Persów za zło tego świat Świata i rozkręcają im tam majdan. Nie wiadomo czy kwestia irańska nie zostanie ostatecznie rozwiązana w ciągu najbliższych miesięcy. Jest to zapewne ostatni sezon, żeby zobaczyć Iran bez demokracji. Warto się pospieszyć.https://www.youtube.com/watch?v=1MswmZXejSEhttps://www.youtube.com/watch?v=25gG_WxzXcE
@pawelos, w polskim filmie "Ogniem i Mieczem" pada zdanie, wypowiadane przez księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, "Krwią należy bunt gasić, nie przywilejami". Myślę, że w Iranie tę prawdę znają.
Ufam, że tak się właśnie stanie i Iran ocaleje w formie jaką znamy do tej pory a wszelkiej maści buntownicy i podżegacze wojenni skończą gdzie ich miejsce, czyli na szubienicy. Prośba do moderacji o wydzielenie tematu. Podejrzewam, że nie tylko użytkownik @rafgrzeg i ja, jesteśmy zainteresowani aktualną i rzetelną informacją o sytuacji w Iranie w związku ze zbliżającą się tam podróżą.
b79 napisał: Uważam nawet, że jako wstęp do świata islamu, nie ma bardziej przystępnego miejsca (na drugim biegunie muzułmańska Afryka).Kiedyś najłatwiejsza i najbardziej dostępna była Syria teraz już tylko Iran. Zgadzam się w 100% choć w Iranie byłem dawno temu.
Pabloo napisał:Jest chyba jakiś problem ze zdjęciami, większość w ogóle się nie wczytuje, szczególnie z ostatniej części.Wszystko ok - sprawdzałem i w pracy i w domu i na telefonie. Wygląda jakby pamięci brakowało, albo jakaś blokada regionalna/firewall.
No i przyszedł moment, na który - nie ukrywam - czekałem. Wcześniej zrobiłem podgląd samolotów, jakie latają na tej trasie. Moje oczekiwania zostały spełnione. Mieliśmy lecieć Boeingiem 727-200 (linie Aseman Airlines). Miał tyle lat co ja, 38. Ostatni raz widziałem B727 jakoś na początku lat 90 na Okęciu, jeszcze w barwach Pan Am. W środku fotele w ustawieniu 3+3, o żadnych ledach nie ma mowy – wszystko oświetlone żaróweczkami schowanymi za pożółkłym, kremowym plastikiem.
Znowu posadzili nas przy wyjściu awaryjnym, na skrzydle. Trochę głośno było w środku, widać że technologicznie to już nie ta epoka co teraz. No ale byłem . Do pełni szczęścia zabrakło mi w Iranie przelotu starym Airbusem 300 lub 310. Jak ktoś chce mieć szansę nimi lecieć, niech wybiera linie Mahan Air.
Tak jak wspomniałem, mieliśmy godzinę obsuwy. Zamiast 19.15 wystartowaliśmy po 20, a lot trwał 1.15h. Niestety, tym razem nie mogę napisać, że podano pyszny obiad, gdyż dostaliśmy tylko po bułce z tuńczykiem, tyle że farsz był tak zmrożony, że zawierał grudki lodu. Z Teheranie lot powrotny do Baku był dopiero o 1.35, z tym że musieliśmy zmienić lotniska. Z krajowego Mehrabad na międzynarodowe Imama Chomeiniego (odległość 50km). Tak więc mieliśmy 4 godziny. Na tyle dużo, by coś jeszcze zobaczyć, ale na tyle mało, by zbytnio się nie oddalić.
Obok lotniska znajduje się Plac Wolności z Azadi Tower. To symboliczne dla mieszkańców Teheranu miejsce, które często pojawia się na zdjęciach, widokówkach (drugim symbolicznym budynkiem jest wieża telewizyjna Milad, szósta najwyższa na świecie). Na Plac Wolności można w zasadzie dojść piechotą z lotniska, bo to tylko 1.5km. Ale jest wahadłowe metro doprowadzone od najbliższej, żółtej linii metra, więc skorzystaliśmy. Tym bardziej, że byliśmy objuczeni tobołami powrotnymi.
Z perspektywy mapy po wyjściu ze stacji metra Azadi jest się już na miejscu, a plac jest przed nosem. No ale tak prosto to nie wygląda. Było już ciemno, a oczom naszym ukazał się widok znany raczej z dalekiej Azji. Dużo ludzi, śmieci, handel, korki. Okazało się, że jesteśmy w sąsiedztwie dworca autobusowego. A wieżę - owszem - widać, ale była szczelnie strzeżona przez przejeżdżające potężnym rondem auta. Do tego stało tu trochę osób w oczekiwaniu na zatrzymujące się busy. Rozgardiasz.
Jakiś jak zwykle uprzejmy Irańczyk postanowił przeprowadzić nas na drugą stronę. Tu wcale nie było łatwiej, bo Plac Wolności mieliśmy przed sobą, ale na 1.5 metrowym podwyższeniu. Trafiliśmy na okalający mur na bazie ronda. Zaczęliśmy to obchodzić, szukając jakiegoś przejścia. Trochę to trwało, aż wreszcie zrobiło się płasko, nawet przejście dla pieszych było. Ale co z tego, w Iranie przejście dla pieszych nic nie znaczy. Trąbią na przechodniów, nawet jeśli jest zielone. Ostatecznie cali i zdrowi dotarliśmy pod ładnie oświetloną wieżę, bo i głupio by było stracić zdrowie ostatniego dnia pobytu w Iranie.
Azadi Tower jest duża. Można wjechać windą na górę, na taras widokowy. Ale gdyby ktoś faktycznie chciał takiej atrakcji w Teheranie, lepszym wyborem będzie wieża telewizyjna Milad (45m vs taras widokowy na 315m, z czego cały Milad ma 435m). Plac Wolności jest miejscem symbolicznym dla Iranu. Cały rok 1978 był niespokojny, obfitował w liczne protesty i zgromadzenia, ale można powiedzieć, że to właśnie tutaj dokonała się Rewolucja Islamska, a Szach zmuszony był uciekać z Iranu.
Była już godz. 23, mieliśmy 2.5h do odlotu. Snapp podpowiadał, że przejazd na lotnisko Imama Chomeiniego będzie kosztował 290.000 - 300.000 IRR. Pewnym utrudnieniem było opuszczenie tego ogromnego placu ulokowanego na rondzie. Od strony południowej były jakieś pasy dla pieszych i stała taksówka. Wiedziałem, że nie ma sensu pytać o cenę, bo będzie o wiele drożej. Nastawiłem się na Snappa. Ale z ciekawości zapytałem o Imam Chomeini Airport. Zobaczyłem 3 palce. 300 tys., na pewno? Kierowca po angielsku nie mówił, ale na wyświetlaczu telefonu potwierdziliśmy sobie, że chodzi o 300. Pyta o terminal. Szukam na rezerwacji, nie ma nic. No niby jest obok Terminal 1, ale to już w Baku. Ogląda tę kartkę, kiwa głową. No to jedziemy. Widzę, że kierujemy się w stronę centrum. Zdziwiło mnie to, bo google maps pokazywało odbicie na południe zaraz za lotniskiem krajowym. No ale co ja tam wiem. Pewnie zna szybszą trasę, może chce jakieś korki ominąć? Na kolejnym możliwym odbiciu na południe trochę zaniepokoiłem się, bo dalej jechaliśmy w stronę wschodnią, do centrum. Za jakiś czas odbiliśmy jednak w dół. No dobra, dziwnie jedzie, ale pewnie wie co robi. Po chwili jednak znowu odbicie i widzę już na mapie, że ewidentnie oddalamy się. Gdy zobaczyłem znak ze skrętem w lewo w zrozumiałym dla mnie napisem Imam Chomeini Square wiedziałem już, ze doszło do nieporozumienia. Pokazuję mu telefon z mapą i miejscem docelowym, ten mruży oczy, bo napis w farsi na google maps jest w jakiejś mikro czcionce. Powiększanie nic nie daje. Ale odczytał. I złapał się za głowę. Dla niego Terminal to dworzec autobusowy. I faktycznie jest w Teheranie dworzec autobusowy im. Imama Chomeiniego. Mamy problem. Kupę czasu straciliśmy. Do lotniska mamy teraz nawet dalej niż początkowo, do tego jesteśmy w centrum miasta. I kierowca nie mówi nic po angielsku. Podjechał na stację benzynową. Skoro tankuje, tzn. że chyba chce nas zawieźć. Znalazł kogoś, kto robił za tłumacza. Dowiadujemy się, że kierowca chce 1 milion za transport. Oczywiście nie godzimy się, ale i nie wysiadamy. Cały czas jako opcję rezerwową mam w głowie wysiadkę i łapanie na szybko Snappa. Tylko że boję się o czas. Panowie Irańczycy dyskutują, ostatecznie tłumacz mówi, że pojedziemy. Pytam jeszcze kierowcę czy ok? Ok. No to jedziemy. Tym razem dobrze – na lotnisko. Nerwowo zerkałem na zegarek, ale w połowie drogi wiedziałem już, że będzie ok, nawet nie na styk. Jeszcze przy wysiadce nasz kierowca nie chciał kasy przyjąć, ale nie dlatego że taki uprzejmy, ale za mało wręczałem. Pokazałem mu, że 300 to wszystko co mam, dodałem jeszcze 50 i pożegnałem się nie przedłużając tej sytuacji. Sorry, ale wypadałoby wiedzieć co to znaczy Imam Chomeini Airport, zwłaszcza jeśli klient jest z walizkami i pokazuje wydruk biletów lotniczych.
Do odlotu mieliśmy 1.20h, tak więc spokojnie odprawiliśmy się i odlecieliśmy do Baku. A tam… Bezcłówka, ale taka jakby mentalnie sowiecka. Woda 3 EUR, wino 2 EUR, wódka 1 EUR. Pić się chciało, dosłownie i w przenośni, więc poszła opcja wyważona, ta środkowa. Zwłaszcza że środek nocy, a do następnego lotu mieliśmy ponad 4 godziny.
Dalej Kijów, kolejne oczekiwanie i powrót LOTem do Warszawy. Męczący, ponad 20h maraton. 4 loty, trzy długie przesiadki. Ale pomyśleć, że gdyby harmonogram był bardziej napięty, na wylot z Teheranu moglibyśmy nie zdążyć…
Wszystko ok - sprawdzałem i w pracy i w domu i na telefonie. Wygląda jakby pamięci brakowało, albo jakaś blokada regionalna/firewall.Jeszcze słówko na koniec o aplikacji Snapp اسنپ - może komuś się przyda (a warto!).
Nie wiem czy jest wersja na iPhone'a, natomiast aby zainstalować na Androidzie najpierw trzeba odwiedzić stronę:
https://cafebazaar.ir/?l=en
i ściągnąć aplikację Bazaar. To taki odpowiednik sklepu Google, czyli miejsca gdzie wyszukuje się i ściąga soft, tyle że wersja irańska. Tylko tutaj znajdziemy Snappa.
Po zainstalowaniu jest do wyboru zrozumiała wersja angielska, no i rzecz najważniejsza, aby móc korzystać z tego odpowiednika Ubera trzeba podać numer irański, na który przyjdzie kod SMS do aktywacji.
A jak wygląda Snapp w praktyce? Podobnie do UBERA, z tym że płaci się kierowcy gotówką. Należy też pamiętać, że nie w każdym mieście w Iranie skorzystamy ze Snappa. Mi udało się bez problemu w Teheranie, Shiraz, Isfahanie (ale nie z lotniska - tylko oficjalna taxi), natomiast nie udało się w Bandar Abbas, na Qeshm, Yazd.
W przeciwieństwie do Ubera nie wpisuje się adresu docelowego, a palcem wskazuje na mapie miejsce docelowe. Czyli trzeba mieć trochę ogarnięty rozkład miasta i widzieć, gdzie chcemy jechać. Dostajemy ofertę z ceną, którą należy potwierdzić.
Jak widać na górze jest cena (zapewniam, że to 1/3 wołanej przez taxi). Zdjęcie kierowcy nie zawsze jest, za to o wiele ważniejsza jest tablica rejestracyjna. I tu wypadałoby nauczyć się cyfr w farsi, bo po prostu przydadzą się.
Szybko nauczyłem się, by patrzeć na dwa pierwsze i dwa ostatnie znaki tablicy rejestracyjnej. To są właśnie cyfry, po których identyfikowałem nadjeżdżające samochody. Poza tym warto w łapie trzymać telefon, tak żeby kierowca też miał jakąś wskazówkę kogo szuka.
Kierowcy czasami po przyjęciu zlecenia kursu potrafią zadzwonić. W większości przypadków nie mówili po angielsku, ale nie miało to znaczenia. Nadal czekałem w danym miejscu - przyjeżdżali. Zawsze mogą zrezygnować, wówczas otrzymuje się komunikat. To samo dotyczy nas - nie ma kar za rezygnację. Na mapce podglądowej Snappa na bieżąco podawana jest lokalizacja nadjeżdżającego auta. Czasami ma się wrażenie, że kręci się w kółko... No ale oni potrafią jechać pod prąd po klienta.