Sama Pagoda otoczona jest gigantycznymi drzewami, ale nie mam pojęcia co to za gatunek.
Wycieczka do plantacji herbaty jest zdecydowanie warta polecenia. Osobiście dowiedziałem się dużo ciekawych rzeczy, o których nie miałem wcześniej pojęcia – chociażby fakt, że herbata czarna, biała i zielona jest robiona z liści tych samych krzaków, a różni się tylko okresem zrywania liści, ich ułożeniem na krzaku oraz sposobem późniejszego przetwarzania. A ogólnie herbata w Indiach jest MEGA! Nie ma nic wspólnego z popłuczynami serwowanymi w Polsce. Tam też byłem w stanie pić herbatę z mlekiem, którą szczerze i konsekwentnie znienawidziłem jako dziecko
:)
Z samej wyprawy warto wspomnieć o podróży autem. Terenówki są bardzo „hinduskie” – prawie nie mają bieżnika na oponach, a drogi i wzniesienia które pokonują każą zastanowić się nad bezpieczeństwem J Ale skoro jeżdżą to musi się udać! https://youtu.be/Mg02BSIR-ho Na koniec z samolotu zobaczyliśmy w końcu Mount Everest. Zdjęcie mocno średnie, bo przez porysowane okno z rozklekotanego samolotu SpiceJet – skoro to forum o lataniu to dwa słowa komentarza o liniach lotniczych. Zdecydowanie najlepiej wspominam JETAIRWAYS – dwa long houle z i do Europy i w sumie 4 loty krajowe po Indiach. Zawsze z jedzeniem i komfortowo. Drugie miejsce ma u mnie IndiGo – nowe samoloty i całkiem wygodnie jak na LCC. Najgorzej wypadł właśnie wspomniany SpiceJet – stary samolot, średnie jedzenie (kupiliśmy dodatkowo) i bez jakiegoś WOW. Całe szczęście lecieliśmy tylko raz na nie za długiej trasie. *
*Informacje te aktualne są na rok 2014 – nie miałem później do czynienia z tymi przewoźnikami.INDIE – epizod czwarty – New Delhi, Agra, Jaipur i tygrys
DELHI: Ten fragment relacji będzie zdecydowanie najdłuższy. W okolicach Delhi spędziliśmy ponad tydzień odwiedzając główne polecane atrakcje. Trasa wyglądała mniej więcej tak, a w użycie poszedł cały przekrój transportu lądowego: pociągi, autobusy, taksówki, komunikacja miejska itd:
Jako największe miasto na Świecie samo Delhi można spokojnie zwiedzać przez 3 tygodnie i się nie znudzić
:) My zdecydowaliśmy się po prostu połazić wzdłuż niektórych miejsc polecanych w przewodniku, ale z pewnością można tu spędzić więcej czasu. Dla celów relacji połączę całe Dehli w jednym poście chociaż zwiedzanie podzieliliśmy na dwa raz – raz zaraz po przylocie z Darjeelingu i raz na koniec po objeździe Rajasthanu. Samo New Delhi jest trochę inne niż reszta Indii – zdecydowanie widać tutaj kulturę „Zachodu”. W większości miejsc jest czysto i bardzo europejsko, ale wystarczy zejść trochę w bok, żeby wrócić do Indii
:)
To też miasto pełne kontrastów:
Gołębie europejskie i lokalne:
Żeby nie zatracić klimatu hotelu szukaliśmy w dzielnicy Paharganj, leżącej tuż obok dworca centralnego. To już typowe wielkie indyjskie miasto, gdzie otaczają Cię tysiące ludzi, przez których musisz się przedzierać, żeby przejść. Po znalezieniu hotelu swoje kroki skierowaliśmy do International Tourist Bureau, żeby kupić bilety kolejowe do Agry i z Jaipuru do Delhi. Jak to w Indiach po drodze oganialiśmy, się od miejscowych odciągających nas w bok i mówiących że biuro jest zamknięte lub przeniesione, a bilety najlepiej kupić u nich
:) - taki klimat. W każdym razie polecam olać wszystkich naganiaczy i dotrzeć do wymienionego biura (pierwsze piętro od strony Paharganj). Bilety kupuje się szybko i bezproblemowo. Wracając do hoteli – w Delhi mamy cały przekrój miejsc do noclegu – od wielkich sieciówek kosztujących kilka tysięcy PLN za noc do małych obskurnych „hoteli” w Pahargajn, gdzie spaliśmy
:) Najgorsza miejscówka w czasie całej podróży, gdzie nie mogliśmy zgasić światła, żeby pluskwy nie wyłaziły z pod materaca. Miejscowa whisky pomagała tam zasnąć
:)
Z atrakcji zobaczyliśmy Jantar Mantar – z pozoru losowe konstrukcje rozsypane po wielkim placu, a tak naprawdę zbudowane idealnie do obserwacji gwiazd i szeroko pojętego kosmosu. Każda z budowli ma inny cel i idealnie wyznacza położenie innych gwiazdozbiorów/planet itd.
India Gate i okolice ambasad oraz budynków rządowych:
Humayun's Tomb
Agrasen ki Baoli - schowane w dzielnicy biurowców, zbudowane w 14 wieku, robi naprawdę fajne wrażenie.
Lodi Gardens:
Tam też mieliśmy okazję na spokojnie poobserwować lokalną odmianę wiewiórki (jak ktoś wie dokładnie co to, niech pisze – ja z roślin i zwierząt, generalnie jestem noga
:) ), która z pewnością była inspiracją do stworzenia Wiewióra z Epoko Lodowcowej.Film do końca tego nie oddaje, ale na żywo naprawdę tak to wyglądało
:)
https://youtu.be/4jrDOs5JTz0AGRA: To właśnie tutaj poczuliśmy jak bardzo można nienawidzić Indii. Sama Agra jak na standardy hinduskie jest niewielka – trochę mniejsza od Warszawy
:) Jest brudna zaniedbana i mimo, że posiada dwa piękne zabytki, uciekaliśmy stamtąd jak najszybciej się dało. Ogólnie pokazuje to mentalność Hindusów, którzy zamiast wykorzystać rzesze turystów odwiedzających miasto, wywiozą śmieci za róg i będą udawali, że nie ma problemu.
Ale od początku. Do Agry dotarliśmy wieczornym pociągiem, a z dworca odebrał nas wcześniej zarezerwowany tuk-tuk z hotelu. Wszystkim polecam takie rozwiązanie i nocleg w jednym z licznych hoteli w Taj Ganj z restauracją na dachu i widokiem na Taj Mahal.
Samo zwiedzanie Taj Mahal zaczynaliśmy o świcie – było rewelacyjnie, ponieważ nie zjechały jeszcze wycieczki i było relatywnie pusto. Samo mauzoleum zapiera dech – nie będę tego opisywał, bo zwyczajnie się nie da.
Oprócz Taj Mahal, warto zrobić sobie spacer po Red Fort, skąd samo mauzoleum też ładnie widać.
Super, że pojawia się relacja z Indii, bo na pewno forum nie cierpi na ich nadmiar
:) pamiętasz może jak długo jechałeś z Kochi do Allepey i jak często kursują tam busiki lub pociągi?
Cieszę się że pojawia się jakieś zainteresowanie relacją
:)Co do czasu przejazdu, to dokładnie nie pamiętam ile jechaliśmy, ale było to spokojnie 2,5-3 godziny. Tylko, że było to z lotniska, a nie z centrum Kochi. Autobus co chwile się zatrzymywał, a po drodze zaliczyliśmy przynajmniej dwa-trzy "dworce autobusowe". Jeśli mnie pamięć nie myli, to takich bezpośrednich połączeń autobusowych było kilka. Pociąg na pewno jeździł jeden o poranku na trasie Kochi - Trivadrum (oryginalnie jechał chyba z Goa) - my wsiadaliśmy w niego w Allepey. Dokładniejszego rozkładu nie pamiętam, zresztą i tak od tego czasu mogło się sporo pozmieniać
:)
Sama Pagoda otoczona jest gigantycznymi drzewami, ale nie mam pojęcia co to za gatunek.
Wycieczka do plantacji herbaty jest zdecydowanie warta polecenia. Osobiście dowiedziałem się dużo ciekawych rzeczy, o których nie miałem wcześniej pojęcia – chociażby fakt, że herbata czarna, biała i zielona jest robiona z liści tych samych krzaków, a różni się tylko okresem zrywania liści, ich ułożeniem na krzaku oraz sposobem późniejszego przetwarzania. A ogólnie herbata w Indiach jest MEGA! Nie ma nic wspólnego z popłuczynami serwowanymi w Polsce. Tam też byłem w stanie pić herbatę z mlekiem, którą szczerze i konsekwentnie znienawidziłem jako dziecko :)
Z samej wyprawy warto wspomnieć o podróży autem. Terenówki są bardzo „hinduskie” – prawie nie mają bieżnika na oponach, a drogi i wzniesienia które pokonują każą zastanowić się nad bezpieczeństwem J Ale skoro jeżdżą to musi się udać!
https://youtu.be/Mg02BSIR-ho
Na koniec z samolotu zobaczyliśmy w końcu Mount Everest. Zdjęcie mocno średnie, bo przez porysowane okno z rozklekotanego samolotu SpiceJet – skoro to forum o lataniu to dwa słowa komentarza o liniach lotniczych. Zdecydowanie najlepiej wspominam JETAIRWAYS – dwa long houle z i do Europy i w sumie 4 loty krajowe po Indiach. Zawsze z jedzeniem i komfortowo. Drugie miejsce ma u mnie IndiGo – nowe samoloty i całkiem wygodnie jak na LCC. Najgorzej wypadł właśnie wspomniany SpiceJet – stary samolot, średnie jedzenie (kupiliśmy dodatkowo) i bez jakiegoś WOW. Całe szczęście lecieliśmy tylko raz na nie za długiej trasie. *
*Informacje te aktualne są na rok 2014 – nie miałem później do czynienia z tymi przewoźnikami.INDIE – epizod czwarty – New Delhi, Agra, Jaipur i tygrys
DELHI:
Ten fragment relacji będzie zdecydowanie najdłuższy. W okolicach Delhi spędziliśmy ponad tydzień odwiedzając główne polecane atrakcje. Trasa wyglądała mniej więcej tak, a w użycie poszedł cały przekrój transportu lądowego: pociągi, autobusy, taksówki, komunikacja miejska itd:
Jako największe miasto na Świecie samo Delhi można spokojnie zwiedzać przez 3 tygodnie i się nie znudzić :) My zdecydowaliśmy się po prostu połazić wzdłuż niektórych miejsc polecanych w przewodniku, ale z pewnością można tu spędzić więcej czasu. Dla celów relacji połączę całe Dehli w jednym poście chociaż zwiedzanie podzieliliśmy na dwa raz – raz zaraz po przylocie z Darjeelingu i raz na koniec po objeździe Rajasthanu. Samo New Delhi jest trochę inne niż reszta Indii – zdecydowanie widać tutaj kulturę „Zachodu”. W większości miejsc jest czysto i bardzo europejsko, ale wystarczy zejść trochę w bok, żeby wrócić do Indii :)
To też miasto pełne kontrastów:
Gołębie europejskie i lokalne:
Żeby nie zatracić klimatu hotelu szukaliśmy w dzielnicy Paharganj, leżącej tuż obok dworca centralnego. To już typowe wielkie indyjskie miasto, gdzie otaczają Cię tysiące ludzi, przez których musisz się przedzierać, żeby przejść. Po znalezieniu hotelu swoje kroki skierowaliśmy do International Tourist Bureau, żeby kupić bilety kolejowe do Agry i z Jaipuru do Delhi. Jak to w Indiach po drodze oganialiśmy, się od miejscowych odciągających nas w bok i mówiących że biuro jest zamknięte lub przeniesione, a bilety najlepiej kupić u nich :) - taki klimat. W każdym razie polecam olać wszystkich naganiaczy i dotrzeć do wymienionego biura (pierwsze piętro od strony Paharganj). Bilety kupuje się szybko i bezproblemowo. Wracając do hoteli – w Delhi mamy cały przekrój miejsc do noclegu – od wielkich sieciówek kosztujących kilka tysięcy PLN za noc do małych obskurnych „hoteli” w Pahargajn, gdzie spaliśmy :) Najgorsza miejscówka w czasie całej podróży, gdzie nie mogliśmy zgasić światła, żeby pluskwy nie wyłaziły z pod materaca. Miejscowa whisky pomagała tam zasnąć :)
Z atrakcji zobaczyliśmy Jantar Mantar – z pozoru losowe konstrukcje rozsypane po wielkim placu, a tak naprawdę zbudowane idealnie do obserwacji gwiazd i szeroko pojętego kosmosu. Każda z budowli ma inny cel i idealnie wyznacza położenie innych gwiazdozbiorów/planet itd.
India Gate i okolice ambasad oraz budynków rządowych:
Humayun's Tomb
Agrasen ki Baoli - schowane w dzielnicy biurowców, zbudowane w 14 wieku, robi naprawdę fajne wrażenie.
Lodi Gardens:
Tam też mieliśmy okazję na spokojnie poobserwować lokalną odmianę wiewiórki (jak ktoś wie dokładnie co to, niech pisze – ja z roślin i zwierząt, generalnie jestem noga :) ), która z pewnością była inspiracją do stworzenia Wiewióra z Epoko Lodowcowej.Film do końca tego nie oddaje, ale na żywo naprawdę tak to wyglądało :)
https://youtu.be/4jrDOs5JTz0AGRA:
To właśnie tutaj poczuliśmy jak bardzo można nienawidzić Indii. Sama Agra jak na standardy hinduskie jest niewielka – trochę mniejsza od Warszawy :) Jest brudna zaniedbana i mimo, że posiada dwa piękne zabytki, uciekaliśmy stamtąd jak najszybciej się dało. Ogólnie pokazuje to mentalność Hindusów, którzy zamiast wykorzystać rzesze turystów odwiedzających miasto, wywiozą śmieci za róg i będą udawali, że nie ma problemu.
Ale od początku. Do Agry dotarliśmy wieczornym pociągiem, a z dworca odebrał nas wcześniej zarezerwowany tuk-tuk z hotelu. Wszystkim polecam takie rozwiązanie i nocleg w jednym z licznych hoteli w Taj Ganj z restauracją na dachu i widokiem na Taj Mahal.
Samo zwiedzanie Taj Mahal zaczynaliśmy o świcie – było rewelacyjnie, ponieważ nie zjechały jeszcze wycieczki i było relatywnie pusto. Samo mauzoleum zapiera dech – nie będę tego opisywał, bo zwyczajnie się nie da.
Oprócz Taj Mahal, warto zrobić sobie spacer po Red Fort, skąd samo mauzoleum też ładnie widać.