Daleko nie ujechaliśmy. Północny kraniec La Digue to bardzo malownicze miejsce. Z jednej strony długa Anse Severe, z drugiej malutka, ale przecudnej urody Anse Patates, do tego skały, fale, palmy cudne słońce, a co za tym idzie, cudny kolor wody. Zresztą co ja będę pisał...
Mam nadzieję, że nie przesadzam z ilością zdjęć
:) Żeby Wam troszkę oczy od turkusu odpoczęły, to garść informacji praktycznych - tym razem o jedzeniu. Jest drogo. Wchodząc do normalnej restauracji z zamiarem zjedzenia obiadu musicie się liczyć z tym, że za mniej niż 100 PLN, to nie dostaniecie tam NIC. Za jakiś normalny zestaw obiadowy trzeba pewnie liczyć raczej 200-300 PLN. Od osoby. Ale za to jedzenie podobno pyszne. Nie sprawdziliśmy tego. Nie było nas stać.
;) Takie "gorsze" restauracje La Digue nazywają sie "Take away". My żywiliśmy się głównie w jednym z takich przybytków - "Take away GALA". Już przed wyjazdem wytypowałem go jako mający najwięcej pozytywnych opinii i dobre ceny,. Dodatkowo polecali nam go Polacy spotkani na kajakach oraz... nieoceniona Mae, która jeśli nie gotowała w domu, to jadła tylko w Gali. Za ok. 20 PLN w GALI można się najeść. Za każdym razem jak byliśmy mieli co innego. Bardzo mi smakowała ich ryba, kurczak był niezły. Zielone curry było też dobre, ale baaaardzo ostre. Do tego makaron lub ryż. Do picia polecam lemoniadę. Droga ale dobra. Poza tym tradycyjnie zabraliśmy trochę prowiantu z domu oraz poszliśmy na zakupy do supermarketu. W supermarkecie chciałem nas zaopatrzyć głównie w owoce, ale za pierwszym razem porażka - nie było praktycznie nic. Dopiero na drugi dzień udało mi się kupić spory zapas malutkich bananów, które zapewne nie spełniały żadnych norm UE ale za to smakowały bosko.... Banany można też było kupić na straganie przy ulicy, tyle, że tam kosztowały po kilka rupii za sztukę. W sklepie były na wagę i wyszło ok. 1 rupia za sztukę.
:) Takamaka (miejscowy rum w różnych smakach) - w markecie 280-350 rupii za 0,7. Waham się...
;) Ostatecznie coś tam kupiłem na Praslin, trochę taniej, w sklepie u Hindusa. My tu gadu, gadu, a tymczasem nasza droga wreszcie nie idzie samym brzegiem i nie musimy się co chwila zatrzymywać na ochy, achy i zdjęcia plaż. Za to musimy się zatrzymywać na zdjęcia kwiatów i innych takich...
Powyżej hibiskus, ale to każdy rozpoznaje. Poniżej passiflora (czyli po polsku męczennica). Bardzo ciekawa rodzina roślin obejmujące (ciocia Wikipedia podpowiada) 513 gatunków. Około 20 gatunków ma jadalne owoce, z czego 5 jest intensywnie uprawianych w różnych rejonach świata. Niektóre gatunki są uprawiane jako rośliny ozdobne. Liście wielu gatunków mają właściwości przeciwskurczowe i uspokajające. Jednak wegetatywne części licznych gatunków oraz ich młode owoce zawierają duże stężenie glikozydów cyjanogennych, które mogą powodować śmiertelne zatrucia. I jeszcze ciekawostka - Na tych roślinach motyle często składają jaja. W konsekwencji niektóre gatunki zaadaptowały się to tego niekorzystnego zjawiska – liście mają małe przyrosty, które imitują jaja motyli. Celem takiego przystosowania jest sprawienie wrażenia że liście są już zajęte. Inne gatunki mają liście, które przybierają kształty tych gatunków, na których motyle nie składają jaj
Takich zielonych śliczności całkiem sporo było, tylko nie chciały grzecznie pozować. : A skoro było o bananach, to proszę, oto banany. Przyglądaliście się kiedyś, jakie mają piękne i nietypowe kwiaty?
Jechaliśmy, jechaliśmy i przejechaliśmy. Całe 5,5 kilometra. I droga się skończyła. Za tym cyplem, który widać jest już Anse Cocos, ale nie będziemy się tam przebijać od tej strony. Drogę powrotną zaczynamy od... postoju. Ale jest ku temu dobry powód. A nawet kilka.
Pierwszym powodem są całkiem niezłe lody i sok wyciśnięty z ananasa (u mnie) lub lody i cola u Asi. Drugim powodem jest huśtawka.
Stałym bywalcem (mieszkańcem?) baru jest kot. Nami się za bardzo nie przejął, czekał na kogoś, kto zamówi kurczaka lub rybę. Wtedy będzie się zaprzyjaźniał. Za to miejscowy pies wziął sprawy w swoje łapy i sam sobie rybę upolował na płyciźnie.
:)
Kolejny przystanek zrobiliśmy sobie na Anse Grosse Roche. Miejsce może nie jakiejś cudnej urody, ale za to kilkaset metrów plaży było tylko dla nas, jednej czapli i kilku tysięcy krabów.
Był plażing na piachu i łażing po wodzie, tylko niebo jakoś coraz gorzej wyglądało... W końcu przyszedł malutki deszczyk, który początkowo chcieliśmy przeczekać pod palmą, ale jak zaczęła przeciekać, to poszukaliśmy solidniejszej ochrony.
:)
Malutki deszczyk szybko minął, niestety zaraz po nim przyszedł drugi, już nie taki malutki. Ponieważ nie wyglądało, żeby miał w najbliższym czasie przestać, to zapakowaliśmy wrażliwe przedmioty do torby wodoodpornej (zawsze warto taką mieć - kosztuje grosze u Chińczyków) i pojechaliśmy w ulewie. W życiu chyba w takim deszczu nie jeździłem na rowerze. Bardzo przydatna okazała się w tych warunkach czapka z daszkiem. Chroni on nie tylko od słońca ale i od zalewania oczu przez deszcz. Deszcz, z krótkimi przerwami, padał już do wieczora i niemal cały kolejny dzień. Zdarzyło się jeszcze coś niedobrego - w nocy po naszej wycieczce rowerowej Asię dopadło (najprawdopodobniej to samo, przywiezione z Polski) choróbsko. Noc miała dość nieprzyjemną, za to cały następny dzień przespała (pamiętacie? faza druga...). W sumie to nawet dobrze się złożyło, że nam się załamanie pogody z chorobą zbiegło. Bo i tak byśmy raczej za daleko z hotelu nie wyszli. Na zakończenie tego wpisu - za każdym razem rano mieliśmy lepszą pogodę, niż popołudniu. Nie wiem, czy to reguła czy tylko nam się tak złożyło, ale może warto to uwzględnić przy planowaniu atrakcji...@Pietrucha Żadnych pól namiotowych ani nic podobnego nie widziałem. Nie widziałem tez nikogo śpiącego na plaży. W 3 minuty znalazłem w internecie sporo wpisów, że namioty są zakazane i żadnego, że dozwolone, ale wszystko bez podania źródła. Nie widziałem też żadnej policji patrolującej plaże w poszukiwaniu nielegalnych namiotów
:lol: Sprawdziłem też stronę Ministerstwa Turystyki (http://tourism.gov.sc/) i nic na temat namiotów nie znalazłem. Znalazłem za to ciekawy dokument z wytycznymi na temat zakwaterowania, ale to tylko jako ciekawostka.
:) http://tourism.gov.sc/wp-content/upload ... licy-1.pdf Pamiętaj, że na przylocie pytają o rezerwację hotelu (musiałem pokazać wydruk z potwierdzeniem).
Zapytałem też tą Filipinkę z recepcji. Pisze, że nie wolno, a jak zacząłem drążyć dlaczego nie wolno, to właściwie nie wiadomo. Dla bezpieczeństwa.
:lol:
Quote:
- And about tents on the beach - if you sleep there, police will arrest you? - can't be in tent just to be safe from thieves - I think La Digue is safe place. Maybe not Mahe, but La Digue is OK. It si not? - For sure not Mahe... La digue a little bit but still too risky - OK, understood. Better go to hotel. ?
Bardziej wyczerpującej odpowiedzi nie dam rady udzielić.
:)@Pietrucha Jedź i rób "lajfa". Duże szanse na relację miesiąca, a może i roku.
;)
A ja może wreszcie wrócę do głównego tematu tego wątku. Przepraszam za długą przerwę, ale tak to już jest, że czasami rzeczywistość nam psuje plany. W dodatku musiałem przeczytać wszystkie relacje nominowane do relacji roku, których nie czytałem wcześniej. Tak Pietrucha, Twoją też.
;) Jeżeli ktoś nie czytał tych nominowanych relacji, to powinien natychmiast przerwać czytanie niniejszego i nadrobić zaległości. Tamte są naprawdę dużo lepsze.
Dla przypomnienia, skończyliśmy na potwierdzeniu matematycznej reguły, że dwa minusy dają plus (Asi niedyspozycja wypadła w bardzo deszczowy dzień, w który i tak byśmy nigdzie dalej nie poszli). Asia wypoczywała, a ja się nudziłem. Trochę poczytałem, załatwiłem zmianę terminu wynajmu rowerów na kolejny dzień, nadrobiłem zaległości w internetach i sporo czasu przegadałem ze słynną już filipińską recepcjonistką.
;) Na różne tematy: Było o rozwoju turystyki na Filipinach i o tym, że szkolnictwo filipińskie bardzo dobrze przygotowuje do pracy w branży. Że uczą ich tam języków, zapoznają z pojęciem wysokiego standardu obsługi, przekazują podstawowe informacje o innych kulturach, zapewniają praktyki w hotelach i restauracjach. Było o polityce i prezydencie Rodrigo Duterte. Bardzo mnie zaskoczyło jej wielkie poparcie dla tego człowieka. Stwierdziła, że dla większości Filipińczyków jest i będzie bohaterem i nikogo nie obchodzi, że na arenie międzynarodowej wielu uważa go za zbrodniarza. To jest ich prezydent i dba o swój naród. Było o religii, że w zasadzie, to ona jest tolerancyjna, ale jeżeli chodzi o islam, to ma mieszane uczucia. Z jednej strony ma wielu przyjaciół tego wyznania, z drugiej zamachy oraz sposób traktowania kobiet czy "niewiernych". I mówiła to też jako osoba, która kilka lat pracowała w Dubaju, więc jakieś tam pojęcie miała.
Kolejny dzień Asia czuła się dużo lepiej, niebo było błękitne, zatem z samego rana ruszamy w kierunku trzech plaż po drugiej stronie wyspy. Kolejna POTĘŻNA trasa
:lol:
Naczytałem się w internecie, jaka to przeprawa przez góry i że osoby nie będące stałymi bywalcami siłowni, sal gimnastycznych czy ścieżek dla biegaczy/rowerzystów przeżywają katusze po drodze na podjazdach. Pewnie byłbym wystraszony, gdybym nie sprawdził, że te POTĘŻNE podjazdy, to w sumie 50m w pionie.
:lol: Tak że ten... jakoś daliśmy radę...
;) Ale muszę przyznać, że w drodze powrotnej, na samym początku podjazd jest tak stromy, że kawałek prowadziliśmy rowery. Po drugiej stronie gór najpierw jakieś takie bajora napotkaliśmy.
elwirka napisał:Napisałeś „nam wyszło 5500”. Stąd moje dociekliwe pytanie;-)Gwoli ścisłości to napisał tak: Można tam spędzić fajnie czas za 2500 PLN od osoby (jak to opisał @Washington w swojej świetnej relacji), ale aż tak, to ja nie potrafię. Nam wyszło ok. 5.500 za 8 dni Ale koniec tej matury z języka polskiego. Czekamy na więcej
8-)
miriam napisał:Zaciekawiłeś mnie tym wstępem że ho,ho.
;) Dopisuję się więc do listy czytelników
:PTak się właśnie ukręca bat na własne cztery litery
:DTeraz już muszę pisać dalej...
:lol:
Jestem ciekaw Twojej relacji bo własnie 29.01 wróciłem po dwóch tygodniach spędzonych na Seszelach i oszczędzając lecz nie rzeźbiąc wydałem po ok 6300zł na osobę
marcinsss napisał:Jakiś czas później udało się (no gdzie - na f4f) znaleźć sposób na bardzo znaczne obniżenieFajnie piszesz, ale do pełni szczęścia jakbyś, choć ogólnie, podawał te patenty. Tak jak z Diners Club LOT.Thank you from the mountain.
To nie jest "następny wpis".
:)To tylko filmik z przelotu De Havilland Canada DHC-6 Twin Otter linii Air Seychelles i troszkę relaksującej muzyki na te zimowe dni.
8-) https://youtu.be/gIJ74FlUHf4
Sorry ale nie podoba mi się twoja relacja, może bardziej styl w jakim jest napisana. Ale za to muszę zdecydowanie pochwalić fotki które do mnie przemawiają i chce się oglądać dalej. Także będę śledził dalsze relacje z tego wypadu.
Taka szczera opinia w dzisiejszych czasach to coś niezwykłego.
:)Gdyby jeszcze Ci się chciało napisać (ale najlepiej na prv
:lol: ), co konkretnie Ci się nie podoba, to może byłbym w stanie się poprawić.A co do zdjęć, to bardzo się cieszę, że się podobają. Są dla mnie ważne i staram się, żeby były jak najlepsze. Niestety nie są jeszcze tak dobre, jak bym chciał i można na forum znaleźć dużo lepszych, ale już jest coraz lepiej.
:) Przede wszystkim dbam, żeby nie było na nich głupich błędów w kadrowaniu czy kompozycji, żeby kolory były przyjemne dla oka i żeby były o czymś. Troszkę pomaga sprzęt. Mam już całkiem niezły aparat, a przed tym wyjazdem zainwestowałem w filtr polaryzacyjny, który uratował niebo na większości zdjęć z tego wyjazdu. Filtr zdecydowanie polecam.
A mnie relacja (tekst) się podoba, dobrych zdjęć też nigdy za wiele... Choć
;) : chyba jedno jest zdublowane, w każdym razie nie umiem znaleźć różnicy w pierwszym i trzecim zdjęciu powyżej helikoptera (pani na tle skał).
@marcinsssZapytam jeszcze o te saloniki, bo pisałeś, że sam pierwszy raz korzystałeś
:) No właśnie - jak to z tym jest? Przyznam, że jestem totalnym laikiem w tych kwestiach i zawsze zdawało mi się, że można z nich skorzystać tylko jak się leci w first, ewentualnie C lub jesli ma się jakiś tam status we frequent flyer. Jak to było u was? Można tak po prostu "kupić" wejscie, a jesli tak to ile taka przyjemnosc kosztuje?
:)
@kieras86Poczytaj np. ten wątek:priority-pass-pytania-informacje,15,41799To jedna z możliwości 'zdobycia' wejść do saloników. Inna to posiadanie odpowiedniej karty kredytowej, która PP daje w bonusie z limitowaną, bądź nielimitowaną liczbą bezpłatnych wejść. Odpowiednie wątki też są tu na forum.
Zawsze staram się być szczery i nie bede komus słodzìł czy mydił oczu itd. Blog , czy szersza relacja to tak jak z książką- jedni uwielbiają a inni nienawidzą. Tak jak pisałem- styl mi nie przypadł w szerokim pojęciu, a Ty masz nic nie zmieniać, pisz jak piszesz, bądź sobą i nie próbuj się dopasowywać bo właśnie chyba za to inni cię właśnie lubią. A ci do fotek to znów to samo- jak ktoś chce zobaczyć piękne i podrasowane to może to zrobić w googlach, oczywiście jak najbardziej popieram że fajnie jest się uczyć i wyciągać błędy z wcześniejszych prac ale to właśnie to że widać w nich rękę zwykłego podróżnika a nie fotografa profesjonalisty sprawia ta różnicę. Ja zdecydowanie wolę te amatorskie, prawdziwe, nie udawanie, nie podrasowane i robione na zamówienie pod danego klienta. Najważniejsze że gdy ponownie na nie patrzysz to chcesz tam wrócić.....To jest właśnie ta nagroda!
@Stasiek_T Miałeś rację, poprawione.@kieras86 Ja Ci już powiedziałem najważniejsze. Da się i to kompletnie ZA DARMO! Reszta w Twoich rękach. Poczytaj wątek od @sranda albo co daje posiadanie karty Diners Club. Jak już wiesz, że się da, to resztę sobie ogarniesz.
:) I to moja wielka satysfakcja, że z tego mojego pisania ktoś będzie miał wymierną korzyść.
:D@BooBooZB Troszkę o tych Twoich wyprawach czytałem. To co, następnym razem bierzesz taki kajaczek?
:lol:@lovenz "...Najważniejsze że gdy ponownie na nie patrzysz to chcesz tam wrócić....." Dokładnie. Najbardziej o to chodzi.
:) To ja mam jeszcze jedną prośbę - napisz, która relacja (ew. nie wiem - blog, książka, reportaż ale lepiej, gdyby to było amatorskie pisanie, a ni jakiś tytan słowa pisanego) Ci się podobają. Tak z ciekawości chciałbym wiedzieć.
Swietna relacja. Dzieki za dokladne i zabawne opisy. Zdjecia rewelacja, bardzo zazdroszcze; bardzo kojaco dzialaja na oczy podraznione smogiem. Mozna spytac, co to za filtr na aparat zalozyles i jaki aparat w ogole? Ogolnie bardzo mnie inspiruje ta relacja, bo rozwazam wlasnie, gdzie by tu na 6ta rocznice slubu za pol roku. W zyciu nie sadzilam, ze Seszele moga byc dostepne finansowo, a tu prosze.. Z ciekawosci, wasze hotele mialy silownie? (I know, I know, brzmi to dziwnie, ale maz nie relaksuje sie na wyjezdzie, jesli nie moze pocwiczyc, wiec skoro ja zawsze wybieram gdzie, kiedy, co i jak, to on musi miec zawsze silownie.) Pytam, bo bardzo czesto dodatek silowni w hotelu jakos sie mocno spata ze znacznie wyzsza cena, niz hotele o takim samym standardzie, ale bez silowni.
Dziękuję za dobre słowa.
:)Filtr polaryzacyjny kołowy, a dokładnie: Marumi Fit + Slim Circular PL 72 mm. Bardzo pomaga robić lepsze zdjęcia. Ja do tej pory często miałem problem z niebem. Niby dla oka ładne, a na zdjęciu wychodziło słabe (zbyt białe, źle było widać chmury itp). Z tym filtrem jest dużo lepiej. Cena ok. 150 PLN.Aparat to Sony A6300.Co do siłowni - na La Digue nie było, na Praslin będzie, ale to nie był tani hotel.
;) Poza tym ja się nie znam, ale to naprawdę musi być siłownia? Jest pływanie, biegi po plaży czy okolicznych górkach, rowery, kajaki i jeszcze parę innych sposobów na aktywność fizyczną.
;) Ostatecznie można się na palmy wspinać.
:lol: No ale ja się nie znam. Jak się ma nie zrelaksować, to szukaj z siłką. Coś na pewno znajdziesz.
ankafly4free napisał:brzmi to dziwnie, ale maz nie relaksuje sie na wyjezdzie, jesli nie moze pocwiczyc, wiec skoro ja zawsze wybieram gdzie, kiedy, co i jak, .Zadbaj o to by dużo ćwiczył, nawet w pokoju
;) Zrelaksowany mąż ,bezcenny w podróży
:P
@marcinsss Dzieki za info o aparacie i filtrze. To ja juz rozumiem, czemu moje zdjecia nigdy nie maja ladnego nieba;) Maz rowniez obejrzal zdjecia i nie trzeba go juz namawiac na ewentualny wyjazd na Seszele:P Tak, silownia musi byc, jesli to maja byc naprawde udane wakacje, bo "biegi, rower, kajaki etc to formy spedzania czasu z zona, a nie cwiczenia" (cytat). Jak co komu pasuje, prawda?
:roll: Swoja droga, te magiczne kajaki to naprawde rewelacja!
Może to głupie pytanie patrząc na zdjęcia, do których można sobie przypisać profil turysty, ale... czy są tam jakieś pola kempingowe? Czy da się spać w namiocie?
@Pietrucha Żadnych pól namiotowych ani nic podobnego nie widziałem. Nie widziałem tez nikogo śpiącego na plaży.W 3 minuty znalazłem w internecie sporo wpisów, że namioty są zakazane i żadnego, że dozwolone, ale wszystko bez podania źródła.Nie widziałem też żadnej policji patrolującej plaże w poszukiwaniu nielegalnych namiotów
:lol:Sprawdziłem też stronę Ministerstwa Turystyki (http://tourism.gov.sc/) i nic na temat namiotów nie znalazłem. Znalazłem za to ciekawy dokument z wytycznymi na temat zakwaterowania, ale to tylko jako ciekawostka.
:) http://tourism.gov.sc/wp-content/upload ... licy-1.pdfPamiętaj, że na przylocie pytają o rezerwację hotelu (musiałem pokazać wydruk z potwierdzeniem).Zapytałem też tą Filipinkę z recepcji. Pisze, że nie wolno, a jak zacząłem drążyć dlaczego nie wolno, to właściwie nie wiadomo. Dla bezpieczeństwa.
:lol:Quote:- And about tents on the beach - if you sleep there, police will arrest you?- can't be in tent just to be safe from thieves- I think La Digue is safe place. Maybe not Mahe, but La Digue is OK. It si not?- For sure not Mahe... La digue a little bit but still too risky- OK, understood. Better go to hotel. ?Bardziej wyczerpującej odpowiedzi nie dam rady udzielić.
:)
@Pietrucha jest to pośrednio zapisane w warunkach pozwolenia na pobyt http://www.mfa.gov.sc/static.php?content_id=1Quote:has confirmed accommodationa bezpośrednio (choć to ciężko znaleźć) na stronie ministerstwa środowiskahttp://www.meecc.gov.sc/index.php/ufaqs ... onal-park/Quote:It is against the law to camp anywhere in Seychelles although special permission may be granted by the Seychelles Police after first obtaining the approval from the Seychelles National Parks Authority.
@marcinsssSuper relacja! Będziesz jeszcze końcówkę dopisywał?Zupełnym zbiegiem okoliczności booknęłem (prawie) te same bilety w podobnym terminie (w przyszłym roku) tyle, że z wylotem z PRG.Szukam pomysłów jak zorganizować ten ostatni dzień i trafić na lotnisko o tej pogańskiej porze...
:roll:
Mam zamiar, dokończyć tylko jakoś ciągle mam coś ciekawszego do zrobienia.
:)Co do powrotu, to nie idź moją drogą...odszkodowanie-za-spozniony-lot,1498,2646?start=6180#p1179470Sytuacja jeszcze nie wyjaśniona - czekam na odpowiedź od Rzecznika Ubezpieczonych, czy jest szansa wywalczyć zwrot za bilety powrotne od ubezpieczalni.Zatem jak widać, jeżeli kiedyś dokończę relację, to będą momenty dramatyczne... Nie wiem tylko, czy będzie happy end.
Bardzo fajna relacja z pięknej wycieczki wypoczynkowej. Dla mnie o tyle atrakcyjniejsza, że z różnych przyczyn w takowych nie uczestniczę. Ktoś na początku miał jakieś uwagi do stylu pisania. Zupełenie się z tą opinią nie zgadzam
:)
Bardzo fajna relacja. Powinnam podziękować za nią wcześniej, bo czerpałam z niej wiele inspiracji i informacji na naszą własną podróż na Seszele
:) Pozdrawiam
Dzięki! Jak zwykle cieszę się, że się podobało i w dodatku jeszcze pomogło.
:)Już lecę czytać Twoją relację i szukać w niej swoich śladów.
:lol:Na razie rzuciłem tak na szybko okiem i wygląda, że będzie ładnie i ciekawie.
Jeszcze się nie zakończyła. Rzecznik Ubezpieczonych działa. Powoli, ale mam nadzieję, że skutecznie. W ostatnim piśmie, którego kopię otrzymałem, poprosił o udostępnienie nagrań z infolinii.
@CalairaI mamy happy end!!!Dziś wpłynęła kasa za bilety - 5.837,33 PLN
:)Trwało to prawie rok i oparło się o Rzecznika Ubezpieczonych, ale najważniejsze, że zakończyło szczęśliwie.
8-)
marcinsss napisał:@CalairaI mamy happy end!!!Dziś wpłynęła kasa za bilety - 5.837,33 PLN
:)Trwało to prawie rok i oparło się o Rzecznika Ubezpieczonych, ale najważniejsze, że zakończyło szczęśliwie.
8-)Wow! Gratuluję! Po takim czasie już pewnie straciłeś nadzieję, a tu proszę
:D To jest zwrot za nowe bilety SEZ-WAW, czy jeszcze za hotel?
Hotel (na tą jedną dodatkowa nockę) + kolację i śniadanie zapewniły nam Air Seychelles.Ja wnioskowałem o koszt biletów SEZ-WAW, jedzenie w Mahe (lot był bodajże ok 18:00), koszt Blablacar z WAW do domu i koszt rozmów telefonicznych z centrum alarmowym.Na razie mam tylko (tylko
:lol:) kasę, i jest k. 100 PLN mniej, niż wnioskowałem, ale nie będę dochodził dlaczego. Może limit polisy, może nie uznali blablacar albo rozmów tel. Nieistotne.
:)
Daleko nie ujechaliśmy. Północny kraniec La Digue to bardzo malownicze miejsce. Z jednej strony długa Anse Severe, z drugiej malutka, ale przecudnej urody Anse Patates, do tego skały, fale, palmy cudne słońce, a co za tym idzie, cudny kolor wody. Zresztą co ja będę pisał...
Mam nadzieję, że nie przesadzam z ilością zdjęć :)
Żeby Wam troszkę oczy od turkusu odpoczęły, to garść informacji praktycznych - tym razem o jedzeniu. Jest drogo. Wchodząc do normalnej restauracji z zamiarem zjedzenia obiadu musicie się liczyć z tym, że za mniej niż 100 PLN, to nie dostaniecie tam NIC. Za jakiś normalny zestaw obiadowy trzeba pewnie liczyć raczej 200-300 PLN. Od osoby. Ale za to jedzenie podobno pyszne. Nie sprawdziliśmy tego. Nie było nas stać. ;)
Takie "gorsze" restauracje La Digue nazywają sie "Take away". My żywiliśmy się głównie w jednym z takich przybytków - "Take away GALA". Już przed wyjazdem wytypowałem go jako mający najwięcej pozytywnych opinii i dobre ceny,. Dodatkowo polecali nam go Polacy spotkani na kajakach oraz... nieoceniona Mae, która jeśli nie gotowała w domu, to jadła tylko w Gali.
Za ok. 20 PLN w GALI można się najeść. Za każdym razem jak byliśmy mieli co innego. Bardzo mi smakowała ich ryba, kurczak był niezły. Zielone curry było też dobre, ale baaaardzo ostre. Do tego makaron lub ryż. Do picia polecam lemoniadę. Droga ale dobra.
Poza tym tradycyjnie zabraliśmy trochę prowiantu z domu oraz poszliśmy na zakupy do supermarketu. W supermarkecie chciałem nas zaopatrzyć głównie w owoce, ale za pierwszym razem porażka - nie było praktycznie nic. Dopiero na drugi dzień udało mi się kupić spory zapas malutkich bananów, które zapewne nie spełniały żadnych norm UE ale za to smakowały bosko.... Banany można też było kupić na straganie przy ulicy, tyle, że tam kosztowały po kilka rupii za sztukę. W sklepie były na wagę i wyszło ok. 1 rupia za sztukę. :)
Takamaka (miejscowy rum w różnych smakach) - w markecie 280-350 rupii za 0,7. Waham się... ;) Ostatecznie coś tam kupiłem na Praslin, trochę taniej, w sklepie u Hindusa.
My tu gadu, gadu, a tymczasem nasza droga wreszcie nie idzie samym brzegiem i nie musimy się co chwila zatrzymywać na ochy, achy i zdjęcia plaż. Za to musimy się zatrzymywać na zdjęcia kwiatów i innych takich...
Powyżej hibiskus, ale to każdy rozpoznaje.
Poniżej passiflora (czyli po polsku męczennica). Bardzo ciekawa rodzina roślin obejmujące (ciocia Wikipedia podpowiada) 513 gatunków. Około 20 gatunków ma jadalne owoce, z czego 5 jest intensywnie uprawianych w różnych rejonach świata. Niektóre gatunki są uprawiane jako rośliny ozdobne.
Liście wielu gatunków mają właściwości przeciwskurczowe i uspokajające. Jednak wegetatywne części licznych gatunków oraz ich młode owoce zawierają duże stężenie glikozydów cyjanogennych, które mogą powodować śmiertelne zatrucia.
I jeszcze ciekawostka - Na tych roślinach motyle często składają jaja. W konsekwencji niektóre gatunki zaadaptowały się to tego niekorzystnego zjawiska – liście mają małe przyrosty, które imitują jaja motyli. Celem takiego przystosowania jest sprawienie wrażenia że liście są już zajęte. Inne gatunki mają liście, które przybierają kształty tych gatunków, na których motyle nie składają jaj
Takich zielonych śliczności całkiem sporo było, tylko nie chciały grzecznie pozować. : A skoro było o bananach, to proszę, oto banany. Przyglądaliście się kiedyś, jakie mają piękne i nietypowe kwiaty?
Jechaliśmy, jechaliśmy i przejechaliśmy. Całe 5,5 kilometra. I droga się skończyła. Za tym cyplem, który widać jest już Anse Cocos, ale nie będziemy się tam przebijać od tej strony. Drogę powrotną zaczynamy od... postoju. Ale jest ku temu dobry powód. A nawet kilka.
Pierwszym powodem są całkiem niezłe lody i sok wyciśnięty z ananasa (u mnie) lub lody i cola u Asi. Drugim powodem jest huśtawka.
Stałym bywalcem (mieszkańcem?) baru jest kot. Nami się za bardzo nie przejął, czekał na kogoś, kto zamówi kurczaka lub rybę. Wtedy będzie się zaprzyjaźniał. Za to miejscowy pies wziął sprawy w swoje łapy i sam sobie rybę upolował na płyciźnie. :)
Kolejny przystanek zrobiliśmy sobie na Anse Grosse Roche. Miejsce może nie jakiejś cudnej urody, ale za to kilkaset metrów plaży było tylko dla nas, jednej czapli i kilku tysięcy krabów.
Był plażing na piachu i łażing po wodzie, tylko niebo jakoś coraz gorzej wyglądało... W końcu przyszedł malutki deszczyk, który początkowo chcieliśmy przeczekać pod palmą, ale jak zaczęła przeciekać, to poszukaliśmy solidniejszej ochrony. :)
Malutki deszczyk szybko minął, niestety zaraz po nim przyszedł drugi, już nie taki malutki. Ponieważ nie wyglądało, żeby miał w najbliższym czasie przestać, to zapakowaliśmy wrażliwe przedmioty do torby wodoodpornej (zawsze warto taką mieć - kosztuje grosze u Chińczyków) i pojechaliśmy w ulewie. W życiu chyba w takim deszczu nie jeździłem na rowerze. Bardzo przydatna okazała się w tych warunkach czapka z daszkiem. Chroni on nie tylko od słońca ale i od zalewania oczu przez deszcz.
Deszcz, z krótkimi przerwami, padał już do wieczora i niemal cały kolejny dzień. Zdarzyło się jeszcze coś niedobrego - w nocy po naszej wycieczce rowerowej Asię dopadło (najprawdopodobniej to samo, przywiezione z Polski) choróbsko. Noc miała dość nieprzyjemną, za to cały następny dzień przespała (pamiętacie? faza druga...). W sumie to nawet dobrze się złożyło, że nam się załamanie pogody z chorobą zbiegło. Bo i tak byśmy raczej za daleko z hotelu nie wyszli.
Na zakończenie tego wpisu - za każdym razem rano mieliśmy lepszą pogodę, niż popołudniu. Nie wiem, czy to reguła czy tylko nam się tak złożyło, ale może warto to uwzględnić przy planowaniu atrakcji...@Pietrucha Żadnych pól namiotowych ani nic podobnego nie widziałem. Nie widziałem tez nikogo śpiącego na plaży.
W 3 minuty znalazłem w internecie sporo wpisów, że namioty są zakazane i żadnego, że dozwolone, ale wszystko bez podania źródła.
Nie widziałem też żadnej policji patrolującej plaże w poszukiwaniu nielegalnych namiotów :lol:
Sprawdziłem też stronę Ministerstwa Turystyki (http://tourism.gov.sc/) i nic na temat namiotów nie znalazłem. Znalazłem za to ciekawy dokument z wytycznymi na temat zakwaterowania, ale to tylko jako ciekawostka. :) http://tourism.gov.sc/wp-content/upload ... licy-1.pdf
Pamiętaj, że na przylocie pytają o rezerwację hotelu (musiałem pokazać wydruk z potwierdzeniem).
Zapytałem też tą Filipinkę z recepcji. Pisze, że nie wolno, a jak zacząłem drążyć dlaczego nie wolno, to właściwie nie wiadomo. Dla bezpieczeństwa. :lol:
- can't be in tent just to be safe from thieves
- I think La Digue is safe place. Maybe not Mahe, but La Digue is OK. It si not?
- For sure not Mahe... La digue a little bit but still too risky
- OK, understood. Better go to hotel. ?
Bardziej wyczerpującej odpowiedzi nie dam rady udzielić. :)@Pietrucha Jedź i rób "lajfa". Duże szanse na relację miesiąca, a może i roku. ;)
A ja może wreszcie wrócę do głównego tematu tego wątku. Przepraszam za długą przerwę, ale tak to już jest, że czasami rzeczywistość nam psuje plany. W dodatku musiałem przeczytać wszystkie relacje nominowane do relacji roku, których nie czytałem wcześniej. Tak Pietrucha, Twoją też. ;)
Jeżeli ktoś nie czytał tych nominowanych relacji, to powinien natychmiast przerwać czytanie niniejszego i nadrobić zaległości. Tamte są naprawdę dużo lepsze.
Dla przypomnienia, skończyliśmy na potwierdzeniu matematycznej reguły, że dwa minusy dają plus (Asi niedyspozycja wypadła w bardzo deszczowy dzień, w który i tak byśmy nigdzie dalej nie poszli). Asia wypoczywała, a ja się nudziłem. Trochę poczytałem, załatwiłem zmianę terminu wynajmu rowerów na kolejny dzień, nadrobiłem zaległości w internetach i sporo czasu przegadałem ze słynną już filipińską recepcjonistką. ;) Na różne tematy:
Było o rozwoju turystyki na Filipinach i o tym, że szkolnictwo filipińskie bardzo dobrze przygotowuje do pracy w branży. Że uczą ich tam języków, zapoznają z pojęciem wysokiego standardu obsługi, przekazują podstawowe informacje o innych kulturach, zapewniają praktyki w hotelach i restauracjach.
Było o polityce i prezydencie Rodrigo Duterte. Bardzo mnie zaskoczyło jej wielkie poparcie dla tego człowieka. Stwierdziła, że dla większości Filipińczyków jest i będzie bohaterem i nikogo nie obchodzi, że na arenie międzynarodowej wielu uważa go za zbrodniarza. To jest ich prezydent i dba o swój naród.
Było o religii, że w zasadzie, to ona jest tolerancyjna, ale jeżeli chodzi o islam, to ma mieszane uczucia. Z jednej strony ma wielu przyjaciół tego wyznania, z drugiej zamachy oraz sposób traktowania kobiet czy "niewiernych". I mówiła to też jako osoba, która kilka lat pracowała w Dubaju, więc jakieś tam pojęcie miała.
Kolejny dzień Asia czuła się dużo lepiej, niebo było błękitne, zatem z samego rana ruszamy w kierunku trzech plaż po drugiej stronie wyspy. Kolejna POTĘŻNA trasa :lol:
Naczytałem się w internecie, jaka to przeprawa przez góry i że osoby nie będące stałymi bywalcami siłowni, sal gimnastycznych czy ścieżek dla biegaczy/rowerzystów przeżywają katusze po drodze na podjazdach. Pewnie byłbym wystraszony, gdybym nie sprawdził, że te POTĘŻNE podjazdy, to w sumie 50m w pionie. :lol: Tak że ten... jakoś daliśmy radę... ;) Ale muszę przyznać, że w drodze powrotnej, na samym początku podjazd jest tak stromy, że kawałek prowadziliśmy rowery.
Po drugiej stronie gór najpierw jakieś takie bajora napotkaliśmy.