Decyzja - zbieramy się. Gdy wychodząc z "naszej" zatoczki przechodzimy obok Niemców, chłopak zrywa się i pyta, czy propozycja z podwózką nadal aktualna, bo im już też zdążyło się znudzić nicnierobienie. Oczywiście jadą z nami. Po drodze mają jakąś burzliwą naradę po niemiecku, po czym chłopak proponuje nam w ramach rewanżu za podwózkę kiść (tak z 10 sztuk) bananów.
:) Bierzemy po dwa, resztę im zostawiamy. Oni na pewno czują się lepiej, że się jakoś odwdzięczyli, my też czujemy się lepiej, bo banany bardzo smaczne.
:) Wysadzamy ich pod ich hotelem. Godzina jeszcze wczesna, to pojedziemy zrobić cebulę w dżungli, a później na pizzę. Ale to już w kolejnej części...
Właśnie sobie zdałem sprawę, że za tydzień kolejny wyjazd, z którego będę chciał zrobić relację, a tu poprzednia jeszcze w lesie. W dodatku jest to las dziewiczy
:lol:
marcinsss napisał:
... zrobić cebulę w dżungli ...
Przepis na cebulę w dżungli: 1. Podjeżdżasz do rezerwatu wpisanego na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i parkujesz na parkingu obok 2. Sprawdzasz ceny biletów wstępu do rezerwatu (ponad 80 PLN/osb.) 3. Stwierdzasz, że roślinność się na granicach rezerwatów nie zna 4. Łazisz po okolicy (głównie wzdłuż szosy), robisz zdjęcia i jesteś szczęśliwy
Asia, jak widać, w stroju maskującym.
8-)
A to słynne Coco de Mar, czyli Lodoicja seszelska. Przez niektórych zwana także Lodoicea callypige (Kallipygos w dosłownym tłumaczeniu oznacza "Mająca piękne pośladki" lub "Pięknotyła"). Kokosy oprócz niezwykłego kształtu wyróżniają się też wielkością (potrafią ważyć do 30 kg). Na następnym zdjęciu można porównać wielkość kokosa na drzewie z Asią. Jak by się dobrze złożyła, to by się pewnie zmieściła w środku...
To jeszcze kilka fotek oddających atmosferę miejsca i lecimy dalej.
W następnej części Mae (nasza ulubiona seszelska Filipinka) znowu nam pomoże. Pomimo tego, że ona została na La Digue, a my jesteśmy na Praslin...Wbrew obiegowej opinii, że "Królowa jest tylko jedna", na Praslin są dwie. Anse Lazio i Anse Georgette. Jak zapewne każdy (kto się wybiera na Seszele) wie, abyście mogli się dostać na Anse Georgette, to hotel, w którym się zatrzymaliście musi Was zaanonsować, ponieważ droga dojścia na tę plażę wiedzie przez teren jednego z bardziej luksusowych hoteli na Seszelach - Constance Lemuria Resort. I to był ten moment, kiedy nasz, skądinąd świetny hotel na Praslin, dał ciała. W piątek, zaraz po zameldowaniu się poprosiłem, żeby nam załatwili wejście na sobotę lub niedzielę, bo w poniedziałek już nas nie będzie. Na moją prośbę pani z recepcji zadzwoniła i porozmawiała chwilkę z Konstancją. Nic nie zrozumiałem, bo po francusku, ale domyślam się, że rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- Mam dwoje białasów na sobotę lub niedzielę... - Sorry, w weekend mamy komplet, dopiero w poniedziałek... - OK, najwyżej nie zobaczą tej plaży...
I mimo tego, że ja dość asertywny jestem i tak od razu się nie poddałem, to recepcjonistka była jak skała: "Nie da się i już!".
Pozostało wykonać telefon do przyjaciela, w tym przypadku do Mae. I Mae, jak zwykle, stanęła na wysokości zadania. Jakieś 10 minut później mieliśmy załatwione wejście na niedzielę. Cóż, pozostało na tylko pięknie podziękować Mae. Niestety nie mieliśmy ładniejszej kartki.
Ładniejszą kartkę dostała dopiero kilka tygodni później, z Krakowa. Było to dla niej sporym zaskoczeniem i chyba sprawiło dużo radości. Tymczasem my, w niedzielę radowaliśmy się ostatnią wycieczką na plażę w czasie tego wyjazdu. Pole golfowe na terenie Konstancji, mimo tak ograniczonego dostępu, jest chyba najbardziej obfotografowanym polem golfowym na świecie.
:lol: I my dołożymy do tego cegiełkę...
Jackfruit, czyli chlebowiec. Mniami! W takim upale każdy spacer jest długi, ale ostatecznie docieramy do celu. Pierwszy widok na ocean...
Wychodzimy na plażę, rzut oka w lewo, rzut oka w prawo, wybieramy miejscówkę i idziemy tam. Jak to zwykle na Seszelach, na plaży tłumy.
:lol:
Miejscówkę wybieramy przy pochylonej palmie. Nie trzeba będzie daleko chodzić na sesję zdjęciową.
:lol: Jako ciekawostka - używałem (na większości zdjęć) filtra polaryzacyjnego. Bardzo poprawia wygląd nieba, ale troszkę psuje wodę. Bez filtra woda w okolicach horyzontu jest o wiele jaśniejsza. Bez filtra jest zdjęcie z pierwszym widokiem na plażę. Woda jest jednolicie turkusowa, aż do horyzontu, ale za to niebo wygląda słabo. Na zdjęciach z filtrem woda jest znacznie ciemniejsza, ale niebo dużo lepsze. Ostatecznie uważam, że warto było wydać te ok. 150 PLN.
Jak widać tłum coraz większy.
8-)
Oczywiście zabraliśmy ze sobą magiczną kulę.
:)
Ciekawym zjawiskiem były fale na tej plaży. Nie wiem, czy tak jest zawsze, ale tego dnia było dość dziwnie. Morze było raczej spokojne, ale przy samym brzegu fale wyczyniały przedziwne sztuki. Nagle, znikąd, pojawiały się fale wysokie na 2 metry i szerokie na maksymalnie 5-6 metrów. Powodem były pewnie jakieś odbicia fal od skał po obu stronach zatoki. Myślę, że pływanie tam może być dość niebezpieczne. Również wychodząc z wody można się zdziwić. Widziałem, jak taki raczej kawał wysportowanego chłopa wychodząc nie zauważył, że tuż za nim powstała właśnie taka niespodziewana fala. Okrutnie go sponiewierała... Ja na szczęście popływałem bez takich przygód.
Kiedy się już zbieraliśmy, około 14:00, ludzi troszkę przybyło, ale bez przesady. Każdy miał dla siebie te kilkanaście-kilkadziesiąt metrów bieżących plaży. My, prosto z plaży, pojechaliśmy na jakieś jedzenie i na lotnisko. Na lotnisku bezproblemowy zwrot samochodu i ... to już historia na zupełnie inną opowieść. W skrócie: nasz samolot na Mahe nie poleciał z powodu złej pogody na Mahe. I żaden następny tego dnia. Air Seychelles zapewniło nam nocleg i posiłki, ale nie to było największym problemem (czytaj: "kosztem"). Samolot o 2:05 w nocy, którym mieliśmy wracać z Mahe do Europy, odleciał planowo. My i kilkadziesiąt innych osób zostaliśmy na lodzie (o ile można tak mówić, będąc na Seszelach). Wróciliśmy wieczornym lotem z Qatar Airways, a o zwrot kosztów dodatkowych biletów walczę do dzisiaj z ubezpieczycielem. Jak się skończy, to dam znać.
Na zakończenie: Seszele są piękne i na pewno warto tu przylecieć, należy tylko lepiej planować powrót.
:lol:
elwirka napisał:Napisałeś „nam wyszło 5500”. Stąd moje dociekliwe pytanie;-)Gwoli ścisłości to napisał tak: Można tam spędzić fajnie czas za 2500 PLN od osoby (jak to opisał @Washington w swojej świetnej relacji), ale aż tak, to ja nie potrafię. Nam wyszło ok. 5.500 za 8 dni Ale koniec tej matury z języka polskiego. Czekamy na więcej
8-)
miriam napisał:Zaciekawiłeś mnie tym wstępem że ho,ho.
;) Dopisuję się więc do listy czytelników
:PTak się właśnie ukręca bat na własne cztery litery
:DTeraz już muszę pisać dalej...
:lol:
Jestem ciekaw Twojej relacji bo własnie 29.01 wróciłem po dwóch tygodniach spędzonych na Seszelach i oszczędzając lecz nie rzeźbiąc wydałem po ok 6300zł na osobę
marcinsss napisał:Jakiś czas później udało się (no gdzie - na f4f) znaleźć sposób na bardzo znaczne obniżenieFajnie piszesz, ale do pełni szczęścia jakbyś, choć ogólnie, podawał te patenty. Tak jak z Diners Club LOT.Thank you from the mountain.
To nie jest "następny wpis".
:)To tylko filmik z przelotu De Havilland Canada DHC-6 Twin Otter linii Air Seychelles i troszkę relaksującej muzyki na te zimowe dni.
8-) https://youtu.be/gIJ74FlUHf4
Sorry ale nie podoba mi się twoja relacja, może bardziej styl w jakim jest napisana. Ale za to muszę zdecydowanie pochwalić fotki które do mnie przemawiają i chce się oglądać dalej. Także będę śledził dalsze relacje z tego wypadu.
Taka szczera opinia w dzisiejszych czasach to coś niezwykłego.
:)Gdyby jeszcze Ci się chciało napisać (ale najlepiej na prv
:lol: ), co konkretnie Ci się nie podoba, to może byłbym w stanie się poprawić.A co do zdjęć, to bardzo się cieszę, że się podobają. Są dla mnie ważne i staram się, żeby były jak najlepsze. Niestety nie są jeszcze tak dobre, jak bym chciał i można na forum znaleźć dużo lepszych, ale już jest coraz lepiej.
:) Przede wszystkim dbam, żeby nie było na nich głupich błędów w kadrowaniu czy kompozycji, żeby kolory były przyjemne dla oka i żeby były o czymś. Troszkę pomaga sprzęt. Mam już całkiem niezły aparat, a przed tym wyjazdem zainwestowałem w filtr polaryzacyjny, który uratował niebo na większości zdjęć z tego wyjazdu. Filtr zdecydowanie polecam.
A mnie relacja (tekst) się podoba, dobrych zdjęć też nigdy za wiele... Choć
;) : chyba jedno jest zdublowane, w każdym razie nie umiem znaleźć różnicy w pierwszym i trzecim zdjęciu powyżej helikoptera (pani na tle skał).
@marcinsssZapytam jeszcze o te saloniki, bo pisałeś, że sam pierwszy raz korzystałeś
:) No właśnie - jak to z tym jest? Przyznam, że jestem totalnym laikiem w tych kwestiach i zawsze zdawało mi się, że można z nich skorzystać tylko jak się leci w first, ewentualnie C lub jesli ma się jakiś tam status we frequent flyer. Jak to było u was? Można tak po prostu "kupić" wejscie, a jesli tak to ile taka przyjemnosc kosztuje?
:)
@kieras86Poczytaj np. ten wątek:priority-pass-pytania-informacje,15,41799To jedna z możliwości 'zdobycia' wejść do saloników. Inna to posiadanie odpowiedniej karty kredytowej, która PP daje w bonusie z limitowaną, bądź nielimitowaną liczbą bezpłatnych wejść. Odpowiednie wątki też są tu na forum.
Zawsze staram się być szczery i nie bede komus słodzìł czy mydił oczu itd. Blog , czy szersza relacja to tak jak z książką- jedni uwielbiają a inni nienawidzą. Tak jak pisałem- styl mi nie przypadł w szerokim pojęciu, a Ty masz nic nie zmieniać, pisz jak piszesz, bądź sobą i nie próbuj się dopasowywać bo właśnie chyba za to inni cię właśnie lubią. A ci do fotek to znów to samo- jak ktoś chce zobaczyć piękne i podrasowane to może to zrobić w googlach, oczywiście jak najbardziej popieram że fajnie jest się uczyć i wyciągać błędy z wcześniejszych prac ale to właśnie to że widać w nich rękę zwykłego podróżnika a nie fotografa profesjonalisty sprawia ta różnicę. Ja zdecydowanie wolę te amatorskie, prawdziwe, nie udawanie, nie podrasowane i robione na zamówienie pod danego klienta. Najważniejsze że gdy ponownie na nie patrzysz to chcesz tam wrócić.....To jest właśnie ta nagroda!
@Stasiek_T Miałeś rację, poprawione.@kieras86 Ja Ci już powiedziałem najważniejsze. Da się i to kompletnie ZA DARMO! Reszta w Twoich rękach. Poczytaj wątek od @sranda albo co daje posiadanie karty Diners Club. Jak już wiesz, że się da, to resztę sobie ogarniesz.
:) I to moja wielka satysfakcja, że z tego mojego pisania ktoś będzie miał wymierną korzyść.
:D@BooBooZB Troszkę o tych Twoich wyprawach czytałem. To co, następnym razem bierzesz taki kajaczek?
:lol:@lovenz "...Najważniejsze że gdy ponownie na nie patrzysz to chcesz tam wrócić....." Dokładnie. Najbardziej o to chodzi.
:) To ja mam jeszcze jedną prośbę - napisz, która relacja (ew. nie wiem - blog, książka, reportaż ale lepiej, gdyby to było amatorskie pisanie, a ni jakiś tytan słowa pisanego) Ci się podobają. Tak z ciekawości chciałbym wiedzieć.
Swietna relacja. Dzieki za dokladne i zabawne opisy. Zdjecia rewelacja, bardzo zazdroszcze; bardzo kojaco dzialaja na oczy podraznione smogiem. Mozna spytac, co to za filtr na aparat zalozyles i jaki aparat w ogole? Ogolnie bardzo mnie inspiruje ta relacja, bo rozwazam wlasnie, gdzie by tu na 6ta rocznice slubu za pol roku. W zyciu nie sadzilam, ze Seszele moga byc dostepne finansowo, a tu prosze.. Z ciekawosci, wasze hotele mialy silownie? (I know, I know, brzmi to dziwnie, ale maz nie relaksuje sie na wyjezdzie, jesli nie moze pocwiczyc, wiec skoro ja zawsze wybieram gdzie, kiedy, co i jak, to on musi miec zawsze silownie.) Pytam, bo bardzo czesto dodatek silowni w hotelu jakos sie mocno spata ze znacznie wyzsza cena, niz hotele o takim samym standardzie, ale bez silowni.
Dziękuję za dobre słowa.
:)Filtr polaryzacyjny kołowy, a dokładnie: Marumi Fit + Slim Circular PL 72 mm. Bardzo pomaga robić lepsze zdjęcia. Ja do tej pory często miałem problem z niebem. Niby dla oka ładne, a na zdjęciu wychodziło słabe (zbyt białe, źle było widać chmury itp). Z tym filtrem jest dużo lepiej. Cena ok. 150 PLN.Aparat to Sony A6300.Co do siłowni - na La Digue nie było, na Praslin będzie, ale to nie był tani hotel.
;) Poza tym ja się nie znam, ale to naprawdę musi być siłownia? Jest pływanie, biegi po plaży czy okolicznych górkach, rowery, kajaki i jeszcze parę innych sposobów na aktywność fizyczną.
;) Ostatecznie można się na palmy wspinać.
:lol: No ale ja się nie znam. Jak się ma nie zrelaksować, to szukaj z siłką. Coś na pewno znajdziesz.
ankafly4free napisał:brzmi to dziwnie, ale maz nie relaksuje sie na wyjezdzie, jesli nie moze pocwiczyc, wiec skoro ja zawsze wybieram gdzie, kiedy, co i jak, .Zadbaj o to by dużo ćwiczył, nawet w pokoju
;) Zrelaksowany mąż ,bezcenny w podróży
:P
@marcinsss Dzieki za info o aparacie i filtrze. To ja juz rozumiem, czemu moje zdjecia nigdy nie maja ladnego nieba;) Maz rowniez obejrzal zdjecia i nie trzeba go juz namawiac na ewentualny wyjazd na Seszele:P Tak, silownia musi byc, jesli to maja byc naprawde udane wakacje, bo "biegi, rower, kajaki etc to formy spedzania czasu z zona, a nie cwiczenia" (cytat). Jak co komu pasuje, prawda?
:roll: Swoja droga, te magiczne kajaki to naprawde rewelacja!
Może to głupie pytanie patrząc na zdjęcia, do których można sobie przypisać profil turysty, ale... czy są tam jakieś pola kempingowe? Czy da się spać w namiocie?
@Pietrucha Żadnych pól namiotowych ani nic podobnego nie widziałem. Nie widziałem tez nikogo śpiącego na plaży.W 3 minuty znalazłem w internecie sporo wpisów, że namioty są zakazane i żadnego, że dozwolone, ale wszystko bez podania źródła.Nie widziałem też żadnej policji patrolującej plaże w poszukiwaniu nielegalnych namiotów
:lol:Sprawdziłem też stronę Ministerstwa Turystyki (http://tourism.gov.sc/) i nic na temat namiotów nie znalazłem. Znalazłem za to ciekawy dokument z wytycznymi na temat zakwaterowania, ale to tylko jako ciekawostka.
:) http://tourism.gov.sc/wp-content/upload ... licy-1.pdfPamiętaj, że na przylocie pytają o rezerwację hotelu (musiałem pokazać wydruk z potwierdzeniem).Zapytałem też tą Filipinkę z recepcji. Pisze, że nie wolno, a jak zacząłem drążyć dlaczego nie wolno, to właściwie nie wiadomo. Dla bezpieczeństwa.
:lol:Quote:- And about tents on the beach - if you sleep there, police will arrest you?- can't be in tent just to be safe from thieves- I think La Digue is safe place. Maybe not Mahe, but La Digue is OK. It si not?- For sure not Mahe... La digue a little bit but still too risky- OK, understood. Better go to hotel. ?Bardziej wyczerpującej odpowiedzi nie dam rady udzielić.
:)
@Pietrucha jest to pośrednio zapisane w warunkach pozwolenia na pobyt http://www.mfa.gov.sc/static.php?content_id=1Quote:has confirmed accommodationa bezpośrednio (choć to ciężko znaleźć) na stronie ministerstwa środowiskahttp://www.meecc.gov.sc/index.php/ufaqs ... onal-park/Quote:It is against the law to camp anywhere in Seychelles although special permission may be granted by the Seychelles Police after first obtaining the approval from the Seychelles National Parks Authority.
@marcinsssSuper relacja! Będziesz jeszcze końcówkę dopisywał?Zupełnym zbiegiem okoliczności booknęłem (prawie) te same bilety w podobnym terminie (w przyszłym roku) tyle, że z wylotem z PRG.Szukam pomysłów jak zorganizować ten ostatni dzień i trafić na lotnisko o tej pogańskiej porze...
:roll:
Mam zamiar, dokończyć tylko jakoś ciągle mam coś ciekawszego do zrobienia.
:)Co do powrotu, to nie idź moją drogą...odszkodowanie-za-spozniony-lot,1498,2646?start=6180#p1179470Sytuacja jeszcze nie wyjaśniona - czekam na odpowiedź od Rzecznika Ubezpieczonych, czy jest szansa wywalczyć zwrot za bilety powrotne od ubezpieczalni.Zatem jak widać, jeżeli kiedyś dokończę relację, to będą momenty dramatyczne... Nie wiem tylko, czy będzie happy end.
Bardzo fajna relacja z pięknej wycieczki wypoczynkowej. Dla mnie o tyle atrakcyjniejsza, że z różnych przyczyn w takowych nie uczestniczę. Ktoś na początku miał jakieś uwagi do stylu pisania. Zupełenie się z tą opinią nie zgadzam
:)
Bardzo fajna relacja. Powinnam podziękować za nią wcześniej, bo czerpałam z niej wiele inspiracji i informacji na naszą własną podróż na Seszele
:) Pozdrawiam
Dzięki! Jak zwykle cieszę się, że się podobało i w dodatku jeszcze pomogło.
:)Już lecę czytać Twoją relację i szukać w niej swoich śladów.
:lol:Na razie rzuciłem tak na szybko okiem i wygląda, że będzie ładnie i ciekawie.
Jeszcze się nie zakończyła. Rzecznik Ubezpieczonych działa. Powoli, ale mam nadzieję, że skutecznie. W ostatnim piśmie, którego kopię otrzymałem, poprosił o udostępnienie nagrań z infolinii.
@CalairaI mamy happy end!!!Dziś wpłynęła kasa za bilety - 5.837,33 PLN
:)Trwało to prawie rok i oparło się o Rzecznika Ubezpieczonych, ale najważniejsze, że zakończyło szczęśliwie.
8-)
marcinsss napisał:@CalairaI mamy happy end!!!Dziś wpłynęła kasa za bilety - 5.837,33 PLN
:)Trwało to prawie rok i oparło się o Rzecznika Ubezpieczonych, ale najważniejsze, że zakończyło szczęśliwie.
8-)Wow! Gratuluję! Po takim czasie już pewnie straciłeś nadzieję, a tu proszę
:D To jest zwrot za nowe bilety SEZ-WAW, czy jeszcze za hotel?
Hotel (na tą jedną dodatkowa nockę) + kolację i śniadanie zapewniły nam Air Seychelles.Ja wnioskowałem o koszt biletów SEZ-WAW, jedzenie w Mahe (lot był bodajże ok 18:00), koszt Blablacar z WAW do domu i koszt rozmów telefonicznych z centrum alarmowym.Na razie mam tylko (tylko
:lol:) kasę, i jest k. 100 PLN mniej, niż wnioskowałem, ale nie będę dochodził dlaczego. Może limit polisy, może nie uznali blablacar albo rozmów tel. Nieistotne.
:)
Decyzja - zbieramy się.
Gdy wychodząc z "naszej" zatoczki przechodzimy obok Niemców, chłopak zrywa się i pyta, czy propozycja z podwózką nadal aktualna, bo im już też zdążyło się znudzić nicnierobienie. Oczywiście jadą z nami. Po drodze mają jakąś burzliwą naradę po niemiecku, po czym chłopak proponuje nam w ramach rewanżu za podwózkę kiść (tak z 10 sztuk) bananów. :) Bierzemy po dwa, resztę im zostawiamy. Oni na pewno czują się lepiej, że się jakoś odwdzięczyli, my też czujemy się lepiej, bo banany bardzo smaczne. :)
Wysadzamy ich pod ich hotelem. Godzina jeszcze wczesna, to pojedziemy zrobić cebulę w dżungli, a później na pizzę.
Ale to już w kolejnej części...
Przepis na cebulę w dżungli:
1. Podjeżdżasz do rezerwatu wpisanego na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i parkujesz na parkingu obok
2. Sprawdzasz ceny biletów wstępu do rezerwatu (ponad 80 PLN/osb.)
3. Stwierdzasz, że roślinność się na granicach rezerwatów nie zna
4. Łazisz po okolicy (głównie wzdłuż szosy), robisz zdjęcia i jesteś szczęśliwy
Asia, jak widać, w stroju maskującym. 8-)
A to słynne Coco de Mar, czyli Lodoicja seszelska. Przez niektórych zwana także Lodoicea callypige (Kallipygos w dosłownym tłumaczeniu oznacza "Mająca piękne pośladki" lub "Pięknotyła"). Kokosy oprócz niezwykłego kształtu wyróżniają się też wielkością (potrafią ważyć do 30 kg). Na następnym zdjęciu można porównać wielkość kokosa na drzewie z Asią.
Jak by się dobrze złożyła, to by się pewnie zmieściła w środku...
To jeszcze kilka fotek oddających atmosferę miejsca i lecimy dalej.
W następnej części Mae (nasza ulubiona seszelska Filipinka) znowu nam pomoże. Pomimo tego, że ona została na La Digue, a my jesteśmy na Praslin...Wbrew obiegowej opinii, że "Królowa jest tylko jedna", na Praslin są dwie. Anse Lazio i Anse Georgette. Jak zapewne każdy (kto się wybiera na Seszele) wie, abyście mogli się dostać na Anse Georgette, to hotel, w którym się zatrzymaliście musi Was zaanonsować, ponieważ droga dojścia na tę plażę wiedzie przez teren jednego z bardziej luksusowych hoteli na Seszelach - Constance Lemuria Resort.
I to był ten moment, kiedy nasz, skądinąd świetny hotel na Praslin, dał ciała. W piątek, zaraz po zameldowaniu się poprosiłem, żeby nam załatwili wejście na sobotę lub niedzielę, bo w poniedziałek już nas nie będzie. Na moją prośbę pani z recepcji zadzwoniła i porozmawiała chwilkę z Konstancją. Nic nie zrozumiałem, bo po francusku, ale domyślam się, że rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- Mam dwoje białasów na sobotę lub niedzielę...
- Sorry, w weekend mamy komplet, dopiero w poniedziałek...
- OK, najwyżej nie zobaczą tej plaży...
I mimo tego, że ja dość asertywny jestem i tak od razu się nie poddałem, to recepcjonistka była jak skała: "Nie da się i już!".
Pozostało wykonać telefon do przyjaciela, w tym przypadku do Mae. I Mae, jak zwykle, stanęła na wysokości zadania. Jakieś 10 minut później mieliśmy załatwione wejście na niedzielę. Cóż, pozostało na tylko pięknie podziękować Mae. Niestety nie mieliśmy ładniejszej kartki.
Ładniejszą kartkę dostała dopiero kilka tygodni później, z Krakowa. Było to dla niej sporym zaskoczeniem i chyba sprawiło dużo radości. Tymczasem my, w niedzielę radowaliśmy się ostatnią wycieczką na plażę w czasie tego wyjazdu. Pole golfowe na terenie Konstancji, mimo tak ograniczonego dostępu, jest chyba najbardziej obfotografowanym polem golfowym na świecie. :lol: I my dołożymy do tego cegiełkę...
Jackfruit, czyli chlebowiec. Mniami!
W takim upale każdy spacer jest długi, ale ostatecznie docieramy do celu. Pierwszy widok na ocean...
Wychodzimy na plażę, rzut oka w lewo, rzut oka w prawo, wybieramy miejscówkę i idziemy tam.
Jak to zwykle na Seszelach, na plaży tłumy. :lol:
Miejscówkę wybieramy przy pochylonej palmie. Nie trzeba będzie daleko chodzić na sesję zdjęciową. :lol:
Jako ciekawostka - używałem (na większości zdjęć) filtra polaryzacyjnego. Bardzo poprawia wygląd nieba, ale troszkę psuje wodę. Bez filtra woda w okolicach horyzontu jest o wiele jaśniejsza. Bez filtra jest zdjęcie z pierwszym widokiem na plażę. Woda jest jednolicie turkusowa, aż do horyzontu, ale za to niebo wygląda słabo. Na zdjęciach z filtrem woda jest znacznie ciemniejsza, ale niebo dużo lepsze. Ostatecznie uważam, że warto było wydać te ok. 150 PLN.
Jak widać tłum coraz większy. 8-)
Oczywiście zabraliśmy ze sobą magiczną kulę. :)
Ciekawym zjawiskiem były fale na tej plaży. Nie wiem, czy tak jest zawsze, ale tego dnia było dość dziwnie. Morze było raczej spokojne, ale przy samym brzegu fale wyczyniały przedziwne sztuki. Nagle, znikąd, pojawiały się fale wysokie na 2 metry i szerokie na maksymalnie 5-6 metrów. Powodem były pewnie jakieś odbicia fal od skał po obu stronach zatoki.
Myślę, że pływanie tam może być dość niebezpieczne.
Również wychodząc z wody można się zdziwić. Widziałem, jak taki raczej kawał wysportowanego chłopa wychodząc nie zauważył, że tuż za nim powstała właśnie taka niespodziewana fala. Okrutnie go sponiewierała...
Ja na szczęście popływałem bez takich przygód.
Kiedy się już zbieraliśmy, około 14:00, ludzi troszkę przybyło, ale bez przesady. Każdy miał dla siebie te kilkanaście-kilkadziesiąt metrów bieżących plaży.
My, prosto z plaży, pojechaliśmy na jakieś jedzenie i na lotnisko.
Na lotnisku bezproblemowy zwrot samochodu i ... to już historia na zupełnie inną opowieść. W skrócie: nasz samolot na Mahe nie poleciał z powodu złej pogody na Mahe. I żaden następny tego dnia. Air Seychelles zapewniło nam nocleg i posiłki, ale nie to było największym problemem (czytaj: "kosztem"). Samolot o 2:05 w nocy, którym mieliśmy wracać z Mahe do Europy, odleciał planowo. My i kilkadziesiąt innych osób zostaliśmy na lodzie (o ile można tak mówić, będąc na Seszelach).
Wróciliśmy wieczornym lotem z Qatar Airways, a o zwrot kosztów dodatkowych biletów walczę do dzisiaj z ubezpieczycielem. Jak się skończy, to dam znać.
Na zakończenie: Seszele są piękne i na pewno warto tu przylecieć, należy tylko lepiej planować powrót. :lol: