0
Kashpir 12 czerwca 2019 00:59
9E8A7314.JPG


9E8A7311.JPG


Zostawiamy samochód na „parkingu” na Morzu Piasku (tu widziany z góry)
9E8A7251.JPG

i idziemy w stronę krateru. U jego stóp niespodzianka – wejście jest po schodach i znowu kolejka, powolna.
9E8A7310.JPG


Docieramy na krawędź wulkanu i spoglądamy w huczącą i dymiącą "paszczę". Wow :!: Średnica krateru to ok. 700 metrów (sic!) a głębokość ponad 100 metrów. Mówimy sobie, żeby nie podchodzić zbyt blisko krawędzi, bo ześlizgnięcie do aktywnego wulkanu z pewnością nie kończy się dobrze. No i warto pamiętać, że erupcja w 2004 roku pochłonęła dwie ofiary - zostały zabite przez skały wyrzucone z wulkanu. Ponadto kłęby dymu i popiołu wyrzucane podczas erupcji potrafiły prowadzić do zamknięcia lotnisk.
9E8A7268.JPG


9E8A7272.JPG


9E8A7276.JPG


9E8A7283.JPG


Nieliczni decydują się na odejście krawędzią krateru trochę dalej - to daje okazję do ciekawych ujęć i pobawienia się perspektywą :)
9E8A7304.JPG


9E8A7285.JPG


9E8A7302.JPG


Ufff, po emocjonującym poranku wracamy do hotelu na śniadanie, a potem znowu w drogę. Po drodze Harry zabiera nas na stawy solankowe i pokazuje miejscowy proces uzyskiwania soli.
9E8A7321.JPG


9E8A7324.JPG


9E8A7325.JPG


9E8A7350.JPG


Następnie zjadamy obiad w przydrożnej restauracji. Tam zaliczam wpadkę kulinarną – omyłkowo zamawiam smażone ścięgna (tendon przeczytałem jako tenderloin… :oops: ). Niestety dla mnie mało jadalne. :mrgreen: Na szczęście sytuację ratuje smażony powój (morning glory) i satay, który zamówiła żona.
9E8A7375.JPG


9E8A7376.JPG


Potem ruszamy na nocleg do Bondowoso. Tam mamy hotel z basenem, z którego nie omieszkaliśmy skorzystać, :)
9E8A7392.JPG

a potem szybka kolacja i w kimę, bo kolejny dzień też zapowiada się ciekawie. Zasypiamy wciąż mając w pamięci fantastyczne poranne widoki na wulkany. 8-)
9E8A7207.JPG

No to lecimy z Ijen :)

Część trzecia – czy dzień może zacząć się poprzedniego dnia? :?

Hmmm, może. :o Jako że zdecydowaliśmy się na wycieczkę następnego dnia do krateru Ijen z wyjściem na słynne błękitne płomienie (blue flames), to Harry zarządził wyjazd o północy, a my musieliśmy wcześniej zwlec się z łóżka. Z Bondowoso do wejścia na szlak prowadzący na Ijen było jeszcze trochę drogi, próbowaliśmy więc chwilę pospać w samochodzie. Na miejscu przygotowanie ekwipunku (maski przeciwgazowe!), czołówki na głowę i w górę z przewodnikiem (Harry został przy samochodzie). Niby było chłodno, ale przy tej wilgotności powietrza podchodzenie pod górę bardzo szybko sprawia, że ściągamy z siebie polary. Podejście nie jest bardzo strome, ale trochę się jednak idzie, a potem wyzwanie – zejście ze zbocza w dół po skałach w kierunku płomieni. Wszyscy turyści poruszają się wolno, bo wciąż ciemno i o potknięcie nietrudno.
9E8A7397.JPG



Docieramy wreszcie bliżej płomieni i zasiadamy, żeby delektować się niebieskimi ognikami, które momentami nikną w dymie siarkowym.
9E8A7406.JPG


9E8A7414.JPG


9E8A7428-001.JPG


Czasem zawiewa tak, że przydają się maski, bo siarkowy dym strasznie drapie w gardło. Co odważniejsi skaczą po skałach, żeby być jak najbliżej płomieni. Powoli się rozjaśnia, a ogniki zaczynają tracić swój nocny urok.
Z mroku wyłania się jezioro w kraterze i „kopalnie” siarki.
9E8A7462.JPG


9E8A7466.JPG


Ze zboczy wulkanu Ijen otworami wypływa siarka o wysokiej czystości i następnie zastyga na świeżym powietrzu. Określenie kopalnia oznacza, że w tych otworach zamontowano rury, którymi spływa siarka. Jej wydobywanie odbywa się poprzez wyłamywanie obeschniętych płatów.
9E8A7446.JPG


9E8A7447-001.JPG



Wkrótce pojawiają się też robotnicy transportujący siarkę – na ramionach kij, na końcach kija dwa koszyki, a w nich ciężki nawet na kilkadziesiąt kilogramów ładunek. Niezwykle ciężkie warunki i trudna praca, bo wniesienie takiego ładunku w górę to ogromy wysiłek dla całego organizmu. Nie mówiąc już o szkodliwych oparach siarkowych… A dodam, że oni masek nie używają - co najwyżej jakieś chusty na twarz.

9E8A7481.JPG


9E8A7472-001.JPG


9E8A7469.JPG


Schodzimy jeszcze nad brzeg jeziora – przewodnik ostrzega, żeby nie wchodzić czy nie zanurzać rąk w wodzie – stężenie kwasu siarkowego jest tak wysokie, że taki kontakt może być bardzo bolesny dla skóry.
9E8A7453-001.JPG


Rozpoczynamy powrót – po drodze czekają nas jeszcze piękne widoki na jezioro i kraterowy krajobraz (czasem urozmaicony przez grupę skośnookich z dronem ;) )

9E8A7477.JPG


9E8A7489.JPG


9E8A7502.JPG


9E8A7503-001.JPG


9E8A7505.JPG


9E8A7509.JPG


9E8A7525.JPG


a gdy zbliżamy się do parkingu, nieoczekiwanie na drzewach napotykamy małe stado małp. Cóż, musiały zostać obfotografowane. 8-)

9E8A7549.JPG


9E8A7571.JPG


Zjadamy śniadanie (ach jak proste rzeczy smakują po takiej wycieczce) i dalej w drogę – dojeżdżamy do cywilizacji. Gdzieś po drodze żegnamy się z Harym i na resztę wycieczki rolę przewodnika przejmuje Eri – miła muzułmanka, dość dobrze mówiąca po angielsku. Jej mąż jest naszym kierowcą, a przesiadamy się do jeepa. Do jeepa, bo ruszamy tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Ale o tym już w kolejnej części relacji.

9E8A7582.JPG

Mozolnie, ale do przodu :)

Część czwarta, czyli Sukamade i plaża żółwi

Nasz jeep „mknie” przez wioski poludniowo-wschodniej Jawy, których jest coraz mniej. Docieramy w końcu nad ocean i wychodzimy na naszą pierwszą plażę w Indonezji. A tam inwazja krabów :)
9E8A7617.JPG


9E8A7625.JPG



Potem wjeżdżamy w las, droga wąska, momentami grząska, dwa samochody mogą się minąć tylko w niektórych miejscach. Przejeżdżamy przez strumienie, na szczęście płytkie.

9E8A7644.JPG


9E8A7654.JPG


Komórki tracą zasięg. Dojeżdżamy do jednej z miejscowości – widzimy most, ale jednak zniszczony.
9E8A7647.JPG


Eri mówi, że nikt go nie remontuje i żeby dojechać do naszego celu, czyli miejscowości Sukamade i ośrodka ochrony żółwi, trzeba nadrobić przez to spory kawałek drogi. Po kilku godzinach jazdy docieramy do Sukamade i ruszamy w kierunku morza – tam mamy nocować w domkach przy wspomnianym ośrodku. Napotykamy jednak jeepa jadącego z przeciwka – inni podróżni wracają, bo tam już nie ma miejsc (nie ma zasięgu, więc nie można wcześniej zadzwonić i się spytać). My też zawracamy i kwaterujemy się w podrzędnym guesthousie. Po wejściu do pokoju wita nas sporych rozmiarów karaluch, którego jednak wypraszamy za pomocą klapka :evil: Zjadamy kolację i jedziemy wieczorem do ośrodka.

Strażnicy zabierają kilkunastoosobową grupkę turystów na nocne oglądanie samic żółwi, które nocami przypływają na plażę w Sukamade, żeby złożyć tam jaja. Gdy docieramy na plażę zostajemy usadzeni na piasku, strażnicy ruszają na poszukiwania żółwi, a my mamy grzecznie czekać - ponoć niektóre grupy czekały nawet po kilka godzin, ale my mamy dużo szczęścia bo już po pół godzinie jest sygnał. Samica żółwia zielonego składa jaja :!: Instruktaż – nie podchodzimy za blisko, nie świecimy w oczy, staramy się zachowywać jak najciszej i jak najspokojniej. Gdy podchodzimy bliżej wrażenie jest niesamowite – wyraźnie widać wysiłek samicy, która po złożeniu jaj zasypuje je piaskiem, a potem powoli oddala się w kierunku fal.
9E8A7683.JPG


9E8A7693.JPG


9E8A7706.JPG



Strażnicy następnie wykopują jaja, aby ochronić je przed drapieżnikami i umieścić w wylęgarni. Naliczyli ponad 60 jaj.
9E8A7740.JPG


Zasady odwiedzin na plaży mówią, że każda wycieczka obserwuje tylko jednego żółwia i potem wraca. Nikt nie protestuje. Wracamy pieszo do ośrodka, potem jeepem do pensjonatu i spać.

A następnego dnia wstajemy dość wcześnie, bo po śniadaniu znów wracamy do ośrodka.

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

malgo1987 12 czerwca 2019 11:25 Odpowiedz
Super, akurat na koniec września lecę do Indonezji, w planie wulkany na Jawie, 3 dni na Bali i Suwalesi, więc będę śledzić :)
olajaw 10 lipca 2019 22:02 Odpowiedz
Piękne niebo nad Bromo! :) Czekam na równie ładne znad Ijena :D