Na koniec tradycyjnie ciekawostki, spostrzeżenia, zdziwienia. Dosyć popularne są – jak to się mądrze mówi – kompaktowe stacje paliw. A po polsku – jeden dystrybutor plus marne zaplecze w postaci np. przyczepy. Do tego do kupienia mikstury nieznanego przeznaczenia w zwykłych plastikowych butelkach.
Sporo wjazdów na podwórka jest ładnie ozdobionych malunkami. Tutaj motyw oczywiście z Araratem w tle.
Ruch drogowy to temat rzeka. Może nie jest tak hardcorowo, jak w Gruzji, ale i tak kierowcy niewiele robią sobie z przepisów ruchu drogowego (o ile coś takiego obowiązuje w Armenii). Ruch jest szalony, trzeba być niezłym magikiem, żeby nie zrobić stłuczki i jak powiedział taksówkarz, trzeba mieć więcej, niż dwoje oczu. Przykłady? Samochód „taksówkopodobny” czeka na klientów tuż przed przejściem dla pieszych na pasie do ruchu na wprost. Zero trąbienia, zero nerwów, tylko cierpliwe wyprzedzanie taksi.
Remont drogi na długości jakichś 4-5 km. Prawy pas zamknięty, lewy przeznaczony do jazdy na wprost, a samochody z naprzeciwka jadą poboczem. Proste i skuteczne rozwiązanie zamiast ruchu wahadłowego. Problemy miały tylko nowoczesne samochody z czułym zawieszeniem, które jechały wyboistym poboczem dość wolno.
Na zdjęciu sposób, jak z dwóch pasów ruchu zrobić trzy i rozładowywać korki, wcale niemałe.
Potrzeba matką wynalazków – tak oto oznakowano wyrwę w drodze (widać była za głęboka nawet jak na standardy ormiańskie).
Ceny paliw. Ostatnia pozycja to diesel. Dla przypomnienia: ok. 520 AMD = ok. 1 Euro.
Na drogach bardzo mało jest TIR-ów w naszym rozumieniu. Transport zapewniają charakterystyczne ZIŁ-y, Kamazy i inne wehikuły sprzed wielu dziesięcioleci. Wożą i siano, i cegły, i zwierzęta, i owoce. Pełna wszechstronność i niezawodność. Naprawa młotkiem.
Po cholerę przyczepka, skoro wszystko można zmieścić w bagażniku i na dachu?
Takie widoki spotkałem jeszcze tylko w Gruzji. Ormiańscy kierowcy byli bardzo zdziwieni, gdy pytałem o niekompletność ich samochodów. A po co mi światła, skoro jeżdżę tylko w dzień? Zderzak? A po cholerę mi on? To nic, że nie mam pół bagażnika – mam przecież tablicę rejestracyjną. Jeżdżę takim samochodem, jakim chcę i amen.
Wracając z Zvartnots doświadczyłem przyjemności podwiezienia przez przypadkowego kierowcę, który słyszał moje pytanie w sklepie o to, gdzie znajduje się przystanek do Erywania. Wsiadłem do jego samochodu (z zewnątrz kompletnego) i … oniemiałem. Okazało się, że pan właśnie sprowadził samochód z Dubaju (bo taniej, niż z Europy) i jest w trakcie przekładania kierownicy i systemów z prawej na lewą stronę. Kierownica przełożona, reszta nie do końca, ale przecież to nie przeszkadza w jeździe. Znów był zdziwiony moim zdziwieniem.
W Gruzji cmentarze wyglądają podobnie, ale często mają mniejszą część dla odwiedzających. W Armenii przy mogiłach spotykają się całe rodziny, czasami ucztują przy wspominaniu zmarłych.
Takie widoki nie są obce w wielu krajach, prawda? Mieszanina kabli i rury z gazem ziemnym na powierzchni. Wschodni standard?
No i to by było na tyle. Armenia została tylko częściowo zwiedzona. Na pewno nie zawiodła, a wręcz zachwyciła. Kto lubi takie klimaty, to niech korzysta, póki mało jest jeszcze autobusów z Azjatami. Z Tbilisi to tylko niecałe 300 km, z Kutaisi niecałe 500 km. A na przykład z Warszawy 2779 km. Egzotyka prawie że na wyciągnięcie ręki.
Na koniec tradycyjnie ciekawostki, spostrzeżenia, zdziwienia.
Dosyć popularne są – jak to się mądrze mówi – kompaktowe stacje paliw. A po polsku – jeden dystrybutor plus marne zaplecze w postaci np. przyczepy. Do tego do kupienia mikstury nieznanego przeznaczenia w zwykłych plastikowych butelkach.
Sporo wjazdów na podwórka jest ładnie ozdobionych malunkami. Tutaj motyw oczywiście z Araratem w tle.
Ruch drogowy to temat rzeka. Może nie jest tak hardcorowo, jak w Gruzji, ale i tak kierowcy niewiele robią sobie z przepisów ruchu drogowego (o ile coś takiego obowiązuje w Armenii). Ruch jest szalony, trzeba być niezłym magikiem, żeby nie zrobić stłuczki i jak powiedział taksówkarz, trzeba mieć więcej, niż dwoje oczu. Przykłady? Samochód „taksówkopodobny” czeka na klientów tuż przed przejściem dla pieszych na pasie do ruchu na wprost. Zero trąbienia, zero nerwów, tylko cierpliwe wyprzedzanie taksi.
Remont drogi na długości jakichś 4-5 km. Prawy pas zamknięty, lewy przeznaczony do jazdy na wprost, a samochody z naprzeciwka jadą poboczem. Proste i skuteczne rozwiązanie zamiast ruchu wahadłowego. Problemy miały tylko nowoczesne samochody z czułym zawieszeniem, które jechały wyboistym poboczem dość wolno.
Na zdjęciu sposób, jak z dwóch pasów ruchu zrobić trzy i rozładowywać korki, wcale niemałe.
Potrzeba matką wynalazków – tak oto oznakowano wyrwę w drodze (widać była za głęboka nawet jak na standardy ormiańskie).
Ceny paliw. Ostatnia pozycja to diesel. Dla przypomnienia: ok. 520 AMD = ok. 1 Euro.
Na drogach bardzo mało jest TIR-ów w naszym rozumieniu. Transport zapewniają charakterystyczne ZIŁ-y, Kamazy i inne wehikuły sprzed wielu dziesięcioleci. Wożą i siano, i cegły, i zwierzęta, i owoce. Pełna wszechstronność i niezawodność. Naprawa młotkiem.
Po cholerę przyczepka, skoro wszystko można zmieścić w bagażniku i na dachu?
Takie widoki spotkałem jeszcze tylko w Gruzji. Ormiańscy kierowcy byli bardzo zdziwieni, gdy pytałem o niekompletność ich samochodów. A po co mi światła, skoro jeżdżę tylko w dzień? Zderzak? A po cholerę mi on? To nic, że nie mam pół bagażnika – mam przecież tablicę rejestracyjną. Jeżdżę takim samochodem, jakim chcę i amen.
Wracając z Zvartnots doświadczyłem przyjemności podwiezienia przez przypadkowego kierowcę, który słyszał moje pytanie w sklepie o to, gdzie znajduje się przystanek do Erywania. Wsiadłem do jego samochodu (z zewnątrz kompletnego) i … oniemiałem. Okazało się, że pan właśnie sprowadził samochód z Dubaju (bo taniej, niż z Europy) i jest w trakcie przekładania kierownicy i systemów z prawej na lewą stronę. Kierownica przełożona, reszta nie do końca, ale przecież to nie przeszkadza w jeździe. Znów był zdziwiony moim zdziwieniem.
W Gruzji cmentarze wyglądają podobnie, ale często mają mniejszą część dla odwiedzających. W Armenii przy mogiłach spotykają się całe rodziny, czasami ucztują przy wspominaniu zmarłych.
Takie widoki nie są obce w wielu krajach, prawda? Mieszanina kabli i rury z gazem ziemnym na powierzchni. Wschodni standard?
No i to by było na tyle. Armenia została tylko częściowo zwiedzona. Na pewno nie zawiodła, a wręcz zachwyciła. Kto lubi takie klimaty, to niech korzysta, póki mało jest jeszcze autobusów z Azjatami. Z Tbilisi to tylko niecałe 300 km, z Kutaisi niecałe 500 km. A na przykład z Warszawy 2779 km. Egzotyka prawie że na wyciągnięcie ręki.