Wracam łódką i jadę samochodem wzdłuż wybrzeża pod te jaskinie, żeby zobaczyć je z góry. Idę długim szlakiem, ale niestety góry tych dziur nie widać. Tzn. część widać, ale są oczywiście zagrodzone, żeby jakiś wariat się nie ześlizgnął. Widoczki za to przednie, a słońce grzeje na maxa.
Są i łuki skalne:
Przegrzany wracam ok. 15 na kwaterę. Odpoczywam, bo od jutra zaczynam prawdziwy roadtrip. Z jednej strony te 3 dni musiałem siedzieć w Algarve, bo miałem wykupiony z góry nocleg, a z drugiej i tak musiałem czekać na otwarcie granicy z Hiszpanią 1 lipca...dzień 5
Ostatni dzień czerwca, a ja zaczynam od dziś nabijanie kilometrów. Jadę 250 kilometrów do Evory. Pierwsza połowa autostradą, a druga nawet całkiem dobrą drogą. Limitów zwalniających kierowcy przestrzegają, ale już max na danej drodze nie za bardzo.
Evora to przepiękne miasteczno, wpisane na listę Unesco.
Ten oryginalny układ uliczek z bielonymi wapniem domami i murami zachował się tu jeszcze z czasów Maurów.
Przyjechałem tu jednak przede wszystkim do słynnej kaplicy kości. W Polsce też taką mamy
:) Mieści się ona w XV wiecznym kościele Igreja de São Francisco i wyłożona jest kośćmi ponad 5 tysięcy mnichów.
Wrażenie trochę makabryczne.
Jest południe. Zwiedzam sobie puste uliczki
Kościoły oczywiście są na każdym kroku
A to już główny plac:
Jednym z najstarszych zabytków jest Templo Romano, najlepiej zachowany tego typu zabytek w Portugalii. Pochodzi z II wieku i ponoć było to miejsce egzekucji w czasach inkwizycji, arsenał, teatr, a nawet rzeźnia.
Siadam obok na kawę i portugalskie ciasteczko z budyniem i płacę 2 euro...
Wracając do samochodu widzę jeszcze tego typu ozdoby:
90 kilometrów dalej jest Elvas, położone kilka kilometrów od granicy z Hiszpanią. To strategiczne położenie spowodowało ogromną ilość fortów i fortyfikacji, jakie tu zbudowano. Wjeżdżając do centrum od razu to się rzuca w oczy, szczególnie wjazd wąską bramą na starówkę. Tutaj mam świetny hotelik za 35 euro.
Mimo upału wychodzę zobaczyć trochę porozrzucanych po mieście zabytków. Największe wrażenie robi oczywiście akwedukt Amoreira
Pochodzi z XVI wieku i miał ponad 6 kilometrów długości
:o
Byłem pod mega wrażeniem.
Jest tu też kilka mniejszych fortów, które są oddalone o 1-2 km od głównego. Zapewne rozbudowany był tutaj system ostrzegania przed najeźdźcą.
Upał mnie tak zmęczył, że postanowiłem się schować trochę w pokoju i wyszedłem dopiero po 18. Niestety największy z tych fortów był otwarty do 18, więc miałem pecha.
Zwiedziłem więc uliczki w centrum, gdzie też jest bardzo ładnie.
Są też ruiny zamku
Prawdę mówiąc nie spodziewałem się czegoś takiego. Nie dziwne, że miasteczko zostało wpisane na listę Unesco w 2012.
Jutro rano, 1 lipca otwierają granicę z Hiszpanią. Nie mam rezerwacji na kolejną noc, plan ma się wyklarować po drodze, zależnie od tego ile czasu mi zejdzie na zwiedzanie poszczególnych miasteczek.Dzień 6.
Przed 8 jestem już w drodze, ale po 8 km od granicy zegarek wędruje godzinkę do przodu. Jest 1 lipca i granica lądowa pomiędzy Portugalią i Hiszpanią jest otwarta. Nikt nie pilnuje, choć widziałem kilka radiowozów wokół przejścia. Merida jest blisko, pozytywny aspekt to darmowa autostrada oraz paliwo tańsze (1.1 euro vs. 1.5 euro w Portugalii).
Merida to rzymskie miasto, założone jeszcze przed narodzinami Chrystusa i słynie właśnie z rzymskich zabytków. Wpisana jest oczywiście na listę światowego dziedzictwa Unesco. Parkuję sprawnie w centrum i idę na zwiedzanie.
Pierwszy punkt to Łuk Trojana:
Spaceruję sobie po centrum i mam jakieś takie wrażenie, że nowa zabudowa zupełnie nie pasuje do tych rzymskich pozostałości.
To Puente Romano, kamienny most, obecnie tylko pieszy.
Miałem zajrzeć do Casa del Mitreo, gdzie były rzymskie domy z basenami i termami z I i II wieku, ale cena 16 euro mnie trochę odstraszyła. Dobrze, że widziałem wszystko dobrze przez płot i oglądanie kilku kamieni ledwo wystających z ziemi mnie nie interesowało.
Interesował mnie natomiast teatr rzymski, który był świetnie zachowany.
Jak widać, były tłumy
;-)
Wracam do samochodu i podjeżdżam do Acueducto de los Milagros. Czyż nie jest fantastyczny?
Wnikliwi obserwatorzy, zauważą, że na akwedukcie jest mnóstwo bocianów
:)
Kilometr dalej jest następny akwedukt:
Zagladam jeszcze na arenę circo romano, ale nie było nic ciekawego. Tak się skupiłem na obiektach wpisanych na listę Unesco, że ominąłem Świątynię Diany
:(
Ruszyłem godzinkę na północ do Caceres. Kolejne miasto z listy Unesco. Miasto jest przede wszystkim średniowieczne i ma ogromną ilość kościołów.
Widzę jedną grupę hiszpańskich turystów. Wokół Plaza Mayor, jak można było się spodziewać, jest bardzo ładnie. Uliczki starego miasta są o dziwno dość mocno wypełnione miejscowymi.
Obskakuję miasto w półtorej godzinki i jadę do Trujillo. Siadam na lunch w knajpce na głównym placu
Wziąłem jakiś zestaw lokalnych przysmaków i czekam, czekam, czekam. Przychodziło to wszystko przez ponad godzinę. Nie jakoś super smaczne, ale straciłem mnóstwo czasu. Idę jeszcze na górę obejrzeć zamek i widoki z góry.
Było już po 14. Miałem decyzję - albo jadę przez góry do klasztoru Matki Boskiej w Gwadelupie i tam śpię, albo autostradą do Toledo. Stwierdziłem, że miejsca sakralne raczej jednak nie są dla mnie i wolę całe popołudnie spędzić w Toledo. 200 km dojeżdżam autostradą bardzo szybko, hotel mam pod samymi murami i ruszam na miasto.
Toledo raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. Co jednak było dziwne, miasto było totalnie puste i zamknięte, przez co zwiedzałem sam. Ma to swoje plusy, ale ma też sporo minusów.
Zamek Królewski oraz wszystkie kościoły były zamknięte na 4 spusty.
Na Tajwanie jak oddawałem samochód to pan poklikał w telefonie, wpisał numery i pobrał gotówką
:lol: Tak się spodziewam, że przyjdzie po czasie, ale dziwne, że wszystkie blokady z karty mi zdjęli.
namteH napisał:3. dzień i dalej siedzisz w Lagos? Coś trochę średni ten roadtrip...Miałem z góry opłacone 3 noclegi w Lagos, więc ich nie odwoływałem. Jak już ruszę poza, to każdy kolejny będzie w innym miejscu.
Toledo jest świetne, dla mnie to dużo ciekawsze miejsce niż Madryt. Byłem w Toledo w niedzielę i faktycznie nadal pustki. W Toledo polecam jeszcze wybrać się na spacer poza mury miejskie dla panoramy:
W drodze do Oviedo uległeś chyba duchowej przemianie, bo wcześniej było:"Stwierdziłem, że miejsca sakralne raczej jednak nie są dla mnie i wolę całe popołudnie spędzić w Toledo"
:DZazdroszczę umiejętności robienia pięknych zdjęć nawet przy gorszej pogodzie
:)
Wahałem się co do Tomar i teraz żałuję, że nie podjechaliśmy tam. Niestety, w ramach tego wyjazdu musiałem kilka razy coś redukować. Tak to jest, jak się nie jedzie solo
;)Balear faktycznie urokliwe, ale przy Twojej wcześniejszej plaży katedr, nie robi już takiego wrażenia.Super relacja!
Świetna relacja, gratuluję wyprawy
:)cart napisał:Za 2 tygodnie wracam do Hiszpanii i tym razem zacznę objazd z BCN. Moja podróż z BCN do Bostonu została odwołana, więc nasz plan B to zobaczyć resztę Hiszpanii.Sam w tym roku mam jeszcze krótki wypad do Walencji i Alicante i dłuży do Andaluzji więc liczę na relacje
:)
W Tomar jest nie tylko świetny klasztor, ale to też bardzo przyjemne miasteczko. Warto tam przenocować, przespacerować się po centrum, coś zjeść i posiedzieć w którymś z barów.
boots napisał:Zawsze każdemu polecam Tomar. Pomimo tego zwykle są tam pustki.
:?:Na 99% wracam do Portugalii w przyszłym roku (tym razem z żoną) i Tomar będzie na liście
:)
klapio napisał:Sam w tym roku mam jeszcze krótki wypad do Walencji i Alicante i dłuży do Andaluzji więc liczę na relacje
:)No ja raczej na północną Hiszpanię się nastawiam. W Andaluzji już byłem, choć nie widziałem kilku miejsc, jak np. Cordoby.A i z Santander do Walencji raczej nie będzie mi się chciało jechać
;)Zostanie mi właśnie tylko okręg Walencji i Murcia na kiedyś.
@cart Twoje zdjęcia dla mnie to mistrzostwo świata (fajnie, ze trafiłeś w taki czas, gdy turyści nie wypełniali szczelnie kadru:), czy móglbyś zdradzić, jaki to sprzęt (oczywiście nie umniejszając oku fotografa;)?
Moja ochota na ten półwysep ciągle rośnie. A dzięki tej relacji nabrałem sporo nowych inspiracji. Do tego super zdjęcia!cart napisał:Za 2 tygodnie wracam do Hiszpanii i tym razem zacznę objazd z BCN. Moja podróż z BCN do Bostonu została odwołana, więc nasz plan B to zobaczyć resztę Hiszpanii.z chęcią zapoznam się z resztą półwyspu, więc kolejna Twoja relacja mile widziana
:)
Super relacja !!! Ja od 12 lat zwiedzam Hiszpanię, głównie wybrzeże Morza Śródziemnego oraz część środkowo-wschodnią. Do odkrycia pozostała Galicja, kraj Basków, Asturia, Kalabria, Kastylia i Leon, Extramadura i Navarra. Życie jest a krótkie, żeby zwiedzić samą Hiszpanię, a co dopiero Europę, czy cały świat :-)
Super relacja !!! Ja od 12 lat zwiedzam Hiszpanię, głównie wybrzeże Morza Śródziemnego oraz część środkowo-wschodnią. Do odkrycia pozostała Galicja, kraj Basków, Asturia, Kalabria, Kastylia i Leon, Extramadura i Navarra. Życie jest a krótkie, żeby zwiedzić samą Hiszpanię, a co dopiero Europę, czy cały świat
:-)
Co do tytułu, to w moim zdaniem jest to "Portugalia i Hiszpania oczywista" - ale fakt, że w tak krótkim czasie nie zmieszczą się miejsca mniej znane obok tych najsłynniejszych.Zdjęcia wspaniałe.Pozdrawiam
Wracam łódką i jadę samochodem wzdłuż wybrzeża pod te jaskinie, żeby zobaczyć je z góry. Idę długim szlakiem, ale niestety góry tych dziur nie widać. Tzn. część widać, ale są oczywiście zagrodzone, żeby jakiś wariat się nie ześlizgnął.
Widoczki za to przednie, a słońce grzeje na maxa.
Są i łuki skalne:
Przegrzany wracam ok. 15 na kwaterę. Odpoczywam, bo od jutra zaczynam prawdziwy roadtrip. Z jednej strony te 3 dni musiałem siedzieć w Algarve, bo miałem wykupiony z góry nocleg, a z drugiej i tak musiałem czekać na otwarcie granicy z Hiszpanią 1 lipca...dzień 5
Ostatni dzień czerwca, a ja zaczynam od dziś nabijanie kilometrów. Jadę 250 kilometrów do Evory. Pierwsza połowa autostradą, a druga nawet całkiem dobrą drogą. Limitów zwalniających kierowcy przestrzegają, ale już max na danej drodze nie za bardzo.
Evora to przepiękne miasteczno, wpisane na listę Unesco.
Ten oryginalny układ uliczek z bielonymi wapniem domami i murami zachował się tu jeszcze z czasów Maurów.
Przyjechałem tu jednak przede wszystkim do słynnej kaplicy kości. W Polsce też taką mamy :)
Mieści się ona w XV wiecznym kościele Igreja de São Francisco i wyłożona jest kośćmi ponad 5 tysięcy mnichów.
Wrażenie trochę makabryczne.
Jest południe. Zwiedzam sobie puste uliczki
Kościoły oczywiście są na każdym kroku
A to już główny plac:
Jednym z najstarszych zabytków jest Templo Romano, najlepiej zachowany tego typu zabytek w Portugalii. Pochodzi z II wieku i ponoć było to miejsce egzekucji w czasach inkwizycji, arsenał, teatr, a nawet rzeźnia.
Siadam obok na kawę i portugalskie ciasteczko z budyniem i płacę 2 euro...
Wracając do samochodu widzę jeszcze tego typu ozdoby:
90 kilometrów dalej jest Elvas, położone kilka kilometrów od granicy z Hiszpanią. To strategiczne położenie spowodowało ogromną ilość fortów i fortyfikacji, jakie tu zbudowano. Wjeżdżając do centrum od razu to się rzuca w oczy, szczególnie wjazd wąską bramą na starówkę. Tutaj mam świetny hotelik za 35 euro.
Mimo upału wychodzę zobaczyć trochę porozrzucanych po mieście zabytków. Największe wrażenie robi oczywiście akwedukt Amoreira
Pochodzi z XVI wieku i miał ponad 6 kilometrów długości :o
Byłem pod mega wrażeniem.
Jest tu też kilka mniejszych fortów, które są oddalone o 1-2 km od głównego. Zapewne rozbudowany był tutaj system ostrzegania przed najeźdźcą.
Upał mnie tak zmęczył, że postanowiłem się schować trochę w pokoju i wyszedłem dopiero po 18. Niestety największy z tych fortów był otwarty do 18, więc miałem pecha.
Zwiedziłem więc uliczki w centrum, gdzie też jest bardzo ładnie.
Są też ruiny zamku
Prawdę mówiąc nie spodziewałem się czegoś takiego. Nie dziwne, że miasteczko zostało wpisane na listę Unesco w 2012.
Jutro rano, 1 lipca otwierają granicę z Hiszpanią. Nie mam rezerwacji na kolejną noc, plan ma się wyklarować po drodze, zależnie od tego ile czasu mi zejdzie na zwiedzanie poszczególnych miasteczek.Dzień 6.
Przed 8 jestem już w drodze, ale po 8 km od granicy zegarek wędruje godzinkę do przodu. Jest 1 lipca i granica lądowa pomiędzy Portugalią i Hiszpanią jest otwarta. Nikt nie pilnuje, choć widziałem kilka radiowozów wokół przejścia.
Merida jest blisko, pozytywny aspekt to darmowa autostrada oraz paliwo tańsze (1.1 euro vs. 1.5 euro w Portugalii).
Merida to rzymskie miasto, założone jeszcze przed narodzinami Chrystusa i słynie właśnie z rzymskich zabytków. Wpisana jest oczywiście na listę światowego dziedzictwa Unesco. Parkuję sprawnie w centrum i idę na zwiedzanie.
Pierwszy punkt to Łuk Trojana:
Spaceruję sobie po centrum i mam jakieś takie wrażenie, że nowa zabudowa zupełnie nie pasuje do tych rzymskich pozostałości.
To Puente Romano, kamienny most, obecnie tylko pieszy.
Miałem zajrzeć do Casa del Mitreo, gdzie były rzymskie domy z basenami i termami z I i II wieku, ale cena 16 euro mnie trochę odstraszyła. Dobrze, że widziałem wszystko dobrze przez płot i oglądanie kilku kamieni ledwo wystających z ziemi mnie nie interesowało.
Interesował mnie natomiast teatr rzymski, który był świetnie zachowany.
Jak widać, były tłumy ;-)
Wracam do samochodu i podjeżdżam do Acueducto de los Milagros. Czyż nie jest fantastyczny?
Wnikliwi obserwatorzy, zauważą, że na akwedukcie jest mnóstwo bocianów :)
Kilometr dalej jest następny akwedukt:
Zagladam jeszcze na arenę circo romano, ale nie było nic ciekawego.
Tak się skupiłem na obiektach wpisanych na listę Unesco, że ominąłem Świątynię Diany :(
Ruszyłem godzinkę na północ do Caceres. Kolejne miasto z listy Unesco. Miasto jest przede wszystkim średniowieczne i ma ogromną ilość kościołów.
Widzę jedną grupę hiszpańskich turystów. Wokół Plaza Mayor, jak można było się spodziewać, jest bardzo ładnie. Uliczki starego miasta są o dziwno dość mocno wypełnione miejscowymi.
Obskakuję miasto w półtorej godzinki i jadę do Trujillo. Siadam na lunch w knajpce na głównym placu
Wziąłem jakiś zestaw lokalnych przysmaków i czekam, czekam, czekam. Przychodziło to wszystko przez ponad godzinę. Nie jakoś super smaczne, ale straciłem mnóstwo czasu. Idę jeszcze na górę obejrzeć zamek i widoki z góry.
Było już po 14. Miałem decyzję - albo jadę przez góry do klasztoru Matki Boskiej w Gwadelupie i tam śpię, albo autostradą do Toledo.
Stwierdziłem, że miejsca sakralne raczej jednak nie są dla mnie i wolę całe popołudnie spędzić w Toledo. 200 km dojeżdżam autostradą bardzo szybko, hotel mam pod samymi murami i ruszam na miasto.
Toledo raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. Co jednak było dziwne, miasto było totalnie puste i zamknięte, przez co zwiedzałem sam. Ma to swoje plusy, ale ma też sporo minusów.
Zamek Królewski oraz wszystkie kościoły były zamknięte na 4 spusty.