Byłem tego dnia bardzo zmęczony, więc wróciłem spacerem do hotelu (nie narażałem już IC na kolejne koszty taksówki
;)) i położyłem się na godzinną drzemkę. Zrobiłem sobie także szybko coś do jedzenia (kupiłem w 7/11). Kiedy zapadł zmierzch, a mi wróciły siły to od razu wziąłem swój sprzęt fotograficzny i poszedłem ponownie na spacer, żeby popstrykać trochę fotek. Udało mi się zobaczyć znany stateczek w chińskim stylu z trzema żaglami, który możecie oglądać na wszystkich widokówkach Hong Kongu. Warto jednak wiedzieć, że całość napędzana jest silnikami, bowiem inaczej nie poruszałby się on z taką prędkością.
Nie zapomniałem jednak o voucherze na napój w barze, więc poszedłem do pubu, który znajdował się na terenie mojego hotelu. Tam grano muzykę na żywo. Zamówiłem piwo San Miguel (znane mi z Filipin) i słuchałem aż do północy, jak niewielki zespół grał dla hotelowych gości. Tak też dobiegł końca mój w sumie drugi już dzień w Hong Kongu.
Dzisiaj odcinek mocno lotniczy, bowiem czekały mnie dwa loty z dosyć ryzykowną przesiadką w Kuala Lumpur. Czy się udało? Zapraszam do dalszej lektury
;)
Moje ostatnie chwile w Hong Kongu. Budzę się o godzinie 7, oczywiście z pomocą budzika. Na łóżkach w hotelach rodziny Intercontinental śpi się tak dobrze, jak na żadnych innych. Mógłbym jeszcze z powodzeniem spędzić tam kilka godzin, ale niestety trzeba wstawać i ruszać dalej. Na początek dnia czekało mnie niespodziewane, darmowe śniadanie od Duty Menagera (pisałem o tym poprzednio). Restauracja robi świetne wrażenie, jest przepięknie urządzona i wykończona, a także oferuje widok na wybrzeże Hong Kongu. Zjadam smacznego omleta, a na deser truskawki z borówkami i gofra. Jestem już w pełni sił do działania. Szkoda mi jednak, że muszę opuszczać Hong Kong, bowiem bardzo mi się tutaj podoba i miasto to spokojnie plasuje się w moim prywatnym rankingu najprzyjemniejszych miejsc, które odwiedziłem. Postanowiłem udać się jeszcze na 45 minutowy spacer, bowiem tyle czasu miałem w zapasie. Następnie wykwaterowałem się i poszedłem na przystanek autobusu A21 (około 400 metrów od hotelu), żeby pojechać na lotnisko. Znowu udało mi się zająć miejsce w pierwszym rzędzie, dzięki czemu przez kolejne 1,5 godziny podziwiałem miasto.
Wracając na lotnisko jechałem przez dzielnicę Mongkok. Jest to część Hong Kongu, która słynie z bardzo gęstej zabudowy i mocno zatłoczonych ulic. Mamy tutaj poupychane sklepy i restauracje jedna koło drugiej. Nad nimi są mieszkania i hotele, które można wynajmować także na godziny. Zaludnienie jest tutaj rekordowe i wynosi 130 tysięcy osób na km kwadratowy. Wspomniane sklepy są tutaj charakterystycznie pogrupowane, co jest dla mnie niekoniecznie zrozumiałe. Każdy ma swój biznes obok konkurenta. Znajdziemy tutaj dosłownie wszystko od sprzętu elektronicznego, po sprzęt sportowy czy sklepy zoologiczne.
Z ciekawostek warto sobie powiedzieć, że liczba turystów przybywających z Chin Ludowych jest ograniczona do kilku tysięcy dziennie. Taka sama sytuacja podobno jest na Tajwanie (tutaj chyba 7k dziennie). Ograniczona jest także liczba pojazdów z Chin na terenie HK. Może ich przebywać maksymalnie 350 sztuk.
Po dotarciu na lotnisko podszedłem do automatu od self check in i odprawiłem się na lot. Wraz z biletem przeszedłem kontrole i udałem się do saloniku The Pier, który znajduje się obok bramki 64. Jest osobna część dla pasażerów klasy pierwszej i dla klasy biznes. Ja z uwagi na srebrny status w BA EC mogłem udać się do tego drugiego. Przypominał mi on dosyć mocno poczekalnię Cathay Pacific z Manili. Tutaj także mieliśmy podział na kilka stref, jednak było ich więcej, a także zdecydowanie szerszy wybór jedzenia i picia. Jest tutaj miejsce dla miłośników picia herbat, bar z najróżniejszymi alkoholami, specjalny bar gdzie serwowane są dania makaronowe, zupy i pierożki, a także strefa wypoczynkowa. Nie zabrakło oczywiście pryszniców. Oczekiwanie na lot minęło mi bardzo szybko i kiedy rozpoczął się boarding ruszyłem do samolotu, który stał przy bramce 41.
Zająłem miejsce w rzędzie przy wyjściu ewakuacyjnym, gdzie miejsce na nogi jest wręcz nieograniczone. W czasie rejsu podano jeden ciepły, skromny, ale bardzo smaczny posiłek. Ja wybrałem kluski z serem i warzywami. Pomimo niewielkiej porcji najadłem się i pozostały czas pracowałem na komputerze. Lot trwał niecałe 4 godzin. Po tym czasie Boeing 777-300 wylądował na lotnisku KLIA w Kuala Lumpur. Byliśmy na płycie 10 minut przed czasem rozkładowym, co zwiastowało powodzenie mojej przesiadki.
Miałem od teraz 1,5 godzin na zmianę terminalu na KLIA2 i lot do Kuching liniami AirAsia. Szybkim krokiem wyszedłem z samolotu i skierowałem się na pociąg, który zawodzi pasażerów de sektora przylotów. Tam musiałem przejść kolejną kontrolę dokumentów. Na szczęście nie miałem bagażu, więc nie musiałem czekać przy taśmach, ale od razu poszedłem na kolejkę pomiędzy terminalami. Bilet na przejazd kosztuje 2 RM (lub 1,8 RM przy płatności kartą). Pociąg zjawił się po około 10 minutach. Swoją drogą było tutaj słychać same polskie głosy. Jakaś duża grupa naszych rodaków w wieku 40-50 lat przybyła na wakacje do Malezji. Bardzo się cieszę, że coraz więcej podróżujemy.
W terminalu KLIA2 zameldowałem się 40 minut przed odlotem. I tutaj mały zonk. Nie można się już odprawić na lot (a zapomniałem to zrobić wcześniej). Udaję się do obsługi, gdzie informują mnie o dopłacie za odprawę po czasie 60 RM! Nie miałem przy sobie gotówki poza 4 RM, które zostały mi z ostatniej wyprawy do Malezji. Czasu też nie miałem żeby szukać kantoru. Pracownik lotniska w końcu wziął ode mnie 4 RM i wydrukował bilet
:D Bardzo to miło z jego strony, a ja pełen nadziei ruszyłem w kierunku strefy odlotów krajowych na kolejną kontrolą bagażową. Do odlotu zostało około 20 minut, kiedy to zameldowałem się przy bramce. Trwał już boarding. Lot miał obłożenie praktycznie 100%. Po 1:50 h w końcu wylądowałem po raz pierwszy w swoim życiu na Borneo. Tu o dziwo czekała mnie kolejna kontrola paszportowa (pomimo, że to krajówka).
W holu głównym lotniska poszedłem wypłacić niezbędne Ringi Malezyjskie do bankomatu, a następnie zamówiłem Ubera na transfer do hotelu. Czekając na samochód zaczepił mnie pewien Włoch z propozycją podziału kosztów za taksówkę. Pojechaliśmy razem rozmawiając o podróżach i piłce nożnej. Mieszka on w Napoli i jest wielkim fanem piłki nożnej, a także naszych zawodników (Zielińskiego i Milika). Kierowca nie wiedział, gdzie jest jego hostel, więc wpierw zostawił mnie w hotelu Hilton Kuching, gdzie miałem spędzić jedną noc.
Zakwaterowanie przebiegło sprawnie na 12 piętrze w saloniku Executive Lounge. Otrzymałem upgrade do pokoju Junior Suite z pięknym widokiem na rzekę. Pokój robił dobre wrażenie, chociaż po poprzednich noclegach nie było takiego efektu „wow”. W łazience była zarówno wanna, jak i prysznic. Minibar był zamknięty, a do picia były dwie butelki wody. Jeszcze zdążyłem udać się na wieczorną herbatę, a następnie pójść spać. To był bardzo męczący dzień, ponieważ praktycznie cały spędziłem w podróży. Zmieniła się strefa klimatyczna (ale nie czasowa), a mnie czekało kolejnego dnia zwiedzanie miasta kotów oraz odwiedziny centrum rehabilitacji orangutanów.Pierwszy dzień w Malezji, a dokładniej w Kuching zaczynam od wyłączenia budzika o godzinie 6 i śpię kolejne 45 minut. To powoduje, że nie mam szans zdążyć na autobus o 7:20, którym można dojechać do Semenggoh na karmienie orangutanów. W związku z tym zmieniłem plany i poszedłem na śniadanie do hotelowej restauracji. Oczywiście funkcjonuje tutaj szwedzki stół. Wybór jedzenia, jak przystało na Hiltona był bardzo szeroki. Widząc sushi skupiłem się na nim, chociaż nie było ono tak smaczne jak miałem okazję jeść wcześniej np. w Macau.
Posilony poszedłem na spacer wzdłuż rzeki. Raz w jedną stronę, a raz w drugą. Chciałem jak najlepiej poznać słynne „miasto kotów”. Jest tutaj dużo rzeźb przedstawiających właśnie te ssaki. Poza tym w mieście można odwiedzić muzeum kotów, co zapewne byłoby nie lada gratką dla miłośników tych zwierząt. Ja jednak nie miałem na to czasu, a od kotów wolę psy
;)
Miasto dzieli się na dwie części za sprawą rzeki Sarawak. Żeby ją przekroczyć możemy skorzystać z jednego z kilku mostów, ale są one oddalone od siebie o kilka kilometrów. Malezyjczycy poradzili sobie z tym i przeprawiają się także łódkami. Po drugiej stronie rzeki, a także z pokoju hotelowego miałem widok na bardzo charakterystyczny budynek o nazwie New Sarawak State Legislatieve Assembly Building. To właśnie w nim zbierają się głowy państwa i rozmawiają na istotne tematy. W mieście można trafić na kilka małych świątyń i to nie tylko w chińskiej dzielnicy. Ta o poranku jest opustoszała, a później możemy tam kupić dosłownie wszystko od ubrań po elektronikę. W mieście najwięcej jest jednak małych sklepików i warsztatów pracy. Nie brakuje także punktów, gdzie możemy się posilić. Ceny są bardzo przystępne.
Czy to są wyjazdy służbowe ? Od dawna mnie to nurtowało, bo jeśli chodzi o urlop to co można zobaczyć w tak krótki czasie ? W każdym razie też czekam na relację, sama wybieram się (jak wszystko pójdzie zgodnie z planami) do Hong Kongu i Makao w kwietniu.
11 dni to mało
:o mi udało się ostatnio w tyle zobaczyć Wodospady Wiktorii z obu stron, pojechać na safari do Botswany i odkryć RPA
:D11 dni to kupa czasu!!trip zacny
;) czekam na relację
;) gdzie nocujesz na Mauritiusie? jakie plany na HK? Macau będzie?
Przepraszam, że nic nie piszę, ale cały dzień intensywnie spacerowałem po Dubaju i okolicy. Zaraz mam lot do Manili, a relacja powstanie w trakcie rejsu na Filipiny. Wtedy też odpowiem na wszystkie pytania.Pozdrawiam!
Pozytywne wrażenie z dworca w Katowicach jest jak najbardziej na miejscu, bo jest to nowy dworzec na miejscu czegoś co w cywilizowanym kraju istnieć nie powinno:) No i z tego co czytałem (sam nie miałem okazji korzystać) nie odwalili takiego bubla jak u nas w Poznaniu
:)
Ja jednak obstawiam przy swoim - mnie praca związana z lataniem, może tester hoteli lub jakiś kontroler, no na pewno nie pracownik biurowy ? W każdym razie ogląda się i czyta z dużym zainteresowaniem. Przemos74 może byś coś doradził - jak zorganizować sobie choć 1 nocleg góra za 350-400 zł w takim luksusowym hotelu, czy dla zwykłego zjadacza chleba jest to w ogóle możliwe, jakieś kody promocyjne ? Chodzi o Hong Kong 23-26.04.17.
@dziabulek, będzie Y+ właśnie mnie wywołano i wręczono nowy bilet
:)@maxima, na Mauritiusie przetestuje Intercontinentala, Holiday Inna i Hiltona
:) muszę spalić gdzieś punkty, które uzyskałem podczas ostatniego tripu. W Hong Kongu planów jeszcze nie mam, ale na pewno nie pojadę do Buddy na Lantau, bo byłem ostatnio. Może pieszo wejdę na wzgórze? Zobaczymy. Do Macau płynę już jutro rano. To dla mnie zupełnie nowe miejsce.
przemos74 napisał:W Hong Kongu planów jeszcze nie mam, ale na pewno nie pojadę do Buddy na Lantau, bo byłem ostatnio. Może pieszo wejdę na wzgórze?Polecam
:-) Można podpatrzeć mieszkańców z ich pupilami w scenerii tak odmiennej, niż w centrum. Najlepiej chyba zacząć od zbiornika Pak Fu Lam, ale można też w okolicach uniwersytetu, tyle że z tej strony będzie chyba bardziej stromo (tą trasą wracałem). Pogoda teraz będzie na to ok, bo nie jest chyba jakoś przesadnie ciepło...Miłej dalszej podróży!
krasnal napisał:To dają teraz pieczątki w HK? Bo słyszałem, że od jakiś 3 lat tylko te głupie wydruki.W maju 2015 r dostałem wydruk.Wysłane z mojego GT-I9505 przy użyciu Tapatalka
krasnal napisał:To dają teraz pieczątki w HK? Bo słyszałem, że od jakiś 3 lat tylko te głupie wydruki.Racja, z rozpędu napisałem. Poprawiam. Dzięki za czujność
:)Quote:Zaczęły się przygody, ale dlaczego ten hostel, a nie luksusowy hotel ?Bo liczba punktów do wykorzystania jest ograniczona
;)
Fajnie poczytać i popatrzeć na relacje z kółka, które samo się już prawie 2x kupiło
;) może z innym planem pokręcenia się po Azji SE ale dolot i powrót taki sam.
Mialem okazje zwiedzic HK i Makao w 1995, jeszcze zanim oddane zostaly do ChinPrzypominam sobie, ze Makao bylo troche brudne i niezadbane, ale widze, ze wiele sie zmienilo.
:)
@cccc, teraz jest naprawdę elegancko
:)@tom971, kupuj, warto!@Aga_podrozniczka, polecam! W Conrad Pekin mają świetne Pandy słyszałem
;)@Kamil, dziękuję
:)
przemos74: widzę że płynąłeś TurboJet do Macao, jest drugi przewoźnik Cotai Water Jet - przez ich aplikację mobilną często można kupić sporo taniej bilety na przepłynięcie, zarówno HongKong<->Macao jak i z Macao na lotnisko HKG (odrazu do AirSide).
co do nie zwiedzenia zaplanowanej trasy, stawiam na korki i krowy na drogach. Skoro problemy tego typu były już gdy byliśmy tam w 2006 r., to teraz - wraz z nieuniknionym "rozwojem" - jest pewnie gorzej...
A co, pochwalę się: w Warszawie "takie okrągłe urządzenie, które da nam znać, kiedy nasze dania są gotowe do odbioru" są powszechne w większych "kebabowniach" i innych "chińczykach". Zapraszamy do odwiedzin
:-) Relacjami jestem zafascynowany, ech, gdyby tylko chciało mi się chcieć, tak jak mi się obecnie nie chce ruszać z kanapy...
Opór ten IC na Mauritiusie. Łącząc punkty IHG z lotami EW za mile MM można niezłe i stosunkowo tanie wygrzewanie tyłka tam zaplanować! Super wyprawa i super relacja. Podziwiam za ogarnięcie takiej wycieczki i jeszcze na bieżąco pisanie relacji. SZACUN!
@marek2011, polecam, ale na minimum tydzień, bo wyspa ma sporo do zaoferowania
:) Moje 5 nocy to było jednak za mało. Z drugiej strony jest powód żeby wrócić
;)@Gaszpar, masz rację IC robi robotę i zdecydowanie go polecam. Eurowings, jak możesz przeczytać poniżej też nie odstaje od innych linii lotniczych
:) Dzięki za miłe słowa!@dziabulek, bardzo rzadko bywam w City Center (czy też Avenidzie teraz?), ale dobrze wiedzieć, że już u nas są takie wynalazki
:D@Pan, najtrudniej jest właśnie podnieść się z kanapy, ale dalej jest już z górki
;)@tropikey, w zasadzie zgadłeś - korki były i z ludzi i z samochodów
:)
No to końcówkę miałeś bardzo podobną, jak u mnie w listopadzie, gdy po przylocie z SYD do AUH okazało się, że AB odwołał lot do BER. Owszem, ostatecznie doleciałem tam, ale 10 godzin później i nie zdążyłem na lot do GDN. Tak jak Ty wróciłem autobusem. Mam tylko nadzieję, że byłeś do jazdy przygotowany lepiej niż ja i miałeś ze sobą jakieś ciepłe ubrania
:DTeraz pozostaje powalczyć o 600 Euro odszkodowania
;-) Ja za swoje zrobiłem zakupy w czasie festiwalu QR...Fajnie, że podobało Ci się na Mauritiusie. Zachęciłeś mnie trochę do powrotu tam i zweryfikowania nie do końca pozytywnych wrażeń, które mieliśmy po 2 tygodniach pobytu tam ładnych kilka lat temu.
@tropikey, Eurowings na moje pismo odpisało w ciągu kilku godzin i poprosili o dane do przelewu + wszelkie rachunki. Mam nadzieję, że się uda
;)@marek2011, zamieszczę jak tylko wszystko sobie podliczę na spokojnie.@don, czy możesz zobaczyć czemu tu https://spolecznosc.fly4free.pl/blog/28 ... -mauritius nie dodała się ostatnia część relacji?
Dobrze wiedzieć, że Eurowings podchodzi do sprawy uczciwie, a nie tak jak Air Berlin, którego dopiero pozew złożony w sądzie skłania do wykonania obowiązków zwiazanych z anulowaniem lotu lub jego opóźnieniem. Gratuluję
:-)
Byłam z moją siostrą na Borneo w stanie Sarawak, a najwięcej czasu spędziłyśmy w Bako National Park- Parku Narodowym, na który dopływa się tylko łódką. Byłyśmy w Bako 4 dni, a poniżej filmik przedstawiający piękno tamtejszej natury. Brak samochodów, słaby Internet i piękne widoki i natura, tego nam było trzeba:https://www.youtube.com/watch?v=j7MZ5BvFHUw
Byłem tego dnia bardzo zmęczony, więc wróciłem spacerem do hotelu (nie narażałem już IC na kolejne koszty taksówki ;)) i położyłem się na godzinną drzemkę. Zrobiłem sobie także szybko coś do jedzenia (kupiłem w 7/11). Kiedy zapadł zmierzch, a mi wróciły siły to od razu wziąłem swój sprzęt fotograficzny i poszedłem ponownie na spacer, żeby popstrykać trochę fotek. Udało mi się zobaczyć znany stateczek w chińskim stylu z trzema żaglami, który możecie oglądać na wszystkich widokówkach Hong Kongu. Warto jednak wiedzieć, że całość napędzana jest silnikami, bowiem inaczej nie poruszałby się on z taką prędkością.
Nie zapomniałem jednak o voucherze na napój w barze, więc poszedłem do pubu, który znajdował się na terenie mojego hotelu. Tam grano muzykę na żywo. Zamówiłem piwo San Miguel (znane mi z Filipin) i słuchałem aż do północy, jak niewielki zespół grał dla hotelowych gości. Tak też dobiegł końca mój w sumie drugi już dzień w Hong Kongu.
Dzisiaj odcinek mocno lotniczy, bowiem czekały mnie dwa loty z dosyć ryzykowną przesiadką w Kuala Lumpur. Czy się udało? Zapraszam do dalszej lektury ;)
Moje ostatnie chwile w Hong Kongu. Budzę się o godzinie 7, oczywiście z pomocą budzika. Na łóżkach w hotelach rodziny Intercontinental śpi się tak dobrze, jak na żadnych innych. Mógłbym jeszcze z powodzeniem spędzić tam kilka godzin, ale niestety trzeba wstawać i ruszać dalej. Na początek dnia czekało mnie niespodziewane, darmowe śniadanie od Duty Menagera (pisałem o tym poprzednio). Restauracja robi świetne wrażenie, jest przepięknie urządzona i wykończona, a także oferuje widok na wybrzeże Hong Kongu. Zjadam smacznego omleta, a na deser truskawki z borówkami i gofra. Jestem już w pełni sił do działania. Szkoda mi jednak, że muszę opuszczać Hong Kong, bowiem bardzo mi się tutaj podoba i miasto to spokojnie plasuje się w moim prywatnym rankingu najprzyjemniejszych miejsc, które odwiedziłem. Postanowiłem udać się jeszcze na 45 minutowy spacer, bowiem tyle czasu miałem w zapasie. Następnie wykwaterowałem się i poszedłem na przystanek autobusu A21 (około 400 metrów od hotelu), żeby pojechać na lotnisko. Znowu udało mi się zająć miejsce w pierwszym rzędzie, dzięki czemu przez kolejne 1,5 godziny podziwiałem miasto.
Wracając na lotnisko jechałem przez dzielnicę Mongkok. Jest to część Hong Kongu, która słynie z bardzo gęstej zabudowy i mocno zatłoczonych ulic. Mamy tutaj poupychane sklepy i restauracje jedna koło drugiej. Nad nimi są mieszkania i hotele, które można wynajmować także na godziny. Zaludnienie jest tutaj rekordowe i wynosi 130 tysięcy osób na km kwadratowy. Wspomniane sklepy są tutaj charakterystycznie pogrupowane, co jest dla mnie niekoniecznie zrozumiałe. Każdy ma swój biznes obok konkurenta. Znajdziemy tutaj dosłownie wszystko od sprzętu elektronicznego, po sprzęt sportowy czy sklepy zoologiczne.
Z ciekawostek warto sobie powiedzieć, że liczba turystów przybywających z Chin Ludowych jest ograniczona do kilku tysięcy dziennie. Taka sama sytuacja podobno jest na Tajwanie (tutaj chyba 7k dziennie). Ograniczona jest także liczba pojazdów z Chin na terenie HK. Może ich przebywać maksymalnie 350 sztuk.
Po dotarciu na lotnisko podszedłem do automatu od self check in i odprawiłem się na lot. Wraz z biletem przeszedłem kontrole i udałem się do saloniku The Pier, który znajduje się obok bramki 64. Jest osobna część dla pasażerów klasy pierwszej i dla klasy biznes. Ja z uwagi na srebrny status w BA EC mogłem udać się do tego drugiego. Przypominał mi on dosyć mocno poczekalnię Cathay Pacific z Manili. Tutaj także mieliśmy podział na kilka stref, jednak było ich więcej, a także zdecydowanie szerszy wybór jedzenia i picia. Jest tutaj miejsce dla miłośników picia herbat, bar z najróżniejszymi alkoholami, specjalny bar gdzie serwowane są dania makaronowe, zupy i pierożki, a także strefa wypoczynkowa. Nie zabrakło oczywiście pryszniców. Oczekiwanie na lot minęło mi bardzo szybko i kiedy rozpoczął się boarding ruszyłem do samolotu, który stał przy bramce 41.
Zająłem miejsce w rzędzie przy wyjściu ewakuacyjnym, gdzie miejsce na nogi jest wręcz nieograniczone. W czasie rejsu podano jeden ciepły, skromny, ale bardzo smaczny posiłek. Ja wybrałem kluski z serem i warzywami. Pomimo niewielkiej porcji najadłem się i pozostały czas pracowałem na komputerze. Lot trwał niecałe 4 godzin. Po tym czasie Boeing 777-300 wylądował na lotnisku KLIA w Kuala Lumpur. Byliśmy na płycie 10 minut przed czasem rozkładowym, co zwiastowało powodzenie mojej przesiadki.
Miałem od teraz 1,5 godzin na zmianę terminalu na KLIA2 i lot do Kuching liniami AirAsia. Szybkim krokiem wyszedłem z samolotu i skierowałem się na pociąg, który zawodzi pasażerów de sektora przylotów. Tam musiałem przejść kolejną kontrolę dokumentów. Na szczęście nie miałem bagażu, więc nie musiałem czekać przy taśmach, ale od razu poszedłem na kolejkę pomiędzy terminalami. Bilet na przejazd kosztuje 2 RM (lub 1,8 RM przy płatności kartą). Pociąg zjawił się po około 10 minutach. Swoją drogą było tutaj słychać same polskie głosy. Jakaś duża grupa naszych rodaków w wieku 40-50 lat przybyła na wakacje do Malezji. Bardzo się cieszę, że coraz więcej podróżujemy.
W terminalu KLIA2 zameldowałem się 40 minut przed odlotem. I tutaj mały zonk. Nie można się już odprawić na lot (a zapomniałem to zrobić wcześniej). Udaję się do obsługi, gdzie informują mnie o dopłacie za odprawę po czasie 60 RM! Nie miałem przy sobie gotówki poza 4 RM, które zostały mi z ostatniej wyprawy do Malezji. Czasu też nie miałem żeby szukać kantoru. Pracownik lotniska w końcu wziął ode mnie 4 RM i wydrukował bilet :D Bardzo to miło z jego strony, a ja pełen nadziei ruszyłem w kierunku strefy odlotów krajowych na kolejną kontrolą bagażową. Do odlotu zostało około 20 minut, kiedy to zameldowałem się przy bramce. Trwał już boarding. Lot miał obłożenie praktycznie 100%. Po 1:50 h w końcu wylądowałem po raz pierwszy w swoim życiu na Borneo. Tu o dziwo czekała mnie kolejna kontrola paszportowa (pomimo, że to krajówka).
W holu głównym lotniska poszedłem wypłacić niezbędne Ringi Malezyjskie do bankomatu, a następnie zamówiłem Ubera na transfer do hotelu. Czekając na samochód zaczepił mnie pewien Włoch z propozycją podziału kosztów za taksówkę. Pojechaliśmy razem rozmawiając o podróżach i piłce nożnej. Mieszka on w Napoli i jest wielkim fanem piłki nożnej, a także naszych zawodników (Zielińskiego i Milika). Kierowca nie wiedział, gdzie jest jego hostel, więc wpierw zostawił mnie w hotelu Hilton Kuching, gdzie miałem spędzić jedną noc.
Zakwaterowanie przebiegło sprawnie na 12 piętrze w saloniku Executive Lounge. Otrzymałem upgrade do pokoju Junior Suite z pięknym widokiem na rzekę. Pokój robił dobre wrażenie, chociaż po poprzednich noclegach nie było takiego efektu „wow”. W łazience była zarówno wanna, jak i prysznic. Minibar był zamknięty, a do picia były dwie butelki wody. Jeszcze zdążyłem udać się na wieczorną herbatę, a następnie pójść spać. To był bardzo męczący dzień, ponieważ praktycznie cały spędziłem w podróży. Zmieniła się strefa klimatyczna (ale nie czasowa), a mnie czekało kolejnego dnia zwiedzanie miasta kotów oraz odwiedziny centrum rehabilitacji orangutanów.Pierwszy dzień w Malezji, a dokładniej w Kuching zaczynam od wyłączenia budzika o godzinie 6 i śpię kolejne 45 minut. To powoduje, że nie mam szans zdążyć na autobus o 7:20, którym można dojechać do Semenggoh na karmienie orangutanów. W związku z tym zmieniłem plany i poszedłem na śniadanie do hotelowej restauracji. Oczywiście funkcjonuje tutaj szwedzki stół. Wybór jedzenia, jak przystało na Hiltona był bardzo szeroki. Widząc sushi skupiłem się na nim, chociaż nie było ono tak smaczne jak miałem okazję jeść wcześniej np. w Macau.
Posilony poszedłem na spacer wzdłuż rzeki. Raz w jedną stronę, a raz w drugą. Chciałem jak najlepiej poznać słynne „miasto kotów”. Jest tutaj dużo rzeźb przedstawiających właśnie te ssaki. Poza tym w mieście można odwiedzić muzeum kotów, co zapewne byłoby nie lada gratką dla miłośników tych zwierząt. Ja jednak nie miałem na to czasu, a od kotów wolę psy ;)
Miasto dzieli się na dwie części za sprawą rzeki Sarawak. Żeby ją przekroczyć możemy skorzystać z jednego z kilku mostów, ale są one oddalone od siebie o kilka kilometrów. Malezyjczycy poradzili sobie z tym i przeprawiają się także łódkami. Po drugiej stronie rzeki, a także z pokoju hotelowego miałem widok na bardzo charakterystyczny budynek o nazwie New Sarawak State Legislatieve Assembly Building. To właśnie w nim zbierają się głowy państwa i rozmawiają na istotne tematy. W mieście można trafić na kilka małych świątyń i to nie tylko w chińskiej dzielnicy. Ta o poranku jest opustoszała, a później możemy tam kupić dosłownie wszystko od ubrań po elektronikę. W mieście najwięcej jest jednak małych sklepików i warsztatów pracy. Nie brakuje także punktów, gdzie możemy się posilić. Ceny są bardzo przystępne.