Piątkowy poranek w Shiraz kończył nasze w miarę samodzielne poczynania w Iranie. Po śniadaniu mieliśmy się spotkać z Hosseinem i od tej pory przemieszczać się już tylko jego samochodem.
Pierwszy dzień podróży, droga do Yazd, był jak nurkowanie w czasie. Najpierw zeszliśmy na -2.5 tys., potem -4 tys. i na koniec dekompresja w Yazd na -0.5 tys.: tyle lat liczył dom zamieniony w hostel, w którym zamieszkaliśmy.
Persepolis jest niedaleko od Shiraz, tylko godzina jazdy. Widać, że dla Irańczyków to symbol ich państwa, bez względu na to, czy są zwolennikami ortodoksyjnej władzy czy tęsknią do bardziej liberalnych obyczajów i rządów. Od parkingu do zabytków prowadzi bardzo szeroka, wyłożona piaskowcem piesza estakada. Wszystko jest tu zrobione porządnie i elegancko. Przy końcu drogi tylko, jak ponure memento tkwią szkielety namiotów pod którymi w latach siedemdziesiątych szach ściągał sobie na głowę rewolucję, trwoniąc na gigantyczne przyjęcie państwowy majątek.
Później powodów do refleksji przybywa z każdym krokiem. Szkoda, ogromna szkoda, że oglądamy tylko ruiny. Żeby to był chociaż tylko efekt upływu czasu, trzęsienia ziemi czy innych sił natury ... Aleksander zburzył miasto. Dlaczego, skoro nigdzie wcześniej niczego nikomu nie burzył? Ano - Persowie wcześniej zdemolowali Grekom Ateny.
Niedaleko Persepolis jest nekropolia: groby Dariusza, Cyrusa i Kserksesa. Tego samego Kserksesa, który potykał się z Grekami pod Termopilami. Porusza mnie, gdy coś, co znałem z książek, podręczników i kina przybiera materialny kształt.
Na Persepolis i groby poświęciliśmy ponad trzy godziny dlatego, gdy dotarliśmy do Abarkooh, już bliżej Yazd, słońce chyliło się ku zachodowi. W Abrakooh jest cyprys który rośnie od 4000 lat! I co z tego? Drzewo plus cyfry - czwórka i trzy zera. Widok żaden specjalny też to nie jest. Ale jak pomyśleć, że gdy Abraham zabierał się za zabicie Izaaka drzewo to miało wówczas już sto lat, że gdy Chrystus umierał na krzyżu trwało od dwóch tysięcy, że gdy Mahometa brali wraz z koniem do nieba - dalej rosło i miało 2700 lat ... NIEWIARYGODNE!
Abarkooh to nie jedyne miasto mijane po drodze do Yazd. Jeżeli jednak chcemy jakąś miejscowość zobaczyć - zawsze trzeba trochę nadłożyć drogi i zjechać z autostrady.
Początek takich odwiedzin jest zawsze przeraźliwie smutny...
Bez względu czy to duża aglomeracja czy mieścina z jednym meczetem - wzdłuż drogi dojazdowej ciągną się, niejednokrotnie przez parę kilometrów, mniej lub bardziej ozdobnie wykonane - tablice z fotografiami szahidów. Tak mówią o żołnierzach, którzy stracili życie w wojnie z Irakiem. Zdjęcia mają charakter alegoryczny: wokół białe i czerwone tulipany - symbol męczeństwa. A wśród nich - twarze, same, niemal dosłownie - dzieciaki.
Wojna rozpoczęta w latach osiemdziesiątych trwała osiem lat, miała charakter pozycyjny, pochłonęła 1 mln ofiar. Agresorem był Irak, który zaatakował pod pretekstem wygrzebanych z lamusa roszczeń terytorialnych sprzed stuleci. Wg przekonania Irańczyków, z którymi na ten temat rozmawiałem, ich rzeczywistym przeciwnikiem nie był jednak sąsiedni kraj lecz USA. Faktem jest bezspornym, że Stany udzieliły wówczas Irakowi wsparcia w dostawach broni i doradcach wojskowych. Trudno się zatem dziwić, że z takim bagażem dziś porozumienie między tymi krajami jest ciągle nieosiągalne.
=============================
Gdy się zastanowić: na dobrą sprawę Teheran to nie jedyna stolica kraju. Na oko - to raczej siedziba jednostek administracji państwowej. Natomiast stolica kulturalna - chyba Shiraz. Centrum biznesu i handlu - Isfahan. Główny ośrodek władzy - Qom.
A co z Yazd? Yazd jest stolicą pustyni.
To wielkie miasto i gdy trafimy do jego nowszych dzielnic nawet nie będziemy się domyślać, że jesteśmy na środku wielkiej piaskownicy. Inaczej, gdy będziemy na starówce - wówczas prezentuje się ono jakby właśnie z tej pustyni wykiełkowało. Domy ulepione z piasku i niewypalonej gliny sprawiają wrażenie równie nietrwałych jak babki z piasku a drobny, piaszczysty pył wydaje się wszechobecny.
Jednak mieszkańcy tak starych jak i nowych części Yazd o pustyni zaczynającej się za przedmieściami chyba pamiętają i pewnie trochę się jej boją: Gdy do południa spacerowaliśmy beztrosko, od Meczetu Piątkowego do Amir Chakmak a później labiryntem gliniano-piaskowych ulic, nagle zaczęło wiać.
Wieje to wieje.
Tymczasem, ku naszemu zdziwieniu, wszystkie sklepy, kramy, restauracje, bary zaczęły się, jak na komendę, zamykać. Sprzedawcy gorączkowo chowali wystawiony na ulicę towar, kelnerzy zabierali krzesła i stoliki. Po kwadransie cały handel był zamknięty na cztery spusty, okna zakryte okiennicami a drzwi zaryglowane. Ulice wymiecione, niemal bez żywego ducha.
Z początku wiało trochę, potem mocniej, aż w końcu zerwał się wicher a niebo z niebieskiego zamieniło się w szaro-żółte. Piasek poderwany w powietrze gdzieś nad pustynią przyleciał nad miasto. Do wieczora życie poukrywało się w domach.
Nie było co robić i gdy tylko trochę pogoda się poprawiła - pojechaliśmy w stronę zoroastriańskiej Wieży Milczenia. Żółte niebo nawet trochę pasowało do tego ich kultu żywiołów,
W połowie naszej podróży, czyli w Yazd, mniej więcej, ostatecznie zakończyliśmy śledztwo w sprawie potencjalnej możliwości istnienia pod nazwą "Iran" dwóch różnych państw.
Na sto procent było już jasne, że są dwa takie kraje i dalsze porównywanie Iranu.Ref z Iranem stało się bezcelowe. Wystarczyło chociażby poprzyglądać się ludziom w hotelach - zdecydowana większość gości to jednak Irańczycy. Wypoczywają, podróżują, korzystają z atrakcji, są ciekawi swojego kraju. Czy w Iranie.Ref, gdzie ludzie poza pracą spędzają czas w meczetach byłoby miejsce na coś takiego?!
Koniec zatem porównań.
Zanim burza piaskowa przegoniła wszystkich do domów i hoteli, zdążyliśmy się po starym Yazd trochę pokręcić. Tak meczet Amir ChakMak jak i Meczet Piątkowy są piękne.
Ta pierwsza budowla ma w zasadzie charakter świecki, w miejsce kultu zamienia się bodajże tylko raz w roku w święto Ashura. Później jest bardziej centrum handlowym i ozdobą przylegającego placu, wypełnionego restauracjami i kawiarniami.
Do Yazd przyjeżdża się jednak nie dla zabytkowych meczetów lecz przede wszystkim, żeby wejść w stare, gliniane uliczki. Ich labirynt jest bardzo, bardzo rozległy. Gdyby nie to, że od czasu do czasu można wypatrzyć górujący nad dachami minaret któregoś z meczetów, łatwo byłoby stracić orientację. Labirynt przylegający do ChakMak ma charakter bardziej użytkowy, tutaj ludzie ciągle mieszkają. W rejonie Meczetu Piątkowego jest turystycznie - niektóre domy zostały zamienione w hostele, inne w kawiarnie. Tak jedne jak drugie proponują, dostęp do tarasów widokowych na dachach. Żeby dobrze napatrzyć się na znak firmowy Yazd: las badgirów nad domami, trzeba zamówić sobie lody, herbatę albo coś konkretniejszego i z pół godziny na takim tarasie posiedzieć.
Przepraszam, ale jeszcze dokleję zdjęcia naszego hotelu. To na potrzeby własne, jak za jakiś czas będę chciał sobie powspominać i będę czytał tą relację
:roll:
Aaa, i jeszcze prośba. Czy ktoś mógłby mi to przetłumaczyć?:
Dziękuję za posty, dużo przyjemniej jest pisać relację, widząc, że ktoś ją czyta. Choć muszę ze wstydem przyznać, że robię ją też z powodów egoistycznych, które wymieniłem wcześniej.
Katka256, bardzo dziękuję za miłe słowa ale podejrzewam, że to wszystko zasługa obiektu relacji.
Stasiek_T, jesteś Wielki! Jakiego OCR użyłeś?, bo takich tłumaczeń to ja mam więcej:) Na tym zależało mi specjalnie, bo napisy pochodziły z meczetu, gdzie kobiety, z jakiegoś powodu, były traktowane inaczej. W niektóre dni tygodnia mężczyznom zabraniano nawet wstępu do niego. Ten trzeci maja to raczej będzie dzień jakichś świąt lub obchodów, choć nie sądzę, żeby to było Matki Bożej Królowej Polski albo, jak kto woli, Konstytucji 3-go Maja
:lol:
Maginiak, dziękuję za uwagi. Spróbuję się poprawić, choć będzie mi trudno, bo staram się jak mogę, żeby nie używać przymiotników i wtedy od razu zdanie wychodzi za krótkie, o te przymiotniki zwłaszcza. Niestety, nic więcej na usprawiedliwienie nie mam.
:cry:No tak, ze zdjęciami szaleństwa nie ma - ledwo człowiek zdąży wykadrować a już go poganiają: - No chodź w końcu, długo jeszcze? Ale raz zdobyłem się na odwagę, uparłem się, nie zważając na protesty typu: "jak zaraz nie będziemy w hotelu, to ja nie wiem co...", "a mogliśmy tam posiedzieć dłużej zamiast sterczeć przy tej głupiej autostradzie...", "przez ciebie zaraz nas rozjadą..." i czekaliśmy na poboczu rzeczonej autostrady (do Isfahanu), aż słońce ustawi się gdzie trzeba. Wydaje mi się, że wyszło ładne zdjęcie:
Ale mi miło! Dziękuję
:P Najbardziej chyba udała się relacja ze Szwecji, pierwsza, którą opublikowałem. Potem - Japonia, napisana jako druga. Widać więc, że z relacji na relację jest niestety - coraz gorzej.
:?
Ubiegłoroczny urlop trafił mi się na początku grudnia a tegoroczny - w marcu, dwa wyjazdy w niedużym odstępie, więc mam chwilowy przesyt i przestałem planować. Ale jakby co, to z dalekich podróży - Ameryka Południowa najbardziej kusi ... Pozdrawiam:) Tomek
Następny dzień, dzień podróży do Isfahanu upłynął pod znakiem:
Zdjęcie przedstawia suszone na słońcu cegły, wyrabiane z gliny i piasku. W porównaniu z naszą, wypalaną cegłą ta jest wyjątkowo beznadziejna - miękka, krucha i na dodatek nie trzyma wymiarów. Ma ona jednak wielki, ukryty talent, który sprawia, że to być może najtrwalszy budulec na świecie.
Czy widział ktoś dom z wypalanej, czerwonej cegły który ma 4 tys. lat? Ano właśnie. Tymczasem, kilkadziesiąt kilometrów od Yazd, od czterech tysiącleci stoi miasteczko zrobione z takiego błota. Łatwo domyślić się na czym polega tajemnica tego sukcesu: Jeżeli zawali się nam ściana np. od salonu zrobiona z takich błotnych pustaczków (a że się zawali - to pewne, bo pustaczki są krzywe), zbieramy gruz z podłogi i do wiaderka, dolewamy wody, mieszamy, lepimy nowe prostopadłościany. Na drugi dzień - ściana gotowa i to bez dodatkowych kosztów materiałowych. Chyba tylko tak można wytłumaczyć długowieczność malowniczego Kharanaq.
Niestety, po czterech tysiącach lat odbudowywania w koło tych samych ścian, mieszkańcom wioski się to w końcu znudziło - i wyprowadzili się na amen. Teraz naprawami zajmuje się konserwator zabytków, który doszedł do skądinąd oczywistego wniosku, że skoro nikt tam nie mieszka, to nie będzie komu na okrągło tej gliny lepić. W związku z tym naprawy są robione już nie historycznym budulcem tylko współczesną ceramiką - stąd widoczne na zdjęciach różnice pomiędzy budynkami. W wielopiętrowy labirynt glinianych ulic i korytarzy można wejść. Trzeba jednak przy tym zachować dużo zdrowego rozsądku i ostrożności, bo naprawdę wiele ścian i stropów w każdej chwili może runąć.
Niedaleko od parkingu stał sprzedawca herbaty i podawanej na gorąco papki warzywnej, której nazwy nie pamiętam. Zamówiliśmy. Hossein, który początkowo nas odwodził od pomysłu, popróbowawszy, doszedł do wniosku, że papka jest dobra i nie przynosi kulturze Iranu ujmy. Potem poszedł wypytywać co to takiego. Ponoć to mieszanka 50 różnych roślin górskich, tutejsza lokalna potrawa.
Swoją drogą, godne zastanowienia jest, jak to się dzieje, że przez tyle pokoleń ludzie w tym miasteczku nie zdobyli się na jakieś ulepszenia technologii budowlanej. Konserwatyści zatwardziali?
Znacznie więcej cegły błotnej było w Meybod. W przewodnikach na temat tego miasta za wiele nie ma, piszą o nim głównie dlatego, że jest po drodze z Yazd do Isfahanu. Tymczasem twierdza, też sprzed tysiącleci, jest ogromna, udostępniona do zwiedzania i - naprawdę robi wrażenie.
Przyjemnie się czyta o kraju miodem i mlekiem płynącym. Ciekawi mnie tylko czy Ty naprawdę wierzysz w bezinteresowną przyjażn lokalsów? Przy okazji zapytaj kierowcę i przewodnika ile meldunków musieli pisać o turystach z Polski
:mrgreen: Oczywiście jestem reakcjonistą lub nastawionym anty poprzez kapitalistyczne media
:lol: Irańczycy nas kochają a my ich i wszyscy chcą wszystkiego dobrego obopólnie
:mrgreen:
Bardzo mi miło, że się Wam przyjemnie czyta.Dalszy ciąg, jeżeli nic nieprzewidywanego się nie zdarzy (zaczynam jak moja babcia: "jak doczekamy to ...") będzie.W zasadzie to dopiero początek wyjazdu, pewnie trochę zbyt drobiazgowo się rozpisuję.HandSome, gdzie żeś to mleko i miód zobaczył?Kierowca był w pracy i w ten sposób zarabiał na życie, więc o bezinteresowności trudno raczej mówić.Jeżeli słał raporty to przypuszczam, że nie z wyboru więc pewnie nie miałbym mu tego za złe.No chyba, że napisałby jakieś głupoty ...Sądzę jednak, że raportami zajmują się hotele.W bezinteresowną może nie przyjaźń, bo to za duże słowo, tylko sympatię wierzę.Wierzę, bo sytuacja społeczna Iranu bardzo przypomina mi stan PRL.Wtedy byłem dokładnie na ich miejscu, po drugiej stronie barykady.Był podział: władza, której nie lubimy i my.Władza była niedobra a my chcieliśmy wyglądać jak najlepiej i przy każdej okazji, sobie i przybyszomz tzw. "wolnego świata", chcieliśmy pokazać, że mimo wszystko jest u nas normalnie.Nie mieliśmy paszportów ani środków, żeby ruszyć w świat, więc każdy gość z zewnątrz intrygowałi chętnie chcieliśmy się z nim zaprzyjaźniać.Przyjeżdżający też mieli najrozmaitsze wizje Polski - a to że nie ma dróg bitych a to że wszyscy musimy pisać raporty,a to, że jak jeden mąż chodzimy pijani od rana do wieczora i od wieczora do rana.A potem się dziwili, tak jak znajoma, której relacjonowaliśmy wyjazd do Iranu:- No a jak dawaliście radę uciekać przed tymi bojówkami?!
:lol:
HandSome napisał:Przyjemnie się czyta o kraju miodem i mlekiem płynącym. Ciekawi mnie tylko czy Ty naprawdę wierzysz w bezinteresowną przyjażn lokalsów?Ale byłeś tam, czy gdybasz?
Nóż się w kieszeni otwiera, gdy wszystkie media świata tak odzierają z godności i prawa do życia mieszkańców perskiej krainy...szukając najbardziej blachych z możliwych, możliwości do rozpoczęcia konfliktu.Wysłane z mojego MI 6 przy użyciu Tapatalka
Ale to właśnie ludzie tworzą takie sytuacje.
:mrgreen:
:mrgreen:
:mrgreen: Wszyscy chcą rządzić niepodzielnie. I tak został stworzony człowiek. Nie po to żeby było wszystkim dobrze tylko po to żeby mi samemu było OK.
TikTak napisał:Wierzę, bo sytuacja społeczna Iranu bardzo przypomina mi stan PRL.Wtedy byłem dokładnie na ich miejscu, po drugiej stronie barykady.Był podział: władza, której nie lubimy i my.Władza była niedobra a my chcieliśmy wyglądać jak najlepiej i przy każdej okazji, sobie i przybyszomz tzw. "wolnego świata", chcieliśmy pokazać, że mimo wszystko jest u nas normalnie...Choć z PRLu mgliście pamiętam kolejki po cukier, to dokładnie takimi słowami opisywałem Iran, kiedy z niego wróciłem. Dokładnie tak samo to odebrałem.A relacja jak zawsze zacna
:)
Bardzo ciekawa relacja, dawno nie czytałam tak mądrych opisów i słów (1 błąd wyłapałam). Aż widzę ten Iran, który Wy zwiedziliście. Dziękuję i czekam na cd.
TikTak napisał:Aaa, i jeszcze prośba.Czy ktoś mógłby mi to przetłumaczyć?: Nie ma problemu
;) . Oczywiście nie znam perskiego, ale OCR, google translate, odrobina improwizacji i już...Wygląda to jak strona z kalendarza, ze złotą myślą pewnego imama dotyczącą ubioru odpowiedniego dla niewiasty.PSNie będę miał żalu, jeśli ktoś biegły w farsi obali moje rozumowanie
:)
Może jestem jakaś dziwna, ale bardzo trudno mi się czyta Twoje relacje z jednego "prostego" powodu - budujesz tak krótkie zdania, że trudno mi się wczuć w opowieść, po każdej kropce odbija mnie od monitora.
Dziękuję za posty, dużo przyjemniej jest pisać relację, widząc, że ktoś ją czyta.Choć muszę ze wstydem przyznać, że robię ją też z powodów egoistycznych, które wymieniłem wcześniej.Katka256, bardzo dziękuję za miłe słowa ale podejrzewam, że to wszystko zasługa obiektu relacji.Stasiek_T, jesteś Wielki!Jakiego OCR użyłeś?, bo takich tłumaczeń to ja mam więcej:)Na tym zależało mi specjalnie, bo napisy pochodziły z meczetu, gdzie kobiety, z jakiegoś powodu, były traktowane inaczej.W niektóre dni tygodnia mężczyznom zabraniano nawet wstępu do niego.Ten trzeci maja to raczej będzie dzień jakichś świąt lub obchodów, choć nie sądzę, żeby to było Matki Bożej Królowej Polskialbo, jak kto woli, Konstytucji 3-go Maja
:lol:Maginiak, dziękuję za uwagi. Spróbuję się poprawić, choć będzie mi trudno, bo staram się jak mogę, żeby nie używać przymiotnikówi wtedy od razu zdanie wychodzi za krótkie, o te przymiotniki zwłaszcza.Niestety, nic więcej na usprawiedliwienie nie mam.
:cry:
To ja dla równowagi napiszę, że mi się ten styl BARDZO podoba. Zdania są krótkie, ale w punkt.W ogóle wszystko mi się podoba. Poczucie humoru, pomysł na wycieczkę, odpowiednie proporcje wiedzy przewodnikowej do wstawek osobistych - czekam na ciąg dalszy. No może jedynie zdjęcia... Są takie... poprawne.
:) Pokazują to, co mają pokazać, są dobrą ilustracją do tekstu, ale nie są jakieś super, hiper niezwykłe.@maginiak czemu zaraz dziwna? Po prostu nie lubisz krótkich zdań.
;)Tak mi teraz przyszło do głowy, że przy krótkich zdaniach jest więcej miejsca na czytanie między wierszami. Może to jakaś cecha osób, które nauczyły się czytać przed 1989.
:lol:
@TikTak Ale tu nie ma nic do poprawiania, bo wygląda na to, że tylko ja cierpię bez tych przymiotników
;)@marcinsss
:lol: W '89 czytałam już płynnie. Niestety
:D
TikTak napisał:Jakiego OCR użyłeś?, bo takich tłumaczeń to ja mam więcej:)Nie instalowałem żadnego programu OCR, użyłem dostępnego online:http://www.i2ocr.com/free-online-persian-ocrWycinałem poszczególne napisy i przepuszczałem przez OCR, wychodziło raz lepiej, raz gorzej, innym razem wcale. Złotą myśl o kobiecym ubraniu musiałem przepuszczać przez OCR podzieloną na dwie części, napis jest lekko skośny i może wystarczyłoby go wypoziomować. Tutaj udało się uzyskać 100% zgodności z oryginałem (jak mi się wydaje
;) ), co można sprawdzić na ilustracji poniżej. پوشیدگی زن برای او بهتر است و زیبایی اش را پایدارتر می سازد.
@TikTak po tej relacji, poczytałam z ciekawości pozostałe Twoje i są równie ujmujące. Dla mnie Twój styl jest właśnie bardzo fajny, nie lubię zbędnego wodolejstwa, "miliona" emotikonów, jak w przypadku niektórych relacji. Zresztą każda relacja znajdzie swoich odbiorców, mnie pasuje Twoja i aż zapytam: masz plan na kolejny wyjazd?
Wspaniała relacja, czytałem z wypiekami na twarzy, gratuluję i zazdroszczę wspaniałem wyjazdu. Do Szachinszacha i Perseopolis, dorzuciłbym jeszcze dwie pozycje "must read" przed wypadem do Iranu - Shirin Ebadi - Broniłam ofiar - oraz Wojciecha Giełzyńskiego - o ile odpuscilbym - Rewolucję w imię Allaha to "Szatan wraca do Iranu" jest wg obowiązkowe.
Dziękuję za miłe słowa i podpowiedź lektury.Właśnie kupiłem na Allegro "Szatan wraca do Iranu", wersja w twardej okładce 3.- PLNCieszyć się z tego czy raczej płakać?
:?
Super relacja, krótkie komentarze i sporo zdjęć, fajnie się czyta. Mógłbyś podzielić się namiarami na Hosseina, oraz jakimiś informacjami odnośnie ceny? Z góry dzięki
@TikTak, będę się powtarzać, ale już trudno - uwielbiam Twoje relacje! Świetny styl pisania, trafiasz słowami dokładnie "w punkt". Zmieniłabym tylko jedno - wyjeżdżaj częściej i częściej to opisuj
:)Dziękuję za relację i za mnóstwo przyjemności, którą miałam przy czytaniu
:)Pozdrawiam!
Bardzo, bardzo dziękuję za ciepłe słowa.Nie macie pojęcia, jak się cieszę, że chcecie przeczytać, to, co mam do powiedzenia.To tak, jakby podróżować razem.A wiadomo, że razem jest przyjemniej
:D Pozdrawiam serdecznie.Tomek
Piątkowy poranek w Shiraz kończył nasze w miarę samodzielne poczynania w Iranie.
Po śniadaniu mieliśmy się spotkać z Hosseinem i od tej pory przemieszczać się już tylko jego samochodem.
Pierwszy dzień podróży, droga do Yazd, był jak nurkowanie w czasie.
Najpierw zeszliśmy na -2.5 tys., potem -4 tys. i na koniec dekompresja w Yazd na -0.5 tys.: tyle lat liczył
dom zamieniony w hostel, w którym zamieszkaliśmy.
Persepolis jest niedaleko od Shiraz, tylko godzina jazdy.
Widać, że dla Irańczyków to symbol ich państwa, bez względu na to, czy są zwolennikami ortodoksyjnej władzy czy tęsknią
do bardziej liberalnych obyczajów i rządów.
Od parkingu do zabytków prowadzi bardzo szeroka, wyłożona piaskowcem piesza estakada.
Wszystko jest tu zrobione porządnie i elegancko.
Przy końcu drogi tylko, jak ponure memento tkwią szkielety namiotów pod którymi w latach siedemdziesiątych szach
ściągał sobie na głowę rewolucję, trwoniąc na gigantyczne przyjęcie państwowy majątek.
Później powodów do refleksji przybywa z każdym krokiem.
Szkoda, ogromna szkoda, że oglądamy tylko ruiny.
Żeby to był chociaż tylko efekt upływu czasu, trzęsienia ziemi czy innych sił natury ...
Aleksander zburzył miasto.
Dlaczego, skoro nigdzie wcześniej niczego nikomu nie burzył?
Ano - Persowie wcześniej zdemolowali Grekom Ateny.
Niedaleko Persepolis jest nekropolia: groby Dariusza, Cyrusa i Kserksesa.
Tego samego Kserksesa, który potykał się z Grekami pod Termopilami.
Porusza mnie, gdy coś, co znałem z książek, podręczników i kina przybiera materialny kształt.
Na Persepolis i groby poświęciliśmy ponad trzy godziny dlatego, gdy dotarliśmy do Abarkooh, już bliżej Yazd,
słońce chyliło się ku zachodowi.
W Abrakooh jest cyprys który rośnie od 4000 lat!
I co z tego?
Drzewo plus cyfry - czwórka i trzy zera.
Widok żaden specjalny też to nie jest.
Ale jak pomyśleć, że gdy Abraham zabierał się za zabicie Izaaka drzewo to miało wówczas już sto lat,
że gdy Chrystus umierał na krzyżu trwało od dwóch tysięcy, że gdy Mahometa brali wraz z koniem do nieba
- dalej rosło i miało 2700 lat ...
NIEWIARYGODNE!
Abarkooh to nie jedyne miasto mijane po drodze do Yazd.
Jeżeli jednak chcemy jakąś miejscowość zobaczyć - zawsze trzeba trochę nadłożyć drogi i zjechać z autostrady.
Początek takich odwiedzin jest zawsze przeraźliwie smutny...
Bez względu czy to duża aglomeracja czy mieścina z jednym meczetem - wzdłuż drogi dojazdowej ciągną się, niejednokrotnie
przez parę kilometrów, mniej lub bardziej ozdobnie wykonane - tablice z fotografiami szahidów.
Tak mówią o żołnierzach, którzy stracili życie w wojnie z Irakiem.
Zdjęcia mają charakter alegoryczny: wokół białe i czerwone tulipany - symbol męczeństwa.
A wśród nich - twarze, same, niemal dosłownie - dzieciaki.
Wojna rozpoczęta w latach osiemdziesiątych trwała osiem lat, miała charakter pozycyjny, pochłonęła 1 mln ofiar.
Agresorem był Irak, który zaatakował pod pretekstem wygrzebanych z lamusa roszczeń terytorialnych sprzed stuleci.
Wg przekonania Irańczyków, z którymi na ten temat rozmawiałem, ich rzeczywistym przeciwnikiem nie był jednak
sąsiedni kraj lecz USA.
Faktem jest bezspornym, że Stany udzieliły wówczas Irakowi wsparcia w dostawach broni i doradcach wojskowych.
Trudno się zatem dziwić, że z takim bagażem dziś porozumienie między tymi krajami jest ciągle nieosiągalne.
=============================
Gdy się zastanowić: na dobrą sprawę Teheran to nie jedyna stolica kraju.
Na oko - to raczej siedziba jednostek administracji państwowej.
Natomiast stolica kulturalna - chyba Shiraz.
Centrum biznesu i handlu - Isfahan.
Główny ośrodek władzy - Qom.
A co z Yazd?
Yazd jest stolicą pustyni.
To wielkie miasto i gdy trafimy do jego nowszych dzielnic nawet nie będziemy się domyślać, że jesteśmy na środku
wielkiej piaskownicy.
Inaczej, gdy będziemy na starówce - wówczas prezentuje się ono jakby właśnie z tej pustyni wykiełkowało.
Domy ulepione z piasku i niewypalonej gliny sprawiają wrażenie równie nietrwałych jak babki z piasku a drobny,
piaszczysty pył wydaje się wszechobecny.
Jednak mieszkańcy tak starych jak i nowych części Yazd o pustyni zaczynającej się za przedmieściami chyba pamiętają
i pewnie trochę się jej boją:
Gdy do południa spacerowaliśmy beztrosko, od Meczetu Piątkowego do Amir Chakmak a później labiryntem gliniano-piaskowych
ulic, nagle zaczęło wiać.
Wieje to wieje.
Tymczasem, ku naszemu zdziwieniu, wszystkie sklepy, kramy, restauracje, bary zaczęły się, jak na komendę, zamykać.
Sprzedawcy gorączkowo chowali wystawiony na ulicę towar, kelnerzy zabierali krzesła i stoliki.
Po kwadransie cały handel był zamknięty na cztery spusty, okna zakryte okiennicami a drzwi zaryglowane.
Ulice wymiecione, niemal bez żywego ducha.
Z początku wiało trochę, potem mocniej, aż w końcu zerwał się wicher a niebo z niebieskiego zamieniło się w szaro-żółte.
Piasek poderwany w powietrze gdzieś nad pustynią przyleciał nad miasto.
Do wieczora życie poukrywało się w domach.
Nie było co robić i gdy tylko trochę pogoda się poprawiła - pojechaliśmy w stronę zoroastriańskiej Wieży Milczenia.
Żółte niebo nawet trochę pasowało do tego ich kultu żywiołów,
W połowie naszej podróży, czyli w Yazd, mniej więcej, ostatecznie zakończyliśmy śledztwo w sprawie
potencjalnej możliwości istnienia pod nazwą "Iran" dwóch różnych państw.
Na sto procent było już jasne, że są dwa takie kraje i dalsze porównywanie Iranu.Ref z Iranem stało się bezcelowe.
Wystarczyło chociażby poprzyglądać się ludziom w hotelach - zdecydowana większość gości to jednak Irańczycy.
Wypoczywają, podróżują, korzystają z atrakcji, są ciekawi swojego kraju.
Czy w Iranie.Ref, gdzie ludzie poza pracą spędzają czas w meczetach byłoby miejsce na coś takiego?!
Koniec zatem porównań.
Zanim burza piaskowa przegoniła wszystkich do domów i hoteli, zdążyliśmy się po starym Yazd trochę pokręcić.
Tak meczet Amir ChakMak jak i Meczet Piątkowy są piękne.
Ta pierwsza budowla ma w zasadzie charakter świecki, w miejsce kultu zamienia się bodajże tylko raz w roku w święto Ashura.
Później jest bardziej centrum handlowym i ozdobą przylegającego placu, wypełnionego restauracjami i kawiarniami.
Do Yazd przyjeżdża się jednak nie dla zabytkowych meczetów lecz przede wszystkim, żeby wejść w stare, gliniane uliczki.
Ich labirynt jest bardzo, bardzo rozległy.
Gdyby nie to, że od czasu do czasu można wypatrzyć górujący nad dachami minaret któregoś z meczetów, łatwo byłoby
stracić orientację.
Labirynt przylegający do ChakMak ma charakter bardziej użytkowy, tutaj ludzie ciągle mieszkają.
W rejonie Meczetu Piątkowego jest turystycznie - niektóre domy zostały zamienione w hostele, inne w kawiarnie.
Tak jedne jak drugie proponują, dostęp do tarasów widokowych na dachach.
Żeby dobrze napatrzyć się na znak firmowy Yazd: las badgirów nad domami, trzeba zamówić sobie lody, herbatę albo coś
konkretniejszego i z pół godziny na takim tarasie posiedzieć.
Przepraszam, ale jeszcze dokleję zdjęcia naszego hotelu.
To na potrzeby własne, jak za jakiś czas będę chciał sobie powspominać i będę czytał tą relację :roll:
Aaa, i jeszcze prośba.
Czy ktoś mógłby mi to przetłumaczyć?:
Dziękuję za posty, dużo przyjemniej jest pisać relację, widząc, że ktoś ją czyta.
Choć muszę ze wstydem przyznać, że robię ją też z powodów egoistycznych, które wymieniłem wcześniej.
Katka256, bardzo dziękuję za miłe słowa ale podejrzewam, że to wszystko zasługa obiektu relacji.
Stasiek_T, jesteś Wielki!
Jakiego OCR użyłeś?, bo takich tłumaczeń to ja mam więcej:)
Na tym zależało mi specjalnie, bo napisy pochodziły z meczetu, gdzie kobiety, z jakiegoś powodu, były traktowane inaczej.
W niektóre dni tygodnia mężczyznom zabraniano nawet wstępu do niego.
Ten trzeci maja to raczej będzie dzień jakichś świąt lub obchodów, choć nie sądzę, żeby to było Matki Bożej Królowej Polski
albo, jak kto woli, Konstytucji 3-go Maja :lol:
Maginiak, dziękuję za uwagi. Spróbuję się poprawić, choć będzie mi trudno, bo staram się jak mogę, żeby nie używać przymiotników
i wtedy od razu zdanie wychodzi za krótkie, o te przymiotniki zwłaszcza.
Niestety, nic więcej na usprawiedliwienie nie mam. :cry:No tak, ze zdjęciami szaleństwa nie ma - ledwo człowiek zdąży wykadrować a już go poganiają:
- No chodź w końcu, długo jeszcze?
Ale raz zdobyłem się na odwagę, uparłem się, nie zważając na protesty typu: "jak zaraz nie będziemy w hotelu, to ja nie wiem
co...", "a mogliśmy tam posiedzieć dłużej zamiast sterczeć przy tej głupiej autostradzie...", "przez ciebie zaraz nas rozjadą..."
i czekaliśmy na poboczu rzeczonej autostrady (do Isfahanu), aż słońce ustawi się gdzie trzeba.
Wydaje mi się, że wyszło ładne zdjęcie:
Ale mi miło! Dziękuję :P
Najbardziej chyba udała się relacja ze Szwecji, pierwsza, którą opublikowałem.
Potem - Japonia, napisana jako druga.
Widać więc, że z relacji na relację jest niestety - coraz gorzej. :?
Ubiegłoroczny urlop trafił mi się na początku grudnia a tegoroczny - w marcu, dwa wyjazdy w niedużym odstępie,
więc mam chwilowy przesyt i przestałem planować.
Ale jakby co, to z dalekich podróży - Ameryka Południowa najbardziej kusi ...
Pozdrawiam:)
Tomek
=============================================================
Następny dzień, dzień podróży do Isfahanu upłynął pod znakiem:
Zdjęcie przedstawia suszone na słońcu cegły, wyrabiane z gliny i piasku.
W porównaniu z naszą, wypalaną cegłą ta jest wyjątkowo beznadziejna - miękka, krucha i na dodatek nie trzyma wymiarów.
Ma ona jednak wielki, ukryty talent, który sprawia, że to być może najtrwalszy budulec na świecie.
Czy widział ktoś dom z wypalanej, czerwonej cegły który ma 4 tys. lat?
Ano właśnie.
Tymczasem, kilkadziesiąt kilometrów od Yazd, od czterech tysiącleci stoi miasteczko zrobione z takiego błota.
Łatwo domyślić się na czym polega tajemnica tego sukcesu:
Jeżeli zawali się nam ściana np. od salonu zrobiona z takich błotnych pustaczków (a że się zawali - to pewne, bo pustaczki są krzywe),
zbieramy gruz z podłogi i do wiaderka, dolewamy wody, mieszamy, lepimy nowe prostopadłościany.
Na drugi dzień - ściana gotowa i to bez dodatkowych kosztów materiałowych.
Chyba tylko tak można wytłumaczyć długowieczność malowniczego Kharanaq.
Niestety, po czterech tysiącach lat odbudowywania w koło tych samych ścian, mieszkańcom wioski się to w końcu
znudziło - i wyprowadzili się na amen.
Teraz naprawami zajmuje się konserwator zabytków, który doszedł do skądinąd oczywistego wniosku, że skoro nikt tam nie mieszka, to nie będzie komu na okrągło tej gliny lepić.
W związku z tym naprawy są robione już nie historycznym budulcem tylko współczesną ceramiką - stąd widoczne na zdjęciach różnice pomiędzy budynkami.
W wielopiętrowy labirynt glinianych ulic i korytarzy można wejść.
Trzeba jednak przy tym zachować dużo zdrowego rozsądku i ostrożności, bo naprawdę wiele ścian i stropów w każdej chwili może runąć.
Niedaleko od parkingu stał sprzedawca herbaty i podawanej na gorąco papki warzywnej, której nazwy nie pamiętam.
Zamówiliśmy.
Hossein, który początkowo nas odwodził od pomysłu, popróbowawszy, doszedł do wniosku, że papka jest dobra i nie przynosi
kulturze Iranu ujmy.
Potem poszedł wypytywać co to takiego.
Ponoć to mieszanka 50 różnych roślin górskich, tutejsza lokalna potrawa.
Swoją drogą, godne zastanowienia jest, jak to się dzieje, że przez tyle pokoleń ludzie w tym miasteczku nie zdobyli się na jakieś ulepszenia technologii budowlanej.
Konserwatyści zatwardziali?
Znacznie więcej cegły błotnej było w Meybod.
W przewodnikach na temat tego miasta za wiele nie ma, piszą o nim głównie dlatego, że jest po drodze z Yazd do Isfahanu.
Tymczasem twierdza, też sprzed tysiącleci, jest ogromna, udostępniona do zwiedzania i - naprawdę robi wrażenie.