+1
marcinsss 14 października 2019 14:08
Image

Ponieważ dojechanie jednego dnia z Songkul do Osz jest faktycznie niemożliwe, zwłaszcza jak się robi co chwile przystanki na podziwianie okolicy, picie herbaty i inne takie, to między Songkul a Osz zrobiliśmy dodatkowy stop w miejscowości Kazarman. Niby tracimy dzień, ale mieliśmy 1 czy 2 w zapasie.

Kazarman znane jest z tego, że jest tam czynna kopalnia złota oraz prehistoryczne malunki naskalne (petroglify), o czym nie miałem zielonego pojęcia wybierając akurat to miejsce na nocleg. Był tu też jedyny hotel w okolicy połowy naszej drogi, i to zadecydowało. :)

Kazarman wita nas piękną, podwójną tęczą.

Image

Hotel nas zaskakuje od samego początku.
Po pierwsze jest świetnie zamaskowany. :) Nie wiem w jakim celu. Normalnie hotele wywieszają jakieś szyldy, neony, drogowskazy... Tu była stalowa brama, trzymetrowy mur i żadnej informacji na zewnątrz.

W środku też dość dziwnie. Wygląda to, jakby w hotelu było kilka pokoi dla gości, a w razie godziny "W", gdy gości jest więcej, to się im udostępnia pokój jakiejś babci, cioci czy dzieciaka. My się chyba załapaliśmy właśnie na tę opcję. Wraca motyw żyrandola...

Image

Image

Było dziwnie, ale czysto.
Była też baaardzo wypasiona kabina prysznicowa (poważnie - bicze wodne, deszczownica, radio, LED-y itd). Tyle, że współdzielona nie tylko z innymi gośćmi hotelowymi, ale i z rodziną właścicielki hotelu. :) W łazience, obok tej wypasionej kabiny stała stara pralka i leżały sterty prania. Na półce pod lustrem kilka szczoteczek do zębów, jakieś kremy itd. Normalna domowa łazienka. :D

Muszę też wspomnieć o toaletach. Były na zewnątrz, drewniane, ale w wersji luks. Normalna deska do siedzenia, oświetlenie, czyściutko. I prośba, żeby zużytego papieru nie wrzucać do "dziury" tylko do wiaderka obok. Jakoś nigdy nie zastanawiałem się, co się później dzieje z tymi papierkami z wiaderka. A następnego dnia rano dowiedziałem się. Pani sprzątająca kibelki wywaliła zawartość wiaderka na ziemię obok toalety i po prostu to spaliła.

Przy kolacji mieliśmy okazję poznać ciotki, które wraz z przewodnikiem zwiedzają Kirgistan Toyotą Landcruiser o kołach wielkich, jak w traktorze. No prawie. Poprzednią noc też spędziły w Songkul, tylko w innym obozie. Tu przyjechały przed nami i zajęły te normalne pokoje. Ciotki były bardzo fajne, super się z nimi rozmawiało. O na przykład:

- И когда мы готовились провести ночь в юртах в Сонгкуле, гид сказал нам, что ночью придет холод. A jak myśmy szykowały się do noclegu w jurtach przy Songkul, to nam przewodnik powiedział, że w nocy przyjdzie chłód. - powiedziała ciotka - Мы ждали всю ночь. И холод не пришел... Myśmy czekały całą noc. A chłód nie przyszedł...

W nocy, w jurtach, było około 5 stopni.

Ciotki przyjechały na wycieczkę ze Wschodniej Syberii. :lol:

Inne, świetne zdanie od ciotek, które mi utkwiło w pamięci, to takie rozwinięcie znanego i u nas powiedzenia:
"Чувствуйте себя как дома, но не забывайте, что вы гость" - "Czuj się jak u siebie w domu, ale nie zapominaj, że jesteś w gościach."
Czyż nie genialne?

Przed wyjazdem z Kazarman korzystamy jeszcze z dobrodziejstw cywilizacji. Jest bankomat, więc uzupełniam zapasy gotówki. Jest stacja benzynowa, więc tankujemy do pełna, bo nie wiadomo, kiedy następna.
Na stacji benzynowej nawiązuje kolejną znajomość. Przy drugim dystrybutorze kierowca tankuje do pełna kilka pięciolitrowych butelek plastikowych po wodzie, a pasażer postanawia pokazać, jakim jest światowcem. Podchodzi do mnie i pyta:
- Du ju spik inglisz?
- Yes - odpowiadam, bardzo ciekaw, co też ma mi do powiedzenia ten starszy jegomość
Mina jegomościa świadczyła o intensywnym wysiłku umysłowym, i po dłuższej pauzie...
- Łelkom Kirgistan! - uśmiechnął się tryumfalnie i wrócił do swojego auta. :)

Z Kazarman w kierunku Osz jest budowana nowa, piękna droga. Niestety, nie była jeszcze gotowa. Zatem starą szutróweczką wspinamy się na przełącz Kaldema

https://youtu.be/syFhrW_2DtQ

Droga stara i niezbyt dobra, ale widoki przednie.
Za przełączą robimy sobie piknik i zjadamy pół arbuza. Drugie pół oddajemy dzieciakom, które kręciły się w okolicy.
A w czasie pikniku na Asię coś napada. I zaczęła słyszeć głosy. Nawet udało się to uwiecznić na filmie. Oglądajcie koniecznie z dźwiękiem.

https://youtu.be/5UMdRpgA2OI

Image


Później zjeżdżamy w bardziej cywilizowane okolice. Widać dużo pól uprawnych. Przejeżdżamy przez brzydkie miasto o pięknej nazwie: Dżalalabad i wyjeżdżamy na główną drogę Kirgistanu. Z Biszkeku do Osz.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

A przy głównej drodze, to już i sklepy i bary przydrożne... Stęskniony już trochę za cywilizacją i zmęczony jazdą, zatrzymuję się przy jednym z takich barów, z zamiarem wypicia kawy. Szefowa baru dobrze zna się na swojej robocie i namawia nas (no w sumie, to bardziej mnie, bo Asia nie chciała) na lekki obiad, zamiast kawy. Szefowa wygląda trochę z twarzy i stroju, jak cyganka, do tego ma komplet złotych zębów. Tak, komplet - góra i dół.

Image

Image

Image

Image

Image

Żeby było łatwiej liczyć - 100 somów to jakieś 5 PLN.

Zamawiam po 2 miejscowe pierogi (manty) - śliczne. Do tego, dla siebie, jeszcze jakiegoś kotleta z surówką. I chyba ten kotlet właśnie mi zaszkodził. Było w jego smaku coś takiego, że ponad połowę zostawiłem, ale to i tak był błąd. Trzeba było zostawić cały.
Drugim błędem było to, że w sklepie kupiliśmy tylko jakiś napój gruszkowy zamiast czegoś z procentami. Może by mnie te procenty w nocy uratowały, a tak to musiałem oddać kotleta. Z obu stron go oddawałem. Przez pół nocy. Rano byłem padnięty.

Padnięty, nie padnięty, trzeba jechać dalej. Kolejną nockę mieliśmy zamiar spędzić już w bazie pod Pikiem Lenina. :)
Najpierw jednak trzeba pokonać kolejne pasmo górskie. Kolejne piękne pasmo górskie.

Image

Image

Image

Image

Image

Przez niemal całą drogę towarzyszy nam rzeka Gulcza. A mi właśnie skończyły się pomysły o czym jeszcze pisać, żeby nie przynudzać, natomiast zostało kilka zdjęć, które chcę pokazać. No to sobie popatrzcie. :lol:

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

I wreszcie jest!!! Po raz pierwszy pojawiają nam się siedmiotysięczne szczyty Pamiru... Ale to już w następnym wpisie.

ImagePik Lenina. 7.134 m.n.p.m. Cel naszej wyprawy.

"Łatwy siedmiotysięcznik" mówili...
Jak bardzo łatwy, przekonało się w 1990 43 wspinaczy, którzy zginęli w lawinie spowodowanej trzęsieniem ziemi.
Jak bardzo łatwy, przekonały się radzieckie alpinistki, które w ośmioosobowej, wyłącznie żeńskiej grupie, w 1974 roku chciały zdobyć tę górę i wszystkie zamarzły w obozie na wysokości ok. 7.000 m, w którym utknęły po załamaniu się pogody.
Również nasz wspaniały himalaista, Adam Bielecki, będąc jeszcze nastolatkiem, miał okazję zapoznać się z tym łatwym szczytem, a jego kariera o mało co nie skończyła się, zanim się zaczęła. Próbując samotnie wejść na szczyt zjechał z lawiną 100 metrów w dół i wyłącznie szczęściu zawdzięcza, że przeżył.

Nie ma łatwych, wysokich gór.

I do tego nazwa - Szczyt Lenina... Ku czci pamięci człowieka, który jest współodpowiedzialny za śmierć milionów. Ale jakie były czasy, takie były nazwy. Pik Lenina leży na granicy Kirgistanu i Tadżykistanu. Tadżykowie, w 2006 roku, zmienili nazwę na уллаи Абӯалӣ ибни Сино (kullai Abuali ibni Sino czyli Szczyt Awicenny).
Awicenna, to postać faktycznie zasługująca na upamiętnienie. Perski lekarz, filozof i uczony, cząsto nazywany "Ojcem współczesnej medycyny". Autor 450 książek(!), z których najbardziej znana - "Kanon medycyny" była używana jako podręcznik na uczelniach medycznych do końca XVIII w. To dość długo, bo Awicenna żył w latach 980-1037.
Niestety, kirgiska i rosyjska nazwa pozostały bez zmian.

My oczywiście nie wybieraliśmy się na szczyt, tylko do bazy pod szczytem, na wysokość ok. 3.500 m.n.p.m., gdzie można dojechać samochodem. Wersja rozszerzona przewidywała dojście do obozu pierwszego (4.200 m.n.p.m).
Plan zakłada, że pierwszego dnia dojeżdżamy do bazy i tam śpimy w wynajętym namiocie, drugiego dnia idziemy do obozu pierwszego i tam znowu wynajmujemy miejsce w namiocie, a trzeciego dnia podejdziemy kawałek, do lodowca, następnie wracamy do bazy i jak będzie jeszcze w miarę widno, to zaczynamy powoli wracać w stronę Osz. Oczywiście jeżeli w którymkolwiek momencie zabraknie nam sił lub chęci, to plan będziemy korygować.
Wiedziałem też, że czasami w bazie można spotkać pograniczników, którzy sprawdzali przepustki. Baza znajduje się na terenie przygranicznym i do przebywania tam wymagana jest zgoda jakiegoś tam urzędu mieszczącego się w Osz. Wydanie takiej zgody jest bezpłatne, ale trwa kilka dni. Ale, jak twierdzi internet, pogranicznikom nie robi różnicy, czy dasz im przepustkę, czy banknot w kolorze zielonym z portretem Abrahama Lincolna. Nawet chyba wolą te drugie. ;)

Najpierw jednak dojeżdżamy do niewielkiej miejscowości Sary Tasz.

Image

Image

Miejscowość niewielka, ale bardzo strategicznie położona. Krzyżują się tu ważne drogi.
Północ-południe to słynna M41 "Pamir Highway" z Osz w Kirgistanie, przez główne przełęcze Pamiru do Tadżykistanu.
Na wschód prowadzi Kashgar–Erkeshtam Expressway - bardzo ważna droga do Chin.
Jadąc na zachód, dojechalibyśmy do stolicy Tadżykistanu, Duszanbe. Albo do bazy pod Pikiem Lenina. :)

Skręcamy zatem na zachód. Obok drogi wije się rzeka Wachsz, w Kirgistanie nazywana Kyzyłsu (Czerwona Rzeka - bardzo dobra nazwa ;) ). I znowu ciekawostka hydrologiczna - Wachsz łączy się z rzeką Pandż (to ta z Korytarza Wachańskiego, stanowiąca granicę między Afganistanem a Tadżykistanem) i razem, pod nazwą Amu-daria płyną w kierunku Morza Aralskiego. Płyną, ale obecnie już nie dopływają. To właśnie głównie wykorzystanie całej wody z Amu-darii na uzbeckich uprawach bawełny jest przyczyną znikania Morza Aralskiego.

Image

Image

Image

Przed nami coraz lepiej widoczny Pik Lenina. Już za chwilkę tam będziemy... No tak mi się przynajmniej wtedy wydawało.

Na drodze stał posterunek i zatrzymywał wszystkie pojazdy. Trochę mnie to zdziwiło, bo przecież miało być 2 pograniczników w bazie, a tu się kilkunastu kręci, w dodatku, sądząc po mundurach, z różnych służb. Kilka aut, część wojskowych, część jakby policyjnych. No ale za kilka dni mają się odbywać miejscowe igrzyska (World Nomad Games) - duża impreza, dużo turystów. Może zwiększyli siły, żeby wszystkich godnie obsłużyć. :)

Mnie oczywiście też zatrzymują. Pytanie o przepustkę.
- Przepustkę? Jaką przepustkę? My turyści, z Polski....
- Proszę zabrać dokumenty i udać się do tego wozu - pokazał ręką na wojskowego Kamaza. No fakt, przecież nie przy tylu świadkach...

Zupełnie bez stresu wysiadam z dokumentami naszymi i auta, pakuję się na tył Kamaza (takie, jakby biuro tam mieli) i zaczynam negocjacje z oficerem, który tam urzędował. W sumie negocjacje, to kiepskie słowo. Ja mu na różne sposoby sugeruję, że jestem skłonny zapłacić za przepuszczenie nas, a on, z uporem maniaka twierdzi, że absolutnie nie ma takiej możliwości. Jest bardzo uprzejmy, ale nieugięty. W końcu chyba ma mnie dość, bo stwierdza, że właściwie powinni nam już mandat wystawić, bo przebywamy bez zezwolenia w strefie przygranicznej i żebym więcej nie dyskutował, tylko pojechał do strażnicy, bo muszą nas zarejestrować.

- I tam nam wydadzą przepustkę? - pytam z nadzieją
- Nie. Tam wam pozwolą jechać dalej. Może bez mandatu.

Zatem ruszamy my i para niemieckich motocyklistów pod "eskortą" jakiegoś cywilnego autka, do strażnicy mieszczącej się kilka kilometrów wcześniej. Tam już stoi kilka innych aut. Podchodzi kilku mundurowych. Spisują dane nasze i auta i każą czekać.
Zaczynam rozmowę z jednym z mundurowych, który się kręcił po okolicy i wyraźnie nudził. Wspinam się na szczyty mojej znajomości rosyjskiego i sposobów zjednywania sobie ludzi. Po pół godzinie jest już moim najlepszym przyjacielem i zaczyna nam szczerze współczuć.

- Ale tu nic nie załatwicie. Jest wielki peirdolnik, bo trwają bardzo ważne manewry wojskowe, w które zaangażowanych jest 5 państw. Ma być premier z wizytacją. Co chwila jakieś kontrole jeżdżą. Nikt się nie podłoży. Nawet gdybyśmy tu was przepuścili, to dalej was zatrzymają, a wtedy i wy, i my mamy przesrane.
- A ile te manewry potrwają?
- Czort znajet. Ze dwa tygodnie jeszcze.
- No to co my mamy zrobić? Nam bardzo zależy na tym Piku Lenina...
- Wracajcie do Osz. Załatwcie przepustkę i przyjedźcie.
- Ale to daleko, a na przepustkę się podobno tydzień czeka... Nie można jej jakimś e-mailem przesłać? Czy faksem?
- Nie. Musi być oryginał.
Zakląłem szpetnie...
- Czekaj, fajny gość z ciebie. Mm znajomego w biurze od przepustek, zadzwonię... - wyciąga komórkę i długo rozmawia. Po kirgisku. Słowa nie rozumiem, ale skoro długo rozmawia, znaczy jest o czym...

Czyżby nasza karma...??? :)

- Słuchaj, mój kolega może wam pomóc. Za darmo. Normalnie byś musiał dużo zapłacić...

No jak nic, karma. :D

- ... On wam te przepustki załatwi góra w trzy dni. Musicie do niego pojechać do Osz.
- Nie zdążymy - przerywam mu...
- Zdążycie. Jutro się z nim spotkasz.
- Nie zdążymy. Za 4 dni musimy być w Biszkeku, za 6 dni mamy samolot do domu z Ałmaty.
- No to fakt, nie zdążycie.
Pogadał jeszcze chwilę z kumplem. Rozłączył się i stwierdził, że w takiej sytuacji to on nic nie może pomóc.

Jednak nie karma.
Czyżby posterunek z którego nas zawrócono, był najdalszym punktem naszej wycieczki?

Czekamy na tym parkingu i obserwujemy absurdy kirgiskiej biurokracji.
Jest na przykład grupa kilku Rosjan z przewodnikiem. Sądząc po wyposażeniu, oni mają bardziej ambitne plany, niż my. Zapewne zamierzają wejść na szczyt. Nawet mają przepustki, ale jao grupa zorganizowana powinni mieć jeszcze jakiś dodatkowy papier. Za brak papieru jest kara. Można zapłacić gotówką lub przelewem. Gotówki w tej wysokości nie mają. Przewodnik chce zrobić przelew i biega po okolicy z komórką, szukając zasięgu z internetem. Nieskutecznie.
W końcu któryś pogranicznik się zlitował, zabrał go do auta i pojechali w stronę miasta. Wrócili po kilkunastu minutach. Udało się.

Albo niemieccy motocykliści. Motory przysłali TIR-em w kontenerze do Kirgistanu, a sami dolecieli samolotem. Chcieli pojechać kawałek Pamir Highway, do granicy z Tadżykistanem i wrócić. Nie pojadą. To znaczy Niemka mogłaby jechać, bo ma wizę Tadżycką, a Niemiec nie może, bo nie ma. Kiedy zaczęli tłumaczyć, że przecież granicy nie chcą przekraczać, to pogranicznik zmienił zdanie i powiedział, że w takim razie... Niemka również nie może jechać. Bo z wizą, to tylko tranzytem, do Tadżykistanu, a żeby jechać turystycznie, to musi być przepustka..

Po około godzinie podchodzi do nas mundurowy i mówi, że możemy jechać. Sprawdzili, że nie jesteśmy poszukiwania a auto nie jest kradzione.

Wracamy do Sary Tasz. Wyszukuję jakiś nocleg kierując się opiniami na google. Wybieram "Pamir Extreme". Opinie nie kłamały, i nocleg jest świetny, choć może nie wygląda. :)

Image

Image

Image

Image

Image

O noclegu będzie jeszcze później. Na razie tylko napiszę najważniejsze: świetny właściciel, niesamowicie czysto i cudne widoki.

Image

Image

Image

Asia ogarniała rzeczy przyziemne, jak na przykład pranie, a ja pobiegłem "w miasto" znaleźć jakiś sposób na dojechanie do naszego celu. No bo przecież tak szybko się nie poddamy... Może uda się coś wykombinować z tymi igrzyskami? Może jakiś miejscowy nas zawiezie?
Nie brałem natomiast pod uwagę rozwiązań rażąco naruszających prawo, typu "A może uda się nocą przejechać, przy wyłączonych światłach..." To jednak nie jest Europa, i wojsko mogłoby zrobić użytek z broni, którą noszą. Ew. moglibyśmy się zapoznać z miejscowymi więzieniami, a tego byśmy nie chcieli.
W końcu trafiam na gościa, który zna gościa, który może coś pomóc. Mam się zgłosić jutro, to będzie coś więcej wiedział. Pytam podejrzliwie, czy mam mu coś zapłacić z góry? Nie, dopiero jak będzie papier - z ręki do ręki.
Taki układ pasuje. Zatem zostajemy w Sary Tasz.

W naszym "hotelu" poznajemy ciekawych ludzi.

Japończyka, lat 21, który na rowerze przejechał całą Azją południowo-wschodnią i Chiny, a w planach ma Kaukaz i pół Europy. Bardzo miły i niesamowicie grzeczny chłopak. Ciekawe, czy wszyscy Japończycy tacy... Trzeba by jechać i sprawdzić.

Parę Austriaków, którzy wynajęli auto w Osz i właśnie kończą objazd przez Uzbekistan i Tadżykistan. Nie dość, że strasznie za to auto przepłacili (płacili za dzień prawie 3 x tyle, co my), to jeszcze mieli łyse opony, a hamulce w jednym z kół zepsuły się po kilku dniach. I jeszcze złapali gumę gdzieś na bezdrożach, więc teraz jechali już bez zapasu. Właściciel hotelu załatwił, że następnego dnia przyjedzie ktoś z wypożyczalni i przywiezie im inne auto, żeby ostatnie dni mieli już spokojniejsze.

Postanawiamy następnego dnia jechać w stronę chińskiej granicy, żeby dzień nie był całkowicie zmarnowany. Proponujemy Austriakom, że mogą się z nami zabrać, skoro mają się tu nudzić do popołudnia. Oczywiście jadą z nami.

Do granicy jest ok. 50 km. Droga dobra, Chińczycy dbają jak o swoją. ;) Widoki też niczego sobie. Jedziemy oczywiście wzdłuż Czerwonej Rzeki, tylko tym razem pod prąd.

Image

Image

W kilku miejscach się zatrzymujemy. Piękne łąki z pięknymi kwiatami. Czasami nawet w formie dywanów. Takie dywany znikają co prawda w żołądkach różnych bydlątek, ale zanim znikną, ciszą oczy.

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (35)

bubu69 27 października 2019 23:04 Odpowiedz
Relacja zapowiada się świetnie :), z niecierpliwością czekam na dalsze wpisy, zwłaszcza z Kirgistanu (i zdjęcia :))! Już wiem, że trzeba tam koniecznie pojechać, być może Waszymi śladami i tak na wariata, też to lubimy :P. Niestety nie znamy rosyjskiego, więc jak zatrzyma nas policja, to 3 lata więzienia w szpitalu jak nic :P (cały czas nie mogę ze śmiechu z Waszych przygód ;P). Ale faktycznie jak już człowiek ogarnie jedną taką większą i dalszą wyprawę (jak do USA) to potem reszta wydaje się pestką (czyli np.brak bukowania noclegów w KIRGISTANIE (!), przecież jakoś sobie poradzimy :P) :lol: . Ciekawe co było dalej :)!
marcinsss 28 października 2019 16:58 Odpowiedz
@Bubu69 Dzięki! Sam z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy. Niestety, nie chcą się same napisać. :( Co do noclegów, to zupełny luz, tam booking działa tak samo, jak wszędzie indziej. Na google maps też można hotele znaleźć... Tylko ten rosyjski - to naprawdę bardzo pomagało. Raz, że organizacyjnie, dwa - towarzysko.
adamek 31 października 2019 12:53 Odpowiedz
widze, że kundelek spod jurty na Talgarze rośnie jak na drożdżach. W czerwcu to była mała kulka
ewaolivka 31 października 2019 22:57 Odpowiedz
Przyjemna relacja i zdjęcia. Szczególnie z kwiatkami :) , też lubię. A to, co kupiliście i używacie mi wygląda na cukier kandyzowany.
marcinsss 31 października 2019 22:57 Odpowiedz
@ewaolivka Dokładnie, to cukier. :)
cubero4 1 listopada 2019 18:09 Odpowiedz
Super relacja! nie to co moja... Teraz żałuję że nie miałem okazji zobaczyć tego wszystkiego wokół Ałmaty, no ale wszystkiego się nie da zobaczyć :)
marcinsss 1 listopada 2019 19:39 Odpowiedz
A ja żałuję, że nie starczyło nam czasu na odwiedzenie Uzbekistanu. :lol:Tak jak mówisz, nie da się wszystkiego zobaczyć. Dzięki temu jest dobry pretekst, żeby wrócić. :)
dorotay 3 listopada 2019 03:38 Odpowiedz
Ja caly czas glowkuje co to jest to co kupiliscie do domu :)))) Wyglada na jakies bursztyny z mydla glicerynowego ;) A w ogole to zaluje, ze nie pojechaliscie do Uzbekistanu, bo byloby cudownie poczytac relacje i z tamtad !
dorotay 3 listopada 2019 05:08 Odpowiedz
Ja caly czas glowkuje co to jest to co kupiliscie do domu :)))) Wyglada na jakies bursztyny z mydla glicerynowego ;) A w ogole to zaluje, ze nie pojechaliscie do Uzbekistanu, bo byloby cudownie poczytac relacje i z tamtad !
marcinsss 3 listopada 2019 08:10 Odpowiedz
@DorotaY Popatrz wyżej - ewaolivka już "wygłówkowała", że to cukier. :)Co do Uzbekistanu, to właśnie się zastanawiamy, czy w następne wakacje nie uzupełnić pozostałych poradzieckich stanów (Uzbekistan, Tadżykistan). :) Inną alternatywą, którą bardzo poważnie rozważamy, myślę, że też dla Ciebie interesującą, jest opcja wyjazdu do Kanady. :lol::Co do poczytania relacji z Uzbekistanu, to jest tu na forum kilka. Na przykład relacja Cubero4: azja-srodkowa-zabim-skokiem,215,146077albo, nie tylko moim zdaniem, rewelacyjnie napisana i ze świetnymi zdjęciami relacja nenyan: kirgistan-uzbekistan-tadzykistan-od-pamiru-po-m-aralskie,215,120523Czytania wystarczy na kilka zimowych wieczorów. :)
brunoj 19 listopada 2019 10:23 Odpowiedz
Fajna ta mapka. Muszę to rozpracować.
marcinsss 19 listopada 2019 12:16 Odpowiedz
BrunoJ napisał:Fajna ta mapka. ...Masz na myśli #relive czy historie z google maps? :lol:Domyślam się, że raczej to pierwsze. Żebyś nie musiał za dużo rozpracowywać - ja po kilku różnych próbach uznałem, że dla mnie najodpowiedniejszy jest następujący schemat działania:1. Ścieżkę w telefonie zapisuję za pomocą endomondo. Relive też potrafi to robić, ale wiele razy mi się wieszało.2. Po drodze robię kilka zdjęć, najlepiej tym samym telefonem, którym zapisuję ścieżkę.3. Efekt końcowy "robi się sam" w aplikacji #relive. Apka jest darmowa w wersji podstawowej (niska rozdzielczość, brak muzyki, krótkie filmy) albo płatna (nie pamiętam ile). Można wziąć wersję pełną na miesiąc na próbę za darmo.
brunoj 19 listopada 2019 15:52 Odpowiedz
Dzięki. Tak, chodziło o relive. Wstępnie już czytałem. Pomacam coś jak. Tylko chyba telefon będę musiał po mału wymienić bo od tych wszystkich apek w tle to bateria przestaje trzymać ;)
orchidea04 21 listopada 2019 21:48 Odpowiedz
To computer science to, w duzym uproszczeniu, informatyka :)
marcinsss 21 listopada 2019 23:41 Odpowiedz
:lol: Tak w dużym uproszczeniu, to wiem, bo sam coś takiego kończyłem jakieś dwadzieścia kilka lat temu. Tyle, że świat idzie na przód i teraz są tysiące najróżniejszych specjalizacji. Nie drążyłem, czy pan Amerykanin uczył ogólnie obsługi komputera, czy też był specjalistą od nierelacyjnych baz danych, programowania w C/C++ czy może tworzenia modeli 3D.
orchidea04 22 listopada 2019 11:51 Odpowiedz
Ty lepiej kończ tą relację bo zastanie Cię grudzień :p
marcinsss 22 listopada 2019 12:38 Odpowiedz
Ehhh... czasu brakuje. W weekend na pewno pojadę dalej, ale do końca jeszcze co najmniej 4 części będą.
bozenak 22 listopada 2019 20:35 Odpowiedz
Super relacja :D . Bardzo mi się zachciało jechać tam gdzie nic nie ma ;) . Zdjęcia tez fantastyczne. Czekam na więcej.
bubu69 6 grudnia 2019 09:31 Odpowiedz
Jakie tam są piękne widoki :o !!! Za to przygody macie równie ciekawe :P. Podziwiam, że nie odpuszczacie i kombinujecie dalej, żeby dostać przepustki :) i wszystko pod okiem uzbrojonych strażników :P. Super relacja!
stasiek-t 14 grudnia 2019 20:48 Odpowiedz
marcinsss napisał: Se tą przepustkę w ramkę mogę oprawić. Jedynie do tego się przyda. E tam. Warto było. Już choćby dla samej formułki: "marcinsss razem z 1 człowiekiem". Możesz się poczuć jak jakiś Terminator czy coś... ;)
bubu69 16 grudnia 2019 05:08 Odpowiedz
:lol: Ja pierdz..., no weź :P! Ale najważniejsze, że załatwiłeś, to ich sprawa, że zwinęli posterunek :P, ale wiem co czujesz :lol:
buby 28 grudnia 2019 19:05 Odpowiedz
Ej, ale będzie kontynuacja? ;)Świętna relacja :)
marcinsss 28 grudnia 2019 22:14 Odpowiedz
Będzie, będzie...Na razie okres świąteczny, teraz siedzę na kilka dni w Norwegii, a do tego mnóstwo czasu zajmuje przygotowanie kolejnego wyjazdu (HKG + Filipiny). :)No ale w styczniu muszę skończyć.
orchidea04 30 grudnia 2019 05:08 Odpowiedz
Dopiero co mówilam, ze zaskoczy Cie grudzien, a tu styczen sie zbliza :lol:
ananas 1 marca 2020 23:40 Odpowiedz
Nie daj czekaj na kolejną część tak długo :) Świetnie się czyta, to styl, który lubię- w razie czego pierwszą chętną na książkę już macie ;) Tylko koniecznie z toną zdjęć, bo są cudne!
jerzy5 7 czerwca 2020 02:02 Odpowiedz
Piekna relacja oby byla przede mną
popcarol 6 listopada 2020 15:05 Odpowiedz
Rewelacja! Ale przygody :) No to hop Kirgistan blisko czołówki mojej listy wyjazdów ;) :P :P dziękuję!!!
obisananna 9 listopada 2020 09:29 Odpowiedz
Super relacja, aż chciałoby się móc ruszyć gdzieś przed siebie już teraz.
jerzy5 3 lutego 2021 00:49 Odpowiedz
Kocham wschod, wiec na tą relacje głosuje i mam nadzieje że tam będę...
marcinsss 3 lutego 2021 07:56 Odpowiedz
@jerzy5 Dziękuję.Wśród ponad 50 odwiedzonych krajów, Kirgistan jest jednym z niewielu, do których bardzo chciałbym wrócić. I wrócę.Tym razem łącząc go z Uzbekistanem i Tadżykistanem. :)
cccc 24 czerwca 2021 23:08 Odpowiedz
marcinsss napisał:Za to auto na wypasie :) UAZ-452, prawdopodobnie starszy od kierowcy. Ale sprawny. Trochę mu tylko przy większym obciążeniu jedynka "wylata", ale jak się ręką trzyma, to się da pod każdą górkę podjechać.Marcin no nie, to ja tyle kasy w ostrej walucie wydalem, aby zobaczyc Buchanke, a Ty mogles sie nawet przejechac 60-letnia Buchanka. Anyway swietna relacja i gratulacje! cccc napisał:Moim marzeniem bylo rowniez zobaczyc Buchankemiesiac-w-podrozy-ktora-mi-sie-przysnila,214,127564&p=1445765#p1445765Pozdrawiam cieplutko.
marcinsss 25 czerwca 2021 05:08 Odpowiedz
@cccc Jeśli w ciągu najbliższych 10 lat wybierzesz się w tamte rejony, to niewątpliwie ten UAZ dalej będzie tam kursował do jeziora. A jak grzecznie poprosisz, to pewnie nawet będziesz mógł zasiąść za jego kierownicą. :)
cccc 25 czerwca 2021 05:08 Odpowiedz
@marcinsss w Kirgistanie jest takie powiedzenie, ze Buchanka nie do zdarcia, nawet po domach przejedzie, mysle, ze nawet za 15 lat moze jeszcze jezdzic. Jak sam pojade to nie bede mial mozliwosci dac zarobic kierowcy z napiwkiem.Gdybym nie musial znow do A to bym jutro pojechal. Btw dzieki, ze zabrales tych Biednych ludzi, masz plusa. :)Dobrej nocki.
marcinsss 25 czerwca 2021 12:08 Odpowiedz
@cccc Tym razem zupełnie się z Tobą nie zgadzam. :)1. Jeżeli kierowca pozwoli Ci prowadzić jego samochód (i jednocześnie, być może jedyne, źródło utrzymania), to napiwek powinien być przynajmniej podwójny. :)2. Nie zabrałem tych ludzi, bo byli biedni, tylko dlatego, że potrzebowali zabrania. Czy gdyby byli bogaci, to frajda ze zrobionej im przysługi byłaby mniejsza? Zresztą, kto wie, może na warunki Kirgiskie wcale nie byli biedni? :)
cccc 25 czerwca 2021 12:08 Odpowiedz
@marcinsss nie przejmuj sie tak, bedzie dobrze, potrafie cieszyc sie z malych rzeczy, mi wystarczy, jak tylko wejde do srodka i chetnie porzadnie wynagrodze. :) Nikt nie bedzie mial krzywdy na pewno. Zreszta mam juz dogadane, ze nastepnym razem wycieczka w gory Buchanka i po drodze bedziemy zabierac stopem Wszystkich, kto tylko nas zatrzyma, czy biednych czy bogatych. Ja nie oceniam ludzi po stanie konta, tylko albo ktos jest sympatyczny albo nie. Nawet bogaty moze okazac sie Biednym, gdy potrzebuje pomocy. W Son Kul wlasciciel campu z kanistrem w reku poprosil, czy go nie podwieziemy do Naryn, bo tam stalo jego auto. Kierowca zapytal mnie o zgode i sie oczywiscie zgodzilem. :) Po drodze sympatyczny starszy Pan chwalil sie, ze ma 100 owiec, a ilosci koni to nie pamietam, ale podkreslal, ze sa bogatsi od niego. Pozdr. i milego dnia.