0
jaww 24 stycznia 2020 22:06
Image


Piękno i nadmorskie klimaty zaostrzyły nam na powrót apetyt, wiec postanowiliśmy w tych przepięknych okolicznościach przyrody zjeść obiad. Oczywiście nie muszę dodawać, że miejsce nie było przypadkowe, na marginesie dodam, że jeszcze nigdy nie zawiedliśmy się na wyborach szefa wyprawy.
Tak więc obraliśmy azymut na kolejną jadłodajnie dla lokalnych smakoszy paelli - La Cuina de la Iaia.
https://pl.tripadvisor.com/Restaurant_R ... untry.html

Jedzenie smaczne, świeże i w dobrej cenie. Paella troszkę tłustsza, wybraliśmy wersje z kalmarami i brakowało nam w niej trochę warzyw, ale mimo to spokojnie mogę polecić miejsce. Duże porcje, zamykane na wynos. My spróbowaliśmy jeszcze makarony, gdyż jedna z naszych dziewczyn odmówiła jęcząc, że nie lubi. Makaron wciągnęła cały, więc smaczny chyba. Za cztery porcje zapłaciliśmy jedynie 12€.

Image

Image

Wyposażeni w solidne obiadowe porcje udaliśmy się wpałaszować je na plaży. No nie da się to porównać, z żadną restauracją. Takie chwile są bezcenne. Oczy chciały zjeść wszystko, ale porcje były tak duże i troszkę za tłuste, a polskie brzuchy wołały do tego, albo gorącej herbaty, albo coś mocniejszego na trawienie... Co nie zjedliśmy zabraliśmy.
Na kwaterę wróciliśmy wyjątkowo metrem mając z tyłu głowy, że to jeszcze nie koniec naszych spacerów tego dnia. A poza tym musieliśmy przygotować się do opuszczenia naszego pierwszego walenckiego lokum, gdyż nazajutrz czekała nas wyjazd.
Skręciliśmy rulony jak trza.

Image

Mogliśmy wieczorem wyjść na spacer i wieczorny posiłek. Wybraliśmy się do sieciówki 100 Montaditos serwującej kanapeczki bacadillos.
https://spain.100montaditos.com/
https://pl.tripadvisor.com/Restaurant_R ... lonia.html
W środy i w niedzielę można spróbować wielu rodzajów kanapeczek za 1€. Buły smaczne, ale całe szczęście, że był to nasz końcowy posiłek po całym dniu obżarstwa, gdyż są po prostu niewielkie. Z translatorem przełożyliśmy z hiszpańskiego na nasze, czego możemy się w nich spodziewać.
Za to piwo było wyborne, a może dlatego, że rzadko pijemy i ostatnio dawno.

Image

Znów jakieś 20km wpadło i można już uznać, że nowe buty wszyscy dotarliśmy.
eskie napisał:
...
Już tylko kilka godzin i wtorek ;)

kkl1976 napisał:
Informacje praktyczno techniczne zapisane. Przydadzą się w lutym.
Fajnie, że coś komuś się przyda.Czwartek

Na ten dzień zaplanowaliśmy przejazd do Barcelony. Jednak zanim napiszę o niej muszę dodać kilka słów tytułem wstępu. Bo myślę, że mogło mieć to wpływ na nasz odbiór tego miasta.

Nigdy nie było ono naszym marzeniem, nie spędzało nam snu z powiek, nie mieliśmy motyli w brzuchu myśląc o nim. Uznaliśmy jednak, że tydzień w Walencji to za długo by ciekawie zapełnić ten czas i że moglibyśmy coś dołożyć do tego wyjazdu.
Analiza mapy i padło na Barcelonę, jako że jest stosunkowo blisko z łatwym do realizacji dojazdem. I wszelako to Barcelona, kto nie chciałby jednak jej zobaczyć....

Przeczytaliśmy kilka blogów i relacji z podróży, gdzie raczej dominowały zachwyty nad miastem, do tego okraszone wspaniałymi zdjęciami. Ale również nader często wychwycić można było pewien temat, który to w jakimś stopniu wpłynął na naszą wycieczkę. Mowa tu o powtarzającym się schemacie, że jest to miasto naciągaczy i złodziei. Przygotowaliśmy się pod tym kątem na ewentualność nieprzyjemność perfekcyjnie, ale gdzieś z tyłu głowy mieliśmy cały czas potrzebę czujności.

Z Walencji do Barcelony dostaliśmy się autobusem. Dwa miesiące przed wyjazdem zakupiliśmy online bilety na przejazd. https://www.alsa.es
Za naszą czwórkę zapłaciliśmy 100€ w obie strony. Cena zakupu czterech biletów jednocześnie była ciut wyższa na osobę, niż przy zakupie dwóch. Więc kupowaliśmy oddzielnie dwa i dwa. Duży wpływa na cenę mają godziny przejazdu, noc i południe najtańsze, ranek i wczesny wieczór najdroższe, na dobę jest kilka kursów. Część z nich dojeżdża tylko do lotniska El-Prat, a część do centrum Barcelony, zahaczając też o lotnisko, trzeba więc uważać przy zakupie gdzie chcemy dojechać.
Skontrolowaliśmy również ceny tuż przed samym wyjazdem i były one około 40% wyższe niż zapłaciliśmy.

Zdecydowaliśmy się na wyjazd o godzinie 7.00, planowany przyjazd do Barcelony 11.15. Wczesna pobudka, szybki poranny posiłek i jeszcze po ciemku udaliśmy się na dworzec, 30 minut pieszo. Po drodze mogliśmy podziwiać pięknie oświetlone i wysprzątane ulice Walencji. O tak wczesnej porze miasto puste, dopiero co dostarczali pieczywo do piekarni.

Image

Image

Opinie w sieci o dworcu autobusowym w Walencji nie są pozytywne. I rzeczywiście sam budynek jak i jego wnętrze nie pasują do architektury miasta. Niemniej organizacja, informacja, czystość w miejscu gdzie codziennie przewijają się setki ludzi jest na akceptowalnym poziomie. Na tablicy świetlnej można sprawdzić stanowisko z którego odjeżdża autobus, ale jest również informacja w punkcie, jakiś bar i bezpłatna toaleta nie najwyższych lotów.

Image

Image

Image

Autobusy dalekobieżne jeżdżą zgodnie z rozkładem, bardzo wygodne, z rozkładanymi fotelami, wifi, wc, tak więc droga upłynęła nam szybko i przyjemnie.

Image

Image

Podczas przejazdu, a nawet już wcześniej zastanawialiśmy jak rozegrać sprawę z bagażami. Rozważaliśmy kilka opcji, jednak zdecydowaliśmy się na to, że w pierwszej kolejności udamy się do naszego lokum, oddalonego 2,5km, aby zostawić w nim graty. Uznaliśmy bowiem, że nasza słowiańska uroda i po brzegi wypchane plecaki noszone na plecach, nie pozwolą się nam wtopić w miejscową populację.
Na miejscu sprawne zameldowanie i wyruszyliśmy w miasto. Zabraliśmy ze sobą jedynie pusty plecak, telefon i kilkadziesiąt euro do kieszeni.
Plan był by rozpocząć od kontemplowania zabytków Gaudiego. W dalszej kolejność udać się da najdalszego punktu zwiedzania, czyli Parku Guell.
Antoni Gaudi był słynnym hiszpańskim architektem i inżynierem, który zasłynął z niebanalnych projektów. W jego projektach widać wyraźnie przeplatające się trzy pasje, architekturę, naturę i religię.

Tak więc skierowaliśmy się w stronę Passeig de Gràcia, która to jest jedną z głównych ulic Barcelony. Gwar, szum, mimo iż był to czwartek i to w styczniu, Wszyscy gdzieś pędzili, samochody wyły, młoty pneumatyczne nawalały przy remontowanych budynkach. Wystawy luksusowych sklepów kusiły, ale ten ogólny łoskot nie dawał nam się skupić. Nawet dla nas mieszkających w dużym mieście było to za dużo. Jakże inny klimat panował na tej ruchliwej ulicy niż w Walencji, którą dopiero opuściliśmy. Niestety od pierwszej chwili nie zaiskrzyło....
Przemierzając arterie, po drugiej stronie jezdni, naszym oczom ukazał się pierwszy z słynnych domów Gaudiego, a mianowicie Casa Batllo.

Image

Image

Nie wchodząc do środka, ze względu na koszty (21,5€ dla dorosłego i 18,5 € dla dzieci), obejrzeliśmy go z zewnątrz. Faktycznie trudno zaprzeczyć, ze fasada robi wrażenie. Nieprawdopodobnie oryginalna jednych może oczarować innym może nie przypaść do gustu. Jedno jest pewne, budynek nie może pozostać niezauważony.

Idąc dalej tą samą ulicą, dotarliśmy do kolejnego dzieła architektonicznego Antonio Gaudiego, czyli Casa Mila, zwana La Pedrera (Kamieniołom). Jest to jedno z najwspanialszych i zarazem najbardziej śmiałych projektów Gaudiego. Zarówno fasada jaki i wnętrze pozbawione są kątów prostych. O ile przed pierwszym budynkiem sporo turystów, tak przy tym drugim praktycznie zero zainteresowania.
Niemniej oba robią wrażenie i trudno jest przejść koło nich obojętnie. Żałując, że nie dane jest nam wejść do środka ruszyliśmy w dalszą drogę.

Image

Image

Naszym kolejnym punktem były Park Guell. Podzielony on jest na dwie strefy bezpłatną i ta drugą w centrum której zgrupowane są dzieła Gaudiego, oczywiście płatną. Już samo dojście do parku jest ciekawym doświadczeniem. Znajduje się on na wzgórzu, a podejście pod górę wiedzie wąską uliczką, na której część przewyższeń można pokonać ruchomymi schodami. Co jest na pewno miłą niespodzianką, dla tych osób, które nie specjalnie lubią się męczyć.... Jednak nie sposób sobie nie wyobrazić ileż jest tam ludzi w sezonie.... Wędrówka tymi wolno posuwającymi się schodami może nie być przyjemna, na szczęście są też schody dla tych którzy nie boją się ruszać nogami.

Image

Image

Park został zaprojektowany przez Antoniego Gaudiego dla katalońskiego przemysłowca Eusebiego Guella. Początkowo zaprojektowany był, jako osiedle dla bogatej burżuazji. Projekt ten nigdy nie został zakończony przez Gaudiego. Powstało jedynie pięć budynków. W jednym mieszkał sam Gaudi, a dziś mieści się tam muzeum architekta.

Image
Foto ze strony https://chezlorraine.wordpress.com/2014 ... revisited/

My wybraliśmy opcje free, czyli spacer górą parku oglądając w dół centralną część. Weszliśmy od lewej i przemieszczaliśmy się w kierunku wejścia po prawej. Wady tej opcji, nie wszystko było widać dobrze. Część widoku zasłaniały drzewa. Zalety, spokój, choć zmącony krzykami z boiska sportowego znajdującego się w dolnej części parku, gdzie dzieciaki rozgrywały swój mecz. Za to nad głową świergotały i latały nam zielone papugi.
Osławiona ławeczka nadal jest remoncie i jego elementy na pewno burzą całkowity ogląd.

Image

Nad placem z ławeczką znajduje się czysta bezpłatna toaleta, wspominam o tym gdzie na takowe natrafiliśmy, bowiem wędrując cały dzień po mieście przychodzi kiedyś konieczność, może komuś przydadzą się te informacje.

Po wyjściu z niego skręciliśmy w lewą stronę, idąc schodami w górę przy murze otaczającym park, następnie w prawo przed szkołą, rozpoczęliśmy stromą wspinaczkę na szczyt. Mianowicie wzgórze Turo del Carmel (koordynaty 41°25'07.2"N 2°09'12.3"E), w opinii męża najlepszy punkt widokowy w Barcelonie, choć tylko na nim byliśmy. Ale mąż się nie myli w takich sprawach, więc ufam, że tak było.
Jeśli już wejdziesz na górę i zauważysz barwnie pomalowane kamienie, to znaczy, że jesteś we właściwym miejscu.

Image

Magia tego miejsca ma dwie odsłony, po pierwsze przed nami roztoczył się niesamowity widok 360 stopni. Panorama Barcelony powalała urokiem, po drugie panowała tam cudowna cisza. To nie jest miejsce oblegane turystycznie, bo to najmniej znany punkt widokowy z zarazem najtrudniejszym dojściem. Tu zobaczyłam i doceniłam piękno tego miasta i jego położenia, między morzem a górami.

Image

Image

Ze smutkiem, świadomi tego, że takiego wyciszenia jak tam, już nigdzie więcej w Barcelonie nie uświadczymy, zeszliśmy ze wzgórza kierując się w stronę Sagrada Familia. Odległość to około 3km. Dotarłszy na miejsce początkowo tylko rzuciliśmy okiem na samą bazylikę. Głód nie pozwalał nam delektować się jej widokiem. W pobliskim barze kupiliśmy kebab i dopiero z pełnymi brzuchami mogliśmy w pełni upajać się jej widokiem i obfotografować z każdej strony.
My nie zdecydowaliśmy się na zwiedzanie w środku, ze względu na koszty. Cena na osobę to 17€ za najtańszy bilet. Mimo, iż był to styczeń kolejka do kasy była duża, więc tak jak wszędzie piszą najlepiej kupić zawczasu, nawet poza sezonem.

Image

Image

Image

Image

Image

Nieodłącznym elementem bazyliki są dźwigi. Budowa trwa. Sagrada Familia była największym dziełem Gaudiego, jednak architekt nie doczekał końca budowy. I jak widać musiałby jeszcze trochę czekać. Chociaż przybliżona data ukończenia budowy to rok 2026, na stulecie śmierci Antonio Gaudiego.
Dla nas połączenie starej fasady ze współczesną nie do końca współgrało, ale też trudno wyrazić pełną opinie nie widząc środka.

Z wolna podziwiając po drodze Hiszpański Łuk Triumfalny zbudowany w 1888 roku, z okazji wystawy światowej, udaliśmy się do ostatniego naszego zaplanowanego punktu w tym dniu.

Image

Po drodze minęliśmy jeszcze Muzeum Korridy, gdzie odbyła się ostatnia walka byków w 2011 roku. Od roku 2012 obowiązuje zakaz walk w Katalonii.

Image

Byłł to dla mnie najbardziej oczekiwany moment wyprawy do Barcelony. A mianowicie zwiedzanie Muzeum Picassa, które znajduje się w dzielnicy La Ribera. W czwartki w godzinach 18.00-21.30 można zwiedzać muzeum bezpłatnie (taka sama możliwość jest w pierwsza niedzielę miesiąca w godzinach 9.00-19.00). Jednak bilety należy zarezerwować online nie wcześniej niż 4 dni przed datą zwiedzania. A z drugiej strony jak najszybciej po uruchomieniu zapisów.https://entrades.eicub.net:8443/muslink ... rupActiv=1
Ponieważ z domu na lotnisko wyjeżdżaliśmy o drugiej w nocy, to mąż nawet nie kładł się spać. Tak więc zaraz po 24 z niedzieli na poniedziałek przysiadł do komputera i zarezerwował wejściówki. I już kilka minut po północy najwcześniejsze godziny wejść były szybko zapełniane. Tak więc, nie polecam zostawiać tego na późniejszą chwilę, gdyż pewnie jest to nieosiągalne, co też potwierdziła później duża liczba zwiedzających.

W samym muzeum jest oczywiście toaleta i skrytki depozytowe na bagaże i okrycie wierzchnie. Bilety wystarczy mieć zapisane w telefonie, nie potrzebna jest wersja drukowana. Mimo dość sporej ilości osób zwiedzanie muzeum było przyjemnie komfortowe. W zasobach muzeum są wczesne prace artysty. Powstało ono jeszcze za życia Picassa, a inicjatorem jego powstania był przyjaciel malarza Jaume Sabartes. Poza muzeum w Barcelonie są jeszcze cztery inne, jednak to właśnie tu jest największa kolekcja prac artysty.

Image

Image

Image

Image

Tego wieczora odwiedziliśmy jeszcze kościół Santa Maria del Mar. Jest on przykładem niczym nie zmąconego stylu gotyckiego, powstał bowiem "jedynie w 55 lat", gdzie inne kościoły tego okresu były budowane przez znacznie dłuższy okres.

Image

Image

Po tak długim dniu udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
paweł p napisał:
Zarówno Sagrada Familia jak budynki Gaudiego bardzo zyskują po wizycie wewnątrz. Fakt bilety do najtańszych nie należą ale warto. Zawsze można się podzielić - jedna osoba zwiedza i robi zdjęcia. Za to jest powód by wrócić. ;) Niestety w dzisiejszych czasach na tłumy trzeba przymknąć oko.
To na pewno, zewnątrz to tylko liźnięcie. Ogólnie wszelakie wejścia w Hiszpanii są dość wysokie, ulgowe jeśli są to też nie za wiele niższe. To był wyjazd rodzinny ale atrakcje główne wybraliśmy pod córki, choć nie mówię że nam się nie podobały. Było już oceanarium, drugą opiszę, a trzecią to ta Barcelona, jak zsumować tylko bilety do dwóch wejść i autobusowy, to wychodzi z tego niemal 1/4 kosztów całego wyjazdu.
Maż jeszcze w domu zarzucił taki pomysł, bym tylko ja weszła do Sagrady i później im opowiedziała, ale to zupełnie nie pasuje na naszego podróżowania, albo razem bądź wcale. Zdjęcia akurat wewnątrz oglądaliśmy, wiedząc że tam nie będziemy.
Choć mimo, że przed wyjazdami staramy się wszystko dobrze zaplanować, to w zdjęcia planowanych miejsc zbyt dokładnie się nie zagłębiamy, gdyż później na miejscu powstaje wrażenie jakbyś już tu był i nie ma tego efektu zaskoczenia.
seth11 napisał:
Dzięki za relację, może się przydać ;)

Ps. Jakim sprzętem robiliście zdjęcia?
Bardzo się cieszę, choć w dzisiejszych czasach ciężko dodać jakąś nową informację, która nie chodziła by gdzieś w sieci ;)

Aparat to najzwyklejszy który wchodzi do każdej kieszeni, to główna jego zaleta. Kupiliśmy kiedyś na lato do zdjęć pod wodą Panasonic LUMIX DMC-FT30 https://www.panasonic.com/pl/consumer/k ... t30ep.html. Wydaje mi się, że z telefonów wychodzą lepsze, ale mąż woli tradycyjnie cykać.
Żadni z nas fotografowie, zwykłe strzały do albumu rodzinnego, też w żaden sposób tego nie obrabiamy tu.Piątek

Nasz drugi dzień w Barcelonie rozpoczęliśmy wczesnym rankiem, pobudka 6:30. Poranna toaleta, śniadanie, po czym plecaki na plecy i w drogę. Wyszliśmy przed 8:00, na ulicach panowała jeszcze ciemność. Żwawym krokiem udaliśmy się w stronę dworca, na który dzień wcześniej przyjechaliśmy.
Tym sposobem, całkowicie odpuściliśmy zwiedzanie południowo-zachodniej części miasta, mam na myśli wzgórze Montjuïc. Mąż trochę żałował, że nie zobaczy obiektów olimpijskich, tym bardziej że tydzień przed wyjazdem oglądał w telewizji powtórkę z finału tej imprezy w koszykówce USA-Chorwacja. Dream Team, chyba każdy o nim słyszał https://pl.wikipedia.org/wiki/Reprezent ... skich_1992.
Ale to była demokratyczna decyzja, nie wiedzieliśmy bowiem ile nam zajmie oglądanie innych miejsc które mieliśmy zaplanowane. A teren wydawał się spory i do tego pagórkowaty, my z tobołami, przez co mógł sporo sił odebrać już na początku dnia.

Fontanna Magica jak co roku w styczniu przechodzi remont, także ją jeszcze w domu wycięliśmy z planu. Choć akurat dla efektów świetlnych warta odwiedzenia po zmroku, a raczej nie mieli byśmy już sił na nią poprzedniego wieczora.
Również rano zadecydowaliśmy, iż nie i będziemy też szli na Plac Hiszpański. Po tym, ile razy zeszłego dnia przechodziliśmy przez skrzyżowania świetlne, za sprawą charakterystycznego dla tego miasta układu ulic, tworzących regularne kwartały o ściętych narożnikach (przede wszystkim dzielnica Eixample).

Image

Mieliśmy już trochę dość wielkomiejskiego ruchu, gwaru, uznaliśmy iż duże rondo z zapewne ogromem krążących po nim aut, nie jest tym z czym mamy ochotę obcować z rana.
Będąc już w tej tematyce, muszę tu wyrazić pozytywną opinię o kierowcach w Hiszpanii i ich przestrzeganiu przepisów względem pieszych. Brak jakiegokolwiek wjeżdżania na żółtym, czy gwałtownego hamowania przed przejściem. Znamienne także jest to, że tubylcy nigdy nie czekają na zapalenie się zielonego światła, a ruszają zaraz po tym kiedy dla aut zapali się czerwone.

W ten sposób obcięliśmy sporo wstępnie zaplanowanych a przynajmniej zaznaczonych miejsc z naszej mapy. Jednocześnie kilometrów do pokonania także.

Image0

Idąc w kierunku dworca (pkt 2 na mapie) z miejsca noclegu (pkt 1), mijaliśmy nieznany pomnik, gdzie mąż próbował nam wmówić, iż jest to mały Messi ze swoją pierwszą nagrodą Złotej Piłki ;)

Image

Na dworcu pozostawiliśmy nasze plecaki w skrytce. Skrytki są większe i mniejsze w cenach 3,5€ i 5€, zamykane na klucz. Nam wystarczyła mniejsza i jeszcze została wolna przestrzeń.

Image
Image

Trochę się zastanawialiśmy, gdzie nasze najcenniejsze rzeczy i jednocześnie te, bez których powrót do domu byłby znacznie utrudniony, będą bezpieczniejsze. Uznaliśmy, iż lepiej je mieć przy sobie i pilnować, niż zastanawiać co się z nimi dzieje. Tak więc zabraliśmy dokumenty, karty, gotówkę, dwa z czterech telefonów i aparat fotograficzny.

Ruszyliśmy dalej delektować się Barceloną.... No mówiąc delektować mam na myśli to, że zaczęliśmy od spaceru na churros. Trzeba było, oczywiście sprawdzić czy są równie smaczne jak te w Walencji. Sprawdzone grubsze, cieńsze i jeszcze te z czekoladą..... Pycha. Budka z churros, to kierunek w przeciwną stronę do reszty miejsc naszej mapy. https://www.google.com/maps/place/Churr ... d2.1849922. Po drodze nawet zastanawialiśmy się, czy jeszcze jacyś turyści byli by skłonni nadkładając kilometrów odejść od topowych atrakcji Barcelony, dla zwykłej budki z lokalnymi ciastkami. My tak, takie miejsca są na wymarciu, kto wie kiedy znikną z ulic i będzie równie ciężko znaleźć co langosze na Węgrzech.

Image

Za to znaleźliśmy się dość blisko Torre Agbar, biurowca otwartego w 2005 roku. Ze względu na swój kształt posiada wiele potocznych nazw.... między innymi Paluch.

Image

Po słodkim "obżarstwie" ruszyliśmy w dalsza drogę. Przeszliśmy jeszcze raz obok Arc de Triomf, cykając oczywiście kilka fotek.

Image

Image

Image

Z tego co widzieliśmy, aleję przyległą do łuku wieczorem zapełnia młodzież, oraz wszelkiej maści lokalni artyści.

Udaliśmy się do Katedry św. Eulalii. Chcieliśmy zobaczyć ją w czwartek, ale niestety nie zdążyliśmy już, gdyż zamykana jest o 19.30. Nie wiem czym to tłumaczyć, ale zwiedzanie w godzinach 8:45-12:45 jest bezpłatne, w godzinach 13:00-17:00 koszt zwiedzania to 6€, i ponownie od 17:15-19:30 wejście darmo.

Image

Katedra św. Eulalii jest przepiękna i zrobiła ogromne wrażenie. Jest najcenniejszym w Hiszpanii przykładem architektury gotyckiej.
Pojęciem katedry w Barcelonie bardzo często mylnie nazywana jest Sagrada Familia.

Poświęcona jest św. Eulalii, która była trzynastoletnią dziewicą, męczennicą, która zginęła w Barcelonie w czasie ostatnich prześladowań chrześcijan. Była ona torturowana, upokarzana. Historia głosi, że została ona publicznie obnażona, lecz nagle spadł śnieg, który oszczędził jej znieważenia. W wewnętrznym ogrodzie katedry znajduje się staw po którym pływa trzynaście gęsi symbolizujących wiek patronki.

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (12)

tropikey 24 stycznia 2020 22:36 Odpowiedz
A kiedy Barcelona? Oby przed 8. lutego (gdy tam lecimy ;) ).
jaww 24 stycznia 2020 23:00 Odpowiedz
tropikey napisał:A kiedy Barcelona? Oby przed 8. lutego (gdy tam lecimy ;) ). Barcelona w czwartek (naszego wyjazdu ;) ) - ale nie będą to same ochy i achy, więc czytasz na swoją odpowiedzialność.
eskie 27 stycznia 2020 08:07 Odpowiedz
1. Kiepsko mi się zdjęcia wczytują, tylko w tej relacji i być może tylko mi.2. Jakoś mało w tej relacji Was, jest taka poprawna jak wypracowanie w 1 klasie liceum. Albo ja jestem na niewłaściwej ulicy.
kkl1976 27 stycznia 2020 16:58 Odpowiedz
Informacje praktyczno techniczne zapisane. Przydadzą się w lutym.
jaww 27 stycznia 2020 20:45 Odpowiedz
eskie napisał:...Już tylko kilka godzin i wtorek ;) kkl1976 napisał:Informacje praktyczno techniczne zapisane. Przydadzą się w lutym. Fajnie, że coś komuś się przyda.
eskie 2 lutego 2020 00:05 Odpowiedz
Miło się czyta, ale przeredaguj to zdanie, bo padłaś ofiarą własnej politpoprawności. :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: "Niemniej organizacja, informacja, czystość w miejscu gdzie codziennie przewijają się setki ludzi mniej zamożnych jest na akceptowalnym poziomie."Czyli co?1. Pomimo mnustwa żuli siedzących pod ścianami jest czysto.2. Jestem tak bogata paniusia, że inni mi śmierdzą.Ad. 1 chyba o to chodzi, tylko chciałaś jakoś tak delikatnieAd. 2 z Twojej relacji wynika, że jesteś normalna (i dobrze :D :D :D )
pawel-p 2 lutego 2020 07:34 Odpowiedz
Zarówno Sagrada Familia jak budynki Gaudiego bardzo zyskują po wizycie wewnątrz. Fakt bilety do najtańszych nie należą ale warto. Zawsze można się podzielić - jedna osoba zwiedza i robi zdjęcia. Za to jest powód by wrócić. ;) Niestety w dzisiejszych czasach na tłumy trzeba przymknąć oko.
jaww 2 lutego 2020 14:14 Odpowiedz
eskie napisał:Miło się czyta, ale przeredaguj to zdanie, bo padłaś ofiarą własnej politpoprawności. :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: "Niemniej organizacja, informacja, czystość w miejscu gdzie codziennie przewijają się setki ludzi mniej zamożnych jest na akceptowalnym poziomie."Czyli co?1. Pomimo mnóstwa żuli siedzących pod ścianami jest czysto.2. Jestem tak bogata paniusia, że inni mi śmierdzą.Ad. 1 chyba o to chodzi, tylko chciałaś jakoś tak delikatnieAd. 2 z Twojej relacji wynika, że jesteś normalna, więc chyba nie to Masz faktycznie rację, całkiem niefortunnie zostało to sformułowane, a wręcz użyte, tym bardziej, że w rzeczywistości było dużo lepiej niż się spodziewaliśmy, że będzie po przeczytanych opisach. Przez nie powstało dość negatywne wyobrażenie miejsca, które może niekoniecznie chcielibyśmy pokazywać dzieciom. Więc nawet nie chcę bronić tej frazy czy wyjaśniać, gdyż po głębszym zastanowieniu nijak nie pasuje do zastanego, widzianego stanu i zupełnie niepotrzebny był ten wpis.
seth11 2 lutego 2020 17:22 Odpowiedz
Dzięki za relację, może się przydać ;) Ps. Jakim sprzętem robiliście zdjęcia?
jaww 2 lutego 2020 19:20 Odpowiedz
seth11 napisał:Dzięki za relację, może się przydać ;) Ps. Jakim sprzętem robiliście zdjęcia? Bardzo się cieszę, choć w dzisiejszych czasach ciężko dodać jakąś nową informację, która nie chodziła by gdzieś w sieci ;)Aparat to najzwyklejszy który wchodzi do każdej kieszeni, to główna jego zaleta. Kupiliśmy kiedyś na lato do zdjęć pod wodą Panasonic LUMIX DMC-FT30 https://www.panasonic.com/pl/consumer/k ... t30ep.html. Wydaje mi się, że z telefonów wychodzą lepsze, ale mąż woli tradycyjnie cykać.Żadni z nas fotografowie, zwykłe strzały do albumu rodzinnego, też w żaden sposób tego nie obrabiamy tu.
grzes830324 6 października 2020 12:08 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja, przypomniala mi pobyty w obu miastach. Zaskoczony jestem Waszą pogodą w styczniu. Kiedy byłem w Barcelonie w listopadzie było 20-kilka stopni i ludzie się jeszcze kąpali w morzu. Walencja styczniowa byla dość chłodna i deszczowa. Tegorooczna Andaluzja w styczniu również na 10 dni 6 deszczu. Za to wolę chyba jednak nieco deszczu na zwiedzaniu niż takie przygody na powrocie. Grunt, że wszystko się udało :-) do orchaty koniecznie trzeba było dokupić farfones - i mielibyscie typowe walencjanskie śniadanie. No i i nigdzie nie trafilem na opis degustacji ichniejszego napitku - aqua di valencia :-) ?
jaww 10 października 2020 12:04 Odpowiedz
Pogodę rzeczywiście trafiliśmy super, w najcieplejszych momentach dnia spacerowaliśmy po plaży w krótkim rękawku. Jedynie ostatni dzień był deszczowy, więc cieszyliśmy się że tylko ten jeden, gdyż równie dobrze mogliśmy trafić odwrotnie.Na barcelońskiej plaży byliśmy świadkiem jak dziewczyna toples weszła do morza, ale to już był wyczyn. ;)Na powrocie nie czuliśmy jakiegoś stanu zagrożenia, a jedynie uciążliwe było narastające zmęczenie całą sytuacją. Raczej więc to wspominamy z uśmiechem jako element przygody, choć też nie chcieli byśmy tego doświadczać ponownie, raz wystarczy. ;)Aqua di valencia, tego typu napitki nas nie ciągną, gdyby była okazja nie mówimy nie, ale specjalnie nie szukaliśmy. Jeśli chodzi o farfones, nie doczytaliśmy i nie znamy.