Wybieramy Playa del Jablillo na nasz punkt. W końcu... udało się nam zamoczyć maski
:) Spokojna zatoczka z dużą ilością skałek po bokach. Ilość rybek w wodzie całkiem spora tylko woda jakby bardziej bałtycka niż kanaryjska, ale po wielu nieudanych próbach kąpieli w końcu się udało.
Na plaży dominowali Brytyjczycy, ale spotkaliśmy też Polkę. Po owocnym pobycie wracamy do auta i kierujemy się do portu, gdzie zostawiam dziewczyny, a sam jadę do Avisa. Zdanie auta poszło sprawnie, ale jest duża kolejka do busa na lotnisko ma być za jakiś czas. Po kilku minutach czekania idę do biura spytać się: za ile minut będzie bus 10-15. A czy mógłby Pan mi zadzwonić po taxi? Bo i tak muszę jechać do miasta, a nie na lotnisko. Zadzwonił i taxi też ok 10 minut ale przynajmniej odpada czas na szukanie na lotnisku. Po chwili do bramy przy parkingu podchodzi młodzi chłopak i dziewczyna. Mają zawieszone karty pokładowe na smyczach i widzą też moją, więc szybko się dogadujemy na wspólny podjazd. Młoda para Niemców jest z tego samego statku. Ich taxi zamówiła pani z placu, gdzie zdaje się auta, więc zaproponowałem, że pójdziemy odwołać jedną taksówkę. Po kilku minutach przyjeżdża i możemy ruszyć do portu. Całą drogę rozmawiamy o rejsach. Podobnie jak moi poprzedni współpasażerowie, ci też są na pierwszym rejsie i są bardzo zadowoleni. Planują już następny więc interesowało ich moje porównanie AIDA vs MSC vs Costa
Dziewczyny znajduję jak zawsze we Fuego, a córka jak zwykle przy skrzydełkach. Idziemy się ogarnąć do pokoju, dokończyć pakowanie, a później teatr i wizyta w bufecie. Idziemy do Beach Club, bo jest bufetem z lepszym wystrojem i to dobra decyzja, bo tam dają pożegnalnego szampana. Nie jest to jakoś specjalnie ogłoszone i afiszowane ale dostrzegłem stojące w kącie kieliszki. Dodatkowo córka spotkała swoje koleżanki ze Szczecina. Poznałem się wcześniej z ich tatą, więc chwilę wszyscy rozmawiamy i umawiamy się 10 osobową ekipą na koncert o 22 na basenie wewnętrznym. Koncert to mix klasyki pop i rocka. Dość późno wracamy do kajuty, a jutro zejście ze statku.
Dzień 11 Wstajemy nieco wcześniej niż zwykle i kończymy pakowanie. Wczoraj celowo nie oddawaliśmy walizki, bo nie chcemy czekać na nią w terminalu. Na Kanarach teoretycznie nie powinno być problemu z czekaniem na bagaże nadawane, bo statek jest od 6 w porcie ale woleliśmy sprawnie zejść na ląd. Po śniadaniu wracamy po rzeczy. Kajutę musimy opuścić do 9 i taką sobie założyliśmy godzinę zejścia. Kilka minut musimy czekać na windy, bo ruch z walizkami jest duży. Na zewnątrz już od rana gorąco, a na postoju taxi same małe. Jeden z kierowców powiedział, że załatwi dużą, ale nie było pewności, bo tego nie potwierdził. Po kilku minutach jak już zaczynałem dzwonić po różnych firmach pojawia się większy bus. Po drodze okazało się, że za bramą portową jest więcej taksówek, w tym duże.
W trakcie jazdy na lotnisko zamknięto jeden z tuneli na autostradzie. Ogólnie mieliśmy duży zapas czasu, ale licznik taksometru bił. Na szczęście po kilku minutach puścili ruch. Na lotnisku jesteśmy jakeś niecałe 4 godziny przed odlotem i Discover ma jeszcze zamknięty check-in. Ogólnie jest dziki tłum czarterów - głównie Niemcy, Brytyjczycy i solidna reprezentacja Skandynawów. Tłum jest tak dziki, że zablokował przejścia przez terminal. Ludzie robili kolejki od okienka do przeciwległej ściany.
Check-in otwiera się 3 godziny przed lotem (który jest opóźniony o 35-40 minut), Nadajemy duże bagaże i chcę nadać też 3 podręczne ale pani oznajmia, że nie może ich przyjąć. Mówię, że mam maila z informacją, że Discover chętnie przyjmie nasze podręczne bagaże. To ją przekonuje. Po kontroli bezpieczeństwa udajemy się prosto do saloniku przepalić nasze 3 ostatnie wejścia na PP. Proponuję siostrze wejście za 31$ za osobę, ale stwierdzają, że poszukają czegoś na hali. Tymczasem podczas rejestracji do saloniku córka weszła za free. Salonik był wypchany po brzegi ale jak już znajdujemy stolik to dzwonię do siostry, że zostało nam jedno darmowe wejście. Okazało się, że na hali odlotów praktycznie nie ma wolnych miejsc żeby usiąść i coś zjeść albo napić się kawy więc chętnie korzystają.
Nasz opóźniony lot ma bramkę blisko saloniku, więc siedzimy do oporu. Po załadunku samolot złapał jeszcze trochę opóźnienia, a nasz przesiadka we Frankfurcie dość ciasna. Siostra zestresowana, bo chciałby sprawnie dotrzeć do domu. My i tak mamy jeszcze nocną jazdę autem, więc perspektywa noclegu we Frankfurcie i ewentualnego odszkodowania oraz dotarcia do domu rano jawi nam się kusząco, więc podchodzimy do tematu na luzie.
Ostatecznie docieramy z kilkunastu minutowym zapasem czasu, wysiadamy rękawem, a bramka do Poznania jest dość blisko. Pozostaje kwestia bagaży, ale już siedząc w samolocie do Poznania widzę na aplikacji, że są zapakowane do samolotu.
Tak oto nasza kanaryjska przygoda dobiegła końca. Podsumowując: - zaczynaliśmy rejsowanie od AIDA i czujemy lekki zawód, bo albo nasza pamięć nieco podkolorowała poprzednie rejsy albo armator spuścił nieco z tonu. - jeśli chodzi o sam statek Cosma, to jak na duży statek jest dość dobrze zorganizowany, ale ma kilka mniejszych mankamentów i jeden poważny w postaci dramatycznie małego teatru. - bufety są niższej jakości niż to zapamiętaliśmy ale restauracje tematyczne nadrabiają - same wyspy wywołały u nas mieszane uczucia. Gran Canaria i Teneryfa za specjalnie nas nie urzekły, Madera również chyba nie spełniła oczekiwań. Inne wyspy, które kiedyś odwiedziliśmy sprawiały lepsze wrażenie. - za to Lanzarote to już inna bajka. Krajobraz, architektura, spokojniejsze tempo nas urzekły do tego stopnia, że mamy plan na powrót w ten rejon dla dokończenia zwiedzania Lanzarote i Fuerteventury.
@JIKNie pomyślałem, że może tam taki sklep być. Kupiliśmy w Carrefourze za 50E @myca007tragedii nie było, ale ogólnie jest spora różnica między morzem, a oceanem. Był taki moment jak wypływaliśmy z Teneryfy, że z restauracji wychodziłem od ściany do ściany i pytam się: to wino czy tak buja? Ale córka potwierdziła, że ona ma 8 lat i też tak idzie
:) Tyle, że to było po tej burzy/sztormie który tam przeszedł więc ocean był jeszcze mocno wzburzony. Szerzej będzie o tym w relacji.
Jakby co to na Luis Morote jest ileś tam sklepów z walizkami i ceny mają przyzwoite - zostawiam dla potomności, jakby ktoś szukał blisko portu, a nie chciało mu się lecieć do Carrefura i Primarka w CC Las Arenas. Mnie kiedyś też Discover rozwalił walizkę- dużo bujania z nimi było.
-- 25 Lis 2025 15:01 -- JIK napisał:@bruce09lili z tego co pamiętam blisko Las Palams jest Primark, a tam kupisz - tanią (?) - walizkę.Na wyspach są ogromne China Market, tam też na pewno walizki były... to na przyszłość jakby ktoś potrzebował... -- 25 Lis 2025 15:18 -- bruce09lili napisał:O ile wczoraj teren był trudny, to dzisiaj sklasyfikowałbym jako bardzo trudny. Kolejnym celem jest Caldera de Bandama. Parkujemy przy klubie golfowym i fotografujemy idealnie okrągły krater..Jeśli ta droga była dla Ciebie bardzo trudna to dobrze, że nie jechałeś wschodnim wybrzeżem z południa na północ GC-200
@piekara114Może trochę dramatyzuje na potrzeby opowieści ? ale było kilka dziwnych przejazdów. Jedna droga była dość wąska i trzeba było szukać jakiś miejsc do mijanek. Raz też miałem sytuację że dojeżdżam do stopu i mam maskę zadartą tak absurdalnie do góry że nie byłem w stanie się rozejrzeć. Zastanawiam się czy niskie auto w tym miejscu by się nie zawiesiło.
Gran Canaria też mnie nie urzekła, na pierwszym miejscu (z Kanarków) Fuerta, a potem Lanzarote. Może na brak wow na dwóch dużych wyspach (i na Maderze) miała wpływ pogoda i sporo czasu w aucie? efekt lizania lizaka przez papierek... niby jest, ale sporo brakuje...Zastanowiło mnie jedno, czemu zamawiałeś auta na lotnisku i traciłeś czas na dojazdy? Skoro w portach lub miasteczku przy porcie Cicar ma swoje oddziały...
Czytałem całą relację z zaciekawieniem, bo w styczniu ten sam statek i ten sam rejs mamy.Co do samochodów na lotniskach to pewnie chodzi o cenę, bo w porcie liczą sobie 2x drożej. Jeśli można kilka pytań bardziej szczegółowych (podstawy już znam bo rejsowałem z AIDĄ): 1. Obawiamy się najbardziej pogody i mocnego bujania. Mógł byś szerzej opisać czy jest to uciążliwe? Czy masz wiedzę jakie były fale/warunki że statek nie popłynął na jedną z wysp?2. W jakich godzinach było pierwsze wejście na statek na GC?3. Ile kosztują drinki bez pakietów? W internecie znalazłem od 6-10e, nadal aktualne?4. Gazetki już nie przynoszą do kabin?5. Czy na Teneryfie można kupić bilety na autobusy u kierowcy? Będziemy w 4 os i czy jest to bezproblemowe?
@piekara114Samochody zamawiałem na lotniskach ze względu na cenę. Różnica czasami była 130 zł vs 550 zł, więc nawet po doliczeniu taxi wychodziło taniej. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że bardzo wielu Niemców (co jest dla mnie pozytywnym zaskoczeniem) wypożyczało auta z rejsu. Na Lanzarote i Teneryfie nawet któraś lokalna wypożyczalnia miała oddział w samym porcie, ale to się szybko rozchodzi. Maderę bym klasyfikował gdzieś pomiędzy Gran Canarią, Teneryfą, a Lanzarote i Fuerteventurą. Może przy głębszym zwiedzeniu wrażenie byłoby lepsze. Sama Teneryfa i GC były bardzo komercyjne. Miejscowości nadmorskie jakoś tak dziwnie z naszym przysłowiowym Mielnem nam się kojarzyły. Pewnie wrażenie potęguje też to, że byliśmy na różnych wyspach w różnych rejonach świata, więc też trochę ciężko nas zachwycić. @dbw861. Wydaje mi się, że na oceanie buja nieco mocniej niż na morzach, ale Cosma to był duży statek, więc aż tak nie było tego czuć. Tylko raz porządnie bujało jak po burzy wypływaliśmy z Teneryfy. Wydaje mi się, że to było tylko na początkowym etapie, jak już statek wypłynął na ocean to było lepiej. To było w dzień, kiedy odwołano Fuerteventurę ale nie umiem określić jak mocno bujało w czasie przymusowego postoju. Zamknięto wszystkie porty na Kanarach i nie wiem na ile to profilaktyka, ale coś tam pisali w internetach o wielkich falach. 2. od 143. Powiedziałbym, że od 7-11 Euro. Mam PDF z menu z baru basenowego. Mogę wysłać. 4. Nie. Wszystko jest na aplikacji i w TV. Wydaje mi się, że papierowa jest na życzenie. 5. Nie wiem, bo jeździliśmy autem.
Podejrzewam, że na Fuerte nie poplyneliście z powodu sztormu Claudia, który uderzył w Kanary 11-13.XI. 13go jego końcówka uderzyła w Lanzarote (na której akurat byłam, 4 statki wycieczkowe nie dostały zgody na wpłynięcie do portu, dzień wcześniej przyjmował port statki z Fuerty): dla mnie to był deszcz i trochę wiatru (do halnego bardzo mu było daleko), ale na Teneryfie było już mocno nieciekawie. W wyniku fal, które uderzyły w falochron 3 osoby zginęły (są w necie filmiki), dużo zniszczeń, podpopień (tak to pokazywali w hiszpańskiej tv).
Tak, to ten sztorm. Z tego co wiem od taksówkarza, który wiózł mnie na lotnisko po auto, to 13.11 w porcie na Lanzarote uziemiona była, któraś mniejsza AIDA, chyba Bella. 12 listopada na Teneryfie pogoda popsuła się dopiero późnym popołudniem, a 13 w dodatkowym dniu było dość wietrznie i większa część wyspy pochmurna. Ale jak pisałem w relacji - udało nam się naleźć spokojne miejsce, gdzie można było plażować. Pas słońca zaczynał się na południe od Santa Cruz, a kończył na lotnisku południowym. Dalej na zachód za lotniskiem już była beznadziejna pogoda.
Wybieramy Playa del Jablillo na nasz punkt. W końcu... udało się nam zamoczyć maski :) Spokojna zatoczka z dużą ilością skałek po bokach. Ilość rybek w wodzie całkiem spora tylko woda jakby bardziej bałtycka niż kanaryjska, ale po wielu nieudanych próbach kąpieli w końcu się udało.
Na plaży dominowali Brytyjczycy, ale spotkaliśmy też Polkę. Po owocnym pobycie wracamy do auta i kierujemy się do portu, gdzie zostawiam dziewczyny, a sam jadę do Avisa. Zdanie auta poszło sprawnie, ale jest duża kolejka do busa na lotnisko ma być za jakiś czas. Po kilku minutach czekania idę do biura spytać się: za ile minut będzie bus 10-15. A czy mógłby Pan mi zadzwonić po taxi? Bo i tak muszę jechać do miasta, a nie na lotnisko.
Zadzwonił i taxi też ok 10 minut ale przynajmniej odpada czas na szukanie na lotnisku. Po chwili do bramy przy parkingu podchodzi młodzi chłopak i dziewczyna. Mają zawieszone karty pokładowe na smyczach i widzą też moją, więc szybko się dogadujemy na wspólny podjazd. Młoda para Niemców jest z tego samego statku. Ich taxi zamówiła pani z placu, gdzie zdaje się auta, więc zaproponowałem, że pójdziemy odwołać jedną taksówkę. Po kilku minutach przyjeżdża i możemy ruszyć do portu. Całą drogę rozmawiamy o rejsach. Podobnie jak moi poprzedni współpasażerowie, ci też są na pierwszym rejsie i są bardzo zadowoleni. Planują już następny więc interesowało ich moje porównanie AIDA vs MSC vs Costa
Dziewczyny znajduję jak zawsze we Fuego, a córka jak zwykle przy skrzydełkach. Idziemy się ogarnąć do pokoju, dokończyć pakowanie, a później teatr i wizyta w bufecie. Idziemy do Beach Club, bo jest bufetem z lepszym wystrojem i to dobra decyzja, bo tam dają pożegnalnego szampana. Nie jest to jakoś specjalnie ogłoszone i afiszowane ale dostrzegłem stojące w kącie kieliszki. Dodatkowo córka spotkała swoje koleżanki ze Szczecina. Poznałem się wcześniej z ich tatą, więc chwilę wszyscy rozmawiamy i umawiamy się 10 osobową ekipą na koncert o 22 na basenie wewnętrznym. Koncert to mix klasyki pop i rocka. Dość późno wracamy do kajuty, a jutro zejście ze statku.
Dzień 11
Wstajemy nieco wcześniej niż zwykle i kończymy pakowanie. Wczoraj celowo nie oddawaliśmy walizki, bo nie chcemy czekać na nią w terminalu. Na Kanarach teoretycznie nie powinno być problemu z czekaniem na bagaże nadawane, bo statek jest od 6 w porcie ale woleliśmy sprawnie zejść na ląd. Po śniadaniu wracamy po rzeczy. Kajutę musimy opuścić do 9 i taką sobie założyliśmy godzinę zejścia. Kilka minut musimy czekać na windy, bo ruch z walizkami jest duży. Na zewnątrz już od rana gorąco, a na postoju taxi same małe. Jeden z kierowców powiedział, że załatwi dużą, ale nie było pewności, bo tego nie potwierdził. Po kilku minutach jak już zaczynałem dzwonić po różnych firmach pojawia się większy bus. Po drodze okazało się, że za bramą portową jest więcej taksówek, w tym duże.
W trakcie jazdy na lotnisko zamknięto jeden z tuneli na autostradzie. Ogólnie mieliśmy duży zapas czasu, ale licznik taksometru bił. Na szczęście po kilku minutach puścili ruch. Na lotnisku jesteśmy jakeś niecałe 4 godziny przed odlotem i Discover ma jeszcze zamknięty check-in. Ogólnie jest dziki tłum czarterów - głównie Niemcy, Brytyjczycy i solidna reprezentacja Skandynawów. Tłum jest tak dziki, że zablokował przejścia przez terminal. Ludzie robili kolejki od okienka do przeciwległej ściany.
Check-in otwiera się 3 godziny przed lotem (który jest opóźniony o 35-40 minut), Nadajemy duże bagaże i chcę nadać też 3 podręczne ale pani oznajmia, że nie może ich przyjąć. Mówię, że mam maila z informacją, że Discover chętnie przyjmie nasze podręczne bagaże. To ją przekonuje. Po kontroli bezpieczeństwa udajemy się prosto do saloniku przepalić nasze 3 ostatnie wejścia na PP. Proponuję siostrze wejście za 31$ za osobę, ale stwierdzają, że poszukają czegoś na hali. Tymczasem podczas rejestracji do saloniku córka weszła za free. Salonik był wypchany po brzegi ale jak już znajdujemy stolik to dzwonię do siostry, że zostało nam jedno darmowe wejście. Okazało się, że na hali odlotów praktycznie nie ma wolnych miejsc żeby usiąść i coś zjeść albo napić się kawy więc chętnie korzystają.
Nasz opóźniony lot ma bramkę blisko saloniku, więc siedzimy do oporu. Po załadunku samolot złapał jeszcze trochę opóźnienia, a nasz przesiadka we Frankfurcie dość ciasna. Siostra zestresowana, bo chciałby sprawnie dotrzeć do domu. My i tak mamy jeszcze nocną jazdę autem, więc perspektywa noclegu we Frankfurcie i ewentualnego odszkodowania oraz dotarcia do domu rano jawi nam się kusząco, więc podchodzimy do tematu na luzie.
Ostatecznie docieramy z kilkunastu minutowym zapasem czasu, wysiadamy rękawem, a bramka do Poznania jest dość blisko. Pozostaje kwestia bagaży, ale już siedząc w samolocie do Poznania widzę na aplikacji, że są zapakowane do samolotu.
Tak oto nasza kanaryjska przygoda dobiegła końca. Podsumowując:
- zaczynaliśmy rejsowanie od AIDA i czujemy lekki zawód, bo albo nasza pamięć nieco podkolorowała poprzednie rejsy albo armator spuścił nieco z tonu.
- jeśli chodzi o sam statek Cosma, to jak na duży statek jest dość dobrze zorganizowany, ale ma kilka mniejszych mankamentów i jeden poważny w postaci dramatycznie małego teatru.
- bufety są niższej jakości niż to zapamiętaliśmy ale restauracje tematyczne nadrabiają
- same wyspy wywołały u nas mieszane uczucia. Gran Canaria i Teneryfa za specjalnie nas nie urzekły, Madera również chyba nie spełniła oczekiwań. Inne wyspy, które kiedyś odwiedziliśmy sprawiały lepsze wrażenie.
- za to Lanzarote to już inna bajka. Krajobraz, architektura, spokojniejsze tempo nas urzekły do tego stopnia, że mamy plan na powrót w ten rejon dla dokończenia zwiedzania Lanzarote i Fuerteventury.