Zaczyna się chmurzyć i postanawiamy, że czas wracać na statek. Odwożę dziewczyny do portu a sam wracam na lotnisko. Z biura Avis busik zawozi mnie na lotnisko, a przystanku czeka autobus, ale to był do jakiegoś innego miasta. Jak ruszył to dwie osoby za nim biegły, ale kierowca ich nie widział, albo nie chciał widzieć. Zrezygnowani podeszli do rozkładu i pytam ich gdzie jadą? Powiedzieli, że do Santa Cruz De Tenerife, ale pytam gdzie dokładnie, bo może wzięlibyśmy razem taxi na pół. Okazało się, że są Niemcami z tego samego statku. Postanowiliśmy jechać razem... i okazało się, że są z nimi dwie nastoletnie córki, więc jest nas 5 i musimy wziąć większe auto. Na szczęście dość szybko podjeżdża większy busik. W taxi sporo rozmawiamy. Okazuje się, że to ich pierwszy rejs, więc byli zainteresowani moją opinią na temat innych linii i statków. Na rozmowie podróż zleciała szybko, a jak przyszło do podziału płatności ... to okazało się, że nic nie chcą i oni się uparli płacić za wszystkich. Później jeszcze ich widziałem jak wychodzili z jednej z tematycznych restauracji. Widać skorzystali z mojej rady. Nie mieli rezerwacji i nie było już miejsc, ale powiedziałem im, że jak się pójdzie i poczeka to czasami ktoś kto miał rezerwację nie przyjdzie i miejsce się zwalnia.
Na Teneryfie jest załadunek nowej tury i akurat przyjechały autobusy z jakiegoś czarteru i zrobił się dziki tłum. Niestety wszyscy byli w jednej kolejce. Dopiero po 10-15 minutach z terminalu wyszła pani i poprosiła osoby z kartami pokładowymi do innej kolejki. W międzyczasie dziewczyny wysyłają mi wiadomość, że ze względu na burzę zamykają porty i zostajemy do 18 kolejnego dnia na Teneryfie. Dziewczyny znalazłem we Fuego i tam wziąłem sobie kawę i analizujemy naszą sytuację. Auto oddane, a załatwienie nowego będzie drogie. Z drugiej strony dostaniemy solidny zwrot za Teide więc można spróbować uciec taxi na jakiś spokojniejszy koniec wyspy i poplażować. Na zewnątrz zaczyna padać. Strasznie szkoda mi Fuerteventury.
Było już dość późno więc poszliśmy się ogarnąć do pokoju. Dzisiaj planujemy iść do azjatyckiego bufetu. Bufety otwierają się od 18 co pół godziny. Azjatycki otwiera się o 19 i jest czynny do 22 ale jest zawsze wypchany po brzegi. Przyjmujemy strategię, że pójdziemy do teatru na 19 i ok 20 już powinno być luźniej. W teatrze ma być dzisiaj show Steampunk Circus i powiem tylko tyle, że to był zdecydowanie najlepszy show jaki kiedykolwiek widziałem na statku. To była taka uczta dla oczu, że nie wiedziałem w którą część sceny kierować wzrok. Kostiumy, akrobacje, taniec, muzyka - wszystko na świetnym poziomie. Wydaje mi się, że córka ma coś na telefonie. Jak uda mi się to zgrać to wrzucę w kolejnej części relacji.
Od razu po spektaklu idziemy do azjatyckiego bufetu i moja teoria o rozładowaniu ruchu po godzinie była błędna. Znaleźliśmy ledwie jeden stolik, a kolejki do bufetów były gigantyczne. Hitem była pierś z kaczki i lody o smaku matcha. Reszta tyłka nie urywała i pamiętam, że na innych statkach AIDA poziom azjatyckich bufetów był lepszy. Dość długo tam siedzimy, bo dobieranie potraw oznacza długie stanie, więc postanawiamy zwinąć się do kajut i szykować się na kolejny dzień.
Dzień 9 Jak wczoraj postanowiliśmy tak zrobiliśmy i od razu po śniadaniu schodzimy szukać busa. Pod samym statkiem są same małe i każą nam iść pod bramę. Tam stoją większe taxi. Podczas rozmowy z panią taksówkarką mamy do wyboru Puerto de la Cruz za 170 Euro lub Playa de Las Americas na południu za 230 E. Nie chcemy wracać w to samo miejsce, więc nieco targujemy i jedziemy na Playa de Las Americas. Prognoza to 23 stopnie i lekkie chmury. Całą drogę świeci piękne słońce i wszyscy są w dobrych nastrojach. Ja się cieszę, że wreszcie zamoczę te cholerne maski do snoorklingu, które targam cały tydzień z nami. Nic bardziej mylnego. Na miejscu momentalnie się chmurzy i jest zimno. Na plaży czerwone flagi a fala tylko dla surfingu. Kręcimy się po okolicy ale zrezygnowani wchodzimy na kawę do jakiegoś lokalu licząc, że może się poprawi. Dzieciaki jedzą pizzę i czekamy na rozwój pogody.
Zrezygnowani wracamy do pani taksówkarki i zaczynam negocjacje co dalej. Mówię jej, że po drodze była lepsza pogoda, mamy jeszcze 2 godziny i nie chcemy tutaj siedzieć. Poszukałem jej jakąś plażę we względnej zatoczce (Playa De Tajao) w połowie drogi powrotnej i uzgodniliśmy, że zaczniemy tam i będziemy sprawdzać po drodze czy są jakieś lepsze warunki. To na szczęście był dobry krok. Plaża wprawdzie kamienista (mieliśmy buty więc to nie problem) ale za to słońce, ciepło i nieco mniejsza fala. Nieco mniejsza ale nadal nie taka żeby się spokojnie kąpać. Problemem były latające wszędzie kamienie. Pewnie dalej był spokój ale najpierw trzeba pokonać ten pierwszy etap.
Na szczęście udało się pomoczyć, złapać słońca. Pani taksówkarka była nieco zdziwiona, że nas interesowało kąpanie w oceanie, bo u nich to jest zima i oni się nie kąpią. Jak jej powiedzieliśmy, że u nas woda latem jest zimniejsza to zrozumiała. Wracamy koło 15 do portu i wsiadamy na statek.
Jest już po lunchu, więc siedzimy we Fuego. Wpadam na pomysł zmiany planów, bo dzisiaj mamy kolację we włoskiej knajpie, a jutro planowaliśmy iść wieczorem na burgera. Pomyślałem, że może teraz burger, bo jest czynny do 16. Ja czekam, aż córka skończy swoje codzienne skrzydełka, a żona idzie do burgerowni sprawdzić jak z miejscem. Udaje się jej złapać stolik. Do Fuego przychodzi również siostra i siostrzenica. Jeszcze tutaj będę jakiś czas więc zostawiam z nimi córkę i biegnę do burgerowni. Do wyboru jest kilka rodzajów burgera. Żona bierze wołowego, a ja łososiowego + zamawiamy przystawki i piwo. Oczywiście to był strategiczny błąd w kontekście kolacji bo zbyt się najadłem
:)
Po południu trochę kręcimy się po statku, trochę odpoczywamy, trochę pakujemy już niepotrzebne graty. No i najgorsze, czyli czyszczenie butów plażowych z piachu.
Wieczorem nie ma nic ciekawego w teatrze więc od razu kręcimy się w poszukiwaniu bufetów bardziej na wino niż jedzenie, bo za chwilę włoska restauracja. We włoskiej z całej 4 rezerwacyjnych knajp było najsłabsze jedzenie. Żona miała smaczny sos śmietanowy, a ja zamówiłem zupę parmezanową, Rigatoni Puttanesca, co już brzmiało dość dziwnie, bo Włosi są ortodoksyjni i to nie jest odpowiedni makaron do tego sosu. Do tego sos był taki dość mało wyrazisty. Nieskromnie napiszę, że w domu robią lepszą Puttanesce
:) na danie główne zamówiłem profilaktycznie małże, bo wiedziałem, że niczym dużym sobie nie poradzę... no i spotkała mnie niespodzianka:
Dostałem wielki garnek małż
:) dałem radę 3/4 i się poddałem
Jutro ostatni punkt programu.Dzień 10
Na dzisiaj zostało nam Lanzarote. Wczoraj postanowiliśmy, że pojadę sam po auto a dziewczyny zejdą ze statku jak już ruszę z lotniska. Po śniadaniu jeszcze przed 8 schodzę na ląd i ... nikogo nie ma. Żadnej taksówki, tylko dwie osoby wychodzą ze statku i gdzieś idą na pieszo. Po chwili widzę, że do bramy zbliża się coś co z daleka wygląda jak taxi. Jak podjechało bliżej to rzeczywiście okazało się taxi. Taksówkarz powiedział, że ruch zacznie się tak koło 8.30. Kierowca wie, że Avis jest poza lotniskiem i od razu mnie tam wyrzuca. Sama procedura auta szybko i sprawnie i mogę ruszać dalej. Drugi raz dostaję podczas pobytu na wyspach VW Polo i znów nie mogę podłączyć android auto. Mój telefon i Polo są niekompatybilne.
Wracam do portu i nieco się gubię, bo strasznie nisko świecące słońce mnie oślepia i przegapiam zjazd ze skrzyżowania. Muszę trochę pokluczyć po uliczkach jednokierunkowych. Dziewczyny czekają przed portem. Zaczynamy od uroczych miasteczek Uga i Yaiza.
Jest dość wcześniej więc nie ma problemów z zaparkowaniem.
@JIKNie pomyślałem, że może tam taki sklep być. Kupiliśmy w Carrefourze za 50E @myca007tragedii nie było, ale ogólnie jest spora różnica między morzem, a oceanem. Był taki moment jak wypływaliśmy z Teneryfy, że z restauracji wychodziłem od ściany do ściany i pytam się: to wino czy tak buja? Ale córka potwierdziła, że ona ma 8 lat i też tak idzie
:) Tyle, że to było po tej burzy/sztormie który tam przeszedł więc ocean był jeszcze mocno wzburzony. Szerzej będzie o tym w relacji.
Jakby co to na Luis Morote jest ileś tam sklepów z walizkami i ceny mają przyzwoite - zostawiam dla potomności, jakby ktoś szukał blisko portu, a nie chciało mu się lecieć do Carrefura i Primarka w CC Las Arenas. Mnie kiedyś też Discover rozwalił walizkę- dużo bujania z nimi było.
-- 25 Lis 2025 15:01 -- JIK napisał:@bruce09lili z tego co pamiętam blisko Las Palams jest Primark, a tam kupisz - tanią (?) - walizkę.Na wyspach są ogromne China Market, tam też na pewno walizki były... to na przyszłość jakby ktoś potrzebował... -- 25 Lis 2025 15:18 -- bruce09lili napisał:O ile wczoraj teren był trudny, to dzisiaj sklasyfikowałbym jako bardzo trudny. Kolejnym celem jest Caldera de Bandama. Parkujemy przy klubie golfowym i fotografujemy idealnie okrągły krater..Jeśli ta droga była dla Ciebie bardzo trudna to dobrze, że nie jechałeś wschodnim wybrzeżem z południa na północ GC-200
@piekara114Może trochę dramatyzuje na potrzeby opowieści ? ale było kilka dziwnych przejazdów. Jedna droga była dość wąska i trzeba było szukać jakiś miejsc do mijanek. Raz też miałem sytuację że dojeżdżam do stopu i mam maskę zadartą tak absurdalnie do góry że nie byłem w stanie się rozejrzeć. Zastanawiam się czy niskie auto w tym miejscu by się nie zawiesiło.
Gran Canaria też mnie nie urzekła, na pierwszym miejscu (z Kanarków) Fuerta, a potem Lanzarote. Może na brak wow na dwóch dużych wyspach (i na Maderze) miała wpływ pogoda i sporo czasu w aucie? efekt lizania lizaka przez papierek... niby jest, ale sporo brakuje...Zastanowiło mnie jedno, czemu zamawiałeś auta na lotnisku i traciłeś czas na dojazdy? Skoro w portach lub miasteczku przy porcie Cicar ma swoje oddziały...
Czytałem całą relację z zaciekawieniem, bo w styczniu ten sam statek i ten sam rejs mamy.Co do samochodów na lotniskach to pewnie chodzi o cenę, bo w porcie liczą sobie 2x drożej. Jeśli można kilka pytań bardziej szczegółowych (podstawy już znam bo rejsowałem z AIDĄ): 1. Obawiamy się najbardziej pogody i mocnego bujania. Mógł byś szerzej opisać czy jest to uciążliwe? Czy masz wiedzę jakie były fale/warunki że statek nie popłynął na jedną z wysp?2. W jakich godzinach było pierwsze wejście na statek na GC?3. Ile kosztują drinki bez pakietów? W internecie znalazłem od 6-10e, nadal aktualne?4. Gazetki już nie przynoszą do kabin?5. Czy na Teneryfie można kupić bilety na autobusy u kierowcy? Będziemy w 4 os i czy jest to bezproblemowe?
@piekara114Samochody zamawiałem na lotniskach ze względu na cenę. Różnica czasami była 130 zł vs 550 zł, więc nawet po doliczeniu taxi wychodziło taniej. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że bardzo wielu Niemców (co jest dla mnie pozytywnym zaskoczeniem) wypożyczało auta z rejsu. Na Lanzarote i Teneryfie nawet któraś lokalna wypożyczalnia miała oddział w samym porcie, ale to się szybko rozchodzi. Maderę bym klasyfikował gdzieś pomiędzy Gran Canarią, Teneryfą, a Lanzarote i Fuerteventurą. Może przy głębszym zwiedzeniu wrażenie byłoby lepsze. Sama Teneryfa i GC były bardzo komercyjne. Miejscowości nadmorskie jakoś tak dziwnie z naszym przysłowiowym Mielnem nam się kojarzyły. Pewnie wrażenie potęguje też to, że byliśmy na różnych wyspach w różnych rejonach świata, więc też trochę ciężko nas zachwycić. @dbw861. Wydaje mi się, że na oceanie buja nieco mocniej niż na morzach, ale Cosma to był duży statek, więc aż tak nie było tego czuć. Tylko raz porządnie bujało jak po burzy wypływaliśmy z Teneryfy. Wydaje mi się, że to było tylko na początkowym etapie, jak już statek wypłynął na ocean to było lepiej. To było w dzień, kiedy odwołano Fuerteventurę ale nie umiem określić jak mocno bujało w czasie przymusowego postoju. Zamknięto wszystkie porty na Kanarach i nie wiem na ile to profilaktyka, ale coś tam pisali w internetach o wielkich falach. 2. od 143. Powiedziałbym, że od 7-11 Euro. Mam PDF z menu z baru basenowego. Mogę wysłać. 4. Nie. Wszystko jest na aplikacji i w TV. Wydaje mi się, że papierowa jest na życzenie. 5. Nie wiem, bo jeździliśmy autem.
Podejrzewam, że na Fuerte nie poplyneliście z powodu sztormu Claudia, który uderzył w Kanary 11-13.XI. 13go jego końcówka uderzyła w Lanzarote (na której akurat byłam, 4 statki wycieczkowe nie dostały zgody na wpłynięcie do portu, dzień wcześniej przyjmował port statki z Fuerty): dla mnie to był deszcz i trochę wiatru (do halnego bardzo mu było daleko), ale na Teneryfie było już mocno nieciekawie. W wyniku fal, które uderzyły w falochron 3 osoby zginęły (są w necie filmiki), dużo zniszczeń, podpopień (tak to pokazywali w hiszpańskiej tv).
Tak, to ten sztorm. Z tego co wiem od taksówkarza, który wiózł mnie na lotnisko po auto, to 13.11 w porcie na Lanzarote uziemiona była, któraś mniejsza AIDA, chyba Bella. 12 listopada na Teneryfie pogoda popsuła się dopiero późnym popołudniem, a 13 w dodatkowym dniu było dość wietrznie i większa część wyspy pochmurna. Ale jak pisałem w relacji - udało nam się naleźć spokojne miejsce, gdzie można było plażować. Pas słońca zaczynał się na południe od Santa Cruz, a kończył na lotnisku południowym. Dalej na zachód za lotniskiem już była beznadziejna pogoda.
Nie udało się wyjaśnić tajemnicy tych butów
Zaczyna się chmurzyć i postanawiamy, że czas wracać na statek. Odwożę dziewczyny do portu a sam wracam na lotnisko. Z biura Avis busik zawozi mnie na lotnisko, a przystanku czeka autobus, ale to był do jakiegoś innego miasta. Jak ruszył to dwie osoby za nim biegły, ale kierowca ich nie widział, albo nie chciał widzieć. Zrezygnowani podeszli do rozkładu i pytam ich gdzie jadą? Powiedzieli, że do Santa Cruz De Tenerife, ale pytam gdzie dokładnie, bo może wzięlibyśmy razem taxi na pół. Okazało się, że są Niemcami z tego samego statku. Postanowiliśmy jechać razem... i okazało się, że są z nimi dwie nastoletnie córki, więc jest nas 5 i musimy wziąć większe auto. Na szczęście dość szybko podjeżdża większy busik. W taxi sporo rozmawiamy. Okazuje się, że to ich pierwszy rejs, więc byli zainteresowani moją opinią na temat innych linii i statków. Na rozmowie podróż zleciała szybko, a jak przyszło do podziału płatności ... to okazało się, że nic nie chcą i oni się uparli płacić za wszystkich.
Później jeszcze ich widziałem jak wychodzili z jednej z tematycznych restauracji. Widać skorzystali z mojej rady. Nie mieli rezerwacji i nie było już miejsc, ale powiedziałem im, że jak się pójdzie i poczeka to czasami ktoś kto miał rezerwację nie przyjdzie i miejsce się zwalnia.
Na Teneryfie jest załadunek nowej tury i akurat przyjechały autobusy z jakiegoś czarteru i zrobił się dziki tłum. Niestety wszyscy byli w jednej kolejce. Dopiero po 10-15 minutach z terminalu wyszła pani i poprosiła osoby z kartami pokładowymi do innej kolejki. W międzyczasie dziewczyny wysyłają mi wiadomość, że ze względu na burzę zamykają porty i zostajemy do 18 kolejnego dnia na Teneryfie.
Dziewczyny znalazłem we Fuego i tam wziąłem sobie kawę i analizujemy naszą sytuację. Auto oddane, a załatwienie nowego będzie drogie. Z drugiej strony dostaniemy solidny zwrot za Teide więc można spróbować uciec taxi na jakiś spokojniejszy koniec wyspy i poplażować. Na zewnątrz zaczyna padać. Strasznie szkoda mi Fuerteventury.
Było już dość późno więc poszliśmy się ogarnąć do pokoju. Dzisiaj planujemy iść do azjatyckiego bufetu. Bufety otwierają się od 18 co pół godziny. Azjatycki otwiera się o 19 i jest czynny do 22 ale jest zawsze wypchany po brzegi. Przyjmujemy strategię, że pójdziemy do teatru na 19 i ok 20 już powinno być luźniej. W teatrze ma być dzisiaj show Steampunk Circus i powiem tylko tyle, że to był zdecydowanie najlepszy show jaki kiedykolwiek widziałem na statku. To była taka uczta dla oczu, że nie wiedziałem w którą część sceny kierować wzrok. Kostiumy, akrobacje, taniec, muzyka - wszystko na świetnym poziomie. Wydaje mi się, że córka ma coś na telefonie. Jak uda mi się to zgrać to wrzucę w kolejnej części relacji.
Od razu po spektaklu idziemy do azjatyckiego bufetu i moja teoria o rozładowaniu ruchu po godzinie była błędna. Znaleźliśmy ledwie jeden stolik, a kolejki do bufetów były gigantyczne. Hitem była pierś z kaczki i lody o smaku matcha. Reszta tyłka nie urywała i pamiętam, że na innych statkach AIDA poziom azjatyckich bufetów był lepszy. Dość długo tam siedzimy, bo dobieranie potraw oznacza długie stanie, więc postanawiamy zwinąć się do kajut i szykować się na kolejny dzień.
Dzień 9
Jak wczoraj postanowiliśmy tak zrobiliśmy i od razu po śniadaniu schodzimy szukać busa. Pod samym statkiem są same małe i każą nam iść pod bramę. Tam stoją większe taxi. Podczas rozmowy z panią taksówkarką mamy do wyboru Puerto de la Cruz za 170 Euro lub Playa de Las Americas na południu za 230 E. Nie chcemy wracać w to samo miejsce, więc nieco targujemy i jedziemy na Playa de Las Americas. Prognoza to 23 stopnie i lekkie chmury. Całą drogę świeci piękne słońce i wszyscy są w dobrych nastrojach. Ja się cieszę, że wreszcie zamoczę te cholerne maski do snoorklingu, które targam cały tydzień z nami. Nic bardziej mylnego. Na miejscu momentalnie się chmurzy i jest zimno. Na plaży czerwone flagi a fala tylko dla surfingu. Kręcimy się po okolicy ale zrezygnowani wchodzimy na kawę do jakiegoś lokalu licząc, że może się poprawi. Dzieciaki jedzą pizzę i czekamy na rozwój pogody.
Zrezygnowani wracamy do pani taksówkarki i zaczynam negocjacje co dalej. Mówię jej, że po drodze była lepsza pogoda, mamy jeszcze 2 godziny i nie chcemy tutaj siedzieć. Poszukałem jej jakąś plażę we względnej zatoczce (Playa De Tajao) w połowie drogi powrotnej i uzgodniliśmy, że zaczniemy tam i będziemy sprawdzać po drodze czy są jakieś lepsze warunki. To na szczęście był dobry krok. Plaża wprawdzie kamienista (mieliśmy buty więc to nie problem) ale za to słońce, ciepło i nieco mniejsza fala. Nieco mniejsza ale nadal nie taka żeby się spokojnie kąpać. Problemem były latające wszędzie kamienie. Pewnie dalej był spokój ale najpierw trzeba pokonać ten pierwszy etap.
Na szczęście udało się pomoczyć, złapać słońca. Pani taksówkarka była nieco zdziwiona, że nas interesowało kąpanie w oceanie, bo u nich to jest zima i oni się nie kąpią. Jak jej powiedzieliśmy, że u nas woda latem jest zimniejsza to zrozumiała. Wracamy koło 15 do portu i wsiadamy na statek.
Jest już po lunchu, więc siedzimy we Fuego. Wpadam na pomysł zmiany planów, bo dzisiaj mamy kolację we włoskiej knajpie, a jutro planowaliśmy iść wieczorem na burgera. Pomyślałem, że może teraz burger, bo jest czynny do 16. Ja czekam, aż córka skończy swoje codzienne skrzydełka, a żona idzie do burgerowni sprawdzić jak z miejscem. Udaje się jej złapać stolik. Do Fuego przychodzi również siostra i siostrzenica. Jeszcze tutaj będę jakiś czas więc zostawiam z nimi córkę i biegnę do burgerowni. Do wyboru jest kilka rodzajów burgera. Żona bierze wołowego, a ja łososiowego + zamawiamy przystawki i piwo. Oczywiście to był strategiczny błąd w kontekście kolacji bo zbyt się najadłem :)
Po południu trochę kręcimy się po statku, trochę odpoczywamy, trochę pakujemy już niepotrzebne graty. No i najgorsze, czyli czyszczenie butów plażowych z piachu.
Wieczorem nie ma nic ciekawego w teatrze więc od razu kręcimy się w poszukiwaniu bufetów bardziej na wino niż jedzenie, bo za chwilę włoska restauracja. We włoskiej z całej 4 rezerwacyjnych knajp było najsłabsze jedzenie. Żona miała smaczny sos śmietanowy, a ja zamówiłem zupę parmezanową, Rigatoni Puttanesca, co już brzmiało dość dziwnie, bo Włosi są ortodoksyjni i to nie jest odpowiedni makaron do tego sosu. Do tego sos był taki dość mało wyrazisty. Nieskromnie napiszę, że w domu robią lepszą Puttanesce :) na danie główne zamówiłem profilaktycznie małże, bo wiedziałem, że niczym dużym sobie nie poradzę... no i spotkała mnie niespodzianka:
Dostałem wielki garnek małż :) dałem radę 3/4 i się poddałem
Jutro ostatni punkt programu.Dzień 10
Na dzisiaj zostało nam Lanzarote. Wczoraj postanowiliśmy, że pojadę sam po auto a dziewczyny zejdą ze statku jak już ruszę z lotniska. Po śniadaniu jeszcze przed 8 schodzę na ląd i ... nikogo nie ma. Żadnej taksówki, tylko dwie osoby wychodzą ze statku i gdzieś idą na pieszo. Po chwili widzę, że do bramy zbliża się coś co z daleka wygląda jak taxi. Jak podjechało bliżej to rzeczywiście okazało się taxi. Taksówkarz powiedział, że ruch zacznie się tak koło 8.30. Kierowca wie, że Avis jest poza lotniskiem i od razu mnie tam wyrzuca. Sama procedura auta szybko i sprawnie i mogę ruszać dalej. Drugi raz dostaję podczas pobytu na wyspach VW Polo i znów nie mogę podłączyć android auto. Mój telefon i Polo są niekompatybilne.
Wracam do portu i nieco się gubię, bo strasznie nisko świecące słońce mnie oślepia i przegapiam zjazd ze skrzyżowania. Muszę trochę pokluczyć po uliczkach jednokierunkowych. Dziewczyny czekają przed portem. Zaczynamy od uroczych miasteczek Uga i Yaiza.
Jest dość wcześniej więc nie ma problemów z zaparkowaniem.