Na koniec zwiedzania dostajemy kubek lokalnej herbatki ziołowej. Jest chłodno więc z chęcią korzystamy
:)
Dalej walczę z górskimi drogami. Tym razem kierujemy się na Caldera Los Marteles. Kolejny krater, nieco w chmurce. Jednak to nie widoki nas zachwyciły, ale stargan wystawiony prosto z busa na parkingu z lokalnymi produktami. Degustowaliśmy kilka przysmaków i to był "błąd" (którego absolutnie nie żałuję) bo 16,5 Euro poszło na sos chili, konfiturę z opuncji figowej* z bananem, ciastka migdałowe. Siostra kupuje solidny kawał lokalnego sera i wszyscy odjeżdżamy zadowoleni. * pierwszego dnia po kolacji poszliśmy na lody i żona jadła opuncjowe. Kolor jest obłędny, a smak też bardzo ciekawy.
Następny cel to dolina Guayadeque i muzeum w jaskiniach Centro de Interpretación del Barranco de Guayadeque, gdzie można się nieco dowiedzieć o pierwszych mieszkańcach wyspy.
Właśnie zbliżała się pora na kawę, ale knajpa kawałek dalej była zamknięta, więc po wizycie w muzeum siadamy na ławce, żeby zjeść resztki ze śniadania i wczorajsze ciasteczka od zakonnic. Pada propozycja, żeby darować sobie te kilka kościołów które mamy jeszcze na liście i ruszyć na plażę, póki dzień jeszcze młody. Wybieramy Playa de Melenara, bo nie chcemy wjeżdżać do Las Palmas. Szukamy plaży z jakąś zatoczką, żeby fala nie była za duża. Pół godziny jazdy + nieco korków w Telde. Na miejscu zaczynają piętrzyć się problemy. Flaga czerwona, a plaża otaśmowana.
Dzieciaki niepocieszone, więc szukamy lodów na pocieszenie, a ja potrzebuję kawy. Jak na złość same restauracje z owocami morza (co w sumie było elementem planu plaża + kolacja). Na szczęście ostatni lokal to kawiarnia. Pytam przy okazji o co chodzi z tą plażą. Dowiadujemy się, że jest jakieś skażenie w wodzie i wszystkie plaże na południe od Las Palmas są zamknięte. Siedząc w kawiarni słyszymy jeszcze jak ratownik przez megafon nawołuje jakiegoś pływającego turystę, który nic sobie z tego nie robi. Sama plaża bardzo duża, piaszczysta i w spokojniej zatoczce. Jak już będzie otwarta to polecam
:)
Podejmujemy decyzję, żeby wracać do Las Palmas na Las Canteras, ale inny odcinek niż wczoraj. Od razu szukamy parkingu podziemnego lub przy jakimś centrum handlowym/biznesowym, bo szukanie na ulicy to koszmar. Jest jeden dość blisko. Jest już po 15 więc nie ma wiele czasu na plażowanie. Plaża ma toalety, przebieralnie i prysznice. Fala jest dość spora, da się postać przy brzegu z dzieciakami, ale sam nie mam ochoty na wchodzenie dalej.
Ok 17 zaczynamy się zwijać, bo słońce jest coraz niżej. Wracamy odnieść graty na parking i szukamy czegoś do jedzenia. Po drodze namierzamy knajpkę wenezuelską, ale na googlach szukamy czegoś innego. Po szybkiej weryfikacji orientujemy się, że jednak Wenezuela
:) https://maps.app.goo.gl/LbvTNSz6g2v5i6q68
Wracamy do apartamentu, bo musimy jeszcze spakować się na rejs, a w naszym przypadku przepakować starą walizkę na nową. Korzystając z wolnej chwili znajdujemy w polskich serwisach informacyjnych trochę szczegółów o zamkniętych plażach. Pierwsze wersje mówiły o wycieku ze statku.
Edit: literówkaDzień 4
Czyli dzień załadunku. Czas w jakim powinniśmy pojawić się w terminalu to 14. Siostra trochę się obawiała, że skonfiskują jej ser, więc idzie po pieczywo i mamy śniadanie
:) Apartament musimy opuścić do 11 ale podejmujemy decyzję, że jedziemy do portu w 2 rzutach, bo auto ciasne i z bagażami nie było zbyt wygodnie. W pierwszym rzucie wiozę siostrę i siostrzenicę. Nie ma na google maps czegoś takiego jak np Cruise Terminal więc wbijam to co najbardziej mi się wydaje że to odpowiednie miejsce. Jadąc okazuje się, że wybrało mi trasę w dobre miejsce, ale przez port towarowy. Policjant na bramce polecił wbić w nawigacji centrum handlowe w okolicy portu. Przy okazji ustalamy, że to dobry punkt zbiórki dla wszystkich i tam też zostawiam pasażerki. Wracam do mieszkania po żonę i córkę. Wynoszę starą walizkę pod śmietniki i robię fotki na wypadek, gdyby lina lotnicza jednak uznała, że chcą ją naprawiać
:D
Za drugim razem już wiem co i jak, więc od razu z dziewczynami jedziemy na parking centrum handlowego, zabieramy graty i szukamy reszty. Ja wracam oddać auto. W centrum handlowym mieszczę się w darmowych pierwszych 15 minutach. Po drodze na lotnisko standardowo tankowanie i lekkie zdziwienie jak tanie jest paliwo na Kanarach. Na samym lotnisku dość spora kolejka do oddawania, więc czekam ok 15 minut. Chciałem jeszcze się zorientować czy jest jakiś shuttle bus do portu ale jak zobaczyłem dziki tłum w terminalu to szybko wycofałem się na zewnątrz poszukać taxi. Może uda mi się złapać kogoś kto też jedzie do portu i się podzielimy kosztami. Na postoju taxi też niemiła niespodzianka:
Musiała być niezła kumulacja przylotów, co w sumie mnie nie dziwi bo sama AIDA ładuje się w połowie (druga połowa jest na Teneryfie). Cały statek mieści od 5200 do 6600 pasażerów. Żeby nie stracić miejsca w kolejce pytam jedynie ludzi z przodu i z tyłu ale wszyscy jadą do hoteli. Po ok 15 minutach wsiadam w taryfę i ruszam do centrum handlowego. Po drodze widzę wypchany po brzegi autobus lotniskowy i cieszę się, że jednak się nie skusiłem. Dziewczyny w między czasie zmieniły kawiarnię na lodziarnię, ale ja w poszukiwaniu kawy przenoszę się do lokalu obok. Na widok pomidorowej ciabatty z szynką serrano i wielkich udźców wiszących na hakach stwierdzam absolutną potrzebę zjedzenia tego przysmaku.
Po 13 uznajemy, że można zacząć kręcić się koło terminala. Oczywiście za wejście odpowiada załoga statku, więc wszystko jest dość precyzyjnie, "po niemiecku" zorganizowane i właściwy check-in zaczyna się o 14. Ale udało nam się pozbyć dużych otagowanych walizek od razu więc grzecznie stoimy i pilnujemy wejścia, aż zaczną wpuszczać. Sama procedura idzie sprawnie i po pół godziny jesteśmy już na pokładzie. Pokoje mamy od razu gotowe więc idziemy zanieść walizki podręczne. Na szczęście na dużych statkach AIDA jest restauracja bufetowa Fuego, która jest czynna całe popołudnie więc spokojnie możemy zjeść lunch, a właściwie to już bardziej obiad. To nie jest nasz ulubiony bufet, ale wszystkie inne są zamknięte, a poza tym jest kilka pozycji dla dzieci. Jest też stanowisko z pizzą ale wszyscy, którzy próbowali uznali, że kiepska. Po jedzeniu przyszła pora na zwiedzanie statku. To nasz 7 rejs i dość szybko łapiemy topografię Cosmy, mimo że jest znacznie większa niż statki na których do tej pory pływaliśmy. Siostra jest pierwszy raz i nie czuje się pewnie. Już na początku orientujemy się, że jest dużo rodaków.
Jednym ze stałych punktów zwiedzania statku jest wizyta w Kids Clubie i zapisanie córki. Wiedzieliśmy, że jest z kuzynką i pewnie nie będą chciały iść, ale czasami lepiej się zapisać od razu, bo różne statki mają różne procedury i czasami nie da się zapisać w trakcie rejsu. Siostrzenica, która miała skończyć 12 lat dzień po rejsie, jak się dowiedziała, że nie zapiszą jej do klubu dla nastolatków*, tylko dla dzieci, bo formalnie nadal ma 11 to straciła cały humor. Córka też straciła humor bo zobaczyła w swoim klubie same 3-4 latki i uznała, że jakiś dziwny ten klub. To akurat prawda, bo jeśli chodzi o zajęcia dla dzieci i ich integracje to Costa czy MSC stanowią inną ligę. Dzieciaki straciły humor, co utrudniało poznawanie statku i w pewnym momencie odpuściliśmy, co zrodziło konsekwencje, bo przegapiliśmy jeden basen
:D
* klub dla nastolatków na niemieckim statku był czystą fikcją, bo przechodziłem obok kilka razy i nigdy nikogo nie widziałem.
Popołudnie to czas na rozpakowanie i zaliczenie procedury bezpieczeństwa. Okazało się, że nie dokończyliśmy filmu instruktarzowego, ale po powrocie do kajuty film już się nie odtwarzał i pojawił się komunikat o zakończeniu szkolenia.
Późnym popołudniem daliśmy sobie nieco czasu na ogarnięcie się. O 19 miał być show w teatrze, a my mieliśmy na 20 rezerwację do restauracji rybnej Ocean's. Siostra nie robiła, żadnych rezerwacji, bo na początek wolała bufety. Show całkiem przyzwoity. Dzisiaj występowali łącznie śpiewacy, akrobaci i tancerze. Wszyscy wypadli przyzwoicie, a zwłaszcza ekipa śpiewająca z wysp brytyjskich budziła sympatię. Wizyta w knajpie to pełne zaskoczenie. Nie spodziewałem się aż takiej uczty. Nawet panierowany łosoś dla dzieci wyglądał apetycznie
Wg zasad AIDA w restauracji tematycznej jedzenie jest w cenie, a płacimy jedynie za napoje. Żona wzięła lampkę wina, ja małe piwo, aż tu nagle przed deserem ląduje przede mną duże piwo. Mówię kelnerowi, że nie zamawiałem. Odchodzi i po chwili wraca kelnerka, która się zajmuje naszym stolikiem i mówi, że to piwo jest dla mnie gratis. Byłem absolutnie pełen i widząc moje przerażenie w oczach powiedziała, żebym się nie martwił bo mogę je sobie zabrać
:)
Dzień 5 Akurat trasa fajnie się ułożyła, bo mamy od razu dzień na morzu, a statek płynie w kierunku Madery. Po intensywnych dniach na Gran Canarii cieszymy się z odpoczynku. Śniadanie zapamiętałem z poprzednich pobytów na AIDA jakoś lepiej, chociaż akurat po wczorajszej wyżerce zadowoliłem się jogurtem
:) Po śniadaniu standardowo basen. Na zewnątrz dość chłodno, więc szukamy miejsc w basenie wewnętrznym. Jest ciasno ale udaj mi się wcisnąć nowe leżaki gdzieś z boku. Dzieciaki idą od razu do wody. Sam po ogarnięciu wszystkich gratów zanurzam się i przeżywam szok - woda ma 30 stopni albo nawet więcej
:)
Córka od razu spotyka dziewczynki z Polski i szybko nawiązują kontakt.
Z basenu zwijamy się na lunch. Po lunchu oczywiście lody, a te na AIDA Cosma są dostępne praktycznie cały czas, głównie we Fuego. Dzieciaki chcą iść do małpiego gaju, więc pijemy kawę we Fuego. Dziewczyny znów spotykają koleżanki z basenu. Chwilę rozmawiam z ich tatą i przy okazji pozdrawiam ekipę ze Szczecina
:)
Po południu robi się ciepło i chwilę łapiemy słońca na pokładzie. Po 16 zaczynamy się kręcić po pokładzie przechodząc koło teatru widzimy, że praktycznie nie ma miejsc. Dzisiaj ma być 2x koncert Alvaro Solera. Pierwszy o 19 i myśleliśmy, żeby zająć miejsca koło 18, co okazało się niemożliwe. Znajdujemy 5 stołków barowych i postanawiamy pełnić przy nich dyżury. Reszta chodzi na zmianę do kajut się odświeżyć. Akurat jak mnie nie było obsługa odblokował pierwszy rząd i wszyscy rzucili się do przodu, więc żona zdobyła miejsca w drugim rzędzie (sam teatr ma tylko 4 albo 5 rzędów). Sam koncert spoko, chociaż mdlejące fanki obok i mdlejący fan przed nami nieco utrudniali oglądanie.
Po koncercie idziemy do bufetu ale tylko na wino, bo później mamy kolację w Beach House. Sama restauracja miał ciekawy wystrój, a potrawy drugie najlepsze po morskiej.
Jutro Madera więc od razu po kolacji zwijamy się do kajuty.@piekara114
Może trochę dramatyzuje na potrzeby opowieści ? ale było kilka dziwnych przejazdów. Jedna droga była dość wąska i trzeba było szukać jakiś miejsc do mijanek. Raz też miałem sytuację że dojeżdżam do stopu i mam maskę zadartą tak absurdalnie do góry że nie byłem w stanie się rozejrzeć. Zastanawiam się czy niskie auto w tym miejscu by się nie zawiesiło.Dzień 6
Dzisiaj pierwszy dzień zejścia ze statku. Na każdej wyspie mamy zarezerwowane auto. Madera jest jedyną, gdzie mamy je na mieście (wg map ok 20 minut na pieszo). Śniadanie jemy po 7 i ok 8 meldujemy się przed zejściem. W portach na Kanarach i Maderze statek stoi często o 6-7 już w porcie, ale większy ruch robi się dopiero ok 9. Udajemy się do punktu Sixt w mieście i jesteśmy pierwszymi klientami, więc wydanie auta idzie sprawnie.
Chcemy zacząć od zjazdu sankami na wzgórzu Monte. Wjazd na górę jest ciekawy, bo o ile zazwyczaj odbywa się to jakąś serpentyną, to tutaj droga jest prosta jak strzała. Już po drodze mijamy zjeżdżające po wyślizganym asfalcie sanki. Dojeżdżamy na miejsce i ustawiamy się w kolejce:
@JIKNie pomyślałem, że może tam taki sklep być. Kupiliśmy w Carrefourze za 50E @myca007tragedii nie było, ale ogólnie jest spora różnica między morzem, a oceanem. Był taki moment jak wypływaliśmy z Teneryfy, że z restauracji wychodziłem od ściany do ściany i pytam się: to wino czy tak buja? Ale córka potwierdziła, że ona ma 8 lat i też tak idzie
:) Tyle, że to było po tej burzy/sztormie który tam przeszedł więc ocean był jeszcze mocno wzburzony. Szerzej będzie o tym w relacji.
Jakby co to na Luis Morote jest ileś tam sklepów z walizkami i ceny mają przyzwoite - zostawiam dla potomności, jakby ktoś szukał blisko portu, a nie chciało mu się lecieć do Carrefura i Primarka w CC Las Arenas. Mnie kiedyś też Discover rozwalił walizkę- dużo bujania z nimi było.
-- 25 Lis 2025 15:01 -- JIK napisał:@bruce09lili z tego co pamiętam blisko Las Palams jest Primark, a tam kupisz - tanią (?) - walizkę.Na wyspach są ogromne China Market, tam też na pewno walizki były... to na przyszłość jakby ktoś potrzebował... -- 25 Lis 2025 15:18 -- bruce09lili napisał:O ile wczoraj teren był trudny, to dzisiaj sklasyfikowałbym jako bardzo trudny. Kolejnym celem jest Caldera de Bandama. Parkujemy przy klubie golfowym i fotografujemy idealnie okrągły krater..Jeśli ta droga była dla Ciebie bardzo trudna to dobrze, że nie jechałeś wschodnim wybrzeżem z południa na północ GC-200
@piekara114Może trochę dramatyzuje na potrzeby opowieści ? ale było kilka dziwnych przejazdów. Jedna droga była dość wąska i trzeba było szukać jakiś miejsc do mijanek. Raz też miałem sytuację że dojeżdżam do stopu i mam maskę zadartą tak absurdalnie do góry że nie byłem w stanie się rozejrzeć. Zastanawiam się czy niskie auto w tym miejscu by się nie zawiesiło.
Gran Canaria też mnie nie urzekła, na pierwszym miejscu (z Kanarków) Fuerta, a potem Lanzarote. Może na brak wow na dwóch dużych wyspach (i na Maderze) miała wpływ pogoda i sporo czasu w aucie? efekt lizania lizaka przez papierek... niby jest, ale sporo brakuje...Zastanowiło mnie jedno, czemu zamawiałeś auta na lotnisku i traciłeś czas na dojazdy? Skoro w portach lub miasteczku przy porcie Cicar ma swoje oddziały...
Czytałem całą relację z zaciekawieniem, bo w styczniu ten sam statek i ten sam rejs mamy.Co do samochodów na lotniskach to pewnie chodzi o cenę, bo w porcie liczą sobie 2x drożej. Jeśli można kilka pytań bardziej szczegółowych (podstawy już znam bo rejsowałem z AIDĄ): 1. Obawiamy się najbardziej pogody i mocnego bujania. Mógł byś szerzej opisać czy jest to uciążliwe? Czy masz wiedzę jakie były fale/warunki że statek nie popłynął na jedną z wysp?2. W jakich godzinach było pierwsze wejście na statek na GC?3. Ile kosztują drinki bez pakietów? W internecie znalazłem od 6-10e, nadal aktualne?4. Gazetki już nie przynoszą do kabin?5. Czy na Teneryfie można kupić bilety na autobusy u kierowcy? Będziemy w 4 os i czy jest to bezproblemowe?
@piekara114Samochody zamawiałem na lotniskach ze względu na cenę. Różnica czasami była 130 zł vs 550 zł, więc nawet po doliczeniu taxi wychodziło taniej. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że bardzo wielu Niemców (co jest dla mnie pozytywnym zaskoczeniem) wypożyczało auta z rejsu. Na Lanzarote i Teneryfie nawet któraś lokalna wypożyczalnia miała oddział w samym porcie, ale to się szybko rozchodzi. Maderę bym klasyfikował gdzieś pomiędzy Gran Canarią, Teneryfą, a Lanzarote i Fuerteventurą. Może przy głębszym zwiedzeniu wrażenie byłoby lepsze. Sama Teneryfa i GC były bardzo komercyjne. Miejscowości nadmorskie jakoś tak dziwnie z naszym przysłowiowym Mielnem nam się kojarzyły. Pewnie wrażenie potęguje też to, że byliśmy na różnych wyspach w różnych rejonach świata, więc też trochę ciężko nas zachwycić. @dbw861. Wydaje mi się, że na oceanie buja nieco mocniej niż na morzach, ale Cosma to był duży statek, więc aż tak nie było tego czuć. Tylko raz porządnie bujało jak po burzy wypływaliśmy z Teneryfy. Wydaje mi się, że to było tylko na początkowym etapie, jak już statek wypłynął na ocean to było lepiej. To było w dzień, kiedy odwołano Fuerteventurę ale nie umiem określić jak mocno bujało w czasie przymusowego postoju. Zamknięto wszystkie porty na Kanarach i nie wiem na ile to profilaktyka, ale coś tam pisali w internetach o wielkich falach. 2. od 143. Powiedziałbym, że od 7-11 Euro. Mam PDF z menu z baru basenowego. Mogę wysłać. 4. Nie. Wszystko jest na aplikacji i w TV. Wydaje mi się, że papierowa jest na życzenie. 5. Nie wiem, bo jeździliśmy autem.
Podejrzewam, że na Fuerte nie poplyneliście z powodu sztormu Claudia, który uderzył w Kanary 11-13.XI. 13go jego końcówka uderzyła w Lanzarote (na której akurat byłam, 4 statki wycieczkowe nie dostały zgody na wpłynięcie do portu, dzień wcześniej przyjmował port statki z Fuerty): dla mnie to był deszcz i trochę wiatru (do halnego bardzo mu było daleko), ale na Teneryfie było już mocno nieciekawie. W wyniku fal, które uderzyły w falochron 3 osoby zginęły (są w necie filmiki), dużo zniszczeń, podpopień (tak to pokazywali w hiszpańskiej tv).
Tak, to ten sztorm. Z tego co wiem od taksówkarza, który wiózł mnie na lotnisko po auto, to 13.11 w porcie na Lanzarote uziemiona była, któraś mniejsza AIDA, chyba Bella. 12 listopada na Teneryfie pogoda popsuła się dopiero późnym popołudniem, a 13 w dodatkowym dniu było dość wietrznie i większa część wyspy pochmurna. Ale jak pisałem w relacji - udało nam się naleźć spokojne miejsce, gdzie można było plażować. Pas słońca zaczynał się na południe od Santa Cruz, a kończył na lotnisku południowym. Dalej na zachód za lotniskiem już była beznadziejna pogoda.
Na koniec zwiedzania dostajemy kubek lokalnej herbatki ziołowej. Jest chłodno więc z chęcią korzystamy :)
Dalej walczę z górskimi drogami. Tym razem kierujemy się na Caldera Los Marteles. Kolejny krater, nieco w chmurce. Jednak to nie widoki nas zachwyciły, ale stargan wystawiony prosto z busa na parkingu z lokalnymi produktami. Degustowaliśmy kilka przysmaków i to był "błąd" (którego absolutnie nie żałuję) bo 16,5 Euro poszło na sos chili, konfiturę z opuncji figowej* z bananem, ciastka migdałowe. Siostra kupuje solidny kawał lokalnego sera i wszyscy odjeżdżamy zadowoleni.
* pierwszego dnia po kolacji poszliśmy na lody i żona jadła opuncjowe. Kolor jest obłędny, a smak też bardzo ciekawy.
Następny cel to dolina Guayadeque i muzeum w jaskiniach Centro de Interpretación del Barranco de Guayadeque, gdzie można się nieco dowiedzieć o pierwszych mieszkańcach wyspy.
Właśnie zbliżała się pora na kawę, ale knajpa kawałek dalej była zamknięta, więc po wizycie w muzeum siadamy na ławce, żeby zjeść resztki ze śniadania i wczorajsze ciasteczka od zakonnic. Pada propozycja, żeby darować sobie te kilka kościołów które mamy jeszcze na liście i ruszyć na plażę, póki dzień jeszcze młody. Wybieramy Playa de Melenara, bo nie chcemy wjeżdżać do Las Palmas. Szukamy plaży z jakąś zatoczką, żeby fala nie była za duża. Pół godziny jazdy + nieco korków w Telde. Na miejscu zaczynają piętrzyć się problemy. Flaga czerwona, a plaża otaśmowana.
Dzieciaki niepocieszone, więc szukamy lodów na pocieszenie, a ja potrzebuję kawy. Jak na złość same restauracje z owocami morza (co w sumie było elementem planu plaża + kolacja). Na szczęście ostatni lokal to kawiarnia. Pytam przy okazji o co chodzi z tą plażą. Dowiadujemy się, że jest jakieś skażenie w wodzie i wszystkie plaże na południe od Las Palmas są zamknięte. Siedząc w kawiarni słyszymy jeszcze jak ratownik przez megafon nawołuje jakiegoś pływającego turystę, który nic sobie z tego nie robi.
Sama plaża bardzo duża, piaszczysta i w spokojniej zatoczce. Jak już będzie otwarta to polecam :)
Podejmujemy decyzję, żeby wracać do Las Palmas na Las Canteras, ale inny odcinek niż wczoraj. Od razu szukamy parkingu podziemnego lub przy jakimś centrum handlowym/biznesowym, bo szukanie na ulicy to koszmar. Jest jeden dość blisko. Jest już po 15 więc nie ma wiele czasu na plażowanie. Plaża ma toalety, przebieralnie i prysznice. Fala jest dość spora, da się postać przy brzegu z dzieciakami, ale sam nie mam ochoty na wchodzenie dalej.
Ok 17 zaczynamy się zwijać, bo słońce jest coraz niżej. Wracamy odnieść graty na parking i szukamy czegoś do jedzenia. Po drodze namierzamy knajpkę wenezuelską, ale na googlach szukamy czegoś innego. Po szybkiej weryfikacji orientujemy się, że jednak Wenezuela :)
https://maps.app.goo.gl/LbvTNSz6g2v5i6q68
Wracamy do apartamentu, bo musimy jeszcze spakować się na rejs, a w naszym przypadku przepakować starą walizkę na nową. Korzystając z wolnej chwili znajdujemy w polskich serwisach informacyjnych trochę szczegółów o zamkniętych plażach. Pierwsze wersje mówiły o wycieku ze statku.
Edit: literówkaDzień 4
Czyli dzień załadunku. Czas w jakim powinniśmy pojawić się w terminalu to 14. Siostra trochę się obawiała, że skonfiskują jej ser, więc idzie po pieczywo i mamy śniadanie :)
Apartament musimy opuścić do 11 ale podejmujemy decyzję, że jedziemy do portu w 2 rzutach, bo auto ciasne i z bagażami nie było zbyt wygodnie. W pierwszym rzucie wiozę siostrę i siostrzenicę. Nie ma na google maps czegoś takiego jak np Cruise Terminal więc wbijam to co najbardziej mi się wydaje że to odpowiednie miejsce. Jadąc okazuje się, że wybrało mi trasę w dobre miejsce, ale przez port towarowy. Policjant na bramce polecił wbić w nawigacji centrum handlowe w okolicy portu. Przy okazji ustalamy, że to dobry punkt zbiórki dla wszystkich i tam też zostawiam pasażerki. Wracam do mieszkania po żonę i córkę. Wynoszę starą walizkę pod śmietniki i robię fotki na wypadek, gdyby lina lotnicza jednak uznała, że chcą ją naprawiać :D
Za drugim razem już wiem co i jak, więc od razu z dziewczynami jedziemy na parking centrum handlowego, zabieramy graty i szukamy reszty. Ja wracam oddać auto. W centrum handlowym mieszczę się w darmowych pierwszych 15 minutach. Po drodze na lotnisko standardowo tankowanie i lekkie zdziwienie jak tanie jest paliwo na Kanarach. Na samym lotnisku dość spora kolejka do oddawania, więc czekam ok 15 minut. Chciałem jeszcze się zorientować czy jest jakiś shuttle bus do portu ale jak zobaczyłem dziki tłum w terminalu to szybko wycofałem się na zewnątrz poszukać taxi. Może uda mi się złapać kogoś kto też jedzie do portu i się podzielimy kosztami. Na postoju taxi też niemiła niespodzianka:
Musiała być niezła kumulacja przylotów, co w sumie mnie nie dziwi bo sama AIDA ładuje się w połowie (druga połowa jest na Teneryfie). Cały statek mieści od 5200 do 6600 pasażerów. Żeby nie stracić miejsca w kolejce pytam jedynie ludzi z przodu i z tyłu ale wszyscy jadą do hoteli. Po ok 15 minutach wsiadam w taryfę i ruszam do centrum handlowego. Po drodze widzę wypchany po brzegi autobus lotniskowy i cieszę się, że jednak się nie skusiłem.
Dziewczyny w między czasie zmieniły kawiarnię na lodziarnię, ale ja w poszukiwaniu kawy przenoszę się do lokalu obok. Na widok pomidorowej ciabatty z szynką serrano i wielkich udźców wiszących na hakach stwierdzam absolutną potrzebę zjedzenia tego przysmaku.
Po 13 uznajemy, że można zacząć kręcić się koło terminala. Oczywiście za wejście odpowiada załoga statku, więc wszystko jest dość precyzyjnie, "po niemiecku" zorganizowane i właściwy check-in zaczyna się o 14. Ale udało nam się pozbyć dużych otagowanych walizek od razu więc grzecznie stoimy i pilnujemy wejścia, aż zaczną wpuszczać. Sama procedura idzie sprawnie i po pół godziny jesteśmy już na pokładzie. Pokoje mamy od razu gotowe więc idziemy zanieść walizki podręczne. Na szczęście na dużych statkach AIDA jest restauracja bufetowa Fuego, która jest czynna całe popołudnie więc spokojnie możemy zjeść lunch, a właściwie to już bardziej obiad. To nie jest nasz ulubiony bufet, ale wszystkie inne są zamknięte, a poza tym jest kilka pozycji dla dzieci. Jest też stanowisko z pizzą ale wszyscy, którzy próbowali uznali, że kiepska. Po jedzeniu przyszła pora na zwiedzanie statku. To nasz 7 rejs i dość szybko łapiemy topografię Cosmy, mimo że jest znacznie większa niż statki na których do tej pory pływaliśmy. Siostra jest pierwszy raz i nie czuje się pewnie. Już na początku orientujemy się, że jest dużo rodaków.
Jednym ze stałych punktów zwiedzania statku jest wizyta w Kids Clubie i zapisanie córki. Wiedzieliśmy, że jest z kuzynką i pewnie nie będą chciały iść, ale czasami lepiej się zapisać od razu, bo różne statki mają różne procedury i czasami nie da się zapisać w trakcie rejsu. Siostrzenica, która miała skończyć 12 lat dzień po rejsie, jak się dowiedziała, że nie zapiszą jej do klubu dla nastolatków*, tylko dla dzieci, bo formalnie nadal ma 11 to straciła cały humor. Córka też straciła humor bo zobaczyła w swoim klubie same 3-4 latki i uznała, że jakiś dziwny ten klub. To akurat prawda, bo jeśli chodzi o zajęcia dla dzieci i ich integracje to Costa czy MSC stanowią inną ligę. Dzieciaki straciły humor, co utrudniało poznawanie statku i w pewnym momencie odpuściliśmy, co zrodziło konsekwencje, bo przegapiliśmy jeden basen :D
* klub dla nastolatków na niemieckim statku był czystą fikcją, bo przechodziłem obok kilka razy i nigdy nikogo nie widziałem.
Popołudnie to czas na rozpakowanie i zaliczenie procedury bezpieczeństwa. Okazało się, że nie dokończyliśmy filmu instruktarzowego, ale po powrocie do kajuty film już się nie odtwarzał i pojawił się komunikat o zakończeniu szkolenia.
Późnym popołudniem daliśmy sobie nieco czasu na ogarnięcie się. O 19 miał być show w teatrze, a my mieliśmy na 20 rezerwację do restauracji rybnej Ocean's. Siostra nie robiła, żadnych rezerwacji, bo na początek wolała bufety. Show całkiem przyzwoity. Dzisiaj występowali łącznie śpiewacy, akrobaci i tancerze. Wszyscy wypadli przyzwoicie, a zwłaszcza ekipa śpiewająca z wysp brytyjskich budziła sympatię. Wizyta w knajpie to pełne zaskoczenie. Nie spodziewałem się aż takiej uczty. Nawet panierowany łosoś dla dzieci wyglądał apetycznie
Wg zasad AIDA w restauracji tematycznej jedzenie jest w cenie, a płacimy jedynie za napoje. Żona wzięła lampkę wina, ja małe piwo, aż tu nagle przed deserem ląduje przede mną duże piwo. Mówię kelnerowi, że nie zamawiałem. Odchodzi i po chwili wraca kelnerka, która się zajmuje naszym stolikiem i mówi, że to piwo jest dla mnie gratis. Byłem absolutnie pełen i widząc moje przerażenie w oczach powiedziała, żebym się nie martwił bo mogę je sobie zabrać :)
Dzień 5
Akurat trasa fajnie się ułożyła, bo mamy od razu dzień na morzu, a statek płynie w kierunku Madery. Po intensywnych dniach na Gran Canarii cieszymy się z odpoczynku. Śniadanie zapamiętałem z poprzednich pobytów na AIDA jakoś lepiej, chociaż akurat po wczorajszej wyżerce zadowoliłem się jogurtem :) Po śniadaniu standardowo basen. Na zewnątrz dość chłodno, więc szukamy miejsc w basenie wewnętrznym. Jest ciasno ale udaj mi się wcisnąć nowe leżaki gdzieś z boku. Dzieciaki idą od razu do wody. Sam po ogarnięciu wszystkich gratów zanurzam się i przeżywam szok - woda ma 30 stopni albo nawet więcej :)
Córka od razu spotyka dziewczynki z Polski i szybko nawiązują kontakt.
Z basenu zwijamy się na lunch. Po lunchu oczywiście lody, a te na AIDA Cosma są dostępne praktycznie cały czas, głównie we Fuego. Dzieciaki chcą iść do małpiego gaju, więc pijemy kawę we Fuego. Dziewczyny znów spotykają koleżanki z basenu. Chwilę rozmawiam z ich tatą i przy okazji pozdrawiam ekipę ze Szczecina :)
Po południu robi się ciepło i chwilę łapiemy słońca na pokładzie. Po 16 zaczynamy się kręcić po pokładzie przechodząc koło teatru widzimy, że praktycznie nie ma miejsc. Dzisiaj ma być 2x koncert Alvaro Solera. Pierwszy o 19 i myśleliśmy, żeby zająć miejsca koło 18, co okazało się niemożliwe. Znajdujemy 5 stołków barowych i postanawiamy pełnić przy nich dyżury. Reszta chodzi na zmianę do kajut się odświeżyć. Akurat jak mnie nie było obsługa odblokował pierwszy rząd i wszyscy rzucili się do przodu, więc żona zdobyła miejsca w drugim rzędzie (sam teatr ma tylko 4 albo 5 rzędów).
Sam koncert spoko, chociaż mdlejące fanki obok i mdlejący fan przed nami nieco utrudniali oglądanie.
Po koncercie idziemy do bufetu ale tylko na wino, bo później mamy kolację w Beach House. Sama restauracja miał ciekawy wystrój, a potrawy drugie najlepsze po morskiej.
Jutro Madera więc od razu po kolacji zwijamy się do kajuty.@piekara114
Może trochę dramatyzuje na potrzeby opowieści ? ale było kilka dziwnych przejazdów. Jedna droga była dość wąska i trzeba było szukać jakiś miejsc do mijanek. Raz też miałem sytuację że dojeżdżam do stopu i mam maskę zadartą tak absurdalnie do góry że nie byłem w stanie się rozejrzeć. Zastanawiam się czy niskie auto w tym miejscu by się nie zawiesiło.Dzień 6
Dzisiaj pierwszy dzień zejścia ze statku. Na każdej wyspie mamy zarezerwowane auto. Madera jest jedyną, gdzie mamy je na mieście (wg map ok 20 minut na pieszo). Śniadanie jemy po 7 i ok 8 meldujemy się przed zejściem. W portach na Kanarach i Maderze statek stoi często o 6-7 już w porcie, ale większy ruch robi się dopiero ok 9. Udajemy się do punktu Sixt w mieście i jesteśmy pierwszymi klientami, więc wydanie auta idzie sprawnie.
Chcemy zacząć od zjazdu sankami na wzgórzu Monte. Wjazd na górę jest ciekawy, bo o ile zazwyczaj odbywa się to jakąś serpentyną, to tutaj droga jest prosta jak strzała. Już po drodze mijamy zjeżdżające po wyślizganym asfalcie sanki. Dojeżdżamy na miejsce i ustawiamy się w kolejce: