Uznaliśmy, że skoro nie wjedziemy na górę to nie ma sensu pchać się w góry, bo stracimy mnóstwo czasu na jazdę i lepiej poszukać jakiegoś punktu widokowego z dołu. Udało się znaleźć odpowiedni po drodze.
Nasz następny cel to Casa del Vino i Casa de la Miel, czyli dom wina i dom miodu. W winiarni okazało się, że jest większa grupa na degustacji i nie ma miejsc. Postanawiamy pokręcić się po terenie. Idziemy do domu miodu, który okazuje się niedostępny dla zwiedzających. Z tego co zrozumiałem to tam pakują miód do słoików, ale nie mają żadnej wystawy, czy degustacji. Ponoć w części winnej ma być jakaś mała wystawka na temat miodu, ale w mini muzeum są tylko informacje o winie. Kręciliśmy się na tyle długo, że zwolniło się miejsce i zamówiliśmy po lampce wina i talerz serów.
Wychodząc widzimy ponownie Teide
Następnie zmierzamy do Puerto de la Cruz. Zaparkowanie okazuje się prawdziwym koszmarem. W końcu po 2 rundach udaje mi się namierzyć centrum handlowe i możemy ruszać. Ocean był dzisiaj dość wzburzony
Zbyt wiele osób się nie kąpie, ale więcej jest w resortowych basenach. Ponoć ta zatoczka służy do nauki surfingu. Jak widzę te skały, to mam wrażenie, że to nauka przez eliminację
;)
Na mieście dość tłoczno i międzynarodowo, z przewagą Brytyjczyków i Niemców. Na samym bulwarze trochę przaśnie i turystycznie.
Tutaj ktoś się kąpał, ale warunki były co najmniej trudne. Fali nie było, temperatury wody nie znam w tym miejscu ale odór ryb był odpychający
Staramy się zamknąć zwiedzanie w koło, żeby wracać w stronę auta:
Opuszczone kino
Cały czas mamy z tyłu głowy informacje o burzy. W hiszpańskojęzycznych serwisach straszą dość mocno: ewakuacja bezdomnych, przygotowania do błyskawicznych powodzi, wzmożona aktywność służb. Burza jest zapowiadana na popołudnie. Na razie jest spokój ale uznajemy, że bezpieczniej wracać do stolicy i skupić się na zwiedzaniu tej części. Gdyby Pogoda zaczęła się psuć, to zawsze zdążę odstawić dziewczyny do portu. Dzieciaki zjadły jeszcze lody w Puerto de la Cruz i wracamy do Santa Cruz De Tenerife. Tym razem nawet nie szukam miejsc do parkowania tylko od razu wjeżdżam na parking pod Plaza de España.
Wchodzimy do darmowego muzeum z murami Castillo de San Cristobal
@JIKNie pomyślałem, że może tam taki sklep być. Kupiliśmy w Carrefourze za 50E @myca007tragedii nie było, ale ogólnie jest spora różnica między morzem, a oceanem. Był taki moment jak wypływaliśmy z Teneryfy, że z restauracji wychodziłem od ściany do ściany i pytam się: to wino czy tak buja? Ale córka potwierdziła, że ona ma 8 lat i też tak idzie
:) Tyle, że to było po tej burzy/sztormie który tam przeszedł więc ocean był jeszcze mocno wzburzony. Szerzej będzie o tym w relacji.
Jakby co to na Luis Morote jest ileś tam sklepów z walizkami i ceny mają przyzwoite - zostawiam dla potomności, jakby ktoś szukał blisko portu, a nie chciało mu się lecieć do Carrefura i Primarka w CC Las Arenas. Mnie kiedyś też Discover rozwalił walizkę- dużo bujania z nimi było.
-- 25 Lis 2025 15:01 -- JIK napisał:@bruce09lili z tego co pamiętam blisko Las Palams jest Primark, a tam kupisz - tanią (?) - walizkę.Na wyspach są ogromne China Market, tam też na pewno walizki były... to na przyszłość jakby ktoś potrzebował... -- 25 Lis 2025 15:18 -- bruce09lili napisał:O ile wczoraj teren był trudny, to dzisiaj sklasyfikowałbym jako bardzo trudny. Kolejnym celem jest Caldera de Bandama. Parkujemy przy klubie golfowym i fotografujemy idealnie okrągły krater..Jeśli ta droga była dla Ciebie bardzo trudna to dobrze, że nie jechałeś wschodnim wybrzeżem z południa na północ GC-200
@piekara114Może trochę dramatyzuje na potrzeby opowieści ? ale było kilka dziwnych przejazdów. Jedna droga była dość wąska i trzeba było szukać jakiś miejsc do mijanek. Raz też miałem sytuację że dojeżdżam do stopu i mam maskę zadartą tak absurdalnie do góry że nie byłem w stanie się rozejrzeć. Zastanawiam się czy niskie auto w tym miejscu by się nie zawiesiło.
Gran Canaria też mnie nie urzekła, na pierwszym miejscu (z Kanarków) Fuerta, a potem Lanzarote. Może na brak wow na dwóch dużych wyspach (i na Maderze) miała wpływ pogoda i sporo czasu w aucie? efekt lizania lizaka przez papierek... niby jest, ale sporo brakuje...Zastanowiło mnie jedno, czemu zamawiałeś auta na lotnisku i traciłeś czas na dojazdy? Skoro w portach lub miasteczku przy porcie Cicar ma swoje oddziały...
Czytałem całą relację z zaciekawieniem, bo w styczniu ten sam statek i ten sam rejs mamy.Co do samochodów na lotniskach to pewnie chodzi o cenę, bo w porcie liczą sobie 2x drożej. Jeśli można kilka pytań bardziej szczegółowych (podstawy już znam bo rejsowałem z AIDĄ): 1. Obawiamy się najbardziej pogody i mocnego bujania. Mógł byś szerzej opisać czy jest to uciążliwe? Czy masz wiedzę jakie były fale/warunki że statek nie popłynął na jedną z wysp?2. W jakich godzinach było pierwsze wejście na statek na GC?3. Ile kosztują drinki bez pakietów? W internecie znalazłem od 6-10e, nadal aktualne?4. Gazetki już nie przynoszą do kabin?5. Czy na Teneryfie można kupić bilety na autobusy u kierowcy? Będziemy w 4 os i czy jest to bezproblemowe?
@piekara114Samochody zamawiałem na lotniskach ze względu na cenę. Różnica czasami była 130 zł vs 550 zł, więc nawet po doliczeniu taxi wychodziło taniej. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że bardzo wielu Niemców (co jest dla mnie pozytywnym zaskoczeniem) wypożyczało auta z rejsu. Na Lanzarote i Teneryfie nawet któraś lokalna wypożyczalnia miała oddział w samym porcie, ale to się szybko rozchodzi. Maderę bym klasyfikował gdzieś pomiędzy Gran Canarią, Teneryfą, a Lanzarote i Fuerteventurą. Może przy głębszym zwiedzeniu wrażenie byłoby lepsze. Sama Teneryfa i GC były bardzo komercyjne. Miejscowości nadmorskie jakoś tak dziwnie z naszym przysłowiowym Mielnem nam się kojarzyły. Pewnie wrażenie potęguje też to, że byliśmy na różnych wyspach w różnych rejonach świata, więc też trochę ciężko nas zachwycić. @dbw861. Wydaje mi się, że na oceanie buja nieco mocniej niż na morzach, ale Cosma to był duży statek, więc aż tak nie było tego czuć. Tylko raz porządnie bujało jak po burzy wypływaliśmy z Teneryfy. Wydaje mi się, że to było tylko na początkowym etapie, jak już statek wypłynął na ocean to było lepiej. To było w dzień, kiedy odwołano Fuerteventurę ale nie umiem określić jak mocno bujało w czasie przymusowego postoju. Zamknięto wszystkie porty na Kanarach i nie wiem na ile to profilaktyka, ale coś tam pisali w internetach o wielkich falach. 2. od 143. Powiedziałbym, że od 7-11 Euro. Mam PDF z menu z baru basenowego. Mogę wysłać. 4. Nie. Wszystko jest na aplikacji i w TV. Wydaje mi się, że papierowa jest na życzenie. 5. Nie wiem, bo jeździliśmy autem.
Podejrzewam, że na Fuerte nie poplyneliście z powodu sztormu Claudia, który uderzył w Kanary 11-13.XI. 13go jego końcówka uderzyła w Lanzarote (na której akurat byłam, 4 statki wycieczkowe nie dostały zgody na wpłynięcie do portu, dzień wcześniej przyjmował port statki z Fuerty): dla mnie to był deszcz i trochę wiatru (do halnego bardzo mu było daleko), ale na Teneryfie było już mocno nieciekawie. W wyniku fal, które uderzyły w falochron 3 osoby zginęły (są w necie filmiki), dużo zniszczeń, podpopień (tak to pokazywali w hiszpańskiej tv).
Tak, to ten sztorm. Z tego co wiem od taksówkarza, który wiózł mnie na lotnisko po auto, to 13.11 w porcie na Lanzarote uziemiona była, któraś mniejsza AIDA, chyba Bella. 12 listopada na Teneryfie pogoda popsuła się dopiero późnym popołudniem, a 13 w dodatkowym dniu było dość wietrznie i większa część wyspy pochmurna. Ale jak pisałem w relacji - udało nam się naleźć spokojne miejsce, gdzie można było plażować. Pas słońca zaczynał się na południe od Santa Cruz, a kończył na lotnisku południowym. Dalej na zachód za lotniskiem już była beznadziejna pogoda.
Uznaliśmy, że skoro nie wjedziemy na górę to nie ma sensu pchać się w góry, bo stracimy mnóstwo czasu na jazdę i lepiej poszukać jakiegoś punktu widokowego z dołu. Udało się znaleźć odpowiedni po drodze.
Nasz następny cel to Casa del Vino i Casa de la Miel, czyli dom wina i dom miodu. W winiarni okazało się, że jest większa grupa na degustacji i nie ma miejsc. Postanawiamy pokręcić się po terenie. Idziemy do domu miodu, który okazuje się niedostępny dla zwiedzających. Z tego co zrozumiałem to tam pakują miód do słoików, ale nie mają żadnej wystawy, czy degustacji. Ponoć w części winnej ma być jakaś mała wystawka na temat miodu, ale w mini muzeum są tylko informacje o winie. Kręciliśmy się na tyle długo, że zwolniło się miejsce i zamówiliśmy po lampce wina i talerz serów.
Wychodząc widzimy ponownie Teide
Następnie zmierzamy do Puerto de la Cruz. Zaparkowanie okazuje się prawdziwym koszmarem. W końcu po 2 rundach udaje mi się namierzyć centrum handlowe i możemy ruszać.
Ocean był dzisiaj dość wzburzony
Zbyt wiele osób się nie kąpie, ale więcej jest w resortowych basenach. Ponoć ta zatoczka służy do nauki surfingu. Jak widzę te skały, to mam wrażenie, że to nauka przez eliminację ;)
Na mieście dość tłoczno i międzynarodowo, z przewagą Brytyjczyków i Niemców. Na samym bulwarze trochę przaśnie i turystycznie.
Tutaj ktoś się kąpał, ale warunki były co najmniej trudne. Fali nie było, temperatury wody nie znam w tym miejscu ale odór ryb był odpychający
Staramy się zamknąć zwiedzanie w koło, żeby wracać w stronę auta:
Opuszczone kino
Cały czas mamy z tyłu głowy informacje o burzy. W hiszpańskojęzycznych serwisach straszą dość mocno: ewakuacja bezdomnych, przygotowania do błyskawicznych powodzi, wzmożona aktywność służb. Burza jest zapowiadana na popołudnie. Na razie jest spokój ale uznajemy, że bezpieczniej wracać do stolicy i skupić się na zwiedzaniu tej części. Gdyby Pogoda zaczęła się psuć, to zawsze zdążę odstawić dziewczyny do portu.
Dzieciaki zjadły jeszcze lody w Puerto de la Cruz i wracamy do Santa Cruz De Tenerife. Tym razem nawet nie szukam miejsc do parkowania tylko od razu wjeżdżam na parking pod Plaza de España.
Wchodzimy do darmowego muzeum z murami Castillo de San Cristobal
Kolejne kroki kierujemy wokół centrum