Chińscy Trzej Królowie. Nie, po prostu nie wiem, ale tak mi się skojarzyło
:)
Nagle w oczy rzuciła nam się tablica turystyczna, która wdzięczną strzałką wskazywała kierunek :"Do ogrodu Yuyuan"...No tak, znając nas, tego mogliśmy się spodziewać...:/
:D Zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno jesteśmy w Szanghaju, a nie np. w Japonii. Przy naszej dotychczasowej działalności, byłoby to bardzo możliwe :/
:D
Poszliśmy więc karnie za strzałką, przepychając się przez tłumy turystów uskuteczniających najważniejszą czynność turystyczną, czyli karmienie karpi koi chlebem (szczerze - to nawet nie były karpie. To były boje karpiowe, karpiowe piłki plażowe i kule ziemskie :/ Nie mam pojęcia, jak one jeszcze pływały - tak okrąglutkich ryb to jeszcze nie widziałam - z wyjątkiem nadymki
:D
I wreszcie ogród Yuyuan (dopiero teraz byłam w stanie uwierzyć w opis z naszej przewodnikowej kserówki - jeden z najpiękniejszych ogrodów w Chinach). Cena biletu - 30 yuanów. Faktycznie - był piękny. W cieniu zadbanych drzew ukrywały się strumyki i pawilony o wdzięcznych nazwach.
Uwagę zwracało wszystko. Każdy detal ogrodu był wykonany z ogromną pieczołowitością i dbałością o najmniejszy szczegół.
Nie dało się nie zachwycać. Myślę jednak, że jeszcze większą przyjemność z oglądania ogrodu ma ktoś, kto doskonale orientuje się w chińskiej symbolice. Mam wrażenie, że cały ogród pełen był ukrytych znaczeń - niestety, dla mnie niedostępnych.
Upał (i, niestety, ogromna ilość turystów) w końcu wygonił nas z tego miejsca. Wybraliśmy się więc na spacer uliczkami Starego Miasta. Podziwialiśmy ogrom atrakcji przygotowanych dla turystów - poprzez pamiątki, aż do różnorodnych aktywności. Większość z nich była dla nas dość egzotyczna i przyglądaliśmy się im tylko zza pleców innych.
Na przykład taki teatrzyk (?). Nie wiem, co widziało się przykładając oczy do tych otworów. Kolejka do atrakcji była bardzo długa, a my słyszeliśmy tylko muzykę dobiegającą z urządzenia i głośny śmiech obserwatorów z biletami. Co ciekawe - w kolejce nie było żadnych dzieci. Sami dorośli, przebierający z niecierpliwością nogami
:)
Można też było przeistoczyć się w mafiosa z początku XX wieku i uwiecznić to na fotografii. Stałam dość długo przy stanowisku fotografa i niesamowite było to, że każdy, ale to każdy mężczyzna, przebierając się w ten strój "bossa i twardziela" natychmiast sam się zmieniał - zaczynał inaczej chodzić, zmieniała się jego postawa, wzrok się "utwardzał"... Oni się nie "przebierali", "stawali" się mafiosami. Ciekawe...
I ponownie na promenadzie Bund. Tym razem mieliśmy znakomitą pogodę (no, odnośnie temperatury, to mogłabym się kłócić, ale jakoś, po pobycie na Borneo, mniej nam to trochę doskwierało
:)
Promenada jest chyba jednym z najbardziej znanych miejsc spacerowych i celem wszystkich wycieczek turystycznych. Powiem tak - okazało się, że tłum, który widzieliśmy na Starym Mieście, nie był tłumem :/ To były jedynie przedbiegi. W stronę Bund zmierzały takie ilości ludzi, że nie było wyjścia, nie dało się iść w przeciwnym kierunku. Tłum pchał cię, napierał i jedynym wyjściem było pozwolić mu się unieść. Ale miało to też dobre strony - można było przestać się przejmować ruchem drogowym. Poważnie - coś takiego widziałam po raz pierwszy w życiu. Gdy światła na przejściu zmieniły się na czerwone, tłum nie przestawał płynąć. Samochody trąbiły, próbowały omijać przechodniów jakimiś dziwnymi slalomami, między ludzi zaczęli wbiegać policjanci, starając się choć trochę opanować ten chaos, jednak szybko się wycofali. I nie mówimy tu o jakiejś małej, drugorzędnej drodze. Mówimy o dwupasmowej, głównej ulicy...Tłum to jednak siła nie do opanowania...
Jakoś, bocznymi przejściami, udało nam się uciec w mniej turystyczne rejony.
Tu popełniłam też faux pas, które mogło zachwiać przyjaźnią polsko-chińską
:D Otóż, gdy zapoznałam sobie w sklepie pana, który potrafił mówić po angielsku w dialekcie angielskim, z radości i żeby wykorzystać taką sprzyjającą okazję, zapytałam go : "A czy mógłby mi pan polecić jakąś czarną herbatę, najbardziej charakterystyczną dla Chin?". Pan spojrzał na mnie z pogardą i odpowiedział : "Charakterystyczna chińska herbata jest zielona. My nie pijamy tego czarnego świństwa" :/
:D
Dzień, niestety, powoli miał się ku końcowi. Jeszcze zdążyliśmy kupić piwo w sklepie (4 yuany), wypić je w pod osłoną ciemności w parku, obserwując mieszkańców tańczących na placu. Niesamowite wrażenie - plac, na którego czterech rogach stały odtwarzacze z innego rodzaju muzyką. Chcesz tańczyć tango? Zapraszamy do lewego kąta. A może tradycyjne tańce? Cały prawy jest dla ciebie:) Na środku placu muzyka, jak i tańczące pary, mieszały się ze sobą, tworząc kakofonię dźwięków i niezwykłą mieszankę ruchów...
Jeszcze zdążyliśmy odwiedzić Bund nocą i zatopić się w jego światłach.
I, na szczęście, zdążyliśmy na ostatnie metro na lotnisko
:D Choć było to przeżycie dosyć drastyczne. Otóż, podejrzewam, że powodem był fakt, że to ostatnie metro, Chińczycy zmienili swój charakter. Z grzecznych, miłych i spokojnych współpasażerów, zamienili się w agresywnych i ostro walczących o miejsce ludzi. Strasznie było na to patrzeć, a jeszcze gorzej - uczestniczyć w tym. Gdy na stację podjechała ostatnia kolejka, nim jeszcze jej drzwi otworzyły się do końca, do środka zaczął pchać się tłum oczekujący na peronie. I znowu zadziałała masa. Ludzie, którzy chcieli wysiąść, nie mieli żadnych szans...Krzyki, płacz kobiet, szarpanie...Sądny dzień. Udało nam się wepchnąć do środka, ale, gdy zobaczyłam zapłakane twarze kobiet, postanowiłam się zemścić
:D Zemsta była okrutna i bardzo, bardzo wyrafinowana
:D Otóż, gdy zobaczyłam jakiegoś pana, który podczas wsiadania zachował się wyjątkowo niekulturalnie, po cichutku, pomalutku, zaczynałam się do niego zbliżać...I tak sobie koło niego, bardzo blisko stałam, po prostu :/
:D Zapach Europejczyka jest podobno dla Chińczyka dosyć, hmmm, nieprzyjemny. Myślę więc, że zapach Europejki, która nie myła się 24 godziny, może go nawet zabić
:D Mieli zatem za swoje!
:D
Potem już został nam tylko lot do Pragi i LuxBus do Krakowa. I to był, niestety, całkowity koniec naszej wycieczki.
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy wytrwali tu ze mną. Dziękuję za komentarze, słowa otuchy i polubienia
:) A żeby zakończyć z całkowitym grafomańskim przytupem, powiem Wam, że Kinabalu padł cieniem na moją duszę. I pewnie zostanie tam do końca. Natomiast, ponieważ tak dobrze mi idzie z górami, mam już bilety na następny wyjazd! Jedziemy w Himalaje!
:D (poza tym, zawsze to mniejszy wstyd nie wejść na Mount Everest, niż nie wejść na Kinabalu
:D
Pozdrawiam
:)I jeszcze krótkie podsumowanie finansowe :
Transport : ok. 655,71 zł - wliczyłam tu też dwa loty wewnętrzne.
Jedzenie : ok. 261,05 zł - ale przez prawie trzy dni karmił nas "big boss"
:)
Atrakcje : ok. 2108,52 zł - tu miałam największy problem. Dwie najdroższe atrakcje, czyli wspinaczka na Kinabalu (1380 MYR) i pobyt w dżungli nad Kinabatangan (546 MYR) w cenie miały też zawarte i noclegi, i wyżywienie. Nie wiedziałam, jak to podzielić, więc kwoty w całości dołączyłam do działu "atrakcje".
Noclegi : ok. 471,42 zł.
Czyli w sumie : ok. 3496,10 zł na osobę.
Oczywiście bez skradzionej kwoty
:)
@Kalispell, dziękuję za miłe słowa
:) Co do sprawy z kradzieżą - trudno powiedzieć. Policja miała przeprowadzić śledztwo, a później, z tego co udało się nam zorientować, mieli 3 miesiące na to, żeby nas poinformować o efektach. Cała dokumentacja miała przyjść do nas pocztą. Dalej czekamy
:) Sama jestem ciekawa, co tam będzie napisane. Hm, rozprawa sądowa w Malezji? Brzmi ciekawie
:) zwłaszcza, że podobno pracodawca musi wtedy dać pełnopłatny urlop
:)
olus napisał:
Co ja będę wieczorami czytać?
:)
Ty, moja droga, masz wieczorami PISAĆ
:D
K Marek Trusz napisał:
odbyć z Tobą następną podróż w Himalaje
Znając moje grafomańskie zapędy, pewnie tego nie unikniesz
:D
maginiak napisał:
tej głupiej góry (ups, mam nadzieję że nie usłyszy z tak daleka)
:D
:D
:D dziękuję - najlepsze pocieszenie w życiu
:D
@marcino123, zastanawiałam się, czy dotrzymasz obietnicy
:) mi jeszcze nigdy się nie udało tak przetrzymać czyjejś relacji, choć próbowałam - jestem za bardzo niecierpliwa. I jak? Lepiej się czyta całą naraz? (bo nie wiem, czy mi się opłaca powstrzymywać ciekawość
:)
@gosiagosia - mogę Ci odpowiedzieć tylko dokładnie tym samym, co ostatnio - bardzo dużo nas to nauczyło (wiem, frazes, ale to prawda). Owszem, takie doświadczenia nie są super przyjemne, ale można z nich naprawdę wiele wynieść.
Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam
:)@wilku17, oficjalnie stwierdzam, że kończę współpracę z photobucket. I każdemu to radzę :/ Szczerze mówiąc, to płakać mi się chce, jak pomyślę o ponownym wgrywaniu zdjęć do wszystkich relacji. W jednej już to przechodziłam i to chyba gorsza robota, niż napisanie relacji od nowa:/ Pewnie się w końcu za to zabiorę pomalutku, ale już naprawdę nie mam pomysłu, gdzie można umieszczać zdjęcia, żeby były bezpieczne (w sensie : nie zniknęły znowu). Może ktoś z Was ma jakąś radę, sprawdzony portal, nie wiem...? Z góry dziękuję za wszelkie sugestie. Pozdrawiam:)
Jak zwykle wrzucasz zachętę, a potem każesz czekać ma więcej
:)A swoją drogą palisz fajki przed wspinaczką na górę ??? Przecież Cię zaraz tu zlinczują za to
:P
Na to czekałam
:D I już od pierwszych zdjęć i pierwszy słów mi się mega podoba
:) - jak zawsze zresztą
;) Pisz pisz dalej kochana, nie dawaj nam za długo czekać
:D
Uśmiechnięte dzieci i bańki mydlane stały się Twoim znakiem rozpoznawczym.ŁośPs. Głupio mi spytać, ale jestem w niektórych tematach trochę ciemny - co to jest "snoorkowanie"?
pestycyda napisał:Ale przyznam się szczerze, że bardzo sprytnie najpierw oznajmiłam sprzedającej go pani, że muszę się wcześniej zapytać męża
:D - to spotkało się z jej dużą aprobatą. Gratuluje zamążpójścia
;) Niesamowite to jest, dzieci na całym świecie są takie same, tak samo płaczą, tak samo się bawią, są tak samo ciekawe świata bez względu na długość czy szerokość geograficzną. A potem wyrastają tacy ekstremiści, wojownicy o tę czy inną religię czy światopogląd.
:cry: Dziękuję Ci za zdjęcie wakacyjnego pokoju, nawet nie wiesz jak mnie uradowałaś
:lol:
o mamo. a mnie zachwycaja te zdjecia z shanghaju. boje sie tylko ze to @pestycyda kwestia Twojego talentu fotograficznego i wcale to tak pieknie nie wyglada
;-) przyznaj sie!chiny nie sa na liscie na przyszly rok. jest nowa zeladia na marzec ( Fly4free & Thai airways! dzieki
;-) ) i czatuje na chile i argentyne na jesien. ale.. kto wie..
;-)
No i teraz wszyscy myslą co za potwór z tego Washington'a
;)A ja z zapartym tchem czekam na dalszy ciąg!(preferowanie z happy endem - w stylu zapomnieliście ze dla bezpieczeństwa schowaliscie gdzieś pieniądze - tak jak kolega który wracał się 100km na Sri Lance do poprzedniego miejsca noclegowego - z sukcesem)Wysłane z mojego JY-G4S przy użyciu Tapatalka
No @pestycyda ależ potęgujesz napięcie. Miało być pięknie i egzotycznie, ale malezyjski komisariat to już egzotyka wyższego rzędu. Pisz dziewczyno pisz, co dalej. @Washington gratuluje autorytetu przy okazji
;)
Oj. @Washington, dopiero teraz do mnie dotarło, jak to zabrzmiało :/ :/
:D Miałam na myśli fakt, że nasze style podróżowania leżą na dwóch przeciwległych biegunach. Ty - opanowany i zawsze wiesz, co należy zrobić i co Ci się należy. I potrafisz o to zadbać. Ja - zawsze przepłacająca, zgadzająca się na wszystko, oszukiwana na własne życzenie itp., itd.
:D (niezła reklama
:D hotelarze wszystkich krajów - macie mnie teraz, jak na tacy
:D I nie mówię, że mi z tym bardzo źle, ale czasem chciałoby się (albo po prostu trzeba) spróbować czegoś innego
:) A ponieważ jest to dla mnie bardzo trudne, to zostałeś mi w głowie niejako w formie pewnej "idei podróżowania". Łatwiej mi wtedy postępować niezgodnie z moją "nienegocjowalną" naturą
:D @Japonka76, najgorsze jest to, że wcale nie próbuję budować napięcia :/ po prostu zaczynam pisać, planuję, że napiszę dużo więcej, a nagle zaczynam sobie wspominać i w połowie moich grafomańskich wynurzeń nadchodzi noc :/
:DPozdrawiam:)
No tak, wróciłem do Twojej opowieści z przyjemnością tym większą, że przez dobre dwa tygodnie zaglądania tutaj żyłem w przekonaniu, że zrobiłaś dłuższą przerwę w pisaniu - dopiero dzisiaj odkryłem (hm!), że wystarczyło przejść na kolejną stronę żeby czytać dalej. A tak przy okazji sytuacji na komisariacie, zastanawiam się, czy rzeczywiście Twój ojciec pozwala Ci na takie wyprawy?
Ja to po każdej relacji Pestycydy to chciałam się z nią wybrać na wakacje
:D
;)
;)
8-) ale po tych wizytach na komisariatach w Borneo....
8-)
8-)
:lol: I ta kobra...
:o
:o Pozostanę na czytaniu z wielką przyjemnością relacji
8-)
8-)
:lol:
:oops:
:P
;)
;)
;)
;)
fantastyczne zdjęcia @pestycyda! nie mogłam się napatrzeć i nadziwić ,jak u każdego nosacza inna końcowka tego nochala.
:shock: Jakie to bardzo ludzkie
:)
Żona mnie uświadomiła, że piszesz relację
:D i oczywiście jak zawsze z zapartym tchem czytałem linijka po linijce, jakby pominąć ten jeden przykry incydent to po prostu bajka!!! Nie piecz pierników, nie lep uszek
:P karpia tez nie musi być, wole małpy
:D karm nas dalsza częścią opowieści
;-) Pozdrawiam serdecznie Max
No Kinabalu rzeczywiście robi wrażenie, zwłaszcza w chmurach wygląda groźnie. Stopniujesz napięcie, ale mam nadzieję, że udało się bez przeszkód zdobyć szczyt.
Z ciekawości spytam - chodziłaś wcześniej po górach? Np. choćby po Tatrach? Miałaś jakieś przygotowanie kondycyjne?Chodzi mi o to, czy poszłaś z marszu na Kinabalu, czy też rzeczywiście ta góra jest aż tak wymagająca + wilgotność, co powoduje te problemy wydolnościowe.
O kurczę, ale smutna końcówka! Potrafię sobie wyobrazić Twoje rozgoryczenie, ale to była jedyna racjonalna decyzja. Wspaniałe zdjęcia i świetna relacja - Borneo podskoczyło do pierwszej trójki na mojej liście miejsc do zobaczenia :)
O kurczę, ale smutna końcówka! Potrafię sobie wyobrazić Twoje rozgoryczenie, ale to była jedyna racjonalna decyzja. Wspaniałe zdjęcia i świetna relacja - Borneo podskoczyło do pierwszej trójki na mojej liście miejsc do zobaczenia
:)
Nie przejmuj się @pestycyda tym rzyganiem w górach na przyszłość. Kiedyś na kacu zrobiłem trasę z Doliny Kir na Kasprowy Wierch. Dopadło mnie to samo
:)
Oj szkoda... Ale przynajmniej w relacji znalazły się zdjęcia ze szczytu więc nie jest aż tak źle
:)Na pocieszenie (i w ramach podziękowania za wszystkie świetne relacje - przy czym ta najlepsza) zrobiłem Ci avatar, bo nie masz
:D
szacunek, że podjęłaś taką decyzję! wbrew pozorom podjęcie jej wymagało pewnie większej siły niż decyzja o kontynuowaniu trekkingu
:( ale przyłączam się do wcześniejszych opinii - nie warto ryzykować! znasz to powiedzenie.. "co ma wisieć, nie utonie
:)"? boję się tylko o jedno..
:) jak ty moja Droga do każdego z krajów, w których byłaś będziesz musiała jeszcze z jakiegoś powodu wrócić..... to obawiam się, że może Ci życia zabraknąć!!
:D hehe
@pestycyda Jebal Tubkal czeka - Myślę, że to będzie godny rywal Kinbalu. Świetnie czyta i ogląda się Twoją relację. Wysłane z mojego SM-G935F przy użyciu Tapatalka
Kochani, wiedziałam, że można na Was liczyć. Dziękuję :* Wbrew pozorom, to dla mnie bardzo emocjonalny wpis i długo biłam się z myślami, jak to zrobić. I czy mogę się tu aż tak odsłonić. Dziękuję za to, że mogłam....@sranda, trudno mi odpowiedzieć na pytanie. Nie jestem typem sportowca, ale przed wyjazdem zrobiłam, co mogłam. Na Kinabalu nie wchodziłam "z marszu". Chodzę po górach, po Tatrach też. Przed wyjazdem biegałam, robiłam treningi wytrzymałościowe, starałam się lepiej odżywiać i, wbrew pozorom, faktycznie ograniczyłam palenie. Spałam na 3500 m n.p.m. i nie było żadnych problemów. Po prostu myślę, że jednak każdy organizm reaguje inaczej. Ale czegoś takiego zupełnie się nie spodziewałam. Pewnie mogłam się lepiej przygotować - zawsze można "lepiej" i "więcej"... @zuzanna_89, @olus, @bozenak, @Japonka76 - dzięki za słowa wsparcia. Byłam i w jakiś sposób nadal jestem tym, hmmm, "załamana" to może nie jest odpowiednie słowo. Bardziej - siedzi gdzieś to we mnie w środku, znacie to uczucie, prawda? Chciałam tam wejść bardziej, niż wielu innych rzeczy w życiu. Jednak pocieszam się jednym - po powrocie, ktoś mądry (dziękuję :* ) powiedział tak : jeśli jeden członek wyprawy wszedł na szczyt, to wyprawa jest udana...@Don_Bartoss -
:D
:D
:D "you made my day"
:D
:D Dziękuję
:D Delikatnie chcę Ci jednak przypomnieć, że nie tylko samo rzyganie było moim problemem
:D @dj3500 - jesteś cudowny
:D ten avatar to cała ja, poważnie
:D Prześlij mi go na priv, proszę - z chęcią skorzystam
:D@Maxima0909 - dziękuję... Masz rację, to było mega trudne. Miło mi rozmawiać z kimś, kto to rozumie...@Kalispell - dziękuję. Po prostu bardzo miło poczuć wsparcie...
@pestycydaNa szczyt zawsze jeszcze można spróbować się kiedyś wybrać. A nieostrożni bohaterowie w górach potrafią kończyć na pierwszej stronie newsów. Jest dobrze. Byłaś tam, zaszłaś tak wysoko jak się dało. I potrafiłaś poprawnie ocenić swoje siły. Na dodatek potrafisz o tym otwarcie napisać, co - myślę - jest bardzo cenną informacją dla innych, którzy może planują podobne wyprawy. Brawo!
Zła
:evil: jestem , ze już się kończy twoja relacja . Miło jest zaglądać na fly4free i szukać - dodała Pestycyda następną część
8-) . Kończ w 2016 - będę głosowąć na Ciebie
:P
:P . Macie już jakieś plany gdzie następny wypad??
@Kalispell, dziękuję za miłe słowa
:)Co do sprawy z kradzieżą - trudno powiedzieć. Policja miała przeprowadzić śledztwo, a później, z tego co udało się nam zorientować, mieli 3 miesiące na to, żeby nas poinformować o efektach. Cała dokumentacja miała przyjść do nas pocztą. Dalej czekamy
:) Sama jestem ciekawa, co tam będzie napisane. Hm, rozprawa sądowa w Malezji? Brzmi ciekawie
:) zwłaszcza, że podobno pracodawca musi wtedy dać pełnopłatny urlop
:)
Tak ogólnie, Pestycydo, nie pozostaje nic innego, jak podziękować Ci z wspaniałą relację. I pozostaje tylko nadzieja, że pozwolisz nam odbyć z Tobą następną podróż w Himalaje. Łoś
Co z tego że nie udało się zdobyć tej głupiej góry (ups, mam nadzieję że nie usłyszy z tak daleka) I tak wspaniała relacja i wspaniała wyprawa, cudne zdjęcia! Gratuluję i zazdroszczę, to trochę taka sytuacja: też bym tak chciała ale się boję
;)
i zgodnie z "obietnicą" po pierwszym wpisie tej relacji, wstrzymałem się z jej czytaniem do zakończenia i...ślicznie dziękuje za miły wieczór jaki mogłem dziś z Wami spędzić na Borneo
:)
Co ja się będę wysilać - skopiuję po prostu mój komentarz z innej Twojej relacji bo nic dodać nic ujać:gosiagosia napisał:Specjalnie do Twoich relacji powinno się dorobić przycisk "bardzo lubię"
:lol: Gratuluję Ci umiejętności pisania zabawnie o rzeczach, które zabawne na pewno dla Was wtedy nie były.@olus - możesz sobie poczytać o podróży kajakiem na Palau - polecam - jestem pod jej absolutnym wrażeniem
:D
olus napisał:Co ja będę wieczorami czytać?
:) Ty, moja droga, masz wieczorami PISAĆ
:DK Marek Trusz napisał:odbyć z Tobą następną podróż w Himalaje Znając moje grafomańskie zapędy, pewnie tego nie unikniesz
:Dmaginiak napisał: tej głupiej góry (ups, mam nadzieję że nie usłyszy z tak daleka)
:D
:D
:D dziękuję - najlepsze pocieszenie w życiu
:D@marcino123, zastanawiałam się, czy dotrzymasz obietnicy
:) mi jeszcze nigdy się nie udało tak przetrzymać czyjejś relacji, choć próbowałam - jestem za bardzo niecierpliwa. I jak? Lepiej się czyta całą naraz? (bo nie wiem, czy mi się opłaca powstrzymywać ciekawość
:)@gosiagosia - mogę Ci odpowiedzieć tylko dokładnie tym samym, co ostatnio - bardzo dużo nas to nauczyło (wiem, frazes, ale to prawda). Owszem, takie doświadczenia nie są super przyjemne, ale można z nich naprawdę wiele wynieść.Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam
:)
Przeczytałem po zapoznaniu się z wynikami głosowania na relację miesiąca i mam pytanie - czy akceptowalne jest słowo "zajebisty"? Bo tylko takie mi pasuje
:D
@pestycydaOdświeżam sobie tę relację po raz drugi, bo się stęskniłem. Mam jednak pytanie - jest szansa na przywrócenie wyświetlania obrazków? U mnie PhotoBucket twierdzi, że ich nie pokaże :/
:D
@wilku17, oficjalnie stwierdzam, że kończę współpracę z photobucket. I każdemu to radzę :/ Szczerze mówiąc, to płakać mi się chce, jak pomyślę o ponownym wgrywaniu zdjęć do wszystkich relacji. W jednej już to przechodziłam i to chyba gorsza robota, niż napisanie relacji od nowa:/ Pewnie się w końcu za to zabiorę pomalutku, ale już naprawdę nie mam pomysłu, gdzie można umieszczać zdjęcia, żeby były bezpieczne (w sensie : nie zniknęły znowu). Może ktoś z Was ma jakąś radę, sprawdzony portal, nie wiem...? Z góry dziękuję za wszelkie sugestie.Pozdrawiam:)
@pestycyda Ja umieszczam zdjęcia na f4f na społeczności. Jedyny problem jest taki, że zdjęcia trzeba tam dodać pojedynczo, to znaczy w każde oddzielnie kliknąc przy dodawaniu, nie da się zaznaczyć wszystkich naraz i wgrać. Przez to jest to dość czasochłonne, ale potem ze zdjęciami w relacji nic sie już nie dzieje.
Chińscy Trzej Królowie. Nie, po prostu nie wiem, ale tak mi się skojarzyło :)
Nagle w oczy rzuciła nam się tablica turystyczna, która wdzięczną strzałką wskazywała kierunek :"Do ogrodu Yuyuan"...No tak, znając nas, tego mogliśmy się spodziewać...:/ :D Zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno jesteśmy w Szanghaju, a nie np. w Japonii. Przy naszej dotychczasowej działalności, byłoby to bardzo możliwe :/ :D
Poszliśmy więc karnie za strzałką, przepychając się przez tłumy turystów uskuteczniających najważniejszą czynność turystyczną, czyli karmienie karpi koi chlebem (szczerze - to nawet nie były karpie. To były boje karpiowe, karpiowe piłki plażowe i kule ziemskie :/ Nie mam pojęcia, jak one jeszcze pływały - tak okrąglutkich ryb to jeszcze nie widziałam - z wyjątkiem nadymki :D
I wreszcie ogród Yuyuan (dopiero teraz byłam w stanie uwierzyć w opis z naszej przewodnikowej kserówki - jeden z najpiękniejszych ogrodów w Chinach). Cena biletu - 30 yuanów. Faktycznie - był piękny. W cieniu zadbanych drzew ukrywały się strumyki i pawilony o wdzięcznych nazwach.
Uwagę zwracało wszystko. Każdy detal ogrodu był wykonany z ogromną pieczołowitością i dbałością o najmniejszy szczegół.
Nie dało się nie zachwycać. Myślę jednak, że jeszcze większą przyjemność z oglądania ogrodu ma ktoś, kto doskonale orientuje się w chińskiej symbolice. Mam wrażenie, że cały ogród pełen był ukrytych znaczeń - niestety, dla mnie niedostępnych.
Upał (i, niestety, ogromna ilość turystów) w końcu wygonił nas z tego miejsca. Wybraliśmy się więc na spacer uliczkami Starego Miasta. Podziwialiśmy ogrom atrakcji przygotowanych dla turystów - poprzez pamiątki, aż do różnorodnych aktywności. Większość z nich była dla nas dość egzotyczna i przyglądaliśmy się im tylko zza pleców innych.
Na przykład taki teatrzyk (?). Nie wiem, co widziało się przykładając oczy do tych otworów. Kolejka do atrakcji była bardzo długa, a my słyszeliśmy tylko muzykę dobiegającą z urządzenia i głośny śmiech obserwatorów z biletami. Co ciekawe - w kolejce nie było żadnych dzieci. Sami dorośli, przebierający z niecierpliwością nogami :)
Można też było przeistoczyć się w mafiosa z początku XX wieku i uwiecznić to na fotografii. Stałam dość długo przy stanowisku fotografa i niesamowite było to, że każdy, ale to każdy mężczyzna, przebierając się w ten strój "bossa i twardziela" natychmiast sam się zmieniał - zaczynał inaczej chodzić, zmieniała się jego postawa, wzrok się "utwardzał"... Oni się nie "przebierali", "stawali" się mafiosami. Ciekawe...
I ponownie na promenadzie Bund. Tym razem mieliśmy znakomitą pogodę (no, odnośnie temperatury, to mogłabym się kłócić, ale jakoś, po pobycie na Borneo, mniej nam to trochę doskwierało :)
Promenada jest chyba jednym z najbardziej znanych miejsc spacerowych i celem wszystkich wycieczek turystycznych. Powiem tak - okazało się, że tłum, który widzieliśmy na Starym Mieście, nie był tłumem :/ To były jedynie przedbiegi. W stronę Bund zmierzały takie ilości ludzi, że nie było wyjścia, nie dało się iść w przeciwnym kierunku. Tłum pchał cię, napierał i jedynym wyjściem było pozwolić mu się unieść. Ale miało to też dobre strony - można było przestać się przejmować ruchem drogowym. Poważnie - coś takiego widziałam po raz pierwszy w życiu. Gdy światła na przejściu zmieniły się na czerwone, tłum nie przestawał płynąć. Samochody trąbiły, próbowały omijać przechodniów jakimiś dziwnymi slalomami, między ludzi zaczęli wbiegać policjanci, starając się choć trochę opanować ten chaos, jednak szybko się wycofali. I nie mówimy tu o jakiejś małej, drugorzędnej drodze. Mówimy o dwupasmowej, głównej ulicy...Tłum to jednak siła nie do opanowania...
Jakoś, bocznymi przejściami, udało nam się uciec w mniej turystyczne rejony.
Tu popełniłam też faux pas, które mogło zachwiać przyjaźnią polsko-chińską :D Otóż, gdy zapoznałam sobie w sklepie pana, który potrafił mówić po angielsku w dialekcie angielskim, z radości i żeby wykorzystać taką sprzyjającą okazję, zapytałam go : "A czy mógłby mi pan polecić jakąś czarną herbatę, najbardziej charakterystyczną dla Chin?". Pan spojrzał na mnie z pogardą i odpowiedział : "Charakterystyczna chińska herbata jest zielona. My nie pijamy tego czarnego świństwa" :/ :D
Dzień, niestety, powoli miał się ku końcowi. Jeszcze zdążyliśmy kupić piwo w sklepie (4 yuany), wypić je w pod osłoną ciemności w parku, obserwując mieszkańców tańczących na placu. Niesamowite wrażenie - plac, na którego czterech rogach stały odtwarzacze z innego rodzaju muzyką. Chcesz tańczyć tango? Zapraszamy do lewego kąta. A może tradycyjne tańce? Cały prawy jest dla ciebie:) Na środku placu muzyka, jak i tańczące pary, mieszały się ze sobą, tworząc kakofonię dźwięków i niezwykłą mieszankę ruchów...
Jeszcze zdążyliśmy odwiedzić Bund nocą i zatopić się w jego światłach.
I, na szczęście, zdążyliśmy na ostatnie metro na lotnisko :D Choć było to przeżycie dosyć drastyczne. Otóż, podejrzewam, że powodem był fakt, że to ostatnie metro, Chińczycy zmienili swój charakter. Z grzecznych, miłych i spokojnych współpasażerów, zamienili się w agresywnych i ostro walczących o miejsce ludzi. Strasznie było na to patrzeć, a jeszcze gorzej - uczestniczyć w tym. Gdy na stację podjechała ostatnia kolejka, nim jeszcze jej drzwi otworzyły się do końca, do środka zaczął pchać się tłum oczekujący na peronie. I znowu zadziałała masa. Ludzie, którzy chcieli wysiąść, nie mieli żadnych szans...Krzyki, płacz kobiet, szarpanie...Sądny dzień. Udało nam się wepchnąć do środka, ale, gdy zobaczyłam zapłakane twarze kobiet, postanowiłam się zemścić :D Zemsta była okrutna i bardzo, bardzo wyrafinowana :D Otóż, gdy zobaczyłam jakiegoś pana, który podczas wsiadania zachował się wyjątkowo niekulturalnie, po cichutku, pomalutku, zaczynałam się do niego zbliżać...I tak sobie koło niego, bardzo blisko stałam, po prostu :/ :D Zapach Europejczyka jest podobno dla Chińczyka dosyć, hmmm, nieprzyjemny. Myślę więc, że zapach Europejki, która nie myła się 24 godziny, może go nawet zabić :D Mieli zatem za swoje! :D
Potem już został nam tylko lot do Pragi i LuxBus do Krakowa. I to był, niestety, całkowity koniec naszej wycieczki.
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy wytrwali tu ze mną. Dziękuję za komentarze, słowa otuchy i polubienia :)
A żeby zakończyć z całkowitym grafomańskim przytupem, powiem Wam, że Kinabalu padł cieniem na moją duszę. I pewnie zostanie tam do końca. Natomiast, ponieważ tak dobrze mi idzie z górami, mam już bilety na następny wyjazd! Jedziemy w Himalaje! :D (poza tym, zawsze to mniejszy wstyd nie wejść na Mount Everest, niż nie wejść na Kinabalu :D
Pozdrawiam :)I jeszcze krótkie podsumowanie finansowe :
Transport : ok. 655,71 zł - wliczyłam tu też dwa loty wewnętrzne.
Jedzenie : ok. 261,05 zł - ale przez prawie trzy dni karmił nas "big boss" :)
Atrakcje : ok. 2108,52 zł - tu miałam największy problem. Dwie najdroższe atrakcje, czyli wspinaczka na Kinabalu (1380 MYR) i pobyt w dżungli nad Kinabatangan (546 MYR) w cenie miały też zawarte i noclegi, i wyżywienie. Nie wiedziałam, jak to podzielić, więc kwoty w całości dołączyłam do działu "atrakcje".
Noclegi : ok. 471,42 zł.
Czyli w sumie : ok. 3496,10 zł na osobę.
Oczywiście bez skradzionej kwoty :)
Co do sprawy z kradzieżą - trudno powiedzieć. Policja miała przeprowadzić śledztwo, a później, z tego co udało się nam zorientować, mieli 3 miesiące na to, żeby nas poinformować o efektach. Cała dokumentacja miała przyjść do nas pocztą. Dalej czekamy :) Sama jestem ciekawa, co tam będzie napisane. Hm, rozprawa sądowa w Malezji? Brzmi ciekawie :) zwłaszcza, że podobno pracodawca musi wtedy dać pełnopłatny urlop :)
@marcino123, zastanawiałam się, czy dotrzymasz obietnicy :) mi jeszcze nigdy się nie udało tak przetrzymać czyjejś relacji, choć próbowałam - jestem za bardzo niecierpliwa. I jak? Lepiej się czyta całą naraz? (bo nie wiem, czy mi się opłaca powstrzymywać ciekawość :)
@gosiagosia - mogę Ci odpowiedzieć tylko dokładnie tym samym, co ostatnio - bardzo dużo nas to nauczyło (wiem, frazes, ale to prawda). Owszem, takie doświadczenia nie są super przyjemne, ale można z nich naprawdę wiele wynieść.
Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam :)@wilku17, oficjalnie stwierdzam, że kończę współpracę z photobucket. I każdemu to radzę :/ Szczerze mówiąc, to płakać mi się chce, jak pomyślę o ponownym wgrywaniu zdjęć do wszystkich relacji. W jednej już to przechodziłam i to chyba gorsza robota, niż napisanie relacji od nowa:/ Pewnie się w końcu za to zabiorę pomalutku, ale już naprawdę nie mam pomysłu, gdzie można umieszczać zdjęcia, żeby były bezpieczne (w sensie : nie zniknęły znowu). Może ktoś z Was ma jakąś radę, sprawdzony portal, nie wiem...? Z góry dziękuję za wszelkie sugestie.
Pozdrawiam:)