Dzień kończymy rumem. A właściwie takimi 3 flaszeczkami. Każda po 80 PHP.
Na kolacje próbujemy żydowskich potraw i jest to coś wspaniałego. Będąc w Batad wpadnijcie do Hillside Inn chociaż na żydowskie jedzenie
:)
Po tych intensywnych dniach szybko się zrobiliśmy. Dowiedzieliśmy się też że filipińczycy naprawdę kochają USA i amerykanów. Poza koszulkami z flagami i napisami Stanów Zjednoczonych bardzo interesują się polityką. Wdaliśmy się nawet w małą dysputę na temat Donalda Trumpa z rodziną właścicieli hotelu. Oczywiście na ich życzenie. Na początku się opierałem ale bardzo im zależało na mojej opinii na temat nowego prezydenta Nowego Świata więc uległem. Nasza rozmowa niech pozostanie naszą słodką tajemnicą
:)
Na jednej ze ścian widać zdjęcia miejscowych oraz rodziny właścicieli.
Po małej walce z karaluchem który spadł na głowę żony idziemy spać. Dzień pełen wrażeń daje man w kość
:)Dzień 4
Ale kaaaac. A tak mało wypiłem
:lol: No nic trzeba wstać dość szybko bo ok 7. Na szczęście kawa w proszku i przyjemne śniadanie stawiają nas na nogi. Pomaga przy tym całkiem niezły widok.
Dodatkowo kotki które wczoraj dotrzymywały nam towarzystwa i ubiły paskudnego kakrołcza, który zrobił zamach na moją żonę postanowiły zapozować taką oto pozycją
:)
Jako, że o 10 trzeba się wymeldować postanawiamy zrobić to trochę szybciej, zostawić plecaki w recepcji i wyruszyć na lekki trekking na Wodospad Tappiya. Czas dojścia z hotelu i powrót to ok 2,5h. Idealnie na poranny rozruch. Dochodząc podziwiamy ponownie cudne tarasy. Zejście do samego wodospadu jest raczej lajtowe. Po drodze można zaopatrzyć się w napoje. Ale ja wole naturalną górską wodę. Polecam
:)
Klocki same się nie ustawią
:D
Woda w wodospadzie rześka ale nie było aż tak gorąco aby w niej się schłodzić
:)
Wracając z wodospadu zdarzyła nam się druga ucieczka przed śmiercią. I przyznam, że to był ten moment kiedy życie przeleciało mi przed oczami. Jako, że jest dość stromo zdarza się, że ze skarp osuwają się kamienie. I tak się złożyło, że zaczęły spadać właśnie na nas. Nie zastanawiając się złapałem głowę żony i zwyczajnie schowałem ją pod siebie. Nie, nie wyglądało to jak na filmach. Chociaż może i tak, ale o pawianach z lekkim upośledzeniem
:lol:
:lol:
:lol: . Nieważne, liczy się efekt. Żona przeżyła, ja też, a kamienie spadły tuż obok nas. Mieliśmy dużo szczęścia. Tutaj nic innego nam nie pomoże.
Po dojściu do pierwszego "przepaka" postanawiamy trochę odpocząć. Nerwy muszą się uspokoić
:) Wracając luzujemy się na tarasach
:) A tak w ogóle to nie wiedziałem, że w ryżu chodzą kraby
:D
Po drodze spotykamy również polską parę Adama i Olę(pozdrawiamy was), którzy postanowili rzucić wszystko i wybrać się na wyprawę życia po Azji Południowo-Wschodniej. To ich trzeci miesiąc. Został jeszcze jeden. Nasze drogi jeszcze się przetną podczas wyjazdu
:)
Kościół we wiosce na środku tarasów ryżowych
Szybki prysznic w Hill Side Inn i ruszamy na spotkanie z naszym kierowcą. Umówiliśmy się na 15. Tym razem dochodzimy w 30min ponieważ postanowiłem pomóc żonie i targać dwa duże plecaki. Po 4 stopach docieramy i ruszamy do Banaue. Miasteczko gdzie backpakersów jest więcej niż miejscowych
:) Nie polecę nic do jedzenia ponieważ po raz trzeci i ostatni zaufaliśmy Lonely Planet
:)
Chyba ulubiona rozrywka miejscowych dzieciaków. Gry. Tak jak u nas jakieś 15 lat temu
:)
A to ciekawe. Wszystkie chodniki w czerwonych plamach. Na początku zastanawialiśmy się skąd tu tyle krwi. Ale nie, to nie krew. To splunięte resztki takiego zestawu.
To liście Betelu.
Z wikipedi: Betel używa obecnie ok. 10-20% populacji, co sprawia, że jest on czwartą najbardziej popularną używką na świecie za kofeiną, nikotyną i alkoholem. Betel ma działanie orzeźwiające, lekko podniecające i lecznicze – zabijając pasożyty i odkażając przewód pokarmowy. Ubocznym skutkiem zażywania betelu jest jednak barwienie zębów na czarno, a śliny na czerwono.
Najgorsze jest to, że zażywają go również dzieci....
O 19:00 ruszamy do Manili. Acha i wracamy z Adamem i Olą
:)
Dzień 5
Dojeżdżamy do Manili o godzinie 5:00. Od razu zamówiliśmy Ubera. Wyszło nas 360 PHP. Ale podzieliliśmy się na pół z Adamem i Olą więc na parę wyszło po 180 PHP. Jeszcze większy zbieg okoliczności bo okazuje się, ze jadą razem z nami na Palawan
:) Tylko lotem o godzinę wcześniejszym.
Na lotnisku postanawiamy coś zjeść na śniadanie. Idziemy wobec tego na chińską zupkę z pierożkami won ton. Fantastyczna sprawa. Zestaw z Colą wychodzi 111 PHP, a knajpka nazywa się Chowking - polecam!
Następnie mini prysznic w umywalce w toalecie - jesteśmy w końcu po wielu godzinach drogi
:)
Jako, że lot mamy o 11:30 podchodzimy do stanowiska D16 aby spróbować przebookować na lot wcześniejszy.
W między czasie słyszymy pianie koguta
:) Czegoś takiego jeszcze nie słyszałem na lotnisku. Po krótkim wyszukiwaniu delikwenta, znajduję. Jest w pudełku
:D Pewnie leci na ważną walkę MMA.
Udało się! I to bez żadnych kosztów. Zamiast o 11:30 lecimy o 10:15. Zawsze to godzina oszczędności. Nowo poznani Polacy lecą więc z nami
:) Ruszyliśmy z 20 min opóźnieniem ale w równą godzinę dotarł.
Ostatnio narzekano na Krakowski i Warszawski smog. A co mają powiedzieć w Manili?
Linia Cebu współpracuje w firmą Lexxus Shuttle Bus wiec proponują transport zakupiony w samolocie. Domyślam się, że będzie droższy ale znów czas jest dla nas kluczowy. 600 PHP/os nie wydaje się być dużym kosztem więc nie kombinowaliśmy. Od razu mówię, że nie warto korzystać z tej opcji. Pod terminalem jest biuro gdzie można wykupić transport vanem za 450 PHP. A jedzie w zasadzie tak samo szybko jak ten, którym jechaliśmy my.
Widoki w drodze do El Nido
Widok na "molo" w Roxas. W połowie drogi do El Nido.
Tutaj zatrzymujemy się na jedzenie. Nie polecam oczywiście. Ale zamówiłem makaron z rybą. Zjadłem może widelczyk. Siedzieliśmy akurat w środku "knajpy" przy zakratowanym oknie, kiedy podbiegł do nas od strony podwórka chłopiec. Wyciągnął najpierw rękę po pieniądze, ale kiedy powiedziałem mu, że nie dam, wykonał gest pokazujący, że jest głodny. Przesunąłem wobec tego talerz w jego stronę, a ten nie zastanawiając się nawet chwile chwycił porcję makaronu i uciekł. Jak wychodziliśmy zauważyłem jak łapczywie zajada się tym jedzeniem... To był przerażający widok. Tego naprawdę się nie spodziewałem
:cry:
:|
Ruszyliśmy dalej. Szok pozostał. Głodne dzieci również.
Kiedy dojechaliśmy do Corong-Corong bo tam mamy zaplanowany nocleg zaczęło się oberwanie chmury i oczywiście było już ciemno, wiec cały dzień w plecy. Idziemy wobec tego szukać naszego hotelu, zarezerwowanego wcześniej. Nazywał się Tay Joe polecał go @Washington w swojej relacji. I pewnie wtedy jeszcze się tak nazywał
:) Lepiej. Ja go cały czas widzę w internecie jako Tay Joe. Ale nie. Teraz to Sannie Pension. I próżno szukać innego drogowskazu do niego.
Kiedy w końcu go znajdujemy z pomocą mieszkańców okazuje się, że nie ma prądu ani ciepłej wody(a miał być prysznic
:cry: ). Pani w hotelu powiedziała, że woda jest ciepła ale jak się nagrzeje w ciągu dnia. Ale na takie warunki to my nie byliśmy przygotowani
:)
Jeśli ktoś reflektuje to polecam. Ale my postanawiamy po ulewie szukać innego miejsca dla reszty pobytu. Po kilku próbach znaleźliśmy przy samiutkiej plaży hotel o wdzięcznej nazwie Telesfora. Cena 2000 PHP/noc. Ale śniadanie w cenie, klimatyzacja, tv i co najważniejsze jest ciepłą woda
:)
Idziemy spać. To były wyczerpujące 2 dni w podróży.Dzień 6
Wstajemy ok 7. Jemy śniadanie jeszcze w Sannie Pension. Zabieramy plecaki i idziemy do Telesfory. Tam zostawiamy plecaki i idziemy w kierunku plaży Corong-Corong. Pierwszy widok rozczarowuje ale im dalej idziemy w kierunku Las Cabanas tym jest coraz piękniej
:) Trzeba Iść cały czas w lewo.
Własnie w tym miejscu trzeba przejść po niewielkich kamieniach. Po przejściu docieramy do całkowicie odludnej plaży, gdzie nie ma absolutnie nic. Po za opuszczoną łodzią, konarem i śliczną plażą
:) Nie ma ona chyba nazwy ale mieści się dokładnie tutaj: https://www.google.pl/maps/@11.1531816, ... 405,17.79z
Pod koniec tej plaży ujawnia się rybak w lekko uszkodzonej łódce
:)
Aby dojść do Las Canabas Beach trzeba przejść już przez konkretniejsze kamulce. Polecam wziąć coś na grubszej podeszwie. Może byty do wody, albo sandały
:) My mieliśmy japonki ale też daliśmy radę
:)
Kolor wody perfekcyjny
:)
Z lewej strony widać płot. To dlatego, że trwa duża budowa kolejnych resortów. Jest trochę głośno ale jakby na to nie patrzeć to plaża jest bardzo ładna.
Naszym celem na dzisiaj jest Zip Line na Las Cabanas. Cena takiej przyjemności na siedząco to 500 PHP.
@lapka88 podziwiam eskapadę i zazdroszczę długiej podróży.długiej bo w lutym lecimy tylko na tydzień,więc Twoja relacja będzie nam niedoścignionym wzorem.A Ty nie jesteś czasem z Trójmiasta ? skoro "moja" plaża na Stogach jest ci dobrze znana?:)
Jak obiecałem tak piszę
:)Przeloty + dojazd do Warszawy razem 2004zł(szczegóły w pierwszym poście)Noclegi(na osobę): Apitong Hotel(Manila na 7h) - 325 PHP Indigenous(Sagada 1 noc bez śniadania) - 350 PHP Hillside Inn(Batad 1 noc bez śniadania) - 250 PHP Sannie Pension(Palawan 1 noc ze śniadaniem) - ok 45zł poszło z karty kredytowej Telesfora(Palawan 4 noce ze śniadaniem) - 4000 PHP Sampaguita Suites(Cebu 1 noc bez śniadania) - 650 PHP Chillout Guesthouse(Panglao 3 noce bez śniadania) - 2400 PHP Zen Rooms Ermita(Manila 1 noc bez śniadania) - ok 44 złRazem w przeliczeniu ok. 724 zł Transport wewnętrzny(na osobę): Manila - Banaue - Manila(bilety kupowane przez internet wcześniej): 900 PHP Banaue - Sagada: 290 PHP Sagada - Banaue 170 PHP Banaue - Batad - Banaue 550 PHP Puerto Princessa - El Nido - Puerto Princessa 525 PHP Cebu - Bohol 475 PHP Taxi + Tricykle ok 700 PHP Skuter 2 doby w 2 miejscach na osobę 500 PHP Razem 4110 PHP ok. 330 zł Atrakcje: Walka kogutów La Loma Cocpit Manila - 200 PHP Przewodnik w Sagadzie + rejestracja - 375 PHP Zip Line Palawan - 500 PHP Tour C Palawan - 1200 PHP Tour A Palawan - 1000 PHP Canopy Walk Palawan - 400 PHP Podatek Turystyczny Palawan - 200 PHP Tarsier Sanctuary - 60 PHP Chocolate Chills - 100 PHP Zip Line Bohol - 800 PHP Rekiny Wielorybie + kamerka - 2025 PHP Razem: 6860 PHP ok. 550 zł Jedzenia standardowo nie liczę, ale nie odmawialiśmy sobie. Wszystko razem wyszło ok. 3564 zł. Z jedzeniem i pamiątkami wyszło na głowę ok 4600 zł i to jest nasz ostateczny wydatek.Dodam jeszcze, że ze sobą braliśmy na osobę 600 $ i starczyło to w zupełności
:) Hotele opłącaliśmy na miejscu z tejże kasy.Oczywiście można taniej ale można i drożej. Uważam jednak, że Filipiny nie są drogie i polecam je każdemu.Jeżeli ktoś ma jakieś pytania to z przyjemnością na nie odpowiem.Uwagi również przyjmę na klatę
:)
Heh, urocze
:)Relacja stara jak świat (no dobra, może nie aż tak bardzo). I fajna. A najfajniejsze że docierasz do niej bo @pifko zaprasza Autora relacji @lapka88 na - niech zgadnę, pifko? w Gdańsku, prawie 2 lata po zakończeniu relacji
:)Lepiej późno niż wcale, tak trzymać!
Dzień kończymy rumem. A właściwie takimi 3 flaszeczkami. Każda po 80 PHP.
Na kolacje próbujemy żydowskich potraw i jest to coś wspaniałego. Będąc w Batad wpadnijcie do Hillside Inn chociaż na żydowskie jedzenie :)
Po tych intensywnych dniach szybko się zrobiliśmy. Dowiedzieliśmy się też że filipińczycy naprawdę kochają USA i amerykanów. Poza koszulkami z flagami i napisami Stanów Zjednoczonych bardzo interesują się polityką. Wdaliśmy się nawet w małą dysputę na temat Donalda Trumpa z rodziną właścicieli hotelu. Oczywiście na ich życzenie. Na początku się opierałem ale bardzo im zależało na mojej opinii na temat nowego prezydenta Nowego Świata więc uległem. Nasza rozmowa niech pozostanie naszą słodką tajemnicą :)
Na jednej ze ścian widać zdjęcia miejscowych oraz rodziny właścicieli.
Po małej walce z karaluchem który spadł na głowę żony idziemy spać. Dzień pełen wrażeń daje man w kość :)Dzień 4
Ale kaaaac. A tak mało wypiłem :lol: No nic trzeba wstać dość szybko bo ok 7. Na szczęście kawa w proszku i przyjemne śniadanie stawiają nas na nogi. Pomaga przy tym całkiem niezły widok.
Dodatkowo kotki które wczoraj dotrzymywały nam towarzystwa i ubiły paskudnego kakrołcza, który zrobił zamach na moją żonę postanowiły zapozować taką oto pozycją :)
Jako, że o 10 trzeba się wymeldować postanawiamy zrobić to trochę szybciej, zostawić plecaki w recepcji i wyruszyć na lekki trekking na Wodospad Tappiya. Czas dojścia z hotelu i powrót to ok 2,5h. Idealnie na poranny rozruch. Dochodząc podziwiamy ponownie cudne tarasy. Zejście do samego wodospadu jest raczej lajtowe. Po drodze można zaopatrzyć się w napoje. Ale ja wole naturalną górską wodę. Polecam :)
Klocki same się nie ustawią :D
Woda w wodospadzie rześka ale nie było aż tak gorąco aby w niej się schłodzić :)
Wracając z wodospadu zdarzyła nam się druga ucieczka przed śmiercią. I przyznam, że to był ten moment kiedy życie przeleciało mi przed oczami. Jako, że jest dość stromo zdarza się, że ze skarp osuwają się kamienie. I tak się złożyło, że zaczęły spadać właśnie na nas. Nie zastanawiając się złapałem głowę żony i zwyczajnie schowałem ją pod siebie. Nie, nie wyglądało to jak na filmach. Chociaż może i tak, ale o pawianach z lekkim upośledzeniem :lol: :lol: :lol: . Nieważne, liczy się efekt. Żona przeżyła, ja też, a kamienie spadły tuż obok nas. Mieliśmy dużo szczęścia. Tutaj nic innego nam nie pomoże.
Po dojściu do pierwszego "przepaka" postanawiamy trochę odpocząć. Nerwy muszą się uspokoić :) Wracając luzujemy się na tarasach :) A tak w ogóle to nie wiedziałem, że w ryżu chodzą kraby :D
Po drodze spotykamy również polską parę Adama i Olę(pozdrawiamy was), którzy postanowili rzucić wszystko i wybrać się na wyprawę życia po Azji Południowo-Wschodniej. To ich trzeci miesiąc. Został jeszcze jeden. Nasze drogi jeszcze się przetną podczas wyjazdu :)
Kościół we wiosce na środku tarasów ryżowych
Szybki prysznic w Hill Side Inn i ruszamy na spotkanie z naszym kierowcą. Umówiliśmy się na 15. Tym razem dochodzimy w 30min ponieważ postanowiłem pomóc żonie i targać dwa duże plecaki. Po 4 stopach docieramy i ruszamy do Banaue. Miasteczko gdzie backpakersów jest więcej niż miejscowych :) Nie polecę nic do jedzenia ponieważ po raz trzeci i ostatni zaufaliśmy Lonely Planet :)
Chyba ulubiona rozrywka miejscowych dzieciaków. Gry. Tak jak u nas jakieś 15 lat temu :)
A to ciekawe. Wszystkie chodniki w czerwonych plamach. Na początku zastanawialiśmy się skąd tu tyle krwi. Ale nie, to nie krew. To splunięte resztki takiego zestawu.
To liście Betelu.
Z wikipedi: Betel używa obecnie ok. 10-20% populacji, co sprawia, że jest on czwartą najbardziej popularną używką na świecie za kofeiną, nikotyną i alkoholem. Betel ma działanie orzeźwiające, lekko podniecające i lecznicze – zabijając pasożyty i odkażając przewód pokarmowy. Ubocznym skutkiem zażywania betelu jest jednak barwienie zębów na czarno, a śliny na czerwono.
Najgorsze jest to, że zażywają go również dzieci....
O 19:00 ruszamy do Manili. Acha i wracamy z Adamem i Olą :)
Dzień 5
Dojeżdżamy do Manili o godzinie 5:00. Od razu zamówiliśmy Ubera. Wyszło nas 360 PHP. Ale podzieliliśmy się na pół z Adamem i Olą więc na parę wyszło po 180 PHP. Jeszcze większy zbieg okoliczności bo okazuje się, ze jadą razem z nami na Palawan :) Tylko lotem o godzinę wcześniejszym.
Na lotnisku postanawiamy coś zjeść na śniadanie. Idziemy wobec tego na chińską zupkę z pierożkami won ton. Fantastyczna sprawa. Zestaw z Colą wychodzi 111 PHP, a knajpka nazywa się Chowking - polecam!
Następnie mini prysznic w umywalce w toalecie - jesteśmy w końcu po wielu godzinach drogi :)
Jako, że lot mamy o 11:30 podchodzimy do stanowiska D16 aby spróbować przebookować na lot wcześniejszy.
W między czasie słyszymy pianie koguta :) Czegoś takiego jeszcze nie słyszałem na lotnisku. Po krótkim wyszukiwaniu delikwenta, znajduję. Jest w pudełku :D Pewnie leci na ważną walkę MMA.
Udało się! I to bez żadnych kosztów. Zamiast o 11:30 lecimy o 10:15. Zawsze to godzina oszczędności. Nowo poznani Polacy lecą więc z nami :) Ruszyliśmy z 20 min opóźnieniem ale w równą godzinę dotarł.
Ostatnio narzekano na Krakowski i Warszawski smog. A co mają powiedzieć w Manili?
Linia Cebu współpracuje w firmą Lexxus Shuttle Bus wiec proponują transport zakupiony w samolocie. Domyślam się, że będzie droższy ale znów czas jest dla nas kluczowy. 600 PHP/os nie wydaje się być dużym kosztem więc nie kombinowaliśmy. Od razu mówię, że nie warto korzystać z tej opcji. Pod terminalem jest biuro gdzie można wykupić transport vanem za 450 PHP. A jedzie w zasadzie tak samo szybko jak ten, którym jechaliśmy my.
Widoki w drodze do El Nido
Widok na "molo" w Roxas. W połowie drogi do El Nido.
Tutaj zatrzymujemy się na jedzenie. Nie polecam oczywiście. Ale zamówiłem makaron z rybą. Zjadłem może widelczyk.
Siedzieliśmy akurat w środku "knajpy" przy zakratowanym oknie, kiedy podbiegł do nas od strony podwórka chłopiec. Wyciągnął najpierw rękę po pieniądze, ale kiedy powiedziałem mu, że nie dam, wykonał gest pokazujący, że jest głodny.
Przesunąłem wobec tego talerz w jego stronę, a ten nie zastanawiając się nawet chwile chwycił porcję makaronu i uciekł.
Jak wychodziliśmy zauważyłem jak łapczywie zajada się tym jedzeniem...
To był przerażający widok. Tego naprawdę się nie spodziewałem :cry: :|
Ruszyliśmy dalej. Szok pozostał. Głodne dzieci również.
Kiedy dojechaliśmy do Corong-Corong bo tam mamy zaplanowany nocleg zaczęło się oberwanie chmury i oczywiście było już ciemno, wiec cały dzień w plecy. Idziemy wobec tego szukać naszego hotelu, zarezerwowanego wcześniej. Nazywał się Tay Joe polecał go @Washington w swojej relacji. I pewnie wtedy jeszcze się tak nazywał :) Lepiej. Ja go cały czas widzę w internecie jako Tay Joe. Ale nie. Teraz to Sannie Pension. I próżno szukać innego drogowskazu do niego.
Kiedy w końcu go znajdujemy z pomocą mieszkańców okazuje się, że nie ma prądu ani ciepłej wody(a miał być prysznic :cry: ). Pani w hotelu powiedziała, że woda jest ciepła ale jak się nagrzeje w ciągu dnia. Ale na takie warunki to my nie byliśmy przygotowani :)
Jeśli ktoś reflektuje to polecam. Ale my postanawiamy po ulewie szukać innego miejsca dla reszty pobytu. Po kilku próbach znaleźliśmy przy samiutkiej plaży hotel o wdzięcznej nazwie Telesfora. Cena 2000 PHP/noc. Ale śniadanie w cenie, klimatyzacja, tv i co najważniejsze jest ciepłą woda :)
Idziemy spać. To były wyczerpujące 2 dni w podróży.Dzień 6
Wstajemy ok 7. Jemy śniadanie jeszcze w Sannie Pension. Zabieramy plecaki i idziemy do Telesfory. Tam zostawiamy plecaki i idziemy w kierunku plaży Corong-Corong. Pierwszy widok rozczarowuje ale im dalej idziemy w kierunku Las Cabanas tym jest coraz piękniej :)
Trzeba Iść cały czas w lewo.
Własnie w tym miejscu trzeba przejść po niewielkich kamieniach. Po przejściu docieramy do całkowicie odludnej plaży, gdzie nie ma absolutnie nic. Po za opuszczoną łodzią, konarem i śliczną plażą :) Nie ma ona chyba nazwy ale mieści się dokładnie tutaj: https://www.google.pl/maps/@11.1531816, ... 405,17.79z
Pod koniec tej plaży ujawnia się rybak w lekko uszkodzonej łódce :)
Aby dojść do Las Canabas Beach trzeba przejść już przez konkretniejsze kamulce. Polecam wziąć coś na grubszej podeszwie. Może byty do wody, albo sandały :) My mieliśmy japonki ale też daliśmy radę :)
Kolor wody perfekcyjny :)
Z lewej strony widać płot. To dlatego, że trwa duża budowa kolejnych resortów. Jest trochę głośno ale jakby na to nie patrzeć to plaża jest bardzo ładna.
Naszym celem na dzisiaj jest Zip Line na Las Cabanas. Cena takiej przyjemności na siedząco to 500 PHP.
Dojście do tyrolki