+3
pestycyda 19 października 2017 23:55
Image

Nie znajdziesz tu markowej bielizny czy koszulek. Znajdziesz za to klimat, prawdziwość i uśmiech. Stoiska wepchnięte są na siebie na niewielkim obszarze targowiska, wlewają się też w otaczające je wąskie uliczki. Przepychasz się między kobietami robiącymi zakupy na kolację, starasz się nie nadepnąć na rozłożone bezpośrednio na chodniku owoce...Cudowny klimat...

Image

Niestety, czasem możesz też zobaczyć coś, czego nie chcesz zobaczyć. W dodatku, choćbyś nie wiem jak próbował, nie da się tego "odzobaczyć"...

Image

Nie nie, to nie to. To akurat całkiem niewinne zdjęcie - mięso żab, przygotowane do wbicia na patyczek i zrobienia "żabiej przekąski". Tego, o czym mówię, nie mamy na żadnym zdjęciu. Nie chcieliśmy i nie byliśmy w stanie. Natomiast sam obraz wypalił mi się niestety na mózgu...Przed siedzącą na niewielkim stołeczku panią stały dwie miski. W jednej, większej, prezentowała swój towar. Druga przeznaczona była na "wadliwe" sztuki...Większa miska wypełniona była oskórowanymi żabami. Sposób obdzierania ze skóry można było łatwo rozpoznać - wszystkie miały ścięty czubek pyszczka, czerwoną ranę. Pani miała dobry towar, najlepszy na targu. Bo najświeższy...Żaby cały czas żyły....Miska wypełniona była białymi, obdartymi na żywca ze skóry żabami, które pełzały po sobie, próbowały skakać, łapiąc spazmatycznie powietrze w okaleczone pyszczki.....Gdy któraś wreszcie zdychała - z bólu, szoku i cierpienia - momentalnie przerzucana była do drugiej miski. Wadliwy towar...Nie za to klient chce zapłacić.....

Image

To był moment, w którym skończyła się dla nas chęć próbowania miejscowych przysmaków. Od tej chwili żaden czas - pół godziny, godzina - nie był za długi na poszukiwanie zwykłej pizzerii. Żadna cena za zwykłą pizzę z serem (bo najbezpieczniej) nie była za wysoka (w okolicach 6 USD, nieważne). Dodatkowo wzrosły nam wydatki na wieczorny alkohol z powodu zwiększonego zakupu. Na szczęście odkryliśmy, że na dachu naszego hotelu znajduje się śliczny bar z widokiem na miasto.

Image

W tym momencie nie potrzebowaliśmy "prawdziwości" kraju. Ostatnia noc w Kambodży upłynęła więc nam na dyskusjach o różnicach kulturowych i moralności, ale za to z ładnym widokiem :)

Ostatni poranek obudził nas paroma niepożądanymi rzeczami :D Bólem głowy, ale tego właściwie mogliśmy się spodziewać :D Moim podwójnym bólem głowy, bo uświadomiłam sobie, że jeszcze paru prezentów dla bliskich mi brakuje (więc koniecznie-koniecznie muszę iść znowu na zakupy :/ :D i ...deszczem. W dzień. Od rana. Niebywałe.

Image

Wieczorem mieliśmy samolot, jednak wynajęliśmy pokój na dwie doby, żeby spokojnie się spakować i wykąpać przed podróżą (i, według mnie, spokojnie dokończyć zakupy :D Ale tak z drugiej strony, to właściwie gdzie można iść, gdy pada? Najlepiej w jakieś miejsce pod dachem. A jakie znam największe miejsce pod dachem w Phnom Penh? Targowisko Psar Thmei! O, proszę - samo się nasunęło, tak spontanicznie :D

Image

I dobrze się stało, że ulegliśmy intuicji i po raz kolejny poszliśmy w to samo miejsce. Bo zaraz w pierwszej alejce targu znaleźliśmy stoisko, co do którego straciliśmy już nadzieję :)

Image

Przeróżne smażone insekty i wymarzone pająki :) Obserwując panią sprzedawczynię, zrozumieliśmy też dosyć szybko, dlaczego dzień wcześniej nie udało się nam jej znaleźć :D Pani siedziała na niskim stołeczku między oferowanymi przez siebie towarami, rozmawiała z koleżankami i co chwilę, dystyngowanym, aczkolwiek regularnym ruchem, zanurzała dłoń w którymś z woreczków. Powracała do rozmów chrupiąc sobie to pajączka, to larwę. Wczoraj przybyliśmy tu za późno! Skoro pani siedziała tu od rana, to do 17.00 cały towar był już po prostu zjedzony! :D

Image

Postanowiliśmy się więc na wszelki wypadek pospieszyć z zakupami :D (i dobrze. W czasie gdy my wybieraliśmy, hmmmm...przysmaki (?) pani zdążyła zjeść 5 pająków, 2 larwy i coś jak karaluch). Cen jednostkowych nie pamiętam (tylko za pająki - sztuka : 1 USD), za całość zapłaciliśmy 11 USD, ale kupiliśmy tego naprawdę dużo (ponieważ większość znajomych prosiła o właśnie taki podarunek z wycieczki, z Polski przywieźliśmy nawet odpowiednie plastikowe pojemniki do przewiezienia :D

Po powrocie do hotelu rozłożyliśmy nasze skarby na łóżku i zasiedliśmy do konsumpcji. Na targu zbytnio wstydziliśmy się spróbować (niezbyt byliśmy pewni co do reakcji naszych organizmów :D Ale powiem Wam, że to był błąd. Bo tak, jak te smakołyki wyglądały naturalnie na targu, w otoczeniu innych stoisk, tak na łóżku wyglądały, no cóż....obrzydliwie :/ :D

Na pierwszy ogień poszły larwy. Smak : trawno-mączysty-dziwny.
Image

Image
Z pająka zjadłam nóżkę - nie była zła, bo cała oblepiona przyprawami, więc samego pająka nie było chyba czuć :D

Image
Smak tego był początkowo nie najgorszy. Później...no później zaczął się jakby rozwijać....:/ :D i więcej na ten temat może powiedzieć umywalka w moim pokoju :D :D :D

Image
Ochotę na tego jegomościa skutecznie zepsuł mi jego poprzednik, więc już zupełnie nic nie mogę powiedzieć na ten temat :/ :D

I to już całkowicie nie jest wina naszych niezdrowych nawyków, tylko wyższa konieczność spowodowała, że natychmiast musieliśmy pobiec do baru na dachu, żeby spłukać czymś ten paskudny smak :D :D :D

Image

Potem jeszcze tylko tuk-tuk na lotnisko (7 USD) i musieliśmy pożegnać się z Kambodżą.

Dziękuję wszystkim, którzy dotarli ze mną do końca relacji i pozdrawiam :)

P.S. Dla palaczy. Parę paczek Marlboro z targu w Phnom Penh zostało ze mną do dziś :D Po fazie euforii dotyczącej ceny, nastąpił trudny moment uświadomienia sobie ich smaku :/ :D Myślę, że gdyby ktoś chciał rzucić palenie, to mogą zadziałać lepiej niż którakolwiek z reklamowanych tabletek :D :D :DI jeszcze krótkie podsumowanie finansowe :

Transport : ok. 308,11 zł (w tym wynajem skutera i paliwo)

Noclegi : ok. 268,62 zł

Atrakcje : ok. 435,6 zł

Jedzenie : ok. 406,56 zł

Czyli w sumie ok. 1 418,89 zł na osobę + 30 USD wiza i ok. 200 zł na pamiątki i prezenty.

Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (23)

julk1 20 października 2017 02:53 Odpowiedz
Zapowiada się dobrze. Zobaczymy co dalej z relacją :)
becek 20 października 2017 18:49 Odpowiedz
hmm, tam nie bylo zadnego rozliczenia, w niektorych wioskach ofiary mieszkaja po sasiedzku z katamiczesc kraju dalej w rekach Khmerówniektórzy zbrodniarze to dziś bardzo bogaci ludzie mający międzynarodowe kontrakty np. na drewnodziwny kraj i dziwni ludziePol Pat nigdy nie poniósł kary(nie liczac symbolicznej)
pestycyda 20 października 2017 19:06 Odpowiedz
@becek, tak, właśnie o tym piszę. Żadnego rozliczenia nie było. Wtedy wyboru nie mieli, teraz, według słów mieszkańców, mają. I ich wybór jest taki - nie chcą rozdrapywania ran. Wolą żyć "normalnie". Trudno z tym dyskutować. Dla mnie trochę nie do pojęcia jest fakt, że Pol Pot i inni zbrodniarze nie ponieśli kary. A z drugiej strony nienawiść nakręca nienawiść, więc może jest w tym jakaś mądrość? Sama nie wiem. Trudno odnosić się do decyzji innych, nie będąc nimi.
becek 20 października 2017 19:25 Odpowiedz
nie nie chcą tylko nie mogąbo to by oznaczało kolejna wojnę domowączerwoni maja swoje wojsko
pestycyda 20 października 2017 19:30 Odpowiedz
Jednak to dalej jakiś wybór....
namteh 20 października 2017 22:18 Odpowiedz
@pestycydaTo o wyborze to Twoja teoria czy gdzieś zasłyszana/wyczytana?
pestycyda 20 października 2017 23:02 Odpowiedz
Pytasz o pierwszy akapit relacji? To fragment mojej rozmowy przy piwie z mieszkańcem Kambodży. Dlatego tak widzę tę sytuację. Natomiast sama idea wyboru jest zbieżna z moją prywatną teorią na temat podróżowania, więc tak mi się to poskladalo w całość. Stąd tytuł.P.S. Wiesz, o czym teraz pomyślałam? O delegacji ze Szwecji...I, cholera, możesz mieć rację..........
gadekk 20 października 2017 23:56 Odpowiedz
@pestycyda Twoje relacje to jest poziom wyżej reszty! Czekam na dalszą część.
bozenak 23 października 2017 18:46 Odpowiedz
Znalazłam relację ;) ;) Coś tak za mną chodziło, że dawno Cię nie czytałam i znalazłam :lol: ;) 8-)
kumkwat-kwiat 29 października 2017 00:08 Odpowiedz
@pestycyda @becekGwoli ścisłości, nie można w 100% napisać, że nikt nie został rozliczony z reżimu czerwonych khmerów. Choćby Kang Kek Iew (aka Duch) został ostatecznie skazany w 2012 roku na dożywocie. Oczywiście jest to wyjątek potwierdzający regułę ale jednakowoż wyrok zapadł. Niestety były to raczej pojedyncze przypadki, a choćby poniższy dokument z 2002 roku (polecam obejrzenie) pokazuje, że część osób nie za bardzo okazuje skruchę i bez oporów przyznaje się do udziału w tej zbrodni:https://www.youtube.com/watch?v=47LmpFxM36AJako ciekawostkę można dodać, że w skład trybunału osądzające te zbrodnie wchodziła polska sędzia Agnieszka Klonowiecka-Milart. Pikanterii w całej sytuacji dodaje to, że po upadku reżimu w 1979 roku Czerwoni Khmerzy jeszcze przez kilka lat byli uznawani przez ONZ jako jedyni przedstawiciele Kambodży, a jeden z ich głównych przywódców (Khieu Samphan) jeszcze w 1998 roku beztrosko z pratyzantki przeszedł na stronę ówczesnego rządu. Z pewnością nie była to sytuacja sprzyjające do rozliczeń.Z zupełnie innej strony, w pawilonie "A" Tuol Sleng, wyraźnie zaznaczone jest aby nie robić zdjęć w celach na parterze. Przykro jest patrzeć jak ludzie nie są w stanie tego respektować i na dodatek wrzucają do sieci, zdjęcia skatowanych więźniów. Co do Pól Śmierci mam bardzo mieszane uczucia odnośnie "wychodzących z ziemi" kości i resztek ubrań. Rozmawiałem z wieloma osobami i znaczna ich cześć jest zdania, że po tylu latach i tak szerokich badaniach tego miejsca nic już z ziemi tej wielkości nie powinno wychodzić. Są to zatem najpewniej specjalnie pozostawione szczątki, aby zrobić wrażenie na zwiedzających. Mnie osobiście to zniesmaczyło, bo samo miejsce jest wystarczająco depresyjne i takie sztuczki nie są już tu potrzebne.
julk1 29 października 2017 01:43 Odpowiedz
pestycyda, fajna relacja. W sumie piszesz o zwykłych ludziach i zwykłych miejscach. Ale przez to relacja jest... niezwykła. W dodatku są piękne fotki. Az się chce podążać Waszymi drogami. Tylko drogo wychodzą hotele i posiłki :lol:
bozenak 4 listopada 2017 19:51 Odpowiedz
-- 04 Lis 2017 19:51 -- :lol: :lol: :lol: -- 04 Lis 2017 19:51 -- :lol: :lol: :lol:
ambush 5 listopada 2017 20:22 Odpowiedz
@pestycyda dzięki za miłe słowo - fajnie, że przydały Ci się moje informacje praktyczne. Niech nie zabrzmi to jak reklama :D ale gdyby ktoś poszukiwał info praktycznych zachęcam do swojej relacji - może też komuś się przydadzą, bo trochę tego tam spisałem: https://www.fly4free.pl/forum/angkor-wat-perla-kambodzy,216,101222A ja dorzucę jeszcze swoje 2 słowa do wcześniejszej rozmowy o więzieniu Tuol Sleng (S21). Sporo sam o tym myślałem, rozumiem obie strony. Z jednej strony ciężko sobie wyobrazić jak można mieszkać w pobliżu kogoś kto przyczynił się do zabójstwa twoich bliskich, jak można nie chcieć zemsty? No jak? I tutaj właśnie jest jeden z najbardziej mentalnych momentów w moim życiu. Rozmawiałem z kilkoma osobami pracującymi w więzieniu. W tym z jedną osobą, którą tam bardzo łatwo spotkać - czyli jedną z kilku osób która przeżyła pobyt w więzieniu. Jest on tam często i sprzedaje swoje książki. Tak czy inaczej jak ktoś z nim rozmawiał wie, że to nie byle handlara, która chce opchnąć Ci książkę. Widać, że człowiek przeżył swoje. I on, i wspomniane kilka innych osób mówiły w podobnym tonie: Ktoś musi przerwać nienawiść, ktoś musi przerwać zemstę i akt śmierć za śmierć. Jeśli ktoś tego nie zrobi to wojna, zabijanie i śmierć nigdy się nie skończą. Ich to bardzo boli, ale wolą poświęcić wolę swojej zemsty dla dobra ogółu. Bo ktoś musi przerwać łańcuch nienawiści. Żadnego rozliczenia nie było, to fakt. Opieszałość sądów, kontakty sprawców to spowodowały. Przez długi czas rzeczywiście byli sprawcy masakr mieli swoje wojsko i nikt nie chciał kolejnej wojny. Ale nienawiść rodzi nienawiść. Z tego powodu woleli ich olać i zostawić na tym swoim luksusowym wygnaniu. Ofiary miały dość nienawiści i brak woli zemsty. Dlatego woleli przyjąć ten stan zamiast kolejnej wojny, która pewnie doprowadziłą by do śmierci sprawców. Zamieść temat pod dywan w tym wypadku powinna być zrozumiana. Aha i jedna ważna uwaga: Tu to czytałem, a to często powielany błąd. Khmerzy to ludność zamieszkująca Kambodżę (aktualnie sporo ponad 90%). Nie ma to nic wspólnego z Czerwonymi Khmerami, bo ta nazwa określa ruch polityczny. Khmerzy byli i ofiarami i oprawcami. Dla uproszczenia jakby rusz polityczny powodujący wojnę domową w Polsce nazywał się Czerwoni Polacy. Khmer to nazwa ogólna rdzennego mieszkańca Kambodży. Tak jak np. Ormianin w Armenii.
pestycyda 6 listopada 2017 01:08 Odpowiedz
@ambush, dziękuję. Idealnie ubrałeś w słowa to, co myślę. To naprawdę nie jest łatwy temat...Dobrze, ma być szczerze, więc będzie. Do tej pory niezbyt chciałam się angażować w dyskusję na temat ludobójstwa. Przede wszystkim dlatego, że ten kraj to nie tylko Pola Śmierci czy Muzeum... To jest relacja z pobytu w Kambodży, kraju, który ma mnóstwo do zaoferowania. Piękne miejsca, historia, cudowni ludzie... Nie chciałam, żeby wątek został zdominowany tym jedynym tematem. Ważnym i strasznym, owszem, nie można go przemilczeć, ale nie jest tak, że Kambodża = tylko i wyłącznie terror Pol Pota. Relacje nigdy nie są obiektywne. Możesz się nie wiem, jak starać, ale i tak dany kraj postrzegasz przez pryzmat własnej wiedzy/doświadczeń/rozmów z miejscowymi/albo (to już moja własna teoria) - trochę z własnego wyboru (ja zazwyczaj decyduję się, owszem, pewnie z egoizmu, nie brać bardzo do siebie prób oszustw czy niemiłych sytuacji. Uważam, że źli ludzie są wszędzie i robię, co mogę, żeby to nie rzutowało na moją ocenę danego miejsca. Bo w przeciwnej sytuacji najbardziej stratna będę właśnie ja - niepotrzebne mi nerwy i złość na wakacjach). Nawet wybór określonych zdjęć do relacji obiektywny nie jest - konkretne obrazy rzutują na sposób widzenia kraju przez ludzi, którzy tam jeszcze nie byli...W przypadku tak trudnego tematu jak ludobójstwo, starałam się nie przekazywać tego, co myślę, a skoncentrować się wyłącznie na tym, czego dowiedziałam się od miejscowych osób. Owszem, może się tu rodzić podejrzenie, że obraz, który otrzymałam, nie jest w 100% zgodny z prawdą (tak, jak w przypadku szwedzkiej delegacji za czasów Pol Pota), ale nie mam innego.... Oprócz tego, mam tylko to, co myślę, coś, co jest zupełnie i całkowicie subiektywne. A myślę (choć trudno tu się wypowiedzieć, bo nie jestem na miejscu Khmerów i, mam nadzieję, nigdy nie będę), że gdybym była w takiej sytuacji, tu i teraz, i miałabym do wyboru - zemsta i rozliczenie albo przyszłość moich dzieci, którym mam szansę dać wykształcenie i przygotować je do życia bez nienawiści, bez mrugnięcia oka wybrałabym to drugie. Właśnie dlatego, żeby nie nakręcać zła.Kolejna sprawa - @kumkwat_kwiat, nie mogę z Tobą polemizować w kwestii zdjęć w Tuol Sleng. Możliwe, że były tam tabliczki z zakazami. Ja po prostu ich nie widziałam - owszem, mogło to wynikać z faktu, że wizyta w tym miejscu była dla mnie bardzo emocjonalna i strasznie trudna. Mogłam nie zwrócić na nie uwagi. Jeśli były, to faktycznie, złamanie przez nas zakazu nie było fair. I tak, zrobiło mi się głupio. Natomiast, w oderwaniu od zakazu, zupełnie prywatnie uważam, że nie pokazywanie takich obrazów, niestety nie spowoduje, że ta tragedia zniknie....I jeszcze jedno pytanie @ambush. Masz całkowitą rację, co do używania słowa "Khmer". Jednak nie zauważyłam, żeby w tym wątku zostało użyte niezgodnie ze znaczeniem. Coś przeoczyłam?Prawie coming out :)Miłej nocy.
ambush 6 listopada 2017 09:07 Odpowiedz
@pestycyda tutaj lekkie sprostowanie, bo faktycznie nie napisałem precyzyjnie - w Twojej relacji nie było żadnego błędu związanego z Khmer. Ten błąd zauważyłem tutaj w 1 czy 2 w komentarzach ludzi komentujących i to do nich był ten tekst :)
namteh 13 listopada 2017 14:00 Odpowiedz
@pestycydaA wiesz coś może o przeszłości tej pływającej wioski? Z czego żyli 50 lat temu? Czy ta wioska istniała 50 lat temu?Strasznie dziwne miejsce... Z jednej strony kasują 20$ za wjazd (co jest pewnie kupą kasy) a z drugiej "łapią za serca" zeszytami dla dzieci... Albo te kobiety kręcą albo są bardzo wykorzystywane.
pestycyda 13 listopada 2017 18:01 Odpowiedz
@namteH , mam wrażenie, że cała wioska jest wykorzystywana. Bardziej wyobrażałam sobie, że podjedziemy na przystań, znajdziemy jakąś łódź i zapłacimy sternikowi. On nas zawiezie do wioski, a tam się zapłaci np. nie wiem, komuś w rodzaju sołtysa, coś takiego (że już nie wspomnę, że w swojej naiwności myślałam, że pieniądze pójdą na rozwój wioski :/ Myślałam, że to będzie bardziej coś w stylu "datku na rozwój") Tu podjeżdżasz pod normalne kasy, kupujesz bilet od osób w mundurach (nie mam pojęcia jakich - może to po prostu uniformy stylizowane na militarne) i własny transport podwozi Cię na wał, gdzie stoi mnóstwo łodzi. Dziwna sytuacja.Wioska, wg. Lom Lama, bo jedyną wiedzę mam od niego (nikt inny nie mówił po angielsku, z wyjątkiem pań z pływających sklepów, ale one miały konkretny zasób zdań "handlowych"), raczej nie istniała 50 lat temu. Została zbudowana przez Kambodżan, którzy odłączyli się od innej pływającej wioski (w której mieszkali z Wietnamczykami. Podobno Wietnamczycy nie byli zbyt przyjaźnie nastawieni - ani do innych mieszkańców, ani do turystów, którzy co jakiś czas próbowali się im szlajać po terenie). Mam wrażenie, że odkąd powstała, żyje trochę z turystów (a raczej z tego, co ewentualnie zostawią bezpośrednio w wiosce - wycieczki na łodzi z kobietami, jakieś restauracyjki itp.), trochę z rybołówstwa. Być może niektórzy mieszkańcy zarabiają jakieś pieniądze na podwożeniu turystów łodziami z wału do wioski, choć nie sądzę, żeby to były ich własne łodzie, więc to raczej na pewno są grosze...Pytałam Lom Lama, czy mieszkańców nie denerwuje fakt, że ciągle ktoś obcy się im po wiosce plącze. Odpowiedział, że się z tego cieszą, bo zawsze jest szansa, że ktoś coś od nich kupi. Trudno powiedzieć, jaka jest prawda. Ale poważnie interesuje mnie kto na tym zarabia i dlaczego ci ludzie się na to zgodzili (pewnie jest jakieś prawdopodobieństwo, że dostają część pieniędzy z biletów, ale szczerze? Nie sądzę. A 20 USD to w Kambodży naprawdę duża stawka).
margita 14 listopada 2017 12:12 Odpowiedz
Byłam w Kambodży mniej więcej w tym samym czasie. Wycieczkę do pływającej wioski kupiłam w Siem Rap w biurze za 16 USD od osoby. Był to zachód słońca nad jeziorem, zabrali nas z hotelu, przejazd do przystani, łódka, zwiedzanie świątyni, wioska, restauracja i kobiety na łodziach, podziwianie zachodu słońca ( i ta sama dziewczyna sprzedając z łodzi w różowej bluzce) i powrót. Dodatkowo nic nie płaciliśmy i nie słyszałam o 20 USD za wejście do wioski. Nasz przewodnik był fantastyczny i bardzo szczerze i dużo opowiadał. W wiosce jest prąd, maja tv i życie jest trochę na pokaz dla turystów. Byliśmy w szkole i ze smutkiem muszę stwierdzić, że wszędzie po ziemi walały się porozrzucane zeszyty, ołówki i długopisy. Dzieciaki chcą już czegoś innego, tego mają dosyć. W Kambodży wcale tanio nie jest, wszędzie płaci się w dolarach, dla nas to niekorzystny przelicznik. W Siem Rap jedzenie jest drogie, jedynie ciuchy da się wytargować po 1 USD i hotele są tanie w dobrym standardzie.
maginiak 3 grudnia 2017 02:00 Odpowiedz
Quote:Wychodzi na to, że jest gorzej, niż myślałam - skoro Ty za całą wycieczkę w agencji zapłaciłaś 16 USD (z dojazdem na przystań, łodzią, przewodnikiem itp), to chyba znaczy, no właściwie nie wiem, co znaczy :/ :D Chyba tylko tyle, że przepłaciliśmy straszliwie, bo w naszych 20 USD mieliśmy jedynie łódź :/ :D Ale w takim razie jestem już pewna, że wioska nic z tych pieniędzy nie dostaje, a bilety w kasie sprzedaje hmm...agencja wynajmu łódek (?) :/@pestycyda Może Cię pocieszę...Byliśmy w Kampong Phluk wczoraj i zapłaciliśmy za łódź po 25 $ od osoby :/ :D (aż musiałam zacytować Twój awatar z tego wszystkiego ;))Cena zależy podobno od ilości osób, większe grupy płacą po 15 $. My byliśmy we trójkę z dzieckiem i Młody niby nic nie płacił ale tylko niby. Kupowaliśmy wycieczkę w hotelu i mam wrażenie, że istnieje jakiś układ między hotelami, kasjerami i sternikami... W każdym razie jestem niemal pewna, że ludzie z wioski nie dostają z tej kasy nic. Żeby tego było mało, sternik po zakończeniu wycieczki zażądał dodatkowych pieniędzy dla siebie. Odmówiliśmy.Za przejażdżkę po zalanym lesie z kobietą z wioski zapłaciliśmy dodatkowo 10$. Kobieta, która prowadziła sprzedaż zeszytów i napojów na łodzi była niestety dość natarczywa, wzięliśmy dwa napoje i mango, ona nalegała byśmy kupili coś dodatkowo dla Pani, która nas wiozła i za wszystko policzyła nam 16$. Kiedy powiedziałam, że to za dużo, tłumaczyła że koszty dowiezienia tych towarów do wioski są bardzo wysokie i że to przecież dla wnuków tej Pani a ja sama mam dziecko i powinnam rozumieć. Ale jakoś mnie nie przekonała. Ostatecznie wymieniła paczkę ciastek na mniejszą i bardzo stanowczo nalegała bym zapłaciła 11$, co w końcu zrobiłam bo cóż było robić.Pani która nas wiozła, jeszcze podczas przejażdżki dałam dodatkowe pieniądze i chociaż tego jestem pewna, że mogła zachować je dla siebie. Generalnie po wizycie w pływającej wiosce nie mogę się za bardzo otrząsnąć i pół nocy mi się to wszystko śniło. Tym bardziej, że jedyny moment, który mógł być naprawdę miły i relaksujący - czyli wypłynięcie na jezioro podczas zachodu słońca - zakończył się po minucie. Moje dziecko oświadczyło że chce kupę :/
pestycyda 3 grudnia 2017 16:24 Odpowiedz
@maginiak, wiem. Po pobycie tam miałam podobne uczucia, jak Ty. I już olać te 20 USD, bardziej chodzi o to, kto i dlaczego to dostaje. W wiosce z jednej strony duża bieda (sama widziałaś), z drugiej - kobiety na łodziach sprzedające produkty, co, moim zdaniem, świadczy o próbie zdobycia pieniędzy za wszelką cenę. Z braku innych możliwości właśnie (chyba, że muszą je komuś oddawać????) Mnie chyba najbardziej zasmuciły "zachęcające" do zakupu teksty - zawsze te same, wymawiane głosem robota, według tego samego schematu. Tak, jakby ktoś je przeszkolił, kładąc nacisk na najbardziej łapiące za serce elementy. A gdy odpowiesz cokolwiek innego, coś, co nie mieści się w "standardowej" rozmowie - patrzące na ciebie bez zrozumienia i powracające do znanych sobie zdań. Strasznie to smutne...Natomiast po :maginiak napisał: Do tego jedyny moment, który mógł być naprawdę miły i relaksujący - czyli wypłynięcie na jezioro Tonle Sap podczas zachodu słońca - zakończył się po minucie. Moje dziecko oświadczyło że chce kupę :/Przepraszam, ale muszę wstawić przynajmniej cztery moje avatary :DUdanego dalszego pobytu w Kambodży!!! :)
marta76 20 grudnia 2017 18:21 Odpowiedz
Pestycyda, długo się zastanawiałam, czy napisać, ale...Rozważ, proszę, usunięcie z tego wątku dwóch zdjęć - zdjęcia fotografii skatowanego więźnia (z celi w Tuol Sleng)...I - inny kaliber, ale mimo wszystko - zdjęcia z targu z rozczłonkowanymi, pobitymi na śmierć psami. Zawartość tych zdjęć jest drastyczna.Napisałaś, że niepublikowanie takich zdjęć niczego nie zmieni - ja uważam nieco inaczej, publikacja takich zdjęć wywołuje - a przynajmniej może wywołać bardzo silną reakcję, szok, wstrząs u odbiorców. Dlatego ich publikacja powinna być poprzedzona ostrzeżeniem.Zwykle tak silnym przekazem operuje się świadomie, chcąc uzyskać określoną reakcję, sprowokować... no właśnie, co?... dyskusję, dążenie do zmiany? Tu nie ma przecież mowy o żadnej możliwości zmiany. U Europejczyka możesz spowodować co najwyżej potworną frustrację.Pozdrawiam,
pabloo 20 grudnia 2017 19:18 Odpowiedz
No bez przesady, mnie dreszcze niedobrze na widok krokodyli, bardzo proszę o niezamieszczanie na forum zdjęć krokodylków. Zdjęcie ze sklepu mięsnego drastyczne? Czas wyjść z domu i zobaczyć, że świat tak wygląda. Relacja na tym forum ma to do siebie, że ma możliwie najlepiej pokazać odwiedzane miejsce, a chyba taka właśnie jest Kambodża, czy się to komuś podoba czy nie.A na zdjęciu ze skatowanym człowiekiem przecież prawie nic nie widać.
pestycyda 25 grudnia 2017 16:04 Odpowiedz
W jednych relacjach piszą człowiekowi, żeby dodać zdjęcia, bo zniknęły, w innych - żeby usunąć. No nie dogodzisz ;)@Marta76 - nie jest to łatwy temat i na pewno nie na rozmowę przez sieć, gdzie słowa czasem umykają i bardzo brakuje kontaktu niewerbalnego. Przykro mi, że zdjęcia spowodowały u Ciebie frustrację. Nie jestem z tego dumna i nie taki był cel ich zamieszczenia. Dla mnie to też nie były łatwe momenty, a emocje tkwią we mnie do dziś. Jadąc do Kambodży mniej więcej wiedziałam, czego się mogę spodziewać, jednak "spodziewać się" a "zetknąć z" to dwie różne rzeczy. Uważam, że jednym z celów relacji jest, jak powiedział @Pabloo, przygotowanie potencjalnych odwiedzających do tego, aby wiedzieli z czym mogą się zetknąć. A Kambodża pod względem elementów spoza naszego kręgu kulturowego jest bardzo rozbudowana...Psy. Zdjęcie nie różni się od zdjęć martwych ryb na targu, kur czy świń. Różni się natomiast sposobem "uboju" - i to jest według mnie drastyczne. Niestety, niewiele osób o tym wie i stąd sytuacje, w których Europejczyk jedzie gdzieś do Azji, chce przeżyć/spróbować czegoś "egzotycznego" i zamawia psa. Na talerzu dostaje kawałek ładnie wyglądającego mięsa i poczucie "jestem twardy, zrobiłem to". Nie wie natomiast/nie ma świadomości/nie interesuje się, że w pewien sposób nakręca cały ten krwawy biznes. Czasami jedno zdjęcie z opisem potrafi zmienić myślenie paru osób. I jak najszczerzej życzę tego właśnie temu zdjęciu.Tuol Sleng. Miejsce straszne. Nie potrafię znaleźć słów, żeby to opisać. Chyba zresztą większość osób odwiedzających tak ma - to przeżywa się "do wewnątrz", o tym się nie da rozmawiać. Pozostaje wyjście - przemówić obrazami. Takich zdjęć wisi tam bardzo dużo i każdy odwiedzający ogląda je w milczeniu. Są niestety częścią i historią tego miejsca. I nie da się zamknąć oczu i udawać, że to się nie zdarzyło, choć tak pewnie byłoby dla psychiki najwygodniej.......Pokazywanie takich obrazów jest ważne - żeby pamiętać, żeby wiedzieć, do czego pewne działania mogą doprowadzić..... @Marta76 , cóż mogę Ci więcej napisać? Cieszę się, że powiedziałaś o swoich emocjach, choć pewnie dla Ciebie też to nie było łatwe. Piszę teraz relację z Nepalu - zapraszam. Zaręczam Ci, że tam nie ma żadnych zdjęć, które mogłyby być emocjonalnie ciężkie. Pozdrawiam.