Po ciepłej kolacji, składającej się z pożywnej zupy oraz kaszy z mięsem, dość szybko wszyscy rozchodzą się do pokojów:) W tych warunkach (temperatura w okolicy kilku stopni) toaletę ograniczamy do umycia zębów… i w pełni ubrani wskakujemy pod kołdry:DCena 1180 BOB / 2 osoby. Za taką samą cenę znajdziesz wycieczkę z przewodnikiem mówiącym po angielsku (po prostu dopytaj organizatora). Na miejscu ceny we wszystkich biurach są bardzo zbliżone, i nie słyszałem żeby ktoś cenę uzależniał od przewodnika mówiącego po angielsku. Pełne wyżywienie jest wliczone w cenę (łącznie z napojami, owocami do posiłków), więc ewentualne zakupy zrób zgodnie ze swoimi potrzebami (woda, alkohol, słodycze). Miejsca noclegowe są bardzo skromne i najczęściej nie ma tam nawet żadnego baru/sklepiku (część posiłków kierowca zabrał z Uyuni), choć na trasie rzeczywiście gdzieniegdzie można coś kupić, np. w miejscowości San Juan (w okolicy której spaliśmy pierwszej nocy). Zakupy, zakupami, ale najważniejsza sprawa to ciepła odzież. Natychmiast po zachodzie słońca robi się bardzo zimno, temperatura odczuwalna spada nawet do -20°C, wieje przenikliwy wiatr... miejsca noclegowe są nieogrzewane, więc z tej wycieczki robi się mała "szkoła przetrwania";)
Andrzej10/07/2018 (wtorek) Noc mija dobrze. W kurtce i pod kołdrą jest w miarę ciepło:) Śniadanie smakuje wybornie, szczególnie ciepła jajecznica i gorące napoje. Każda grupa ma trochę inny plan, więc rano w świetlicy jest dość spokojnie. My w trasę ruszamy punktualnie o 8-ej. Ranek jest bardzo mroźny, ale świeci przepięknie słońce, więc mamy nadzieję, że zaraz zrobi się cieplej.
Pierwszy postój mamy już po kilku minutach – zatrzymujemy się w wiosce San Juan del Rosario (w pobliżu której znajdowało się nasze schronisko) przy sklepie, w którym można zrobić małe zakupy spożywcze:)
Po krótkiej przerwie pakujemy się do naszego jeepa i ruszamy w kierunku rezerwatu fauny andyjskiej (Reserva National de Fauna Andina Eduardo Avaroa), położonego na południowo-zachodnim krańcu Boliwii przy granicy z Chile i Argentyną. Na terenie parku znajduje się wiele, kolorowych jezior, będących siedliskiem dla trzech gatunków flamingów. Docelowym punktem dzisiejszego dnia jest Laguna Colorada, od której dzieli nas około 200 km głównie po bezdrożach, ale po drodze czeka nas wiele innych atrakcji – małe i większe jeziorka oraz punkty widokowe. Po godzinie jazdy zatrzymujemy się na małym solnisku Chiguana Salt Flat, przez które przebiega linia kolejowa łącząca Chile z Boliwią i którą podobno raz w tygodniu przejeżdża pociąg z Abaroa do Uyuni. W pobliżu znajduje się też nieczynna stacja kolejowa i mała, częściowo opuszczona wioska, która była zamieszkiwana przez górników z okolicznych kopalń wydobywających tu m.in. boraks i rudę miedz (eksportowane głównie do Europy), a których eksploatację zakończono jeszcze w XX wieku.
Około 10:30 mamy kolejny postój w punkcie widokowym z którego rozpościera się widok na wierzchołki kilku pięciotysięczników, m.in.: wulkanu Ollagüe o wysokości 5868 m przez szczyt którego przebiega granica boliwijska-chilijsko.
Po kilkunastominutowej przerwie wsiadamy do samochodu i po pół godzinie dojeżdżamy do Laguna Cañapa - bezodpływowego, słonego jeziora. Widok jest naprawdę fantastyczny, w wodzie brodzi kilka ptaków, a ponad jeziorem rozpościera się przepiękny widok na ośnieżone szczyty Andów.
Ale Laguna Cañapa to dopiero wstęp do skarbów skrywanych przez płaskowyż Altiplano. Następny przystanek mamy przy Laguna Hedionda o powierzchni około 3 km2, leżącego na wysokości 4121 m. Zasolenie tego jeziora jest bardzo duże i w zależności od pory roku waha się od 70 do 80 %, ale dzięki temu rozwija się w nim specyficzny plankton, przyciągający różne gatunki ptaków, w tym m.in. flamingi, kaczki i gęsi andyjskie.
Nad jeziorkiem znajduje się hotel i restauracja Los Flamencos (obecnie będące w remoncie), a także „parking” z toaletą, a nawet dostęp do internetu” (wc kosztuje 5 BOB, a wi-fi chyba 20 BOB). Podczas gdy my robimy dziesiątki zdjęć flamingom na tle przepięknej panoramy And, nasz kierowca przygotowuje obiad? Inna sprawa, że wiele do zrobienia nie ma – przygotowany obiad zabrał z hotelu w San Juan, a teraz go tylko serwuje?
Tuż za jeziorkiem Hedionda znajduje się kolejne – Laguna Negra (Chiar Kkota) przy której również spędzamy chwilę. W dalszą drogę ruszamy tuż przed 14-tą.
Cały czas jedziemy na południe wzdłuż granicy boliwijsko-chilijskiej, którą wytyczają w tej części proste linie łączące szczyty kolejnych wulkanów. W drodze do rezerwatu zatrzymujemy się jeszcze na rozległym płaskowyżu, gdzie można poczuć siłę wiatru wiejącego na wysokości około 4600 m n.p.m. Pomimo pełnego słońca jest tu przenikliwie zimno. Po 15 minutach jesteśmy przemarznięci, więc szybko pakujemy się do jeepa i ruszamy dalej.
Kilka kilometrów dalej na południe, pośród wydm płaskowyżu Altiplano znajduje się kilka formacji skalnych, a pośród nich najbardziej znane "kamienne drzewo" – Árbol de Piedra. Ta pozostałość skalna ma kształt skarłowaciałego drzewa i została uformowana przez wiejące tutaj porywiste wiatry niosące piasek i niszczące miękki piaskowiec.
Po zabawie wśród skałek ruszamy w kierunku Laguny Colorada leżącej już na terenie Rezerwatu Fauny i Flory Andyjskiej Eduardo Avaroa. Do brama rezerwatu dojeżdżamy około 15:30. Tutaj kupujemy bilety wstępu do rezerwatu w cenie 150 BOB/osobę, ważne 4 dni, których trzeba pilnować, gdyż za ich brak przy wyjeździe z parku płaci się wysoką karę (Leon, jako dziecko, zostaje zwolniony z opłaty?). Wbijamy sobie jeszcze pieczątki z logo rezerwatu do paszportów, wsiadamy do jeepa i jedziemy do schroniska, w którym spędzimy dzisiejszą noc. Na miejscu wypakowujemy tylko bagaż i ruszamy nad jezioro Colorada.
Laguna Colorada to płytkie, słone jezioro o charakterystycznym, bordowym kolorze wody, na tle której lśnią białe wysepki utworzone z boraksu. Wody jeziora swoją niezwykłą barwę zawdzięczają głównie glonom zawierającym czerwony pigment. O pięknie tego miejsca nie ma co się rozpisywać… to trzeba koniecznie zobaczyć!
Nad jeziorem spędzamy kilkadziesiąt minut i zbieramy się do powrotu, w momencie gdy słońce skrywa się za szczytami Andów. Jesteśmy na wysokości około 4300 m n.p.m. i temperatura po zachodzie słońca spada bardzo gwałtownie, a przy wiejącym porywistym wietrze robi się koszmarnie zimno… Do naszej lodge wracamy przemarznięci do szpiku kości, więc natychmiast ubieramy się we wszystkie ciepłe rzeczy? Temperatura w naszym domku, z nieszczelnymi oknami, niewiele różni się od tej na zewnątrz, ale tutaj przynajmniej nie smaga nas przenikliwy wiatr (brrrr)? Dzisiejszy nocleg mamy w pokojach wieloosobowych, więc cała nasza grupa będzie spała razem w jednej dużej sali? Pomimo zimna humory nam dopisują i wspólna kolacja jest niezwykle sympatyczna. A nasz kierowca, zdając sobie sprawę z faktu, że dzisiejsza noc nie będzie łatwa, przynosi nam jeszcze wino na poprawę morale?
Po kolacji decydujemy się jeszcze na krótki spacer po okolicy jeziora. Na tej wysokości, w miejscu nieskażonym sztucznym światłem, gwiazdy i cała Droga Mleczna robią niezwykłe wrażenie. Można by patrzeć bez końca… gdyby nie warunki atmosferyczne? Ja po 20 minutach czuję się skostniały i przemarznięty do szpiku kości. Leonowi jest jeszcze mało atrakcji, więc kontynuuje spacer razem z parą Kolumbijczyków. Oni wytrzymuję na zewnątrz 15 minut dłużej i wracają przemarznięci równie mocno jak ja:( Chwilę po 21-ej kładziemy się spać, zdejmując jedynie buty. Każdy z nas marzy już tylko o tym aby się rozgrzać…11/07/2018 (środa) Noc jest bardzo zimna, ale w ubraniu pod kołdrą nie jest źle… nad ranem poczułem się nawet rozgrzany? Pobudkę mamy bardzo wcześnie, bo już o 4:30 rano. Szybka „toaleta”, gorąca kawa/herbata na śniadanie i po niespełna godzinie ruszamy. Jedziemy dalej na południe, w kierunku źródeł geotermalnych Sol de Mañana, położonych na wysokości 4850 m n.p.m. Dojeżdżamy na miejsce tuż przed wschodem słońca. Pierwszą atrakcją jest gejzer (aktywny tylko rano), wyrzucający w powietrze parę wodną na wysokość nawet kilkunastu metrów. Dużą atrakcją są skoki nad ziejącą parą wodną rurą. Oczywiście my również dołączamy do skaczących?
Wokół znajdują się jeziorka błotne, wypełnione bulgoczącą masą, z których wydobywają się gazy zdecydowanie mniej przyjemne niż para wodna. Wokół roztacza się przenikliwy zapach siarkowodoru oraz duszący zapach tlenków siarki. Cały ten obszar charakteryzuje się dużą aktywnością wulkaniczną, a okolica pełna jest źródeł siarkowych.
Największą atrakcją tej okolicy są jednak baseny termalne – Termas de Polques. Woda w nich ma temperaturę około 30 stopni. Może sama temperatura nie robi wrażenia, ale biorąc pod uwagę, że na zewnątrz nadal jest poniżej zera, to robi się dużo bardziej ciekawie. Początkowo myśl o rozebraniu się w tych warunkach skutecznie powstrzymuje nas od kąpieli, ale po chwili dyskusji i wahań decydujemy się zaryzykować. Bilet kosztuje jedynie 6 BOB, a dziecko może kąpać się za darmo☹ Na miejscu jest koedukacyjna „przebieralnia”, niestety pozbawiona jakiegokolwiek ogrzewania… zresztą, ponieważ drzwi non stop są otwarte, to nie miałoby to większego sensu. Szybkie rozebranie się i zanurzenie w ciepłej wodzie nie stanowi najmniejszego problemu, gorsze będzie wychodzenie z wody… ale chwilowo nie ma sobie co zaprzątać głowy? Kąpiel jest bardzo przyjemna, a woda wydaje się dużo cieplejsza niż 30 °C? Czas mija szybko i po około 30 minutach musimy wychodzić… Brrrr!!!!
Chwilę po 9:30 ruszamy w drogę powrotną. W sumie w programie na ten dzień była przewidziana jeszcze Laguna Verde, ale już wczoraj ustaliliśmy, że z tego punktu rezygnujemy na rzecz basenu termalnego. Ponoć obecnie laguna jest mało ciekawa i jej krystaliczne wody nie ulegają spektakularnej zmianie barwy na zieloną pod wpływem promieni słonecznych…
Początkowo droga powrotna jest monotonna i dość mocno trzęsie, ale nasz kierowca mocno stara się abyśmy zbytnio nie nudzili się i aby zagłuszyć nasze negatywne myśli? puszcza składankę rytmicznych przebojów południowoamerykańskich (np. Como me gusta la noche, Nene Malo). Około południa dojeżdżamy do Laguna Negra. Same jeziorko to mały zbiornik otoczony formacjami skalnymi, zaś nieopodal niego znajduje się łąka poprzecinana strumykami, na których można zobaczyć mnóstwo ptaków, króliki andyjskie i lamy. Przepiękne miejsce, zapierające dech w piersiach.
Mieliśmy małą zmianę planu - dłużej zostaliśmy w La Paz
;) Teraz jesteśmy w Uyuni i za chwilę ruszamy na trzydniową wycieczkę. Będziemy bez dostępu do internetu, więc następne wpisy muszą poczekać
:?
W ciągu sześciu dni bardzo dużo się u nas działa, o czym szczegółowo wkrótce napiszę... jesteśmy trochę zmęczeni, ale dziś będziemy spali po królewsku - w łóżkach z pościelą
:shock:, więc mam nadzieję, że zregenerujemy trochę siły
;) Ostatnie kilka nocy spędziliśmy w autobusach, a wcześniej na płaskowyżu Altiplano w Boliwii, na wysokości około 4 tys. metrów, gdzie w nocy w pokojach temperatura była niewiele wyższa od 0 °C... a o ciepłej wodzie w kranach mogliśmy tylko pomarzyć:)Jesteśmy teraz w Aguas Calientes - "bramie" Machu Picchu, które jutro planujemy zwiedzić
:) PS. Bardzo dziękuję za pozytywne komentarze
:D
Cześć,Wielkie dzięki za informacje (na PW) o kontynuacji relacji!Czy możesz jeszcze dać znać na temat ceny za wycieczkę? Czy 1180 BOB to za jedna osobę czy dwie?Zakupy, które robiliście na wyprawę. Co wg. Ciebie i ile trzeba zabrać na 3 dniową wycieczkę?Jakie są ceny w hotelach, restauracjach w których się zatrzymuje?Mam zarezerwowaną wycieczkę z Salty Desert Aventours i zajmujemy ze znajomymi cały samochód.Nikt z nas nie mówi po hiszpańsku. Jak myślisz czy warto dopłacać do przewodnika, mówiącego po angielsku?Pozdrawiam,Chan
Cena 1180 BOB / 2 osoby. Za taką samą cenę znajdziesz wycieczkę z przewodnikiem mówiącym po angielsku (po prostu dopytaj organizatora). Na miejscu ceny we wszystkich biurach są bardzo zbliżone, i nie słyszałem żeby ktoś cenę uzależniał od przewodnika mówiącego po angielsku.Pełne wyżywienie jest wliczone w cenę (łącznie z napojami, owocami do posiłków), więc ewentualne zakupy zrób zgodnie ze swoimi potrzebami (woda, alkohol, słodycze). Miejsca noclegowe są bardzo skromne i najczęściej nie ma tam nawet żadnego baru/sklepiku (część posiłków kierowca zabrał z Uyuni), choć na trasie rzeczywiście gdzieniegdzie można coś kupić, np. w miejscowości San Juan (w okolicy której spaliśmy pierwszej nocy). Ale raczej warto zakupy zrobić w Uyuni. Zakupy, zakupami, ale najważniejsza sprawa to ciepła odzież. Natychmiast po zachodzie słońca robi się bardzo zimno, temperatura odczuwalna spada nawet do -20°C, wieje przenikliwy wiatr... miejsca noclegowe są nieogrzewane, więc z tej wycieczki robi się mała "szkoła przetrwania", co moim zdaniem dodatkowo nadaje tej wycieczce uroku
;) Andrzej
Po ciepłej kolacji, składającej się z pożywnej zupy oraz kaszy z mięsem, dość szybko wszyscy rozchodzą się do pokojów:) W tych warunkach (temperatura w okolicy kilku stopni) toaletę ograniczamy do umycia zębów… i w pełni ubrani wskakujemy pod kołdry:DCena 1180 BOB / 2 osoby. Za taką samą cenę znajdziesz wycieczkę z przewodnikiem mówiącym po angielsku (po prostu dopytaj organizatora). Na miejscu ceny we wszystkich biurach są bardzo zbliżone, i nie słyszałem żeby ktoś cenę uzależniał od przewodnika mówiącego po angielsku.
Pełne wyżywienie jest wliczone w cenę (łącznie z napojami, owocami do posiłków), więc ewentualne zakupy zrób zgodnie ze swoimi potrzebami (woda, alkohol, słodycze). Miejsca noclegowe są bardzo skromne i najczęściej nie ma tam nawet żadnego baru/sklepiku (część posiłków kierowca zabrał z Uyuni), choć na trasie rzeczywiście gdzieniegdzie można coś kupić, np. w miejscowości San Juan (w okolicy której spaliśmy pierwszej nocy).
Zakupy, zakupami, ale najważniejsza sprawa to ciepła odzież. Natychmiast po zachodzie słońca robi się bardzo zimno, temperatura odczuwalna spada nawet do -20°C, wieje przenikliwy wiatr... miejsca noclegowe są nieogrzewane, więc z tej wycieczki robi się mała "szkoła przetrwania";)
Andrzej10/07/2018 (wtorek)
Noc mija dobrze. W kurtce i pod kołdrą jest w miarę ciepło:) Śniadanie smakuje wybornie, szczególnie ciepła jajecznica i gorące napoje. Każda grupa ma trochę inny plan, więc rano w świetlicy jest dość spokojnie. My w trasę ruszamy punktualnie o 8-ej. Ranek jest bardzo mroźny, ale świeci przepięknie słońce, więc mamy nadzieję, że zaraz zrobi się cieplej.
Pierwszy postój mamy już po kilku minutach – zatrzymujemy się w wiosce San Juan del Rosario (w pobliżu której znajdowało się nasze schronisko) przy sklepie, w którym można zrobić małe zakupy spożywcze:)
Po krótkiej przerwie pakujemy się do naszego jeepa i ruszamy w kierunku rezerwatu fauny andyjskiej (Reserva National de Fauna Andina Eduardo Avaroa), położonego na południowo-zachodnim krańcu Boliwii przy granicy z Chile i Argentyną. Na terenie parku znajduje się wiele, kolorowych jezior, będących siedliskiem dla trzech gatunków flamingów. Docelowym punktem dzisiejszego dnia jest Laguna Colorada, od której dzieli nas około 200 km głównie po bezdrożach, ale po drodze czeka nas wiele innych atrakcji – małe i większe jeziorka oraz punkty widokowe.
Po godzinie jazdy zatrzymujemy się na małym solnisku Chiguana Salt Flat, przez które przebiega linia kolejowa łącząca Chile z Boliwią i którą podobno raz w tygodniu przejeżdża pociąg z Abaroa do Uyuni. W pobliżu znajduje się też nieczynna stacja kolejowa i mała, częściowo opuszczona wioska, która była zamieszkiwana przez górników z okolicznych kopalń wydobywających tu m.in. boraks i rudę miedz (eksportowane głównie do Europy), a których eksploatację zakończono jeszcze w XX wieku.
Około 10:30 mamy kolejny postój w punkcie widokowym z którego rozpościera się widok na wierzchołki kilku pięciotysięczników, m.in.: wulkanu Ollagüe o wysokości 5868 m przez szczyt którego przebiega granica boliwijska-chilijsko.
Po kilkunastominutowej przerwie wsiadamy do samochodu i po pół godzinie dojeżdżamy do Laguna Cañapa - bezodpływowego, słonego jeziora. Widok jest naprawdę fantastyczny, w wodzie brodzi kilka ptaków, a ponad jeziorem rozpościera się przepiękny widok na ośnieżone szczyty Andów.
Ale Laguna Cañapa to dopiero wstęp do skarbów skrywanych przez płaskowyż Altiplano. Następny przystanek mamy przy Laguna Hedionda o powierzchni około 3 km2, leżącego na wysokości 4121 m. Zasolenie tego jeziora jest bardzo duże i w zależności od pory roku waha się od 70 do 80 %, ale dzięki temu rozwija się w nim specyficzny plankton, przyciągający różne gatunki ptaków, w tym m.in. flamingi, kaczki i gęsi andyjskie.
Nad jeziorkiem znajduje się hotel i restauracja Los Flamencos (obecnie będące w remoncie), a także „parking” z toaletą, a nawet dostęp do internetu” (wc kosztuje 5 BOB, a wi-fi chyba 20 BOB). Podczas gdy my robimy dziesiątki zdjęć flamingom na tle przepięknej panoramy And, nasz kierowca przygotowuje obiad? Inna sprawa, że wiele do zrobienia nie ma – przygotowany obiad zabrał z hotelu w San Juan, a teraz go tylko serwuje?
Tuż za jeziorkiem Hedionda znajduje się kolejne – Laguna Negra (Chiar Kkota) przy której również spędzamy chwilę. W dalszą drogę ruszamy tuż przed 14-tą.
Cały czas jedziemy na południe wzdłuż granicy boliwijsko-chilijskiej, którą wytyczają w tej części proste linie łączące szczyty kolejnych wulkanów. W drodze do rezerwatu zatrzymujemy się jeszcze na rozległym płaskowyżu, gdzie można poczuć siłę wiatru wiejącego na wysokości około 4600 m n.p.m. Pomimo pełnego słońca jest tu przenikliwie zimno. Po 15 minutach jesteśmy przemarznięci, więc szybko pakujemy się do jeepa i ruszamy dalej.
Kilka kilometrów dalej na południe, pośród wydm płaskowyżu Altiplano znajduje się kilka formacji skalnych, a pośród nich najbardziej znane "kamienne drzewo" – Árbol de Piedra. Ta pozostałość skalna ma kształt skarłowaciałego drzewa i została uformowana przez wiejące tutaj porywiste wiatry niosące piasek i niszczące miękki piaskowiec.
Po zabawie wśród skałek ruszamy w kierunku Laguny Colorada leżącej już na terenie Rezerwatu Fauny i Flory Andyjskiej Eduardo Avaroa. Do brama rezerwatu dojeżdżamy około 15:30. Tutaj kupujemy bilety wstępu do rezerwatu w cenie 150 BOB/osobę, ważne 4 dni, których trzeba pilnować, gdyż za ich brak przy wyjeździe z parku płaci się wysoką karę (Leon, jako dziecko, zostaje zwolniony z opłaty?). Wbijamy sobie jeszcze pieczątki z logo rezerwatu do paszportów, wsiadamy do jeepa i jedziemy do schroniska, w którym spędzimy dzisiejszą noc. Na miejscu wypakowujemy tylko bagaż i ruszamy nad jezioro Colorada.
Laguna Colorada to płytkie, słone jezioro o charakterystycznym, bordowym kolorze wody, na tle której lśnią białe wysepki utworzone z boraksu. Wody jeziora swoją niezwykłą barwę zawdzięczają głównie glonom zawierającym czerwony pigment. O pięknie tego miejsca nie ma co się rozpisywać… to trzeba koniecznie zobaczyć!
Nad jeziorem spędzamy kilkadziesiąt minut i zbieramy się do powrotu, w momencie gdy słońce skrywa się za szczytami Andów. Jesteśmy na wysokości około 4300 m n.p.m. i temperatura po zachodzie słońca spada bardzo gwałtownie, a przy wiejącym porywistym wietrze robi się koszmarnie zimno… Do naszej lodge wracamy przemarznięci do szpiku kości, więc natychmiast ubieramy się we wszystkie ciepłe rzeczy? Temperatura w naszym domku, z nieszczelnymi oknami, niewiele różni się od tej na zewnątrz, ale tutaj przynajmniej nie smaga nas przenikliwy wiatr (brrrr)? Dzisiejszy nocleg mamy w pokojach wieloosobowych, więc cała nasza grupa będzie spała razem w jednej dużej sali? Pomimo zimna humory nam dopisują i wspólna kolacja jest niezwykle sympatyczna. A nasz kierowca, zdając sobie sprawę z faktu, że dzisiejsza noc nie będzie łatwa, przynosi nam jeszcze wino na poprawę morale?
Po kolacji decydujemy się jeszcze na krótki spacer po okolicy jeziora. Na tej wysokości, w miejscu nieskażonym sztucznym światłem, gwiazdy i cała Droga Mleczna robią niezwykłe wrażenie. Można by patrzeć bez końca… gdyby nie warunki atmosferyczne? Ja po 20 minutach czuję się skostniały i przemarznięty do szpiku kości. Leonowi jest jeszcze mało atrakcji, więc kontynuuje spacer razem z parą Kolumbijczyków. Oni wytrzymuję na zewnątrz 15 minut dłużej i wracają przemarznięci równie mocno jak ja:( Chwilę po 21-ej kładziemy się spać, zdejmując jedynie buty. Każdy z nas marzy już tylko o tym aby się rozgrzać…11/07/2018 (środa)
Noc jest bardzo zimna, ale w ubraniu pod kołdrą nie jest źle… nad ranem poczułem się nawet rozgrzany? Pobudkę mamy bardzo wcześnie, bo już o 4:30 rano. Szybka „toaleta”, gorąca kawa/herbata na śniadanie i po niespełna godzinie ruszamy. Jedziemy dalej na południe, w kierunku źródeł geotermalnych Sol de Mañana, położonych na wysokości 4850 m n.p.m. Dojeżdżamy na miejsce tuż przed wschodem słońca. Pierwszą atrakcją jest gejzer (aktywny tylko rano), wyrzucający w powietrze parę wodną na wysokość nawet kilkunastu metrów. Dużą atrakcją są skoki nad ziejącą parą wodną rurą. Oczywiście my również dołączamy do skaczących?
Wokół znajdują się jeziorka błotne, wypełnione bulgoczącą masą, z których wydobywają się gazy zdecydowanie mniej przyjemne niż para wodna. Wokół roztacza się przenikliwy zapach siarkowodoru oraz duszący zapach tlenków siarki. Cały ten obszar charakteryzuje się dużą aktywnością wulkaniczną, a okolica pełna jest źródeł siarkowych.
Największą atrakcją tej okolicy są jednak baseny termalne – Termas de Polques. Woda w nich ma temperaturę około 30 stopni. Może sama temperatura nie robi wrażenia, ale biorąc pod uwagę, że na zewnątrz nadal jest poniżej zera, to robi się dużo bardziej ciekawie. Początkowo myśl o rozebraniu się w tych warunkach skutecznie powstrzymuje nas od kąpieli, ale po chwili dyskusji i wahań decydujemy się zaryzykować. Bilet kosztuje jedynie 6 BOB, a dziecko może kąpać się za darmo☹ Na miejscu jest koedukacyjna „przebieralnia”, niestety pozbawiona jakiegokolwiek ogrzewania… zresztą, ponieważ drzwi non stop są otwarte, to nie miałoby to większego sensu. Szybkie rozebranie się i zanurzenie w ciepłej wodzie nie stanowi najmniejszego problemu, gorsze będzie wychodzenie z wody… ale chwilowo nie ma sobie co zaprzątać głowy? Kąpiel jest bardzo przyjemna, a woda wydaje się dużo cieplejsza niż 30 °C? Czas mija szybko i po około 30 minutach musimy wychodzić… Brrrr!!!!
Chwilę po 9:30 ruszamy w drogę powrotną. W sumie w programie na ten dzień była przewidziana jeszcze Laguna Verde, ale już wczoraj ustaliliśmy, że z tego punktu rezygnujemy na rzecz basenu termalnego. Ponoć obecnie laguna jest mało ciekawa i jej krystaliczne wody nie ulegają spektakularnej zmianie barwy na zieloną pod wpływem promieni słonecznych…
Początkowo droga powrotna jest monotonna i dość mocno trzęsie, ale nasz kierowca mocno stara się abyśmy zbytnio nie nudzili się i aby zagłuszyć nasze negatywne myśli? puszcza składankę rytmicznych przebojów południowoamerykańskich (np. Como me gusta la noche, Nene Malo). Około południa dojeżdżamy do Laguna Negra. Same jeziorko to mały zbiornik otoczony formacjami skalnymi, zaś nieopodal niego znajduje się łąka poprzecinana strumykami, na których można zobaczyć mnóstwo ptaków, króliki andyjskie i lamy. Przepiękne miejsce, zapierające dech w piersiach.