Potem miało być Nazaré, ale webcam pokazywał ciągle, że jest tam bardzo duże zachmurzenie (mimo lazurowego nieba wszędzie dookoła), więc pojechaliśmy do Bathali, by odwiedzić i tamtejszy klasztor.
Chmury w Nazaré nie odpuszczały, więc podskoczyliśmy jeszcze do Leirii. I to było pierwsze rozczarowanie. Udało nam się znaleźć zacienione miejsce parkingowe w pobliżu zamku, ale i tak w skwarze trzeba było podejść kilkaset metrów. No to idziemy, idziemy, już się zbliżamy, a tu bach! Zamek zamknięty, bo robią renowację za 3,4 mln EUR... Córka mnie wzrokiem zabija, ale co zrobić. Przyznaję, nie sprawdziłem u nich na stronie, a tam przecież jest o tym informacja waląca po oczach. Dygamy zatem znowu w ukropie z powrotem do samochodu. Ale fotka choć z dołu i bez sensu musi być
:D
Do ustalenia zostaje, czy jedziemy teraz prosto do Porto, czy ryzykujemy z tym nieszczęsnym Nazaré? Kamera internetowa uparcie pokazuje tam gęste zachmurzenie. Coś się tam im musiało zjarać - myślę sobie. W Praia d'El Rei też bywała mgła z rana, ale o tej godzinie? Na pewno jest porządku, jedziemy - zadecydowałem. I to był błąd. Nie dość, że na miejscu (zapewne z powodu niedzieli) ścisk i tłok, jak w Karwii w pobliżu plaży, to okazało się, że kamera się wcale nie zjarała. Co to, to nie... Aż do samego miasteczka było piękne niebo, lazurowe niczym azulejos, lecz na linii brzegowej masa powietrza znad Atlantyku toczyła złośliwie dla nas jakąś wojenkę z masą znad interioru. No popatrzcie tylko - tam w dole powinna być plaża (widok z okolic latarni morskiej).
Ale tam jeszcze wrócę. Nu pagadi Nazaré...
Cisnęliśmy zatem do Porto. Nie mam pojęcia, na ile będzie opiewał rachunek za autostrady, gdy będę oddawał auto (mamy tutejszy "via toll") i być może będę zgrzytać zębami, ale niech tam, warto... Jazda po tutejszych drogach, czy to płatnych, czy bezpłatnych, to sama przyjemność. Wcześniej wspominałem, że zarezerwowałem AC Hotel by Marriott Porto, który się niestety w lipcu nie otworzył, ale przez travelocity zarezerwowałem nawet taniej (choć bez śniadań) apartament w budynku sąsiadującym z ww. hotelem. Wygląda to z grubsza tak:
Nie wszystko jednak złoto, co się świeci. Najpierw za Chiny nie mogłem znaleźć wjazdu do garażu (w cenie), wskazanego na otrzymanej mapce. Jest to naprawdę duży kompleks w sąsiedztwie stadionu FC Porto, z plątaniną okalających go ulic i po prostu się tu gubiłem. W końcu wjechałem po prostu do garażu centrum handlowego w tym kompleksie i znalazłem w jego labiryncie drogę do poziomu -2 i do mojego miejsca 16.25 (16. piętro, apartament nr 25). Znaczy, nie do końca mojego, bo ktoś tam sobie postawił auto. Opiekun obiektu wskazał mi inne miejsce, a dziś jeszcze inne. A tamten jak stał, tak stoi i nie wiedzą, kto to
:D
Potem klimatyzator zaczął buczeć, jak trymer o mocy 2000 W u jakiegoś barbera od bród typu spartańskiego. No to znowu piszę do opiekuna, a ten mnie znowu bardzo przeprasza, ale na szczęście po ok. pół godzinie hałas ustaje. Po kolejnych 30 minutach córka mnie woła i pokazuje, że z klimatyzatora woda ciurkiem na podłogę kapie. Wycieram zatem to wszystko (żal mi było parkietu), buduję konstrukcję do gromadzenia wód opadowych (takie "oczko wodne +") i znowu kontaktuję się wiadomo z kim. Obiecują naprawę z rana, a nam pozostaje przetrwać noc w rytmie jednej kropli wody na sekundę. Finał jest jednak taki, że rzeczywiście naprawili, dorzucili dodatkowy wentylator i przynieśli butelkę wina (pewnie za 2,50 €
:D ).
Zanim wyszły te wszystkie przypadłości, skoczyliśmy jeszcze do centrum Porto. Ponownie skorzystaliśmy z Freenow, mimo że niemal pod nosem mamy stację metra. Te przejazdy za 3-4 EUR rozkapryszają, a ruch w mieście mały, więc przejazdy idą szybko.
Samo Porto - jak dla mnie bomba! Wspaniałe miasto, a klimaty w okolicach Praça Ribeira, wspomagane widokiem na most Luisa I-go, po prostu wymarzone. Nie ma siły, muszę tu wrócić z małżonką
:) A póki jestem z córką, zdany jestem na żarcie vege. W Porto, na pierwszy raz padło na lokal o nazwie Kind Kitchen. Porcje nie za duże, ale smakowo bardzo dobre.
I tak dobiegł końca ten dzień. Woda kapiąca z klimatyzatora dobrze współgrała z wieściami płynącymi z kraju. Mimo tych wszystkich przeciwności losu i mimo jeszcze wyższej temperatury, następnego dnia (czyli dziś) udało się nam odwiedzić Guimarães i Bragę, a potem jeszcze spenetrować niewidziane wcześniej części Porto. O tym jednak już następnym razem
:)Poniedziałek - jak zaspojlerowałem wczoraj - spędziliśmy w Guimarães i Bradze, a końcówkę dnia w Porto. Tytułem wstępu muszę przedstawić ważne wyjaśnienie: w poniedziałek było gorąco, jak w piekarniku, więc szwędanie się po miasteczkach było wykluczone. Owszem, pokonywaliśmy pewne odcinki na piechotę przemykajac się zacienionymi zaułkami, ale na pewno nie wycisnęliśmy z odwiedzonych miejsc wszystkiego, co się da, bo się po prostu nie dało. Mimo tego, wszędzie nam się bardzo podobało (zwłaszcza w małym, klimatycznym Guimarães) i mam apetyt, by tam wrócić w chłodniejszej porze roku.
Przejazd do Guimarães zajął nam 40 minut. Udało się znaleźć przyjemnie zacienione miejsce parkingowe niemal przy samym placu Largo da Oliveira i ruszyliśmy do tych najbardziej znanych miejsc (choć niewątpliwie coś nam jeszcze umknęło). Kusiło nas, by obejść starówkę ścieżką wytyczoną po murach miejskich, ale chyba by nam białko ścięło. Na szczęście, z tradycyjnej, brukowej perspektywy miasteczko jest również urocze
:)
Miasto wymarło
:shock: Nawet w nocy nie widziałem tam takich pustek. Wraz z żoną wysyłamy szczere wyrazy zazdrości, że udało się Tobie tam dostać i macie piękną pogodę. Też mieliśmy tam teraz być, tymczasem pozdrawiamy z Zamościa.
tropikey napisał:Jak mówi Wikipedia, dawno temu, czas spędzał tu jeden z portugalskich władców, Pedro I. I nie był tu sam. Towarzyszył mu niejaki Inês de Castro, a obaj panowie bardzo mieli się ku sobie.Ines to po polsku Agnieszka
:-)
tropikey napisał:Jestem już (na miesiąc) tapatalkowym VIP-em, więc dorzucam kilka zdjęć jeszcze z GDN. W MUC nic nie robiłem, bo aż żal było patrzeć na puste przestrzenie i "bogactwo" w saloniku.
Witam . CO prawda jest wątek na ten temat przyznam że nie do końca go rozumiem. Czy mógłbym zadać Ci kilka pytań dotyczących używania karty i praktycznego korzystania z saloników lotniskowych ?
Ojtam, ojtam.... Jaki błąd... To mogło być średniowieczne LGBT [emoji6]Kto im tam wtedy pod materiały zaglądał [emoji41]A teraz cisza.... Wyborcza [emoji6]
Ale głupiejemy od tej polskiej polityki - już nam się LGBT z ciszą wyborczą kojarzy
:)Wracając do tematu Pedra i Ines, to była średniowieczna historia romantyczno-makabryczna. Jak już Pedro został królem, to kazał ekshumować Ines, posadzić ją na królewskim tronie, a dworzanom całować rozkładającego się trupa w rękę. A w klasztorze Alcobaça, który zresztą bardzo polecam, są pochowani obok siebie w taki sposób, żeby po zmartwychwstaniu od razu spojrzeć sobie w oczy.
Po pierwsze - czy mogę prosić o kontakt do Pana ze zdjęcia nr 5 - licząc od spodu relacji? :-pA po drugie: zawsze kiedy widzę Lizbonę, nawet na zdjęciach, to się rozczulam:/ Mimo wielu pobytów w Portugalii jakoś nigdy nie dotarliśmy do Peniche... Za to Obidos pamiętam dokładnie. Było tak gorąco, że prawie się rozpuściłam.
No to akurat ja jestem. Taki stary, gruby Portugalczyk z włosami na plecach, co go akurat w kadrze nie ma, poprosił, żebym mu wędki popilnował ("Poderia por favor observar a minha cana de pesca?", czy jakoś tak), a córka mi akurat wtedy fotkę pstryknęła.A tak na serio, to miałem swoją wędkę
:D
Byłem, bo chcieliśmy zjeść w tamtejszym lokalu Kirana, ale okazało się, że wbrew informacji na ich stronie, zamknęli się (mimo soboty) o 15-tej, a my pojawiliśmy się tam ok. 16-tej. Miejscowość była tak zapakowana autami, że odpuściliśmy sobie zejście na plażę i na Vestígios do Forte, bo był tam na pewno niezły tłum.
tropikey napisał:Byłem, bo chcieliśmy zjeść w tamtejszym lokalu Kirana, ale okazało się, że wbrew informacji na ich stronie, zamknęli się (mimo soboty) o 15-tej, a my pojawiliśmy się tam ok. 16-tej. Miejscowość była tak zapakowana autami, że odpuściliśmy sobie zejście na plażę i na Vestígios do Forte, bo był tam na pewno niezły tłum.Tam za tym przesmykiem jest super. Dojdę w swojej relacji.
Piekne zdjecia, az sie przypominaja pobyty w PT. Chyba zaraz rusze Twoim sladem...
:-)RE: tropikey napisał: No bo tak... Wstaję rano, a tu szaro, ponuro i max. 16 st. C. Myślę sobie - przejdzie do południa, podobnie, jak było w Lizbonie. No to idziemy na śniadanie. Praia d'El-Rei ma taki ciekawy mikroklimat, ze czesto jest tu 10-15st.C mniej niz w Lizbonie. Zwlaszcza rano. Po poludniu juz jest OK. A roznica jest niesamowita, bo nawet W Obis lub Penische potrafi byc znacznie cieplej w tym samym czasie...
Zawsze uwazalem ze dodawanie w reacjach zdjec z samolotów/saloników/lotnisk czy nawet pustych hotelików bez sensu wydluza relacje - ale po miesiacach uziemnienia az milo popatrzec
:D
Fajna relacja, sam mam bilety do Porto na kwiecień kupione z myślą żeby lecieć na jakąś portugalską wyspę ale z Twojej relacji wynika że i na kontynencie jest tam co oglądać
:)
W Amarenate też miałem być na początku lipca. Żona mnie tam chciała wyciągnąć z Lizbony. Na specjalne ciastka, które oczywiście ja bym jej kupił
:)https://www.atlasobscura.com/articles/h ... guese-townBolos de São Gonçalo, en Amarante.
Hej,również byliśmy dzisiaj w Coimbrii (my, to znaczy rodzina 2+2)! Od ponad tygodnia podróżujemy po zabitych dechami wioskach w Alentejo (całkiem urokliwych), spędziliśmy też kilka chwil w górach przy Serra de Estrela. Coimbria, w zasadzie pierwsze miasto na naszej trasie, zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie! Może dlatego, że wreszcie coś innego, wreszcie trochę więcej ludzi. Jutro udajemy się w kierunku Nazare i z pewnością skorzystam z przeczytanych na forum kilku Twoich doświadczeń z tamtej okolicy.PozdrawiamMateusz
Coimbra, trafiliśmy tam na początku października 2010 roku. Moja żona pełniła tam rolę visiting professor, więc ponad tydzień siedzieliśmy na uczelni. Coimbra studencka jest fantastyczna.
Na drugim planie jest dziewczyna, blondynka w ciemnym żakiecie. Chodziła dookoła klęczących i uderzała ich biczykiem. Wtedy oni kwiczeli jak świnie. Symbolika rytuału nie jest mi znana.
:mrgreen:
:mrgreen:
:mrgreen: Proszę oto widok prawie spod szczytu Sierra de Estrela.
Jechaliśmy Mitsubishi Colt, test to samochód lekki, ale dość wysoki. Wiało tak, że jak stanąłem zrobić poniższe zdjęcie, to poczułem jak samochód jest spychany przez wiatr w kierunku przepaści. Serio się wystraszyłem!!!
Dzięki za powrót do wspomnień
:) . Znajome, ulubione , tęsknię za nimi...Zdjęcia i relacja super!. A ta miejscówka nad Douro... Znów będę szukać biletów .
@eskie: czyli dobrze podejrzewałem, że studencki (lub okołostudencki) punkt widzenia wpływa dodatnio na wrażenia z Coimbry
:)Ja tu też kilku osobników na klęczkach i w innych pozach widziałem, ale studenci to na pewno nie byli
:D
Serra (nie: Sierra) da Estrela jest o tyle nietypowym pasmem górskim, że w najwyższe części da się dojechać autem, a ciekawsze rejony są na jej zboczach. Byłem tam kilka lat temu, zrobiliśmy sobie całkiem fajną wycieczkę, ale w sposób całkowicie sprzeczny z intuicją górskiego łazika - zaparkowaliśmy na samym szczycie Torre i zrobiliśmy pętlę wokół niego schodząc kawałek, a na koniec wychodząc z powrotem na górę
:) Są tam całkiem fajne szlaki - wtedy korzystaliśmy z ulotek ze stron gmin ("nasz" szlak jest tu: http://www.cm-covilha.pt/db/documentos/ ... 519261.pdf ), teraz wszystko powinno być na aplikacji mapy.czZ lokalnych ciekawostek warto spróbować miejscowego sera queijo amanteigado de Serra da Estrela i zobaczyć gdzieś potężnego i bardzo kudłatego psa pasterskiego - Cão da Serra da Estrela (https://pl.wikipedia.org/wiki/Pies_g%C3 ... _z_Estrela).Na pogórzu Serra da Estrela po zachodniej i południowo-zachodniej stronie są ponoć przepiękne kamienne wioski Aldeias do Xisto. Nie byłem tam jeszcze, to jeden z planów na kolejne wyjazdy
:)
tropikey napisał:Mam drobną prośbę - gdy już będziecie w Nazaré, dajcie tu jakieś zdjęcie z góry.Z góry Nazaré wyglada ładnie, ale na dole nie zachwyciło nas. Za bardzo komercyjnie, choć co kto lubi. Na jutro szukamy w okolicy bardziej dzikich plaż i bardziej naturalnych miejscowości nadoceanicznych. Wrażenie natomiast robią fale. Czuć potęgę oceanu, choć o tej porze roku jest i tak ponoć bardzo spokojnie.
No i smak na objazd Portugalii mi się powiększył...... a po głowie chodzi mi pomysł, nieco absurdalny, aby zrobić to autem... z Polski. Jako, że w jedną stronę by zeszło z tydzień, półtora, a za ropę tyle monet co za klasę biznes do Azji... to pewnie ostanie na jakimś bardziej "racjonalnym" kierunku samochodowym, a Portugalia zaczeka na wersję samolot + komunikacyjny mix.
Potem miało być Nazaré, ale webcam pokazywał ciągle, że jest tam bardzo duże zachmurzenie (mimo lazurowego nieba wszędzie dookoła), więc pojechaliśmy do Bathali, by odwiedzić i tamtejszy klasztor.
Chmury w Nazaré nie odpuszczały, więc podskoczyliśmy jeszcze do Leirii. I to było pierwsze rozczarowanie. Udało nam się znaleźć zacienione miejsce parkingowe w pobliżu zamku, ale i tak w skwarze trzeba było podejść kilkaset metrów. No to idziemy, idziemy, już się zbliżamy, a tu bach! Zamek zamknięty, bo robią renowację za 3,4 mln EUR... Córka mnie wzrokiem zabija, ale co zrobić. Przyznaję, nie sprawdziłem u nich na stronie, a tam przecież jest o tym informacja waląca po oczach. Dygamy zatem znowu w ukropie z powrotem do samochodu. Ale fotka choć z dołu i bez sensu musi być :D
Do ustalenia zostaje, czy jedziemy teraz prosto do Porto, czy ryzykujemy z tym nieszczęsnym Nazaré? Kamera internetowa uparcie pokazuje tam gęste zachmurzenie. Coś się tam im musiało zjarać - myślę sobie. W Praia d'El Rei też bywała mgła z rana, ale o tej godzinie? Na pewno jest porządku, jedziemy - zadecydowałem. I to był błąd. Nie dość, że na miejscu (zapewne z powodu niedzieli) ścisk i tłok, jak w Karwii w pobliżu plaży, to okazało się, że kamera się wcale nie zjarała. Co to, to nie... Aż do samego miasteczka było piękne niebo, lazurowe niczym azulejos, lecz na linii brzegowej masa powietrza znad Atlantyku toczyła złośliwie dla nas jakąś wojenkę z masą znad interioru. No popatrzcie tylko - tam w dole powinna być plaża (widok z okolic latarni morskiej).
Ale tam jeszcze wrócę. Nu pagadi Nazaré...
Cisnęliśmy zatem do Porto. Nie mam pojęcia, na ile będzie opiewał rachunek za autostrady, gdy będę oddawał auto (mamy tutejszy "via toll") i być może będę zgrzytać zębami, ale niech tam, warto... Jazda po tutejszych drogach, czy to płatnych, czy bezpłatnych, to sama przyjemność.
Wcześniej wspominałem, że zarezerwowałem AC Hotel by Marriott Porto, który się niestety w lipcu nie otworzył, ale przez travelocity zarezerwowałem nawet taniej (choć bez śniadań) apartament w budynku sąsiadującym z ww. hotelem. Wygląda to z grubsza tak:
Nie wszystko jednak złoto, co się świeci. Najpierw za Chiny nie mogłem znaleźć wjazdu do garażu (w cenie), wskazanego na otrzymanej mapce. Jest to naprawdę duży kompleks w sąsiedztwie stadionu FC Porto, z plątaniną okalających go ulic i po prostu się tu gubiłem. W końcu wjechałem po prostu do garażu centrum handlowego w tym kompleksie i znalazłem w jego labiryncie drogę do poziomu -2 i do mojego miejsca 16.25 (16. piętro, apartament nr 25). Znaczy, nie do końca mojego, bo ktoś tam sobie postawił auto. Opiekun obiektu wskazał mi inne miejsce, a dziś jeszcze inne. A tamten jak stał, tak stoi i nie wiedzą, kto to :D
Potem klimatyzator zaczął buczeć, jak trymer o mocy 2000 W u jakiegoś barbera od bród typu spartańskiego. No to znowu piszę do opiekuna, a ten mnie znowu bardzo przeprasza, ale na szczęście po ok. pół godzinie hałas ustaje. Po kolejnych 30 minutach córka mnie woła i pokazuje, że z klimatyzatora woda ciurkiem na podłogę kapie. Wycieram zatem to wszystko (żal mi było parkietu), buduję konstrukcję do gromadzenia wód opadowych (takie "oczko wodne +") i znowu kontaktuję się wiadomo z kim. Obiecują naprawę z rana, a nam pozostaje przetrwać noc w rytmie jednej kropli wody na sekundę. Finał jest jednak taki, że rzeczywiście naprawili, dorzucili dodatkowy wentylator i przynieśli butelkę wina (pewnie za 2,50 € :D ).
Zanim wyszły te wszystkie przypadłości, skoczyliśmy jeszcze do centrum Porto. Ponownie skorzystaliśmy z Freenow, mimo że niemal pod nosem mamy stację metra. Te przejazdy za 3-4 EUR rozkapryszają, a ruch w mieście mały, więc przejazdy idą szybko.
Samo Porto - jak dla mnie bomba! Wspaniałe miasto, a klimaty w okolicach Praça Ribeira, wspomagane widokiem na most Luisa I-go, po prostu wymarzone. Nie ma siły, muszę tu wrócić z małżonką :)
A póki jestem z córką, zdany jestem na żarcie vege. W Porto, na pierwszy raz padło na lokal o nazwie Kind Kitchen. Porcje nie za duże, ale smakowo bardzo dobre.
I tak dobiegł końca ten dzień. Woda kapiąca z klimatyzatora dobrze współgrała z wieściami płynącymi z kraju. Mimo tych wszystkich przeciwności losu i mimo jeszcze wyższej temperatury, następnego dnia (czyli dziś) udało się nam odwiedzić Guimarães i Bragę, a potem jeszcze spenetrować niewidziane wcześniej części Porto. O tym jednak już następnym razem :)Poniedziałek - jak zaspojlerowałem wczoraj - spędziliśmy w Guimarães i Bradze, a końcówkę dnia w Porto.
Tytułem wstępu muszę przedstawić ważne wyjaśnienie: w poniedziałek było gorąco, jak w piekarniku, więc szwędanie się po miasteczkach było wykluczone. Owszem, pokonywaliśmy pewne odcinki na piechotę przemykajac się zacienionymi zaułkami, ale na pewno nie wycisnęliśmy z odwiedzonych miejsc wszystkiego, co się da, bo się po prostu nie dało. Mimo tego, wszędzie nam się bardzo podobało (zwłaszcza w małym, klimatycznym Guimarães) i mam apetyt, by tam wrócić w chłodniejszej porze roku.
Przejazd do Guimarães zajął nam 40 minut. Udało się znaleźć przyjemnie zacienione miejsce parkingowe niemal przy samym placu Largo da Oliveira i ruszyliśmy do tych najbardziej znanych miejsc (choć niewątpliwie coś nam jeszcze umknęło). Kusiło nas, by obejść starówkę ścieżką wytyczoną po murach miejskich, ale chyba by nam białko ścięło. Na szczęście, z tradycyjnej, brukowej perspektywy miasteczko jest również urocze :)