Z Amarante zeszło jakieś półtorej godziny do naszego (jak się okazało) Edenu, czyli do prowadzonego przez Mario i jego córkę Catarinę gospodarstwa Quinta das Amendoeiras (https://pl.airbnb.com/rooms/34806997), znanego też pod nazwą Negreiros, od marki produkowanego tu wina (https://www.negreiroswine.com/). To wspaniałe doświadczenie, gdy trafia się pod strzechę do ludzi z pasją.
Stara winnica (jakich w okolicy są dziesiątki), kupiona jeszcze przez dziadka Mario, funkcjonuje cały czas zgodnie z przeznaczeniem, ale w ub. roku właściciel uruchomił tu dodatkowo 3 pokoje (2 z prywatnymi łazienkami, jeden z łazienką na korytarzu) dla gości.
Niby nic nadzwyczajnego. Interes, jakich masa na airbnb itp. portalach, ale Mario to wyjątkowy gość. Muzyk, kucharz, gawędziarz, przemiły człowiek. A widoki z tarasu zwalają z nóg.
Sam sposób funkcjonowania tego gościńca wiele mówi o jego właścicielu. W cenę wliczone jest śniadanie, a dodatkowo, jeśli ktoś chce, może skorzystać z oferowanego przez Mario i Catarinę lunchu oraz kolacji, za opłatą, którą określa się samemu, na koniec pobytu. Już pierwszego dnia popłynęliśmy z właścicielem jego motorówką do restauracji po drugiej stronie rzeki, gdzie Mario płacił sam, a my mamy rozliczyć się przy wymeldowaniu (ceny w karcie były, jak w Polsce, np. pyszna i obfita zupa rybna za 2,50 €, ogromny burger z robionego na miejscu mielonego, z frytkami za 8 €), czyli za 4 dni. A zaraz po przyjeździe z Amarante zajadaliśmy się jego własnej produkcji baba ganoush z hinduskimi pitami
:)
I jeszcze nam w drodze powrotnej grał na gitarze
:)
Czy wspominałem, że jest plaża? Chyba nie, więc spieszę donieść, że jest, łącznie z quasi rafą i płażącą się niby palmą.
A jeszcze, żeby dopełnić obrazu idylli dodam, że mamy tu dwa pokoje w cenie jednego. Przed rezerwacją zapytałem Mario, czy jest szansa, by pojedyncze łóżko w pokoju zamienić na dwa osobne, a on mi na to, że to byłoby trudne, ale nie ma problemu - Julia będzie miała swój (ten z łazienką), a ja dostanę drugi (ten z łazienką na korytarzu). I tak też się stało
:)
To dlaczego "niemal raj" - ktoś mógłby zapytać? Cóż, nie ma róży bez ognia, czy jak to tam było...
Po pierwsze, jest to na uboczu. Bez auta raczej słabo to widzę, choć po drugiej stronie rzeki jest stacja kolejowa (trasa do/z Porto), z której Mario odbiera gości motorówką.
Po drugie, wiadomo, woda w rzece, to nie ta przejrzystość, co w morzu. Dla wielu osób nie są to komfortowe warunki do pływania. Zapewniam jednak, że się da i jest to baaardzo przyjemne (zwłaszcza przy blisko 40 st. C).
Po trzecie, rzeka jest niby blisko, ale krętymi tarasami winnicy schodzi się tam kilka minut. A powrót może być ciężki. Od czego jednak zdobycze cywilizacji? Ponownie okazuje się, że auto daje swobodę.
I to by było chyba na tyle. Jeśli nie macie jeszcze planów wakacyjnych, sprawdźcie kalendarz dostępności u Mario. Koniecznie.
A ha, jeszcze jedno - trasa z Porto do tego miejsca to w niektórych fragmentach mistrzostwo inżynierii drogowej. Długi na kilkanaście kilometrów tunel, ogromne wiadukty, nawierzchnia jak stół. Brawo!Teraz przez kilka dni będzie ode mnie raczej cisza w tej relacji, bo akcja tu u nas, jak droga na Ostrołękę, więc w uzupełnieniu relacji ze środy wrzucam jeszcze na bieżąco czwartek. W południe wyskoczyliśmy na 2 punkty widokowe w pobliżu naszej quinty.
Miasto wymarło
:shock: Nawet w nocy nie widziałem tam takich pustek. Wraz z żoną wysyłamy szczere wyrazy zazdrości, że udało się Tobie tam dostać i macie piękną pogodę. Też mieliśmy tam teraz być, tymczasem pozdrawiamy z Zamościa.
tropikey napisał:Jak mówi Wikipedia, dawno temu, czas spędzał tu jeden z portugalskich władców, Pedro I. I nie był tu sam. Towarzyszył mu niejaki Inês de Castro, a obaj panowie bardzo mieli się ku sobie.Ines to po polsku Agnieszka
:-)
tropikey napisał:Jestem już (na miesiąc) tapatalkowym VIP-em, więc dorzucam kilka zdjęć jeszcze z GDN. W MUC nic nie robiłem, bo aż żal było patrzeć na puste przestrzenie i "bogactwo" w saloniku.
Witam . CO prawda jest wątek na ten temat przyznam że nie do końca go rozumiem. Czy mógłbym zadać Ci kilka pytań dotyczących używania karty i praktycznego korzystania z saloników lotniskowych ?
Ojtam, ojtam.... Jaki błąd... To mogło być średniowieczne LGBT [emoji6]Kto im tam wtedy pod materiały zaglądał [emoji41]A teraz cisza.... Wyborcza [emoji6]
Ale głupiejemy od tej polskiej polityki - już nam się LGBT z ciszą wyborczą kojarzy
:)Wracając do tematu Pedra i Ines, to była średniowieczna historia romantyczno-makabryczna. Jak już Pedro został królem, to kazał ekshumować Ines, posadzić ją na królewskim tronie, a dworzanom całować rozkładającego się trupa w rękę. A w klasztorze Alcobaça, który zresztą bardzo polecam, są pochowani obok siebie w taki sposób, żeby po zmartwychwstaniu od razu spojrzeć sobie w oczy.
Po pierwsze - czy mogę prosić o kontakt do Pana ze zdjęcia nr 5 - licząc od spodu relacji? :-pA po drugie: zawsze kiedy widzę Lizbonę, nawet na zdjęciach, to się rozczulam:/ Mimo wielu pobytów w Portugalii jakoś nigdy nie dotarliśmy do Peniche... Za to Obidos pamiętam dokładnie. Było tak gorąco, że prawie się rozpuściłam.
No to akurat ja jestem. Taki stary, gruby Portugalczyk z włosami na plecach, co go akurat w kadrze nie ma, poprosił, żebym mu wędki popilnował ("Poderia por favor observar a minha cana de pesca?", czy jakoś tak), a córka mi akurat wtedy fotkę pstryknęła.A tak na serio, to miałem swoją wędkę
:D
Byłem, bo chcieliśmy zjeść w tamtejszym lokalu Kirana, ale okazało się, że wbrew informacji na ich stronie, zamknęli się (mimo soboty) o 15-tej, a my pojawiliśmy się tam ok. 16-tej. Miejscowość była tak zapakowana autami, że odpuściliśmy sobie zejście na plażę i na Vestígios do Forte, bo był tam na pewno niezły tłum.
tropikey napisał:Byłem, bo chcieliśmy zjeść w tamtejszym lokalu Kirana, ale okazało się, że wbrew informacji na ich stronie, zamknęli się (mimo soboty) o 15-tej, a my pojawiliśmy się tam ok. 16-tej. Miejscowość była tak zapakowana autami, że odpuściliśmy sobie zejście na plażę i na Vestígios do Forte, bo był tam na pewno niezły tłum.Tam za tym przesmykiem jest super. Dojdę w swojej relacji.
Piekne zdjecia, az sie przypominaja pobyty w PT. Chyba zaraz rusze Twoim sladem...
:-)RE: tropikey napisał: No bo tak... Wstaję rano, a tu szaro, ponuro i max. 16 st. C. Myślę sobie - przejdzie do południa, podobnie, jak było w Lizbonie. No to idziemy na śniadanie. Praia d'El-Rei ma taki ciekawy mikroklimat, ze czesto jest tu 10-15st.C mniej niz w Lizbonie. Zwlaszcza rano. Po poludniu juz jest OK. A roznica jest niesamowita, bo nawet W Obis lub Penische potrafi byc znacznie cieplej w tym samym czasie...
Zawsze uwazalem ze dodawanie w reacjach zdjec z samolotów/saloników/lotnisk czy nawet pustych hotelików bez sensu wydluza relacje - ale po miesiacach uziemnienia az milo popatrzec
:D
Fajna relacja, sam mam bilety do Porto na kwiecień kupione z myślą żeby lecieć na jakąś portugalską wyspę ale z Twojej relacji wynika że i na kontynencie jest tam co oglądać
:)
W Amarenate też miałem być na początku lipca. Żona mnie tam chciała wyciągnąć z Lizbony. Na specjalne ciastka, które oczywiście ja bym jej kupił
:)https://www.atlasobscura.com/articles/h ... guese-townBolos de São Gonçalo, en Amarante.
Hej,również byliśmy dzisiaj w Coimbrii (my, to znaczy rodzina 2+2)! Od ponad tygodnia podróżujemy po zabitych dechami wioskach w Alentejo (całkiem urokliwych), spędziliśmy też kilka chwil w górach przy Serra de Estrela. Coimbria, w zasadzie pierwsze miasto na naszej trasie, zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie! Może dlatego, że wreszcie coś innego, wreszcie trochę więcej ludzi. Jutro udajemy się w kierunku Nazare i z pewnością skorzystam z przeczytanych na forum kilku Twoich doświadczeń z tamtej okolicy.PozdrawiamMateusz
Coimbra, trafiliśmy tam na początku października 2010 roku. Moja żona pełniła tam rolę visiting professor, więc ponad tydzień siedzieliśmy na uczelni. Coimbra studencka jest fantastyczna.
Na drugim planie jest dziewczyna, blondynka w ciemnym żakiecie. Chodziła dookoła klęczących i uderzała ich biczykiem. Wtedy oni kwiczeli jak świnie. Symbolika rytuału nie jest mi znana.
:mrgreen:
:mrgreen:
:mrgreen: Proszę oto widok prawie spod szczytu Sierra de Estrela.
Jechaliśmy Mitsubishi Colt, test to samochód lekki, ale dość wysoki. Wiało tak, że jak stanąłem zrobić poniższe zdjęcie, to poczułem jak samochód jest spychany przez wiatr w kierunku przepaści. Serio się wystraszyłem!!!
Dzięki za powrót do wspomnień
:) . Znajome, ulubione , tęsknię za nimi...Zdjęcia i relacja super!. A ta miejscówka nad Douro... Znów będę szukać biletów .
@eskie: czyli dobrze podejrzewałem, że studencki (lub okołostudencki) punkt widzenia wpływa dodatnio na wrażenia z Coimbry
:)Ja tu też kilku osobników na klęczkach i w innych pozach widziałem, ale studenci to na pewno nie byli
:D
Serra (nie: Sierra) da Estrela jest o tyle nietypowym pasmem górskim, że w najwyższe części da się dojechać autem, a ciekawsze rejony są na jej zboczach. Byłem tam kilka lat temu, zrobiliśmy sobie całkiem fajną wycieczkę, ale w sposób całkowicie sprzeczny z intuicją górskiego łazika - zaparkowaliśmy na samym szczycie Torre i zrobiliśmy pętlę wokół niego schodząc kawałek, a na koniec wychodząc z powrotem na górę
:) Są tam całkiem fajne szlaki - wtedy korzystaliśmy z ulotek ze stron gmin ("nasz" szlak jest tu: http://www.cm-covilha.pt/db/documentos/ ... 519261.pdf ), teraz wszystko powinno być na aplikacji mapy.czZ lokalnych ciekawostek warto spróbować miejscowego sera queijo amanteigado de Serra da Estrela i zobaczyć gdzieś potężnego i bardzo kudłatego psa pasterskiego - Cão da Serra da Estrela (https://pl.wikipedia.org/wiki/Pies_g%C3 ... _z_Estrela).Na pogórzu Serra da Estrela po zachodniej i południowo-zachodniej stronie są ponoć przepiękne kamienne wioski Aldeias do Xisto. Nie byłem tam jeszcze, to jeden z planów na kolejne wyjazdy
:)
tropikey napisał:Mam drobną prośbę - gdy już będziecie w Nazaré, dajcie tu jakieś zdjęcie z góry.Z góry Nazaré wyglada ładnie, ale na dole nie zachwyciło nas. Za bardzo komercyjnie, choć co kto lubi. Na jutro szukamy w okolicy bardziej dzikich plaż i bardziej naturalnych miejscowości nadoceanicznych. Wrażenie natomiast robią fale. Czuć potęgę oceanu, choć o tej porze roku jest i tak ponoć bardzo spokojnie.
No i smak na objazd Portugalii mi się powiększył...... a po głowie chodzi mi pomysł, nieco absurdalny, aby zrobić to autem... z Polski. Jako, że w jedną stronę by zeszło z tydzień, półtora, a za ropę tyle monet co za klasę biznes do Azji... to pewnie ostanie na jakimś bardziej "racjonalnym" kierunku samochodowym, a Portugalia zaczeka na wersję samolot + komunikacyjny mix.
Z Amarante zeszło jakieś półtorej godziny do naszego (jak się okazało) Edenu, czyli do prowadzonego przez Mario i jego córkę Catarinę gospodarstwa Quinta das Amendoeiras (https://pl.airbnb.com/rooms/34806997), znanego też pod nazwą Negreiros, od marki produkowanego tu wina (https://www.negreiroswine.com/). To wspaniałe doświadczenie, gdy trafia się pod strzechę do ludzi z pasją.
Stara winnica (jakich w okolicy są dziesiątki), kupiona jeszcze przez dziadka Mario, funkcjonuje cały czas zgodnie z przeznaczeniem, ale w ub. roku właściciel uruchomił tu dodatkowo 3 pokoje (2 z prywatnymi łazienkami, jeden z łazienką na korytarzu) dla gości.
Niby nic nadzwyczajnego. Interes, jakich masa na airbnb itp. portalach, ale Mario to wyjątkowy gość. Muzyk, kucharz, gawędziarz, przemiły człowiek. A widoki z tarasu zwalają z nóg.
Sam sposób funkcjonowania tego gościńca wiele mówi o jego właścicielu. W cenę wliczone jest śniadanie, a dodatkowo, jeśli ktoś chce, może skorzystać z oferowanego przez Mario i Catarinę lunchu oraz kolacji, za opłatą, którą określa się samemu, na koniec pobytu. Już pierwszego dnia popłynęliśmy z właścicielem jego motorówką do restauracji po drugiej stronie rzeki, gdzie Mario płacił sam, a my mamy rozliczyć się przy wymeldowaniu (ceny w karcie były, jak w Polsce, np. pyszna i obfita zupa rybna za 2,50 €, ogromny burger z robionego na miejscu mielonego, z frytkami za 8 €), czyli za 4 dni. A zaraz po przyjeździe z Amarante zajadaliśmy się jego własnej produkcji baba ganoush z hinduskimi pitami :)
I jeszcze nam w drodze powrotnej grał na gitarze :)
Czy wspominałem, że jest plaża? Chyba nie, więc spieszę donieść, że jest, łącznie z quasi rafą i płażącą się niby palmą.
A jeszcze, żeby dopełnić obrazu idylli dodam, że mamy tu dwa pokoje w cenie jednego. Przed rezerwacją zapytałem Mario, czy jest szansa, by pojedyncze łóżko w pokoju zamienić na dwa osobne, a on mi na to, że to byłoby trudne, ale nie ma problemu - Julia będzie miała swój (ten z łazienką), a ja dostanę drugi (ten z łazienką na korytarzu). I tak też się stało :)
To dlaczego "niemal raj" - ktoś mógłby zapytać? Cóż, nie ma róży bez ognia, czy jak to tam było...
Po pierwsze, jest to na uboczu. Bez auta raczej słabo to widzę, choć po drugiej stronie rzeki jest stacja kolejowa (trasa do/z Porto), z której Mario odbiera gości motorówką.
Po drugie, wiadomo, woda w rzece, to nie ta przejrzystość, co w morzu. Dla wielu osób nie są to komfortowe warunki do pływania. Zapewniam jednak, że się da i jest to baaardzo przyjemne (zwłaszcza przy blisko 40 st. C).
Po trzecie, rzeka jest niby blisko, ale krętymi tarasami winnicy schodzi się tam kilka minut. A powrót może być ciężki. Od czego jednak zdobycze cywilizacji? Ponownie okazuje się, że auto daje swobodę.
I to by było chyba na tyle. Jeśli nie macie jeszcze planów wakacyjnych, sprawdźcie kalendarz dostępności u Mario. Koniecznie.
A ha, jeszcze jedno - trasa z Porto do tego miejsca to w niektórych fragmentach mistrzostwo inżynierii drogowej. Długi na kilkanaście kilometrów tunel, ogromne wiadukty, nawierzchnia jak stół. Brawo!Teraz przez kilka dni będzie ode mnie raczej cisza w tej relacji, bo akcja tu u nas, jak droga na Ostrołękę, więc w uzupełnieniu relacji ze środy wrzucam jeszcze na bieżąco czwartek. W południe wyskoczyliśmy na 2 punkty widokowe w pobliżu naszej quinty.