Trasę z Guimarães do Bragi pokonaliśmy w 20 minut. Ponownie chylę czoła przed portugalską siatką połączeń drogowych (choć szczęka opadła mi dopiero dziś - we wtorek - o czym jeszcze w stosownym czasie). Braga jest już miastem wiekszego kalibru, więc trudniej zwiedzić je zostawiając auto w jednym miejscu i chodząc po nim. Zwłaszcza w takim upale. Zrobiliśmy zatem tak, że zaparkowaliśmy w pobliżu katedry (znowu udało się wyrwać losowi miejsce w cieniu), a potem jechaliśmy sobie przez miasto oglądając je z okien i zatrzymując w mniej lub bardziej dozwolonych miejscach na jakieś zdjęcia. Tradycyjny postój zrobiliśmy dopiero przy sanktuarium Bom Jesus do Monte.
Wyczerpani gorącem wróciliśmy do apartamentu w Porto. Z ulgą stwierdziliśmy, że wszystko działa i nic nie kapie, zostawiliśmy auto w garażu i za 3,50 € pojechaliśmy z kierowcą Freenow w okolice pięknego ratusza, skąd ruszyliśmy w poszukiwaniu jedzenia. A z lokalami w Porto (nie wiem, może to przypadłość tylko tych z żarciem wegańskim) jest dziwna sprawa: godziny otwarcia podane w googlach, a nawet na własnych stronach tych lokali potrafią się kompletnie rozmijać z rzeczywistością. Tym razem np. podjęliśmy 2. próbę zjedzenia czegoś w lokalu Hand´Go (w niedzielę mieli już zamknięte, mimo że powinno być ciągle jeszcze otwarte), ale odbiliśmy się od zamkniętych drzwi (choć teoretycznie powinno działać jeszcze co najmniej 2 godziny). Na liście był jeszcze daTerra, ale otwierają go dopiero o 19:00 (oby!), więc mieliśmy jeszcze spory zapas czasowy. Głód trochę nam już doskwierał, toteż po pomorsku poszliśmy najpierw na słodkie, a konkretnie na lody do Mo&Mo.
Do 19:00 ciągle było jeszcze trochę, więc za kolejne kilkanaście zeta podjechaliśmy Freenowem pod klasztor Claustros do Mosteiro da Serra do Pilar, po drugiej stronie rzeki. Klasztor jest w dużej mierze zajęty przez jednostkę wojskową, ale plac przy charakterystycznym, widocznym z daleka, okrągłym kościołem jest otwarty dla społeczeństwa. A z placu widok, jak ta lala. Choć trzeba odczekać chwilę, by ramię żurawia z budowy u stóp klasztoru zniknęło z pola widzenia
;)
Teraz jeszcze spacer po myśli inżynierskiej G. Eiffla na "naszą" stronę rzeki i możemy walić na wegańskie all you can eat w daTerra (o tej porze za 10,90 € od osoby)
:D .
Miasto wymarło
:shock: Nawet w nocy nie widziałem tam takich pustek. Wraz z żoną wysyłamy szczere wyrazy zazdrości, że udało się Tobie tam dostać i macie piękną pogodę. Też mieliśmy tam teraz być, tymczasem pozdrawiamy z Zamościa.
tropikey napisał:Jak mówi Wikipedia, dawno temu, czas spędzał tu jeden z portugalskich władców, Pedro I. I nie był tu sam. Towarzyszył mu niejaki Inês de Castro, a obaj panowie bardzo mieli się ku sobie.Ines to po polsku Agnieszka
:-)
tropikey napisał:Jestem już (na miesiąc) tapatalkowym VIP-em, więc dorzucam kilka zdjęć jeszcze z GDN. W MUC nic nie robiłem, bo aż żal było patrzeć na puste przestrzenie i "bogactwo" w saloniku.
Witam . CO prawda jest wątek na ten temat przyznam że nie do końca go rozumiem. Czy mógłbym zadać Ci kilka pytań dotyczących używania karty i praktycznego korzystania z saloników lotniskowych ?
Ojtam, ojtam.... Jaki błąd... To mogło być średniowieczne LGBT [emoji6]Kto im tam wtedy pod materiały zaglądał [emoji41]A teraz cisza.... Wyborcza [emoji6]
Ale głupiejemy od tej polskiej polityki - już nam się LGBT z ciszą wyborczą kojarzy
:)Wracając do tematu Pedra i Ines, to była średniowieczna historia romantyczno-makabryczna. Jak już Pedro został królem, to kazał ekshumować Ines, posadzić ją na królewskim tronie, a dworzanom całować rozkładającego się trupa w rękę. A w klasztorze Alcobaça, który zresztą bardzo polecam, są pochowani obok siebie w taki sposób, żeby po zmartwychwstaniu od razu spojrzeć sobie w oczy.
Po pierwsze - czy mogę prosić o kontakt do Pana ze zdjęcia nr 5 - licząc od spodu relacji? :-pA po drugie: zawsze kiedy widzę Lizbonę, nawet na zdjęciach, to się rozczulam:/ Mimo wielu pobytów w Portugalii jakoś nigdy nie dotarliśmy do Peniche... Za to Obidos pamiętam dokładnie. Było tak gorąco, że prawie się rozpuściłam.
No to akurat ja jestem. Taki stary, gruby Portugalczyk z włosami na plecach, co go akurat w kadrze nie ma, poprosił, żebym mu wędki popilnował ("Poderia por favor observar a minha cana de pesca?", czy jakoś tak), a córka mi akurat wtedy fotkę pstryknęła.A tak na serio, to miałem swoją wędkę
:D
Byłem, bo chcieliśmy zjeść w tamtejszym lokalu Kirana, ale okazało się, że wbrew informacji na ich stronie, zamknęli się (mimo soboty) o 15-tej, a my pojawiliśmy się tam ok. 16-tej. Miejscowość była tak zapakowana autami, że odpuściliśmy sobie zejście na plażę i na Vestígios do Forte, bo był tam na pewno niezły tłum.
tropikey napisał:Byłem, bo chcieliśmy zjeść w tamtejszym lokalu Kirana, ale okazało się, że wbrew informacji na ich stronie, zamknęli się (mimo soboty) o 15-tej, a my pojawiliśmy się tam ok. 16-tej. Miejscowość była tak zapakowana autami, że odpuściliśmy sobie zejście na plażę i na Vestígios do Forte, bo był tam na pewno niezły tłum.Tam za tym przesmykiem jest super. Dojdę w swojej relacji.
Piekne zdjecia, az sie przypominaja pobyty w PT. Chyba zaraz rusze Twoim sladem...
:-)RE: tropikey napisał: No bo tak... Wstaję rano, a tu szaro, ponuro i max. 16 st. C. Myślę sobie - przejdzie do południa, podobnie, jak było w Lizbonie. No to idziemy na śniadanie. Praia d'El-Rei ma taki ciekawy mikroklimat, ze czesto jest tu 10-15st.C mniej niz w Lizbonie. Zwlaszcza rano. Po poludniu juz jest OK. A roznica jest niesamowita, bo nawet W Obis lub Penische potrafi byc znacznie cieplej w tym samym czasie...
Zawsze uwazalem ze dodawanie w reacjach zdjec z samolotów/saloników/lotnisk czy nawet pustych hotelików bez sensu wydluza relacje - ale po miesiacach uziemnienia az milo popatrzec
:D
Fajna relacja, sam mam bilety do Porto na kwiecień kupione z myślą żeby lecieć na jakąś portugalską wyspę ale z Twojej relacji wynika że i na kontynencie jest tam co oglądać
:)
W Amarenate też miałem być na początku lipca. Żona mnie tam chciała wyciągnąć z Lizbony. Na specjalne ciastka, które oczywiście ja bym jej kupił
:)https://www.atlasobscura.com/articles/h ... guese-townBolos de São Gonçalo, en Amarante.
Hej,również byliśmy dzisiaj w Coimbrii (my, to znaczy rodzina 2+2)! Od ponad tygodnia podróżujemy po zabitych dechami wioskach w Alentejo (całkiem urokliwych), spędziliśmy też kilka chwil w górach przy Serra de Estrela. Coimbria, w zasadzie pierwsze miasto na naszej trasie, zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie! Może dlatego, że wreszcie coś innego, wreszcie trochę więcej ludzi. Jutro udajemy się w kierunku Nazare i z pewnością skorzystam z przeczytanych na forum kilku Twoich doświadczeń z tamtej okolicy.PozdrawiamMateusz
Coimbra, trafiliśmy tam na początku października 2010 roku. Moja żona pełniła tam rolę visiting professor, więc ponad tydzień siedzieliśmy na uczelni. Coimbra studencka jest fantastyczna.
Na drugim planie jest dziewczyna, blondynka w ciemnym żakiecie. Chodziła dookoła klęczących i uderzała ich biczykiem. Wtedy oni kwiczeli jak świnie. Symbolika rytuału nie jest mi znana.
:mrgreen:
:mrgreen:
:mrgreen: Proszę oto widok prawie spod szczytu Sierra de Estrela.
Jechaliśmy Mitsubishi Colt, test to samochód lekki, ale dość wysoki. Wiało tak, że jak stanąłem zrobić poniższe zdjęcie, to poczułem jak samochód jest spychany przez wiatr w kierunku przepaści. Serio się wystraszyłem!!!
Dzięki za powrót do wspomnień
:) . Znajome, ulubione , tęsknię za nimi...Zdjęcia i relacja super!. A ta miejscówka nad Douro... Znów będę szukać biletów .
@eskie: czyli dobrze podejrzewałem, że studencki (lub okołostudencki) punkt widzenia wpływa dodatnio na wrażenia z Coimbry
:)Ja tu też kilku osobników na klęczkach i w innych pozach widziałem, ale studenci to na pewno nie byli
:D
Serra (nie: Sierra) da Estrela jest o tyle nietypowym pasmem górskim, że w najwyższe części da się dojechać autem, a ciekawsze rejony są na jej zboczach. Byłem tam kilka lat temu, zrobiliśmy sobie całkiem fajną wycieczkę, ale w sposób całkowicie sprzeczny z intuicją górskiego łazika - zaparkowaliśmy na samym szczycie Torre i zrobiliśmy pętlę wokół niego schodząc kawałek, a na koniec wychodząc z powrotem na górę
:) Są tam całkiem fajne szlaki - wtedy korzystaliśmy z ulotek ze stron gmin ("nasz" szlak jest tu: http://www.cm-covilha.pt/db/documentos/ ... 519261.pdf ), teraz wszystko powinno być na aplikacji mapy.czZ lokalnych ciekawostek warto spróbować miejscowego sera queijo amanteigado de Serra da Estrela i zobaczyć gdzieś potężnego i bardzo kudłatego psa pasterskiego - Cão da Serra da Estrela (https://pl.wikipedia.org/wiki/Pies_g%C3 ... _z_Estrela).Na pogórzu Serra da Estrela po zachodniej i południowo-zachodniej stronie są ponoć przepiękne kamienne wioski Aldeias do Xisto. Nie byłem tam jeszcze, to jeden z planów na kolejne wyjazdy
:)
tropikey napisał:Mam drobną prośbę - gdy już będziecie w Nazaré, dajcie tu jakieś zdjęcie z góry.Z góry Nazaré wyglada ładnie, ale na dole nie zachwyciło nas. Za bardzo komercyjnie, choć co kto lubi. Na jutro szukamy w okolicy bardziej dzikich plaż i bardziej naturalnych miejscowości nadoceanicznych. Wrażenie natomiast robią fale. Czuć potęgę oceanu, choć o tej porze roku jest i tak ponoć bardzo spokojnie.
No i smak na objazd Portugalii mi się powiększył...... a po głowie chodzi mi pomysł, nieco absurdalny, aby zrobić to autem... z Polski. Jako, że w jedną stronę by zeszło z tydzień, półtora, a za ropę tyle monet co za klasę biznes do Azji... to pewnie ostanie na jakimś bardziej "racjonalnym" kierunku samochodowym, a Portugalia zaczeka na wersję samolot + komunikacyjny mix.
Trasę z Guimarães do Bragi pokonaliśmy w 20 minut. Ponownie chylę czoła przed portugalską siatką połączeń drogowych (choć szczęka opadła mi dopiero dziś - we wtorek - o czym jeszcze w stosownym czasie).
Braga jest już miastem wiekszego kalibru, więc trudniej zwiedzić je zostawiając auto w jednym miejscu i chodząc po nim. Zwłaszcza w takim upale. Zrobiliśmy zatem tak, że zaparkowaliśmy w pobliżu katedry (znowu udało się wyrwać losowi miejsce w cieniu), a potem jechaliśmy sobie przez miasto oglądając je z okien i zatrzymując w mniej lub bardziej dozwolonych miejscach na jakieś zdjęcia. Tradycyjny postój zrobiliśmy dopiero przy sanktuarium Bom Jesus do Monte.
Wyczerpani gorącem wróciliśmy do apartamentu w Porto. Z ulgą stwierdziliśmy, że wszystko działa i nic nie kapie, zostawiliśmy auto w garażu i za 3,50 € pojechaliśmy z kierowcą Freenow w okolice pięknego ratusza, skąd ruszyliśmy w poszukiwaniu jedzenia. A z lokalami w Porto (nie wiem, może to przypadłość tylko tych z żarciem wegańskim) jest dziwna sprawa: godziny otwarcia podane w googlach, a nawet na własnych stronach tych lokali potrafią się kompletnie rozmijać z rzeczywistością. Tym razem np. podjęliśmy 2. próbę zjedzenia czegoś w lokalu Hand´Go (w niedzielę mieli już zamknięte, mimo że powinno być ciągle jeszcze otwarte), ale odbiliśmy się od zamkniętych drzwi (choć teoretycznie powinno działać jeszcze co najmniej 2 godziny). Na liście był jeszcze daTerra, ale otwierają go dopiero o 19:00 (oby!), więc mieliśmy jeszcze spory zapas czasowy. Głód trochę nam już doskwierał, toteż po pomorsku poszliśmy najpierw na słodkie, a konkretnie na lody do Mo&Mo.
Do 19:00 ciągle było jeszcze trochę, więc za kolejne kilkanaście zeta podjechaliśmy Freenowem pod klasztor Claustros do Mosteiro da Serra do Pilar, po drugiej stronie rzeki. Klasztor jest w dużej mierze zajęty przez jednostkę wojskową, ale plac przy charakterystycznym, widocznym z daleka, okrągłym kościołem jest otwarty dla społeczeństwa. A z placu widok, jak ta lala. Choć trzeba odczekać chwilę, by ramię żurawia z budowy u stóp klasztoru zniknęło z pola widzenia ;)
Teraz jeszcze spacer po myśli inżynierskiej G. Eiffla na "naszą" stronę rzeki i możemy walić na wegańskie all you can eat w daTerra (o tej porze za 10,90 € od osoby) :D .