A potem, to już tylko relaks
:) Kąpiele w naszej lagunie, lunch z gospodarzami (m. in. gaspacho, jakiego w życiu nie jadłem, no i ich wino - wspaniałe!), a wkrótce kolacja (jeszcze nie wiem co). Na razie...Ciastka piękne (w swoim rodzaju), ale pozostawię je na wizytę z żoną
:DMieliśmy perełkę, jest i rozczarowanie. Jesteśmy w Coimbrze. Zanim o tym mieście, jeszcze kilka słów o naszej portugalskiej Arkadii. Takich gospodarzy (w szerokim, nie tylko airbnb-owym znaczeniu), to ja w życiu nie miałem. Było tam wszystko, czego można sobie zamarzyć. Gościnność, humor, uczynność, otwartość, luz, szczodrość. Było pływanie motorówką i kąpiele na środku rzeki, wspólne muzykowanie, przepyszne jedzenie przygotowywane (oprócz jednej wspólnej wizyty w restauracji) przez Mario i jego córkę Catarinę. No i ich wspaniałe wino! Czerwone Negreiros w trzech odmianach, a każda rewelacyjna (kupiłem do domu 6 butelek, po dwie każdego rodzaju - oby nie było problemów z transportem). Jestem tym miejscem zachwycony i mógłbym o nim jeszcze pisać i pisać. Zamiast tego, tak jak napisałem kiedyś o wodospadach Iguaçu, powtórzę i tym razem: po prostu musicie tam pojechać, ale przynajmniej na 2-3 noce, bo jeden nocleg nie pozwoli wczuć się w atmosferę Quinty. A tak swoją drogą, to może wcale nie przypadek, że gospodarstwo Mario zadziałało na mnie tak, jak Iguaçu. On sam mieszkał w Brazylii przez 20 lat, a Catarina się tam urodziła i przyjechała do Portugalii ledwie kilka lat temu. Tą Brazylię można tam wyczuć
:)
A ha, i jeszcze jedno. Wyobraźcie sobie taką scenkę: wracamy z Mario z łódki, a ten na pomoście spotyka znajomego, Carlosa. Gdy ten słyszy, że my z Polski, pyta - a znacie Siesta Festival? Ja na to (jako stary miłośnik Kydryńskiego), że oczywiście i że robią to tuż koło nas, w Gdańsku. Okazało się, że ów Carlos bywał już na Sieście, bo współpracuje z muzykami tam występującymi, no i zna M. Kydryńskiego, a po Gdańsku lubi jeździć rowerem. A dyrektora gdyńskiego Ladies Jazz Festival spotyka często nad Duero (vel Douro). Takie to tam klimaty
:)
No dobra, a co z tą Coimbrą? Cóż, opinie o tym mieście (również na forum) są mieszane. Mimo jednak głosów krytycznych, zdecydowałem się zatrzymać tu w drodze do Lizbony. Muszę jednak zgodzić się z tymi niepochlebnymi zdaniami. Szału nie ma. Może to kwestia letargu, w którym zdaje się znajdować Coimbra, może zbyt dużo zaniedbanych budynków i szwędającego się tu i ówdzie towarzystwa menelskiego, a może socrealizm budynków uniwersytetu, albo zepsuta klimatyzacja w naszym lokalu airbnb (zepsuta i nie naprawiona, w przeciwieństwie do mieszkania w Porto)... W każdym razie, nie czuję entuzjazmu na myśl o tym mieście. Może byłoby inaczej, gdybym był studentem
:)
Serra da Estrela... Zazdroszczę
:) Mam drobną prośbę - gdy już będziecie w Nazaré, dajcie tu jakieś zdjęcie z góry. Ja jednak tam już tym razem nie pojadę i czuję w związku z tym pewien niedosyt. A tak, to będę miał komplet, jakbym sam tam był
:D@eskie: czyli dobrze podejrzewałem, że studencki (lub okołostudencki) punkt widzenia wpływa dodatnio na wrażenia z Coimbry
:) Ja tu też kilku osobników na klęczkach i w innych pozach widziałem, ale studenci to na pewno nie byli
:DNo to nareszcie wiemy (bo nawet Mario nie był tego świadomy), do jakiej rasy należy Turco (Turek
:D ), z którym zaprzyjaźniła się córka
:)
Dzięki
:) Będę w myślach udawał, że to, co widać na dwóch pierwszych zdjęciach ujrzałem sam (gdy w rzeczywistości były tylko chmury).Opuszczamy Coimbrę i gnamy (a i owszem, gdzieniegdzie nasza cytrynka wyciągała ponad 150 km/h) do Lizbony. Auto mamy oddać o 13:00, a nawet o 14:00 (bo CRC ma godzinny bufor bez dodatkowej opłaty), ale wiadomo, różne rzeczy mogą się przytrafić. Poza tym, najpierw muszę odstawić córkę z całym naszym majdanem do DT Lisboa, a dopiero potem uzupełnić paliwo i do CRC.
Na trasie nie ma żadnych niespodzienek, więc pod hotelem jesteśmy zgodnie z planem. Zgarniam zatem walizy, wino itd. i... jak mnie coś w krzyżu przy wyciąganiu jednej z walizek nie łupnie! Aż mnie wykręciło. Jakoś przytachujemy to wszystko do pokoju i muszę jechać dalej. Siedząc w fotelu jest w miarę OK, ale na stojąco lumbago w pełnej krasie. Na szczęście, oddanie auta sprowadza się do siedzenia na krzesełku w czasie, gdy pracownik wypożyczalni zdawkowo ogląda pojazd, a potem robi papiery. Dowiaduję się jednocześnie ile mam do zapłacenia za autostrady - na razie jest tego ok. 25 EUR, ale to tylko za okres do 15.07, więc na pewno dojdzie jeszcze domiar za kolejne 5 dni. Tak, czy inaczej opuszczam wypożyczalnię zadowolony (i pokrzywiony). Nic nie kombinowali, auto było świetne i świeże (4000 km na liczniku na starcie), a cena najniższa z tych, które udało mi się znaleźć, więc polecam: https://crcrental.pt/web/ (ale brane oczywiście przez pośrednika - w moim wypadku cardelmar z kuponem na -8%). Za 2,50 EUR wracam Freenow'em do hotelu z przesympatycznym João, z którym gadamy sobie o różnych sprawach (m.in. o tym, jak zrobił w ub. roku 1400 km na Vespie z jednego krańca Portugalii na drugi) i kończy się na tym, że na kolejny dzień jesteśmy umówieni na zawiezienie nas do Sintry.
Po dotarciu do hotelu robię jakieś ćwiczenia na moją przypadłość, które pomagają, choć z pewnym opóźnieniem, bo ból znika dopiero następnego dnia. Oprócz przemieszczania się w promieniu kilometra od hotelu w celach konsumpcyjno-zakupowych, nic już tego dnia nie robimy.
Nadchodzi ostatni cały dzień. Po śniadaniu, o 10:30 pod hotelem czeka na nas João, który w niecałe 30 minut dowozi nas do Sintry. Mamy pecha - z uwagi na ryzyko pożarowe, ruch samochodowy do pałacu Pena, od którego chcieliśmy zacząć, jest wstrzymany. Nie jeździ tam nawet autobus 434. Na szczęście, nasz kierowca zna bardzo dobrze okolice i wysadza nas w miejscu, z którego dość stromą, ale krótką i zacienioną ścieżką docieramy do bramy pałacowego parku. Na wszelki wypadek, gdyby i Wam taka blokada się przydarzyła, poniżej podpowiedź.
Po drodze, zauważamy, że ktoś bardzo znany, choć mało lubiany tu był
:D
Kupujemy bilety do samego parku i po kolejnych kilku minutach jesteśmy już u podnóża pałacu. Ponoć w kaszubskich Łapalicach ma być wznowiona budowa tamtejszego zamku, który stanowił idée fixe pewnego stolarza i można byłoby na jej potrzeby zaczerpnąć sporo z sintrzańskiego rozmachu kolorystycznego i eklektycznego
:D . Bez dwóch zdań jednak, obiekt zapada w pamięci.
Poza tym, czy jest jakiś inny pałac, przy którego murach rosną mini kukurydze?
Temperatura pożarowa skutecznie zniechęca nas od marszu do Cruz Alta z tamtejszym (ponoć) najlepszym "spotem" na panoramy z pałacem w roli głównej. Zamiast tego ruszamy w dół parku, kierując się do części zwanej "Vale dos lagos". Po drodze oglądamy przeróżne sprowadzone tu rośliny, od azorskich paproci drzewiastych, po amerykańskie sekwoje.
Miasto wymarło
:shock: Nawet w nocy nie widziałem tam takich pustek. Wraz z żoną wysyłamy szczere wyrazy zazdrości, że udało się Tobie tam dostać i macie piękną pogodę. Też mieliśmy tam teraz być, tymczasem pozdrawiamy z Zamościa.
tropikey napisał:Jak mówi Wikipedia, dawno temu, czas spędzał tu jeden z portugalskich władców, Pedro I. I nie był tu sam. Towarzyszył mu niejaki Inês de Castro, a obaj panowie bardzo mieli się ku sobie.Ines to po polsku Agnieszka
:-)
tropikey napisał:Jestem już (na miesiąc) tapatalkowym VIP-em, więc dorzucam kilka zdjęć jeszcze z GDN. W MUC nic nie robiłem, bo aż żal było patrzeć na puste przestrzenie i "bogactwo" w saloniku.
Witam . CO prawda jest wątek na ten temat przyznam że nie do końca go rozumiem. Czy mógłbym zadać Ci kilka pytań dotyczących używania karty i praktycznego korzystania z saloników lotniskowych ?
Ojtam, ojtam.... Jaki błąd... To mogło być średniowieczne LGBT [emoji6]Kto im tam wtedy pod materiały zaglądał [emoji41]A teraz cisza.... Wyborcza [emoji6]
Ale głupiejemy od tej polskiej polityki - już nam się LGBT z ciszą wyborczą kojarzy
:)Wracając do tematu Pedra i Ines, to była średniowieczna historia romantyczno-makabryczna. Jak już Pedro został królem, to kazał ekshumować Ines, posadzić ją na królewskim tronie, a dworzanom całować rozkładającego się trupa w rękę. A w klasztorze Alcobaça, który zresztą bardzo polecam, są pochowani obok siebie w taki sposób, żeby po zmartwychwstaniu od razu spojrzeć sobie w oczy.
Po pierwsze - czy mogę prosić o kontakt do Pana ze zdjęcia nr 5 - licząc od spodu relacji? :-pA po drugie: zawsze kiedy widzę Lizbonę, nawet na zdjęciach, to się rozczulam:/ Mimo wielu pobytów w Portugalii jakoś nigdy nie dotarliśmy do Peniche... Za to Obidos pamiętam dokładnie. Było tak gorąco, że prawie się rozpuściłam.
No to akurat ja jestem. Taki stary, gruby Portugalczyk z włosami na plecach, co go akurat w kadrze nie ma, poprosił, żebym mu wędki popilnował ("Poderia por favor observar a minha cana de pesca?", czy jakoś tak), a córka mi akurat wtedy fotkę pstryknęła.A tak na serio, to miałem swoją wędkę
:D
Byłem, bo chcieliśmy zjeść w tamtejszym lokalu Kirana, ale okazało się, że wbrew informacji na ich stronie, zamknęli się (mimo soboty) o 15-tej, a my pojawiliśmy się tam ok. 16-tej. Miejscowość była tak zapakowana autami, że odpuściliśmy sobie zejście na plażę i na Vestígios do Forte, bo był tam na pewno niezły tłum.
tropikey napisał:Byłem, bo chcieliśmy zjeść w tamtejszym lokalu Kirana, ale okazało się, że wbrew informacji na ich stronie, zamknęli się (mimo soboty) o 15-tej, a my pojawiliśmy się tam ok. 16-tej. Miejscowość była tak zapakowana autami, że odpuściliśmy sobie zejście na plażę i na Vestígios do Forte, bo był tam na pewno niezły tłum.Tam za tym przesmykiem jest super. Dojdę w swojej relacji.
Piekne zdjecia, az sie przypominaja pobyty w PT. Chyba zaraz rusze Twoim sladem...
:-)RE: tropikey napisał: No bo tak... Wstaję rano, a tu szaro, ponuro i max. 16 st. C. Myślę sobie - przejdzie do południa, podobnie, jak było w Lizbonie. No to idziemy na śniadanie. Praia d'El-Rei ma taki ciekawy mikroklimat, ze czesto jest tu 10-15st.C mniej niz w Lizbonie. Zwlaszcza rano. Po poludniu juz jest OK. A roznica jest niesamowita, bo nawet W Obis lub Penische potrafi byc znacznie cieplej w tym samym czasie...
Zawsze uwazalem ze dodawanie w reacjach zdjec z samolotów/saloników/lotnisk czy nawet pustych hotelików bez sensu wydluza relacje - ale po miesiacach uziemnienia az milo popatrzec
:D
Fajna relacja, sam mam bilety do Porto na kwiecień kupione z myślą żeby lecieć na jakąś portugalską wyspę ale z Twojej relacji wynika że i na kontynencie jest tam co oglądać
:)
W Amarenate też miałem być na początku lipca. Żona mnie tam chciała wyciągnąć z Lizbony. Na specjalne ciastka, które oczywiście ja bym jej kupił
:)https://www.atlasobscura.com/articles/h ... guese-townBolos de São Gonçalo, en Amarante.
Hej,również byliśmy dzisiaj w Coimbrii (my, to znaczy rodzina 2+2)! Od ponad tygodnia podróżujemy po zabitych dechami wioskach w Alentejo (całkiem urokliwych), spędziliśmy też kilka chwil w górach przy Serra de Estrela. Coimbria, w zasadzie pierwsze miasto na naszej trasie, zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie! Może dlatego, że wreszcie coś innego, wreszcie trochę więcej ludzi. Jutro udajemy się w kierunku Nazare i z pewnością skorzystam z przeczytanych na forum kilku Twoich doświadczeń z tamtej okolicy.PozdrawiamMateusz
Coimbra, trafiliśmy tam na początku października 2010 roku. Moja żona pełniła tam rolę visiting professor, więc ponad tydzień siedzieliśmy na uczelni. Coimbra studencka jest fantastyczna.
Na drugim planie jest dziewczyna, blondynka w ciemnym żakiecie. Chodziła dookoła klęczących i uderzała ich biczykiem. Wtedy oni kwiczeli jak świnie. Symbolika rytuału nie jest mi znana.
:mrgreen:
:mrgreen:
:mrgreen: Proszę oto widok prawie spod szczytu Sierra de Estrela.
Jechaliśmy Mitsubishi Colt, test to samochód lekki, ale dość wysoki. Wiało tak, że jak stanąłem zrobić poniższe zdjęcie, to poczułem jak samochód jest spychany przez wiatr w kierunku przepaści. Serio się wystraszyłem!!!
Dzięki za powrót do wspomnień
:) . Znajome, ulubione , tęsknię za nimi...Zdjęcia i relacja super!. A ta miejscówka nad Douro... Znów będę szukać biletów .
@eskie: czyli dobrze podejrzewałem, że studencki (lub okołostudencki) punkt widzenia wpływa dodatnio na wrażenia z Coimbry
:)Ja tu też kilku osobników na klęczkach i w innych pozach widziałem, ale studenci to na pewno nie byli
:D
Serra (nie: Sierra) da Estrela jest o tyle nietypowym pasmem górskim, że w najwyższe części da się dojechać autem, a ciekawsze rejony są na jej zboczach. Byłem tam kilka lat temu, zrobiliśmy sobie całkiem fajną wycieczkę, ale w sposób całkowicie sprzeczny z intuicją górskiego łazika - zaparkowaliśmy na samym szczycie Torre i zrobiliśmy pętlę wokół niego schodząc kawałek, a na koniec wychodząc z powrotem na górę
:) Są tam całkiem fajne szlaki - wtedy korzystaliśmy z ulotek ze stron gmin ("nasz" szlak jest tu: http://www.cm-covilha.pt/db/documentos/ ... 519261.pdf ), teraz wszystko powinno być na aplikacji mapy.czZ lokalnych ciekawostek warto spróbować miejscowego sera queijo amanteigado de Serra da Estrela i zobaczyć gdzieś potężnego i bardzo kudłatego psa pasterskiego - Cão da Serra da Estrela (https://pl.wikipedia.org/wiki/Pies_g%C3 ... _z_Estrela).Na pogórzu Serra da Estrela po zachodniej i południowo-zachodniej stronie są ponoć przepiękne kamienne wioski Aldeias do Xisto. Nie byłem tam jeszcze, to jeden z planów na kolejne wyjazdy
:)
tropikey napisał:Mam drobną prośbę - gdy już będziecie w Nazaré, dajcie tu jakieś zdjęcie z góry.Z góry Nazaré wyglada ładnie, ale na dole nie zachwyciło nas. Za bardzo komercyjnie, choć co kto lubi. Na jutro szukamy w okolicy bardziej dzikich plaż i bardziej naturalnych miejscowości nadoceanicznych. Wrażenie natomiast robią fale. Czuć potęgę oceanu, choć o tej porze roku jest i tak ponoć bardzo spokojnie.
No i smak na objazd Portugalii mi się powiększył...... a po głowie chodzi mi pomysł, nieco absurdalny, aby zrobić to autem... z Polski. Jako, że w jedną stronę by zeszło z tydzień, półtora, a za ropę tyle monet co za klasę biznes do Azji... to pewnie ostanie na jakimś bardziej "racjonalnym" kierunku samochodowym, a Portugalia zaczeka na wersję samolot + komunikacyjny mix.
A potem, to już tylko relaks :) Kąpiele w naszej lagunie, lunch z gospodarzami (m. in. gaspacho, jakiego w życiu nie jadłem, no i ich wino - wspaniałe!), a wkrótce kolacja (jeszcze nie wiem co). Na razie...Ciastka piękne (w swoim rodzaju), ale pozostawię je na wizytę z żoną :DMieliśmy perełkę, jest i rozczarowanie. Jesteśmy w Coimbrze. Zanim o tym mieście, jeszcze kilka słów o naszej portugalskiej Arkadii.
Takich gospodarzy (w szerokim, nie tylko airbnb-owym znaczeniu), to ja w życiu nie miałem. Było tam wszystko, czego można sobie zamarzyć. Gościnność, humor, uczynność, otwartość, luz, szczodrość. Było pływanie motorówką i kąpiele na środku rzeki, wspólne muzykowanie, przepyszne jedzenie przygotowywane (oprócz jednej wspólnej wizyty w restauracji) przez Mario i jego córkę Catarinę. No i ich wspaniałe wino! Czerwone Negreiros w trzech odmianach, a każda rewelacyjna (kupiłem do domu 6 butelek, po dwie każdego rodzaju - oby nie było problemów z transportem). Jestem tym miejscem zachwycony i mógłbym o nim jeszcze pisać i pisać. Zamiast tego, tak jak napisałem kiedyś o wodospadach Iguaçu, powtórzę i tym razem: po prostu musicie tam pojechać, ale przynajmniej na 2-3 noce, bo jeden nocleg nie pozwoli wczuć się w atmosferę Quinty. A tak swoją drogą, to może wcale nie przypadek, że gospodarstwo Mario zadziałało na mnie tak, jak Iguaçu. On sam mieszkał w Brazylii przez 20 lat, a Catarina się tam urodziła i przyjechała do Portugalii ledwie kilka lat temu. Tą Brazylię można tam wyczuć :)
A ha, i jeszcze jedno. Wyobraźcie sobie taką scenkę: wracamy z Mario z łódki, a ten na pomoście spotyka znajomego, Carlosa. Gdy ten słyszy, że my z Polski, pyta - a znacie Siesta Festival? Ja na to (jako stary miłośnik Kydryńskiego), że oczywiście i że robią to tuż koło nas, w Gdańsku. Okazało się, że ów Carlos bywał już na Sieście, bo współpracuje z muzykami tam występującymi, no i zna M. Kydryńskiego, a po Gdańsku lubi jeździć rowerem. A dyrektora gdyńskiego Ladies Jazz Festival spotyka często nad Duero (vel Douro). Takie to tam klimaty :)
No dobra, a co z tą Coimbrą?
Cóż, opinie o tym mieście (również na forum) są mieszane. Mimo jednak głosów krytycznych, zdecydowałem się zatrzymać tu w drodze do Lizbony. Muszę jednak zgodzić się z tymi niepochlebnymi zdaniami. Szału nie ma. Może to kwestia letargu, w którym zdaje się znajdować Coimbra, może zbyt dużo zaniedbanych budynków i szwędającego się tu i ówdzie towarzystwa menelskiego, a może socrealizm budynków uniwersytetu, albo zepsuta klimatyzacja w naszym lokalu airbnb (zepsuta i nie naprawiona, w przeciwieństwie do mieszkania w Porto)... W każdym razie, nie czuję entuzjazmu na myśl o tym mieście. Może byłoby inaczej, gdybym był studentem :)
Mam drobną prośbę - gdy już będziecie w Nazaré, dajcie tu jakieś zdjęcie z góry. Ja jednak tam już tym razem nie pojadę i czuję w związku z tym pewien niedosyt. A tak, to będę miał komplet, jakbym sam tam był :D@eskie: czyli dobrze podejrzewałem, że studencki (lub okołostudencki) punkt widzenia wpływa dodatnio na wrażenia z Coimbry :)
Ja tu też kilku osobników na klęczkach i w innych pozach widziałem, ale studenci to na pewno nie byli :DNo to nareszcie wiemy (bo nawet Mario nie był tego świadomy), do jakiej rasy należy Turco (Turek :D ), z którym zaprzyjaźniła się córka :)
Na trasie nie ma żadnych niespodzienek, więc pod hotelem jesteśmy zgodnie z planem. Zgarniam zatem walizy, wino itd. i... jak mnie coś w krzyżu przy wyciąganiu jednej z walizek nie łupnie! Aż mnie wykręciło. Jakoś przytachujemy to wszystko do pokoju i muszę jechać dalej. Siedząc w fotelu jest w miarę OK, ale na stojąco lumbago w pełnej krasie. Na szczęście, oddanie auta sprowadza się do siedzenia na krzesełku w czasie, gdy pracownik wypożyczalni zdawkowo ogląda pojazd, a potem robi papiery. Dowiaduję się jednocześnie ile mam do zapłacenia za autostrady - na razie jest tego ok. 25 EUR, ale to tylko za okres do 15.07, więc na pewno dojdzie jeszcze domiar za kolejne 5 dni.
Tak, czy inaczej opuszczam wypożyczalnię zadowolony (i pokrzywiony). Nic nie kombinowali, auto było świetne i świeże (4000 km na liczniku na starcie), a cena najniższa z tych, które udało mi się znaleźć, więc polecam: https://crcrental.pt/web/ (ale brane oczywiście przez pośrednika - w moim wypadku cardelmar z kuponem na -8%).
Za 2,50 EUR wracam Freenow'em do hotelu z przesympatycznym João, z którym gadamy sobie o różnych sprawach (m.in. o tym, jak zrobił w ub. roku 1400 km na Vespie z jednego krańca Portugalii na drugi) i kończy się na tym, że na kolejny dzień jesteśmy umówieni na zawiezienie nas do Sintry.
Po dotarciu do hotelu robię jakieś ćwiczenia na moją przypadłość, które pomagają, choć z pewnym opóźnieniem, bo ból znika dopiero następnego dnia.
Oprócz przemieszczania się w promieniu kilometra od hotelu w celach konsumpcyjno-zakupowych, nic już tego dnia nie robimy.
Nadchodzi ostatni cały dzień. Po śniadaniu, o 10:30 pod hotelem czeka na nas João, który w niecałe 30 minut dowozi nas do Sintry. Mamy pecha - z uwagi na ryzyko pożarowe, ruch samochodowy do pałacu Pena, od którego chcieliśmy zacząć, jest wstrzymany. Nie jeździ tam nawet autobus 434. Na szczęście, nasz kierowca zna bardzo dobrze okolice i wysadza nas w miejscu, z którego dość stromą, ale krótką i zacienioną ścieżką docieramy do bramy pałacowego parku. Na wszelki wypadek, gdyby i Wam taka blokada się przydarzyła, poniżej podpowiedź.
Po drodze, zauważamy, że ktoś bardzo znany, choć mało lubiany tu był :D
Kupujemy bilety do samego parku i po kolejnych kilku minutach jesteśmy już u podnóża pałacu. Ponoć w kaszubskich Łapalicach ma być wznowiona budowa tamtejszego zamku, który stanowił idée fixe pewnego stolarza i można byłoby na jej potrzeby zaczerpnąć sporo z sintrzańskiego rozmachu kolorystycznego i eklektycznego :D . Bez dwóch zdań jednak, obiekt zapada w pamięci.
Poza tym, czy jest jakiś inny pałac, przy którego murach rosną mini kukurydze?
Temperatura pożarowa skutecznie zniechęca nas od marszu do Cruz Alta z tamtejszym (ponoć) najlepszym "spotem" na panoramy z pałacem w roli głównej. Zamiast tego ruszamy w dół parku, kierując się do części zwanej "Vale dos lagos". Po drodze oglądamy przeróżne sprowadzone tu rośliny, od azorskich paproci drzewiastych, po amerykańskie sekwoje.