A co było dziś, opowiem dopiero jutro. Tym razem bez spojlerowania
:D .Wyjeżdżamy dziś, ale jedną ze wskazanych przez Ciebie atrakcji mamy "zaliczoną". Wkrótce wyjaśnię którą
:)@katka256: ale, że co - podejrzewasz, że sam bym do księgarni nie zajrzał
:D ? Cóż, wychodzi na to, że tak jest w istocie, bo byliśmy nie w Lello, ale na Praia de Miramar (na marginesie - do księgarni może nie, ale do biblioteki zachodzę regularnie
:) ). Fantastyczne miejsce! Nie dość, że sama plaża szeroka, z drobnym piaseczkiem i wydmami, to kapliczka Capela do Senhor da Pedra dodaje jej szczególnego uroku. Dodatkowo, doznaliśmy tam szoku termicznego. Gdy opuszczaliśmy Porto, mieliśmy tam 31 st. C, a na Praia de Miramar góra 20 stopni, silny wiatr, ale przy bezchmurnym niebie była to wspaniała mieszanka. A to wszystko 12 minut jazdy od naszego zakwaterowania! Wymarzone miejsce na co najmniej kilka dni plażowania. Przez wydmy i porastające je rośliny, trochę przypomina mi Kuźnicę na półwyspie helskim. Nawet linia kolejowa przebiega podobnie.
Następnym celem było Aveiro. To kolejne bardzo przyjemne zaskoczenie. Hasło "portugalska Wenecja" nie nastrajało mnie pozytywnie, ale okazało się, że to zupełnie inna para kaloszy. Owszem, są kanały (dwa, może trzy) i coś na kształt gondoli, ale poza tym to niewielkie miasto wyrosłe na bazie osady rybackiej w niczym Wenecji nie przypomina. Gdybyście tam kiedyś trafili, polecam duży bezpłatny parking przy nowiutkim centrum kongresowym urządzonym w dawnej fabryce porcelany, skąd można w kilka minut dojść wzdłuż kanału do centrum. A trafić tam naprawdę warto!
A w 2027 to już koniecznie trzeba tu być
:)
W tym miejscu muszę przerwać relację z wtorku, do którego jeszcze powrócę i wyjaśnię wreszcie, co też drogowego spowodowało u mnie opad szczęki
:) I'll be back (powiedziane odpowiednio niskim głosem z niemieckim akcentem).Jestem już po tym, co mi przerwało (a o tym, co konkretnie, w kolejnej części), więc kończymy wtorek.
Z Aveiro jest rzut beretem do Praia da Costa Nova i tam też udaliśmy się następnie. I tu właśnie mnie zatkało, a może nawet wzburzyło... No bo jak to do cholerny jest, że u nas dojazd do jakichkolwiek miejsc wypoczynkowych to niekończące się korki, nerwy, stłuczki itp. plagi, a tu do samego niemal brzegu oceanu dojeżdżamy dwupasmową autostradą, bez problemu parkujemy, nikt nas nie trąbi, ani nie wpycha się na zasadzie "z drogi śledzie, bo król jedzie"? Ja rozumiem, że ruch teraz mniejszy (choć na Praia da Costa Nova turystów z samej Portugalii było mnóstwo), ale to i tak nie tłumaczy skąd taka przepaść między Polską i Portugalią w ilości i jakości infrastruktury drogowej. Trasa do Praia da Costa Nova jest tego jaskrawym przykładem (choć tak naprawdę, to dopiero dziś jechaliśmy drogami, które przyprawiają o zawrót głowy, dosłownie). Przecież oni zaczęli budowę autostrad, obwodnic itp. niewiele wcześniej, niż my, a są kilka długości przed nami. Na plaży ponownie ekstremalnie wiało, a fruwające drobinki piasku atakowaly skórę. I tak chciałoby się tu zostać trochę dłużej, choćby dla zwykłego lenistwa
:)
Dzień zakończyliśmy kolejnym wegańskim jedzeniem w Porto (gorąco polecam https://www.instagram.com/zenburgerporto/) i zachodem słońca w okolicach Fortaleza de São João da Foz. Za długo tu jednak nie zabawilismy, bo zrobiło się zbyt odświeżająco (czyli ok. 15 st. C).
.
Teraz pozostało spakować manatki i przespać się, bo jutro (znaczy dziś, w środę) mamy przed sobą trochę drogi.Każdy wyjazd ma swoją perełkę. My dotarliśmy chyba do naszej, choć to jeszcze nie koniec wyjazdu, więc kto wie... Tu gdzie teraz jesteśmy, mamy niemal raj. Ale po kolei.
Wczoraj (w środę) w naszym apartamencie w Porto zjedliśmy ostatnie śniadanie, zgarnęliśmy co nasze i ruszyliśmy w drogę, oddając wcześniej klucze i pilota od garażu panu Mietkowi, tutejszemu odźwiernemu (oczywiście, miał na imię zupełnie inaczej, ale Mieczysław bardzo by mu pasowało).
Skierowaliśmy się w stronę interioru, za cel obierając najpierw Amarante. Dotarliśmy tam w jakieś 40 minut. Po zjechaniu serpentyną z autostrady ukazał się nam widoczek, z którego znana jest ta mieścina: most Ponte de São Gonçalo. Tak naprawdę jednak, pierwszym, co tam zobaczyliśmy był spęd handlowców w stylu jarmarcznym
:) Pomijając ten element krajobrazu, polecam Amarante z ręką na sercu, choćby na kilka kwadransów.
Miasto wymarło
:shock: Nawet w nocy nie widziałem tam takich pustek. Wraz z żoną wysyłamy szczere wyrazy zazdrości, że udało się Tobie tam dostać i macie piękną pogodę. Też mieliśmy tam teraz być, tymczasem pozdrawiamy z Zamościa.
tropikey napisał:Jak mówi Wikipedia, dawno temu, czas spędzał tu jeden z portugalskich władców, Pedro I. I nie był tu sam. Towarzyszył mu niejaki Inês de Castro, a obaj panowie bardzo mieli się ku sobie.Ines to po polsku Agnieszka
:-)
tropikey napisał:Jestem już (na miesiąc) tapatalkowym VIP-em, więc dorzucam kilka zdjęć jeszcze z GDN. W MUC nic nie robiłem, bo aż żal było patrzeć na puste przestrzenie i "bogactwo" w saloniku.
Witam . CO prawda jest wątek na ten temat przyznam że nie do końca go rozumiem. Czy mógłbym zadać Ci kilka pytań dotyczących używania karty i praktycznego korzystania z saloników lotniskowych ?
Ojtam, ojtam.... Jaki błąd... To mogło być średniowieczne LGBT [emoji6]Kto im tam wtedy pod materiały zaglądał [emoji41]A teraz cisza.... Wyborcza [emoji6]
Ale głupiejemy od tej polskiej polityki - już nam się LGBT z ciszą wyborczą kojarzy
:)Wracając do tematu Pedra i Ines, to była średniowieczna historia romantyczno-makabryczna. Jak już Pedro został królem, to kazał ekshumować Ines, posadzić ją na królewskim tronie, a dworzanom całować rozkładającego się trupa w rękę. A w klasztorze Alcobaça, który zresztą bardzo polecam, są pochowani obok siebie w taki sposób, żeby po zmartwychwstaniu od razu spojrzeć sobie w oczy.
Po pierwsze - czy mogę prosić o kontakt do Pana ze zdjęcia nr 5 - licząc od spodu relacji? :-pA po drugie: zawsze kiedy widzę Lizbonę, nawet na zdjęciach, to się rozczulam:/ Mimo wielu pobytów w Portugalii jakoś nigdy nie dotarliśmy do Peniche... Za to Obidos pamiętam dokładnie. Było tak gorąco, że prawie się rozpuściłam.
No to akurat ja jestem. Taki stary, gruby Portugalczyk z włosami na plecach, co go akurat w kadrze nie ma, poprosił, żebym mu wędki popilnował ("Poderia por favor observar a minha cana de pesca?", czy jakoś tak), a córka mi akurat wtedy fotkę pstryknęła.A tak na serio, to miałem swoją wędkę
:D
Byłem, bo chcieliśmy zjeść w tamtejszym lokalu Kirana, ale okazało się, że wbrew informacji na ich stronie, zamknęli się (mimo soboty) o 15-tej, a my pojawiliśmy się tam ok. 16-tej. Miejscowość była tak zapakowana autami, że odpuściliśmy sobie zejście na plażę i na Vestígios do Forte, bo był tam na pewno niezły tłum.
tropikey napisał:Byłem, bo chcieliśmy zjeść w tamtejszym lokalu Kirana, ale okazało się, że wbrew informacji na ich stronie, zamknęli się (mimo soboty) o 15-tej, a my pojawiliśmy się tam ok. 16-tej. Miejscowość była tak zapakowana autami, że odpuściliśmy sobie zejście na plażę i na Vestígios do Forte, bo był tam na pewno niezły tłum.Tam za tym przesmykiem jest super. Dojdę w swojej relacji.
Piekne zdjecia, az sie przypominaja pobyty w PT. Chyba zaraz rusze Twoim sladem...
:-)RE: tropikey napisał: No bo tak... Wstaję rano, a tu szaro, ponuro i max. 16 st. C. Myślę sobie - przejdzie do południa, podobnie, jak było w Lizbonie. No to idziemy na śniadanie. Praia d'El-Rei ma taki ciekawy mikroklimat, ze czesto jest tu 10-15st.C mniej niz w Lizbonie. Zwlaszcza rano. Po poludniu juz jest OK. A roznica jest niesamowita, bo nawet W Obis lub Penische potrafi byc znacznie cieplej w tym samym czasie...
Zawsze uwazalem ze dodawanie w reacjach zdjec z samolotów/saloników/lotnisk czy nawet pustych hotelików bez sensu wydluza relacje - ale po miesiacach uziemnienia az milo popatrzec
:D
Fajna relacja, sam mam bilety do Porto na kwiecień kupione z myślą żeby lecieć na jakąś portugalską wyspę ale z Twojej relacji wynika że i na kontynencie jest tam co oglądać
:)
W Amarenate też miałem być na początku lipca. Żona mnie tam chciała wyciągnąć z Lizbony. Na specjalne ciastka, które oczywiście ja bym jej kupił
:)https://www.atlasobscura.com/articles/h ... guese-townBolos de São Gonçalo, en Amarante.
Hej,również byliśmy dzisiaj w Coimbrii (my, to znaczy rodzina 2+2)! Od ponad tygodnia podróżujemy po zabitych dechami wioskach w Alentejo (całkiem urokliwych), spędziliśmy też kilka chwil w górach przy Serra de Estrela. Coimbria, w zasadzie pierwsze miasto na naszej trasie, zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie! Może dlatego, że wreszcie coś innego, wreszcie trochę więcej ludzi. Jutro udajemy się w kierunku Nazare i z pewnością skorzystam z przeczytanych na forum kilku Twoich doświadczeń z tamtej okolicy.PozdrawiamMateusz
Coimbra, trafiliśmy tam na początku października 2010 roku. Moja żona pełniła tam rolę visiting professor, więc ponad tydzień siedzieliśmy na uczelni. Coimbra studencka jest fantastyczna.
Na drugim planie jest dziewczyna, blondynka w ciemnym żakiecie. Chodziła dookoła klęczących i uderzała ich biczykiem. Wtedy oni kwiczeli jak świnie. Symbolika rytuału nie jest mi znana.
:mrgreen:
:mrgreen:
:mrgreen: Proszę oto widok prawie spod szczytu Sierra de Estrela.
Jechaliśmy Mitsubishi Colt, test to samochód lekki, ale dość wysoki. Wiało tak, że jak stanąłem zrobić poniższe zdjęcie, to poczułem jak samochód jest spychany przez wiatr w kierunku przepaści. Serio się wystraszyłem!!!
Dzięki za powrót do wspomnień
:) . Znajome, ulubione , tęsknię za nimi...Zdjęcia i relacja super!. A ta miejscówka nad Douro... Znów będę szukać biletów .
@eskie: czyli dobrze podejrzewałem, że studencki (lub okołostudencki) punkt widzenia wpływa dodatnio na wrażenia z Coimbry
:)Ja tu też kilku osobników na klęczkach i w innych pozach widziałem, ale studenci to na pewno nie byli
:D
Serra (nie: Sierra) da Estrela jest o tyle nietypowym pasmem górskim, że w najwyższe części da się dojechać autem, a ciekawsze rejony są na jej zboczach. Byłem tam kilka lat temu, zrobiliśmy sobie całkiem fajną wycieczkę, ale w sposób całkowicie sprzeczny z intuicją górskiego łazika - zaparkowaliśmy na samym szczycie Torre i zrobiliśmy pętlę wokół niego schodząc kawałek, a na koniec wychodząc z powrotem na górę
:) Są tam całkiem fajne szlaki - wtedy korzystaliśmy z ulotek ze stron gmin ("nasz" szlak jest tu: http://www.cm-covilha.pt/db/documentos/ ... 519261.pdf ), teraz wszystko powinno być na aplikacji mapy.czZ lokalnych ciekawostek warto spróbować miejscowego sera queijo amanteigado de Serra da Estrela i zobaczyć gdzieś potężnego i bardzo kudłatego psa pasterskiego - Cão da Serra da Estrela (https://pl.wikipedia.org/wiki/Pies_g%C3 ... _z_Estrela).Na pogórzu Serra da Estrela po zachodniej i południowo-zachodniej stronie są ponoć przepiękne kamienne wioski Aldeias do Xisto. Nie byłem tam jeszcze, to jeden z planów na kolejne wyjazdy
:)
tropikey napisał:Mam drobną prośbę - gdy już będziecie w Nazaré, dajcie tu jakieś zdjęcie z góry.Z góry Nazaré wyglada ładnie, ale na dole nie zachwyciło nas. Za bardzo komercyjnie, choć co kto lubi. Na jutro szukamy w okolicy bardziej dzikich plaż i bardziej naturalnych miejscowości nadoceanicznych. Wrażenie natomiast robią fale. Czuć potęgę oceanu, choć o tej porze roku jest i tak ponoć bardzo spokojnie.
No i smak na objazd Portugalii mi się powiększył...... a po głowie chodzi mi pomysł, nieco absurdalny, aby zrobić to autem... z Polski. Jako, że w jedną stronę by zeszło z tydzień, półtora, a za ropę tyle monet co za klasę biznes do Azji... to pewnie ostanie na jakimś bardziej "racjonalnym" kierunku samochodowym, a Portugalia zaczeka na wersję samolot + komunikacyjny mix.
A co było dziś, opowiem dopiero jutro. Tym razem bez spojlerowania :D .Wyjeżdżamy dziś, ale jedną ze wskazanych przez Ciebie atrakcji mamy "zaliczoną". Wkrótce wyjaśnię którą :)@katka256: ale, że co - podejrzewasz, że sam bym do księgarni nie zajrzał :D ? Cóż, wychodzi na to, że tak jest w istocie, bo byliśmy nie w Lello, ale na Praia de Miramar (na marginesie - do księgarni może nie, ale do biblioteki zachodzę regularnie :) ). Fantastyczne miejsce! Nie dość, że sama plaża szeroka, z drobnym piaseczkiem i wydmami, to kapliczka Capela do Senhor da Pedra dodaje jej szczególnego uroku. Dodatkowo, doznaliśmy tam szoku termicznego. Gdy opuszczaliśmy Porto, mieliśmy tam 31 st. C, a na Praia de Miramar góra 20 stopni, silny wiatr, ale przy bezchmurnym niebie była to wspaniała mieszanka. A to wszystko 12 minut jazdy od naszego zakwaterowania! Wymarzone miejsce na co najmniej kilka dni plażowania. Przez wydmy i porastające je rośliny, trochę przypomina mi Kuźnicę na półwyspie helskim. Nawet linia kolejowa przebiega podobnie.
Następnym celem było Aveiro. To kolejne bardzo przyjemne zaskoczenie. Hasło "portugalska Wenecja" nie nastrajało mnie pozytywnie, ale okazało się, że to zupełnie inna para kaloszy. Owszem, są kanały (dwa, może trzy) i coś na kształt gondoli, ale poza tym to niewielkie miasto wyrosłe na bazie osady rybackiej w niczym Wenecji nie przypomina. Gdybyście tam kiedyś trafili, polecam duży bezpłatny parking przy nowiutkim centrum kongresowym urządzonym w dawnej fabryce porcelany, skąd można w kilka minut dojść wzdłuż kanału do centrum. A trafić tam naprawdę warto!
A w 2027 to już koniecznie trzeba tu być :)
W tym miejscu muszę przerwać relację z wtorku, do którego jeszcze powrócę i wyjaśnię wreszcie, co też drogowego spowodowało u mnie opad szczęki :)
I'll be back (powiedziane odpowiednio niskim głosem z niemieckim akcentem).Jestem już po tym, co mi przerwało (a o tym, co konkretnie, w kolejnej części), więc kończymy wtorek.
Z Aveiro jest rzut beretem do Praia da Costa Nova i tam też udaliśmy się następnie. I tu właśnie mnie zatkało, a może nawet wzburzyło... No bo jak to do cholerny jest, że u nas dojazd do jakichkolwiek miejsc wypoczynkowych to niekończące się korki, nerwy, stłuczki itp. plagi, a tu do samego niemal brzegu oceanu dojeżdżamy dwupasmową autostradą, bez problemu parkujemy, nikt nas nie trąbi, ani nie wpycha się na zasadzie "z drogi śledzie, bo król jedzie"? Ja rozumiem, że ruch teraz mniejszy (choć na Praia da Costa Nova turystów z samej Portugalii było mnóstwo), ale to i tak nie tłumaczy skąd taka przepaść między Polską i Portugalią w ilości i jakości infrastruktury drogowej. Trasa do Praia da Costa Nova jest tego jaskrawym przykładem (choć tak naprawdę, to dopiero dziś jechaliśmy drogami, które przyprawiają o zawrót głowy, dosłownie). Przecież oni zaczęli budowę autostrad, obwodnic itp. niewiele wcześniej, niż my, a są kilka długości przed nami.
Na plaży ponownie ekstremalnie wiało, a fruwające drobinki piasku atakowaly skórę. I tak chciałoby się tu zostać trochę dłużej, choćby dla zwykłego lenistwa :)
Dzień zakończyliśmy kolejnym wegańskim jedzeniem w Porto (gorąco polecam https://www.instagram.com/zenburgerporto/) i zachodem słońca w okolicach Fortaleza de São João da Foz. Za długo tu jednak nie zabawilismy, bo zrobiło się zbyt odświeżająco (czyli ok. 15 st. C).
Teraz pozostało spakować manatki i przespać się, bo jutro (znaczy dziś, w środę) mamy przed sobą trochę drogi.Każdy wyjazd ma swoją perełkę. My dotarliśmy chyba do naszej, choć to jeszcze nie koniec wyjazdu, więc kto wie... Tu gdzie teraz jesteśmy, mamy niemal raj. Ale po kolei.
Wczoraj (w środę) w naszym apartamencie w Porto zjedliśmy ostatnie śniadanie, zgarnęliśmy co nasze i ruszyliśmy w drogę, oddając wcześniej klucze i pilota od garażu panu Mietkowi, tutejszemu odźwiernemu (oczywiście, miał na imię zupełnie inaczej, ale Mieczysław bardzo by mu pasowało).
Skierowaliśmy się w stronę interioru, za cel obierając najpierw Amarante. Dotarliśmy tam w jakieś 40 minut. Po zjechaniu serpentyną z autostrady ukazał się nam widoczek, z którego znana jest ta mieścina: most Ponte de São Gonçalo. Tak naprawdę jednak, pierwszym, co tam zobaczyliśmy był spęd handlowców w stylu jarmarcznym :) Pomijając ten element krajobrazu, polecam Amarante z ręką na sercu, choćby na kilka kwadransów.