Most jest o tyle charakterystyczny, że ma 2 poziomy, z których ten dolny bywa w ciągu roku wielokrotnie zalewany, gdy poziom wody w rzece Han podnosi się.
Moje poziomy wszystkiego za to całkiem już opadły, więc wracam do Hiltona na ostatnią noc tamże i padam na wyro...Jako się rzekło na koniec poprzedniego odcinka, po (jak zawsze
:D ) obfitym śniadaniu opuszczam Millennium Hilton. Tu drobne sprostowanie - doczytałem gdzieś, że owszem, hotelu już tu nie będzie, ale sam budynek, wbrew temu, co pisałem wcześniej, nie zostanie zburzony. Z resztą, trudno sobie nawet wyobrazić, jak w ogóle miałoby tutaj dojść do rozbiórki takiego kolosa. Przeprowadzona będzie zatem jedynie transformacja wnętrz w powierzchnię biurową.
Tym razem przenoszę się ciut dalej niż o poprzednie siedemset kilkadziesiąt metrów. Z przystanku autobusowego blisko Hiltona (noszącego nawet nazwę hotelu) jadę do położonego na obrzeżu dzielnicy Insadong hotelu Moxy. Wybrałem go nie przypadkowo. Po pierwsze, punkty, noce, no... sami wiecie, takie tam oklepane sprawy "lojalnościowe". Po drugie, ale chyba ważniejsze, przyciągnęła mnie jego lokalizacja tuż przy Topgol Park. Jest to jeden z głównych punktów na trasie parady lampionów, która długą i szeroką aleją Jong-ro podążać będzie już jutro.
Dopiero u celu widzę, że umiejscowienie hotelu jest rewelacyjne nie tylko z uwagi na paradę. Zejście do metra jest vis a vis drzwi wejściowych do Moxy, a może wyjściowych, albo wejściowo-wyjściowych, jak w Kabarecie Moralnego Niepokoju (w każdym razie, rozsuwanych, nie obrotowych
:D ). Życie w okolicy tętni, od rana do późnego wieczora. Jest tu nawet popiersie jakiegoś znanego koreańskiego wokalisty, przy którym co jakiś czas pojawia się ktoś z własnym nagłośnieniem i prezentuje swe umiejętności (lub ich brak). Przysłuchują się temu goście okolicznych jadłodajni, których liczba przerasta wszystko, co w Seulu widziałem do tej pory. Już wprost przed budynkiem stoi kilka zaparkowanych budek na kółkach, które przepoczwarzają się każdego wieczora w kilkustolikowe restauracyjki. W budynkach wzdłuż każdej z ulic rozchodzących się stąd w różnych kierunkach są dziesiątki, a może setki lokali różnych gabarytów i smaków, od podrzędnych mordowni, po... te mniej podrzędne. Bo wszystko tu nastawione jest raczej na autochtonów, studentów i innych mniej wysublimowanych gości. W sumie, w tym ostatnim zakresie pasuję tu idealnie, ale znalazłem w okolicy miejsce, do którego (wybiegając nieco w przyszłość) będę przychodził codziennie, nie szukając alternatywy. To wszystko w bezpośrednim sąsiedztwie Moxy. A to przecież tylko drobny wycinek okolicy. Warto wspomnieć jeszcze choćby o położonym ok. 5 minut spaceru dalej deptaku Insadong-gil, czy o labiryncie sklepików i restauracyjek w Ikseondong Hanok Village, albo przypominającym nieco Dotonbori w Osace kwartale rozświetlonych neonami ulic w pobliżu rzeczki Cheonggyecheon
Sam Moxy, niby szablonowy (czyli nastawiony na millenialsów, a może nawet i młodszych gości), ale nie do końca. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to recepcja na ostatnim, 16-tym piętrze, a tuż obok taras na dachu z uroczym widokiem na okolicę.
Nietypowy jest tu system bonusów dla statusowców w Bonvoyu. Sam upgrade jest standardowy (dostałem pokój na 12. piętrze, zamiast "basica"), ale gastronomicznie jest ciut inaczej niż normalnie, bo oprócz standardowego codziennego vouchera na 10 USD na osobę, można wybrać również bezpłatne śniadanie dla 1 osoby (gdy w pokoju są dwie, ta druga otrzymuje 30% zniżki na śniadanie). Jestem sam, więc biorę tą drugą wersję. Tu istotna uwaga dla takich jak ja, czyli lubujących się w śniadaniach. W Moxy jest ono dwojakiego rodzaju. Od poniedziałku do piątku jest w postaci podawanego zestawu (American breakfast lub Korean set), a w weekendy jest buffet. Mój pobyt przypada od soboty do poniedziałku, więc mam okazję poświęcić się dla ogółu i przetestować obie wersje. Cóż, o ile wersja weekendowa jest znośna, o tyle ta "tygodniowa" - przynajmniej amerykańska, bo koreańskiej nie sprawdziłem - jest fatalna.
Bufet:
American breakfast:
Sam pokój ma bardzo efektywnie zaaranżowane wnętrze - malutkie, ale jest w nim dość miejsca na wszystko.
Zgodnie z prognozą i idealnie na dzisiejszą przeprowadzkę, pogoda jest z tych mniej atrakcyjnych. Nie pada, ale jest pochmurno i nie zachęcająco do aktywności zewnętrznych. Na takie dictum aury pozoztaje wizyta w muzeum. A które są na szczycie top listy? Naturalnie te darmowe
:D W Seulu oznacza to przede wszystkim Koreańskie Muzeum Narodowe oraz War Memorial of Korea.
W drodze do pierwszego muzeum, w trakcie podziemnej przesiadki, na straganie z książkami dostrzegam jak szerokie horyzonty mają czytelnicy w Korei
:D
Stacja, na której wysiadam prezentuje się okazale odpowiednio do miejsca, do którego podążam.
Na powierzchni wita mnie majestatyczna bryła budynku muzeum.
Wewnątrz skupiam się tylko na parterze, gdzie opowiedziana jest historia ziem Półwyspu Koreańskiego od paleolitu do początków XX w. (historii późniejszej poświęcony jest nastepna instytucja, którą dziś odwiedzę). Są tu jeszcze dwa dalsze piętra, ale tematyka mnie nie pociąga (kaligrafia, kolekcje podarowane). Niewykluczone, że to błąd, bo może omijam coś niezwykłego, ale musiałbym tu spędzić jeszcze pewnie z 3 godziny, by obejść wszystkie ekspozycje. A na sam parter zeszły mi chyba z dwie...
Dla zilustrowania wrzucam garść zdjęć, choć jest to tylko bardzo drobny wycinek.
Na sam początek 2 zagadki - co to jest? Odpowiedzi na końcu odcinka
:)
A teraz pozostały materiał obrazujący muzeum.
W tych butach, to jest dopiero prawdziwe "chodzenie na szpilkach".
Moją szczególną uwagę przykuwa ekspozycja prezentująca pewien specyficzny zwyczaj związany z pochówkiem w jednej z epok. Polegał on na zatykaniu zmarłemu wszystkich otworów jadeitowymi korkami. Wszystkich...
Żegna mnie jeden z tutejszych robotów. Ten ma akurat łatwą pracę. W Four Points by Sheraton bardzo podobne stworzenie woziło brudne naczynia
:)
Naver pokazuje, że spacer do War Memorial zajmie mi ponad 50 minut. W rzeczywistości docieram tam kwadrans szybciej. Jestem już przyzwyczajony, że czas marszu jest przeszacowany przez tą aplikację średnio o 20, a czasem nawet 30%. Wizytę zaczynam od części zewnętrznej, gdzie usytuowano imponującą ekspozycję różnego rodzaju broni o dużych lub wręcz ogromnych gabarytach, której używały obie strony wojny koreańskiej.
Te nowe ekspresy do kawy w GDN to rzeczywiście świeżutkie. Jak ostatni raz leciałem 3 tygodnie temu, to jeszcze były te stare, serwujące coś, co naprawdę trudno nazwać kawą. Mam nadzieję, że to nie będzie tylko zmiana wizerunkowa, ale także smakowa.
Tak, Harry Potter latał na miotlle i zgarniał na zamówienie
:DChoć tak na serio, to w jednym miejscu by się dało. Może nie z najwyższej półki, ale z tych wyższych, gdy jedzie się schodami ruchomymi. Mnie coś jeszcze zastanawia - jak oni tam kurz wycierają?
Jeśli chodzi o muzeum historyczne to mają jeszcze "National Museum of Korean Contemporary History" stojące obok Ambasady USA i Pałacu Gyeongbokgung? Też jest darmowe, a wystawy odnoszą się również do okresu przed wojną koreańską. W samym muzeum narodowym, z tego co pamiętam były darmowe wycieczki z przewodnikiem, które pomagały rozjaśnić to i owo. Ulubiona zagadka Koreańczyków gdy oprowadzają cudzoziemców to chyba ta
:lol:
Zdjęcie robione kalkulatorem, ale to oczywiście jest poduszka.Obok muzeum narodowego jest też muzeum ich pisma, które w przeciwieństwie do innych zostało wymyślone przez króla, a nie tworzyło się przez setki lat jak inne. Sama wystawa moim zdaniem jednak średnia, choć temat, z dobrym przewodnikiem, jest interesujący.W ogóle świetne zdjęcia, aż mam ochotę pojechać do Seulu, a mi się tam przecież zupełnie nie podobało.
:)
Obok ambasady USA przejeżdżałem/przechodziłem kilkanaście razy (swoją drogą, to chyba najlepiej strzeżone miejsce w Seulu), ale nie przyszło mi do głowy, by rozglądać się tam za muzeum.Może następnym razem
:)Co do nie podobania się Seulu, to w sumie miałem podobnie
:D . Gdy byłem tam kilka lat temu, też miałem mieszane uczucia.
Niestety, do przedłużenia jeszcze trochę brakuje
:(Mil statusowych wpadło łącznie coś ok. 48.000, więc sporo, jak za ten wydatek
;)Teraz mam prawie 59.000, więc do 100k nadal brakuje "co nieco". Na jakiś error fare do 10.06 raczej nie liczę, a kupować czegoś na siłę, byle tylko załapać się na podwójne mile statusowe też nie chcę. Zobaczymy... Może los się jakoś uśmiechnie i te braki pozwoli jeszcze uzupełnić
:) Za to mil premiowych, pomimo zmian, dali jakieś śmieszne ilości. Muszę to jeszcze rozgryźć, bo coś mi się wydaje, że aż przesadzili ze skąpstwem.
Trochę odświeżę temat.@tropikey czy miałeś jakiś gotowy plan na Seul, czy po prostu zwiedzałeś jak leci? Pytam, bo końcem marca będę w Seulu, i Twoja relacja będzie bardzo przydatna
:)
Ja i gotowy plan to raczej mało prawdopodobny scenariusz. Podziwiam (bez ironii) ludzi, którzy prezentują na forum tabele z punktami rozpisanymi niemal co do godziny. Ja tak nie potrafię.Ale nie jadę też na rympał. W Seulu, ale też w innych miastach robię tak, że mam pozaznaczane różne miejsca do odwiedzenia, czasem wiem, które z nich są obowiązkowe dla mnie i do nich dostosowuję często miejsce zakwaterowania. A potem, to już trochę improwizacja, najczęściej zależna od pogody.W Seulu i okolicach, dzięki świetnej komunikacji publicznej, plan może być bardzo elastyczny.Będzie mi miło, jeśli faktycznie coś z tej relacji Ci się przyda
:) .
Ja kiedyś robiłem szczegółowy plan (no, może poza godzinami), ale im człowiek starszy, tym mniej mi się chce w takie coś bawić
;)Ale z drugiej strony, jak się jedzie pierwszy raz do jakiegoś miejsca, to jednak fajnie jest coś mieć, żeby nie przeoczyć żadnej fajnej miejscówki.Z relacji na pewno skorzystam
:)
O Gwanaksan, Namhansanseong i Bugak Palgakjeong nie wiedziałem, a niby coś tam o seuluskich (seuliańskich?
:)) atrakcjach czytałem. Miejsca zapisane - może się przydadzą (jakoś mile wylatać trzeba
;) )Przy okazji, czy @tropikey masz, lub ktoś inny ma może doświadczenia / opinie / obserwacje związane z górą Bukhansan na płn. od Seulu? Zastanawia mnie, co lepiej wybrać, gdybym miał stanąć przed dylematem Gwanaksan czy Bukhansan. bez bicia przyznaję, że w przypadku Gwanaksan z miejsca "kupił" mnie widok tej pionowej skały ze świątynią na górze (zdecydowanie bardziej niż sama panorama miasta z góry).
Bukhansan też był w moich planach, ale organizacyjnie mi ostatecznie nie przypasował i zrezygnowałem. O ile sobie dobrze przypominam, pewną komplikacją było dla mnie to, że obszar obejmujący tą górę jest dość rozległy i dotarcie na szczyt wymagałoby więcej czasu, niż w innych przypadkach.
Oba te kraje warto odwiedzić, a że są blisko siebie, da radę połączyć to w ramach jednej podróży (kiedyś tak zrobiłem - na chwilę do Seulu, a na dłużej do Tokio, Osaki i Kioto).
Raphael napisał:O Gwanaksan, Namhansanseong i Bugak Palgakjeong nie wiedziałem, a niby coś tam o seuluskich (seuliańskich?
:)) atrakcjach czytałem. Miejsca zapisane - może się przydadzą (jakoś mile wylatać trzeba
;) )Przy okazji, czy @tropikey masz, lub ktoś inny ma może doświadczenia / opinie / obserwacje związane z górą Bukhansan na płn. od Seulu? Zastanawia mnie, co lepiej wybrać, gdybym miał stanąć przed dylematem Gwanaksan czy Bukhansan. bez bicia przyznaję, że w przypadku Gwanaksan z miejsca "kupił" mnie widok tej pionowej skały ze świątynią na górze (zdecydowanie bardziej niż sama panorama miasta z góry).byłem na Bukhansan w czerwcu 2019 roku. Wedle zdjęć dotarcie na szczyt z pod znaku na asfalcie gdzie zaczyna się park narodowy (blisko stacji metra Bukhasan UI) zajęło mi koło 2,5h. Widoki były wspaniałe i na pewno było warto.O Gwanaksan nie czytałem (nie wiem czemu w sumie, może dlatego, że Bukhasan jest wyższy i nim się zainteresowałem) i teraz jak patrzę to widoki są porównywalne
;)
lukasz_kowal napisał:Trochę odświeżę temat.@tropikey czy miałeś jakiś gotowy plan na Seul, czy po prostu zwiedzałeś jak leci? Pytam, bo końcem marca będę w Seulu, i Twoja relacja będzie bardzo przydatna
:)Moze komus sie przyda moja trasa: 1) Cala Korea na Google mapsach - https://www.google.com/maps/d/u/1/edit? ... 372275&z=72) Seul na Kakao - http://kko.to/cY6Yf677SkW Seulu bylismy 3 dni, a lacznie ponad 10 dni. W razie pytan, prosze krzyczec!
:D
@flybefajna, przydatna mapa - niby człowiek czytał przewodnik, ale jakoś część rzeczy mi w oko nie wpadła, część pewnie była opisana nazbyt zdawkowo, żeby baczniej się im przyjrzeć. Pisz proszę w działach koreańskich, i relacje, i obserwacje będą przydatne. Mnie najbardziej w przygotowaniach "rozwala" transport lokalny, planowanie autobusów, ich trasy, przystanki, rozkłady, częstotliwość.A z pytań o konkretne miejsca:1. udało Ci się być na Ulleung-gun? strony z promami widzę tylko w krzakach, a noclegi na miejscu w cenach kosmicznych + mały wybór2. jak najlepiej "zrobić" OEDO Botania mając bazę w Busan?3. Palgongsan Cable Car + świątynia Donghwasa: jak dojazd z Daegu? i jak wrażenia? opłaca się poświęcić na to czas? (pewnie wymagałoby 2 nocy w Daegu?)4. które ze świątyni buddyjskich zrobiły na Tobie największe wrażenie pod względem malowniczości otoczenia (wyjątkowa lokalizacja. niesamowite formacje skalne, piękne widoki itp.)?PS. mam nadzieję, że @tropikey nie będzie miał za złe, że jego temat dał taką pożywkę do dyskusji rozrastającej się jak na drożdżach
;)
Oczywiście, nie mam nic przeciwko
:)Komunikacją publiczną bym się aż tak nie przejmował, bo Naver działa bardzo sprawnie i trasę można sobie sprawdzić na bieżąco.
@tropikeytaka mnie teraz naszła wątpliwość/refleksja/zapytanie - widzę, że na urodziny Buddy to lampionów i ozdób tam nie żałują: czy nie zakłóca to odbioru samych świątyń? czy nie za/przysłania za bardzo ich architektury?(może i to refleksja z gatunku "w Zakopanem było ładnie, tylko góry zasłaniały widoki"
;), ale chciałem poznać opinię kogoś kto tam był w okresie Buddo-urodzinowym)
To trochę zależy od tego, ile podobnej architektury już się wcześniej widziało. Pewnie mnie ktoś miłujący dalekowschodnie świątynie za to (przynajmniej w myślach) zbeszta, ale moje subiektywne odczucie jest takie, że budynki sakralne są w Korei bardzo do siebie podobne i nawet jeśli częściowo przesłaniały je w czasie mojego pobytu różne lampiony i inne ozdoby, to nie czułem w związku z tym rozczarowania. Mam widocznie głęboko skrywany jarmarczny gust żądny świecidełek i feerii barw
:DZ resztą, podobnie jest z tamtejszymi pałacami, czy innymi obiektami z głębszej historii. Z czasem ich widok mocno powszednieje, bo trudno znaleźć w nich jakieś istotne różnice. Nie ma co ukrywać - pod względem różnorodności architektonicznej, Europy nic chyba nie przebija.
Most jest o tyle charakterystyczny, że ma 2 poziomy, z których ten dolny bywa w ciągu roku wielokrotnie zalewany, gdy poziom wody w rzece Han podnosi się.
Moje poziomy wszystkiego za to całkiem już opadły, więc wracam do Hiltona na ostatnią noc tamże i padam na wyro...Jako się rzekło na koniec poprzedniego odcinka, po (jak zawsze :D ) obfitym śniadaniu opuszczam Millennium Hilton. Tu drobne sprostowanie - doczytałem gdzieś, że owszem, hotelu już tu nie będzie, ale sam budynek, wbrew temu, co pisałem wcześniej, nie zostanie zburzony. Z resztą, trudno sobie nawet wyobrazić, jak w ogóle miałoby tutaj dojść do rozbiórki takiego kolosa. Przeprowadzona będzie zatem jedynie transformacja wnętrz w powierzchnię biurową.
Tym razem przenoszę się ciut dalej niż o poprzednie siedemset kilkadziesiąt metrów. Z przystanku autobusowego blisko Hiltona (noszącego nawet nazwę hotelu) jadę do położonego na obrzeżu dzielnicy Insadong hotelu Moxy. Wybrałem go nie przypadkowo.
Po pierwsze, punkty, noce, no... sami wiecie, takie tam oklepane sprawy "lojalnościowe".
Po drugie, ale chyba ważniejsze, przyciągnęła mnie jego lokalizacja tuż przy Topgol Park. Jest to jeden z głównych punktów na trasie parady lampionów, która długą i szeroką aleją Jong-ro podążać będzie już jutro.
Dopiero u celu widzę, że umiejscowienie hotelu jest rewelacyjne nie tylko z uwagi na paradę.
Zejście do metra jest vis a vis drzwi wejściowych do Moxy, a może wyjściowych, albo wejściowo-wyjściowych, jak w Kabarecie Moralnego Niepokoju (w każdym razie, rozsuwanych, nie obrotowych :D ).
Życie w okolicy tętni, od rana do późnego wieczora. Jest tu nawet popiersie jakiegoś znanego koreańskiego wokalisty, przy którym co jakiś czas pojawia się ktoś z własnym nagłośnieniem i prezentuje swe umiejętności (lub ich brak). Przysłuchują się temu goście okolicznych jadłodajni, których liczba przerasta wszystko, co w Seulu widziałem do tej pory. Już wprost przed budynkiem stoi kilka zaparkowanych budek na kółkach, które przepoczwarzają się każdego wieczora w kilkustolikowe restauracyjki. W budynkach wzdłuż każdej z ulic rozchodzących się stąd w różnych kierunkach są dziesiątki, a może setki lokali różnych gabarytów i smaków, od podrzędnych mordowni, po... te mniej podrzędne. Bo wszystko tu nastawione jest raczej na autochtonów, studentów i innych mniej wysublimowanych gości. W sumie, w tym ostatnim zakresie pasuję tu idealnie, ale znalazłem w okolicy miejsce, do którego (wybiegając nieco w przyszłość) będę przychodził codziennie, nie szukając alternatywy.
To wszystko w bezpośrednim sąsiedztwie Moxy. A to przecież tylko drobny wycinek okolicy. Warto wspomnieć jeszcze choćby o położonym ok. 5 minut spaceru dalej deptaku Insadong-gil, czy o labiryncie sklepików i restauracyjek w Ikseondong Hanok Village, albo przypominającym nieco Dotonbori w Osace kwartale rozświetlonych neonami ulic w pobliżu rzeczki Cheonggyecheon
Sam Moxy, niby szablonowy (czyli nastawiony na millenialsów, a może nawet i młodszych gości), ale nie do końca. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to recepcja na ostatnim, 16-tym piętrze, a tuż obok taras na dachu z uroczym widokiem na okolicę.
Nietypowy jest tu system bonusów dla statusowców w Bonvoyu. Sam upgrade jest standardowy (dostałem pokój na 12. piętrze, zamiast "basica"), ale gastronomicznie jest ciut inaczej niż normalnie, bo oprócz standardowego codziennego vouchera na 10 USD na osobę, można wybrać również bezpłatne śniadanie dla 1 osoby (gdy w pokoju są dwie, ta druga otrzymuje 30% zniżki na śniadanie). Jestem sam, więc biorę tą drugą wersję.
Tu istotna uwaga dla takich jak ja, czyli lubujących się w śniadaniach. W Moxy jest ono dwojakiego rodzaju. Od poniedziałku do piątku jest w postaci podawanego zestawu (American breakfast lub Korean set), a w weekendy jest buffet. Mój pobyt przypada od soboty do poniedziałku, więc mam okazję poświęcić się dla ogółu i przetestować obie wersje.
Cóż, o ile wersja weekendowa jest znośna, o tyle ta "tygodniowa" - przynajmniej amerykańska, bo koreańskiej nie sprawdziłem - jest fatalna.
Bufet:
American breakfast:
Sam pokój ma bardzo efektywnie zaaranżowane wnętrze - malutkie, ale jest w nim dość miejsca na wszystko.
Zgodnie z prognozą i idealnie na dzisiejszą przeprowadzkę, pogoda jest z tych mniej atrakcyjnych. Nie pada, ale jest pochmurno i nie zachęcająco do aktywności zewnętrznych. Na takie dictum aury pozoztaje wizyta w muzeum. A które są na szczycie top listy? Naturalnie te darmowe :D
W Seulu oznacza to przede wszystkim Koreańskie Muzeum Narodowe oraz War Memorial of Korea.
W drodze do pierwszego muzeum, w trakcie podziemnej przesiadki, na straganie z książkami dostrzegam jak szerokie horyzonty mają czytelnicy w Korei :D
Stacja, na której wysiadam prezentuje się okazale odpowiednio do miejsca, do którego podążam.
Na powierzchni wita mnie majestatyczna bryła budynku muzeum.
Wewnątrz skupiam się tylko na parterze, gdzie opowiedziana jest historia ziem Półwyspu Koreańskiego od paleolitu do początków XX w. (historii późniejszej poświęcony jest nastepna instytucja, którą dziś odwiedzę). Są tu jeszcze dwa dalsze piętra, ale tematyka mnie nie pociąga (kaligrafia, kolekcje podarowane). Niewykluczone, że to błąd, bo może omijam coś niezwykłego, ale musiałbym tu spędzić jeszcze pewnie z 3 godziny, by obejść wszystkie ekspozycje. A na sam parter zeszły mi chyba z dwie...
Dla zilustrowania wrzucam garść zdjęć, choć jest to tylko bardzo drobny wycinek.
Na sam początek 2 zagadki - co to jest? Odpowiedzi na końcu odcinka :)
A teraz pozostały materiał obrazujący muzeum.
W tych butach, to jest dopiero prawdziwe "chodzenie na szpilkach".
Moją szczególną uwagę przykuwa ekspozycja prezentująca pewien specyficzny zwyczaj związany z pochówkiem w jednej z epok. Polegał on na zatykaniu zmarłemu wszystkich otworów jadeitowymi korkami. Wszystkich...
Żegna mnie jeden z tutejszych robotów. Ten ma akurat łatwą pracę. W Four Points by Sheraton bardzo podobne stworzenie woziło brudne naczynia :)
Naver pokazuje, że spacer do War Memorial zajmie mi ponad 50 minut. W rzeczywistości docieram tam kwadrans szybciej. Jestem już przyzwyczajony, że czas marszu jest przeszacowany przez tą aplikację średnio o 20, a czasem nawet 30%.
Wizytę zaczynam od części zewnętrznej, gdzie usytuowano imponującą ekspozycję różnego rodzaju broni o dużych lub wręcz ogromnych gabarytach, której używały obie strony wojny koreańskiej.