Czas zatem wreszcie poparadować
:) Ja sam aktywnego udziału brać w tym nie będę, bo nawet gdybym zorganizował sobie jakiś gustowny lampion, to taki samotny białas wymachujący podświetlonym pergaminem wyglądałby dość głupkowato
:D
Staję sobie zatem w kilku różnych miejscach alei Jong-ro i z przyjemnością obserwuję dziesiątki tysięcy uczestników marszu. Są oni podzieleni na różnej wielkości grupy. Od kilkunastoosobowych po liczące kilkuset członków. Od prostych reprezentacji szkół, czy firm, niosących jedynie mało skomplikowane lampiony, po dobrze zorganizowane i skoordynowane twory, które miesiącami przygotowywały misterne konstrukcje na ruchomych platformach lub samochodach.
Oto garść zdjęć...
Później wracam jeszcze nad strumień, by zobaczyć jego wieczorny anturaż.
Przyciągnięty dźwiękami typowo koncertowymi, w drodze powrotnej do hotelu wpadam na punkt kulminacyjny wieczoru na skrzyżowaniu przy stacji Jonggak. Na scenie występują zespoły mocno przypominające nasze disco polo. Śpiewają na pewno z playbacku, ale taniec synchroniczny mają opanowany do perfekcji. Do tego stopnia, że jeden z zespołów nie przestaje tańczyć nawet gdy na skutek jakiejś usterki, na kilkanaście sekund urywa się dźwięk. Zabawa jest jednak przednia
:D A do tego, niedaleko sceny ustawione są stwory, które wcześniej brały udział w paradzie.
Dla pełniejszego obrazu, dwa materiały wideo (nie moje):
Edit: zapomniałem wspomnieć, że już w drodze z kończącego się koncertu do hotelu, widziałem duże ekipy sprzątające, które doprowadzały całą okolicę do porządku po paradzie i imprezach towarzyszących. Następnego dnia nie było po nich żadnego śladu, łącznie z tymi różowymi papierkami. To tak w nawiązaniu do mojego zdziwienia na widok ulicy przed Moxy, która po sobotnich imprezach została wysprzątana w stopniu niemal laboratoryjnym
;)Coś tam będzie "pi razy oko", ale to przecież jeszcze nie koniec
:)Mój ostatni pełny dzień spędzam znowu na łażeniu po górkach.
Dojeżdżam autobusem pod muzeum poświęcone koreańskiej sztuce kamiennej. Położone jest one na zboczu masywu otaczającego Seul od północy. Droga tu prowadząca jest znowu kręta, niemal jak ta do twierdzy Namhansanseong. I tym razem kierowca nie ma litości dla pasażerów. Wszyscy - oprócz mnie, "młodzieniaszka" - to emeryci, którzy jadą do świątyni, nieco przed muzeum. Na każdym zakręcie ci, którzy nie załapali się na miejsce siedzące (wyścig do nich był emocjonujący) latają z jednej strony autobusu na drugą i z powrotem, przeklinając przy tym kierowcę. Tak się domyślam, sądząc po tonie cedzonych przez zęby słów
;)
Przystanek przy muzeum jest ostatni na trasie. Autobus zawraca, a ja przechodzę przez dzielnicę willową, w której swoje rezydencje mają m. in. przedstawiciele korpusu dyplomatycznego z różnych krajów, mijam centrum kultury Samcheonggak i wchodzę na ścieżkę prowadzącą jeszcze wyżej.
Na rozdrożu wybieram drogę w lewo. Jak się potem okaże, wrócę do tego samego punktu ścieżką po prawej.
Stromymi schodami wspinam się do drogi, przy której ulokowany jest Bugak Palgakjeong - sześcioboczny pawilon z pięknymi widokami na Seul i na szczyty parku narodowego Bukhasan.
Jest to teren dość mocno zmilitaryzowany. Tuż obok punktu widokowego, za drzewami majaczy bateria artylerii przeciwlotniczej, duże połacie terenu są odgrodzone wysokimi zasiekami, a na dojazdach ustawione są ciężkie blokady. Nawet na szlaku widać co jakiś czas betonowe postumenty do montażu broni, a czasem zamaskowane i raczej nie używane (ale zabezpieczone na przyszłość) bunkry. Cóż, sąsiedzi zza położonej tak niedaleko granicy nie dają gwarancji spokoju...
Oddalam się od Bugak Palgakjeong, by dojść do ścieżki prowadzącej w dół i zamykającej moją pętle. Prowadzi ona między innymi przez punkt widokowy Hogyeong-Am z jeszcze piękniejszą panoramą miasta.
Te nowe ekspresy do kawy w GDN to rzeczywiście świeżutkie. Jak ostatni raz leciałem 3 tygodnie temu, to jeszcze były te stare, serwujące coś, co naprawdę trudno nazwać kawą. Mam nadzieję, że to nie będzie tylko zmiana wizerunkowa, ale także smakowa.
Tak, Harry Potter latał na miotlle i zgarniał na zamówienie
:DChoć tak na serio, to w jednym miejscu by się dało. Może nie z najwyższej półki, ale z tych wyższych, gdy jedzie się schodami ruchomymi. Mnie coś jeszcze zastanawia - jak oni tam kurz wycierają?
Jeśli chodzi o muzeum historyczne to mają jeszcze "National Museum of Korean Contemporary History" stojące obok Ambasady USA i Pałacu Gyeongbokgung? Też jest darmowe, a wystawy odnoszą się również do okresu przed wojną koreańską. W samym muzeum narodowym, z tego co pamiętam były darmowe wycieczki z przewodnikiem, które pomagały rozjaśnić to i owo. Ulubiona zagadka Koreańczyków gdy oprowadzają cudzoziemców to chyba ta
:lol:
Zdjęcie robione kalkulatorem, ale to oczywiście jest poduszka.Obok muzeum narodowego jest też muzeum ich pisma, które w przeciwieństwie do innych zostało wymyślone przez króla, a nie tworzyło się przez setki lat jak inne. Sama wystawa moim zdaniem jednak średnia, choć temat, z dobrym przewodnikiem, jest interesujący.W ogóle świetne zdjęcia, aż mam ochotę pojechać do Seulu, a mi się tam przecież zupełnie nie podobało.
:)
Obok ambasady USA przejeżdżałem/przechodziłem kilkanaście razy (swoją drogą, to chyba najlepiej strzeżone miejsce w Seulu), ale nie przyszło mi do głowy, by rozglądać się tam za muzeum.Może następnym razem
:)Co do nie podobania się Seulu, to w sumie miałem podobnie
:D . Gdy byłem tam kilka lat temu, też miałem mieszane uczucia.
Niestety, do przedłużenia jeszcze trochę brakuje
:(Mil statusowych wpadło łącznie coś ok. 48.000, więc sporo, jak za ten wydatek
;)Teraz mam prawie 59.000, więc do 100k nadal brakuje "co nieco". Na jakiś error fare do 10.06 raczej nie liczę, a kupować czegoś na siłę, byle tylko załapać się na podwójne mile statusowe też nie chcę. Zobaczymy... Może los się jakoś uśmiechnie i te braki pozwoli jeszcze uzupełnić
:) Za to mil premiowych, pomimo zmian, dali jakieś śmieszne ilości. Muszę to jeszcze rozgryźć, bo coś mi się wydaje, że aż przesadzili ze skąpstwem.
Trochę odświeżę temat.@tropikey czy miałeś jakiś gotowy plan na Seul, czy po prostu zwiedzałeś jak leci? Pytam, bo końcem marca będę w Seulu, i Twoja relacja będzie bardzo przydatna
:)
Ja i gotowy plan to raczej mało prawdopodobny scenariusz. Podziwiam (bez ironii) ludzi, którzy prezentują na forum tabele z punktami rozpisanymi niemal co do godziny. Ja tak nie potrafię.Ale nie jadę też na rympał. W Seulu, ale też w innych miastach robię tak, że mam pozaznaczane różne miejsca do odwiedzenia, czasem wiem, które z nich są obowiązkowe dla mnie i do nich dostosowuję często miejsce zakwaterowania. A potem, to już trochę improwizacja, najczęściej zależna od pogody.W Seulu i okolicach, dzięki świetnej komunikacji publicznej, plan może być bardzo elastyczny.Będzie mi miło, jeśli faktycznie coś z tej relacji Ci się przyda
:) .
Ja kiedyś robiłem szczegółowy plan (no, może poza godzinami), ale im człowiek starszy, tym mniej mi się chce w takie coś bawić
;)Ale z drugiej strony, jak się jedzie pierwszy raz do jakiegoś miejsca, to jednak fajnie jest coś mieć, żeby nie przeoczyć żadnej fajnej miejscówki.Z relacji na pewno skorzystam
:)
O Gwanaksan, Namhansanseong i Bugak Palgakjeong nie wiedziałem, a niby coś tam o seuluskich (seuliańskich?
:)) atrakcjach czytałem. Miejsca zapisane - może się przydadzą (jakoś mile wylatać trzeba
;) )Przy okazji, czy @tropikey masz, lub ktoś inny ma może doświadczenia / opinie / obserwacje związane z górą Bukhansan na płn. od Seulu? Zastanawia mnie, co lepiej wybrać, gdybym miał stanąć przed dylematem Gwanaksan czy Bukhansan. bez bicia przyznaję, że w przypadku Gwanaksan z miejsca "kupił" mnie widok tej pionowej skały ze świątynią na górze (zdecydowanie bardziej niż sama panorama miasta z góry).
Bukhansan też był w moich planach, ale organizacyjnie mi ostatecznie nie przypasował i zrezygnowałem. O ile sobie dobrze przypominam, pewną komplikacją było dla mnie to, że obszar obejmujący tą górę jest dość rozległy i dotarcie na szczyt wymagałoby więcej czasu, niż w innych przypadkach.
Oba te kraje warto odwiedzić, a że są blisko siebie, da radę połączyć to w ramach jednej podróży (kiedyś tak zrobiłem - na chwilę do Seulu, a na dłużej do Tokio, Osaki i Kioto).
Raphael napisał:O Gwanaksan, Namhansanseong i Bugak Palgakjeong nie wiedziałem, a niby coś tam o seuluskich (seuliańskich?
:)) atrakcjach czytałem. Miejsca zapisane - może się przydadzą (jakoś mile wylatać trzeba
;) )Przy okazji, czy @tropikey masz, lub ktoś inny ma może doświadczenia / opinie / obserwacje związane z górą Bukhansan na płn. od Seulu? Zastanawia mnie, co lepiej wybrać, gdybym miał stanąć przed dylematem Gwanaksan czy Bukhansan. bez bicia przyznaję, że w przypadku Gwanaksan z miejsca "kupił" mnie widok tej pionowej skały ze świątynią na górze (zdecydowanie bardziej niż sama panorama miasta z góry).byłem na Bukhansan w czerwcu 2019 roku. Wedle zdjęć dotarcie na szczyt z pod znaku na asfalcie gdzie zaczyna się park narodowy (blisko stacji metra Bukhasan UI) zajęło mi koło 2,5h. Widoki były wspaniałe i na pewno było warto.O Gwanaksan nie czytałem (nie wiem czemu w sumie, może dlatego, że Bukhasan jest wyższy i nim się zainteresowałem) i teraz jak patrzę to widoki są porównywalne
;)
lukasz_kowal napisał:Trochę odświeżę temat.@tropikey czy miałeś jakiś gotowy plan na Seul, czy po prostu zwiedzałeś jak leci? Pytam, bo końcem marca będę w Seulu, i Twoja relacja będzie bardzo przydatna
:)Moze komus sie przyda moja trasa: 1) Cala Korea na Google mapsach - https://www.google.com/maps/d/u/1/edit? ... 372275&z=72) Seul na Kakao - http://kko.to/cY6Yf677SkW Seulu bylismy 3 dni, a lacznie ponad 10 dni. W razie pytan, prosze krzyczec!
:D
@flybefajna, przydatna mapa - niby człowiek czytał przewodnik, ale jakoś część rzeczy mi w oko nie wpadła, część pewnie była opisana nazbyt zdawkowo, żeby baczniej się im przyjrzeć. Pisz proszę w działach koreańskich, i relacje, i obserwacje będą przydatne. Mnie najbardziej w przygotowaniach "rozwala" transport lokalny, planowanie autobusów, ich trasy, przystanki, rozkłady, częstotliwość.A z pytań o konkretne miejsca:1. udało Ci się być na Ulleung-gun? strony z promami widzę tylko w krzakach, a noclegi na miejscu w cenach kosmicznych + mały wybór2. jak najlepiej "zrobić" OEDO Botania mając bazę w Busan?3. Palgongsan Cable Car + świątynia Donghwasa: jak dojazd z Daegu? i jak wrażenia? opłaca się poświęcić na to czas? (pewnie wymagałoby 2 nocy w Daegu?)4. które ze świątyni buddyjskich zrobiły na Tobie największe wrażenie pod względem malowniczości otoczenia (wyjątkowa lokalizacja. niesamowite formacje skalne, piękne widoki itp.)?PS. mam nadzieję, że @tropikey nie będzie miał za złe, że jego temat dał taką pożywkę do dyskusji rozrastającej się jak na drożdżach
;)
Oczywiście, nie mam nic przeciwko
:)Komunikacją publiczną bym się aż tak nie przejmował, bo Naver działa bardzo sprawnie i trasę można sobie sprawdzić na bieżąco.
@tropikeytaka mnie teraz naszła wątpliwość/refleksja/zapytanie - widzę, że na urodziny Buddy to lampionów i ozdób tam nie żałują: czy nie zakłóca to odbioru samych świątyń? czy nie za/przysłania za bardzo ich architektury?(może i to refleksja z gatunku "w Zakopanem było ładnie, tylko góry zasłaniały widoki"
;), ale chciałem poznać opinię kogoś kto tam był w okresie Buddo-urodzinowym)
To trochę zależy od tego, ile podobnej architektury już się wcześniej widziało. Pewnie mnie ktoś miłujący dalekowschodnie świątynie za to (przynajmniej w myślach) zbeszta, ale moje subiektywne odczucie jest takie, że budynki sakralne są w Korei bardzo do siebie podobne i nawet jeśli częściowo przesłaniały je w czasie mojego pobytu różne lampiony i inne ozdoby, to nie czułem w związku z tym rozczarowania. Mam widocznie głęboko skrywany jarmarczny gust żądny świecidełek i feerii barw
:DZ resztą, podobnie jest z tamtejszymi pałacami, czy innymi obiektami z głębszej historii. Z czasem ich widok mocno powszednieje, bo trudno znaleźć w nich jakieś istotne różnice. Nie ma co ukrywać - pod względem różnorodności architektonicznej, Europy nic chyba nie przebija.
Ja sam aktywnego udziału brać w tym nie będę, bo nawet gdybym zorganizował sobie jakiś gustowny lampion, to taki samotny białas wymachujący podświetlonym pergaminem wyglądałby dość głupkowato :D
Staję sobie zatem w kilku różnych miejscach alei Jong-ro i z przyjemnością obserwuję dziesiątki tysięcy uczestników marszu. Są oni podzieleni na różnej wielkości grupy. Od kilkunastoosobowych po liczące kilkuset członków. Od prostych reprezentacji szkół, czy firm, niosących jedynie mało skomplikowane lampiony, po dobrze zorganizowane i skoordynowane twory, które miesiącami przygotowywały misterne konstrukcje na ruchomych platformach lub samochodach.
Oto garść zdjęć...
Później wracam jeszcze nad strumień, by zobaczyć jego wieczorny anturaż.
Przyciągnięty dźwiękami typowo koncertowymi, w drodze powrotnej do hotelu wpadam na punkt kulminacyjny wieczoru na skrzyżowaniu przy stacji Jonggak. Na scenie występują zespoły mocno przypominające nasze disco polo. Śpiewają na pewno z playbacku, ale taniec synchroniczny mają opanowany do perfekcji. Do tego stopnia, że jeden z zespołów nie przestaje tańczyć nawet gdy na skutek jakiejś usterki, na kilkanaście sekund urywa się dźwięk.
Zabawa jest jednak przednia :D
A do tego, niedaleko sceny ustawione są stwory, które wcześniej brały udział w paradzie.
Dla pełniejszego obrazu, dwa materiały wideo (nie moje):
ujęcie syntetyczne
https://youtu.be/sQcud0aCGuQ
i rozwlekłe
https://youtu.be/D02310wlFM4
Edit: zapomniałem wspomnieć, że już w drodze z kończącego się koncertu do hotelu, widziałem duże ekipy sprzątające, które doprowadzały całą okolicę do porządku po paradzie i imprezach towarzyszących. Następnego dnia nie było po nich żadnego śladu, łącznie z tymi różowymi papierkami.
To tak w nawiązaniu do mojego zdziwienia na widok ulicy przed Moxy, która po sobotnich imprezach została wysprzątana w stopniu niemal laboratoryjnym ;)Coś tam będzie "pi razy oko", ale to przecież jeszcze nie koniec :)Mój ostatni pełny dzień spędzam znowu na łażeniu po górkach.
Dojeżdżam autobusem pod muzeum poświęcone koreańskiej sztuce kamiennej. Położone jest one na zboczu masywu otaczającego Seul od północy. Droga tu prowadząca jest znowu kręta, niemal jak ta do twierdzy Namhansanseong. I tym razem kierowca nie ma litości dla pasażerów. Wszyscy - oprócz mnie, "młodzieniaszka" - to emeryci, którzy jadą do świątyni, nieco przed muzeum. Na każdym zakręcie ci, którzy nie załapali się na miejsce siedzące (wyścig do nich był emocjonujący) latają z jednej strony autobusu na drugą i z powrotem, przeklinając przy tym kierowcę. Tak się domyślam, sądząc po tonie cedzonych przez zęby słów ;)
Przystanek przy muzeum jest ostatni na trasie. Autobus zawraca, a ja przechodzę przez dzielnicę willową, w której swoje rezydencje mają m. in. przedstawiciele korpusu dyplomatycznego z różnych krajów, mijam centrum kultury Samcheonggak i wchodzę na ścieżkę prowadzącą jeszcze wyżej.
Na rozdrożu wybieram drogę w lewo. Jak się potem okaże, wrócę do tego samego punktu ścieżką po prawej.
Stromymi schodami wspinam się do drogi, przy której ulokowany jest Bugak Palgakjeong - sześcioboczny pawilon z pięknymi widokami na Seul i na szczyty parku narodowego Bukhasan.
Jest to teren dość mocno zmilitaryzowany. Tuż obok punktu widokowego, za drzewami majaczy bateria artylerii przeciwlotniczej, duże połacie terenu są odgrodzone wysokimi zasiekami, a na dojazdach ustawione są ciężkie blokady. Nawet na szlaku widać co jakiś czas betonowe postumenty do montażu broni, a czasem zamaskowane i raczej nie używane (ale zabezpieczone na przyszłość) bunkry. Cóż, sąsiedzi zza położonej tak niedaleko granicy nie dają gwarancji spokoju...
Oddalam się od Bugak Palgakjeong, by dojść do ścieżki prowadzącej w dół i zamykającej moją pętle. Prowadzi ona między innymi przez punkt widokowy Hogyeong-Am z jeszcze piękniejszą panoramą miasta.