A gdyby ktoś chciał spędzić tu trochę więcej czasu, to...
Opuszczając kompleks zagaduję jeszcze człowieka otwierającego właśnie budkę informacyjną, czy oświetlenie już działa (mówi, że i owszem). Człowiek ów okazuje się przemiły i gadamy chwilę, głównie oczywiście o Ukrainie (gdy dowiaduje się, skąd jestem). Jestem ponownie ukontentowany poziomem uświadomienia Koreańczyków. Na pewno nie wszyscy prezentują taki sam, ale nie dostrzegam nawet śladu poddania się kremlowskiej propagandzie.
Po drugiej stronie ulicy jest centrum kongresowe COEX, a na jego tyłach (przynajmniej z punktu widzenia świątyni Bongeunsa) centrum handlowe którego całkiem sporą część zajmuje... biblioteka.
Niedaleko stąd do rzeki, więc idę tam, żeby zobaczyć, jak sobie radzą z ujarzmianiem nabrzeża. Co ja widzę! Mają tu nawet kaskadę
:)
A kawałek dalej wędkarze oczekują na ryby już w odpowiedniej zalewie
:D
Inni jednak wolą bardziej naturalne.
Zastanawiam się, jak to możliwe, że woda w tak szerokiej rzece, jak Han, jest spokojna, niczym w jeziorze. Okazuje się, że akurat na tym odcinku jest ona wyposażona w dwie "przegrody", które wydzielają ogromny obszar przeznaczony do korzystania z rzeki w celach rekreacyjnych. Prąd wody jest tu tak powolny, że można nawet uprawiać stand up paddling. Jeden z tych progów wygląda tak:
Na jego odległym końcu jest ogromna śluza, która pozwala na przepływanie większych jednostek.
Nadrzeże jest tu świetnie zagospodarowane. Ścieżki rowerowo-spacerowe ciągną się kilometrami, a pusta przestrzeń między rzeką i drogami jest przeznaczona na tereny zielone, parki, strefy sportu i wypoczynku. Idąc wzdłuż nich docieram do kolejnego mostu (tego z "przegrodą") i odbijam tu w głąb miasta, by zobaczyć Lotte Tower - najwyższy budynek Korei (raczej obu
:D ).
Jest to przejaw jakiejś megalomanii. Wieża stoi kilkanaście kilometrów od centrum miasta, dookoła zabudowa jest niska (w porównaniu z wieżą), oprócz innych "atrakcji" Lotte Corporation, takich jak wesołe miasteczko, centrum handlowe, hotel, w zasadzie niewiele się tu dzieje. Ot, duża dzielnica mieszkaniowa. W zestawie jednak z sąsiednim jeziorem, całość sprawia w sumie dość przyjemne wrażenie, więc cyknąłem jeszcze kilka fotek.
Koreańczycy postawili to ogrodzenie pewnie jeszcze przed najazdem na Ukrainę, a teraz użyty na nim znak "V", w zestawieniu z napisem, nabrał jakże innego znaczenia.
Spod wieży Lotte niedaleko już do parku olimpijskiego. Raptem 2,5 km
:) Aż trudno uwierzyć, że to już 34 lata temu...
Idę tu tak trochę dla zaliczenia kolejnego punktu na mapie, bez szczególnych oczekiwań. Tymczasem, okazuje się, że na ogromnej przestrzeni parku można byłoby spędzić pewnie i cały dzień. Jest tu cicho, śpiewają tylko ptaki, a z głośników na latarniach dobiegają ciche dźwięki utworów Chopina, czy Mozarta. Do tego, rozsiane są po nim dziesiątki rzeźb i instalacji artystycznych utworzonych specjalnie na igrzyska i pozostawionych tu dla potomnych. Są i polskie akcenty, z "agdaleną Abakanowicz" na czele
:D No, ale artyści z "Lumanii" też mogą się czuć nieswojo.
Zagłębiam się w czeluści parku. O ho... Co my tu mamy. Jest majestatycznie, w szeregach... To musi być Abakanowicz (bo z wełny by przecież na lata czegoś tu nie zostawiła).
Podchodzę bliżej...
Pudło. Dzieło z Izraela. Idę zatem dalej... A może tu? Trochę to może chaotyczne, ale za to jakie rozmiary!
Zgadza się
:) Tu dane artysty są już poprawne.
Liczba i różnorodność dzieł przytłacza. Od kilkudziesięciocentymetrowych (Boże, co za długi wyraz) po kilkumetrowe giganty, od drewna po metal, od zwiewnych po przytłaczające. Zobaczyłem może 30%. Sfotografowałem może tuzin.
Te nowe ekspresy do kawy w GDN to rzeczywiście świeżutkie. Jak ostatni raz leciałem 3 tygodnie temu, to jeszcze były te stare, serwujące coś, co naprawdę trudno nazwać kawą. Mam nadzieję, że to nie będzie tylko zmiana wizerunkowa, ale także smakowa.
Tak, Harry Potter latał na miotlle i zgarniał na zamówienie
:DChoć tak na serio, to w jednym miejscu by się dało. Może nie z najwyższej półki, ale z tych wyższych, gdy jedzie się schodami ruchomymi. Mnie coś jeszcze zastanawia - jak oni tam kurz wycierają?
Jeśli chodzi o muzeum historyczne to mają jeszcze "National Museum of Korean Contemporary History" stojące obok Ambasady USA i Pałacu Gyeongbokgung? Też jest darmowe, a wystawy odnoszą się również do okresu przed wojną koreańską. W samym muzeum narodowym, z tego co pamiętam były darmowe wycieczki z przewodnikiem, które pomagały rozjaśnić to i owo. Ulubiona zagadka Koreańczyków gdy oprowadzają cudzoziemców to chyba ta
:lol:
Zdjęcie robione kalkulatorem, ale to oczywiście jest poduszka.Obok muzeum narodowego jest też muzeum ich pisma, które w przeciwieństwie do innych zostało wymyślone przez króla, a nie tworzyło się przez setki lat jak inne. Sama wystawa moim zdaniem jednak średnia, choć temat, z dobrym przewodnikiem, jest interesujący.W ogóle świetne zdjęcia, aż mam ochotę pojechać do Seulu, a mi się tam przecież zupełnie nie podobało.
:)
Obok ambasady USA przejeżdżałem/przechodziłem kilkanaście razy (swoją drogą, to chyba najlepiej strzeżone miejsce w Seulu), ale nie przyszło mi do głowy, by rozglądać się tam za muzeum.Może następnym razem
:)Co do nie podobania się Seulu, to w sumie miałem podobnie
:D . Gdy byłem tam kilka lat temu, też miałem mieszane uczucia.
Niestety, do przedłużenia jeszcze trochę brakuje
:(Mil statusowych wpadło łącznie coś ok. 48.000, więc sporo, jak za ten wydatek
;)Teraz mam prawie 59.000, więc do 100k nadal brakuje "co nieco". Na jakiś error fare do 10.06 raczej nie liczę, a kupować czegoś na siłę, byle tylko załapać się na podwójne mile statusowe też nie chcę. Zobaczymy... Może los się jakoś uśmiechnie i te braki pozwoli jeszcze uzupełnić
:) Za to mil premiowych, pomimo zmian, dali jakieś śmieszne ilości. Muszę to jeszcze rozgryźć, bo coś mi się wydaje, że aż przesadzili ze skąpstwem.
Trochę odświeżę temat.@tropikey czy miałeś jakiś gotowy plan na Seul, czy po prostu zwiedzałeś jak leci? Pytam, bo końcem marca będę w Seulu, i Twoja relacja będzie bardzo przydatna
:)
Ja i gotowy plan to raczej mało prawdopodobny scenariusz. Podziwiam (bez ironii) ludzi, którzy prezentują na forum tabele z punktami rozpisanymi niemal co do godziny. Ja tak nie potrafię.Ale nie jadę też na rympał. W Seulu, ale też w innych miastach robię tak, że mam pozaznaczane różne miejsca do odwiedzenia, czasem wiem, które z nich są obowiązkowe dla mnie i do nich dostosowuję często miejsce zakwaterowania. A potem, to już trochę improwizacja, najczęściej zależna od pogody.W Seulu i okolicach, dzięki świetnej komunikacji publicznej, plan może być bardzo elastyczny.Będzie mi miło, jeśli faktycznie coś z tej relacji Ci się przyda
:) .
Ja kiedyś robiłem szczegółowy plan (no, może poza godzinami), ale im człowiek starszy, tym mniej mi się chce w takie coś bawić
;)Ale z drugiej strony, jak się jedzie pierwszy raz do jakiegoś miejsca, to jednak fajnie jest coś mieć, żeby nie przeoczyć żadnej fajnej miejscówki.Z relacji na pewno skorzystam
:)
O Gwanaksan, Namhansanseong i Bugak Palgakjeong nie wiedziałem, a niby coś tam o seuluskich (seuliańskich?
:)) atrakcjach czytałem. Miejsca zapisane - może się przydadzą (jakoś mile wylatać trzeba
;) )Przy okazji, czy @tropikey masz, lub ktoś inny ma może doświadczenia / opinie / obserwacje związane z górą Bukhansan na płn. od Seulu? Zastanawia mnie, co lepiej wybrać, gdybym miał stanąć przed dylematem Gwanaksan czy Bukhansan. bez bicia przyznaję, że w przypadku Gwanaksan z miejsca "kupił" mnie widok tej pionowej skały ze świątynią na górze (zdecydowanie bardziej niż sama panorama miasta z góry).
Bukhansan też był w moich planach, ale organizacyjnie mi ostatecznie nie przypasował i zrezygnowałem. O ile sobie dobrze przypominam, pewną komplikacją było dla mnie to, że obszar obejmujący tą górę jest dość rozległy i dotarcie na szczyt wymagałoby więcej czasu, niż w innych przypadkach.
Oba te kraje warto odwiedzić, a że są blisko siebie, da radę połączyć to w ramach jednej podróży (kiedyś tak zrobiłem - na chwilę do Seulu, a na dłużej do Tokio, Osaki i Kioto).
Raphael napisał:O Gwanaksan, Namhansanseong i Bugak Palgakjeong nie wiedziałem, a niby coś tam o seuluskich (seuliańskich?
:)) atrakcjach czytałem. Miejsca zapisane - może się przydadzą (jakoś mile wylatać trzeba
;) )Przy okazji, czy @tropikey masz, lub ktoś inny ma może doświadczenia / opinie / obserwacje związane z górą Bukhansan na płn. od Seulu? Zastanawia mnie, co lepiej wybrać, gdybym miał stanąć przed dylematem Gwanaksan czy Bukhansan. bez bicia przyznaję, że w przypadku Gwanaksan z miejsca "kupił" mnie widok tej pionowej skały ze świątynią na górze (zdecydowanie bardziej niż sama panorama miasta z góry).byłem na Bukhansan w czerwcu 2019 roku. Wedle zdjęć dotarcie na szczyt z pod znaku na asfalcie gdzie zaczyna się park narodowy (blisko stacji metra Bukhasan UI) zajęło mi koło 2,5h. Widoki były wspaniałe i na pewno było warto.O Gwanaksan nie czytałem (nie wiem czemu w sumie, może dlatego, że Bukhasan jest wyższy i nim się zainteresowałem) i teraz jak patrzę to widoki są porównywalne
;)
lukasz_kowal napisał:Trochę odświeżę temat.@tropikey czy miałeś jakiś gotowy plan na Seul, czy po prostu zwiedzałeś jak leci? Pytam, bo końcem marca będę w Seulu, i Twoja relacja będzie bardzo przydatna
:)Moze komus sie przyda moja trasa: 1) Cala Korea na Google mapsach - https://www.google.com/maps/d/u/1/edit? ... 372275&z=72) Seul na Kakao - http://kko.to/cY6Yf677SkW Seulu bylismy 3 dni, a lacznie ponad 10 dni. W razie pytan, prosze krzyczec!
:D
@flybefajna, przydatna mapa - niby człowiek czytał przewodnik, ale jakoś część rzeczy mi w oko nie wpadła, część pewnie była opisana nazbyt zdawkowo, żeby baczniej się im przyjrzeć. Pisz proszę w działach koreańskich, i relacje, i obserwacje będą przydatne. Mnie najbardziej w przygotowaniach "rozwala" transport lokalny, planowanie autobusów, ich trasy, przystanki, rozkłady, częstotliwość.A z pytań o konkretne miejsca:1. udało Ci się być na Ulleung-gun? strony z promami widzę tylko w krzakach, a noclegi na miejscu w cenach kosmicznych + mały wybór2. jak najlepiej "zrobić" OEDO Botania mając bazę w Busan?3. Palgongsan Cable Car + świątynia Donghwasa: jak dojazd z Daegu? i jak wrażenia? opłaca się poświęcić na to czas? (pewnie wymagałoby 2 nocy w Daegu?)4. które ze świątyni buddyjskich zrobiły na Tobie największe wrażenie pod względem malowniczości otoczenia (wyjątkowa lokalizacja. niesamowite formacje skalne, piękne widoki itp.)?PS. mam nadzieję, że @tropikey nie będzie miał za złe, że jego temat dał taką pożywkę do dyskusji rozrastającej się jak na drożdżach
;)
Oczywiście, nie mam nic przeciwko
:)Komunikacją publiczną bym się aż tak nie przejmował, bo Naver działa bardzo sprawnie i trasę można sobie sprawdzić na bieżąco.
@tropikeytaka mnie teraz naszła wątpliwość/refleksja/zapytanie - widzę, że na urodziny Buddy to lampionów i ozdób tam nie żałują: czy nie zakłóca to odbioru samych świątyń? czy nie za/przysłania za bardzo ich architektury?(może i to refleksja z gatunku "w Zakopanem było ładnie, tylko góry zasłaniały widoki"
;), ale chciałem poznać opinię kogoś kto tam był w okresie Buddo-urodzinowym)
To trochę zależy od tego, ile podobnej architektury już się wcześniej widziało. Pewnie mnie ktoś miłujący dalekowschodnie świątynie za to (przynajmniej w myślach) zbeszta, ale moje subiektywne odczucie jest takie, że budynki sakralne są w Korei bardzo do siebie podobne i nawet jeśli częściowo przesłaniały je w czasie mojego pobytu różne lampiony i inne ozdoby, to nie czułem w związku z tym rozczarowania. Mam widocznie głęboko skrywany jarmarczny gust żądny świecidełek i feerii barw
:DZ resztą, podobnie jest z tamtejszymi pałacami, czy innymi obiektami z głębszej historii. Z czasem ich widok mocno powszednieje, bo trudno znaleźć w nich jakieś istotne różnice. Nie ma co ukrywać - pod względem różnorodności architektonicznej, Europy nic chyba nie przebija.
A gdyby ktoś chciał spędzić tu trochę więcej czasu, to...
Opuszczając kompleks zagaduję jeszcze człowieka otwierającego właśnie budkę informacyjną, czy oświetlenie już działa (mówi, że i owszem). Człowiek ów okazuje się przemiły i gadamy chwilę, głównie oczywiście o Ukrainie (gdy dowiaduje się, skąd jestem). Jestem ponownie ukontentowany poziomem uświadomienia Koreańczyków. Na pewno nie wszyscy prezentują taki sam, ale nie dostrzegam nawet śladu poddania się kremlowskiej propagandzie.
Po drugiej stronie ulicy jest centrum kongresowe COEX, a na jego tyłach (przynajmniej z punktu widzenia świątyni Bongeunsa) centrum handlowe którego całkiem sporą część zajmuje... biblioteka.
Niedaleko stąd do rzeki, więc idę tam, żeby zobaczyć, jak sobie radzą z ujarzmianiem nabrzeża.
Co ja widzę! Mają tu nawet kaskadę :)
A kawałek dalej wędkarze oczekują na ryby już w odpowiedniej zalewie :D
Inni jednak wolą bardziej naturalne.
Zastanawiam się, jak to możliwe, że woda w tak szerokiej rzece, jak Han, jest spokojna, niczym w jeziorze. Okazuje się, że akurat na tym odcinku jest ona wyposażona w dwie "przegrody", które wydzielają ogromny obszar przeznaczony do korzystania z rzeki w celach rekreacyjnych. Prąd wody jest tu tak powolny, że można nawet uprawiać stand up paddling. Jeden z tych progów wygląda tak:
Na jego odległym końcu jest ogromna śluza, która pozwala na przepływanie większych jednostek.
Nadrzeże jest tu świetnie zagospodarowane. Ścieżki rowerowo-spacerowe ciągną się kilometrami, a pusta przestrzeń między rzeką i drogami jest przeznaczona na tereny zielone, parki, strefy sportu i wypoczynku. Idąc wzdłuż nich docieram do kolejnego mostu (tego z "przegrodą") i odbijam tu w głąb miasta, by zobaczyć Lotte Tower - najwyższy budynek Korei (raczej obu :D ).
Jest to przejaw jakiejś megalomanii. Wieża stoi kilkanaście kilometrów od centrum miasta, dookoła zabudowa jest niska (w porównaniu z wieżą), oprócz innych "atrakcji" Lotte Corporation, takich jak wesołe miasteczko, centrum handlowe, hotel, w zasadzie niewiele się tu dzieje. Ot, duża dzielnica mieszkaniowa.
W zestawie jednak z sąsiednim jeziorem, całość sprawia w sumie dość przyjemne wrażenie, więc cyknąłem jeszcze kilka fotek.
Koreańczycy postawili to ogrodzenie pewnie jeszcze przed najazdem na Ukrainę, a teraz użyty na nim znak "V", w zestawieniu z napisem, nabrał jakże innego znaczenia.
Spod wieży Lotte niedaleko już do parku olimpijskiego. Raptem 2,5 km :)
Aż trudno uwierzyć, że to już 34 lata temu...
Idę tu tak trochę dla zaliczenia kolejnego punktu na mapie, bez szczególnych oczekiwań. Tymczasem, okazuje się, że na ogromnej przestrzeni parku można byłoby spędzić pewnie i cały dzień.
Jest tu cicho, śpiewają tylko ptaki, a z głośników na latarniach dobiegają ciche dźwięki utworów Chopina, czy Mozarta. Do tego, rozsiane są po nim dziesiątki rzeźb i instalacji artystycznych utworzonych specjalnie na igrzyska i pozostawionych tu dla potomnych.
Są i polskie akcenty, z "agdaleną Abakanowicz" na czele :D No, ale artyści z "Lumanii" też mogą się czuć nieswojo.
Zagłębiam się w czeluści parku. O ho... Co my tu mamy. Jest majestatycznie, w szeregach... To musi być Abakanowicz (bo z wełny by przecież na lata czegoś tu nie zostawiła).
Podchodzę bliżej...
Pudło. Dzieło z Izraela. Idę zatem dalej...
A może tu? Trochę to może chaotyczne, ale za to jakie rozmiary!
Zgadza się :)
Tu dane artysty są już poprawne.
Liczba i różnorodność dzieł przytłacza. Od kilkudziesięciocentymetrowych (Boże, co za długi wyraz) po kilkumetrowe giganty, od drewna po metal, od zwiewnych po przytłaczające. Zobaczyłem może 30%. Sfotografowałem może tuzin.