traficie na ścieżkę, którą wracałem w dół. Ta nie wymaga żadnej wspinaczki, ale ilość schodów jest niemiłosierna. Trasa prowadzi częściowo wzdłuż wyschniętego (teraz, w kwietniu) strumyka. Podejrzewam, że może tu być bardzo urokliwie, gdy koryto wypełnia się wodą.
Jednego jestem pewien - wracać w dół lepiej jest ścieżką drugą. Co do wchodzenia na górę, obie wersje są do rozważenia, przy czym "mojej" trasy nie radzę pokonywać w trampkach, czy sandałach, nie wspominając o klapkach (choć na szczycie widziałem miejscowego na bosaka, ale nie wiem którą szedł drogą).
Z samego szczytu, z podnóża dużej stacji (chyba) radarowej, widoki są takie:
Niestety, nad Seulem cały czas powietrze jest gęste i nieprzejrzyste. Nie wiem, czy to kwestia smogu, czy może zbliżających się ulew (to już chyba wolę smog), ale uprzykrza to mocno oglądanie miasta z daleka, zarówno za dnia, jak i po zmroku.
Na szczycie jest pamiątkowy głaz-tablica, do którego ustawia się kolejka do selfie. Inni, kawałek dalej (u moich stóp) potrafią spreparować sobie intymne gniazdko lunchowe.
Zaglądam jeszcze na moment do maleńkiej kapliczki przyklejonej do szczytu i wracam na dół, gdzie łapię autobus do centrum. Po tej "wyprawie" moja odzież ewidentnie wymaga wymiany, a ja sam odświeżenia. To jednak jeszcze nie koniec dnia
;)
Po odświeżeniu startuję w dalszą trasę. Mam do załatwienia 2 miejsca: okolice ul. Hongdae wraz z przekąszeniem czegoś, a potem górę Ansan.
Na ul. Hongdae chcę się poczuć, jak 20-latek, bo to świat głównie takich osób. Wynika to z bliskiego sąsiedztwa Uniwersytetu Hongik, którego studenci są jednym z głównych źródeł witalności tego rejonu. Faktycznie, jak na niedzielne popołudnie, jest tu bardzo żywo i żwawo. Jest gastronomia w każdej postaci, sklepy z odzieżą młodzieżową (którą u nas, w wielu przypadkach, sprzedawaliby raczej w sex shopach, na dziale z "przebraniami"
:D ), piercing, tatuaże, a nawet brazylijska parada perkusyjna. O ile te pierwsze sprawy niespecjalnie mnie zainteresowały, o tyle dla samej tej imitacji Rio (bo byli to w istocie Koreańczycy) warto było tu przyjechać.
Tutaj zaś spożywam 4 rolki kimbapu - za niecałe 30 zł (8400 KRW):
Nie było to może jedzenie, które wywaliło do góry nogami moje podniebienie, ale za tą cenę nie mogę mieć pretensji. Tym bardziej, że dodatki (woda, rzepa, rosołek) były gratis i bez ograniczeń. A rzepa (to żółte) była rewelacyjna!
Wsiadam w autobus i jadę do stacji Muakjae. Kręcę się tam trochę w kółko, bo nie mogę zlokalizować ulicy, w którą trzeba skręcić, by dojść do ścieżki na górę. Wszystko przez budowane tu osiedle. W końcu się udaje. Trzeba szukać tego drogowskazu:
Zasuwam pod górę (znowu!), ale nie narzekam, bo idzie się najpierw asfaltem, a potem po ścieżce gruntowej lub po drewnianej konstrukcji.
Potem jednak - o zgrozo - moim oczom ukazuje się powtórka z pierwszej części dnia:
Na szczęście, to tylko stosunkowo niedługi odcinek. W końcu docieram na szczyt. Dawno temu było tu zlokalizowane palenisko, z którego przekazywano do miasta znaki dymne. Teraz, jest tu punkt widokowy.
Gdy schodzę ze szczytu wybieram (bo na szczęście się da) nieco inną ścieżkę, prowadzącą zwykłymi schodami, bez konieczności jakiegoś gramolenia się (co byłoby trudne w ciemności). Nie ma tu oświetlenia, więc pomagam sobie latarką z telefonu (nareszcie do czegoś się porządnie nadała). Dochodzę w końcu do ścieżki z latarniami, tylko że ta prowadzi mnie nie do miejsca, w którym zaczynałem, a gdzieś indziej. Mam tu problem ze zlokalizowaniem przystanku (drugi raz Naver mnie zawodzi), ale w końcu wyłuskuję go z otoczenia i wracam aurobusem do hotelu.
No i tak to wygląda, że miał być tylko klin na zabicie kaca, a dziś kolejne 20 km w nogach. Aż strach pomyśleć, co będzie jutro....Na początek zagadka: kto/co jest bohaterem tego pomnika?
(odpowiedź na końcu
:) )
Pogoda jest dziś taka jakaś zakamuflowana i nie do końca wiadomo, w co się przepoczwarzy. Prognoza niby pokazuje słońce przebijające się przez chmury, ale póki co, pierzyna jest chyba za gruba. Jest jednak przyjemnie ciepło. W tych okolicznościach przyrody postanawiam podjechać do świątyni Bongeunsa. Na mapie wygląda, że to nie tak daleko, ale dotarcie tam zajmuje ok. godzinę. Odległości są w tej metropolii doprawdy ogromne.
Po wyjściu ze stacji metra Bongeunsa, dotarcie do kompleksu świątynnego to dosłownie kilkanaście kroków, pod warunkiem oczywiście, że na powierzchnię wychodzi się właściwym wyjściem (w tym wypadku Naver działa bezbłędnie). Z przyjemnością stwierdzam, że przygotowania do urodzin Buddy idą pełną parą. Bo chyba nie wspominałem jeszcze, że do Korei trafiłem akurat (w niezamierzony sposób) w okresie bezpośrednio poprzedzającym czas urodzin Buddy przypadający na 8. maja. Będę już wtedy z powrotem w Polsce, ale załapię się na uroczystości, które zwyczajowo przypadają na tydzień przed urodzinami. Zaczynają się one ok. 29.04. O tym jednak później, w odpowiednim czasie. Na razie - wracając do świątyni Bongeunsa - widać, że lampiony, które są istotnym elementem uroczystości, są już porozwieszane, a i podświetlane postaci są już na miejscu. Na sucho wygląda to tak...
Te nowe ekspresy do kawy w GDN to rzeczywiście świeżutkie. Jak ostatni raz leciałem 3 tygodnie temu, to jeszcze były te stare, serwujące coś, co naprawdę trudno nazwać kawą. Mam nadzieję, że to nie będzie tylko zmiana wizerunkowa, ale także smakowa.
Tak, Harry Potter latał na miotlle i zgarniał na zamówienie
:DChoć tak na serio, to w jednym miejscu by się dało. Może nie z najwyższej półki, ale z tych wyższych, gdy jedzie się schodami ruchomymi. Mnie coś jeszcze zastanawia - jak oni tam kurz wycierają?
Jeśli chodzi o muzeum historyczne to mają jeszcze "National Museum of Korean Contemporary History" stojące obok Ambasady USA i Pałacu Gyeongbokgung? Też jest darmowe, a wystawy odnoszą się również do okresu przed wojną koreańską. W samym muzeum narodowym, z tego co pamiętam były darmowe wycieczki z przewodnikiem, które pomagały rozjaśnić to i owo. Ulubiona zagadka Koreańczyków gdy oprowadzają cudzoziemców to chyba ta
:lol:
Zdjęcie robione kalkulatorem, ale to oczywiście jest poduszka.Obok muzeum narodowego jest też muzeum ich pisma, które w przeciwieństwie do innych zostało wymyślone przez króla, a nie tworzyło się przez setki lat jak inne. Sama wystawa moim zdaniem jednak średnia, choć temat, z dobrym przewodnikiem, jest interesujący.W ogóle świetne zdjęcia, aż mam ochotę pojechać do Seulu, a mi się tam przecież zupełnie nie podobało.
:)
Obok ambasady USA przejeżdżałem/przechodziłem kilkanaście razy (swoją drogą, to chyba najlepiej strzeżone miejsce w Seulu), ale nie przyszło mi do głowy, by rozglądać się tam za muzeum.Może następnym razem
:)Co do nie podobania się Seulu, to w sumie miałem podobnie
:D . Gdy byłem tam kilka lat temu, też miałem mieszane uczucia.
Niestety, do przedłużenia jeszcze trochę brakuje
:(Mil statusowych wpadło łącznie coś ok. 48.000, więc sporo, jak za ten wydatek
;)Teraz mam prawie 59.000, więc do 100k nadal brakuje "co nieco". Na jakiś error fare do 10.06 raczej nie liczę, a kupować czegoś na siłę, byle tylko załapać się na podwójne mile statusowe też nie chcę. Zobaczymy... Może los się jakoś uśmiechnie i te braki pozwoli jeszcze uzupełnić
:) Za to mil premiowych, pomimo zmian, dali jakieś śmieszne ilości. Muszę to jeszcze rozgryźć, bo coś mi się wydaje, że aż przesadzili ze skąpstwem.
Trochę odświeżę temat.@tropikey czy miałeś jakiś gotowy plan na Seul, czy po prostu zwiedzałeś jak leci? Pytam, bo końcem marca będę w Seulu, i Twoja relacja będzie bardzo przydatna
:)
Ja i gotowy plan to raczej mało prawdopodobny scenariusz. Podziwiam (bez ironii) ludzi, którzy prezentują na forum tabele z punktami rozpisanymi niemal co do godziny. Ja tak nie potrafię.Ale nie jadę też na rympał. W Seulu, ale też w innych miastach robię tak, że mam pozaznaczane różne miejsca do odwiedzenia, czasem wiem, które z nich są obowiązkowe dla mnie i do nich dostosowuję często miejsce zakwaterowania. A potem, to już trochę improwizacja, najczęściej zależna od pogody.W Seulu i okolicach, dzięki świetnej komunikacji publicznej, plan może być bardzo elastyczny.Będzie mi miło, jeśli faktycznie coś z tej relacji Ci się przyda
:) .
Ja kiedyś robiłem szczegółowy plan (no, może poza godzinami), ale im człowiek starszy, tym mniej mi się chce w takie coś bawić
;)Ale z drugiej strony, jak się jedzie pierwszy raz do jakiegoś miejsca, to jednak fajnie jest coś mieć, żeby nie przeoczyć żadnej fajnej miejscówki.Z relacji na pewno skorzystam
:)
O Gwanaksan, Namhansanseong i Bugak Palgakjeong nie wiedziałem, a niby coś tam o seuluskich (seuliańskich?
:)) atrakcjach czytałem. Miejsca zapisane - może się przydadzą (jakoś mile wylatać trzeba
;) )Przy okazji, czy @tropikey masz, lub ktoś inny ma może doświadczenia / opinie / obserwacje związane z górą Bukhansan na płn. od Seulu? Zastanawia mnie, co lepiej wybrać, gdybym miał stanąć przed dylematem Gwanaksan czy Bukhansan. bez bicia przyznaję, że w przypadku Gwanaksan z miejsca "kupił" mnie widok tej pionowej skały ze świątynią na górze (zdecydowanie bardziej niż sama panorama miasta z góry).
Bukhansan też był w moich planach, ale organizacyjnie mi ostatecznie nie przypasował i zrezygnowałem. O ile sobie dobrze przypominam, pewną komplikacją było dla mnie to, że obszar obejmujący tą górę jest dość rozległy i dotarcie na szczyt wymagałoby więcej czasu, niż w innych przypadkach.
Oba te kraje warto odwiedzić, a że są blisko siebie, da radę połączyć to w ramach jednej podróży (kiedyś tak zrobiłem - na chwilę do Seulu, a na dłużej do Tokio, Osaki i Kioto).
Raphael napisał:O Gwanaksan, Namhansanseong i Bugak Palgakjeong nie wiedziałem, a niby coś tam o seuluskich (seuliańskich?
:)) atrakcjach czytałem. Miejsca zapisane - może się przydadzą (jakoś mile wylatać trzeba
;) )Przy okazji, czy @tropikey masz, lub ktoś inny ma może doświadczenia / opinie / obserwacje związane z górą Bukhansan na płn. od Seulu? Zastanawia mnie, co lepiej wybrać, gdybym miał stanąć przed dylematem Gwanaksan czy Bukhansan. bez bicia przyznaję, że w przypadku Gwanaksan z miejsca "kupił" mnie widok tej pionowej skały ze świątynią na górze (zdecydowanie bardziej niż sama panorama miasta z góry).byłem na Bukhansan w czerwcu 2019 roku. Wedle zdjęć dotarcie na szczyt z pod znaku na asfalcie gdzie zaczyna się park narodowy (blisko stacji metra Bukhasan UI) zajęło mi koło 2,5h. Widoki były wspaniałe i na pewno było warto.O Gwanaksan nie czytałem (nie wiem czemu w sumie, może dlatego, że Bukhasan jest wyższy i nim się zainteresowałem) i teraz jak patrzę to widoki są porównywalne
;)
lukasz_kowal napisał:Trochę odświeżę temat.@tropikey czy miałeś jakiś gotowy plan na Seul, czy po prostu zwiedzałeś jak leci? Pytam, bo końcem marca będę w Seulu, i Twoja relacja będzie bardzo przydatna
:)Moze komus sie przyda moja trasa: 1) Cala Korea na Google mapsach - https://www.google.com/maps/d/u/1/edit? ... 372275&z=72) Seul na Kakao - http://kko.to/cY6Yf677SkW Seulu bylismy 3 dni, a lacznie ponad 10 dni. W razie pytan, prosze krzyczec!
:D
@flybefajna, przydatna mapa - niby człowiek czytał przewodnik, ale jakoś część rzeczy mi w oko nie wpadła, część pewnie była opisana nazbyt zdawkowo, żeby baczniej się im przyjrzeć. Pisz proszę w działach koreańskich, i relacje, i obserwacje będą przydatne. Mnie najbardziej w przygotowaniach "rozwala" transport lokalny, planowanie autobusów, ich trasy, przystanki, rozkłady, częstotliwość.A z pytań o konkretne miejsca:1. udało Ci się być na Ulleung-gun? strony z promami widzę tylko w krzakach, a noclegi na miejscu w cenach kosmicznych + mały wybór2. jak najlepiej "zrobić" OEDO Botania mając bazę w Busan?3. Palgongsan Cable Car + świątynia Donghwasa: jak dojazd z Daegu? i jak wrażenia? opłaca się poświęcić na to czas? (pewnie wymagałoby 2 nocy w Daegu?)4. które ze świątyni buddyjskich zrobiły na Tobie największe wrażenie pod względem malowniczości otoczenia (wyjątkowa lokalizacja. niesamowite formacje skalne, piękne widoki itp.)?PS. mam nadzieję, że @tropikey nie będzie miał za złe, że jego temat dał taką pożywkę do dyskusji rozrastającej się jak na drożdżach
;)
Oczywiście, nie mam nic przeciwko
:)Komunikacją publiczną bym się aż tak nie przejmował, bo Naver działa bardzo sprawnie i trasę można sobie sprawdzić na bieżąco.
@tropikeytaka mnie teraz naszła wątpliwość/refleksja/zapytanie - widzę, że na urodziny Buddy to lampionów i ozdób tam nie żałują: czy nie zakłóca to odbioru samych świątyń? czy nie za/przysłania za bardzo ich architektury?(może i to refleksja z gatunku "w Zakopanem było ładnie, tylko góry zasłaniały widoki"
;), ale chciałem poznać opinię kogoś kto tam był w okresie Buddo-urodzinowym)
To trochę zależy od tego, ile podobnej architektury już się wcześniej widziało. Pewnie mnie ktoś miłujący dalekowschodnie świątynie za to (przynajmniej w myślach) zbeszta, ale moje subiektywne odczucie jest takie, że budynki sakralne są w Korei bardzo do siebie podobne i nawet jeśli częściowo przesłaniały je w czasie mojego pobytu różne lampiony i inne ozdoby, to nie czułem w związku z tym rozczarowania. Mam widocznie głęboko skrywany jarmarczny gust żądny świecidełek i feerii barw
:DZ resztą, podobnie jest z tamtejszymi pałacami, czy innymi obiektami z głębszej historii. Z czasem ich widok mocno powszednieje, bo trudno znaleźć w nich jakieś istotne różnice. Nie ma co ukrywać - pod względem różnorodności architektonicznej, Europy nic chyba nie przebija.
Jeśli zaś pójdziecie tą drogą:
traficie na ścieżkę, którą wracałem w dół. Ta nie wymaga żadnej wspinaczki, ale ilość schodów jest niemiłosierna. Trasa prowadzi częściowo wzdłuż wyschniętego (teraz, w kwietniu) strumyka. Podejrzewam, że może tu być bardzo urokliwie, gdy koryto wypełnia się wodą.
Jednego jestem pewien - wracać w dół lepiej jest ścieżką drugą. Co do wchodzenia na górę, obie wersje są do rozważenia, przy czym "mojej" trasy nie radzę pokonywać w trampkach, czy sandałach, nie wspominając o klapkach (choć na szczycie widziałem miejscowego na bosaka, ale nie wiem którą szedł drogą).
Z samego szczytu, z podnóża dużej stacji (chyba) radarowej, widoki są takie:
Niestety, nad Seulem cały czas powietrze jest gęste i nieprzejrzyste. Nie wiem, czy to kwestia smogu, czy może zbliżających się ulew (to już chyba wolę smog), ale uprzykrza to mocno oglądanie miasta z daleka, zarówno za dnia, jak i po zmroku.
Na szczycie jest pamiątkowy głaz-tablica, do którego ustawia się kolejka do selfie. Inni, kawałek dalej (u moich stóp) potrafią spreparować sobie intymne gniazdko lunchowe.
Zaglądam jeszcze na moment do maleńkiej kapliczki przyklejonej do szczytu i wracam na dół, gdzie łapię autobus do centrum. Po tej "wyprawie" moja odzież ewidentnie wymaga wymiany, a ja sam odświeżenia. To jednak jeszcze nie koniec dnia ;)
Na ul. Hongdae chcę się poczuć, jak 20-latek, bo to świat głównie takich osób. Wynika to z bliskiego sąsiedztwa Uniwersytetu Hongik, którego studenci są jednym z głównych źródeł witalności tego rejonu. Faktycznie, jak na niedzielne popołudnie, jest tu bardzo żywo i żwawo. Jest gastronomia w każdej postaci, sklepy z odzieżą młodzieżową (którą u nas, w wielu przypadkach, sprzedawaliby raczej w sex shopach, na dziale z "przebraniami" :D ), piercing, tatuaże, a nawet brazylijska parada perkusyjna. O ile te pierwsze sprawy niespecjalnie mnie zainteresowały, o tyle dla samej tej imitacji Rio (bo byli to w istocie Koreańczycy) warto było tu przyjechać.
Tutaj zaś spożywam 4 rolki kimbapu - za niecałe 30 zł (8400 KRW):
Nie było to może jedzenie, które wywaliło do góry nogami moje podniebienie, ale za tą cenę nie mogę mieć pretensji. Tym bardziej, że dodatki (woda, rzepa, rosołek) były gratis i bez ograniczeń. A rzepa (to żółte) była rewelacyjna!
Wsiadam w autobus i jadę do stacji Muakjae. Kręcę się tam trochę w kółko, bo nie mogę zlokalizować ulicy, w którą trzeba skręcić, by dojść do ścieżki na górę. Wszystko przez budowane tu osiedle. W końcu się udaje. Trzeba szukać tego drogowskazu:
Zasuwam pod górę (znowu!), ale nie narzekam, bo idzie się najpierw asfaltem, a potem po ścieżce gruntowej lub po drewnianej konstrukcji.
Potem jednak - o zgrozo - moim oczom ukazuje się powtórka z pierwszej części dnia:
Na szczęście, to tylko stosunkowo niedługi odcinek. W końcu docieram na szczyt. Dawno temu było tu zlokalizowane palenisko, z którego przekazywano do miasta znaki dymne. Teraz, jest tu punkt widokowy.
Gdy schodzę ze szczytu wybieram (bo na szczęście się da) nieco inną ścieżkę, prowadzącą zwykłymi schodami, bez konieczności jakiegoś gramolenia się (co byłoby trudne w ciemności). Nie ma tu oświetlenia, więc pomagam sobie latarką z telefonu (nareszcie do czegoś się porządnie nadała). Dochodzę w końcu do ścieżki z latarniami, tylko że ta prowadzi mnie nie do miejsca, w którym zaczynałem, a gdzieś indziej. Mam tu problem ze zlokalizowaniem przystanku (drugi raz Naver mnie zawodzi), ale w końcu wyłuskuję go z otoczenia i wracam aurobusem do hotelu.
No i tak to wygląda, że miał być tylko klin na zabicie kaca, a dziś kolejne 20 km w nogach. Aż strach pomyśleć, co będzie jutro....Na początek zagadka: kto/co jest bohaterem tego pomnika?
(odpowiedź na końcu :) )
Pogoda jest dziś taka jakaś zakamuflowana i nie do końca wiadomo, w co się przepoczwarzy. Prognoza niby pokazuje słońce przebijające się przez chmury, ale póki co, pierzyna jest chyba za gruba. Jest jednak przyjemnie ciepło.
W tych okolicznościach przyrody postanawiam podjechać do świątyni Bongeunsa. Na mapie wygląda, że to nie tak daleko, ale dotarcie tam zajmuje ok. godzinę. Odległości są w tej metropolii doprawdy ogromne.
Po wyjściu ze stacji metra Bongeunsa, dotarcie do kompleksu świątynnego to dosłownie kilkanaście kroków, pod warunkiem oczywiście, że na powierzchnię wychodzi się właściwym wyjściem (w tym wypadku Naver działa bezbłędnie).
Z przyjemnością stwierdzam, że przygotowania do urodzin Buddy idą pełną parą. Bo chyba nie wspominałem jeszcze, że do Korei trafiłem akurat (w niezamierzony sposób) w okresie bezpośrednio poprzedzającym czas urodzin Buddy przypadający na 8. maja. Będę już wtedy z powrotem w Polsce, ale załapię się na uroczystości, które zwyczajowo przypadają na tydzień przed urodzinami. Zaczynają się one ok. 29.04. O tym jednak później, w odpowiednim czasie.
Na razie - wracając do świątyni Bongeunsa - widać, że lampiony, które są istotnym elementem uroczystości, są już porozwieszane, a i podświetlane postaci są już na miejscu. Na sucho wygląda to tak...