A za miastem – jedna wielka kopalnia szafirów. Niezliczone rzesze biednych ludzi przemywają w korycie rzeki worki urobku z bieda szybów w poszukiwaniu szlachetnych kamieni.
Dookoła bieda i beznadzieja
To jest chyba niechlubny symbol południa kraju
:cry:
Kawałek dalej tymczasowe osady poszukiwaczy szafirów, domki sklecone z byle czego
Wszyscy ci biedni ludzie zanoszą swoje znaleziska do niezliczonych kantorków Ilakaki dostając za szlachetne kamienie marne grosze. Oczywiście praca jest trudna i niebezpieczna. Mijamy to wszystko w lekkim szoku, tak musiał wyglądać dziki zachód Ameryki dawno, dawno temu.
Ludzie spacerują wzdłuż drogi, idą polami, gdzieś daleko w szczere pustkowie aby tylko znaleźć żyły szafirów w dzikich szybach i wyrobiskach.
Pierwszy i jedyny „wiadukt” na tej trasie
Droga robi się coraz gorsza, poruszamy się w zaiste żółwim tempie. Można swobodnie podziwiać krajobraz mijanych miasteczek i wsi.
Typowe sklepiki i stacje benzynowe ?
Sakaraha znana jest z bizantyjskich grobowców bogatych mieszkańców miasta. Stanowią kosmiczny kontrast z biedą miasteczka i wszechobecną niedolą mieszkańców:
Zdjęcie grobowców trzeba robić szybko bo miejscowi chcą dobrowolną "opłatę" za uwiecznienie ich dumy:
Tu znowu królują dziwne zwyczaje ze zmarłymi. Jak umrze członek rodziny to zwyczajowo „mieszka” dalej z domownikami. Ciało jest balsamowane i trzymane w specjalnej trumnie nawet do 5 miesięcy od śmierci. Co kraj to obyczaj!
Mahaboboka to znowu centrum produkcji rumu. Ale jeżeli wyobrażacie sobie piękną destylarnię ze stalowymi zbiornikami i aptekarską czystością to muszę was rozczarować. Otóż rzeczywistość produkcji rumu w Mahabokoka przerasta najgorsze wyobrażenia o pokątnych bimbrowniach – no zresztą zobaczcie sami:
Zacier się kisi
Destylacja na całego
A potem dystrybucja
Jest też sprzedaż detaliczna:
Chwilę kusiło ale jak popatrzyłem w oczy Tsu to zobaczyłem w nich niemą prośbę o poniechanie tej degustacji – dla zdrowia i życia!
Stajemy kawałek dalej w końcu na jakiś posiłek, przy czymś co wygląda jak przydrożna restauracyjka
Toaleta jest zaiste ciekawa – czynna tylko część na Panów ?
Ale niestety nie mają nic do jedzenia! Trochę ciastek pakowanych, kawę i banany.
Banany były tanie i jakoś niespecjalnie nam zasmakowały więc postanowiliśmy rozdać je przypatrującej się nam dzieciarni. Niestety dla wszystkich nie starczyło - aż tyle przybiegło dzieci i przykro było patrzeć jak sobie wyrywają z rąk. Kupiliśmy wszystkie
:(
Tutaj też utwardzona droga ginie nam zupełnie, oprócz dziur są jeszcze duże pofałdowania więc wleczemy się jak żółwie. Pewnie gdybyśmy wysiedli byłoby szybciej piechotą na niektórych odcinkach.
Spotykamy właściwie tylko inne taxi-brousse i duże ciężarówki. Samochodów osobowych nie ma wcale. Jest inny rodzaj transportu lokalnego, napędzany przez zebu.
Te okolice dotknięte są suszą więc wodę dowożą też specjalne beczkowozy, inaczej nie dało by się tu żyć.
Za Beando spotykamy już samotnie baobaby. Te pierwsze są niesamowicie dostojne:
Umęczeni brakiem dobrego asfaltu w końcu widzimy wielką wodę na horyzoncie i docieramy do Toliary. To terytorium plemienia Vezo, lud zwany „koczownikami morza", zamieszkujący ten odcinek zachodniego wybrzeża. Przybył na Madagaskar z Afryki Subsaharyjskiej więc ma też odpowiedni kolor skóry i nasz Tsu i Zara wyróżniają się na ich tle. W Toliarze królują riksze rowerowe
Zara tu tankuje, paliwo nie jest tanie, 95-ka jest po 4.10zł
Po wyjechaniu z miasta w północnym kierunku doznajemy potężnego szoku drogowego. Na tych 30 paru kilometrach leży równiutki asfalt z wymalowanymi pasami ruchu! Nawet nie wiedziałem, że nasz bus może jechać szybciej niż 60km/h! No niesamowicie jak szybko schodzi nam dojechanie do Ifaty. Po drodze ciekawe kolorowe sadzawki zapewne zabarwione miejscowymi algami
hiszpan napisał:Oczywiście historycznie Beniowski był węgierskim szlachcicem urodzonym na terenie dzisiejszej Słowacji ale poprzez fakt, że uczestniczył w Konfederacji Barskiej, czuł się trochę też Polakiem. Napisał wspomnienia o swoich przygodach na Madagaskarze a unieśmiertelnił go sam Słowacki w swoim słynnym poemacie. W ogóle dobry podcast o nim zrobił Miłosz Szymański z Za Rubieżą https://open.spotify.com/episode/4cmBRTeHL7EFSSyMMsYkPn
No są klimaty...
A za miastem – jedna wielka kopalnia szafirów. Niezliczone rzesze biednych ludzi przemywają w korycie rzeki worki urobku z bieda szybów w poszukiwaniu szlachetnych kamieni.
Dookoła bieda i beznadzieja
To jest chyba niechlubny symbol południa kraju :cry:
Kawałek dalej tymczasowe osady poszukiwaczy szafirów, domki sklecone z byle czego
Wszyscy ci biedni ludzie zanoszą swoje znaleziska do niezliczonych kantorków Ilakaki dostając za szlachetne kamienie marne grosze. Oczywiście praca jest trudna i niebezpieczna. Mijamy to wszystko w lekkim szoku, tak musiał wyglądać dziki zachód Ameryki dawno, dawno temu.
Ludzie spacerują wzdłuż drogi, idą polami, gdzieś daleko w szczere pustkowie aby tylko znaleźć żyły szafirów w dzikich szybach i wyrobiskach.
Pierwszy i jedyny „wiadukt” na tej trasie
Droga robi się coraz gorsza, poruszamy się w zaiste żółwim tempie. Można swobodnie podziwiać krajobraz mijanych miasteczek i wsi.
Typowe sklepiki i stacje benzynowe ?
Sakaraha znana jest z bizantyjskich grobowców bogatych mieszkańców miasta. Stanowią kosmiczny kontrast z biedą miasteczka i wszechobecną niedolą mieszkańców:
Zdjęcie grobowców trzeba robić szybko bo miejscowi chcą dobrowolną "opłatę" za uwiecznienie ich dumy:
Tu znowu królują dziwne zwyczaje ze zmarłymi. Jak umrze członek rodziny to zwyczajowo „mieszka” dalej z domownikami. Ciało jest balsamowane i trzymane w specjalnej trumnie nawet do 5 miesięcy od śmierci. Co kraj to obyczaj!
Mahaboboka to znowu centrum produkcji rumu. Ale jeżeli wyobrażacie sobie piękną destylarnię ze stalowymi zbiornikami i aptekarską czystością to muszę was rozczarować. Otóż rzeczywistość produkcji rumu w Mahabokoka przerasta najgorsze wyobrażenia o pokątnych bimbrowniach – no zresztą zobaczcie sami:
Zacier się kisi
Destylacja na całego
A potem dystrybucja
Jest też sprzedaż detaliczna:
Chwilę kusiło ale jak popatrzyłem w oczy Tsu to zobaczyłem w nich niemą prośbę o poniechanie tej degustacji – dla zdrowia i życia!
Stajemy kawałek dalej w końcu na jakiś posiłek, przy czymś co wygląda jak przydrożna restauracyjka
Toaleta jest zaiste ciekawa – czynna tylko część na Panów ?
Ale niestety nie mają nic do jedzenia! Trochę ciastek pakowanych, kawę i banany.
Banany były tanie i jakoś niespecjalnie nam zasmakowały więc postanowiliśmy rozdać je przypatrującej się nam dzieciarni. Niestety dla wszystkich nie starczyło - aż tyle przybiegło dzieci i przykro było patrzeć jak sobie wyrywają z rąk. Kupiliśmy wszystkie :(
Tutaj też utwardzona droga ginie nam zupełnie, oprócz dziur są jeszcze duże pofałdowania więc wleczemy się jak żółwie. Pewnie gdybyśmy wysiedli byłoby szybciej piechotą na niektórych odcinkach.
Spotykamy właściwie tylko inne taxi-brousse i duże ciężarówki. Samochodów osobowych nie ma wcale. Jest inny rodzaj transportu lokalnego, napędzany przez zebu.
Te okolice dotknięte są suszą więc wodę dowożą też specjalne beczkowozy, inaczej nie dało by się tu żyć.
Za Beando spotykamy już samotnie baobaby. Te pierwsze są niesamowicie dostojne:
Umęczeni brakiem dobrego asfaltu w końcu widzimy wielką wodę na horyzoncie i docieramy do Toliary. To terytorium plemienia Vezo, lud zwany „koczownikami morza", zamieszkujący ten odcinek zachodniego wybrzeża. Przybył na Madagaskar z Afryki Subsaharyjskiej więc ma też odpowiedni kolor skóry i nasz Tsu i Zara wyróżniają się na ich tle.
W Toliarze królują riksze rowerowe
Zara tu tankuje, paliwo nie jest tanie, 95-ka jest po 4.10zł
Po wyjechaniu z miasta w północnym kierunku doznajemy potężnego szoku drogowego. Na tych 30 paru kilometrach leży równiutki asfalt z wymalowanymi pasami ruchu! Nawet nie wiedziałem, że nasz bus może jechać szybciej niż 60km/h! No niesamowicie jak szybko schodzi nam dojechanie do Ifaty. Po drodze ciekawe kolorowe sadzawki zapewne zabarwione miejscowymi algami