W drodze powrotnej tradycyjnie świątynia i plac zabaw.
Jako ciekawostka - może ktoś skorzysta - w Taipei jest system wypożyczania rowerów:
Tajwańczycy są mega sympatyczni i życzliwi. Codziennie wieczorem chodziliśmy do Pani na ciasteczka z nadzieniem i codziennie nas witała szczerym uśmiechem:
Jeszcze jedną rzecz muszę opisać ku pamięci
:lol: Otóż w hotelu mieliśmy zostawać 4 noce, ale okazało się, że zabookowałam 3 - totalnie pomyliły mi się daty
:lol: Najlepsze, że była to noc pośrodku (nie wiedziałam, kiedy zlądujemy w Taipei, więc najpierw zabookowałam ostatnią noc przed wylotem, a później dobierałam brakujące noce) - nawet jakbym znalazła inny hotel, to i tak musieliśmy wrócić na ostatnią noc do obecnego hotelu. Z racji tego, że był to mały hotel, nie miał już wolnych pokoi na brakującą noc
:lol: Jednak stanęli na wysokości zadania i pozwolili nam zostać. Nie dopytywałam, co zrobili z goścmi, którzy mieli się zatrzymać w "naszym" pokoju
;) Poza tym mieliśmy możliwość skorzystania z hotelowej pralni - przez 4 dni zdążyliśmy poprać wszystko
:mrgreen:
Wykorzystując ostatnie dni na Tajwanie, postanowiliśmy zwiedzić trochę północ wyspy. Na pierwszy ogień poszło Shifen - miasto lampionów i dobrych życzeń z wodospadem w tle. Do Shifen postanowiliśmy się dostać pociągiem z przesiadką w Ruifang. Wykorzystując fakt, że pociągi do Rufiang jadą przez Banqiao, udaliśmy się na dworzec kolejowy. Znalezienie dworca okazało się nie takie proste - pytane osoby pokazywały nam dworzec autobusowy, nie mogliśmy się dogadać, że chodzi nam o pociąg.
W końcu znaleźliśmy windę, którą można było się dostać na perony
;) Udaliśmy się więc zakupić bilety. W życiu nie miałam takich problemów, żeby znaleźć kasę biletową czy kupić bilet w automacie
:lol: Nie mogłam zlokalizować kas dla zwykłych pociągów, tylko HSR, a w automacie też nie mogłam znaleźć naszego pociągu. W końcu zaczepiłam pracownika na bramkach - okazało się, że można odbijać EasyCards przechodząc przez bramki - że też na to nie wpadłam
:lol: Niestety, poszukiwania dworca, a potem kasy biletowej, no i próba zakupu biletu w automacie wywowały takie emocje, że nie zauważyliśmy odjazdu naszego pociągu
:lol: Kolejny za to zwiększał swoje opóźnionienie i zanim jeszcze wyjechaliśmy, byliśmy już wykończeni
:lol:
Na szczęście dzieciaki zasnęły w pociągu, przez co my też mogliśmy zregenerować siły. W Ruifang należy przejść przez bramki i od razu wejść z powrotem, tylko po to, żeby odbić karty. Do Shifen jedzie specjalny pociąg Pingxi Line - pierwotnie linia ta długości ok. 13km była wykorzystywana przy transporcie węgla.
Pociągi nie jeżdżą za często, a że po drodze jest sporo atrakcji turystycznych, są bardzo zatłoczone.
Shifen nas oczarowało fenomenem lampionów - my żadnego nie puściliśmy, ale spędzieliśmy całkiem sporo czasu na obserwowaniu rytuału puszczania lampionów na torach, a następnie ich szybowania i spadania
:mrgreen:
Dla dzieciaków sporą atrakacją było też chodzenie po torach
;)
Kolejną atrakcją tego miasteczka jest wodospad oddalony 2-3km od dworca, w zależności, jaką trasę wybierzemy. Wodospad nie jest jakiś mega duży, ale okolica jest całkiem spoko, więc jest to fajna opcja na spędzenie czasu.
Musieliśmy całe stado wierzchowców dosiąść
:lol:
Niejaką atrakcją jest też most wiszący Jing'an:
Lata świetności ma za sobą, ale widoki ładne
;)Szczęśliwie się złożyło, że synek znalazł ulotkę z Yehliu Geopark i powiedział, że chciałby tam pojechać. I tak planowałam wyjazd w to miejsce, więc trochę go zbajerowałam mówiąc, że znalazł super atrakcję, że sami byśmy tam nie trafili itd. Kolejnego dnia bardzo przeżywał, że będzie naszym przewodnikiem, chodził z ulotką i tłumaczył nam wszystko, co widział
:lol: Pamięta do dziś, że zabrał nas w super miejsce i bardzo nam się podobało
:)
Do Yehliu Geopark udaliśmy się autobusem z dworca głównego Taipei - i tu po raz drugi zawiodło mnie google maps, bo pokazywało tę opcję jako najlepszą dla nas czasowo, a okazało się, że autobus jedzie przez Banqiao. Straciliśmy więc 1,5 h na bezsensowną podróż do Taipei main station i z powrotem - kto ma dzieci, ten myślę zrozumie, o co chodzi
;) Jechaliśmy autobusem 1815, wysiada się przy głównej drodze, dojście na miejsce zajmuje ok. 10 minut. Formacje skalne są niesamowite, a widoki też warte tego, żeby zrobić sobie krótką wycieczkę w to miejsce. Jak w wielu miejscach - dzieci poniżej 115cm nie płacą za bilet.
Dorosły 80TWD, dziecko 40TWD.
Niektóre formacje mają swoje nazwy i są na tyle popoularne, że ustawia się do nich kolejka osób chcących sobie zrobić zjdęcie - tu chyba najbardziej znana Queen's Head od tyłu, bo w kolejce nie staliśmy
:lol:
Zrobiliśmy sobie jeszcze mały spacer do końca półwyspu:
Bylam w Taipei pare dni po Was, od 7 do 11 marca i doskonale rozumiem komentarz o nie rozpieszczaniu przez pogode. Deszcz padal do 10 wieczorem, dopiero 11 wyszlo slonce po poludniu. Muzeum Historii za Ogrodem Botanicznym jest zamkniete do remontu, wiec nic nie przegapiliscie. Ogrod faktycznie ladny, ale podczas mojej wizyty padalo caly czas. Zoo odpuscilam, stwierdzajac, ze zajrze tam na koncu wyjazdu, bo moze bedzie ladniejsza pogoda. Tak sie zlozylo, ze moj wyjazd zostal obciety o poltora tygodnia, wiec ostatecznie Zoo przegapilam. Tak samo jak Wy, mialam tylko pare noclegow na poczatek, a potem mialam plynac z pradem.
Będę w tym roku na Tajwanie (tak Aga, kupiłem jednak bilety...) i jak widzę kolejną relację na której cały czas leje i jest tak smutno, to chyba na kilka dni polecę jednak na Guam albo jakieś malezyjskie wyspy...
;)Czekam na dalszy ciąg
:)
@Aga_podrozniczka wiem, że się minęliśmy - widziałam twój post z polecanym noclegiem; nie wiedziałam, że musiałaś skrócić pobyt..dzięki za info o muzeum historii, może komuś się przyda
;)@monroe deszczu już nie będzie
;) ale ponoć na północy taka pogoda to norma, więc po prostu planuj urlop gdzieś poza Taipei
;)a smutno tam bynajmniej nie jest (może takie fotki), mieszkańcy są super uprzejmi, pogodni, chętni do pomocy, nie zliczę ile osób oferowało nam swoje parasolki
:lol:
To dobrze. Mam nadzieję, że jak my będziemy na Tajwanie początkiem października to deszczu też nie będzie
;)Pisz dalej, na forum bardzo mało jest relacji z Tajwanu. Aga, powinnaś też swoją wrzucić
:)
monroe napisał:To dobrze. Mam nadzieję, że jak my będziemy na Tajwanie początkiem października to deszczu też nie będzie
;)Pisz dalej, na forum bardzo mało jest relacji z Tajwanu. Aga, powinnaś też swoją wrzucić
:)monroe jakbym miała choć chwilę bez dzieci to bym to raz dwa napisała, a tak idzie mi jak krew z nosa
:lol: @Aga_podrozniczka zrób chociaż fotorelację, robisz niesamowite zdjęcia
Monroe, byłam na wyspie na przełomie pażdziernika i listopada, deszczu nie było więc masz spore szanse..Potem leciałam na Guam i Saipan,ale to właśnie przepięknie krajobrazowy Tajwan zrobił na mnie największe wrażenie
Dialam, widzę że chodziłysmy tymi samymi , zresztą przepieknymi szlakami he he Miałam szczęscie do słońca choć twoja mgła unosząca się w górze też ma swój urok..
Cudowne widoki i świetny opis. Bardzo fajnie się Ciebie czyta
:D Proszę o dalszą część! Ja lecę w sierpniu, dzieci zostawiam w domu i pierwszy raz wybieram się w podróż sama i mam zamiar przejść dużo tras w Taroko i wtopić się w tajwański klimat.
Coś kojarzę że zaczęłam czytać tę relację dawno temu a potem gdzieś zniknęła. Fajnie że się ponownie pojawiła.Mam do Tajwanu wielki sentyment i niedosyt po zaledwie kilkudniowym pobycie, który mimo tej kompaktowości pozostał mi w pamięci jako jedno z ciekawszych podróżniczych doświadczeń.Z dziećmi trzeba potrafić ciekawie podróżować i wygląda na to, że dobrze Ci to wychodzi, super
:)
@dialam rzeczywiście wspomniałaś Tainan, chyba jakoś mi to umknęło
:oops: dzięki - przyda się, przy planowaniu mojej marcowej wyprawy na Taiwan. Będę miał tylko 8.5 dnia, więc chyba poprzestanę na Taipei, Taroko i właśnie Tainanie.
Fajna relacja, dzięki! Na Tainan pewnie nie starczy czasu ale do Geoparku na pewno pojedziemy z Tajpej
:) Tylko żeby pogoda była fajniejsza! (jedziemy końcem stycznia 2025)
W drodze powrotnej tradycyjnie świątynia i plac zabaw.
Jako ciekawostka - może ktoś skorzysta - w Taipei jest system wypożyczania rowerów:
Jeszcze jedną rzecz muszę opisać ku pamięci :lol: Otóż w hotelu mieliśmy zostawać 4 noce, ale okazało się, że zabookowałam 3 - totalnie pomyliły mi się daty :lol: Najlepsze, że była to noc pośrodku (nie wiedziałam, kiedy zlądujemy w Taipei, więc najpierw zabookowałam ostatnią noc przed wylotem, a później dobierałam brakujące noce) - nawet jakbym znalazła inny hotel, to i tak musieliśmy wrócić na ostatnią noc do obecnego hotelu. Z racji tego, że był to mały hotel, nie miał już wolnych pokoi na brakującą noc :lol:
Jednak stanęli na wysokości zadania i pozwolili nam zostać. Nie dopytywałam, co zrobili z goścmi, którzy mieli się zatrzymać w "naszym" pokoju ;)
Poza tym mieliśmy możliwość skorzystania z hotelowej pralni - przez 4 dni zdążyliśmy poprać wszystko :mrgreen:
Wykorzystując ostatnie dni na Tajwanie, postanowiliśmy zwiedzić trochę północ wyspy. Na pierwszy ogień poszło Shifen - miasto lampionów i dobrych życzeń z wodospadem w tle.
Do Shifen postanowiliśmy się dostać pociągiem z przesiadką w Ruifang. Wykorzystując fakt, że pociągi do Rufiang jadą przez Banqiao, udaliśmy się na dworzec kolejowy. Znalezienie dworca okazało się nie takie proste - pytane osoby pokazywały nam dworzec autobusowy, nie mogliśmy się dogadać, że chodzi nam o pociąg.
W końcu znaleźliśmy windę, którą można było się dostać na perony ;) Udaliśmy się więc zakupić bilety. W życiu nie miałam takich problemów, żeby znaleźć kasę biletową czy kupić bilet w automacie :lol: Nie mogłam zlokalizować kas dla zwykłych pociągów, tylko HSR, a w automacie też nie mogłam znaleźć naszego pociągu. W końcu zaczepiłam pracownika na bramkach - okazało się, że można odbijać EasyCards przechodząc przez bramki - że też na to nie wpadłam :lol:
Niestety, poszukiwania dworca, a potem kasy biletowej, no i próba zakupu biletu w automacie wywowały takie emocje, że nie zauważyliśmy odjazdu naszego pociągu :lol: Kolejny za to zwiększał swoje opóźnionienie i zanim jeszcze wyjechaliśmy, byliśmy już wykończeni :lol:
Na szczęście dzieciaki zasnęły w pociągu, przez co my też mogliśmy zregenerować siły.
W Ruifang należy przejść przez bramki i od razu wejść z powrotem, tylko po to, żeby odbić karty. Do Shifen jedzie specjalny pociąg Pingxi Line - pierwotnie linia ta długości ok. 13km była wykorzystywana przy transporcie węgla.
Pociągi nie jeżdżą za często, a że po drodze jest sporo atrakcji turystycznych, są bardzo zatłoczone.
Shifen nas oczarowało fenomenem lampionów - my żadnego nie puściliśmy, ale spędzieliśmy całkiem sporo czasu na obserwowaniu rytuału puszczania lampionów na torach, a następnie ich szybowania i spadania :mrgreen:
Dla dzieciaków sporą atrakacją było też chodzenie po torach ;)
Kolejną atrakcją tego miasteczka jest wodospad oddalony 2-3km od dworca, w zależności, jaką trasę wybierzemy. Wodospad nie jest jakiś mega duży, ale okolica jest całkiem spoko, więc jest to fajna opcja na spędzenie czasu.
Musieliśmy całe stado wierzchowców dosiąść :lol:
Niejaką atrakcją jest też most wiszący Jing'an:
Lata świetności ma za sobą, ale widoki ładne ;)Szczęśliwie się złożyło, że synek znalazł ulotkę z Yehliu Geopark i powiedział, że chciałby tam pojechać. I tak planowałam wyjazd w to miejsce, więc trochę go zbajerowałam mówiąc, że znalazł super atrakcję, że sami byśmy tam nie trafili itd. Kolejnego dnia bardzo przeżywał, że będzie naszym przewodnikiem, chodził z ulotką i tłumaczył nam wszystko, co widział :lol: Pamięta do dziś, że zabrał nas w super miejsce i bardzo nam się podobało :)
Do Yehliu Geopark udaliśmy się autobusem z dworca głównego Taipei - i tu po raz drugi zawiodło mnie google maps, bo pokazywało tę opcję jako najlepszą dla nas czasowo, a okazało się, że autobus jedzie przez Banqiao. Straciliśmy więc 1,5 h na bezsensowną podróż do Taipei main station i z powrotem - kto ma dzieci, ten myślę zrozumie, o co chodzi ;)
Jechaliśmy autobusem 1815, wysiada się przy głównej drodze, dojście na miejsce zajmuje ok. 10 minut.
Formacje skalne są niesamowite, a widoki też warte tego, żeby zrobić sobie krótką wycieczkę w to miejsce.
Jak w wielu miejscach - dzieci poniżej 115cm nie płacą za bilet.
Dorosły 80TWD, dziecko 40TWD.
Niektóre formacje mają swoje nazwy i są na tyle popoularne, że ustawia się do nich kolejka osób chcących sobie zrobić zjdęcie - tu chyba najbardziej znana Queen's Head od tyłu, bo w kolejce nie staliśmy :lol:
Zrobiliśmy sobie jeszcze mały spacer do końca półwyspu: