0
greg2014 19 czerwca 2019 20:29
Image

Nieco dalej minęliśmy jeden z najstarszych mostów w Szkocji położony w miejscowości Whitebridge:

Image

Na tym etapie naszej wycieczki, widoki za oknem zaczęły się powoli zmieniać. Płaski teren, łąki i uprawy jęczmienia zamieniły się w mocno górzysty teren. Droga stała się wąska (na szerokość jednego pojazdu, co jakiś czas były dostępne mijanki dla samochodów jadących z przeciwnych stron) i bardzo kręta, z licznymi podjazdami i zjazdami z góry.

Zmianę krajobrazu najłatwiej zobaczyć na poniższych fotkach wykonanych z punktu widokowego o mało brytyjskiej nazwie: Suidhe Chuimein:

Image

Image

Image

W głębi było widać Loch Ness:

Image

Kolejny przystanek przypadł na Fort Augustus – malownicze miasteczko leżące na południowym krańcu Loch Ness. W tym miejscu warto wspomnieć o zbudowanym w XIX wieku Kanale Kaledońskim, który umożliwił bezpośrednią żeglugę z Morza Północnego na Atlantyk – bez opływania Wysp Brytyjskich. Odbywa się ona przez kilka jezior (w tym Loch Ness) oraz uzupełniające je kanały, na których zamontowano śluzy rozwiązujące problem różnych poziomów wody w jeziorach.

Jedną z miejscowości, gdzie można zobaczyć infrastrukturę Kanału Kaledońskiego jest właśnie Fort Augustus. Zespół śluz pozostaje sprawny i cały czas robi spore wrażenie:

Image

Image

Image

Image

Zabudowa Fort Augustus to kolejna atrakcja:

Image

Image

Image

Kanał pomiędzy zespołem śluz a Loch Ness służy jako miejsce postoju licznych łodzi a także punkt, z którego odpływają statki wycieczkowe realizujące krótkie rejsy po jeziorze:

Image

Inną atrakcją Fort Augustus jest dawne opactwo, w którym aktualnie zlokalizowany jest prywatny klub z dostępem ograniczonym wyłącznie do jego członków. Można co najwyżej zrobić zdjęcia z zewnątrz:

Image

Image

Jeszcze jedno zdjęcie Loch Ness – tym razem z południowego krańca jeziora:

Image

Potwór ponownie się nie pokazał :-)

W drodze powrotnej minęliśmy ruiny zamku Urquhart. Niestety wykonane przez szybę zdjęcie zamku nie nadaje się do publikacji (w zasadzie do niczego się nie nadaje :-) ) – a z nieznanych powodów krótki postój zaplanowany w tym miejscu został anulowany…

Cała wycieczka zajęła w sumie około 8,5 godziny. Na statek wróciliśmy mniej więcej o 19-ej a przed godziną 21-ą ruszyliśmy dalej. Kolejny postój mamy zaplanowany już na kontynencie – w niemieckim porcie Bremerhaven, gdzie około połowa pasażerów kończy rejs.Dzień na morzu. Co tu dużo pisać. Lenistwo, lenistwo, lenistwo…

Po kolejnej zmianie czasu i dłuższej wieczornej integracji na śniadanie oczywiście nie wstałem. To znaczy gdy przyszedłem to właśnie kelnerzy zwijali w bufecie śniadaniowy majdan (w restauracji, do której zwykle chodzę był już dawno zwinięty) i pozostały mi tylko jakieś ciastka plus możliwość napicia się kawy. Akurat bardziej potrzebowałem tego drugiego.

Zresztą z głodu na statku nie da się umrzeć. Zwijali śniadanie ale jednocześnie rozkładali lunch. Tym razem kucharze postawili na owoce morza:

Image

Image

Image

… a dla tych co nie lubią owoców morza nie zabrakło czegoś bardziej konkretnego:

Image

Z kolei dzień wcześniej wieczorem - gdy odpływaliśmy ze Szkocji - w teatrze odbył się finał statkowego show „Voice of the Sea”. Realizacyjnie było całkiem nieźle:

Image

Image

Image

Image

Image

W finale wystąpiło 8-u uczestników wyłonionych wcześniej podczas wieczorów karaoke. Głosami publiczności wygrała Włoszka za całkiem niezłe wykonanie „I will survive” chociaż miała godnych konkurentów wykonujących m.in. „New York, New York” oraz „Caruso”.

Image

A ponieważ cały czas byliśmy jeszcze w Wielkiej Brytani, można sobie było zrobić pamiątkowe zdjęcie z „rodziną królewską”:

Image

Wraz z końcem dnia „rodzina” trafiła do jakiegoś magazynu. Muszę przyznać, że jej wysokość królową potraktowano dość obcesowo ? :

Image

Tymczasem na naszej trasie ostatni port - Bremerhaven w Niemczech. Dla wielu pasażerów (ok. 1000 osób) jest on jednocześnie miejscem zakończenia rejsu. W ich miejsce pojawią się nowi.

Na horyzoncie widać już terminal portowy w Bremerhaven, który ponoć jest jednym z najnowocześniejszych w Europie. Jak na razie jego bryła nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia:

Image

…ale zobaczymy :-)

Jeśli chodzi o mnie, nie mam tutaj żadnych wielkich planów. Na pewno spacerek oraz wizyta w niemieckiej knajpie, ale co z tego wyjdzie to się okaże w ciągu dnia :-)Najlepsze źródło informacji to recepcja, animatorzy, kelnerzy itd. Zresztą już przy check-in pracownicy w terminalu mają zawsze tabelkę z ilością gości wg narodowości-wystarczy poprosić żeby ci ją pokazali.
Poza tym od załogi statku dowiesz się wszystkiego:-)
A Polkę pracującą w spa spotkaliśmy chyba drugiego dnia. Akurat za 2 tygodnie kończy się jej kontrakt.@brzemia - mówiąc szczerze, pod koniec rejsu jestem już tak przejedzony, że tych owoców morza to ledwo skosztowałem :-) Ale były faktycznie dobre.

Pobyt w Bremerhaven minął mało intensywnie. Zaczął się spacerkiem, a skończył w niemieckiej knajpie w miłym towarzystwie :-)

Sam terminal (Columbus Cruise Terminal) w Bremerhaven okazał się być po prostu zwykłym terminalem. Nie wiem skąd się biorą zachwyty nad nim w portowych przewodnikach – ale być może czegoś nie zobaczyłem:

Image

Terminal jest położony w pewnej odległości od centrum miasta. Możliwy był zakup transferu ze statku (12 EUR w dwie strony) ale my zdecydowaliśmy się na spacerek (ok. 4 km), który początkowo biegnie przez tereny typowo industrialne a później promenadą wzdłuż wybrzeża.

Image

Obok starej miejskiej latarni musieliśmy zaliczyć przymusowy postój – drogę przecina śluza, którą żaglówki przepływają do basenu z portem jachtowym:

Image

Image

Image

Nieco dalej znajduje się jedna z pierwszych miejskich atrakcji – Zoo am Meer – niewielkie zoo poświęcone wyłącznie zwierzętom polarnym.

Image

…oraz olbrzymi budynek Klimahaus z muzeum klimatycznym zintegrowany z centrum handlowym:

Image

Image

Bremerhaven w czasie wojny zostało mocno poturbowane i chyba tylko dosłownie kilka budynków pochodzi sprzed tego okresu. Zasób mostów zwodzonych i obrotowych (zapewne zrekonstruowanych) budzi jednak szacunek. Na uwagę zwracają znaki drogowe informujące o parametrach militarnych mostów:

Image

Cały teren i liczne baseny portowe w okolicy Klimahaus składają się na olbrzymie niemieckie muzeum morskie (Deutsches Schiffahrtsmuseum), w którego skład wchodzą zarówno typowe ekspozycje muzealne jak również pływające (dziś lub kiedyś) statki i okręty.

Perełką (przynajmniej dla mnie), którą można zobaczyć w Bremerhaven jest jedyny zachowany egzemplarz okrętu podwodnego typu XXI z czasów II WŚ „Wilhelm Bauer”. Pochodzi on z 1945 roku a zastosowane w nim rozwiązania konstrukcyjne okazały się być na tyle przełomowe, że były (i w jakiejś części są do dzisiaj) stosowane w wielu konwencjonalnych okrętach podwodnych:

Image

Image

Okręty tego typu weszły do służby tuż przed końcem wojny i nie były już w stanie wpłynąć na jej przebieg, ale w ocenie historyków, gdyby pojawiły się 2-3 lata wcześniej mogłyby zmienić wynik Bitwy o Atlantyk.

Bilet wstępu do okrętu-muzeum kosztuje 3,5 EUR aczkolwiek uczciwie trzeba uprzedzić, że wnętrza są dość klaustrofobiczne a przejścia pomiędzy poszczególnymi sekcjami delikatnie mówiąc uciążliwe. Mimo wszystko moim zdaniem warto zobaczyć jak funkcjonowała tego typu jednostka:

Image

Image

Image

U-boot „Wilhelm Bauer” nie jest jedyną atrakcją muzeum morskiego. Jednostek, które z jakichś powodów są przełomowe lub interesujące jest w jego sąsiedztwie ponad 10, z czego niektóre prezentowane są na suchym lądzie:

Image

Akurat po zwiedzaniu wnętrz u-boota zaczęła się mżawka, zatem stwierdziliśmy, że przyszedł czas na posmakowanie niemieckiego piwa. Na szczęście w Niemczech nigdy nie trzeba zbyt długo szukać odpowiedniego miejsca. W ten sposób w miłym towarzystwie i jeszcze milszej atmosferze spędziliśmy dobrze ponad 2 godziny :-) po czym trzeba było zacząć powoli myśleć o powrocie na statek.

Po drodze zaliczyliśmy jeszcze okolice portu jachtowego:

Image

…i w bardzo dobrych humorach dotarliśmy do swoich kabin :-)

Bremerhaven było ostatnim portem na naszej trasie. Powoli zaczęła się dystrybucja zawieszek bagażowych, rozliczanie statkowych kont i załatwianie innych rutynowych spraw przed zejściem ze statku:

Image

Kolejny i ostatni postój mamy w IJmuden…i trzeba powoli wracać do domu.Nie chce być inaczej – dotarliśmy do IJmuden:

Image

Wieczorem walizki wylądowały na zewnątrz (trzeba je było wystawić do 1:00 przed drzwi kabiny):

Image

Oczywiście przymusu nie było:-) Jeśli ktoś chciał, mógł schodzić ze statku z bagażem. Standardowo odbierało się go jednak w terminalu o godzinie uzależnionej od koloru zawieszki bagażowej, którą się dostało wcześniej.

Ostatnia gazetka niestety nie zawierała informacji na temat pokonanych odległości…

Image

Rankiem na zewnątrz przeżyłem małe deja vu - widok jakby znajomy:


Dodaj Komentarz

Komentarze (45)

jerzy5 20 czerwca 2019 00:45 Odpowiedz
Z przyjemnością będę śledził Twoją relację, ponieważ odbyłem taką objazdówkę pojazdem i ciekawe jak ta Islandia z morza pokazuje swoje wdzięki :D
asfalto 20 czerwca 2019 13:11 Odpowiedz
Masz w planach coś przypalić?Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
greg2014 20 czerwca 2019 13:26 Odpowiedz
:-)Nawet jeśli bym miał to na pewno nie będę się tym chwalił :-)
tomo14 20 czerwca 2019 13:38 Odpowiedz
@greg20142 lata temu były oba - teraz chyba ten przy muzeum zlikwidowali.
brzemia 20 czerwca 2019 18:04 Odpowiedz
Zazdroszczę!!! I zapisuję sie do tematu. Rejs kupiłeś bezpośrednio? Bo na stronach pośredników wypłyniecie jest z innego miasta dzień później? Tapniete z telefonu
greg2014 20 czerwca 2019 18:29 Odpowiedz
@brzemia - ze sprzedażą tego rejsu to w ogóle było dziwnie. Na tyle na ile udało mi się rozpoznać temat, sprzedawany był z dwóch portów - z Amsterdamu (a w zasadzie jego okolic) oraz Bremerhaven w Niemczech - przy czym ta druga opcja była z jakichś powodów dostępna tylko u niemieckich pośredników. Costa bezpośrednio - przynajmniej teraz sprzedawała tylko wersję holenderską. Co było wcześniej, trudno mi powiedzieć. Samą rezerwację robiłem przez polskie biuro podróży specjalizujące się w rejsach-cena była taka sama jak bezpośrednio u Costy.A ja tymczasem dotarłem do prawdziwego holenderskiego wiatraka - jak z obrazka. Nazywa sie de Gooyer, jest kawałek od centrum. Zdjęcie wrzucę później bo teraz nie mam za bardzo jak. Tak się składa, że jest z nim zintegrowany mały browar, w związku z czym zatrzymałem się tutaj na chwilę ugasić pragnienie. W końcu dzisiaj miało być mało intensywnie:-)
booboozb 20 czerwca 2019 20:04 Odpowiedz
Byłem pod tym wiatrakiem w Amsterdamie (De Grooier) i mam fotę sprzed 18 lat ;) Jak jeszcze na swoją pierwszą wyprawę solo wziąłem aparat z kliszą 24 focie :P Może gdzieś wynajdę.Fajna trasa tym promem, jak na kajak i nie tylko. ;) Będę śledził i wspominał mój rejs Norroną z Dani na Islandię.
brzemia 21 czerwca 2019 08:42 Odpowiedz
I ta wilgoć...Śmierdzi?Tapniete z telefonu
greg2014 21 czerwca 2019 09:21 Odpowiedz
No właśnie nic nie czuć. Zupełnie. Przez miasto płynie rzeka Amstel, która dostarcza świeżej wody do połączonych z nią kanałów. Do tego funkcjonuje cały system śluz i pomp, który dba o wymianę wody w pozostałych kanałach.W ciągu roku, w kanałach są organizowane nawet zawody pływackie z udziałem królowej - a nie sądzę, żeby ktokolwiek (a królowa tym bardziej) wszedł do śmierdzącej wody :-)
xionc 21 czerwca 2019 14:55 Odpowiedz
greg2014 napisał:a królowa tym bardziejW Holandii od 6 lat jest król ;)
londynia 21 czerwca 2019 15:11 Odpowiedz
greg2014 21 czerwca 2019 15:49 Odpowiedz
@xionc - przewodnik mówił co prawda o królowej ale faktycznie nagranie mogło być nieaktualne. Inaczej pozostają domysły co do przyczyn, np. że król nie potrafi pływać:-)
greg2014 21 czerwca 2019 22:07 Odpowiedz
Zaintrygował mnie trochę ten hotel na dźwigu stoczniowym, który jest zlokalizowany na terenach NDSM (Faralda Crane Hotel).Poszperałem w sieci i widzę, że booking.com dał im 5 gwiazdek. Ceny też są 5-o gwiazdkowe. Ale spokojnie - apartamentów mają aż 3 (wszystkie dwupoziomowe) więc można chyba powiedzieć, że to hotel butikowy:-)Ja tymczasem wróciłem do swojego hotelu, który o takiej ilości gwiazdek nigdy nawet nie usłyszy. Haarlem okazało się bardzo ładnym a do tego sporym jeśli chodzi o wielkość miastem. Postaram się wrzucić coś więcej jutro rano. Około południa przyjmuję kurs na terminal portowy - czas zacząć właściwą część wycieczki czyli wypadałoby spotkać się w końcu ze statkiem.
northiscalling 23 czerwca 2019 11:50 Odpowiedz
Ceny internetu powalają... To znaczy że na morzu nie ma zasięgu? Rozumiem gdzieś na oceanie, ale tutaj jesteśmy względnie blisko lądów. Sorry, pytanie laika który nigdy nie płynął statkiem :)
brunoj 23 czerwca 2019 12:32 Odpowiedz
Jeśli telefon jest w stanie złapać zasięg z lądu to ceny są normalne. Jeśli złapie zasięg operatora na statku (czyli satelitarnego) to jest drogo. Generalna zasada jest prosta - wsiadając na statek/prom włączamy tryb offline, jak w samolocie. Czasem jak prom ma trasę wzdłuż brzegu to potrafi trzymać normalną sieć, ale to zależy od wielu czynników, powiedzmy że technicznych. Niestety dla użytkownika końcowego -operatorom opłaca się, żebyśmy korzystali z płatnego roamingu.
kemot 24 czerwca 2019 22:02 Odpowiedz
Patrzę na trasę rejsu i jednocześnie na mapę świata samą w sobie i zachodzę w głowę jak można było przy okazji takiego rejsu kompletnie zignorować tak niezwykłe miejsce jak Wyspy Owcze... czy wynika to wyłącznie z biznesowej decyzji czy żaden port na Wyspach Owczych nie jest przystosowany do obsługi takich kolosów?
nikodemfm 24 czerwca 2019 22:21 Odpowiedz
greg2014 napisał:Nie wiem jak to jest u innych forumowiczów ale ja mam dziwną konstrukcję – w zimie wyjeżdżam w ciepłe kraje a w lecie ciągnie mnie do chłodówTeż tak mam :D jakoś tak nie wyobrażam sobie, żeby lecieć np nad Morze Śródziemne podczas lata, kiedy to temperatury są mniej więcej na podobnym poziomie co u nas ;) jak gdzieś na południe to zawsze wybieram okres od października do marca, a od kwietnia do września wolę pojechać tam, gdzie zimą w życiu bym się nie pojawił, np Skandynawia. A poza tym fajnie jest tak w 3 godziny samolotem z Polski znaleźć się gdzieś, gdzie jest o 15-20 stopni cieplej w grudniu czy styczniu. A z kolei w lipcu być tam, gdzie jest 10-20 stopni (podczas kiedy zimą jest grubo na minusie).A tak poza tym ciekawa relacja ;) i to łącznie z Amsterdamem ;) marzy mi się Islandia na dwóch kółkach ;) może kiedyś...
stasiek-t 24 czerwca 2019 22:25 Odpowiedz
kemot napisał:Patrzę na trasę rejsu i jednocześnie na mapę świata samą w sobie i zachodzę w głowę jak można było przy okazji takiego rejsu kompletnie zignorować tak niezwykłe miejsce jak Wyspy Owcze... czy wynika to wyłącznie z biznesowej decyzji czy żaden port na Wyspach Owczych nie jest przystosowany do obsługi takich kolosów?https://www.cruisemapper.com/ports/torshavn-port-51W zakładce "Schedule" są wymienione wycieczkowce zawijające do portu Torshavn w danym miesiącu, przykładowo w czerwcu ponad 10...
cerro 25 czerwca 2019 11:37 Odpowiedz
Czekam niecierpliwie na Islandię. Planuję co prawda ją objechać, ale może rejs to też dobry pomysł. [emoji848]Fajnie zobaczyć foty ze znajomych miejsc w Amsterdamie. Zdecydowanie moja ulubiona Wenecja w Europie. [emoji6]Wysłane z [emoji336]
jerzy5 26 czerwca 2019 00:36 Odpowiedz
Też czekam z niecierpliwością na Islandię, moja kobietę wyśnioną, a nie odkrytą od morza...
booboozb 26 czerwca 2019 10:14 Odpowiedz
Heh, aż mi się na dobre przypomniało ;) W sierpniu 2012 podobna pogoda i taka zazwyczaj jest w letnie miesiące na fiordach wschodnich.
mihal09 26 czerwca 2019 14:50 Odpowiedz
@greg2014 moge zapytać jaką opcję na napoje wybrałeś na tym rejsie? Pamiętam, że w innym temacie było to dość mocno rozpisane i zaciekawiło mnie :)
brzemia 26 czerwca 2019 19:11 Odpowiedz
Zakochałem się !!Czy wycieczki masz organizowane samodzielne czy coś ze statku będziesz wykupował?Tapniete z telefonu
greg2014 26 czerwca 2019 19:31 Odpowiedz
@brzemia - ze statku biorę dwie wycieczki w ramach wydawania pieniędzy, które dostałem od Costy - w Akureyri i Invergordon. W Reykjaviku planuję skorzystać z miejscowej agencji (jestem po jakiejś wymianie maili - jest mniej więcej o połowę taniej). W pozostałych miejscach samodzielnie - coś na wzór tego co zaliczyłem w Kirkwall i dzisiaj.
brzemia 27 czerwca 2019 13:50 Odpowiedz
Czy lokalni tez oferowali wycieczki do wodospadu? Znasz cene?Tapniete z telefonu
greg2014 27 czerwca 2019 14:16 Odpowiedz
Tak. Ceny za wycieczkę do wodospadu zaczynały się od 50 euro ale nie wykluczam, że u kogoś były tańsze.
northiscalling 28 czerwca 2019 00:00 Odpowiedz
greg2014 napisał:Jedną z nich jest bardzo zadbany ogród botaniczny, który pewnie sam w sobie nie byłby niczym nadzwyczajnym, gdyby nie to, że warto przypomnieć, że jest położony poza kręgiem polarnym. Jest to ponoć najbardziej na północ zlokalizowany ogród botaniczny:Całkiem ładny ten ogród, aczkolwiek ogród botaniczny w Tromso jest dalej na północ :)
pabloz 28 czerwca 2019 13:05 Odpowiedz
Do listy atrakcji w okolicy Myvatn, dodać jeszcze należy - gdyby ktoś się wybierał (najlepiej autem) - krater z jeziorkiem Krafla, wodospad-monstrum Dettifoss (+2 inne w pobliżu) oraz termy Myvatn Nature Baths.http://wesolowski.co/2015/10/13/islandia-myvatn/
ewaolivka 28 czerwca 2019 15:41 Odpowiedz
Robisz świetne zdjęcia. I bardzo lubię Twoje relacje z promowych wypraw. Chociaż nigdy nie miałam okazji tak podróżować-Twoje relacje są zachęcające :)
greole 29 czerwca 2019 23:45 Odpowiedz
Jak będziesz w Rejkiawiku to proponuję zjeść hod-doga z kultowej budki niedaleko "Harpy" http://www.bbp.is. https://www.google.com/maps/place/B%C3%A6jarins+Beztu+Pylsur/@64.1481264,-21.9370554,142m/data=!3m1!1e3!4m5!3m4!1s0x0:0xeea12cdcfc633a79!8m2!3d64.1482785!4d-21.937986 Pozdrawiam
greole 30 czerwca 2019 05:08 Odpowiedz
Jak będziesz w Rejkiawiku to proponuję zjeść hod-doga z kultowej budki niedaleko "Harpy" http://www.bbp.is. https://www.google.com/maps/place/B%C3% ... -21.937986 Pozdrawiam
sranda 1 lipca 2019 00:19 Odpowiedz
Co w nim takiego kultowego? Hot dog jak hot-dog...Wg mnie szkoda tracić czasu na takie ‚watpliwe’ atrakcje.
cerro 4 lipca 2019 10:03 Odpowiedz
Nie zdawałam sobie sprawy, że na Islandii mniejszość polska jest tak silna i istotna. :oA Hallgrimskirkja robi wielkie wrażenie! Wysłane z [emoji336]
arcon 4 lipca 2019 10:25 Odpowiedz
Tak, Polaków jest całe mnóstwo, a na lotnisku w Keflawiku miałem wrażenie, że połowa z pracowników to Polacy.
samaki9 4 lipca 2019 10:30 Odpowiedz
@greg2014 Czy zdażyło sie Tobie spotkać na Coscie jakiś kelnerów/busboyów albo cabin stewardów z Polski? Czy 90% to filipino i indonesia?
monroe 4 lipca 2019 10:38 Odpowiedz
greg2014 napisał:Wspomnianych wcześniej hot-dogów nie namierzyłem ale mówiąc szczerze, nie szukałem ich jakoś szczególnie. Może funkcjonują jak krakowska niebieska nyska z kiełbaskami – tylko w określonych godzinach :-)Nie masz czego żałować bo one są po prostu słabe. Już bardziej smakują na pierwszej lepszej sieciowej stacji benzynowej w Polsce ;)
brzemia 5 lipca 2019 16:34 Odpowiedz
Skad masz te info o polskich pracownikach, ilosci osob opuszczająvych statek? Czyżby integracja z zaloga na pokładzie -2?Tapniete z telefonu
greg2014 5 lipca 2019 17:09 Odpowiedz
Najlepsze źródło informacji to recepcja, animatorzy, kelnerzy itd. Zresztą już przy check-in pracownicy w terminalu mają zawsze tabelkę z ilością gości wg narodowości-wystarczy poprosić żeby ci ją pokazali.Poza tym od załogi statku dowiesz się wszystkiego:-)A Polkę pracującą w spa spotkaliśmy chyba drugiego dnia. Akurat za 2 tygodnie kończy się jej kontrakt.
booboozb 5 lipca 2019 19:49 Odpowiedz
@greg2014Naprawdę miło się z Tobą płynęło i zwiedzało przez ten tydzień z hakiem.Relacja rzetelna, mnóstwo informacji w przystępnej formie.Zdjęć nie za dużo, ani nie za mało. Miejsca na Islandii mi dobrze znane, ale zawsze miło do nich wracam. No i pogoda zdecydowanie Ci dopisała.pozdrawiam ;)
brzemia 5 lipca 2019 21:14 Odpowiedz
Patrząc na zdjęcia owoców morza łatwo można stwierdzić czym różni się Costa od MSC. Moj pierwszy rejs był Costa i żaden następny już nie miał takiego jedzienia...Tapniete z telefonu
brzemia 6 lipca 2019 14:48 Odpowiedz
Jak oceniasz statek? Z tego co pamiętam jest po gruntownym remoncie?Tapniete z telefonu
greg2014 6 lipca 2019 14:56 Odpowiedz
Akurat tym statkiem miałem okazję płynąć w listopadzie 2017 roku i podobnie jak wtedy oceniam go pozytywnie.Na pewno zajmuje miejsce wyższe niż Costa Fortuna ze stycznia br.Szczerze mówiąc nie wiem, czy przeszedł jakiś poważniejszy remont. Wystrój w barach i niektórych przestrzeniach wspólnych jest faktycznie nieco inny. Co do stanu technicznego to były oczywiście miejsca, które proszą się o jakieś odświeżenie (np. popękane listwy przypodłogowe w niektórych miejscach) ale nie było to moim zdaniem nic krytycznego i rzucającego się na pierwszy rzut oka.Organizacji też wiele nie można zarzucić - może podczas dni na morzu za wcześnie kończyło się śniadanie :-)Ze statkowej rozrywki (poza kilkoma przedstawieniami w teatrze) specjalnie nie korzystałem. Zapewniliśmy ją sobie w polskim gronie. Gdyby jednak nie to, to pracę cruise directora, który odpowiada za cały pion rozrywki oceniłbym prawdopodobnie dość nisko. W mojej ocenie trochę brakowało specyficznej i trudnej do zdefiniowania Costowej żywiołowości. Przykładowo nie zorganizowano żadnej imprezy z okazji przekroczenia koła polarnego. Nie było również pokazu rzeźbienia w lodzie, które miałem jak dotąd możliwość oglądać na każdym (!) statku Costy. Ale nie zmienia to faktu, że całość oceniam pozytywnie - rewelacyjna trasa w pełni zrekompensowała te w sumie niewielkie mankamenty.
greg1291 7 lipca 2019 16:34 Odpowiedz
Dzięki za kolejną fantastyczna relację. Mam tylko jedno pytanie. Czy tym razem również skorzystałeś z promocji na statku i kupiłeś kolejny rejs i gdzie nas zabierasz w kolejną podróż ? :)
brzemia 7 lipca 2019 17:14 Odpowiedz
Ktos kto śledzi relacje wie, że nie było jeszcze jednego kontynentu do ktorego można doplynac z Europy ;)Tapniete z telefonu
greg2014 7 lipca 2019 17:43 Odpowiedz
@greg1291 - akurat na tym rejsie nic nie rezerwowałem chociaż było trzech konsultantów zajmujących się sprzedażą przyszłych rejsów i mieli całkiem spory ruch w interesie.Mam jeszcze dwa rejsy zaplanowane wcześniej. Oba są związane z repozycją statku między sezonami - w związku z tym są dłuższe i mają sporo dni na morzu. Pierwszy w listopadzie br. - transatlantyk z Marsylii do Buenos Aires na Costa Pacifica (mam wyjątkowe szczęście do tego statku - to będzie już kolejny rejs na jego pokładzie). Drugi z kolei przypada na marzec 2020 - rejs z Dubaju do Włoch na Costa Diadema. Obie trasy miałem okazję "prawie" zaliczyć (pierwszą tylko bez samego Buenos Aires, drugą w całości - ale minimalnie różną jeśli chodzi o porty) ale chętnie tam wrócę. Poza tym duża liczba dni na morzu da szansę na połączenie "plażingu" podczas przejścia przez Atlantyk czy Kanał Sueski z typową rejsową objazdówką i zwiedzaniem poszczególnych portów - podobnie jak było to w przypadku transatlantyku na Karaiby z ub. roku.Możliwe, że w międzyczasie coś jeszcze wypadnie ale jeśli już to bardziej w ramach ofert "last minute" niż planowania z większym wyprzedzeniem.