0
greg2014 19 czerwca 2019 20:29
Image

Image

Wracając do Grundarfjord można podziwiać malowniczą panoramę miasteczka:

Image

Drugim celem dzisiejszej wycieczki był najwyższy okoliczny wodospad – Grundarfoss. Jest on położony po przeciwnej w stosunku do Kirkjufell stronie miasta i wymaga przejścia przez długą ok. 3 km dolinę na której wypasają się owce i konie. Zainteresowanych uprzedzam, że należy przygotować się na porządne pole minowe - dawno po takim nie szedłem :-)

Dochodzą do tego dwie uciążliwości: przeraźliwie agresywne muchy wdzierające się wszędzie gdzie to tylko możliwe. Uszy, nos, usta i oczy to ich pierwszy cel ataku. Nie gryzą ale potrafią dać nieźle w kość. Drugą uciążliwością są ptaki, które prawdopodobnie na tych terenach posiadają swoje siedliska i składają jaja lub wychowują pisklęta. W niektórych miejscach potrafiły być one bardzo agresywne, schodząc całymi gromadami bardzo nisko – niemal do lotu koszącego. Mi podczas jednego „nalotu” potrafiły strącić czapkę. Jak łatwo się domyślić, towarzyszy temu „bombardowanie” ptasimi odchodami. Szczerze mówiąc dawno czegoś podobnego nie zaliczyłem.

Mimo powyższych przeciwności udało mi się w miarę sprawnie dotrzeć na miejsce i powiem krótko: było warto. Wodospad Grundarfoss ma wysokość co najmniej kilkudziesięciu metrów a jego otoczenie jest po prostu bajkowe:

Image

Image

Żeby sobie uświadomić rozmiary wodospadu należy odszukać na fotce sylwetki ludzi (są tak małe, że trudno je zobaczyć).

Nad wodospadem krążą chmary ptaków, które w otaczających je skałach muszą mieć gniazda.

Odwracając się do tyłu można zobaczyć przepiękny widok na całą dolinę i końcowy bieg Grundary – rzeki, w biegu której zlokalizowany jest Grundarfos:

Image

Image

Przejście całej powyższej trasy zajęło około 5 godzin. Pogoda do wędrówki była idealna – kilkanaście stopni, brak opadów. Co jakiś czas wychodziło słońce. Jedynym utrudnieniem mogła być opadająca co jakiś czas z gór mgła.

W samym Grundarfjordzie nie było za bardzo czego zwiedzać. W porcie czekało już zresztą kilka szalup więc decyzja była prosta – wracam na statek.

Jutro w planie naszego rejsu mamy ostatni cel w Islandii – Reykjavik. W stolicy pozostaniemy przez niecałe 2 dni, będzie zatem okazja zobaczyć coś więcej. Ponieważ jutro z samego rana wybieram się na wycieczkę na położony poza miastem Złoty Krąg (Golden Circle), zapewne ciąg dalszy relacji wrzucę dopiero wieczorem.W Reykjaviku zacumowaliśmy po 6 rano. Portowy terminal jest zlokalizowany na peryferiach miasta. Z jednej strony statku przedstawiał się sielski widoczek:

Image

…a z drugiej industrialne klimaty:

Image

W Reykjaviku zaplanowałem skorzystanie z wycieczki zewnętrznego biura podróży, w ramach której zaplanowany był objazd islandzkiego „must see” czyli Golden Circle. Organizatorów wycieczek jest mnóstwo, ceny zbliżone (ok. 50% i więcej tańsze niż porównywalne ze statku). Ja jeszcze przed rejsem wybrałem agencję Reykjavik Excursions. W moim przypadku zadecydował program, czas wycieczki oraz godzina jej rozpoczęcia. W ramach wycieczki planowane było odwiedzenie 4 miejsc: obszarów geotermalnych (gejzerów), wodospadu Gullfoss, Parku Narodowego Thingvellir oraz lokalnej farmy Fridheimar:

Image

Zainteresowanych odsyłam do strony organizatora: https://www.re.is/day-tours/the-golden-circle

Wycieczka kosztowała 7599 islandzkich koron (ok. 230 zł) i trwała 8 godzin. Niestety miała jedną wadę – rozpoczynała się w centrum miasta a nie w porcie. W przypadku rezerwacji z wyprzedzeniem (ja tego nie zrobiłem) możliwe było zorganizowanie za całkiem rozsądną cenę odbioru w porcie. Ponieważ w niedzielę miejska komunikacja zaczynała kursowanie zbyt późno (podobnie jak płatne shuttle busy z portu), pozostał mi poranny spacerek :-)

Na szczęście nie było tak źle. Do miasta prowadzi najpierw urokliwa ścieżka a później promenada wzdłuż wybrzeża:

Image

Image

W ok. 45 minut dotarłem na miejsce czyli do dworca autobusowego BSI. Jest on zlokalizowany w okolicy krajowego lotniska, z którego co chwilę startowały samoloty turbośmigłowe:

Image

Wewnątrz znajduje się biuro wspomnianego operatora, płatność jest możliwa kartą (swoją drogą do tej pory nie wiem jak wyglądają banknoty ani monety na Islandii) i miałem bilet w ręku:

Image

Image

Wycieczka odbywała się dużym autobusem zapełnionym praktycznie do ostatniego miejsca. Sama organizacja na bardzo wysokim poziomie a czas, który mieliśmy do dyspozycji w poszczególnych miejscach moim zdaniem był optymalny.

Ruszyliśmy w trasę znowu wzdłuż łubinowych zagonów:

Image

Relację z wycieczki będę musiał podzielić na kilka części. Zacznę zatem od gejzerów chociaż w zasadzie można mówić tylko o jednym „czynnym” gejzerze o nazwie Strokkur:

Image

Gejzer o nazwie „Geysir”, który dał nazwę temu przyrodniczemu fenomenowi pozostaje aktualnie uśpiony. Można go zresztą zobaczyć – znajduje się w bliskim sąsiedztwie Strokkura. Widać, że gotuje się w nim woda a wokół unosi mało przyjemny (chociaż dużo mniej uciążliwy w porównaniu do opisywanego przeze mnie gotującego się błota w okolicach Akureyri) smrodek związków siarki:

Image

Wracając do Strokkura, wyrzuca on z siebie wrzącą wodę i parę w miarę regularnie – co około 4-8 minut na wysokość 25-35 metrów. Jeśli jakiś wyrzut jest słabszy, z reguły bardzo szybko następował po nim następny – dużo mocniejszy. Przed zajęciem pozycji obserwacyjnej warto sprawdzić, z której strony wieje wiatr i odpowiednio się ustawić – tak, aby nie „zaliczyć” podmuchem pary z gejzera.

Na początku wszystko wygląda niewinnie:

Image

Sam „wybuch” jest bardzo zjawiskowy ale trwa krótko – dosłownie zaledwie kilka sekund. Na początku formuje się bąbel, który bardzo szybko rośnie:

Image

Image

A potem wiadomo już co się dzieje:

Image

Image

Gdy jest po wszystkim, wyrzucona woda powoli wraca do gardzieli:

Image

…i można zacząć odliczanie do następnego wybuchu :-)

Zresztą cała bliska okolica jest równie ciekawa. Zaczynając od dymiących i śmierdzących łąk wokół:

Image

…poprzez nieaktywny gejzer z widowiskowo niebieską prawie wrzącą wodą:

Image

Zresztą zaglądając w głąb tych nieaktywnych gejzerów widać, ze woda w niektórych z nich jest krystalicznie czysta - można przez nią zobaczyć głębokie jaskinie:

Image

Całość uzupełnia zjawiskowe wrzące źródełko z gotującą się wodą:

Image

A to widok na cały teren z sąsiadującej z nim góry:

Image

Image

Dodam jeszcze tylko, że na górę zdecydowanie warto wejść – nie tylko dla tego widoku. Dolina, którą można zobaczyć z drugiej strony dosłownie zapiera dech w piersiach:

Image

Image

Tymczasem jadę dalej. Następny na trasie jest wodospad Gullfoss.

C.D.N.W drodze do wodospadu Gullfoss swoje oblicze pokazał nam największy i najgroźniejszy wulkan Islandii – Hekla. Widać go w głębi na poniższej fotce:

Image

Przewodniczka powiedziała nam, że jest to dowód na to, że pogoda jest jak na islandzkie warunki naprawdę dobra - Hekla z reguły zasnuta jest mgłą i rzadko można dostrzec jej ośnieżone zbocza. I rzeczywiście tak było: dzień zaczął się temperaturą około 11, a skończył na prawie 20-u stopniach. Nie spadła ani kropla deszczu a niebo przez większą część dnia było bezchmurne. Przeszkadzał jedynie silny i mało przyjemny wiatr.

Jeśli chodzi o wodospad Gullfoss to jest to najbardziej znany i rozpoznawalny wodospad na Islandii. Można do niego podejść ścieżkami zlokalizowanymi na dwóch poziomach, po tej samej stronie. Rozmiary wodospadu oraz gigantyczne ilości przelewającej się przez niego wody robią nieprawdopodobne wrażenie:

Image

Image

Image

Woda z wodospadu ginie w głębokim kanionie, którego ciąg dalszy przechodzi w raczej spokojną rzekę:

Image

Image

Tak się złożyło, że Gullfoss to ostatni wodospad jaki przyszło mi zobaczyć z bliska na Islandii – wrażenia będę miał naprawdę niezapomniane.

Z okolic Gullfossa roztacza się również widok na drugi co do wielkości (zajmuje powierzchnię ok. 950 km2) lodowiec Islandii – Langjokull. Był on od nas mocno oddalony dlatego zdjęcie jest dalekie od doskonałości:

Image

Dla zainteresowanych dostępne są wycieczki do podnóża samego języka lodowcowego. Można je odbyć jednym z poniższych pojazdów w stylu „monster-truck”:

Image


A tymczasem my jedziemy dalej :-)

C.D.N.Park Narodowy Thingvellir to miejsce szczególne pod kilkoma względami.

Po pierwsze jest to miejsce, gdzie zbierał się w przeszłości pierwszy islandzki parlament – Althing. Były to obrady „w terenie” – można je zapewne porównać do naszej wolnej elekcji. Dzisiaj miejsce przewodniczącego dawnego zgromadzenia jest oznaczone islandzką flagą:

Image

Po drugie jest to miejsce, gdzie ścierają się ze sobą dwie kontynentalne płyty tektoniczne – euroazjatycka oraz amerykańska. W wyniku ich wzajemnego oddziaływania powstał ok. 10 km kanion oraz przepiękna dolina. Przez środek kanionu prowadzi główny szlak turystyczny (co ciekawe, dawniej była to droga dla samochodów):

Image

Image

Wędrówka biegnie wzdłuż zerodowanej niemal pionowej ściany – jest ona uważana za początek amerykańskiej płyty tektonicznej:

Image

Image

Na „amerykańskiej” ziemi zlokalizowano platformę widokową:

Image

…z której rozpościera się wspaniały widok na dolinę:

Image

Image

Image

Miejsce naprawdę jest warte zobaczenia.

Niestety mój pobyt w Reykjaviku powoli dobiega końca. Niespełna dwa dni w tym miejscu wycisnąłem „na maxa”– prawie 19 godzin spędziłem „w terenie”. W efekcie relacja ma niewielkie opóźnienie ale postaram się ją nadrobić pojutrze.

Jutrzejszy dzień spędzamy na morzu, zatem w relacji będzie dzień przerwy.Zapomniałem napisać o farmie Fridheimar specjalizującej się w uprawie pomidorów, którą odwiedziliśmy w ramach wycieczki po Golden Circle. W naszych warunkach nie jest to nic nadzwyczajnego, ale na Islandii uprawa czegokolwiek (szczególnie przez cały rok), urasta do rangi poważniejszego zagadnienia.

Image

Uprawa oczywiście odbywa się w szklarniach, w których najwięcej do roboty mają czujniki i komputery odpowiedzialne za sztuczne doświetlenie (nawet 17 godzin/dobę w okresie zimowym), ogrzewanie oraz nawadnianie:


Dodaj Komentarz

Komentarze (45)

jerzy5 20 czerwca 2019 00:45 Odpowiedz
Z przyjemnością będę śledził Twoją relację, ponieważ odbyłem taką objazdówkę pojazdem i ciekawe jak ta Islandia z morza pokazuje swoje wdzięki :D
asfalto 20 czerwca 2019 13:11 Odpowiedz
Masz w planach coś przypalić?Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
greg2014 20 czerwca 2019 13:26 Odpowiedz
:-)Nawet jeśli bym miał to na pewno nie będę się tym chwalił :-)
tomo14 20 czerwca 2019 13:38 Odpowiedz
@greg20142 lata temu były oba - teraz chyba ten przy muzeum zlikwidowali.
brzemia 20 czerwca 2019 18:04 Odpowiedz
Zazdroszczę!!! I zapisuję sie do tematu. Rejs kupiłeś bezpośrednio? Bo na stronach pośredników wypłyniecie jest z innego miasta dzień później? Tapniete z telefonu
greg2014 20 czerwca 2019 18:29 Odpowiedz
@brzemia - ze sprzedażą tego rejsu to w ogóle było dziwnie. Na tyle na ile udało mi się rozpoznać temat, sprzedawany był z dwóch portów - z Amsterdamu (a w zasadzie jego okolic) oraz Bremerhaven w Niemczech - przy czym ta druga opcja była z jakichś powodów dostępna tylko u niemieckich pośredników. Costa bezpośrednio - przynajmniej teraz sprzedawała tylko wersję holenderską. Co było wcześniej, trudno mi powiedzieć. Samą rezerwację robiłem przez polskie biuro podróży specjalizujące się w rejsach-cena była taka sama jak bezpośrednio u Costy.A ja tymczasem dotarłem do prawdziwego holenderskiego wiatraka - jak z obrazka. Nazywa sie de Gooyer, jest kawałek od centrum. Zdjęcie wrzucę później bo teraz nie mam za bardzo jak. Tak się składa, że jest z nim zintegrowany mały browar, w związku z czym zatrzymałem się tutaj na chwilę ugasić pragnienie. W końcu dzisiaj miało być mało intensywnie:-)
booboozb 20 czerwca 2019 20:04 Odpowiedz
Byłem pod tym wiatrakiem w Amsterdamie (De Grooier) i mam fotę sprzed 18 lat ;) Jak jeszcze na swoją pierwszą wyprawę solo wziąłem aparat z kliszą 24 focie :P Może gdzieś wynajdę.Fajna trasa tym promem, jak na kajak i nie tylko. ;) Będę śledził i wspominał mój rejs Norroną z Dani na Islandię.
brzemia 21 czerwca 2019 08:42 Odpowiedz
I ta wilgoć...Śmierdzi?Tapniete z telefonu
greg2014 21 czerwca 2019 09:21 Odpowiedz
No właśnie nic nie czuć. Zupełnie. Przez miasto płynie rzeka Amstel, która dostarcza świeżej wody do połączonych z nią kanałów. Do tego funkcjonuje cały system śluz i pomp, który dba o wymianę wody w pozostałych kanałach.W ciągu roku, w kanałach są organizowane nawet zawody pływackie z udziałem królowej - a nie sądzę, żeby ktokolwiek (a królowa tym bardziej) wszedł do śmierdzącej wody :-)
xionc 21 czerwca 2019 14:55 Odpowiedz
greg2014 napisał:a królowa tym bardziejW Holandii od 6 lat jest król ;)
londynia 21 czerwca 2019 15:11 Odpowiedz
greg2014 21 czerwca 2019 15:49 Odpowiedz
@xionc - przewodnik mówił co prawda o królowej ale faktycznie nagranie mogło być nieaktualne. Inaczej pozostają domysły co do przyczyn, np. że król nie potrafi pływać:-)
greg2014 21 czerwca 2019 22:07 Odpowiedz
Zaintrygował mnie trochę ten hotel na dźwigu stoczniowym, który jest zlokalizowany na terenach NDSM (Faralda Crane Hotel).Poszperałem w sieci i widzę, że booking.com dał im 5 gwiazdek. Ceny też są 5-o gwiazdkowe. Ale spokojnie - apartamentów mają aż 3 (wszystkie dwupoziomowe) więc można chyba powiedzieć, że to hotel butikowy:-)Ja tymczasem wróciłem do swojego hotelu, który o takiej ilości gwiazdek nigdy nawet nie usłyszy. Haarlem okazało się bardzo ładnym a do tego sporym jeśli chodzi o wielkość miastem. Postaram się wrzucić coś więcej jutro rano. Około południa przyjmuję kurs na terminal portowy - czas zacząć właściwą część wycieczki czyli wypadałoby spotkać się w końcu ze statkiem.
northiscalling 23 czerwca 2019 11:50 Odpowiedz
Ceny internetu powalają... To znaczy że na morzu nie ma zasięgu? Rozumiem gdzieś na oceanie, ale tutaj jesteśmy względnie blisko lądów. Sorry, pytanie laika który nigdy nie płynął statkiem :)
brunoj 23 czerwca 2019 12:32 Odpowiedz
Jeśli telefon jest w stanie złapać zasięg z lądu to ceny są normalne. Jeśli złapie zasięg operatora na statku (czyli satelitarnego) to jest drogo. Generalna zasada jest prosta - wsiadając na statek/prom włączamy tryb offline, jak w samolocie. Czasem jak prom ma trasę wzdłuż brzegu to potrafi trzymać normalną sieć, ale to zależy od wielu czynników, powiedzmy że technicznych. Niestety dla użytkownika końcowego -operatorom opłaca się, żebyśmy korzystali z płatnego roamingu.
kemot 24 czerwca 2019 22:02 Odpowiedz
Patrzę na trasę rejsu i jednocześnie na mapę świata samą w sobie i zachodzę w głowę jak można było przy okazji takiego rejsu kompletnie zignorować tak niezwykłe miejsce jak Wyspy Owcze... czy wynika to wyłącznie z biznesowej decyzji czy żaden port na Wyspach Owczych nie jest przystosowany do obsługi takich kolosów?
nikodemfm 24 czerwca 2019 22:21 Odpowiedz
greg2014 napisał:Nie wiem jak to jest u innych forumowiczów ale ja mam dziwną konstrukcję – w zimie wyjeżdżam w ciepłe kraje a w lecie ciągnie mnie do chłodówTeż tak mam :D jakoś tak nie wyobrażam sobie, żeby lecieć np nad Morze Śródziemne podczas lata, kiedy to temperatury są mniej więcej na podobnym poziomie co u nas ;) jak gdzieś na południe to zawsze wybieram okres od października do marca, a od kwietnia do września wolę pojechać tam, gdzie zimą w życiu bym się nie pojawił, np Skandynawia. A poza tym fajnie jest tak w 3 godziny samolotem z Polski znaleźć się gdzieś, gdzie jest o 15-20 stopni cieplej w grudniu czy styczniu. A z kolei w lipcu być tam, gdzie jest 10-20 stopni (podczas kiedy zimą jest grubo na minusie).A tak poza tym ciekawa relacja ;) i to łącznie z Amsterdamem ;) marzy mi się Islandia na dwóch kółkach ;) może kiedyś...
stasiek-t 24 czerwca 2019 22:25 Odpowiedz
kemot napisał:Patrzę na trasę rejsu i jednocześnie na mapę świata samą w sobie i zachodzę w głowę jak można było przy okazji takiego rejsu kompletnie zignorować tak niezwykłe miejsce jak Wyspy Owcze... czy wynika to wyłącznie z biznesowej decyzji czy żaden port na Wyspach Owczych nie jest przystosowany do obsługi takich kolosów?https://www.cruisemapper.com/ports/torshavn-port-51W zakładce "Schedule" są wymienione wycieczkowce zawijające do portu Torshavn w danym miesiącu, przykładowo w czerwcu ponad 10...
cerro 25 czerwca 2019 11:37 Odpowiedz
Czekam niecierpliwie na Islandię. Planuję co prawda ją objechać, ale może rejs to też dobry pomysł. [emoji848]Fajnie zobaczyć foty ze znajomych miejsc w Amsterdamie. Zdecydowanie moja ulubiona Wenecja w Europie. [emoji6]Wysłane z [emoji336]
jerzy5 26 czerwca 2019 00:36 Odpowiedz
Też czekam z niecierpliwością na Islandię, moja kobietę wyśnioną, a nie odkrytą od morza...
booboozb 26 czerwca 2019 10:14 Odpowiedz
Heh, aż mi się na dobre przypomniało ;) W sierpniu 2012 podobna pogoda i taka zazwyczaj jest w letnie miesiące na fiordach wschodnich.
mihal09 26 czerwca 2019 14:50 Odpowiedz
@greg2014 moge zapytać jaką opcję na napoje wybrałeś na tym rejsie? Pamiętam, że w innym temacie było to dość mocno rozpisane i zaciekawiło mnie :)
brzemia 26 czerwca 2019 19:11 Odpowiedz
Zakochałem się !!Czy wycieczki masz organizowane samodzielne czy coś ze statku będziesz wykupował?Tapniete z telefonu
greg2014 26 czerwca 2019 19:31 Odpowiedz
@brzemia - ze statku biorę dwie wycieczki w ramach wydawania pieniędzy, które dostałem od Costy - w Akureyri i Invergordon. W Reykjaviku planuję skorzystać z miejscowej agencji (jestem po jakiejś wymianie maili - jest mniej więcej o połowę taniej). W pozostałych miejscach samodzielnie - coś na wzór tego co zaliczyłem w Kirkwall i dzisiaj.
brzemia 27 czerwca 2019 13:50 Odpowiedz
Czy lokalni tez oferowali wycieczki do wodospadu? Znasz cene?Tapniete z telefonu
greg2014 27 czerwca 2019 14:16 Odpowiedz
Tak. Ceny za wycieczkę do wodospadu zaczynały się od 50 euro ale nie wykluczam, że u kogoś były tańsze.
northiscalling 28 czerwca 2019 00:00 Odpowiedz
greg2014 napisał:Jedną z nich jest bardzo zadbany ogród botaniczny, który pewnie sam w sobie nie byłby niczym nadzwyczajnym, gdyby nie to, że warto przypomnieć, że jest położony poza kręgiem polarnym. Jest to ponoć najbardziej na północ zlokalizowany ogród botaniczny:Całkiem ładny ten ogród, aczkolwiek ogród botaniczny w Tromso jest dalej na północ :)
pabloz 28 czerwca 2019 13:05 Odpowiedz
Do listy atrakcji w okolicy Myvatn, dodać jeszcze należy - gdyby ktoś się wybierał (najlepiej autem) - krater z jeziorkiem Krafla, wodospad-monstrum Dettifoss (+2 inne w pobliżu) oraz termy Myvatn Nature Baths.http://wesolowski.co/2015/10/13/islandia-myvatn/
ewaolivka 28 czerwca 2019 15:41 Odpowiedz
Robisz świetne zdjęcia. I bardzo lubię Twoje relacje z promowych wypraw. Chociaż nigdy nie miałam okazji tak podróżować-Twoje relacje są zachęcające :)
greole 29 czerwca 2019 23:45 Odpowiedz
Jak będziesz w Rejkiawiku to proponuję zjeść hod-doga z kultowej budki niedaleko "Harpy" http://www.bbp.is. https://www.google.com/maps/place/B%C3%A6jarins+Beztu+Pylsur/@64.1481264,-21.9370554,142m/data=!3m1!1e3!4m5!3m4!1s0x0:0xeea12cdcfc633a79!8m2!3d64.1482785!4d-21.937986 Pozdrawiam
greole 30 czerwca 2019 05:08 Odpowiedz
Jak będziesz w Rejkiawiku to proponuję zjeść hod-doga z kultowej budki niedaleko "Harpy" http://www.bbp.is. https://www.google.com/maps/place/B%C3% ... -21.937986 Pozdrawiam
sranda 1 lipca 2019 00:19 Odpowiedz
Co w nim takiego kultowego? Hot dog jak hot-dog...Wg mnie szkoda tracić czasu na takie ‚watpliwe’ atrakcje.
cerro 4 lipca 2019 10:03 Odpowiedz
Nie zdawałam sobie sprawy, że na Islandii mniejszość polska jest tak silna i istotna. :oA Hallgrimskirkja robi wielkie wrażenie! Wysłane z [emoji336]
arcon 4 lipca 2019 10:25 Odpowiedz
Tak, Polaków jest całe mnóstwo, a na lotnisku w Keflawiku miałem wrażenie, że połowa z pracowników to Polacy.
samaki9 4 lipca 2019 10:30 Odpowiedz
@greg2014 Czy zdażyło sie Tobie spotkać na Coscie jakiś kelnerów/busboyów albo cabin stewardów z Polski? Czy 90% to filipino i indonesia?
monroe 4 lipca 2019 10:38 Odpowiedz
greg2014 napisał:Wspomnianych wcześniej hot-dogów nie namierzyłem ale mówiąc szczerze, nie szukałem ich jakoś szczególnie. Może funkcjonują jak krakowska niebieska nyska z kiełbaskami – tylko w określonych godzinach :-)Nie masz czego żałować bo one są po prostu słabe. Już bardziej smakują na pierwszej lepszej sieciowej stacji benzynowej w Polsce ;)
brzemia 5 lipca 2019 16:34 Odpowiedz
Skad masz te info o polskich pracownikach, ilosci osob opuszczająvych statek? Czyżby integracja z zaloga na pokładzie -2?Tapniete z telefonu
greg2014 5 lipca 2019 17:09 Odpowiedz
Najlepsze źródło informacji to recepcja, animatorzy, kelnerzy itd. Zresztą już przy check-in pracownicy w terminalu mają zawsze tabelkę z ilością gości wg narodowości-wystarczy poprosić żeby ci ją pokazali.Poza tym od załogi statku dowiesz się wszystkiego:-)A Polkę pracującą w spa spotkaliśmy chyba drugiego dnia. Akurat za 2 tygodnie kończy się jej kontrakt.
booboozb 5 lipca 2019 19:49 Odpowiedz
@greg2014Naprawdę miło się z Tobą płynęło i zwiedzało przez ten tydzień z hakiem.Relacja rzetelna, mnóstwo informacji w przystępnej formie.Zdjęć nie za dużo, ani nie za mało. Miejsca na Islandii mi dobrze znane, ale zawsze miło do nich wracam. No i pogoda zdecydowanie Ci dopisała.pozdrawiam ;)
brzemia 5 lipca 2019 21:14 Odpowiedz
Patrząc na zdjęcia owoców morza łatwo można stwierdzić czym różni się Costa od MSC. Moj pierwszy rejs był Costa i żaden następny już nie miał takiego jedzienia...Tapniete z telefonu
brzemia 6 lipca 2019 14:48 Odpowiedz
Jak oceniasz statek? Z tego co pamiętam jest po gruntownym remoncie?Tapniete z telefonu
greg2014 6 lipca 2019 14:56 Odpowiedz
Akurat tym statkiem miałem okazję płynąć w listopadzie 2017 roku i podobnie jak wtedy oceniam go pozytywnie.Na pewno zajmuje miejsce wyższe niż Costa Fortuna ze stycznia br.Szczerze mówiąc nie wiem, czy przeszedł jakiś poważniejszy remont. Wystrój w barach i niektórych przestrzeniach wspólnych jest faktycznie nieco inny. Co do stanu technicznego to były oczywiście miejsca, które proszą się o jakieś odświeżenie (np. popękane listwy przypodłogowe w niektórych miejscach) ale nie było to moim zdaniem nic krytycznego i rzucającego się na pierwszy rzut oka.Organizacji też wiele nie można zarzucić - może podczas dni na morzu za wcześnie kończyło się śniadanie :-)Ze statkowej rozrywki (poza kilkoma przedstawieniami w teatrze) specjalnie nie korzystałem. Zapewniliśmy ją sobie w polskim gronie. Gdyby jednak nie to, to pracę cruise directora, który odpowiada za cały pion rozrywki oceniłbym prawdopodobnie dość nisko. W mojej ocenie trochę brakowało specyficznej i trudnej do zdefiniowania Costowej żywiołowości. Przykładowo nie zorganizowano żadnej imprezy z okazji przekroczenia koła polarnego. Nie było również pokazu rzeźbienia w lodzie, które miałem jak dotąd możliwość oglądać na każdym (!) statku Costy. Ale nie zmienia to faktu, że całość oceniam pozytywnie - rewelacyjna trasa w pełni zrekompensowała te w sumie niewielkie mankamenty.
greg1291 7 lipca 2019 16:34 Odpowiedz
Dzięki za kolejną fantastyczna relację. Mam tylko jedno pytanie. Czy tym razem również skorzystałeś z promocji na statku i kupiłeś kolejny rejs i gdzie nas zabierasz w kolejną podróż ? :)
brzemia 7 lipca 2019 17:14 Odpowiedz
Ktos kto śledzi relacje wie, że nie było jeszcze jednego kontynentu do ktorego można doplynac z Europy ;)Tapniete z telefonu
greg2014 7 lipca 2019 17:43 Odpowiedz
@greg1291 - akurat na tym rejsie nic nie rezerwowałem chociaż było trzech konsultantów zajmujących się sprzedażą przyszłych rejsów i mieli całkiem spory ruch w interesie.Mam jeszcze dwa rejsy zaplanowane wcześniej. Oba są związane z repozycją statku między sezonami - w związku z tym są dłuższe i mają sporo dni na morzu. Pierwszy w listopadzie br. - transatlantyk z Marsylii do Buenos Aires na Costa Pacifica (mam wyjątkowe szczęście do tego statku - to będzie już kolejny rejs na jego pokładzie). Drugi z kolei przypada na marzec 2020 - rejs z Dubaju do Włoch na Costa Diadema. Obie trasy miałem okazję "prawie" zaliczyć (pierwszą tylko bez samego Buenos Aires, drugą w całości - ale minimalnie różną jeśli chodzi o porty) ale chętnie tam wrócę. Poza tym duża liczba dni na morzu da szansę na połączenie "plażingu" podczas przejścia przez Atlantyk czy Kanał Sueski z typową rejsową objazdówką i zwiedzaniem poszczególnych portów - podobnie jak było to w przypadku transatlantyku na Karaiby z ub. roku.Możliwe, że w międzyczasie coś jeszcze wypadnie ale jeśli już to bardziej w ramach ofert "last minute" niż planowania z większym wyprzedzeniem.