Wnętrza gigantycznych hangarów (jeden z nich jest dostępny dla każdego) to z kolei wielofunkcyjna przestrzeń, z której część zajmuje miasteczko (dosłownie) domków, w których mieszczą się pracownie oraz całkiem spore biura projektowe i designerskie. Inna z kolei część jest wykorzystywana do różnego rodzaju ekspozycji oraz happeningów. Przestrzeń nieprawdopodobna, wrażenie odpowiednie do rozmiarów obiektu. Całość dopełniają elementy industrialne od fragmentu linii walcowniczej zaczynając na potężnych suwnicach kończąc:
Niektórych elementów ze względu na rozmiary hali na pierwszy rzut oka się nie dostrzega – np. całkiem sporych rozmiarów łodzi zawieszonej gdzieś pośrodku i sprawiającej wrażenie jakby chciała odpłynąć:
W hangarze czeka na zwiedzających labirynt uliczek, pomiędzy którymi można zobaczyć różnego rodzaju instalacje, półprodukty a także prace w toku:
Jak na dzielnicę alternatywną przystało nie brakuje klubów – w tym również na jachtach czy barkach:
…oraz alternatywnego hotelu:
Na marginesie: w tych czerwonych literach składających się na nazwę „Botel” znajdują się również pokoje dla gości
:-)
Gdyby ktoś szukał czegoś naprawdę szczególnego to może sobie zafundować nocleg w hotelu zlokalizowanym w dawnym dźwigu portowym:
…u stóp rdzewiejącego taboru szynowego, który pewnie kiedyś jeździł po Amsterdamie:
Całość uzupełnia rdzewiejący okręt podwodny:
Miejsce naprawdę świetne i warte zobaczenia. Spędziłem tu prawie 3 godziny po czym wróciłem do bardziej tradycyjnego Amsterdamu.
Ale tymczasem zmieniłem już miejscówkę i dotarłem do Haarlemu. To miasteczko położone ok. 20 km na północ od Amsterdamu. Więcej o pozostałych wrażeniach z Amsterdamu i skąd na mojej trasie w ogóle wziął się Haarlem napiszę jednak trochę później.Zaintrygował mnie trochę ten hotel na dźwigu stoczniowym, który jest zlokalizowany na terenach NDSM (Faralda Crane Hotel). Poszperałem w sieci i widzę, że booking.com dał im 5 gwiazdek. Ceny też są 5-o gwiazdkowe. Ale spokojnie - apartamentów mają aż 3 (wszystkie dwupoziomowe) więc można chyba powiedzieć, że to hotel butikowy:-)
Ja tymczasem wróciłem do swojego hotelu, który o takiej ilości gwiazdek nigdy nawet nie usłyszy. Haarlem okazało się bardzo ładnym a do tego sporym jeśli chodzi o wielkość miastem. Postaram się wrzucić coś więcej jutro rano. Około południa przyjmuję kurs na terminal portowy - czas zacząć właściwą część wycieczki czyli wypadałoby spotkać się w końcu ze statkiem.Jeszcze kilka pożegnalnych zdjęć z Amsterdamu z wczorajszego popołudnia.
Po wizycie na terenach NDSM, o których pisałem wcześniej, podjechałem autobusem miejskim do Buiksloterweg. To miejsce jest położone również po „drugiej stronie wody” – prawie dokładnie naprzeciw dworca Amsterdam Centraal.
To tutaj zlokalizowane jest Eye Filmmuseum - muzeum filmu. Budynek o bardzo oryginalnej bryle wyróżnia się z daleka:
Dosłownie po sąsiedzku zlokalizowany jest wieżowiec z tarasem widokowym A'DAM Lookout:
Co ciekawe, na tarasie znajduje się m.in. kilka huśtawek o całkiem konkretnych rozmiarach:
Widziałem je jedynie z dołu ale słyszałem, że na wejście na huśtawkę trzeba czekać w całkiem konkretnej kolejce. Mnie zniechęciła skutecznie już kolejka do kas biletowych oraz czas oczekiwania na wjazd na górę. Może innym razem
:-)
Przy okazji okazało się, że w tym miejscu znajduje się również jeden z amsterdamskich kultowych napisów:
Pomiędzy Buiksloterweg a Amsterdam Centraal także kursują promy – dosłownie co kilka minut. Sama podróż nie zajmuje więcej niż 5 minut.
Na koniec mojego pobytu w Amsterdamie zafundowałem sobie jeszcze spacerek między kanałami w dzielnicy Joordan, w okolicy domu Anny Frank. Z tego co zauważyłem jest tutaj niezłe zagęszczenie coffee shopów. W niektórych miejscach są skomasowane po kilka obok siebie:
Okolice tego typu miejsc łatwo zresztą rozpoznać z innego powodu – wokół rozchodzi się charakterystyczny zapach wynikający stąd, że wielu klientów zaraz po wyjściu przechodzi do konsumpcji/testowania zakupionego towaru. Świadczą o tym zresztą porzucone dosłownie wszędzie woreczki strunowe, w których jest on sprzedawany – co w zasadniczo czystym Amsterdamie jest mocno nietypowe.
Na pożegnanie z Amsterdamem jeszcze fotka z jednego z bocznych kanałów z house boatem, którego gospodarzom w ogóle nie przeszkadzało co się dzieje wokół:
W drodze powrotnej do hotelu zahaczyłem o jeszcze jeden ze wspomnianych 8-u amsterdamskich wiatraków – tym razem był to de Bloem:
Późnym popołudniem zabrałem swoje rzeczy z hotelu i pojechałem na dworzec Amsterdam Sloterdijk, a stąd dalej pociągiem do Haarlemu. Zmiana lokalizacji wynikła z prozaicznej przyczyny – rezerwowałem hotel z niewielkim wyprzedzeniem (tak jak cały wyjazd). Hotel w Amsterdamie, który wybrałem nie oferował już niestety noclegu na dwa dni, w związku z tym postanowiłem drugi nocleg wziąć w innym miejscu (chociaż na pewno mniej optymalnie jeśli chodzi o logistykę - do portu najłatwiej dostać się bezpośrednio z Amsterdamu) – a ze względu na Accora, w którego hotelach szukałem miejsca w pierwszej kolejności, wybór padł na Haarlem.
Myślałem, że to kwestia tylko noclegu więc miejsce było mi obojętne jednak już z okien pociągu zobaczyłem, że Haarlem to nie miasteczko tylko całkiem konkretne i warte co najmniej porządnego spaceru miasto. Mogę zatem powiedzieć, że nieświadomie nie wybrałem najgorzej. Co najwyżej pomęczę się dzisiaj trochę z logistyką
:-)Jak wspomniałem już wcześniej, do Haarlemu trafiłem trochę przez przypadek a trochę z konieczności. Gdzieś trzeba było przenocować a ponieważ w pierwszej kolejności chciałem wykorzystać punkty Accora, szukałem hoteli tej sieci – i tak padło na to miejsce.
Miasto mnie zdecydowanie zaskoczyło. Pozytywnie. Nastawiałem się, że będzie to jakieś niewielkie „coś”, przedmieście i co najwyżej noclegownia Amsterdamu – a tymczasem okazało się, że to miasto ma blisko 800 lat historii i jest w nim naprawdę co zobaczyć.
Przyjechałem tutaj późno bo dopiero około 18, pozostał mi zatem tylko wieczorny spacerek. A ponieważ jestem w Holandii zacznę od wiatraka bo de facto to jego zasługa, że w ogóle się wybrałem na spacer w tym miejscu. To właśnie wiatrak przyciągnął moją uwagę podczas podróży pociągiem z Amsterdamu. Akurat ten w Haarlemie o nazwie „de Adriaan” jest zlokalizowany przepięknie – tuż nad wodą:
W niewielkiej odległości można zobaczyć najstarszą zachowaną bramę miejską:
Uwagę przyciąga również gigantyczny budynek „kopula” położony obok:
Sądząc po ilości wieżyczek, kamer i drutu kolczastego pełni on chyba funkcje więzienia – ale to tylko moja spekulacja. Swoją drogą odsiadka w centrum miasta, w takim budynku może mija lżej:-)
Haarlem to nie Amsterdam ale nie oznacza to, że nie ma w nim kanałów. Wbrew pozorom jest ich całkiem sporo:
…do tego stopnia, że funkcjonuje tutaj sieć podobnych do amsterdamskich stateczków wycieczkowych dla turystów:
Grzechem byłoby nie wspomnieć o starych kościołach w Haarlemie – w pierwszej kolejności o Bakenesserkerk, którego wieża jest dominantą całej okolicy:
Przysłowiowy „opad szczęki” gwarantuje jednak protestancki kościół św. Bawona, którego rozmiary przewyższają niejedną katedrę w nieporównanie większym mieście:
Jego okolice to również nieprawdopodobne zagęszczenie ogródków i knajpek zastawionych dodatkowo obowiązkowymi rowerami:
Jakby było mało, załapałem się na jakiś weekendowy event z orkiestrą dudziarzy w roli głównej:
Miło było posłuchać
:-)
Podsumowując: Haarlem bardzo miło zaskoczył, jeśli ktoś się będzie kręcił po okolicy, zdecydowanie warto tu wpaść.Z portową logistyką poradziłem sobie najprościej jak się dało – zamówiłem Ubera. W 15 minut byłem na miejscu.
Tak jak wspominałem wcześniej, aktualnie duże statki wycieczkowe nie wpływają już do centrum Amsterdamu. Został dla nich wybudowany niewielki terminal w IJmunden. Dojazd w to miejsce z samego Amsterdamu jest bardzo prosty – ze stacji kolejowej Amsterdam Sloterdijk kursuje do niego w miarę często linia autobusowa nr 382. Czas dojazdu zajmuje około godziny.
A to kilka zdjęć po dotarciu na miejsce:
Zresztą sam terminal położony jest niemal pośrodku niczego. W sąsiedztwie widać hotel a w oddali wydmy i wejścia na popularną plażę:
Terminal portowy dostarcza minimum tego co powinien dostarczać i mówiąc szczerze jest dość ciasny:
Szczęśliwie boarding na statek rozpoczął się ponad godzinę wcześniej niż planowano i został przeprowadzony bardzo sprawnie. Niespełna godzinę po przyjeździe do terminala byłem już na wycieczkowcu. Przy okazji dowiedziałem się, że dzisiaj na statek wsiada 8 osób z polskim paszportem. Zapewne co najmniej drugie tyle wsiadło wczoraj w Niemczech.
Pierwsze wrażenia to małe „deja vu” – gdzieś to wszystko już widziałem
:-) W stosunku do mojego poprzedniego rejsu zmiany nie są wielkie ale można je zauważyć prawie na każdym kroku.
Kabina czekała już w gotowości:
Poniżej wrzucam trochę zdjęć z prawie pustego jeszcze statku:
Zazdroszczę!!! I zapisuję sie do tematu. Rejs kupiłeś bezpośrednio? Bo na stronach pośredników wypłyniecie jest z innego miasta dzień później? Tapniete z telefonu
@brzemia - ze sprzedażą tego rejsu to w ogóle było dziwnie. Na tyle na ile udało mi się rozpoznać temat, sprzedawany był z dwóch portów - z Amsterdamu (a w zasadzie jego okolic) oraz Bremerhaven w Niemczech - przy czym ta druga opcja była z jakichś powodów dostępna tylko u niemieckich pośredników. Costa bezpośrednio - przynajmniej teraz sprzedawała tylko wersję holenderską. Co było wcześniej, trudno mi powiedzieć. Samą rezerwację robiłem przez polskie biuro podróży specjalizujące się w rejsach-cena była taka sama jak bezpośrednio u Costy.A ja tymczasem dotarłem do prawdziwego holenderskiego wiatraka - jak z obrazka. Nazywa sie de Gooyer, jest kawałek od centrum. Zdjęcie wrzucę później bo teraz nie mam za bardzo jak. Tak się składa, że jest z nim zintegrowany mały browar, w związku z czym zatrzymałem się tutaj na chwilę ugasić pragnienie. W końcu dzisiaj miało być mało intensywnie:-)
Byłem pod tym wiatrakiem w Amsterdamie (De Grooier) i mam fotę sprzed 18 lat
;) Jak jeszcze na swoją pierwszą wyprawę solo wziąłem aparat z kliszą 24 focie
:P Może gdzieś wynajdę.Fajna trasa tym promem, jak na kajak i nie tylko.
;) Będę śledził i wspominał mój rejs Norroną z Dani na Islandię.
No właśnie nic nie czuć. Zupełnie. Przez miasto płynie rzeka Amstel, która dostarcza świeżej wody do połączonych z nią kanałów. Do tego funkcjonuje cały system śluz i pomp, który dba o wymianę wody w pozostałych kanałach.W ciągu roku, w kanałach są organizowane nawet zawody pływackie z udziałem królowej - a nie sądzę, żeby ktokolwiek (a królowa tym bardziej) wszedł do śmierdzącej wody
:-)
@xionc - przewodnik mówił co prawda o królowej ale faktycznie nagranie mogło być nieaktualne. Inaczej pozostają domysły co do przyczyn, np. że król nie potrafi pływać:-)
Zaintrygował mnie trochę ten hotel na dźwigu stoczniowym, który jest zlokalizowany na terenach NDSM (Faralda Crane Hotel).Poszperałem w sieci i widzę, że booking.com dał im 5 gwiazdek. Ceny też są 5-o gwiazdkowe. Ale spokojnie - apartamentów mają aż 3 (wszystkie dwupoziomowe) więc można chyba powiedzieć, że to hotel butikowy:-)Ja tymczasem wróciłem do swojego hotelu, który o takiej ilości gwiazdek nigdy nawet nie usłyszy. Haarlem okazało się bardzo ładnym a do tego sporym jeśli chodzi o wielkość miastem. Postaram się wrzucić coś więcej jutro rano. Około południa przyjmuję kurs na terminal portowy - czas zacząć właściwą część wycieczki czyli wypadałoby spotkać się w końcu ze statkiem.
Ceny internetu powalają... To znaczy że na morzu nie ma zasięgu? Rozumiem gdzieś na oceanie, ale tutaj jesteśmy względnie blisko lądów. Sorry, pytanie laika który nigdy nie płynął statkiem
:)
Jeśli telefon jest w stanie złapać zasięg z lądu to ceny są normalne. Jeśli złapie zasięg operatora na statku (czyli satelitarnego) to jest drogo. Generalna zasada jest prosta - wsiadając na statek/prom włączamy tryb offline, jak w samolocie. Czasem jak prom ma trasę wzdłuż brzegu to potrafi trzymać normalną sieć, ale to zależy od wielu czynników, powiedzmy że technicznych. Niestety dla użytkownika końcowego -operatorom opłaca się, żebyśmy korzystali z płatnego roamingu.
Patrzę na trasę rejsu i jednocześnie na mapę świata samą w sobie i zachodzę w głowę jak można było przy okazji takiego rejsu kompletnie zignorować tak niezwykłe miejsce jak Wyspy Owcze... czy wynika to wyłącznie z biznesowej decyzji czy żaden port na Wyspach Owczych nie jest przystosowany do obsługi takich kolosów?
greg2014 napisał:Nie wiem jak to jest u innych forumowiczów ale ja mam dziwną konstrukcję – w zimie wyjeżdżam w ciepłe kraje a w lecie ciągnie mnie do chłodówTeż tak mam
:D jakoś tak nie wyobrażam sobie, żeby lecieć np nad Morze Śródziemne podczas lata, kiedy to temperatury są mniej więcej na podobnym poziomie co u nas
;) jak gdzieś na południe to zawsze wybieram okres od października do marca, a od kwietnia do września wolę pojechać tam, gdzie zimą w życiu bym się nie pojawił, np Skandynawia. A poza tym fajnie jest tak w 3 godziny samolotem z Polski znaleźć się gdzieś, gdzie jest o 15-20 stopni cieplej w grudniu czy styczniu. A z kolei w lipcu być tam, gdzie jest 10-20 stopni (podczas kiedy zimą jest grubo na minusie).A tak poza tym ciekawa relacja
;) i to łącznie z Amsterdamem
;) marzy mi się Islandia na dwóch kółkach
;) może kiedyś...
kemot napisał:Patrzę na trasę rejsu i jednocześnie na mapę świata samą w sobie i zachodzę w głowę jak można było przy okazji takiego rejsu kompletnie zignorować tak niezwykłe miejsce jak Wyspy Owcze... czy wynika to wyłącznie z biznesowej decyzji czy żaden port na Wyspach Owczych nie jest przystosowany do obsługi takich kolosów?https://www.cruisemapper.com/ports/torshavn-port-51W zakładce "Schedule" są wymienione wycieczkowce zawijające do portu Torshavn w danym miesiącu, przykładowo w czerwcu ponad 10...
Czekam niecierpliwie na Islandię. Planuję co prawda ją objechać, ale może rejs to też dobry pomysł. [emoji848]Fajnie zobaczyć foty ze znajomych miejsc w Amsterdamie. Zdecydowanie moja ulubiona Wenecja w Europie. [emoji6]Wysłane z [emoji336]
@brzemia - ze statku biorę dwie wycieczki w ramach wydawania pieniędzy, które dostałem od Costy - w Akureyri i Invergordon. W Reykjaviku planuję skorzystać z miejscowej agencji (jestem po jakiejś wymianie maili - jest mniej więcej o połowę taniej). W pozostałych miejscach samodzielnie - coś na wzór tego co zaliczyłem w Kirkwall i dzisiaj.
greg2014 napisał:Jedną z nich jest bardzo zadbany ogród botaniczny, który pewnie sam w sobie nie byłby niczym nadzwyczajnym, gdyby nie to, że warto przypomnieć, że jest położony poza kręgiem polarnym. Jest to ponoć najbardziej na północ zlokalizowany ogród botaniczny:Całkiem ładny ten ogród, aczkolwiek ogród botaniczny w Tromso jest dalej na północ
:)
Do listy atrakcji w okolicy Myvatn, dodać jeszcze należy - gdyby ktoś się wybierał (najlepiej autem) - krater z jeziorkiem Krafla, wodospad-monstrum Dettifoss (+2 inne w pobliżu) oraz termy Myvatn Nature Baths.http://wesolowski.co/2015/10/13/islandia-myvatn/
Robisz świetne zdjęcia. I bardzo lubię Twoje relacje z promowych wypraw. Chociaż nigdy nie miałam okazji tak podróżować-Twoje relacje są zachęcające
:)
Jak będziesz w Rejkiawiku to proponuję zjeść hod-doga z kultowej budki niedaleko "Harpy" http://www.bbp.is. https://www.google.com/maps/place/B%C3%A6jarins+Beztu+Pylsur/@64.1481264,-21.9370554,142m/data=!3m1!1e3!4m5!3m4!1s0x0:0xeea12cdcfc633a79!8m2!3d64.1482785!4d-21.937986
Pozdrawiam
greg2014 napisał:Wspomnianych wcześniej hot-dogów nie namierzyłem ale mówiąc szczerze, nie szukałem ich jakoś szczególnie. Może funkcjonują jak krakowska niebieska nyska z kiełbaskami – tylko w określonych godzinach
:-)Nie masz czego żałować bo one są po prostu słabe. Już bardziej smakują na pierwszej lepszej sieciowej stacji benzynowej w Polsce
;)
Najlepsze źródło informacji to recepcja, animatorzy, kelnerzy itd. Zresztą już przy check-in pracownicy w terminalu mają zawsze tabelkę z ilością gości wg narodowości-wystarczy poprosić żeby ci ją pokazali.Poza tym od załogi statku dowiesz się wszystkiego:-)A Polkę pracującą w spa spotkaliśmy chyba drugiego dnia. Akurat za 2 tygodnie kończy się jej kontrakt.
@greg2014Naprawdę miło się z Tobą płynęło i zwiedzało przez ten tydzień z hakiem.Relacja rzetelna, mnóstwo informacji w przystępnej formie.Zdjęć nie za dużo, ani nie za mało. Miejsca na Islandii mi dobrze znane, ale zawsze miło do nich wracam. No i pogoda zdecydowanie Ci dopisała.pozdrawiam
;)
Patrząc na zdjęcia owoców morza łatwo można stwierdzić czym różni się Costa od MSC. Moj pierwszy rejs był Costa i żaden następny już nie miał takiego jedzienia...Tapniete z telefonu
Akurat tym statkiem miałem okazję płynąć w listopadzie 2017 roku i podobnie jak wtedy oceniam go pozytywnie.Na pewno zajmuje miejsce wyższe niż Costa Fortuna ze stycznia br.Szczerze mówiąc nie wiem, czy przeszedł jakiś poważniejszy remont. Wystrój w barach i niektórych przestrzeniach wspólnych jest faktycznie nieco inny. Co do stanu technicznego to były oczywiście miejsca, które proszą się o jakieś odświeżenie (np. popękane listwy przypodłogowe w niektórych miejscach) ale nie było to moim zdaniem nic krytycznego i rzucającego się na pierwszy rzut oka.Organizacji też wiele nie można zarzucić - może podczas dni na morzu za wcześnie kończyło się śniadanie
:-)Ze statkowej rozrywki (poza kilkoma przedstawieniami w teatrze) specjalnie nie korzystałem. Zapewniliśmy ją sobie w polskim gronie. Gdyby jednak nie to, to pracę cruise directora, który odpowiada za cały pion rozrywki oceniłbym prawdopodobnie dość nisko. W mojej ocenie trochę brakowało specyficznej i trudnej do zdefiniowania Costowej żywiołowości. Przykładowo nie zorganizowano żadnej imprezy z okazji przekroczenia koła polarnego. Nie było również pokazu rzeźbienia w lodzie, które miałem jak dotąd możliwość oglądać na każdym (!) statku Costy. Ale nie zmienia to faktu, że całość oceniam pozytywnie - rewelacyjna trasa w pełni zrekompensowała te w sumie niewielkie mankamenty.
Dzięki za kolejną fantastyczna relację. Mam tylko jedno pytanie. Czy tym razem również skorzystałeś z promocji na statku i kupiłeś kolejny rejs i gdzie nas zabierasz w kolejną podróż ?
:)
@greg1291 - akurat na tym rejsie nic nie rezerwowałem chociaż było trzech konsultantów zajmujących się sprzedażą przyszłych rejsów i mieli całkiem spory ruch w interesie.Mam jeszcze dwa rejsy zaplanowane wcześniej. Oba są związane z repozycją statku między sezonami - w związku z tym są dłuższe i mają sporo dni na morzu. Pierwszy w listopadzie br. - transatlantyk z Marsylii do Buenos Aires na Costa Pacifica (mam wyjątkowe szczęście do tego statku - to będzie już kolejny rejs na jego pokładzie). Drugi z kolei przypada na marzec 2020 - rejs z Dubaju do Włoch na Costa Diadema. Obie trasy miałem okazję "prawie" zaliczyć (pierwszą tylko bez samego Buenos Aires, drugą w całości - ale minimalnie różną jeśli chodzi o porty) ale chętnie tam wrócę. Poza tym duża liczba dni na morzu da szansę na połączenie "plażingu" podczas przejścia przez Atlantyk czy Kanał Sueski z typową rejsową objazdówką i zwiedzaniem poszczególnych portów - podobnie jak było to w przypadku transatlantyku na Karaiby z ub. roku.Możliwe, że w międzyczasie coś jeszcze wypadnie ale jeśli już to bardziej w ramach ofert "last minute" niż planowania z większym wyprzedzeniem.
Wnętrza gigantycznych hangarów (jeden z nich jest dostępny dla każdego) to z kolei wielofunkcyjna przestrzeń, z której część zajmuje miasteczko (dosłownie) domków, w których mieszczą się pracownie oraz całkiem spore biura projektowe i designerskie. Inna z kolei część jest wykorzystywana do różnego rodzaju ekspozycji oraz happeningów. Przestrzeń nieprawdopodobna, wrażenie odpowiednie do rozmiarów obiektu. Całość dopełniają elementy industrialne od fragmentu linii walcowniczej zaczynając na potężnych suwnicach kończąc:
Niektórych elementów ze względu na rozmiary hali na pierwszy rzut oka się nie dostrzega – np. całkiem sporych rozmiarów łodzi zawieszonej gdzieś pośrodku i sprawiającej wrażenie jakby chciała odpłynąć:
W hangarze czeka na zwiedzających labirynt uliczek, pomiędzy którymi można zobaczyć różnego rodzaju instalacje, półprodukty a także prace w toku:
Jak na dzielnicę alternatywną przystało nie brakuje klubów – w tym również na jachtach czy barkach:
…oraz alternatywnego hotelu:
Na marginesie: w tych czerwonych literach składających się na nazwę „Botel” znajdują się również pokoje dla gości :-)
Gdyby ktoś szukał czegoś naprawdę szczególnego to może sobie zafundować nocleg w hotelu zlokalizowanym w dawnym dźwigu portowym:
…u stóp rdzewiejącego taboru szynowego, który pewnie kiedyś jeździł po Amsterdamie:
Całość uzupełnia rdzewiejący okręt podwodny:
Miejsce naprawdę świetne i warte zobaczenia. Spędziłem tu prawie 3 godziny po czym wróciłem do bardziej tradycyjnego Amsterdamu.
Ale tymczasem zmieniłem już miejscówkę i dotarłem do Haarlemu. To miasteczko położone ok. 20 km na północ od Amsterdamu. Więcej o pozostałych wrażeniach z Amsterdamu i skąd na mojej trasie w ogóle wziął się Haarlem napiszę jednak trochę później.Zaintrygował mnie trochę ten hotel na dźwigu stoczniowym, który jest zlokalizowany na terenach NDSM (Faralda Crane Hotel).
Poszperałem w sieci i widzę, że booking.com dał im 5 gwiazdek. Ceny też są 5-o gwiazdkowe. Ale spokojnie - apartamentów mają aż 3 (wszystkie dwupoziomowe) więc można chyba powiedzieć, że to hotel butikowy:-)
Ja tymczasem wróciłem do swojego hotelu, który o takiej ilości gwiazdek nigdy nawet nie usłyszy. Haarlem okazało się bardzo ładnym a do tego sporym jeśli chodzi o wielkość miastem. Postaram się wrzucić coś więcej jutro rano. Około południa przyjmuję kurs na terminal portowy - czas zacząć właściwą część wycieczki czyli wypadałoby spotkać się w końcu ze statkiem.Jeszcze kilka pożegnalnych zdjęć z Amsterdamu z wczorajszego popołudnia.
Po wizycie na terenach NDSM, o których pisałem wcześniej, podjechałem autobusem miejskim do Buiksloterweg. To miejsce jest położone również po „drugiej stronie wody” – prawie dokładnie naprzeciw dworca Amsterdam Centraal.
To tutaj zlokalizowane jest Eye Filmmuseum - muzeum filmu. Budynek o bardzo oryginalnej bryle wyróżnia się z daleka:
Dosłownie po sąsiedzku zlokalizowany jest wieżowiec z tarasem widokowym A'DAM Lookout:
Co ciekawe, na tarasie znajduje się m.in. kilka huśtawek o całkiem konkretnych rozmiarach:
Widziałem je jedynie z dołu ale słyszałem, że na wejście na huśtawkę trzeba czekać w całkiem konkretnej kolejce. Mnie zniechęciła skutecznie już kolejka do kas biletowych oraz czas oczekiwania na wjazd na górę. Może innym razem :-)
Przy okazji okazało się, że w tym miejscu znajduje się również jeden z amsterdamskich kultowych napisów:
Pomiędzy Buiksloterweg a Amsterdam Centraal także kursują promy – dosłownie co kilka minut. Sama podróż nie zajmuje więcej niż 5 minut.
Na koniec mojego pobytu w Amsterdamie zafundowałem sobie jeszcze spacerek między kanałami w dzielnicy Joordan, w okolicy domu Anny Frank. Z tego co zauważyłem jest tutaj niezłe zagęszczenie coffee shopów. W niektórych miejscach są skomasowane po kilka obok siebie:
Okolice tego typu miejsc łatwo zresztą rozpoznać z innego powodu – wokół rozchodzi się charakterystyczny zapach wynikający stąd, że wielu klientów zaraz po wyjściu przechodzi do konsumpcji/testowania zakupionego towaru. Świadczą o tym zresztą porzucone dosłownie wszędzie woreczki strunowe, w których jest on sprzedawany – co w zasadniczo czystym Amsterdamie jest mocno nietypowe.
Na pożegnanie z Amsterdamem jeszcze fotka z jednego z bocznych kanałów z house boatem, którego gospodarzom w ogóle nie przeszkadzało co się dzieje wokół:
W drodze powrotnej do hotelu zahaczyłem o jeszcze jeden ze wspomnianych 8-u amsterdamskich wiatraków – tym razem był to de Bloem:
Późnym popołudniem zabrałem swoje rzeczy z hotelu i pojechałem na dworzec Amsterdam Sloterdijk, a stąd dalej pociągiem do Haarlemu. Zmiana lokalizacji wynikła z prozaicznej przyczyny – rezerwowałem hotel z niewielkim wyprzedzeniem (tak jak cały wyjazd). Hotel w Amsterdamie, który wybrałem nie oferował już niestety noclegu na dwa dni, w związku z tym postanowiłem drugi nocleg wziąć w innym miejscu (chociaż na pewno mniej optymalnie jeśli chodzi o logistykę - do portu najłatwiej dostać się bezpośrednio z Amsterdamu) – a ze względu na Accora, w którego hotelach szukałem miejsca w pierwszej kolejności, wybór padł na Haarlem.
Myślałem, że to kwestia tylko noclegu więc miejsce było mi obojętne jednak już z okien pociągu zobaczyłem, że Haarlem to nie miasteczko tylko całkiem konkretne i warte co najmniej porządnego spaceru miasto. Mogę zatem powiedzieć, że nieświadomie nie wybrałem najgorzej. Co najwyżej pomęczę się dzisiaj trochę z logistyką :-)Jak wspomniałem już wcześniej, do Haarlemu trafiłem trochę przez przypadek a trochę z konieczności. Gdzieś trzeba było przenocować a ponieważ w pierwszej kolejności chciałem wykorzystać punkty Accora, szukałem hoteli tej sieci – i tak padło na to miejsce.
Miasto mnie zdecydowanie zaskoczyło. Pozytywnie. Nastawiałem się, że będzie to jakieś niewielkie „coś”, przedmieście i co najwyżej noclegownia Amsterdamu – a tymczasem okazało się, że to miasto ma blisko 800 lat historii i jest w nim naprawdę co zobaczyć.
Przyjechałem tutaj późno bo dopiero około 18, pozostał mi zatem tylko wieczorny spacerek. A ponieważ jestem w Holandii zacznę od wiatraka bo de facto to jego zasługa, że w ogóle się wybrałem na spacer w tym miejscu. To właśnie wiatrak przyciągnął moją uwagę podczas podróży pociągiem z Amsterdamu. Akurat ten w Haarlemie o nazwie „de Adriaan” jest zlokalizowany przepięknie – tuż nad wodą:
W niewielkiej odległości można zobaczyć najstarszą zachowaną bramę miejską:
Uwagę przyciąga również gigantyczny budynek „kopula” położony obok:
Sądząc po ilości wieżyczek, kamer i drutu kolczastego pełni on chyba funkcje więzienia – ale to tylko moja spekulacja. Swoją drogą odsiadka w centrum miasta, w takim budynku może mija lżej:-)
Haarlem to nie Amsterdam ale nie oznacza to, że nie ma w nim kanałów. Wbrew pozorom jest ich całkiem sporo:
…do tego stopnia, że funkcjonuje tutaj sieć podobnych do amsterdamskich stateczków wycieczkowych dla turystów:
Grzechem byłoby nie wspomnieć o starych kościołach w Haarlemie – w pierwszej kolejności o Bakenesserkerk, którego wieża jest dominantą całej okolicy:
Przysłowiowy „opad szczęki” gwarantuje jednak protestancki kościół św. Bawona, którego rozmiary przewyższają niejedną katedrę w nieporównanie większym mieście:
Jego okolice to również nieprawdopodobne zagęszczenie ogródków i knajpek zastawionych dodatkowo obowiązkowymi rowerami:
Jakby było mało, załapałem się na jakiś weekendowy event z orkiestrą dudziarzy w roli głównej:
Miło było posłuchać :-)
Podsumowując: Haarlem bardzo miło zaskoczył, jeśli ktoś się będzie kręcił po okolicy, zdecydowanie warto tu wpaść.Z portową logistyką poradziłem sobie najprościej jak się dało – zamówiłem Ubera. W 15 minut byłem na miejscu.
Tak jak wspominałem wcześniej, aktualnie duże statki wycieczkowe nie wpływają już do centrum Amsterdamu. Został dla nich wybudowany niewielki terminal w IJmunden. Dojazd w to miejsce z samego Amsterdamu jest bardzo prosty – ze stacji kolejowej Amsterdam Sloterdijk kursuje do niego w miarę często linia autobusowa nr 382. Czas dojazdu zajmuje około godziny.
A to kilka zdjęć po dotarciu na miejsce:
Zresztą sam terminal położony jest niemal pośrodku niczego. W sąsiedztwie widać hotel a w oddali wydmy i wejścia na popularną plażę:
Terminal portowy dostarcza minimum tego co powinien dostarczać i mówiąc szczerze jest dość ciasny:
Szczęśliwie boarding na statek rozpoczął się ponad godzinę wcześniej niż planowano i został przeprowadzony bardzo sprawnie. Niespełna godzinę po przyjeździe do terminala byłem już na wycieczkowcu. Przy okazji dowiedziałem się, że dzisiaj na statek wsiada 8 osób z polskim paszportem. Zapewne co najmniej drugie tyle wsiadło wczoraj w Niemczech.
Pierwsze wrażenia to małe „deja vu” – gdzieś to wszystko już widziałem :-) W stosunku do mojego poprzedniego rejsu zmiany nie są wielkie ale można je zauważyć prawie na każdym kroku.
Kabina czekała już w gotowości:
Poniżej wrzucam trochę zdjęć z prawie pustego jeszcze statku: