0
greg2014 19 czerwca 2019 20:29
Image

Jak na Islandię przystało, prąd i ogrzewanie zapewniają źródła geotermalne. Wodę zresztą również – de facto jest ona „odpadem” przy produkcji prądu. Pewnym zagadnieniem jest tylko jej schłodzenie, z czym jednak nie ma większego problemu. Z kolei gleba, w której rosną krzewy bazuje w dużej części na piaskach wulkanicznych.

W tajniki uprawy pomidorów wprowadziła nas pracownica farmy, która z zabawnie wyglądającej „ambony” zrobiła nam 10-minutowy wykład:

Image

Uprawa odbywa się cały rok, pracownicy zajmują się praktycznie wyłącznie sadzeniem krzewów, odrywaniem nadmiaru bocznych liści i pędów (aby roślina pięła się w górę i lepiej owocowała) oraz przede wszystkim zbiorem dojrzałych pomidorów. Dziennie zbierana jest 1 tona pomidorów 4-ech odmian. Stanowi to 18% zapotrzebowania na pomidory na Islandii. Pomidory z tej farmy są sprzedawane wyłącznie na lokalnym rynku – jak nam powiedziano można je zobaczyć praktycznie w każdej islandzkiej sieci handlowej (eksport zapewne byłby i tak nieopłacalny).

Image

Żywot jednego krzaczka to około 9 miesięcy czyli całkiem sporo.

Kluczowym zagadnieniem w całej uprawie jest zapylanie kwiatów. Odpowiada za to armia pszczół sprowadzanych w pudełkach z Holandii. Pojedyncze pudełko zawiera mini-rój pszczół z matką oraz około 60-oma pszczołami. W trakcie „eksploatacji” pudełka, liczebność pszczół w naturalny sposób się zwiększa. Tak wygląda pudełko bezpośrednio po „dostawie”:

Image

Można oczywiście zobaczyć, co się dzieje w środku:

Image

Image

Pszczoły są całkiem sporych rozmiarów. Podobno są mało agresywne i trzeba się wyjątkowo postarać, aby zostać użądlonym.

Pudełka z otwartym dla pszczół wejściem są porozstawiane praktycznie wszędzie:

Image

Czas życia pszczół z jednego pudełka nie przekracza 6-u tygodni.

Następnego dnia miałem okazję odwiedzić jeden z supermarketów w Reykjaviku i oczywiście z ciekawości poszedłem na stoisko z warzywami – były tam faktycznie tylko pomidory z odwiedzonej przeze mnie farmy:

Image

Farma Fridheimar prowadzi również sporą stadninę, w której hoduje konie islandzkie – jest to druga „noga” rodzinnego biznesu:

Image

Na koniec polski akcent. Okazało się, że w czasie mojej wycieczki na farmie przebywała również grupa (cały autobus) wycieczki objazdowej po Islandii organizowanej przez Rainbow Tours:

Image

Akurat niedawno przylecieli i rozpoczynali wizytę na wyspie od Golden Circle.

Zresztą polskich akcentów miałem okazję zobaczyć dużo, dużo więcej – napiszę o tym nieco później. Wspomnę jedynie, że pierwszą osobą, którą zobaczyłem idąc rano z portu na dworzec autobusowy był prawie na pewno Polak – biegacz ze słuchawkami na uszach. Wnioskuję tak po charakterystycznym stroju kibica piłkarskiej reprezentacji Polski – w polskich barwach i z obowiązkowym orzełkiem na koszulce. Nie porozmawialiśmy ale prawdopodobieństwo, że był to Islandczyk jest raczej niewielkie :-)

Na tym zakończyła się moja wycieczka po Golden Circle pierwszego dnia. Trwała w sumie nieco ponad 8,5 godziny. Pogoda była rewelacyjna, organizacja – jak wspominałem wcześniej – również, a program był jak dla mnie idealny, z optymalną ilością czasu jaki mieliśmy do dyspozycji w poszczególnych miejscach. Bez względu na wybór organizatora polecam zaliczenie tej rundki każdemu odwiedzającemu Reykjavik – naprawdę warto.

Pozostałą część czasu, jaka pozostała mi w Reykjaviku poświęciłem na spacery po mieście (wieczorny i następnego dnia do południa). Napiszę o tym w kolejnej części relacji.Na koniec zostawiłem sobie sam Reykjavik. Miasto jak na naszą miarę nie jest przesadnie duże – mieszka w nim 120-130 tys. osób (w całym regionie stołecznym niespełna dwa razy więcej – co stanowi prawie 2/3 wszystkich mieszkańców Islandii). Można je bez najmniejszego problemu obejść na piechotę.

Zacznę od jednego z symboli (chociaż mniej znanego) miasta – pomnika prezentującego szkielet łodzi, zlokalizowanego przy promenadzie prowadzącej w kierunku centrum miasta:

Image

Nieco wcześniej - idąc od statku w stronę centrum - można zobaczyć charakterystyczny budynek – Dom Hoffi (islandzka pisownia jest odmienna, ale nie jestem w stanie jej w tym momencie odtworzyć), który ma szczególne miejsce w historii – to tutaj w 1986 roku odbył się pierwszy szczyt Reagan-Gorbaczow, który dał początek rozmowom rozbrojeniowym pomiędzy mocarstwami:

Image

Jednym z najbardziej znanych budynków w Reykjaviku jest HARPA – centrum kulturalne Reykjaviku i całej Islandii. Zlokalizowane są tutaj m.in. sala koncertowa, centrum konferencyjne, siedziba lokalnej orkiestry, opery oraz towarzyszące im restauracje, centrum obsługi ruchu turystycznego i zapewne coś jeszcze.

Image

Image

Wspomnianych wcześniej hot-dogów nie namierzyłem ale mówiąc szczerze, nie szukałem ich jakoś szczególnie. Może funkcjonują jak krakowska niebieska nyska z kiełbaskami – tylko w określonych godzinach :-)

Odkąd powstała HARPA, konkuruje ona z powodzeniem z Hallgrimskirkja – monumentalnym kościołem górującym nad miastem.

W bliskim sąsiedztwie można odwiedzić tzw. Stary Port, z którego aktualnie wypływają m.in. niewielkie jednostki wycieczkowe – głównie oferujące możliwość obserwacji wielorybów ale nie tylko:

Image

Image

Przechodząc do centrum miasta, można zobaczyć najstarszy zachowany budynek w Reykjaviku – położony przy ul. Adalstrari 10:

Image

Po drodze minąłem starym budynkiem islandzkiego parlamentu (obecnie zlokalizowana jest tutaj jedna z lokalnych szkół średnich):

Image

…po czym stanąłem twarzą w twarz w aktualną siedzibą islandzkiego parlamentu:

Image

Nie da się ukryć, że jest to kwintesencja islandzkiego minimalizmu – zarówno w kształcie jak i formie :-) Budynek jest niepozorny i w zasadzie jedyną wyróżniającą go cechą jest to, że przebiegająca przed nim ulica jest niedostępna dla samochodów.

W ramach uzupełnienia, tak wyglądał w niedzielny wieczór niewielki park zlokalizowany przed budynkiem parlamentu:

Image

Równie minimalistyczna i niepozorna jest siedziba premiera islandzkiego rządu:

Image

Image

Nie ma szans, aby zobaczyć tutaj jakieś mury, płoty, armię strażników itp. atrybuty władzy.

W pobliżu można również zwiedzić centralny ośrodek kultury, w którym znajduje się m.in. wystawa poświęcone korzeniom Islandii:

Image

Reykjavik i jego centrum ma jak najbardziej miejską zabudowę. Nie brakuje w nim typowych handlowych uliczek czy dziesiątków knajpek:

Image

Image

Idąc z tego miejsca ulicą Vitastigur, w oddali pojawił się olbrzymi kościół – i absolutna dominanta całego miasta – Hallgrimskirkja:

Image

Image

Wbrew pozorom i powszechnej opinii nie jest to katedra miejska. Ta znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie aktualnego budynku parlamentu i w porównaniu do Hallgrimskirkja z zewnątrz nie robi wielkiego wrażenia.

Wewnątrz Hallgrimskirkja szczególną uwagę zwracają organy. Instrument z ponad 5000-oma piszczałek robi wrażenie:

Image

Można również wyjechać na wieżę widokową kościoła (cena: 1000 ISK). Ja sobie odpuściłem – miałem w planie wizytę w PERLAN-ie i podziwianie widoków stamtąd.

W pobliżu Hallgrimskirkja warto wspomnieć jeszcze o niewielkim parku, w którym zgromadzono rzeźby Elinara Jonssona:

Image

Image

Nie robi on może takiego wrażenia jak park Vigelunda w Oslo, o którym pisałem w relacji poświęconej norweskim fiordom ale warto do niego wpaść przynajmniej na chwilę.

Centralne miejsce w Reykjaviku zajmuje niewielkie jezioro (staw ?) Tjornin, nad którym można zobaczyć piękny kościół Frikirkjan:

Image

…oraz betonowe monstrum – miejski ratusz, wielokrotnie większy od budynku islandzkiego parlamentu:

Image

Islandia od czasów reformacji jest zasadniczo luterańska (ok. 60% społeczeństwa). Największą religijną mniejszością są katolicy (4%), którzy gromadzą się w miejscowej katedrze:

Image

Co ciekawe, na 4 niedzielne msze, dwie odprawiane są w języku polskim (do tego jedna w angielskim i jedna w islandzkim) – a sam wystrój i napisy wewnątrz katedry nie pozostawiają wątpliwości, że jedną z największych grup katolików na Islandii są właśnie Polacy.

Kolejnym punktem mojej trasy wokół Reykjaviku był PERLAN (perła) – charakterystyczny budynek z kopułą położony na niewielkim wzgórzu na obrzeżach miasta, w którym zlokalizowano m.in. wystawy na temat przyrody, geologii i geografii Islandii a także planetarium:

Image

Budynek otacza niewielki las, w którym ku mojemu zaskoczeniu spotkałem niecodziennego (przynajmniej w moim odczuciu) mieszkańca:

Image

Jak widać, jeśli chodzi o zwierzęta Islandię zamieszkują nie tylko owce, konie, krowy…i muchy :-)

Na 4-ym piętrze PERLAN-u znajduje się platforma widokowa:

Image

Nie jest ona aktualnie bezpłatna jak mówi większość przewodników – wstęp kosztuje 890 ISK. W tym miejscu po raz kolejny można przeżyć zderzenie z islandzką mentalnością: nikt nigdzie nie kontroluje biletów – dla każdego oczywiste jest, że należy je kupić, aby móc się udać do windy i wjechać na górę. Z naszego punktu widzenia to może być pewnego rodzaju szok…

Z platformy roztacza się widok na wszystkie strony miasta. W oddali widać Hallgrimskirkja:

Image

Dopiero stąd można zobaczyć jak mocno dominuje ona nad miejską zabudową w centrum:

Image

To widok w stronę nadmorskiej promenady:

Image

…oraz na główny islandzki uniwersytet:

Image

Bezpośrednio w sąsiedztwie PERLAN-u zlokalizowane jest lotnisko krajowe (loty międzynarodowe obsługuje drugie lotnisko - Keflavik). Największe maszyny, które stąd latają widać poniżej:

Image

Ruch generują jednak różnego rodzaju maleństwa oraz startujące co chwilę śmigłowce. Prawdopodobnie jest to ruch turystyczny umożliwiający podziwianie uroków Islandii z góry. Momentami na drodze kołowania można było zobaczyć nawet kolejkę: :-)

Image

Image

Większych maszyn jest niewiele. Poznać je można po sporym hałasie jaki generują przy starcie:

Image

Image

Image

Wizytą w PERLAN zakończyłem spacer po mieście. Trzeba było powoli wracać na statek (drugiego dnia odpływaliśmy o godzinie 13).

A ponieważ dostałem pytanie odnośnie cen w knajpach w Reykjaviku, poniżej załączam fotkę menu jednej z nich z w centrum miasta (miejsce w żaden sposób z zewnątrz się nie wyróżniało):

Image

C.D.N.Reykjavik według przewodników to miasto street-artu. Zdecydowanie specyficznego i zupełnie innego niż to, co miałem okazję widzieć w Singapurze czy na Penangu, gdzie uliczna sztuka jest również wymieniana na jednym z pierwszych miejsc, jeśli chodzi o miejscowe atrakcje.

Islandzki street-art sprowadza się albo do manifestów lub swojego rodzaju odezw do ludu:

Image

Gdzie indziej można zobaczyć, coś wpadającego w mniej lub bardziej udane graffiti – moim zdaniem z pogranicza bohomazów (ale pewnie się nie znam :-)):

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (45)

jerzy5 20 czerwca 2019 00:45 Odpowiedz
Z przyjemnością będę śledził Twoją relację, ponieważ odbyłem taką objazdówkę pojazdem i ciekawe jak ta Islandia z morza pokazuje swoje wdzięki :D
asfalto 20 czerwca 2019 13:11 Odpowiedz
Masz w planach coś przypalić?Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
greg2014 20 czerwca 2019 13:26 Odpowiedz
:-)Nawet jeśli bym miał to na pewno nie będę się tym chwalił :-)
tomo14 20 czerwca 2019 13:38 Odpowiedz
@greg20142 lata temu były oba - teraz chyba ten przy muzeum zlikwidowali.
brzemia 20 czerwca 2019 18:04 Odpowiedz
Zazdroszczę!!! I zapisuję sie do tematu. Rejs kupiłeś bezpośrednio? Bo na stronach pośredników wypłyniecie jest z innego miasta dzień później? Tapniete z telefonu
greg2014 20 czerwca 2019 18:29 Odpowiedz
@brzemia - ze sprzedażą tego rejsu to w ogóle było dziwnie. Na tyle na ile udało mi się rozpoznać temat, sprzedawany był z dwóch portów - z Amsterdamu (a w zasadzie jego okolic) oraz Bremerhaven w Niemczech - przy czym ta druga opcja była z jakichś powodów dostępna tylko u niemieckich pośredników. Costa bezpośrednio - przynajmniej teraz sprzedawała tylko wersję holenderską. Co było wcześniej, trudno mi powiedzieć. Samą rezerwację robiłem przez polskie biuro podróży specjalizujące się w rejsach-cena była taka sama jak bezpośrednio u Costy.A ja tymczasem dotarłem do prawdziwego holenderskiego wiatraka - jak z obrazka. Nazywa sie de Gooyer, jest kawałek od centrum. Zdjęcie wrzucę później bo teraz nie mam za bardzo jak. Tak się składa, że jest z nim zintegrowany mały browar, w związku z czym zatrzymałem się tutaj na chwilę ugasić pragnienie. W końcu dzisiaj miało być mało intensywnie:-)
booboozb 20 czerwca 2019 20:04 Odpowiedz
Byłem pod tym wiatrakiem w Amsterdamie (De Grooier) i mam fotę sprzed 18 lat ;) Jak jeszcze na swoją pierwszą wyprawę solo wziąłem aparat z kliszą 24 focie :P Może gdzieś wynajdę.Fajna trasa tym promem, jak na kajak i nie tylko. ;) Będę śledził i wspominał mój rejs Norroną z Dani na Islandię.
brzemia 21 czerwca 2019 08:42 Odpowiedz
I ta wilgoć...Śmierdzi?Tapniete z telefonu
greg2014 21 czerwca 2019 09:21 Odpowiedz
No właśnie nic nie czuć. Zupełnie. Przez miasto płynie rzeka Amstel, która dostarcza świeżej wody do połączonych z nią kanałów. Do tego funkcjonuje cały system śluz i pomp, który dba o wymianę wody w pozostałych kanałach.W ciągu roku, w kanałach są organizowane nawet zawody pływackie z udziałem królowej - a nie sądzę, żeby ktokolwiek (a królowa tym bardziej) wszedł do śmierdzącej wody :-)
xionc 21 czerwca 2019 14:55 Odpowiedz
greg2014 napisał:a królowa tym bardziejW Holandii od 6 lat jest król ;)
londynia 21 czerwca 2019 15:11 Odpowiedz
greg2014 21 czerwca 2019 15:49 Odpowiedz
@xionc - przewodnik mówił co prawda o królowej ale faktycznie nagranie mogło być nieaktualne. Inaczej pozostają domysły co do przyczyn, np. że król nie potrafi pływać:-)
greg2014 21 czerwca 2019 22:07 Odpowiedz
Zaintrygował mnie trochę ten hotel na dźwigu stoczniowym, który jest zlokalizowany na terenach NDSM (Faralda Crane Hotel).Poszperałem w sieci i widzę, że booking.com dał im 5 gwiazdek. Ceny też są 5-o gwiazdkowe. Ale spokojnie - apartamentów mają aż 3 (wszystkie dwupoziomowe) więc można chyba powiedzieć, że to hotel butikowy:-)Ja tymczasem wróciłem do swojego hotelu, który o takiej ilości gwiazdek nigdy nawet nie usłyszy. Haarlem okazało się bardzo ładnym a do tego sporym jeśli chodzi o wielkość miastem. Postaram się wrzucić coś więcej jutro rano. Około południa przyjmuję kurs na terminal portowy - czas zacząć właściwą część wycieczki czyli wypadałoby spotkać się w końcu ze statkiem.
northiscalling 23 czerwca 2019 11:50 Odpowiedz
Ceny internetu powalają... To znaczy że na morzu nie ma zasięgu? Rozumiem gdzieś na oceanie, ale tutaj jesteśmy względnie blisko lądów. Sorry, pytanie laika który nigdy nie płynął statkiem :)
brunoj 23 czerwca 2019 12:32 Odpowiedz
Jeśli telefon jest w stanie złapać zasięg z lądu to ceny są normalne. Jeśli złapie zasięg operatora na statku (czyli satelitarnego) to jest drogo. Generalna zasada jest prosta - wsiadając na statek/prom włączamy tryb offline, jak w samolocie. Czasem jak prom ma trasę wzdłuż brzegu to potrafi trzymać normalną sieć, ale to zależy od wielu czynników, powiedzmy że technicznych. Niestety dla użytkownika końcowego -operatorom opłaca się, żebyśmy korzystali z płatnego roamingu.
kemot 24 czerwca 2019 22:02 Odpowiedz
Patrzę na trasę rejsu i jednocześnie na mapę świata samą w sobie i zachodzę w głowę jak można było przy okazji takiego rejsu kompletnie zignorować tak niezwykłe miejsce jak Wyspy Owcze... czy wynika to wyłącznie z biznesowej decyzji czy żaden port na Wyspach Owczych nie jest przystosowany do obsługi takich kolosów?
nikodemfm 24 czerwca 2019 22:21 Odpowiedz
greg2014 napisał:Nie wiem jak to jest u innych forumowiczów ale ja mam dziwną konstrukcję – w zimie wyjeżdżam w ciepłe kraje a w lecie ciągnie mnie do chłodówTeż tak mam :D jakoś tak nie wyobrażam sobie, żeby lecieć np nad Morze Śródziemne podczas lata, kiedy to temperatury są mniej więcej na podobnym poziomie co u nas ;) jak gdzieś na południe to zawsze wybieram okres od października do marca, a od kwietnia do września wolę pojechać tam, gdzie zimą w życiu bym się nie pojawił, np Skandynawia. A poza tym fajnie jest tak w 3 godziny samolotem z Polski znaleźć się gdzieś, gdzie jest o 15-20 stopni cieplej w grudniu czy styczniu. A z kolei w lipcu być tam, gdzie jest 10-20 stopni (podczas kiedy zimą jest grubo na minusie).A tak poza tym ciekawa relacja ;) i to łącznie z Amsterdamem ;) marzy mi się Islandia na dwóch kółkach ;) może kiedyś...
stasiek-t 24 czerwca 2019 22:25 Odpowiedz
kemot napisał:Patrzę na trasę rejsu i jednocześnie na mapę świata samą w sobie i zachodzę w głowę jak można było przy okazji takiego rejsu kompletnie zignorować tak niezwykłe miejsce jak Wyspy Owcze... czy wynika to wyłącznie z biznesowej decyzji czy żaden port na Wyspach Owczych nie jest przystosowany do obsługi takich kolosów?https://www.cruisemapper.com/ports/torshavn-port-51W zakładce "Schedule" są wymienione wycieczkowce zawijające do portu Torshavn w danym miesiącu, przykładowo w czerwcu ponad 10...
cerro 25 czerwca 2019 11:37 Odpowiedz
Czekam niecierpliwie na Islandię. Planuję co prawda ją objechać, ale może rejs to też dobry pomysł. [emoji848]Fajnie zobaczyć foty ze znajomych miejsc w Amsterdamie. Zdecydowanie moja ulubiona Wenecja w Europie. [emoji6]Wysłane z [emoji336]
jerzy5 26 czerwca 2019 00:36 Odpowiedz
Też czekam z niecierpliwością na Islandię, moja kobietę wyśnioną, a nie odkrytą od morza...
booboozb 26 czerwca 2019 10:14 Odpowiedz
Heh, aż mi się na dobre przypomniało ;) W sierpniu 2012 podobna pogoda i taka zazwyczaj jest w letnie miesiące na fiordach wschodnich.
mihal09 26 czerwca 2019 14:50 Odpowiedz
@greg2014 moge zapytać jaką opcję na napoje wybrałeś na tym rejsie? Pamiętam, że w innym temacie było to dość mocno rozpisane i zaciekawiło mnie :)
brzemia 26 czerwca 2019 19:11 Odpowiedz
Zakochałem się !!Czy wycieczki masz organizowane samodzielne czy coś ze statku będziesz wykupował?Tapniete z telefonu
greg2014 26 czerwca 2019 19:31 Odpowiedz
@brzemia - ze statku biorę dwie wycieczki w ramach wydawania pieniędzy, które dostałem od Costy - w Akureyri i Invergordon. W Reykjaviku planuję skorzystać z miejscowej agencji (jestem po jakiejś wymianie maili - jest mniej więcej o połowę taniej). W pozostałych miejscach samodzielnie - coś na wzór tego co zaliczyłem w Kirkwall i dzisiaj.
brzemia 27 czerwca 2019 13:50 Odpowiedz
Czy lokalni tez oferowali wycieczki do wodospadu? Znasz cene?Tapniete z telefonu
greg2014 27 czerwca 2019 14:16 Odpowiedz
Tak. Ceny za wycieczkę do wodospadu zaczynały się od 50 euro ale nie wykluczam, że u kogoś były tańsze.
northiscalling 28 czerwca 2019 00:00 Odpowiedz
greg2014 napisał:Jedną z nich jest bardzo zadbany ogród botaniczny, który pewnie sam w sobie nie byłby niczym nadzwyczajnym, gdyby nie to, że warto przypomnieć, że jest położony poza kręgiem polarnym. Jest to ponoć najbardziej na północ zlokalizowany ogród botaniczny:Całkiem ładny ten ogród, aczkolwiek ogród botaniczny w Tromso jest dalej na północ :)
pabloz 28 czerwca 2019 13:05 Odpowiedz
Do listy atrakcji w okolicy Myvatn, dodać jeszcze należy - gdyby ktoś się wybierał (najlepiej autem) - krater z jeziorkiem Krafla, wodospad-monstrum Dettifoss (+2 inne w pobliżu) oraz termy Myvatn Nature Baths.http://wesolowski.co/2015/10/13/islandia-myvatn/
ewaolivka 28 czerwca 2019 15:41 Odpowiedz
Robisz świetne zdjęcia. I bardzo lubię Twoje relacje z promowych wypraw. Chociaż nigdy nie miałam okazji tak podróżować-Twoje relacje są zachęcające :)
greole 29 czerwca 2019 23:45 Odpowiedz
Jak będziesz w Rejkiawiku to proponuję zjeść hod-doga z kultowej budki niedaleko "Harpy" http://www.bbp.is. https://www.google.com/maps/place/B%C3%A6jarins+Beztu+Pylsur/@64.1481264,-21.9370554,142m/data=!3m1!1e3!4m5!3m4!1s0x0:0xeea12cdcfc633a79!8m2!3d64.1482785!4d-21.937986 Pozdrawiam
greole 30 czerwca 2019 05:08 Odpowiedz
Jak będziesz w Rejkiawiku to proponuję zjeść hod-doga z kultowej budki niedaleko "Harpy" http://www.bbp.is. https://www.google.com/maps/place/B%C3% ... -21.937986 Pozdrawiam
sranda 1 lipca 2019 00:19 Odpowiedz
Co w nim takiego kultowego? Hot dog jak hot-dog...Wg mnie szkoda tracić czasu na takie ‚watpliwe’ atrakcje.
cerro 4 lipca 2019 10:03 Odpowiedz
Nie zdawałam sobie sprawy, że na Islandii mniejszość polska jest tak silna i istotna. :oA Hallgrimskirkja robi wielkie wrażenie! Wysłane z [emoji336]
arcon 4 lipca 2019 10:25 Odpowiedz
Tak, Polaków jest całe mnóstwo, a na lotnisku w Keflawiku miałem wrażenie, że połowa z pracowników to Polacy.
samaki9 4 lipca 2019 10:30 Odpowiedz
@greg2014 Czy zdażyło sie Tobie spotkać na Coscie jakiś kelnerów/busboyów albo cabin stewardów z Polski? Czy 90% to filipino i indonesia?
monroe 4 lipca 2019 10:38 Odpowiedz
greg2014 napisał:Wspomnianych wcześniej hot-dogów nie namierzyłem ale mówiąc szczerze, nie szukałem ich jakoś szczególnie. Może funkcjonują jak krakowska niebieska nyska z kiełbaskami – tylko w określonych godzinach :-)Nie masz czego żałować bo one są po prostu słabe. Już bardziej smakują na pierwszej lepszej sieciowej stacji benzynowej w Polsce ;)
brzemia 5 lipca 2019 16:34 Odpowiedz
Skad masz te info o polskich pracownikach, ilosci osob opuszczająvych statek? Czyżby integracja z zaloga na pokładzie -2?Tapniete z telefonu
greg2014 5 lipca 2019 17:09 Odpowiedz
Najlepsze źródło informacji to recepcja, animatorzy, kelnerzy itd. Zresztą już przy check-in pracownicy w terminalu mają zawsze tabelkę z ilością gości wg narodowości-wystarczy poprosić żeby ci ją pokazali.Poza tym od załogi statku dowiesz się wszystkiego:-)A Polkę pracującą w spa spotkaliśmy chyba drugiego dnia. Akurat za 2 tygodnie kończy się jej kontrakt.
booboozb 5 lipca 2019 19:49 Odpowiedz
@greg2014Naprawdę miło się z Tobą płynęło i zwiedzało przez ten tydzień z hakiem.Relacja rzetelna, mnóstwo informacji w przystępnej formie.Zdjęć nie za dużo, ani nie za mało. Miejsca na Islandii mi dobrze znane, ale zawsze miło do nich wracam. No i pogoda zdecydowanie Ci dopisała.pozdrawiam ;)
brzemia 5 lipca 2019 21:14 Odpowiedz
Patrząc na zdjęcia owoców morza łatwo można stwierdzić czym różni się Costa od MSC. Moj pierwszy rejs był Costa i żaden następny już nie miał takiego jedzienia...Tapniete z telefonu
brzemia 6 lipca 2019 14:48 Odpowiedz
Jak oceniasz statek? Z tego co pamiętam jest po gruntownym remoncie?Tapniete z telefonu
greg2014 6 lipca 2019 14:56 Odpowiedz
Akurat tym statkiem miałem okazję płynąć w listopadzie 2017 roku i podobnie jak wtedy oceniam go pozytywnie.Na pewno zajmuje miejsce wyższe niż Costa Fortuna ze stycznia br.Szczerze mówiąc nie wiem, czy przeszedł jakiś poważniejszy remont. Wystrój w barach i niektórych przestrzeniach wspólnych jest faktycznie nieco inny. Co do stanu technicznego to były oczywiście miejsca, które proszą się o jakieś odświeżenie (np. popękane listwy przypodłogowe w niektórych miejscach) ale nie było to moim zdaniem nic krytycznego i rzucającego się na pierwszy rzut oka.Organizacji też wiele nie można zarzucić - może podczas dni na morzu za wcześnie kończyło się śniadanie :-)Ze statkowej rozrywki (poza kilkoma przedstawieniami w teatrze) specjalnie nie korzystałem. Zapewniliśmy ją sobie w polskim gronie. Gdyby jednak nie to, to pracę cruise directora, który odpowiada za cały pion rozrywki oceniłbym prawdopodobnie dość nisko. W mojej ocenie trochę brakowało specyficznej i trudnej do zdefiniowania Costowej żywiołowości. Przykładowo nie zorganizowano żadnej imprezy z okazji przekroczenia koła polarnego. Nie było również pokazu rzeźbienia w lodzie, które miałem jak dotąd możliwość oglądać na każdym (!) statku Costy. Ale nie zmienia to faktu, że całość oceniam pozytywnie - rewelacyjna trasa w pełni zrekompensowała te w sumie niewielkie mankamenty.
greg1291 7 lipca 2019 16:34 Odpowiedz
Dzięki za kolejną fantastyczna relację. Mam tylko jedno pytanie. Czy tym razem również skorzystałeś z promocji na statku i kupiłeś kolejny rejs i gdzie nas zabierasz w kolejną podróż ? :)
brzemia 7 lipca 2019 17:14 Odpowiedz
Ktos kto śledzi relacje wie, że nie było jeszcze jednego kontynentu do ktorego można doplynac z Europy ;)Tapniete z telefonu
greg2014 7 lipca 2019 17:43 Odpowiedz
@greg1291 - akurat na tym rejsie nic nie rezerwowałem chociaż było trzech konsultantów zajmujących się sprzedażą przyszłych rejsów i mieli całkiem spory ruch w interesie.Mam jeszcze dwa rejsy zaplanowane wcześniej. Oba są związane z repozycją statku między sezonami - w związku z tym są dłuższe i mają sporo dni na morzu. Pierwszy w listopadzie br. - transatlantyk z Marsylii do Buenos Aires na Costa Pacifica (mam wyjątkowe szczęście do tego statku - to będzie już kolejny rejs na jego pokładzie). Drugi z kolei przypada na marzec 2020 - rejs z Dubaju do Włoch na Costa Diadema. Obie trasy miałem okazję "prawie" zaliczyć (pierwszą tylko bez samego Buenos Aires, drugą w całości - ale minimalnie różną jeśli chodzi o porty) ale chętnie tam wrócę. Poza tym duża liczba dni na morzu da szansę na połączenie "plażingu" podczas przejścia przez Atlantyk czy Kanał Sueski z typową rejsową objazdówką i zwiedzaniem poszczególnych portów - podobnie jak było to w przypadku transatlantyku na Karaiby z ub. roku.Możliwe, że w międzyczasie coś jeszcze wypadnie ale jeśli już to bardziej w ramach ofert "last minute" niż planowania z większym wyprzedzeniem.