0
watsky 24 czerwca 2023 20:24
Image
Image
Wracamy do hostelu stosunkowo wcześnie ponieważ cały następny dzień mamy zaplanowany na zwiedzanie świątyń.
Przed snem korzystamy z basenu, gdzie gramy mecz w koszykówkę wodną z chłopakami z Beneluxu (niestety doznajemy sromotnej porażki, bo nasi rywale okazali się prawdziwymi koszykarzami)
Image
O 6.30, nie jedząc śniadania ani nie zabierając ze sobą ani mililitra wody, wsiadamy do tuktuka, z którego kierowcą umówiliśmy się dzień wcześniej, i udajemy się w krótką, 20 minutową podróż do pierwszej świątyni: Angkor Wat. Temperatura przed 7 rano, do tego czując we włosach wiatr, jest świetna, rześka i aż chce się nam coś robić.
Image
Po krótkim spacerze z naszego pojazdu, udajemy się do wejścia do świątyni, w tym momencie tarcza słońca zaczyna się wychylać zza budowli, więc widok jest niczego sobie.
Image
Image
Po przejściu mostu pontonowego (Rainbow Bridge był w remoncie), od razu zachywca nas ten kompleks
Image
Image
Image
Image
do tego spotykamy małpią rodzinkę i humory, pomimo wczesnej pory, są coraz lepsze.
Image
Image
Szczególne wrażenie robi monumentalność oraz dbałość o detale i fakt, że budowla ta powstała w XII wieku. Liczba turystów jest spora, ale nie ogromna, wszędzie można się dostać i nie odczuwa się jakiegoś ścisku czy przytłoczenia. Nie jest to na pewno rodzaj tłumu niczym na rynku w Krakowie w niedzielę o 15 lub w piątek wieczorem, ale turyści są widoczni.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Po kilku wspinaczkach oraz dość długim spacerze wewnątrz kompleksu, okazuje się, że jest ledwie 8 rano, a temperatura zaczyna nas zabijać, ponadto nie mamy wody ani nie jedliśmy niczego przed przyjazdem, więc kończą nam się siły. Całe szczęście w okolicy znajdowały się kramiki z mydłem i powidłem ale też z wodą i oczywiście Coca-Colą, oba napoje z zadowoleniem kupiliśmy (były zimne oraz kosztowały niewiele).
Po odnalezieniu kierowcy udajemy się do Bayon Temple, która szczerze powiedziawszy chyba robi na nas większe wrażenie niż Angkor Wat. (myślę, że przez ilość twarzy umieszczonych na wieżach)
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Kolejnym przystankiem musiało być śniadanie, dochodziła 9, a my byliśmy już bardzo zmęczeni od upału, głodni i spragnieni. Minusem takiego rozwiązania było to, że musieliśmy zjeść na terenie kompleksu, przez co ceny były 2-3 krotnie zawyżone. Pomimo tego płacimy ok. 5-6$ za swoje posiłki (do tego pyszne szejki z mango), korzystamy z łazienki i udajemy się w dalszą podróż, odświeżeni i chętni nowych wrażeń.
Po posiłku pierwszym miejscem, które odwiedzamy jest Terrace of the Elephants, który znajduje się po drugiej stronie od naszej jadłodajni. Bogato zdobiony taras, z którego król mógł obserwować swoją armię, zwiedzamy w 10 minut i wsiadamy na tuktuka (jest to niesamowicie przyjemne uczucie, przy ponad 40 stopniowym upale czuć wiaterek i przez chwilę zapomnieć o skwarze)
Image
Image
Image
Następnie krótka wizytacja w Thommanon oraz Chau Say Tevoda, po której zaczynamy odczuwać bóle brzuchów (kolejny już raz…)
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Przedostatnim miejscem, które odwiedzamy jest świątynia Ta Keo, na której szczyt można wejść, korzystają z tego 2 osoby, ja natomiast już tak mocno czuje brzuch, że siedzę na murku pod budowlą.
Image
Image
Upał staje się nie do zniesienia, a my mamy przed sobą ostatnie miejsce, tzn. słynną świątynię Ta Prohm.
Nie oglądałem filmu Tomb Raider więc nawet nie wiedziałem, że budowla ta jest z tego znana na całym świecie, poza tym jest bardzo dobrze zachowana i z przyjemnością się po niej spaceruje, uroku dodają wszędobylskie drzewa, próbujące pochłonąć to co stworzył człowiek przed wiekami. W międzyczasie, będąc w środku świątyni, jeden z naszych ma poważny problem żołądkowy (po obiadku ?), biegiem udaje się na parking tuktuków i znika na dobrych 30 minut, my w tym czasie spokojnie sobie zwiedzamy świątynie, gubiąc się w niej dwukrotnie.
Image
Image
Image
Image
Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

dad 11 lipca 2023 23:09 Odpowiedz
Przeoczyłem wcześnie tę relację. Co do części pierwszej... poświęciłeś trochę miejsca na opisywanie nam dolegliwości, biegunek i wymiotów ;-). I jak ledwo się wykaraskałeś to poszedłeś do restauracji o nazwie Laksa, która o ironio po śląsku znaczy... BIEGUNKA :lol:
japonka76 12 lipca 2023 05:08 Odpowiedz
Fajna relacja i zdjęcia. [emoji16] Wróciły wspomnienia.I nie wiem, czy macie więcej szczęścia czy pecha. Czekam na ciąg dalszy.
elwirka 12 lipca 2023 12:08 Odpowiedz
W końcu jakaś prawdziwa relacja z ludzkimi wydzielinami. A nie tylko instagramowe foty z lustrzanek i zaklinanie rzeczywistości. Czekam na więcej;-)
2catstrooper 22 lipca 2023 05:08 Odpowiedz
Po prostu super relacja!!!Czekam na wiecej!!!I potwierdza to moja glebo zakorzeniona paranoje, ze do niektorych krajow to, tak profilaktycznie, bez Cipro i innych specjalow zoladkowych nie jade!
tropikey 22 lipca 2023 12:08 Odpowiedz
DAD napisał: I jak ledwo się wykaraskałeś to poszedłeś do restauracji o nazwie Laksa, która o ironio po śląsku znaczy... BIEGUNKA [emoji38]A w drugą stronę, mamy przecież Laxigen - lek na zaparcia :DZawsze, gdy jem laksę, nazwa tego leku kołacze mi się w tyle głowy. Na szczęście, póki co podobieństwo w nazwie pozostaje tylko podobieństwem w nazwie ;)
2catstrooper 28 lipca 2023 05:08 Odpowiedz
Relacja pierwsza klasa!!! Az zatesknilam za Hanoi i Dubajem! :)A na Malediwach na lotnisku nie dali wam szansy, zeby stanac obok, wskoczyc na telefon i poszukac hotelu? Przed zaraza, jak sie bylo milym i uprzejmym, to panowie pogranicznicy na to pozwalali. O ile mialo sie roaming w telefonie, bo z wi-fi tam, to sami wiecie jak jest.
watsky 28 lipca 2023 12:08 Odpowiedz
Dziękuję za miłe słowa!Niestety, gdy wszystko wyszło na jaw, od razu zostaliśmy zaproszeni, razem z paroma innymi osobami, do przejścia na terminal, skąd już nie było wyjścia. (Pomimo bycia miłym i uprzejmym :cry: )