Zapomniałbym dodać, że na tym locie nie otrzymaliśmy piżam (nie wiem czy z uwagi na to, że to dzienny rejs, czy Etihad z nich zrezygnował), ale za to bardzo fajną kosmetyczkę z drobiazgami do spania i kosmetykami. System IFE jest godny pochwały, bowiem oferuje bardzo szerokie portfolio zarówno filmów, jak i muzyki. Można także pooglądać telewizję na żywo. Do dyspozycji mamy dwa ekrany – jeden na wprost, a drugi na pilocie. Mogą one pracować niezależnie. Nie ma też problemu z zasilaniem, ponieważ przy każdym fotelu są dwa porty USB i zwykłe gniazdko.
Lądowanie zapowiada się bezboleśnie – piękna pogoda, mało chmur i jesteśmy blisko godzinę przed czasem. Niestety dosłownie kilka sekund przed dotknięciem płyty, a może i bliżej nagle kapitan ostro podrywa naszego Super Jumbo w górę (kto co miał na półce to jest już na ziemi) i ucieka na jeszcze jedno kółko na wysokość 2000 stóp. Nie wiem dlaczego tak się stało, dostajemy tylko informację, że nasze lądowanie będzie opóźnione o około 20 minut. Rzeczywiście przez ten czas krążymy nad Atlantykiem i wracamy na JFK, tym razem skutecznie, ale dosyć twardo. Z uwagi, że wszyscy lubimy samoloty, to jeszcze kilka zdjęć z płyty lotniska.
Nie byłem tego świadomy, ale wszystkie formalności zostały już załatwione w Abu Dhabi na lotnisku, więc tutaj po prostu wychodzę z samolotu i prosta drogą bez jakiejkolwiek kontroli mogę wyjść na zewnątrz. Dzień dobry Nowy Jork!Czas mam świetny, więc jeszcze zdążę zrobić fotki w Wielkim Jabłku za dnia. Pędzę na Air Train, a następnie ze stacji Jamaica za bodajże $2,5 jadę na Penn Station, skąd rozpoczynam mój spacer po mieście. Temperatura niestety bardzo niska, bo około 2 stopni w plusie. Zakładam kurtkę, czapkę i po chwili także rękawiczki. Szczerze mówiąc jakbym zgodnie z pierwotnym planem nie zabrał tych części garderoby to nie dałbym rady chodzić po mieście. Temperatura odczuwalna spadła tuż po zajściu słońca do -6 st. C. Pierwszym budynkiem, który widzę na oczy po wyjściu jest hotel Pennsylvania w którym zatrzymałem się około 5 lat temu podczas pobytu w Nowym Jorku. Niestety moja aktywowana i doładowana karta MTXC nie daje rady i nie łączy się w USA, przez co pierwsze co robię to wstępuję do MCDonalda, żeby pobrać mapkę miasta. Okay, okazuje się, że dobrze pamiętałem i szedłem w odpowiednim kierunku. A dokąd? Wymyśliłem sobie w samolocie, że udam się na Top in the Rock, żeby zobaczyć panoramę miasta w nocy. Wcześniej jednak przemierzam wiecznie żywe Times Square na które wrócę, jak zrobi ciemniej (tutaj w sumie ciemniej nie będzie, przez wszechobecne neony reklamowe).
W końcu docieram pod Rockefeller Center, gdzie lodowisko jest wciąż czynne i cieszy się sporym powodzeniem. Zaraz wracają silne wspomnienia i skojarzenia z tym miejscem. Sam Nowy Jork najbardziej kojarzę z przygodami Kevina, hehe. Idę do kasy kupić bilet na wjazd, nie wiem czemu kojarzyłem cenę $25, jeżeli w rzeczywistości jest $35 + oczywiście tax. Okazuje się, że najbliższy wjazd jest możliwy za godzinę, kurczę niedobrze, ale co poradzić. Przez chwilę nie mogę znaleźć swojej karty kredytowej przez co sesja mi wygasa i muszę ponownie wybrać rodzaj biletu na ekranie. Ooo teraz dostępny jest wjazd za 5 minut, co za szczęście. Szybko kupuję i biegnę do windy. Oczywiście czeka mnie jeszcze kontrola bezpieczeństwa, a następnie wjazd drugą winą, która ponad 65 pięter pokonuje w 36 sekund, wtedy też gaśnie światło i wyświetla się animacja na suficie, który jest przeszklony. Efekt jest bardzo fajny. Najlepsze czeka mnie dopiero na górze, gdzie dostępne są trzy piętra widokowe z czego jeden zupełnie otwarty. Przechodzę przez wszystkie, ale na najwyższym wieje tak mocno wiatr, że nie ma szans zrobienie nieporuszonego zdjęcia, w dodatku po kilku minutach nie czuję dłoni, więc schodzę niżej. Ogólnie spędzam tutaj około 1,5 godziny przyglądają się panoramie miasta. Pomimo tych $40 myślę, że to absolutny must see w Nowym Jorku i cieszę się, że udało mi się go zrobić. Zapewne powtórzę to w ciągu dnia, najlepiej latem.
Wracam do spaceru po mieście, chociaż jest już 22. Wracam na Time Square, a następnie idę pod Bryant Park, który jest zamykany na noc. Idę też pod sam Empire State Building, który też przecież oferuje punkt widokowy, ale spotkałem się z opiniami, że jednak jest nieco mniej efektowny od tego na Rockefeller Center. Jeszcze przez jakiś czas chodzę sobie bez celu, robię fotki i marznę coraz bardziej. O północy postanawiam udać się na Penn Station skąd mam pociąg na lotnisko Newark. Po zakupie biletu w automacie za $13 idę pod Starbucksa złapać jakieś WiFi, wtedy też widzę, że dostałem maila z informacją o anulowaniu mojego lotu z Honolulu do Guam. Jestem mocno rozczarowany tym faktem. United podsyła mi link, za pomocą którego mogę zmienić mój lot z Newark do Honolulu, który przecież jest w porządku, a na temat HNL-GUM nie ma ani słowa. Nie do końca to rozumiem, więc jadę na lotnisko z nadzieją, że tam uda mi się uzyskać więcej informacji.
Jak się spodziewacie na lotnisku nie ma żywej duszy na stanowiskach United, pomimo, że ich pierwszy lot to ten o 5:15 do Chicago, którym miałem podróżować. W kiosku widzę, że mogę sobie wybrać dowolny inny lot, co mnie interesuje, bo są lepsze połączenia np. przez Houston lub Washington Dulles (przylot do HNL 1,5 wcześniej niż planowo przez Chicago). Podchodzę w końcu do agenta, żeby zapytać się co i jak. Mało sympatyczna kobieta informuje mnie, że ona żadnych zmian nie widzi w moim planie podróży, a jak zrobię zmianę to obciążony będą znaczącym fee. Próbuję z nią dyskutować, ale ona odsyła mnie do automatu. Tam postanawiam sam spróbować zmiany. Wybieram lot przez Houston i… niedostępny. Eh, dobra ostatnia próba przez Dulles i... potwierdzono, mogę wybrać miejsca. No to teraz z biletami w ręku zmieniam terminal z C na A.
Czekam sobie spokojnie na rozpoczęcie kontroli bezpieczeństwa, po której idę do saloniku United. Tam wita mnie pani z Polski, zamieniamy kilka słów i idę na śniadanie. Owsianka z jeżynami i do tego bajgle z serkiem Philadephia to coś czego dawno nie jadłem, więc spożywam ze smakiem. Żeby nie kusić losu wychodzę z Clubu 30 minut przed odlotem, a boarding rusza dosłownie 2 minuty później. Kiedy jesteśmy już wszyscy na pokładzie to nagle gaśnie światło, bo zabrakło zasilania. Sam kapitan wychodzi na zewnątrz, żeby coś sprawdzić, po czym przychodzi i oznajmia, że nie ma szans na wylot o czasie. A kto ma ciasną przesiadkę w Dulles może opuścić samolot i spróbować przebukować swój bilet. A ja myślałem, że to koniec moich problemów z United… Okay, podejmuję to wyzwanie i idę do kolejnej, niesympatycznej kobiety z obsługi, która koniec końców wydaje mi bilet do Honolulu – będzie to bezpośredni rejs Boeingiem 767-400, który potrwa 11,5 godziny. Udaje mi się ją jeszcze uprosić o zmianę miejsca z większą przestrzenią na nogi przy przejściu. Co dalej? Muszę zmienić terminal, ale do lotu są jeszcze 2,5h. Teraz robię to autobusem, który jeździ po płycie lotniska i dzięki temu nie muszę ponownie przechodzić kontroli.
Idę do kolejnego United Clubu, gdzie oferta gastronomiczna jest bardzo podobna. Postanawiam jednak zainteresować się moim jutrzejszym lotem z Honolulu na Guam i idę do agenta w saloniku. W końcu trafiam na kogoś miłego i sympatycznego. Dostaję pełen wydruk sytuacji z tym lotem i sprawa staje się jasna. Lot będzie, o tej godzinie co pierwotnie, ale zmieniono numer lotu, ponieważ… uwaga... gdzieś ma nastąpić zmiana samolotu, a co się później okazuje dołożono dodatkowy odcinek, czyli będzie kreseczka więcej na mapie! W końcu dobre wieści. Poza tym rozmawiamy sobie chwilę o Nowej Zelandii, do której człowiek ten leci za kilka dni, a później o Sydney, gdzie także zatrzyma się na dwa dni (prawdopodobnie będzie tam w ten sam dzień co ja!).
Okay, bo za bardzo przedłużam tę część relacji, zmierzajmy do końca. Boarding na lot do Honolulu punktualnie i po 10 minutach prawie wszyscy są na pokładzie, przychodzę jako jeden z ostatnich, mimo, że jeszcze 20 minut do zamknięcia gate’u. Po kolejnej (!!!) nieprzespanej nocy (tym razem ponownie ani na minutę nie zamknąłem oczu) zapinam pas i idę spać, budzę się na start, a później udaje mi się pospać zaledwie 3 godziny, bo w samolocie jest bardzo zimno. Omija mnie także serwis z napojami (jedzenie na pokładzie United w lotach krajowych jest płatne).
Rejs kończymy spokojnym lądowaniem. Pod koniec wypijam jeszcze kawę, żeby odzyskać trochę energii. Po wyjściu z samolotu i uderzeniu ciepłego powietrza (w samolocie United chciano nas zamrozić i bez koca bym nie wytrwał) od razu wracają siły witalne. Szybko idę do bankomatu wypłacić trochę dolarów i w informacji pytam skąd jedzie autobus do centrum. Dzięki temu po około 30 minutach (niestety jeżdżą bardzo rzadko) jestem już w busie numer 19 Waikiki.Przejazd autobusem miejskim kosztuje 2,75 dolara i zajmuje około godziny, na końcu irytuje mnie już to jak kierowca kluczy po uliczkach miasta i wysiadam, żeby szybciej dotrzeć do hostelu i zostawić plecak. To był świetny wybór. Z uwagi, że ostatnio jadłem wiele godzin temu do kupuję sobie szybką przekąskę w drodze do Polynesian Ocean Hostel. Dostaję pokój sześcioosobowy z jedną łazienką, gdzie idę się przebrać i zostawić manatki. Jak się okazuje pokój jest pełen, a konfiguracja wygląda tak: 5 dziewczyn i ja. Okay, przecież nie powiem, że coś mi się nie podoba
:D Ruszam na spacer po Waikiki.
Waikiki to nie tylko plaża, ale również kolorowa ulica Kalākaua Avenue, wzdłuż której ciągną się drogie hotele, restauracje, banki i sklepy. Spotkamy tutaj głównie Amerykanów, Australijczyków i Japończyków. Po drodze mijam oczywiście pomnik Duke'a Kahanamoku z którym mam zdjęcie sprzed blisko 5 lat i stoi ono u mnie w pokoju. Był to hawajski pływak, który uchodzi za ojca surfingu, zdobył wiele medali olimpijskich.
Ja pierdziu! Przepraszam, ale nic bardziej elokwentnego mi do głowy nie przychodzi
:DPlanowałem coś w tym duchu na lato b.r., ale sprawa musi poczekać do następnego roku. Wygląda na to, że znowu się będę na Tobie wzorować, tak jak to już raz miało miejsce
;) Różnice w trasie na pewno będą (ot, choćby brak Hawajów), ale widzę też dużo podobieństw. W każdym razie, szykuje się lektura obowiązkowa
:DPowodzenia!Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
"...24 loty w 19 dni"."Moja podróż rozpoczęła się godzinę temu, jestem już w pociągu do Krakowa, gdzie spędzę jeden dzień przed lotem Dubaju. O dalszym przebiegu będę Was informował w relacji live, którą tym postem zaczynam"Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
A ja wrzucając jakieś składaki RTW gdzie było po 10-12 lotów w 3 tygodnie, zmiana miejsca co 2-3 dni myślałem po co ja to wrzucam? Przecież i tak nikt tak nie lata. O jak bardzo się myliłem. Ale to dobrze, będę pamiętał, że są ludzi, którzy mają dwa dni na miejscu i jazda dalej
:lol:
Mój hopper zostal anulowany. Takiego maila dostalem przed 1h
:( jestem w NY i musze szybko cos wymyslic, nie wiem co ugram z United. Lot mial byc pojutrze. Wysłane z mojego SM-J730F przy użyciu Tapatalka
hejJa to blondynka jestem i nie znam sie na kierunkach, poleciales do Dubaju a jestes w NYC?
:)Pytam, bo za kilka dni bede w NYC i moze popoludniowa kawa?
:)
Blondynka?! To autor relacji blondynem jest zapewne, bo taki niekonsekwentny... Najpierw leci na wschód, a potem na zachód. Chyba że to celowe zagranie, by trzymać czytelników w napięciu. W sumie, to mu się udało. Ja śledzę relację z zapartym tchem;-)
Ja z mapki to rozumiem tak: KTW AUH (DXB) NYC ORD ... Czyli poleciał do Dubaju, a stamtąd bezpośrednio do Stanów. Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka
@Yossarian niestety nie, ja w HNL moge być maksymalnie 1 dzień
;) inaczej posypie się reszta lotów.@radwar dla czytelności nie zaznaczyłem DWC, do którego leciałem z KTW
;)@elwirka ciemny blondyn
;) napięcie rośnie (czytaj poniżej)@Antia tak, akurat tyle miałem mil, że idealnie starczyło mi na biznes Etihadu do NYC, a lot do Dubaju to taki jakby pozycjonujący
;) PS. Właśnie zepsuł się mój samolot (zasilanie) i zostałem przebukowany na bezpośredni rejs do Honolulu z Nowego Jorku. Jaka jest obecnie najdłuższa krajówka na świecie, wie ktoś?
przemos74 napisał:-- 17 Mar 2018 12:39 -- PS. Właśnie zepsuł się mój samolot (zasilanie) i zostałem przebukowany na bezpośredni rejs do Honolulu z Nowego Jorku. Jaka jest obecnie najdłuższa krajówka na świecie, wie ktoś? Jeśli wierzyć linkowi, to Francja wygrywa dzięki terytoriom zamorskim:http://weekendblitz.com/top-10-longest- ... the-world/
oj tak, C w A380 EY jest rewelacyjne, choć to, że w toalecie brakuje kubeczków do płukania paszczy (a jednocześnie lokalizacja kranu wymaga ekwilibrystyki, by nabrać wody na dłonie, czy wprost do owej paszczy) nieco psuje wrażenie... Ale co tam, i tak przeleciałbym się jeszcze raz
:)Pytanie tylko, czy da się to teraz rezerwować za mile inne, niż z ich własnego programu? Ja załapałem się jeszcze w ramach TopBonusa.
Ze środkowego miejsca w Wizzie do biznesu Etihadu. Z 5 gwiazdkowego InterContinentala w Dubaju do 6-osobowych dormów w Honolulu. Czyli mówiąc krótko klasyczna podróż @przemos74
:lol:
ostatnie czego tutaj potrzeba to kolejne wpisy extra wow super itdja jednak nie moglem sie powstrzymac, imponuje mi w Twojej relacjito czego nie mozna kupic za pieniadze, a wiec niesamowita swobodaz jaka rozwiazujesz pojawiajace sie problemuy, przemieszczasz na lotniskach, miedzy lotniskiem a miastem, badz po samych metropoliachObywatel Świata
:)P.S. relacja absolutnie zajeb!@#$%^
Podróż mega zajebi***, tylko pozazdrościć bo niestety dla mnie taka wyprawa może pozostać w sferze marzeń.Czekam na kolejne wpisy, kolejne dni podróży.
@peta dziękuję, kiedyś też tak myślałem, a dzisiaj spokojnie ją realizuję, więc wszystkie marzenia można spełnić:)@correos dziękuję, bardzo miłe to co piszesz.@Legion1 dzięki!
:)@madziaro obecnie mam ze sobą: Galaxy J5 2017, Canona 700D z obiektywem EF 24-105 f/4.0L IS USM i kamerkę Xiaomi Yi 4K@SJK komentarz miazga!
:D a będzie jeszcze gorzej niż w tym hostelu
:D i ale nie wiem czy lepiej niż w tym IC
;)
Na Oahu taksówkarze są wyjątkowo wyluzowani - kilka lat temu jak jechałem na lotnisko też przyjechał prawie z godzinnym opóźnieniem i był zdziwiony że się niepokoiliśmy ;-p
Takie relacje sprawiają, że głupio mi patrzeć na moje podróże na pokładach FR czy tam innym W6! Świetna sprawa, kolejna piękna wyprawa. Piękne zdjęcia.
Podziękowałem, bo sporo informacji o Seulu przyda mi się w czasie layoveru w październiku. Teraz widzę, że zamiast niecałych 9 h mogłem może jednak wziąć ok. 14 h. Trzeba się będzie mocniej sprężyć i pewnie z tego i owego zrezygnować... Gdybyś miał coś sobie odpuścić z tego, co widziałeś w Seulu, co by to było?Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
kolejna super relacja, pozazdrościć. W zbieraniu mil i punktów jestem jednak przeciętniakiem. Wiem jedynie, że można sobie kupić status Hhonors na ebay
:D
Podziwiam, połowę nie rozumiem o co chodzi w tej relacji
8-)
;)
;)
;)
;)
:lol:
:lol:
:lol: te saloniki, szybkie odprawy, zmiany biletów, ubery, taksówki, mile, upgreaty......
:oops:
:oops: Podziwiam, ogląda się zdjęcia i czyta
;)
;) fantasycznie!!!
@tropikey , zatrzymaj sie kiedys w Seulu na pare dni, tak na pare godzin to mozna liznac jakis palac, niewiele wiecej. Conrad w Seulu jest bardzo dobry
:-) Bede w Korei za tydzien i musialam cwiczyc silna wole, zeby go nie zarezerwowac, tylko jechac w teren zwiedzac. @przemos74 a juz sie zastanawialam gdzie Cie wcielo, bo dawno nie bylo relacji. Spodobal mi sie pomysl z Island Hopper, bede miala na oku promocje na tej trasie, chociaz ja bym chciala zatrzymac sie gdzies po drodze.
@tropikey pewnie odpuściłbym muzeum, bo reszta naprawdę ciekawa i warta odwiedzenia. @adamgrzyb, @bozenak dzięki
:)@Aga_podrozniczka nic się nie zmieniło, tylko trudno się zmobilizować do relacji live;) W Seulu kolejka na jakieś 5 minut, ale przylot był ok. 6 rano.
Nurtuje mnie pytanie @przemos74 czy po takich kilku RTW będziesz umiał/chciał tak na tydzień wczasów do Bułgarii/Chorwacji pojechać, czy też już nie ma odwrotu i człowiek pragnie tylko takich wyjazdów i nie wyobraża sobie innych
:-).
@greg1291 hehe, wczasy w Bułgarii czy Chorwacji są także fajną opcją, chociaż mi trudno wysiedzieć na tyłu czy poleżeć dłużej niż godzinę na plaży
;) w tym wypadku to już wszystko zależy od towarzystwa, sam bym nie leciał.
Stary, inspirujesz ogromnie !Kolejna wyprawa i kolejna lepa na karczycho
:lol: Tak patrze sobie na Twój "przebieg" i zastanawiam się, co nam zaserwujesz zdobywając pierwszy milion
:D
@przemos74 mój komentarz nie będzie oryginalny, ale jednak nie da się przejść obok kolejnej Twojej relacji obojętnie
:) Tyle marzeń i świetnych pomysłów na jednej trasie - to chyba będzie moje ulubione 'Twoje RTW'
:D
Mi od zawsze budynek opery kojarzy się z hełmami hiszpańskich konkwistadorów (patrząc od strony ogrodów). A z boku, faktycznie - nic innego jak żaglowiec
:)Ten Intercontinental zaiste świetnie położony. Nie to, co mój 57 Hotel z ostatniego pobytu
:D Czy dobrze rozumiem, że te 60 tys. punktów IHG to stawka za podstawowy pokój, a Ty dostałeś upgrade i dostęp do saloniku na podstawie statusu w IHG?
@tropikey dokładnie tak, ale zgłosiłem taką prośbę już sporo wcześniej. Mają w historii już moje pobyty w tym obiekcie i zawsze zostawiłem rzetelną opinię o moich doświadczeniach. Czy to był upgrade to nie wiem, bo pokój praktycznie taki sam jak podstawowy (to, że narożnikowy to nie robi praktycznie żadnej różnicy w tym przypadku). Dostęp do saloniku obecnie nie jest osiągalny nawet za gotówkę - nie ma po prostu wolnych miejsc, więc jeżeli ktoś chciałbym ta spędzić czas to jedyną drogą jest zarezerwować od razu odpowiednią kategorię pokoju.
Ciekawe, czy to kwestia tego, że się spieszyłeś przy robieniu zdjęć nowej 1. klasy w SQ, czy też z nią faktycznie jest coś nie tak, ale w mojej ocenie wygląda jak fragment gabinetu I sekretarza jakiegoś komitetu wojewódzkiego PZPR
:D C prezentuje się 100 razy lepiej. Będę na to polował przy "najbliższej" podróży za mile (czyli dopiero w 2019
:( ).
Przypomniałem sobie jeszcze, że miałem delikatnie zwrócić uwagę, że przy kosztach budowy MBS chyba Ci się przecinek omsknął: "56, miliarda dolarów" (kurczę, ale się dziś czepiam
:D ).
@Don_Bartoss tylko robiąc relacje live z Somalii masz szansę startować w konkursie na relacje roku
:P Szkoda,ze to juz koniec. Nastepny, razem poczekam jak na netflixie na cały sezon ^^
oskiboski napisał:@Don_Bartoss tylko robiąc relacje live z Somalii masz szansę startować w konkursie na relacje roku
:PMasz niewątpliwie rację i tę zasadę zdaje się zauważać tworzący się zespół naszych forumowych śmiałków tutaj:somalia-tanio-1340-pln-z-kijowa,232,117925
:)
Hmmm, szalona podróż i organizacja doprawdy godna podziwu, mógłbyś prowadzić wykłady w temacie jak dotrzeć na lotnisko i nie spóźnić się na kilkadziesiąt kolejnych lotów
;)Co do samego pomysłu podróży to mam trochę mieszane uczucia. Ta trasa i tempo kojarzy mi się tak: Mam pudełko pralinek, podobno pysznych, mogę polizać każdą ale zjeść żadnej. I nawet jeśli wcześniej niektóre już jadłam to pytanie gdzie jest mój orzeszek nie dawałoby mi spokoju
;)Ale zakładam że tak właśnie lubisz. Gratulacje bo na pewno jesteś jednym z niewielu i to na pewno fajne uczucie.
Rewelacja, to jest dopiero przygoda! Podziwiam Cię za zdolność operowania tymi wszystkimi programami lojalnościowym, bo ich ilość jest naprawdę duża. Też uważam, że powinieneś robić z tego szkolenia
:lol:
Zapomniałbym dodać, że na tym locie nie otrzymaliśmy piżam (nie wiem czy z uwagi na to, że to dzienny rejs, czy Etihad z nich zrezygnował), ale za to bardzo fajną kosmetyczkę z drobiazgami do spania i kosmetykami. System IFE jest godny pochwały, bowiem oferuje bardzo szerokie portfolio zarówno filmów, jak i muzyki. Można także pooglądać telewizję na żywo. Do dyspozycji mamy dwa ekrany – jeden na wprost, a drugi na pilocie. Mogą one pracować niezależnie. Nie ma też problemu z zasilaniem, ponieważ przy każdym fotelu są dwa porty USB i zwykłe gniazdko.
Lądowanie zapowiada się bezboleśnie – piękna pogoda, mało chmur i jesteśmy blisko godzinę przed czasem. Niestety dosłownie kilka sekund przed dotknięciem płyty, a może i bliżej nagle kapitan ostro podrywa naszego Super Jumbo w górę (kto co miał na półce to jest już na ziemi) i ucieka na jeszcze jedno kółko na wysokość 2000 stóp. Nie wiem dlaczego tak się stało, dostajemy tylko informację, że nasze lądowanie będzie opóźnione o około 20 minut. Rzeczywiście przez ten czas krążymy nad Atlantykiem i wracamy na JFK, tym razem skutecznie, ale dosyć twardo. Z uwagi, że wszyscy lubimy samoloty, to jeszcze kilka zdjęć z płyty lotniska.
Nie byłem tego świadomy, ale wszystkie formalności zostały już załatwione w Abu Dhabi na lotnisku, więc tutaj po prostu wychodzę z samolotu i prosta drogą bez jakiejkolwiek kontroli mogę wyjść na zewnątrz. Dzień dobry Nowy Jork!Czas mam świetny, więc jeszcze zdążę zrobić fotki w Wielkim Jabłku za dnia. Pędzę na Air Train, a następnie ze stacji Jamaica za bodajże $2,5 jadę na Penn Station, skąd rozpoczynam mój spacer po mieście. Temperatura niestety bardzo niska, bo około 2 stopni w plusie. Zakładam kurtkę, czapkę i po chwili także rękawiczki. Szczerze mówiąc jakbym zgodnie z pierwotnym planem nie zabrał tych części garderoby to nie dałbym rady chodzić po mieście. Temperatura odczuwalna spadła tuż po zajściu słońca do -6 st. C. Pierwszym budynkiem, który widzę na oczy po wyjściu jest hotel Pennsylvania w którym zatrzymałem się około 5 lat temu podczas pobytu w Nowym Jorku. Niestety moja aktywowana i doładowana karta MTXC nie daje rady i nie łączy się w USA, przez co pierwsze co robię to wstępuję do MCDonalda, żeby pobrać mapkę miasta. Okay, okazuje się, że dobrze pamiętałem i szedłem w odpowiednim kierunku. A dokąd? Wymyśliłem sobie w samolocie, że udam się na Top in the Rock, żeby zobaczyć panoramę miasta w nocy. Wcześniej jednak przemierzam wiecznie żywe Times Square na które wrócę, jak zrobi ciemniej (tutaj w sumie ciemniej nie będzie, przez wszechobecne neony reklamowe).
W końcu docieram pod Rockefeller Center, gdzie lodowisko jest wciąż czynne i cieszy się sporym powodzeniem. Zaraz wracają silne wspomnienia i skojarzenia z tym miejscem. Sam Nowy Jork najbardziej kojarzę z przygodami Kevina, hehe. Idę do kasy kupić bilet na wjazd, nie wiem czemu kojarzyłem cenę $25, jeżeli w rzeczywistości jest $35 + oczywiście tax. Okazuje się, że najbliższy wjazd jest możliwy za godzinę, kurczę niedobrze, ale co poradzić. Przez chwilę nie mogę znaleźć swojej karty kredytowej przez co sesja mi wygasa i muszę ponownie wybrać rodzaj biletu na ekranie. Ooo teraz dostępny jest wjazd za 5 minut, co za szczęście. Szybko kupuję i biegnę do windy. Oczywiście czeka mnie jeszcze kontrola bezpieczeństwa, a następnie wjazd drugą winą, która ponad 65 pięter pokonuje w 36 sekund, wtedy też gaśnie światło i wyświetla się animacja na suficie, który jest przeszklony. Efekt jest bardzo fajny. Najlepsze czeka mnie dopiero na górze, gdzie dostępne są trzy piętra widokowe z czego jeden zupełnie otwarty. Przechodzę przez wszystkie, ale na najwyższym wieje tak mocno wiatr, że nie ma szans zrobienie nieporuszonego zdjęcia, w dodatku po kilku minutach nie czuję dłoni, więc schodzę niżej. Ogólnie spędzam tutaj około 1,5 godziny przyglądają się panoramie miasta. Pomimo tych $40 myślę, że to absolutny must see w Nowym Jorku i cieszę się, że udało mi się go zrobić. Zapewne powtórzę to w ciągu dnia, najlepiej latem.
Wracam do spaceru po mieście, chociaż jest już 22. Wracam na Time Square, a następnie idę pod Bryant Park, który jest zamykany na noc. Idę też pod sam Empire State Building, który też przecież oferuje punkt widokowy, ale spotkałem się z opiniami, że jednak jest nieco mniej efektowny od tego na Rockefeller Center. Jeszcze przez jakiś czas chodzę sobie bez celu, robię fotki i marznę coraz bardziej. O północy postanawiam udać się na Penn Station skąd mam pociąg na lotnisko Newark. Po zakupie biletu w automacie za $13 idę pod Starbucksa złapać jakieś WiFi, wtedy też widzę, że dostałem maila z informacją o anulowaniu mojego lotu z Honolulu do Guam. Jestem mocno rozczarowany tym faktem. United podsyła mi link, za pomocą którego mogę zmienić mój lot z Newark do Honolulu, który przecież jest w porządku, a na temat HNL-GUM nie ma ani słowa. Nie do końca to rozumiem, więc jadę na lotnisko z nadzieją, że tam uda mi się uzyskać więcej informacji.
Czekam sobie spokojnie na rozpoczęcie kontroli bezpieczeństwa, po której idę do saloniku United. Tam wita mnie pani z Polski, zamieniamy kilka słów i idę na śniadanie. Owsianka z jeżynami i do tego bajgle z serkiem Philadephia to coś czego dawno nie jadłem, więc spożywam ze smakiem. Żeby nie kusić losu wychodzę z Clubu 30 minut przed odlotem, a boarding rusza dosłownie 2 minuty później. Kiedy jesteśmy już wszyscy na pokładzie to nagle gaśnie światło, bo zabrakło zasilania. Sam kapitan wychodzi na zewnątrz, żeby coś sprawdzić, po czym przychodzi i oznajmia, że nie ma szans na wylot o czasie. A kto ma ciasną przesiadkę w Dulles może opuścić samolot i spróbować przebukować swój bilet. A ja myślałem, że to koniec moich problemów z United… Okay, podejmuję to wyzwanie i idę do kolejnej, niesympatycznej kobiety z obsługi, która koniec końców wydaje mi bilet do Honolulu – będzie to bezpośredni rejs Boeingiem 767-400, który potrwa 11,5 godziny. Udaje mi się ją jeszcze uprosić o zmianę miejsca z większą przestrzenią na nogi przy przejściu. Co dalej? Muszę zmienić terminal, ale do lotu są jeszcze 2,5h. Teraz robię to autobusem, który jeździ po płycie lotniska i dzięki temu nie muszę ponownie przechodzić kontroli.
Idę do kolejnego United Clubu, gdzie oferta gastronomiczna jest bardzo podobna. Postanawiam jednak zainteresować się moim jutrzejszym lotem z Honolulu na Guam i idę do agenta w saloniku. W końcu trafiam na kogoś miłego i sympatycznego. Dostaję pełen wydruk sytuacji z tym lotem i sprawa staje się jasna. Lot będzie, o tej godzinie co pierwotnie, ale zmieniono numer lotu, ponieważ… uwaga... gdzieś ma nastąpić zmiana samolotu, a co się później okazuje dołożono dodatkowy odcinek, czyli będzie kreseczka więcej na mapie! W końcu dobre wieści. Poza tym rozmawiamy sobie chwilę o Nowej Zelandii, do której człowiek ten leci za kilka dni, a później o Sydney, gdzie także zatrzyma się na dwa dni (prawdopodobnie będzie tam w ten sam dzień co ja!).
Okay, bo za bardzo przedłużam tę część relacji, zmierzajmy do końca. Boarding na lot do Honolulu punktualnie i po 10 minutach prawie wszyscy są na pokładzie, przychodzę jako jeden z ostatnich, mimo, że jeszcze 20 minut do zamknięcia gate’u. Po kolejnej (!!!) nieprzespanej nocy (tym razem ponownie ani na minutę nie zamknąłem oczu) zapinam pas i idę spać, budzę się na start, a później udaje mi się pospać zaledwie 3 godziny, bo w samolocie jest bardzo zimno. Omija mnie także serwis z napojami (jedzenie na pokładzie United w lotach krajowych jest płatne).
Rejs kończymy spokojnym lądowaniem. Pod koniec wypijam jeszcze kawę, żeby odzyskać trochę energii. Po wyjściu z samolotu i uderzeniu ciepłego powietrza (w samolocie United chciano nas zamrozić i bez koca bym nie wytrwał) od razu wracają siły witalne. Szybko idę do bankomatu wypłacić trochę dolarów i w informacji pytam skąd jedzie autobus do centrum. Dzięki temu po około 30 minutach (niestety jeżdżą bardzo rzadko) jestem już w busie numer 19 Waikiki.Przejazd autobusem miejskim kosztuje 2,75 dolara i zajmuje około godziny, na końcu irytuje mnie już to jak kierowca kluczy po uliczkach miasta i wysiadam, żeby szybciej dotrzeć do hostelu i zostawić plecak. To był świetny wybór. Z uwagi, że ostatnio jadłem wiele godzin temu do kupuję sobie szybką przekąskę w drodze do Polynesian Ocean Hostel. Dostaję pokój sześcioosobowy z jedną łazienką, gdzie idę się przebrać i zostawić manatki. Jak się okazuje pokój jest pełen, a konfiguracja wygląda tak: 5 dziewczyn i ja. Okay, przecież nie powiem, że coś mi się nie podoba :D Ruszam na spacer po Waikiki.
Waikiki to nie tylko plaża, ale również kolorowa ulica Kalākaua Avenue, wzdłuż której ciągną się drogie hotele, restauracje, banki i sklepy. Spotkamy tutaj głównie Amerykanów, Australijczyków i Japończyków. Po drodze mijam oczywiście pomnik Duke'a Kahanamoku z którym mam zdjęcie sprzed blisko 5 lat i stoi ono u mnie w pokoju. Był to hawajski pływak, który uchodzi za ojca surfingu, zdobył wiele medali olimpijskich.