Odmiana obskurnej dzielnicy poprzez graffiti i murale bardzo fajnie ją odmieniło. Doświadczyć można też wątpliwej wartości atrakcji, takich jak zjeżdżanie na tyłku/kartonie.
Warto dodać, że niektóre murale ukazują burzliwą historię Chile, o czym słyszę od przewodników oprowadzających wycieczki.
Wracam do auta i podjeżdżam jeszcze do kilku punktów.
Cerro Cárcel z fajnym widokiem na miasto.
Plaza De La Victoria.
Mirador Barón.
Jeżdżąc po mieście nie raz wjechałem w uliczkę, w której nie chciałbym się znaleźć poza autem nawet w środku dnia. Podsumowując - wyjazd do Valparaiso uważam za udany, na pewno było warto. Miasto jest jednak generalnie bardzo obskurnym, zaniedbanym i nieprzyjemnym portem. Bardzo dobrze podsumowuje je ten oto pomnik (Monumento al cable de cobre) znajdujący się na głównej wlotowo/wylotowej arterii.
W drodze powrotnej zastanawiałem się jeszcze nad zatrzymaniem się przy winnicach w okolicy Curacavi, ale nie jest to dla mnie jakaś szczególnie interesująca atrakcja. Nie pomogły też bilbordy w okolicy, zachęcające do zakupu/konsumpcji lokalnego wina, które dostępne jest bez problemu w każdej Biedrze.
:D
Po powrocie do Santiago pochodziłem jeszcze trochę po “Sanhattanie”, a przy okazji doświadczyłem santiagowskich korków.
Kolejnego dnia lecę na Wyspę Wielkanocną. Powinienem być podjarany jak pochodnia
;), ale ostatnie dwa tygodnie były tak pełne wrażeń, że jestem już nieco znieczulony
:D i myślę o tym po prostu jak o kolejnym odcinku do wylatania
;). Samochód zdaję przez key boxa, tuż przed 6:00, jeszcze przed otwarciem Chileana. Do terminalu dowożą busikiem. "Gra" radio... choć nie. Już wiemy, że w Chile radia nie "grają" tylko "gadają". No i gadają wiadomości. W Valparaiso duża strzelanina i kilka trupów, czyli dzień jak codzień w Ameryce Południowej. Będąc w Peru zwróciłem uwagę, że połowa wiadomości jest o tym kto kogo i gdzie dziś zastrzelił. Niestety takie są tam realia.
benedetti napisał:Nie obiecuję (choć to chyba i tak za duże słowa
;)), że relacja będzie live, ale zaczynajac ją, można przynajmniej domniemywać, że kiedyś będzie skończona. Zdrowie!@benedetti: z tym, że relacja nie będzie "(a)live" już się pogodziliśmy, ale nie dopuść do tego, żeby stała się zupełnie "dead"
:D !
benedetti napisał:Wie ktoś może co to jest, takie “ziemniaki”, które przekrojone wzdłuż mają wizualnie strukturę podobną do banana albo kiwi? Zawsze zapominałem o to miejscowych zapytać …Zapewne plantany, czyli tzw. banany warzywne.
Co do tego fragmentu:"Jest w tym coś, że Niemcy darzą Galapagos szczególnym zainteresowaniem. Jak już wcześniej pisałem, nacja ta, spośród narodów europejskich była tam przeze mnie zdecydowanie najczęściej spotykana",nie kwestionując tego, że Niemcy mogą faktycznie mieć jakiś szczególny sentyment do Galapagos, muszą oni czuć to samo z grubsza do 3/4 świata, bo gdziekolwiek bym nie dotarł, to właśnie gości z Niemiec zawsze jest najwięcej
:DI jeszcze słówko a propos poprzedniego odcinka - podejrzewam, że mieszkałem u autora tej mozaikowej rzeźby z marlinem i orką
;)gnam-se-sam,219,144662?start=100#p1262091
@tropikeyW moim odczuciu, na Galapagos odsetek Niemców - turystów był jednak zdecydowanie większy niż w innych rejonach świata, ale może to przypadek. Moje wrażenie jest takie, że w odległych od Europy lokacjach dominują Francuzi, ale nie jest to wyraźna dominacja.Niemcy, bądź co bądź też sporo kolonizowali. Na Samoa spotkałem swego czasu, takiego starszego jegomościa, który opowiadał o swoim dziadku, który był z Wermachtu niemieckim kolonizatorem. A pośród turystów i tak najczęściej spotykałem Francuzów.Faktycznie odpustowymi mozaikami Baquerizo Moreno stoi. A Twój hotel przypomina nieco hotel Wittmerów.
:Dhttps://www.tripadvisor.com/Hotel_Revie ... lands.html
Z tymi Francuzami to nigdy nie ma pewności, bo mogą to być też "Quebecczanie" (ja ich w każdym razie nie odróżniam
:D ).Na Fidżi, gdy na jednej z wysepek Yasawa spałem w 10-osobowym "dormie", oprócz mnie i jednego chłopaka z Kolumbii, resztę stanowili Niemcy
:D .Tak, czy inaczej, ta historia z pierwszymi osadnikami wielce interesująca
:)
Jedną z najfajniejszych części Santiago jest IMO Barrio Italia - gdzie jest niska, kameralna zabudowa, dużo fajnych knajpek, designerskich kawiarni, barów itp. Można tam niespiesznie spędzić trochę czasu z dala od wielkomiejskiej dżungli. Warto też odwiedzić Museo de la Memoria y los Derechos Humanos - wstęp jest darmowy - zwłaszcza jeśli ktoś słabo zna historię Chile, bo tam pozna jej najbardziej ponury rozdział.
@benedetti, czy mozesz podac kontakt do przewodnika z Rapa Nui, Nelsona? Czy mozesz tez podzielic sie szczegolami wypozyczenia samochodu (domyslam sie ze mogl to byc lokalny kontant od przewodnika, a nie wypozyczalnia z internetu)? Byc moze bede tam tez w marcu.
Odmiana obskurnej dzielnicy poprzez graffiti i murale bardzo fajnie ją odmieniło. Doświadczyć można też wątpliwej wartości atrakcji, takich jak zjeżdżanie na tyłku/kartonie.
Warto dodać, że niektóre murale ukazują burzliwą historię Chile, o czym słyszę od przewodników oprowadzających wycieczki.
Wracam do auta i podjeżdżam jeszcze do kilku punktów.
Cerro Cárcel z fajnym widokiem na miasto.
Plaza De La Victoria.
Mirador Barón.
Jeżdżąc po mieście nie raz wjechałem w uliczkę, w której nie chciałbym się znaleźć poza autem nawet w środku dnia. Podsumowując - wyjazd do Valparaiso uważam za udany, na pewno było warto. Miasto jest jednak generalnie bardzo obskurnym, zaniedbanym i nieprzyjemnym portem. Bardzo dobrze podsumowuje je ten oto pomnik (Monumento al cable de cobre) znajdujący się na głównej wlotowo/wylotowej arterii.
W drodze powrotnej zastanawiałem się jeszcze nad zatrzymaniem się przy winnicach w okolicy Curacavi, ale nie jest to dla mnie jakaś szczególnie interesująca atrakcja. Nie pomogły też bilbordy w okolicy, zachęcające do zakupu/konsumpcji lokalnego wina, które dostępne jest bez problemu w każdej Biedrze. :D
Po powrocie do Santiago pochodziłem jeszcze trochę po “Sanhattanie”, a przy okazji doświadczyłem santiagowskich korków.