Jeszcze tylko rzut okiem na podquitowskie drogi i koniec bardzo intensywnego dnia, choć to nic szczególnego bo dalej będzie tak praktycznie codziennie.
:D
Następnego dnia ruszam na podbój miasta. Pierwszy przystanek to wzgórze Panecillo. Dolar za parkowanie. Samochodem przynajmniej bezpiecznie, bo ta okolica nie cieszy się dobrą sławą. Miasto położone jest bardzo malowniczo. Punkt jest panoramiczny, więc można podziwiać miasto zarówno na stronę na północną (tę bogatszą) i biedne południe.
Zjeżdżam na stare miasto, gdzie szybko udaje się znaleźć wolne miejsce parkingowe przy samej Calle la Ronda.
Centrum bardzo mi się podoba, jest dość spokojnie, czuję się bezpiecznie, nikt mnie nie zaczepia. Pokręciłem się trochę po starówce i ruszyłem w kierunku Bazyliki Głosowania Narodowego.
Za kościołem, który znajduje się na wzgórzu roztacza się całkiem przyjemny widok na wieżowcową część Quito.
W okolicy jest również kilka ciekawych murali.
Wracam powoli w kierunku samochodu.
Po mieście dobrze się jeździ. Kompletnie inny świat niż w pobliskim Peru. Kierowcy jeżdżą, owszem jak to latynosi - czasem nieco brawurowo, ale poza tym całkiem “normalnie”, jakby wręcz znali przepisy i używali podczas jazdy rozumu. I nie używają klaksonu do zakomunikowania każdej sekundy swojej obecności na drodze!!!! Super! Ulice szerokie, a korki jeśli już się tworzą, to niezbyt duże.
Poprzez aplikację do poznawania ludzi zapoznaję miejscowych amigos i wybieramy się na balangę przy Foch Plaza. Jako, że było przed 18:00 pytam, czy to nieco nie za wcześnie. “Nie, jest w porządku.” I faktycznie - klub pełniutki i impreza trwa w najlepsze. Zabawa okazała się baaardzo zabawowa. Trzeba przyznać, że latynosi to potrafią imprezować.
Został mi ostatni dzień w Quito. Dnia poprzedzającego chciałem jeszcze wjechać kolejką pod wulkan, ale była serwisowana. Kolejnego dnia nadal nieczynna. Ruszam więc na północ, najpierw na Mitad del Mundo. Miejsce jest całkiem ładne, ale nie przypada mi do gustu ze względu na jej typowo komercyjny charakter. Z drugiej strony, jakby się zastanowić nad sensem organizowania takiej atrakcji, tu trudno spodziewać się czegokolwiek innego. W głównej wieży wystawa poświęcona generalnie Ekwadorowi, kilka sal wystawienniczych w formie interaktywnego muzeum, można też spróbować postawić jajko na gwoździu
;) i skorzystać z oferty wszelakiej maści straganów.
Najbardziej podobał mi się element folklorystyczny.
Nie spędzam tam dużo czasu i stwierdzam, że jadę do Otavalo. Jest sobota, więc dzień słynnego targu. Wprawdzie targowiska to też nie moja bajka, ale nie mam lepszego pomysłu, więc ruszam. Tym razem droga nie jest już taka dobra, tzn. sama droga była w porządku, ale ruch spory. Przejazd ok. 100 km w jedną stronę zajął 2-2,5h. Co do targu, to nie napiszę zbyt wiele. Pewnie dałoby się znaleźć jakieś ciekawe artykuły, ale nie mam do tego cierpliwości. Starałem się raczej załapać nieco klimatu tego miejsca.
benedetti napisał:Nie obiecuję (choć to chyba i tak za duże słowa
;)), że relacja będzie live, ale zaczynajac ją, można przynajmniej domniemywać, że kiedyś będzie skończona. Zdrowie!@benedetti: z tym, że relacja nie będzie "(a)live" już się pogodziliśmy, ale nie dopuść do tego, żeby stała się zupełnie "dead"
:D !
benedetti napisał:Wie ktoś może co to jest, takie “ziemniaki”, które przekrojone wzdłuż mają wizualnie strukturę podobną do banana albo kiwi? Zawsze zapominałem o to miejscowych zapytać …Zapewne plantany, czyli tzw. banany warzywne.
Co do tego fragmentu:"Jest w tym coś, że Niemcy darzą Galapagos szczególnym zainteresowaniem. Jak już wcześniej pisałem, nacja ta, spośród narodów europejskich była tam przeze mnie zdecydowanie najczęściej spotykana",nie kwestionując tego, że Niemcy mogą faktycznie mieć jakiś szczególny sentyment do Galapagos, muszą oni czuć to samo z grubsza do 3/4 świata, bo gdziekolwiek bym nie dotarł, to właśnie gości z Niemiec zawsze jest najwięcej
:DI jeszcze słówko a propos poprzedniego odcinka - podejrzewam, że mieszkałem u autora tej mozaikowej rzeźby z marlinem i orką
;)gnam-se-sam,219,144662?start=100#p1262091
@tropikeyW moim odczuciu, na Galapagos odsetek Niemców - turystów był jednak zdecydowanie większy niż w innych rejonach świata, ale może to przypadek. Moje wrażenie jest takie, że w odległych od Europy lokacjach dominują Francuzi, ale nie jest to wyraźna dominacja.Niemcy, bądź co bądź też sporo kolonizowali. Na Samoa spotkałem swego czasu, takiego starszego jegomościa, który opowiadał o swoim dziadku, który był z Wermachtu niemieckim kolonizatorem. A pośród turystów i tak najczęściej spotykałem Francuzów.Faktycznie odpustowymi mozaikami Baquerizo Moreno stoi. A Twój hotel przypomina nieco hotel Wittmerów.
:Dhttps://www.tripadvisor.com/Hotel_Revie ... lands.html
Z tymi Francuzami to nigdy nie ma pewności, bo mogą to być też "Quebecczanie" (ja ich w każdym razie nie odróżniam
:D ).Na Fidżi, gdy na jednej z wysepek Yasawa spałem w 10-osobowym "dormie", oprócz mnie i jednego chłopaka z Kolumbii, resztę stanowili Niemcy
:D .Tak, czy inaczej, ta historia z pierwszymi osadnikami wielce interesująca
:)
Jedną z najfajniejszych części Santiago jest IMO Barrio Italia - gdzie jest niska, kameralna zabudowa, dużo fajnych knajpek, designerskich kawiarni, barów itp. Można tam niespiesznie spędzić trochę czasu z dala od wielkomiejskiej dżungli. Warto też odwiedzić Museo de la Memoria y los Derechos Humanos - wstęp jest darmowy - zwłaszcza jeśli ktoś słabo zna historię Chile, bo tam pozna jej najbardziej ponury rozdział.
@benedetti, czy mozesz podac kontakt do przewodnika z Rapa Nui, Nelsona? Czy mozesz tez podzielic sie szczegolami wypozyczenia samochodu (domyslam sie ze mogl to byc lokalny kontant od przewodnika, a nie wypozyczalnia z internetu)? Byc moze bede tam tez w marcu.
Jeszcze tylko rzut okiem na podquitowskie drogi i koniec bardzo intensywnego dnia, choć to nic szczególnego bo dalej będzie tak praktycznie codziennie. :D
Miasto położone jest bardzo malowniczo. Punkt jest panoramiczny, więc można podziwiać miasto zarówno na stronę na północną (tę bogatszą) i biedne południe.
Zjeżdżam na stare miasto, gdzie szybko udaje się znaleźć wolne miejsce parkingowe przy samej Calle la Ronda.
Centrum bardzo mi się podoba, jest dość spokojnie, czuję się bezpiecznie, nikt mnie nie zaczepia.
Pokręciłem się trochę po starówce i ruszyłem w kierunku Bazyliki Głosowania Narodowego.
Za kościołem, który znajduje się na wzgórzu roztacza się całkiem przyjemny widok na wieżowcową część Quito.
W okolicy jest również kilka ciekawych murali.
Wracam powoli w kierunku samochodu.
Po mieście dobrze się jeździ. Kompletnie inny świat niż w pobliskim Peru. Kierowcy jeżdżą, owszem jak to latynosi - czasem nieco brawurowo, ale poza tym całkiem “normalnie”, jakby wręcz znali przepisy i używali podczas jazdy rozumu. I nie używają klaksonu do zakomunikowania każdej sekundy swojej obecności na drodze!!!! Super! Ulice szerokie, a korki jeśli już się tworzą, to niezbyt duże.
Poprzez aplikację do poznawania ludzi zapoznaję miejscowych amigos i wybieramy się na balangę przy Foch Plaza. Jako, że było przed 18:00 pytam, czy to nieco nie za wcześnie. “Nie, jest w porządku.” I faktycznie - klub pełniutki i impreza trwa w najlepsze. Zabawa okazała się baaardzo zabawowa. Trzeba przyznać, że latynosi to potrafią imprezować.
Miejsce jest całkiem ładne, ale nie przypada mi do gustu ze względu na jej typowo komercyjny charakter. Z drugiej strony, jakby się zastanowić nad sensem organizowania takiej atrakcji, tu trudno spodziewać się czegokolwiek innego.
W głównej wieży wystawa poświęcona generalnie Ekwadorowi, kilka sal wystawienniczych w formie interaktywnego muzeum, można też spróbować postawić jajko na gwoździu ;) i skorzystać z oferty wszelakiej maści straganów.
Najbardziej podobał mi się element folklorystyczny.
https://youtube.com/shorts/SPlHl0NWqPU?feature=share
Nie spędzam tam dużo czasu i stwierdzam, że jadę do Otavalo. Jest sobota, więc dzień słynnego targu. Wprawdzie targowiska to też nie moja bajka, ale nie mam lepszego pomysłu, więc ruszam. Tym razem droga nie jest już taka dobra, tzn. sama droga była w porządku, ale ruch spory. Przejazd ok. 100 km w jedną stronę zajął 2-2,5h.
Co do targu, to nie napiszę zbyt wiele. Pewnie dałoby się znaleźć jakieś ciekawe artykuły, ale nie mam do tego cierpliwości. Starałem się raczej załapać nieco klimatu tego miejsca.