Na koniec zwiedzania dostajemy do spróbowania dwa rodzaje pisco (przyznam, że liczyłem na więcej), z których towarzyszący mi Chińczyk jest w stanie siorbnąć tylko ciuteczkę pierwszego, bo go moc wprawia w osłupienie.
Przed opuszczeniem wytwórni Capel trafiamy do sklepu firmowego, w którym nie ma żadnej presji zakupowej, ale bardzo chętnie biorę Hacienda La Torre - pisco 43-procentowe, wyleżakowane przez co najmniej 5 lat w dębowej beczce. Przed zakupem mam okazję na dodatkową degustację tegoż właśnie
:) .
Koszt? 12500 CLP (51 zł), czyli mniej niż najtańsza Metaxa. Zdecydowana większość chilijskiego pisco konsumowana jest na miejscu, ale kto wie, może Unia i kraje Mercosur podpiszą wreszcie umowę handlową, wtedy zaś możemy spodziewać się napływu tego bardzo przyjemnego napitku również do Polski.
A teraz pora na temat nr 2, choć dla bardzo wielu z pewnością pierwszy i będący esencją oraz celem życia. Do kategorii tej należy z pewnością Eric - francuski pasjonat, który od wielu lat prowadzi obserwarorium Pangue.
Gdybyście się wybierali w te okolice, nie zostawiajcie rezerwacji wizyty w tym obserwatorium na ostatnią chwilę. Mimo, że jestem tu poza sezonem, załapuję się na jedno, jedyne ostatnie miejsce dostępne w czasie mojego 3-nocnego pobytu tutaj. Koszt nie jest niski, bo 46000 CLP (około 190 zł), ale naprawdę warto ponieść ten wydatek. W zamian otrzymujemy transport z Plaza de Armas do obserwatorium i z powrotem (wyjazd przed 20:00, powrót po północy, czas na miejscu ok. 2 - 2,5 godziny), obserwowanie różnych ciał niebieskich w maksymalnie 6-osobowej grupie przy użyciu wielkiego - jak na obserwatorium nie naukowe - teleskopu T600 Dobson.
(zdjecie ze strony obserwatorium)
Do tego, obserwatorium znajduje się w rewelacyjnym miejscu, do którego dociera śladowa ilość sztucznego światła, więc obserwowanie stąd nocnego nieba - nawet bez żadnych przyrządów - to niezapomniane przeżycie. Nie mam niestety żadnych swoich zdjęć, ale mam dostać jakieś od grupki chilijska-włoskiej, z którą byłem u Erica. Gdy tylko je otrzymam, na pewno dorzucę jakieś posłowie. Na razie mogę Wam jedynie opowiedzieć, że oglądana gołym okiem Droga Mleczna była fenomenalna, pomimo tego, że - jak się dowiedziałem - o tej porze roku widoczny jest jedynie mniej efektowny jej fragment, czyli Ramię Oriona. Ta główna, najbardziej spektakularna część galaktyki może być obserwowana mniej więcej od czerwca do września, więc gdyby komuś zależało na tym najbardziej rozświetlonym widoku Drogi Mlecznej, powinien wybrać się do Chile w czasie naszego lata. Za pomocą teleskopu zobaczyłem m. in.: - Jowisza, na którego jasnej "powierzchni" widziałem ciemne gazowe pasy, a po bokach tej planety jej 4 księżyce. Całość prezentowała się niczym naszyjnik z pereł, z których ta centralna, największa, ma liczne skazy, - Marsa, który był co prawda zbyt daleko, by zobaczyć jego powierzchnię (ponoć jest to możliwe w czasie największego zbliżenia obu planet, a najbliższe będzie - o ile dobrze pamiętam - w styczniu 2026), ale intensywnie pomarańczowy kolor nie pozostawiał wątpliwości, z czym mam do czynienia, - ogromne skupiska gwiazd, które ukazywaly się nam, po skierowaniu teleskopu na wybrane fragmenty Drogi Mlecznej, - mgławice, czyli coś, co było dla mnie chyba największym przeżyciem, bo ich widok jest najbardziej plastyczny, wielowymiarowy i barwny, - gwiazdę Betelgeza, która wyrzuca z siebie ogromne ilości materii (co doskonale widać przez teleskop Erica) i przewiduje się, że będzie ona całkiem niedługo (w naszym ludzkim ujęciu czasu) supernową.
To nie koniec kwestii astronomicznej, gdyż w Chile jest bardzo dużo czysto naukowych, nie komercyjnych obserwatoriów, które można zwiedzać nieodpłatnie, choć tylko za dnia. Oznacza to, że nocnego nieba sobie tam pooglądać nie można, za to poznać można od kuchni funkcjonowanie tego rodzaju obiektów. O jednym z nich (polskim) była mowa na samym początku tej relacji. Tam niestety nie dotarłem, ale pomysłu nie porzuciłem.
Niedaleko od Vicuña jest amerykańskie obserwatorium Tololo:
Jest to jedno z dwóch najstarszych obserwatorów w Chile (drugie to La Silla, https://maps.app.goo.gl/agSn7sngZornsFoX9). Odwiedzać je można wyłącznie w soboty i udaje mi się zapisać na sobotę przypadajacą w czasie mojego pobytu w Valle del Elqui.
Po zjechaniu z głównej drogi dojeżdżam po kilku kilometrach do szlabanu, przy którym weryfikowana jest moja tożsamość i rezerwacja. Samochód muszę zostawić na parkingu, a do obserwatorium zawiezie całą grupę komfortowy autokar. Tu też udaje mi się zająć fotel przy wyjściu awaryjnym
:D .
Przejazd drogą gruntową trwa ok. 45 minut. Wspinamy się na wysokość ok. 2200 m.n.p.m. Na miejscu dzielimy się na 2 grupy językowe i zaczyna się zwiedzanie. Najpierw krótki film o działaniu NOAO (https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Nationa ... bservatory), potem zakładamy kaski i oglądamy z bliska dwa największe spośród wielu używanych tu teleskopów. Szczególne wrażenie robi na mnie obrotowa kopuła jednego z nich, uruchomiona w trakcie naszego zwiedzania. Choć trzeba też przyznać, że po wyposażeniu widać już, jak dawno temu powstało to miejsce (pomimo tego, że było z pewnością modernizowane).
Wkrótce, na widocznym nieopodal szczycie oddane ma być do użytku supernowoczesne obserwatorium do poszukiwania ciemnej materii - Vera C. Rubin Observatory (https://maps.app.goo.gl/rWakUKnYXMvo9FPc7). Ponoć i ono będzie udostępnione do zwiedzania.
Tyle chyba wystarczy, jak na jeden odcinek. Wkrótce jeszcze jeden wpis o Valle del Elqui i wracam do Santiago....W uzupełnieniu do poprzedniego wpisu, jeszcze taka ciekawostka około-astronomiczna... Chilijczycy mają tu swoje "Roswell". W 1998 r. doszło w Paihuano do upadku jakiegoś latającego obiektu, co do dziś interpretowane bywa, jako katastrofa pojazdu obcych
:) (np.: http://www.ufoevidence.org/documents/doc1674.htm). Jak to w takich wypadkach bywa, zdarzenie było godne stosownego uczczenia.
Valle del Elqui to nie tylko pisco i astronomia, ale również krajobrazy, które nie mają absolutnie nic wspólnego z tym, co widziałem na południu. Tu wszystko jest całkowicie inne. Domy są murowane, a nie drewniane, kościoły są zbudowane w zupełnie innym stylu, drzewa - jeśli są - to co najwyżej papajowe (wokół La Sereny) lub oliwne, a jakieś solidniejsze tylko tam, gdzie jest dostęp do wody. A że jedynym jej źródłem jest w tej okolicy Rio Turbio, to zielono jest tylko wzdłuż jej koryta i tam gdzie mieszkańcom udało się ją doprowadzić, czyli na pokrywających każdy wolny skrawek terenu winnicach. Wszystko pozostałe jest suche i głównie beżowe, przynajmniej wokół Vicuña.
Czyżby promocja Aeromexico?
:lol: Pozdrawiamy z Chile ciut mniej znanego na forum. Przyznam szczerze, że też ostatecznie nasze plany poszły w stronę mniej standardowych miejsc, choć nadal dość turystycznych, dlatego bardzo jestem ciekawy twojej trasy. Więc żeby było tematycznie do relacji i forum to na zdjęciu darmowe muzeum Akordeonów w Chonchi.
nie jest łatwo na telefonie dodać zdjęcie spełniające wymogi forum
:(
Dzięki uprzejmości Bartka i @jaco027, który nas zaswatał, mogłem przeżyć kilka pięknych dni, w świetnym towarzystwie na łonie fantastycznej (według mnie niedocenianej) chilijskiej natury.Na wspólne wieczornoweekendowe wypady do barów-pubów Bellavisty zabrakło czasu, bo sił to @tropikey odmówić nie sposób ??Ja już niestety pożegnałem Bartka i Chile, męczę się w TK 216 przez kolejne 17h?Dzięki wielkie raz jeszcze i do kolejnego ??
O! widzę, że na F4F pojawiło się Termas del Plomo! jakiś już czas temu napatoczyłem się w internecie na info, że coś takiego jest i zdjęcia spowodowały, że coraz bardziej mnie to Chile korci. Co do samej kąpieli - jak z temperaturą (w sieci pisze, że 28 st.C, ale bardziej o odczucia "na skórze" mi chodzi), jak głębokość? czy gacie się nie brudzą od tej wody (tam się w ogóle, zwyczajowo, w gatkach czy bez się kąpie?), czy dno kamieniste?, bez butów do wody spoko jest?
Wciąż jestem pod wrażeniem Twojej pamięci, do nazw odwiedzonych miejsc. Ja nadal nie wiem, czy z Santiago wylądowałem w Malepuco, czy Temuco?Raphael napisał:O! widzę, że na F4F pojawiło się Termas del Plomo! jakiś już czas temu napatoczyłem się w internecie na info, że coś takiego jest i zdjęcia spowodowały, że coraz bardziej mnie to Chile korci. Co do samej kąpieli - jak z temperaturą (w sieci pisze, że 28 st.C, ale bardziej o odczucia "na skórze" mi chodzi), jak głębokość? czy gacie się nie brudzą od tej wody (tam się w ogóle, zwyczajowo, w gatkach czy bez się kąpie?), czy dno kamieniste?, bez butów do wody spoko jest?Buty nie są wymagane, choć wskazane. Ja już na wejściu zaliczyłem wywrotkę, kamienie są obłe i śliskie. Tekstylia raczej wymagane, choć strażników tego pilnujących nie widzieliśmy ?Temperatura i głębokość (~1m.)idealna do długiego moczenia.Woda różni się wyglądem od źródeł np.Islandii, ale na ciemnych spodenkach brudu nie widać, więc można z niej korzystać .Kąpałem się niejednokrotnie w mniej ponętnych miejscach ?@tropikey, wrzucaj następne posty,bo mnie ciekawość zżera widoków, dni następujących po moim wyjeździe ?
@tropikey - bardzo, bardzo lubie czytac Twoje relacje. I bardzo mi po drodze z Twoim stylem podrozowania, wiec mnostwo dla mnie pozytecznych informacji, ale za cholere nie kumam jak mozna przyjac tyle lososia w tak krotkim czasie
:DDD
Dziś zjadłem łososia w saloniku w WAW i chyba najbardziej w tym momencie doceniłem, jak dobre były te w Chile. Rzeczne, pacyficzne, mniejsze, większe, ale zawsze świeżutkie i pyszniutkie. Nie, żeby ten w saloniku był jakiś śmierdzący i stary, ale jednak inny. Napiszę tylko, że repertuar się jednak nieco zmieni.
@tropikey dzięki za świetną - jak zwykle - relację. Podzielisz się organizatorem tej wycieczki do 3 winnic? Za pół roku będę w Santiago - rzeczywiście jest to dobry pomysł na dzień powrotu...
Świetna relacja po nieznanych miejscach kraju, który też trochę liznąłem aczkolwiek dotarłem tylko do Las Trancas. No i mamy znakomity przewodnik na przyszłość, super, że podajesz mnóstwo linków i danych do wykorzystania w następnej podróży do Chile.
tropikey napisał: zasadniczym celem relacji nie jest wpływanie na cudze wybory
;) .A co jest? Można założyć, że Pauzaniasz nie spodziewał się, że jego czytelnicy wsiądą en masse na triremy i popłyną weryfikować świat zobaczony i zrelacjonowany przez niego, Marco Polo pisząc Opisanie świata też raczej nie liczył na naśladowców ale te bardziej współczesne piśmiennictwo podróżnicze, wszelkie travelogi, (foto)relacje, sprawozdania i reportaże zazwyczaj pisane są z "zamiarem ewentualnym". No chyba, że autor ma takie pióro (Theroux, Durrell, Greene, Evelyn Waugh, etc), że stanowią wartość literacką in its own right.
Relacja - przynajmniej według tego, jak ja rozumiem to słowo - to opis tego co się widziało i przeżyło.Celem relacji jest zatem przekazanie jej czytelnikom opisu rzeczy, miejsc i zjawisk, które się widziało (np. w trakcie podróży), a nie zachęcanie ich do takiego, czy innego zachowania. Jeśli nawet ktoś pod wpływem relacji decyduje się np. na wyjazd do Chile (albo wręcz przeciwnie, rezygnuje z takiego wyjazdu), to jest to co najwyżej skutek uboczny tej relacji. Jeśli zatem sugerujesz, że pisząc niniejszą relację miałem na celu zachęcenie kogoś do wyjazdu do Chile, to mylisz się. Celem tej relacji było opisanie tego, w jaki sposób przebiegł mój pobyt w tym kraju.
tropikey napisał:może Unia i kraje Mercosur podpiszą wreszcie umowę handlową, wtedy zaś możemy spodziewać się napływu tego bardzo przyjemnego napitku również do Polski.Taki niewątpliwy plus owego porozumienia, niestety nie byłby w stanie zrekompensować, jego negatywów. Obawiam się, że słynne onegdaj steki, też nie stanowiłyby masy amerykańskiego eksportu, a tą stanowiłby głównie produkty agro z gliofosatem itp. preparatami.
Mocno się nakręciłem by wreszcie polecieć do Chile (ciągle nachodzą mnie chwile złości, że nie kupiłem dealu LH z AMS chyba 3 lata temu).Fajna relacja
;)
Na koniec zwiedzania dostajemy do spróbowania dwa rodzaje pisco (przyznam, że liczyłem na więcej), z których towarzyszący mi Chińczyk jest w stanie siorbnąć tylko ciuteczkę pierwszego, bo go moc wprawia w osłupienie.
Przed opuszczeniem wytwórni Capel trafiamy do sklepu firmowego, w którym nie ma żadnej presji zakupowej, ale bardzo chętnie biorę Hacienda La Torre - pisco 43-procentowe, wyleżakowane przez co najmniej 5 lat w dębowej beczce. Przed zakupem mam okazję na dodatkową degustację tegoż właśnie :) .
Koszt? 12500 CLP (51 zł), czyli mniej niż najtańsza Metaxa.
Zdecydowana większość chilijskiego pisco konsumowana jest na miejscu, ale kto wie, może Unia i kraje Mercosur podpiszą wreszcie umowę handlową, wtedy zaś możemy spodziewać się napływu tego bardzo przyjemnego napitku również do Polski.
A teraz pora na temat nr 2, choć dla bardzo wielu z pewnością pierwszy i będący esencją oraz celem życia. Do kategorii tej należy z pewnością Eric - francuski pasjonat, który od wielu lat prowadzi obserwarorium Pangue.
https://maps.app.goo.gl/pxGkVFcKXGHU2hxe7
Gdybyście się wybierali w te okolice, nie zostawiajcie rezerwacji wizyty w tym obserwatorium na ostatnią chwilę. Mimo, że jestem tu poza sezonem, załapuję się na jedno, jedyne ostatnie miejsce dostępne w czasie mojego 3-nocnego pobytu tutaj.
Koszt nie jest niski, bo 46000 CLP (około 190 zł), ale naprawdę warto ponieść ten wydatek. W zamian otrzymujemy transport z Plaza de Armas do obserwatorium i z powrotem (wyjazd przed 20:00, powrót po północy, czas na miejscu ok. 2 - 2,5 godziny), obserwowanie różnych ciał niebieskich w maksymalnie 6-osobowej grupie przy użyciu wielkiego - jak na obserwatorium nie naukowe - teleskopu T600 Dobson.
(zdjecie ze strony obserwatorium)
Do tego, obserwatorium znajduje się w rewelacyjnym miejscu, do którego dociera śladowa ilość sztucznego światła, więc obserwowanie stąd nocnego nieba - nawet bez żadnych przyrządów - to niezapomniane przeżycie. Nie mam niestety żadnych swoich zdjęć, ale mam dostać jakieś od grupki chilijska-włoskiej, z którą byłem u Erica. Gdy tylko je otrzymam, na pewno dorzucę jakieś posłowie. Na razie mogę Wam jedynie opowiedzieć, że oglądana gołym okiem Droga Mleczna była fenomenalna, pomimo tego, że - jak się dowiedziałem - o tej porze roku widoczny jest jedynie mniej efektowny jej fragment, czyli Ramię Oriona. Ta główna, najbardziej spektakularna część galaktyki może być obserwowana mniej więcej od czerwca do września, więc gdyby komuś zależało na tym najbardziej rozświetlonym widoku Drogi Mlecznej, powinien wybrać się do Chile w czasie naszego lata. Za pomocą teleskopu zobaczyłem m. in.:
- Jowisza, na którego jasnej "powierzchni" widziałem ciemne gazowe pasy, a po bokach tej planety jej 4 księżyce. Całość prezentowała się niczym naszyjnik z pereł, z których ta centralna, największa, ma liczne skazy,
- Marsa, który był co prawda zbyt daleko, by zobaczyć jego powierzchnię (ponoć jest to możliwe w czasie największego zbliżenia obu planet, a najbliższe będzie - o ile dobrze pamiętam - w styczniu 2026), ale intensywnie pomarańczowy kolor nie pozostawiał wątpliwości, z czym mam do czynienia,
- ogromne skupiska gwiazd, które ukazywaly się nam, po skierowaniu teleskopu na wybrane fragmenty Drogi Mlecznej,
- mgławice, czyli coś, co było dla mnie chyba największym przeżyciem, bo ich widok jest najbardziej plastyczny, wielowymiarowy i barwny,
- gwiazdę Betelgeza, która wyrzuca z siebie ogromne ilości materii (co doskonale widać przez teleskop Erica) i przewiduje się, że będzie ona całkiem niedługo (w naszym ludzkim ujęciu czasu) supernową.
To nie koniec kwestii astronomicznej, gdyż w Chile jest bardzo dużo czysto naukowych, nie komercyjnych obserwatoriów, które można zwiedzać nieodpłatnie, choć tylko za dnia. Oznacza to, że nocnego nieba sobie tam pooglądać nie można, za to poznać można od kuchni funkcjonowanie tego rodzaju obiektów. O jednym z nich (polskim) była mowa na samym początku tej relacji. Tam niestety nie dotarłem, ale pomysłu nie porzuciłem.
Niedaleko od Vicuña jest amerykańskie obserwatorium Tololo:
https://maps.app.goo.gl/F8ZTYmjY7eUSxkSJA
Jest to jedno z dwóch najstarszych obserwatorów w Chile (drugie to La Silla, https://maps.app.goo.gl/agSn7sngZornsFoX9). Odwiedzać je można wyłącznie w soboty i udaje mi się zapisać na sobotę przypadajacą w czasie mojego pobytu w Valle del Elqui.
Po zjechaniu z głównej drogi dojeżdżam po kilku kilometrach do szlabanu, przy którym weryfikowana jest moja tożsamość i rezerwacja. Samochód muszę zostawić na parkingu, a do obserwatorium zawiezie całą grupę komfortowy autokar. Tu też udaje mi się zająć fotel przy wyjściu awaryjnym :D .
Przejazd drogą gruntową trwa ok. 45 minut. Wspinamy się na wysokość ok. 2200 m.n.p.m. Na miejscu dzielimy się na 2 grupy językowe i zaczyna się zwiedzanie. Najpierw krótki film o działaniu NOAO (https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Nationa ... bservatory), potem zakładamy kaski i oglądamy z bliska dwa największe spośród wielu używanych tu teleskopów. Szczególne wrażenie robi na mnie obrotowa kopuła jednego z nich, uruchomiona w trakcie naszego zwiedzania. Choć trzeba też przyznać, że po wyposażeniu widać już, jak dawno temu powstało to miejsce (pomimo tego, że było z pewnością modernizowane).
Wkrótce, na widocznym nieopodal szczycie oddane ma być do użytku supernowoczesne obserwatorium do poszukiwania ciemnej materii - Vera C. Rubin Observatory (https://maps.app.goo.gl/rWakUKnYXMvo9FPc7). Ponoć i ono będzie udostępnione do zwiedzania.
Tyle chyba wystarczy, jak na jeden odcinek. Wkrótce jeszcze jeden wpis o Valle del Elqui i wracam do Santiago....W uzupełnieniu do poprzedniego wpisu, jeszcze taka ciekawostka około-astronomiczna...
Chilijczycy mają tu swoje "Roswell". W 1998 r. doszło w Paihuano do upadku jakiegoś latającego obiektu, co do dziś interpretowane bywa, jako katastrofa pojazdu obcych :) (np.: http://www.ufoevidence.org/documents/doc1674.htm). Jak to w takich wypadkach bywa, zdarzenie było godne stosownego uczczenia.
Valle del Elqui to nie tylko pisco i astronomia, ale również krajobrazy, które nie mają absolutnie nic wspólnego z tym, co widziałem na południu. Tu wszystko jest całkowicie inne. Domy są murowane, a nie drewniane, kościoły są zbudowane w zupełnie innym stylu, drzewa - jeśli są - to co najwyżej papajowe (wokół La Sereny) lub oliwne, a jakieś solidniejsze tylko tam, gdzie jest dostęp do wody. A że jedynym jej źródłem jest w tej okolicy Rio Turbio, to zielono jest tylko wzdłuż jej koryta i tam gdzie mieszkańcom udało się ją doprowadzić, czyli na pokrywających każdy wolny skrawek terenu winnicach. Wszystko pozostałe jest suche i głównie beżowe, przynajmniej wokół Vicuña.