Po solidnej porcji mocnego pisco Mistral otrzymanego w hotelowym barze (jako "welcome drink") idę dość szybko spać. Jutro muszę wstać wcześnie, bo ok. 8:00 mam wyznaczony odbiór na wycieczkę po 3 winnicach na południowy zachód od Santiago.
Śniadanie w Ola jest serwowane już od 6:30, więc wyrabiam się bez problemu, wymeldowuję się (powrót jest planowany dopiero ok. 19:00), zostawiam bagaż w recepcji i wsiadam do busa, który właśnie podjechał. Z tuzinem uczestników na pokładzie, kierowca przebija się najpierw przez mocno zakorkowane miasto. Nasz przewodnik, bardzo sympatyczny Pablo, robi w tym czasie całkiem wesołe wprowadzenie do tego, co nas dziś czeka (w skrócie: sporo wina do wypicia
:D ). Potem jedziemy jakiś czas luźną już autostradą. Zamykam na chwilę oczy i chyba zasypiam. Po chwili czuję mocne hamowanie, rozglądam się i widzę z przodu korek, do którego dotarliśmy, a z boku...
Oczom nie wierzę, bo w Santiago było niczym w Valle del Elqui, a tu zupełnie, jak w La Serena! Zaczynam się obawiać, czy nie jestem zbyt luźno ubrany.
Jak się okazuje, korek jest akurat do naszego zjazdu z autostrady. Stoimy w nim trochę, ale w kierowcy odzywa się nareszcie latynoska krew (którą mają w żyłach chyba również polscy kierowcy), wyjeżdża z korka na sprawny pas ruchu, mija długi sznur stojących aut i wbija się weń z powrotem na samej końcóweczce. Nie pochwalam, ale doceniam
:)
Od teraz idzie już sprawnie, a i pogoda momentalnie się poprawia. Odwiedzamy po kolei 3 winnice:
Pierwsza dopiero zaczyna działalność i nie ma jeszcze w dorobku nadzwyczajnych win, więc degustujemy wina innych producentów. Druga i trzecia, to stare wygi, więc towar mają pierwszej klasy (z braku miejsca w bagażu kupuję tylko jedną butelkę w Santa Ema). Najciekawsze do zwiedzania są tereny ostatniej winnicy, na terenie której jest również niewielkie muzeum dotyczące rdzennej ludności - Mapuczy. Mają tu nawet araukarie!
W programie jest też dodatkowo płatny lunch. Zamawiam pstrąga, który okazuje się przyrządzony w bardzo prosty sposób, ale pyszny.
Powrót znowu trochę zajmuje, ale zgodnie z planem w hotelu jestem chwilę po 19:00. Przebieram się co nieco i reorganizuję swój bagaż, po czym jadę Uberem na lotnisko. Mój lot do Madrytu jest o wpół do pierwszej w nocy.Oto zatem ostatni odcinek relacji.
Iberia uruchamia swoje stanowiska odprawy na lotnisku SCL aż 4 godziny przed lotem. Dla mnie to doskonała sytuacja. Po nadaniu bagażu oraz przejściu kontroli bezpieczeństwa i paszportowej mam masę czasu, by skorzystać z mojego ulubionego w Ameryce Południowej saloniku LATAM. Pasażerowie Iberii mają co prawda wstęp "tylko" do nieco mniejszego saloniku środkowego (spośród trzech zlokalizowanych w tym jednym miejscu), ale jak zwykle, w 100% spełnia on moje oczekiwania. Tym razem, dodatkowym atutem jest Cristián - rodzynek w żeńskiej obsłudze recepcji saloników, którego uprzejmość i kultura osobista są (mimo młodego wieku) nadzwyczajne. Po prostu mistrz!
W saloniku, w pierwszej kolejności korzystam z jednej z przestronnych łazienek.
Potem, znajduję sobie wygodny fotel i korzystam ze świetnego bufetu, który tu mają. Nie ma on może takiego rozmachu, jak wiele innych miejsc tego rodzaju, ale to co tu jest idealnie pasuje do moich potrzeb. Sałatka z sercem palmy i surowymi pieczarkami, cannelloni z ricottą i szpinakiem w sosie pomidorowym, sery i słodkości różnego rodzaju... Rewelacja!
Po wejściu na pokład A350 umawiam się ze srewardessą, że nie będę jadł pierwszego (głównego) posiłku. Chcę pospać jak najdłużej, a gdybym miał zjeść kolację w samolocie, musiałbym poczekać pewnie gdzieś do 2:00 w nocy. Po wizycie w saloniku LATAM nic mi nie brakuje, więc od razu po starcie rozkładam sobie łóżko i przesypiam dobre 7 godzin. Nie wszystko w Iberii mi się podoba na tip top, ale akurat fotel w A350 jest moim zdaniem bardzo wygodny, przede wszystkim z powodu dużej przestrzeni na nogi, obracanie się i ogólnie swobodę ruchów.
Po przebudzeniu się mam akurat tyle czasu, by przed lądowaniem zweryfikować zasadność mało entuzjastycznych recenzji drugiego Gladiatora, napisać kolejne porcje relacji i zjeść śniadania, do którego dorzucili mi jeszcze sałatkę z kolacji (quinoa z sercem palmy).
Dwa loty Iberią, które miałem w trakcie tej podróży mogę podsumować pozytywnie. Może bez jakiś nadzwyczajnych zachwytów, ale nie będę miał żadnych oporów, by skorzystać z ich usług w przyszłości.
W Madrycie jest już zbyt późno, by tego samego dnia dostać się do Polski, więc mam tu wymuszony pobyt. Na szczęście, w przeciwieństwie do lotu w przeciwnym kierunku, tym razem pogoda w stolicy Hiszpanii jest wspaniała. Aż chciałoby się zostać dłużej! Nocleg mam tym razem w DoubleTree Madrid Prado.
Dojazd tam autobusem 203 trwa z grubsza tyle samo, co rozwlekły transfer lotniskowy do Hiltona 3 tygodnie temu. Świetnie mi się to ułożyło, że nocuję w nim akurat dziś, a nie w przeciwną stronę. Wtedy miałem co prawda więcej czasu w Madrycie, ale było brzydko i deszczowo. Teraz, przy tak pięknej pogodzie mogę zwiedzić na piechotę spory kawałek historycznego centrum miasta, bo hotel usytuowany jest do tego idealnie. Wieczorowa pora nadaje całej okolicy dodatkowego blasku.
Czyżby promocja Aeromexico?
:lol: Pozdrawiamy z Chile ciut mniej znanego na forum. Przyznam szczerze, że też ostatecznie nasze plany poszły w stronę mniej standardowych miejsc, choć nadal dość turystycznych, dlatego bardzo jestem ciekawy twojej trasy. Więc żeby było tematycznie do relacji i forum to na zdjęciu darmowe muzeum Akordeonów w Chonchi.
nie jest łatwo na telefonie dodać zdjęcie spełniające wymogi forum
:(
Dzięki uprzejmości Bartka i @jaco027, który nas zaswatał, mogłem przeżyć kilka pięknych dni, w świetnym towarzystwie na łonie fantastycznej (według mnie niedocenianej) chilijskiej natury.Na wspólne wieczornoweekendowe wypady do barów-pubów Bellavisty zabrakło czasu, bo sił to @tropikey odmówić nie sposób ??Ja już niestety pożegnałem Bartka i Chile, męczę się w TK 216 przez kolejne 17h?Dzięki wielkie raz jeszcze i do kolejnego ??
O! widzę, że na F4F pojawiło się Termas del Plomo! jakiś już czas temu napatoczyłem się w internecie na info, że coś takiego jest i zdjęcia spowodowały, że coraz bardziej mnie to Chile korci. Co do samej kąpieli - jak z temperaturą (w sieci pisze, że 28 st.C, ale bardziej o odczucia "na skórze" mi chodzi), jak głębokość? czy gacie się nie brudzą od tej wody (tam się w ogóle, zwyczajowo, w gatkach czy bez się kąpie?), czy dno kamieniste?, bez butów do wody spoko jest?
Wciąż jestem pod wrażeniem Twojej pamięci, do nazw odwiedzonych miejsc. Ja nadal nie wiem, czy z Santiago wylądowałem w Malepuco, czy Temuco?Raphael napisał:O! widzę, że na F4F pojawiło się Termas del Plomo! jakiś już czas temu napatoczyłem się w internecie na info, że coś takiego jest i zdjęcia spowodowały, że coraz bardziej mnie to Chile korci. Co do samej kąpieli - jak z temperaturą (w sieci pisze, że 28 st.C, ale bardziej o odczucia "na skórze" mi chodzi), jak głębokość? czy gacie się nie brudzą od tej wody (tam się w ogóle, zwyczajowo, w gatkach czy bez się kąpie?), czy dno kamieniste?, bez butów do wody spoko jest?Buty nie są wymagane, choć wskazane. Ja już na wejściu zaliczyłem wywrotkę, kamienie są obłe i śliskie. Tekstylia raczej wymagane, choć strażników tego pilnujących nie widzieliśmy ?Temperatura i głębokość (~1m.)idealna do długiego moczenia.Woda różni się wyglądem od źródeł np.Islandii, ale na ciemnych spodenkach brudu nie widać, więc można z niej korzystać .Kąpałem się niejednokrotnie w mniej ponętnych miejscach ?@tropikey, wrzucaj następne posty,bo mnie ciekawość zżera widoków, dni następujących po moim wyjeździe ?
@tropikey - bardzo, bardzo lubie czytac Twoje relacje. I bardzo mi po drodze z Twoim stylem podrozowania, wiec mnostwo dla mnie pozytecznych informacji, ale za cholere nie kumam jak mozna przyjac tyle lososia w tak krotkim czasie
:DDD
Dziś zjadłem łososia w saloniku w WAW i chyba najbardziej w tym momencie doceniłem, jak dobre były te w Chile. Rzeczne, pacyficzne, mniejsze, większe, ale zawsze świeżutkie i pyszniutkie. Nie, żeby ten w saloniku był jakiś śmierdzący i stary, ale jednak inny. Napiszę tylko, że repertuar się jednak nieco zmieni.
@tropikey dzięki za świetną - jak zwykle - relację. Podzielisz się organizatorem tej wycieczki do 3 winnic? Za pół roku będę w Santiago - rzeczywiście jest to dobry pomysł na dzień powrotu...
Świetna relacja po nieznanych miejscach kraju, który też trochę liznąłem aczkolwiek dotarłem tylko do Las Trancas. No i mamy znakomity przewodnik na przyszłość, super, że podajesz mnóstwo linków i danych do wykorzystania w następnej podróży do Chile.
tropikey napisał: zasadniczym celem relacji nie jest wpływanie na cudze wybory
;) .A co jest? Można założyć, że Pauzaniasz nie spodziewał się, że jego czytelnicy wsiądą en masse na triremy i popłyną weryfikować świat zobaczony i zrelacjonowany przez niego, Marco Polo pisząc Opisanie świata też raczej nie liczył na naśladowców ale te bardziej współczesne piśmiennictwo podróżnicze, wszelkie travelogi, (foto)relacje, sprawozdania i reportaże zazwyczaj pisane są z "zamiarem ewentualnym". No chyba, że autor ma takie pióro (Theroux, Durrell, Greene, Evelyn Waugh, etc), że stanowią wartość literacką in its own right.
Relacja - przynajmniej według tego, jak ja rozumiem to słowo - to opis tego co się widziało i przeżyło.Celem relacji jest zatem przekazanie jej czytelnikom opisu rzeczy, miejsc i zjawisk, które się widziało (np. w trakcie podróży), a nie zachęcanie ich do takiego, czy innego zachowania. Jeśli nawet ktoś pod wpływem relacji decyduje się np. na wyjazd do Chile (albo wręcz przeciwnie, rezygnuje z takiego wyjazdu), to jest to co najwyżej skutek uboczny tej relacji. Jeśli zatem sugerujesz, że pisząc niniejszą relację miałem na celu zachęcenie kogoś do wyjazdu do Chile, to mylisz się. Celem tej relacji było opisanie tego, w jaki sposób przebiegł mój pobyt w tym kraju.
tropikey napisał:może Unia i kraje Mercosur podpiszą wreszcie umowę handlową, wtedy zaś możemy spodziewać się napływu tego bardzo przyjemnego napitku również do Polski.Taki niewątpliwy plus owego porozumienia, niestety nie byłby w stanie zrekompensować, jego negatywów. Obawiam się, że słynne onegdaj steki, też nie stanowiłyby masy amerykańskiego eksportu, a tą stanowiłby głównie produkty agro z gliofosatem itp. preparatami.
Mocno się nakręciłem by wreszcie polecieć do Chile (ciągle nachodzą mnie chwile złości, że nie kupiłem dealu LH z AMS chyba 3 lata temu).Fajna relacja
;)
Po solidnej porcji mocnego pisco Mistral otrzymanego w hotelowym barze (jako "welcome drink") idę dość szybko spać. Jutro muszę wstać wcześnie, bo ok. 8:00 mam wyznaczony odbiór na wycieczkę po 3 winnicach na południowy zachód od Santiago.
Śniadanie w Ola jest serwowane już od 6:30, więc wyrabiam się bez problemu, wymeldowuję się (powrót jest planowany dopiero ok. 19:00), zostawiam bagaż w recepcji i wsiadam do busa, który właśnie podjechał. Z tuzinem uczestników na pokładzie, kierowca przebija się najpierw przez mocno zakorkowane miasto. Nasz przewodnik, bardzo sympatyczny Pablo, robi w tym czasie całkiem wesołe wprowadzenie do tego, co nas dziś czeka (w skrócie: sporo wina do wypicia :D ). Potem jedziemy jakiś czas luźną już autostradą. Zamykam na chwilę oczy i chyba zasypiam. Po chwili czuję mocne hamowanie, rozglądam się i widzę z przodu korek, do którego dotarliśmy, a z boku...
Oczom nie wierzę, bo w Santiago było niczym w Valle del Elqui, a tu zupełnie, jak w La Serena! Zaczynam się obawiać, czy nie jestem zbyt luźno ubrany.
Jak się okazuje, korek jest akurat do naszego zjazdu z autostrady. Stoimy w nim trochę, ale w kierowcy odzywa się nareszcie latynoska krew (którą mają w żyłach chyba również polscy kierowcy), wyjeżdża z korka na sprawny pas ruchu, mija długi sznur stojących aut i wbija się weń z powrotem na samej końcóweczce. Nie pochwalam, ale doceniam :)
Od teraz idzie już sprawnie, a i pogoda momentalnie się poprawia. Odwiedzamy po kolei 3 winnice:
La Quirinca
https://maps.app.goo.gl/oKdSvvJDoa5AAJim9
Santa Ema
https://maps.app.goo.gl/v4uZrD93YWSFnom36
Undurraga
https://maps.app.goo.gl/KSC8QGqDPShJMdb78
Pierwsza dopiero zaczyna działalność i nie ma jeszcze w dorobku nadzwyczajnych win, więc degustujemy wina innych producentów. Druga i trzecia, to stare wygi, więc towar mają pierwszej klasy (z braku miejsca w bagażu kupuję tylko jedną butelkę w Santa Ema). Najciekawsze do zwiedzania są tereny ostatniej winnicy, na terenie której jest również niewielkie muzeum dotyczące rdzennej ludności - Mapuczy. Mają tu nawet araukarie!
W programie jest też dodatkowo płatny lunch. Zamawiam pstrąga, który okazuje się przyrządzony w bardzo prosty sposób, ale pyszny.
Powrót znowu trochę zajmuje, ale zgodnie z planem w hotelu jestem chwilę po 19:00. Przebieram się co nieco i reorganizuję swój bagaż, po czym jadę Uberem na lotnisko. Mój lot do Madrytu jest o wpół do pierwszej w nocy.Oto zatem ostatni odcinek relacji.
Iberia uruchamia swoje stanowiska odprawy na lotnisku SCL aż 4 godziny przed lotem. Dla mnie to doskonała sytuacja. Po nadaniu bagażu oraz przejściu kontroli bezpieczeństwa i paszportowej mam masę czasu, by skorzystać z mojego ulubionego w Ameryce Południowej saloniku LATAM. Pasażerowie Iberii mają co prawda wstęp "tylko" do nieco mniejszego saloniku środkowego (spośród trzech zlokalizowanych w tym jednym miejscu), ale jak zwykle, w 100% spełnia on moje oczekiwania.
Tym razem, dodatkowym atutem jest Cristián - rodzynek w żeńskiej obsłudze recepcji saloników, którego uprzejmość i kultura osobista są (mimo młodego wieku) nadzwyczajne. Po prostu mistrz!
W saloniku, w pierwszej kolejności korzystam z jednej z przestronnych łazienek.
Potem, znajduję sobie wygodny fotel i korzystam ze świetnego bufetu, który tu mają. Nie ma on może takiego rozmachu, jak wiele innych miejsc tego rodzaju, ale to co tu jest idealnie pasuje do moich potrzeb. Sałatka z sercem palmy i surowymi pieczarkami, cannelloni z ricottą i szpinakiem w sosie pomidorowym, sery i słodkości różnego rodzaju... Rewelacja!
Po wejściu na pokład A350 umawiam się ze srewardessą, że nie będę jadł pierwszego (głównego) posiłku. Chcę pospać jak najdłużej, a gdybym miał zjeść kolację w samolocie, musiałbym poczekać pewnie gdzieś do 2:00 w nocy. Po wizycie w saloniku LATAM nic mi nie brakuje, więc od razu po starcie rozkładam sobie łóżko i przesypiam dobre 7 godzin. Nie wszystko w Iberii mi się podoba na tip top, ale akurat fotel w A350 jest moim zdaniem bardzo wygodny, przede wszystkim z powodu dużej przestrzeni na nogi, obracanie się i ogólnie swobodę ruchów.
Po przebudzeniu się mam akurat tyle czasu, by przed lądowaniem zweryfikować zasadność mało entuzjastycznych recenzji drugiego Gladiatora, napisać kolejne porcje relacji i zjeść śniadania, do którego dorzucili mi jeszcze sałatkę z kolacji (quinoa z sercem palmy).
Dwa loty Iberią, które miałem w trakcie tej podróży mogę podsumować pozytywnie. Może bez jakiś nadzwyczajnych zachwytów, ale nie będę miał żadnych oporów, by skorzystać z ich usług w przyszłości.
W Madrycie jest już zbyt późno, by tego samego dnia dostać się do Polski, więc mam tu wymuszony pobyt. Na szczęście, w przeciwieństwie do lotu w przeciwnym kierunku, tym razem pogoda w stolicy Hiszpanii jest wspaniała. Aż chciałoby się zostać dłużej!
Nocleg mam tym razem w DoubleTree Madrid Prado.
https://maps.app.goo.gl/8tgvNXJX7pCctnc3A
Kilka słów o nim naskrobałem tu: viewtopic.php?f=1576&t=51560&p=1762188#p1762188
Dojazd tam autobusem 203 trwa z grubsza tyle samo, co rozwlekły transfer lotniskowy do Hiltona 3 tygodnie temu.
Świetnie mi się to ułożyło, że nocuję w nim akurat dziś, a nie w przeciwną stronę. Wtedy miałem co prawda więcej czasu w Madrycie, ale było brzydko i deszczowo. Teraz, przy tak pięknej pogodzie mogę zwiedzić na piechotę spory kawałek historycznego centrum miasta, bo hotel usytuowany jest do tego idealnie. Wieczorowa pora nadaje całej okolicy dodatkowego blasku.