Skoro celem kończącej się podróży była Ameryka Południowa, ostatnią kolację wypada zjeść w odpowiednim anturażu
:) Nie kojarzę w Madrycie żadnego lokalu z kuchnią chilijską, więc wybieram peruwiańską Kechua.
Prawie wszyscy dookoła zajadają się ogromnymi porcjami kurczaka (można tu dostać 1/4, 1/2 lub całego kurczaka), ale je decyduję się na Lomo Saltado i moją ulubioną Cusqueña Negra. Łezka w oku kręci się na wspomnienie tej potrawy zaserwowanej mi w Cuzco
:) .
Rano, po śniadaniu mam jeszcze sporo czasu do lotu do Polski, więc idę jeszcze do parku Retiro. Robi się powoli coraz cieplej, ale ani ludziom, ani roślinom nie jest jeszcze śpieszno do wiosennego przeobrażenia.
Zaglądam przy okazji do Don Juego y Don Puzzle - klimatycznego sklepu z grami, puzzlami, itp., z którego wychodzę z całkiem sporym pudłem z puzzlami. Liczyłem na coś "iberyjskiego", a skończyło się na satyrze rodem z Beneluxu.
Autobusem 203 jadę na Terminal 2 madryckiego lotniska. Jestem jeszcze przed otwarciem LOT-owskich stanowisk check in. Ich uruchomienie następuje ok. 2,5 godziny przed lotem. Po oddaniu bagażu przechodzę przez fast track i trafiam do saloniku Puerta de Alcalá. Z tego, co pamiętam, Puerta del Sol jest większy, ale ten, w którym jestem znajduje się ledwie minutę, może dwie od bramki, przez którą prowadzony ma być boarding na lot do WAW. Zostaję zatem właśnie w Puerta de Alcalá. Podoba mi się pomysł, by jedzenie podawane było w formie swego rodzaju tapasów. Wszystkie gotowe dania - ciepłe i zimne - czekają na chętnych w niewielkich miseczkach. Jeśli coś smakuje, można brać kolejne, a jeśli nie, ryzyko jest tylko takie, że jeden czy drugi klient zostawi coś drobnego.
Lot do WAW jest punktualny, bez przygód i zastrzeżeń. Jego sporą część przesypiam (skoro "exit row" daje ku temu takie możliwości).
Potem jeszcze salonik w Warszawie (tak już maglowany na forum, że nie ma sensu dorzucać kolejnego opisu) i nadchodzi pora na ostatni lot, do Gdańska. Pani Dorota - szefowa pokladu (z kategorii tych, które pracują w LO już bardzo długo) - wymaga wspomnienia, bo tak przyjaznej, spokojnej i serdecznej stewardessy u naszego narodowego przewoźnika już dawno nie widziałem. Tak oto potraktowała z uśmiechem mój pakunek, gdy powiedziałem, że mam tam m. in. szkło (znaczy, puste kieliszki z Chile otrzymane w prezencie po niektórych degustacjach
:D ).
Teraz pozostaje napełniać te kieliszki chilijskim winem lub pisco w oczekiwaniu na kolejną daleką podróż lub w trakcie jej planowania
:) .
I jeszcze tylko spóźniona mapa lotów
:)
Koniec
--------
A jeśli ktoś dotrwał do tego miejsca, to mam tu jeszcze specjalny dodatek.
Jeśli będziecie szukać w przyszłości mniej znanych miejsc w Chile, to oprócz opisanych w tej relacji, mam dla Was jeszcze garść propozycji, z których nie udało mi się skorzystać. Czasem nie było mi po drodze, innym razem terminowo nie pasowało, albo np. dotarcie do danego miejsca zajęłoby zbyt wiele czasu i byłoby zbyt kosztowne. Tak, czy inaczej, jestem pewien, że są warte odwiedzenia, jako "starannie wyselekcjonowane"
:D . Wszystkie znajdują się na południe od Santiago. Na część północną też kiedyś przyjdzie pora...
Z tego, co zdążyłem ustalić, jest to wspaniałe miejsce na kilkudniowy trekking pieszy (samodzielnie) lub konny (w zorganizowanej grupie). Zdjęcia potwierdzają, że nie bez przyczyny mówi się o tym miejscu "Yosemite Ameryki Południowej".
Czyżby promocja Aeromexico?
:lol: Pozdrawiamy z Chile ciut mniej znanego na forum. Przyznam szczerze, że też ostatecznie nasze plany poszły w stronę mniej standardowych miejsc, choć nadal dość turystycznych, dlatego bardzo jestem ciekawy twojej trasy. Więc żeby było tematycznie do relacji i forum to na zdjęciu darmowe muzeum Akordeonów w Chonchi.
nie jest łatwo na telefonie dodać zdjęcie spełniające wymogi forum
:(
Dzięki uprzejmości Bartka i @jaco027, który nas zaswatał, mogłem przeżyć kilka pięknych dni, w świetnym towarzystwie na łonie fantastycznej (według mnie niedocenianej) chilijskiej natury.Na wspólne wieczornoweekendowe wypady do barów-pubów Bellavisty zabrakło czasu, bo sił to @tropikey odmówić nie sposób ??Ja już niestety pożegnałem Bartka i Chile, męczę się w TK 216 przez kolejne 17h?Dzięki wielkie raz jeszcze i do kolejnego ??
O! widzę, że na F4F pojawiło się Termas del Plomo! jakiś już czas temu napatoczyłem się w internecie na info, że coś takiego jest i zdjęcia spowodowały, że coraz bardziej mnie to Chile korci. Co do samej kąpieli - jak z temperaturą (w sieci pisze, że 28 st.C, ale bardziej o odczucia "na skórze" mi chodzi), jak głębokość? czy gacie się nie brudzą od tej wody (tam się w ogóle, zwyczajowo, w gatkach czy bez się kąpie?), czy dno kamieniste?, bez butów do wody spoko jest?
Wciąż jestem pod wrażeniem Twojej pamięci, do nazw odwiedzonych miejsc. Ja nadal nie wiem, czy z Santiago wylądowałem w Malepuco, czy Temuco?Raphael napisał:O! widzę, że na F4F pojawiło się Termas del Plomo! jakiś już czas temu napatoczyłem się w internecie na info, że coś takiego jest i zdjęcia spowodowały, że coraz bardziej mnie to Chile korci. Co do samej kąpieli - jak z temperaturą (w sieci pisze, że 28 st.C, ale bardziej o odczucia "na skórze" mi chodzi), jak głębokość? czy gacie się nie brudzą od tej wody (tam się w ogóle, zwyczajowo, w gatkach czy bez się kąpie?), czy dno kamieniste?, bez butów do wody spoko jest?Buty nie są wymagane, choć wskazane. Ja już na wejściu zaliczyłem wywrotkę, kamienie są obłe i śliskie. Tekstylia raczej wymagane, choć strażników tego pilnujących nie widzieliśmy ?Temperatura i głębokość (~1m.)idealna do długiego moczenia.Woda różni się wyglądem od źródeł np.Islandii, ale na ciemnych spodenkach brudu nie widać, więc można z niej korzystać .Kąpałem się niejednokrotnie w mniej ponętnych miejscach ?@tropikey, wrzucaj następne posty,bo mnie ciekawość zżera widoków, dni następujących po moim wyjeździe ?
@tropikey - bardzo, bardzo lubie czytac Twoje relacje. I bardzo mi po drodze z Twoim stylem podrozowania, wiec mnostwo dla mnie pozytecznych informacji, ale za cholere nie kumam jak mozna przyjac tyle lososia w tak krotkim czasie
:DDD
Dziś zjadłem łososia w saloniku w WAW i chyba najbardziej w tym momencie doceniłem, jak dobre były te w Chile. Rzeczne, pacyficzne, mniejsze, większe, ale zawsze świeżutkie i pyszniutkie. Nie, żeby ten w saloniku był jakiś śmierdzący i stary, ale jednak inny. Napiszę tylko, że repertuar się jednak nieco zmieni.
@tropikey dzięki za świetną - jak zwykle - relację. Podzielisz się organizatorem tej wycieczki do 3 winnic? Za pół roku będę w Santiago - rzeczywiście jest to dobry pomysł na dzień powrotu...
Świetna relacja po nieznanych miejscach kraju, który też trochę liznąłem aczkolwiek dotarłem tylko do Las Trancas. No i mamy znakomity przewodnik na przyszłość, super, że podajesz mnóstwo linków i danych do wykorzystania w następnej podróży do Chile.
tropikey napisał: zasadniczym celem relacji nie jest wpływanie na cudze wybory
;) .A co jest? Można założyć, że Pauzaniasz nie spodziewał się, że jego czytelnicy wsiądą en masse na triremy i popłyną weryfikować świat zobaczony i zrelacjonowany przez niego, Marco Polo pisząc Opisanie świata też raczej nie liczył na naśladowców ale te bardziej współczesne piśmiennictwo podróżnicze, wszelkie travelogi, (foto)relacje, sprawozdania i reportaże zazwyczaj pisane są z "zamiarem ewentualnym". No chyba, że autor ma takie pióro (Theroux, Durrell, Greene, Evelyn Waugh, etc), że stanowią wartość literacką in its own right.
Relacja - przynajmniej według tego, jak ja rozumiem to słowo - to opis tego co się widziało i przeżyło.Celem relacji jest zatem przekazanie jej czytelnikom opisu rzeczy, miejsc i zjawisk, które się widziało (np. w trakcie podróży), a nie zachęcanie ich do takiego, czy innego zachowania. Jeśli nawet ktoś pod wpływem relacji decyduje się np. na wyjazd do Chile (albo wręcz przeciwnie, rezygnuje z takiego wyjazdu), to jest to co najwyżej skutek uboczny tej relacji. Jeśli zatem sugerujesz, że pisząc niniejszą relację miałem na celu zachęcenie kogoś do wyjazdu do Chile, to mylisz się. Celem tej relacji było opisanie tego, w jaki sposób przebiegł mój pobyt w tym kraju.
tropikey napisał:może Unia i kraje Mercosur podpiszą wreszcie umowę handlową, wtedy zaś możemy spodziewać się napływu tego bardzo przyjemnego napitku również do Polski.Taki niewątpliwy plus owego porozumienia, niestety nie byłby w stanie zrekompensować, jego negatywów. Obawiam się, że słynne onegdaj steki, też nie stanowiłyby masy amerykańskiego eksportu, a tą stanowiłby głównie produkty agro z gliofosatem itp. preparatami.
Mocno się nakręciłem by wreszcie polecieć do Chile (ciągle nachodzą mnie chwile złości, że nie kupiłem dealu LH z AMS chyba 3 lata temu).Fajna relacja
;)
Skoro celem kończącej się podróży była Ameryka Południowa, ostatnią kolację wypada zjeść w odpowiednim anturażu :)
Nie kojarzę w Madrycie żadnego lokalu z kuchnią chilijską, więc wybieram peruwiańską Kechua.
https://maps.app.goo.gl/APz6V1AGdmuz5c196
Prawie wszyscy dookoła zajadają się ogromnymi porcjami kurczaka (można tu dostać 1/4, 1/2 lub całego kurczaka), ale je decyduję się na Lomo Saltado i moją ulubioną Cusqueña Negra. Łezka w oku kręci się na wspomnienie tej potrawy zaserwowanej mi w Cuzco :) .
Rano, po śniadaniu mam jeszcze sporo czasu do lotu do Polski, więc idę jeszcze do parku Retiro. Robi się powoli coraz cieplej, ale ani ludziom, ani roślinom nie jest jeszcze śpieszno do wiosennego przeobrażenia.
Zaglądam przy okazji do Don Juego y Don Puzzle - klimatycznego sklepu z grami, puzzlami, itp., z którego wychodzę z całkiem sporym pudłem z puzzlami. Liczyłem na coś "iberyjskiego", a skończyło się na satyrze rodem z Beneluxu.
Autobusem 203 jadę na Terminal 2 madryckiego lotniska. Jestem jeszcze przed otwarciem LOT-owskich stanowisk check in. Ich uruchomienie następuje ok. 2,5 godziny przed lotem.
Po oddaniu bagażu przechodzę przez fast track i trafiam do saloniku Puerta de Alcalá. Z tego, co pamiętam, Puerta del Sol jest większy, ale ten, w którym jestem znajduje się ledwie minutę, może dwie od bramki, przez którą prowadzony ma być boarding na lot do WAW. Zostaję zatem właśnie w Puerta de Alcalá.
Podoba mi się pomysł, by jedzenie podawane było w formie swego rodzaju tapasów. Wszystkie gotowe dania - ciepłe i zimne - czekają na chętnych w niewielkich miseczkach. Jeśli coś smakuje, można brać kolejne, a jeśli nie, ryzyko jest tylko takie, że jeden czy drugi klient zostawi coś drobnego.
Lot do WAW jest punktualny, bez przygód i zastrzeżeń. Jego sporą część przesypiam (skoro "exit row" daje ku temu takie możliwości).
Potem jeszcze salonik w Warszawie (tak już maglowany na forum, że nie ma sensu dorzucać kolejnego opisu) i nadchodzi pora na ostatni lot, do Gdańska.
Pani Dorota - szefowa pokladu (z kategorii tych, które pracują w LO już bardzo długo) - wymaga wspomnienia, bo tak przyjaznej, spokojnej i serdecznej stewardessy u naszego narodowego przewoźnika już dawno nie widziałem.
Tak oto potraktowała z uśmiechem mój pakunek, gdy powiedziałem, że mam tam m. in. szkło (znaczy, puste kieliszki z Chile otrzymane w prezencie po niektórych degustacjach :D ).
Teraz pozostaje napełniać te kieliszki chilijskim winem lub pisco w oczekiwaniu na kolejną daleką podróż lub w trakcie jej planowania :) .
I jeszcze tylko spóźniona mapa lotów :)
Koniec
--------
A jeśli ktoś dotrwał do tego miejsca, to mam tu jeszcze specjalny dodatek.
Jeśli będziecie szukać w przyszłości mniej znanych miejsc w Chile, to oprócz opisanych w tej relacji, mam dla Was jeszcze garść propozycji, z których nie udało mi się skorzystać. Czasem nie było mi po drodze, innym razem terminowo nie pasowało, albo np. dotarcie do danego miejsca zajęłoby zbyt wiele czasu i byłoby zbyt kosztowne. Tak, czy inaczej, jestem pewien, że są warte odwiedzenia, jako "starannie wyselekcjonowane" :D . Wszystkie znajdują się na południe od Santiago. Na część północną też kiedyś przyjdzie pora...
Oto one:
1) dolina Cochamó i La Junta na jej końcu
https://maps.app.goo.gl/j2JrVeG4owYBqv4z6
Z tego, co zdążyłem ustalić, jest to wspaniałe miejsce na kilkudniowy trekking pieszy (samodzielnie) lub konny (w zorganizowanej grupie). Zdjęcia potwierdzają, że nie bez przyczyny mówi się o tym miejscu "Yosemite Ameryki Południowej".
Wszelkie informacje znajdziecie tu: https://cochamo.com/
Z ciekawostek dodam, że na początku doliny swój pensjonat ma para chilijsko-czeska
(https://maps.app.goo.gl/jcis3VFJ4Uuar4kD9)
2) Cerro Castillo
https://maps.app.goo.gl/jQ2ioGqeygeEcBRU8
Ponownie, miejsce raczej na kilkudniowy trekking z własnym namiotem, choć jest tu również możliwość zrobienia jednej z tras w ciągu dnia.
3) Nevado Queulat
https://maps.app.goo.gl/o8EcU9hkkZ2DxLvi7
4) Fiordo Quintupeu
https://maps.app.goo.gl/Tktp8L8kwwjasfxa9
5) Termas de Cahuelmo (a w zasadzie fiordo, na którego końcu się znajdują)
https://maps.app.goo.gl/4N19LKRogpCnxugN7
6) Parque Tagua Tagua https://maps.app.goo.gl/K2tTJ2MNPqmKya3cA
Prywatny park, który ze względu na odizolowaną lokalizację jest dość trudny (o ile w ogóle możliwy) do zaplanowania w ramach jednodniowej wycieczki.
7) Cerro Bonichemo
https://maps.app.goo.gl/qHiPrLdho5nG3SB28
Wejście na ten szczyt organizuje czasem ta grupa: https://www.instagram.com/outdoorexperiencex/
8) Auto Museum Moncopulli
https://maps.app.goo.gl/oJdoAYipkUKxLJ3j7
9) Glaciar Universidad
https://maps.app.goo.gl/WZ2NqUAJUNqBz8EJA
To już raczej dla osób mocno zaangażowanych we wspinaczkę.Proszę bardzo - brałem tu, z jakimś kodem -20%:
https://www.getyourguide.pl/santiago-l2 ... o-t288540/
Nie wiem tylko, dlaczego teraz jest w tytule mowa o 4 winnicach. Miałem 3 i to wystarczyło :D