Z ciekawostek, znajduję tu dość odmienionego JPII, hotel o bardzo egzotycznej (jak na ten rejon) nazwie i kolekcję sztuki ulicznej.
Dlaczego "tea time"? Cóż, salonik mają niestety zamknięty, ale to co w nim oferowano jest dostępne obecnie w lobby. Dla osób ze statusem bezpłatnie, dla innych za (o ile dobrze usłyszałem) coś ok. 3200 pesos (nie warte tej ceny). Prezentuje się to następująco:
Posiadając status Platinum lub wyższy, wino i inne napoje alkoholowe są gratis. Wystarczy podać nr pokoju.
Zrobiło się już ciemno, więc idę jeszcze zobaczyć, jak też Salta prezentuje się po zmroku. Ponownie, wrażenia są jak najbardziej pozytywne, choć może nie aż aż takie, bym chciał tu zostawać na dłużej.
Generalnie, centrum miasta jest bardzo zadbane, a liczba mundurowych sprawia, że nawet gdybym chodził tam obwieszony precjozami, to nie sądzę, by ktoś pokusił się o sięgnięcie po nie. Nie jestem przy tym wcale przekonany, czy to wynik realnej potrzeby (czyli istniejącej wcześniej przestępczości pospolitej), czy raczej rodzaj wspomagania społeczności lokalnej poprzez jej zatrudnianie w sektorze publicznym. Tak, czy inaczej, czuję się tu bardzo bezpiecznie.
Wracam do hotelu, by przygotować się do w miarę wczesnej jazdy do Cafayate*. Saltę odwiedzę wkrótce jeszcze raz, więc będzie ponownie okazja do przyjrzenia się życiu tutaj.
*EDIT: tfu! Do jakiego Cafayate? Jutro jadę przecież do Cachi
:DKurczę, @abelincoln już skończył, a ja daleko w polu...
Śniadanie w saltańskim Sheratonie jest nareszcie jakoś urozmaicone warzywami, choć i tak nie jest to jeszcze jakaś pierwsza liga. Byłoby to jednak nieuprzejme z mojej strony, gdybym marudził i narzekał.
Jedna rzecz jest tutaj (ogólnie w Argentynie) dla mnie wciąż zagadką - słyną z krów, a ser mają kiepski. Nie wiem, może po prostu dają jakiś najtańszy, a na coś smakowitego trzeba sobie zasłużyć?
Po posiłku pakuję się do fiacika i trasą prowadzącą przez park narodowy Los Cardones jadę na kolejne 2 dni do mojej nowej bazy, czyli do Cachi. Jest dziś dość pochmurno, ale kto wie, może później i wyżej się rozpogodzi, jak to często tutaj bywa.
Wyjazd z Salty, to mało atrakcyjne tereny komercyjne, a potem rolnicze. Im dalej od miasta, tym bardziej sielsko się robi. Jest dużo koni, zielone pola, na których część prac wykonywanych jest ręcznie, są nawet kwitnące słoneczniki.
Zbliżam się jednak do gór i otoczenie mocno się zmienia. Dobrze utrzymana droga zaczyna się wić w wąskiej, zielonej dolinie, której porośnięte bujnym gąszczem ściany wznoszą się coraz wyżej. Z czasem roślinność robi się coraz mniej bogata i zielona, a krajobraz surowieje.
Niestety, idzie to w parze z jakością drogi. Niedaleko za mostem Puente Chorro Blanco asfalt znika i wjeżdżam znowu na mój "ulubiony" żwir
:( Muszę po nim jechać przez ok. 45 km, co (razem z postojami na jakieś fotki) zajmuje mi ok. półtorej godziny. Normalna droga rozpoczyna się ponownie w okolicy punktu widokowego Cuesta del Obispo. Pal jednak licho ten żwir. Widoki są znowu piękne!
Przy Piedra de Molino kończą się serpentyny, a niebo po tej stronie staje się ponownie lazurowe. Rozpoczyna się Parque Nacional los Cardones. Zaczynam łagodny zjazd do rozległego płaskowyżu, a krajobraz znowu zmienia oblicze. Na trasie przejazdu przez park jest wyznaczonych kilka punktów widokowych. Najpierw z panoramą całego terenu i kolorowego grzbietu górskiego ciągnącego się wzdłuż drogi prowadzącej przez park) Mirador Ojo del Condor), potem przy "pilnujących" parku kaktusacg, a potem jeszcze w miejscu, którym prowadził kiedyś stary trakt.
[/quote]Check in na lot do FRA był jeszcze szybszy. Zdziwiło mnie, że nie sprawdzano ani ESTA, ani szczepienia. Lufthansie wystarczą najwyraźniej dane wprowadzone przeze mnie w trakcie on line check in, a zwłaszcza odhaczony "ptaszek" przy oświadczeniu, że jakby co, to poniosę wszelkie koszty, jeśli nie wpuszczą mnie do USA.... No ale chyba nie zrobią mi tego przy mojej pierwszej w życiu wizycie tamże[/quote]Coś się zmieniło w tym temacie. Przy tegorocznym wylocie z WAW do Toronto nikt nie sprawdzał kanadyjskiej eTA. Znaczy, że była sprawdzona w inny sposób. Zarówno kanadyjska eTA jak i amerykańska ESTA są powiązane z numerem paszportu. Po maszynowym odczycie paszportu przez osobę na check-inie czy urzędnika Immigration po prostu widać, że klient ma eTA czy ESTA.
We FRA obsługiwał mnie bardzo młody chłopak, chyba nowicjusz (pytał sąsiadów o różne kwestie), więc być może działał asekuracyjnie
:)Na marginesie, SQ daje na cały lot wifi gratis dla pasażerów w C i F, więc chyba nadam jeszcze odcinek z pokładu (z którego piszę właśnie te słowa).
Wiedziałem, że po przylocie będzie jeszcze bieganina, więc nawet jej nie sprawdzałem, co by się nie drażnić
:DWypiłem 2 kieliszki Shiraz (bardzo dobre, ale nawet nie wiem, z jakiego kraju) i tyle.Na bieżąco można sprawdzać tu:https://inflightmenu.singaporeair.com/home
@tropikey: zaiste poczekalnia LA w SCL jest znakomita - jest przeznaczona tylko dla paxów segmentu premium (bilet biznes / premium międzynarodowe) oraz posiadaczy najwyższego statusu w LATAMPASS.
@lataczuk mając do wyboru otwarte ramiona latynoskiego kraju i forum z dalekiego, zimnego środkowoeuropejskiego kraju - nic dziwnego że utonął w tych ramionach [emoji23]
W kwestii formalnej to Dolce Gusto jest ciśnieniowy (15 bar) . Z tanich i popularnych kapsułkowców tylko Tassimo Bosha oszukuje na ciśnieniu (3 bar). [emoji12]
tropikey napisał:(...) część z wyrobami reginalnymi, pamiątkami i innymi atrakcjami, dla których tu dotarłem jest dość mała. Może po prostu trafiłem tu o złej porze? Na szczęście, są charakterystyczne dla tej imprezy tańce ludowe, ale nie w wykonaniu zespołów folklorystycznych, lecz zwykłych mieszkańców.Co innego część jarmarczna, ze świeżą dostawą z Chin i Bangladeszu oraz że wszelkiego rodzaju second handem. Tu na brak sprzedawców narzekać nie można. Czyżby taka właśnie przyszłość czekała Feria de Mataderos?Dla mnie właśnie ta spontaniczność i tańce w wykonaniu mieszkańców, a nie zespołów, dodawały wyjątkowości właśnie temu miejscu.Nie pamiętam jakiejś większej ilości chińszczyzny - jeśli rzeczywiście co tydzień wygląda to tak jak mówisz, to niesamowita szkoda. :/
Jasne, pełna zgoda! Mnie też ujęło właśnie to, że bawili się zwykli ludzie, a nie wyszkolona do tego grupa
:)Fajnie, że mają w sobie tyle luzu, ale i szacunku dla tradycji. Już widzę, jak u nas na festynie ludzie wyskakują do oberka, czy innego kujawiaka
:DA co do asortymentu, to mam podejrzenie, że spora część wystawców mogła tego dnia nie przyjechać ze względu na niepewną pogodę, obawiając się, że klienci mogą nie dopisać.
Się kurde znalazł uważny czytelnik
:DWstyd się było przyznać, więc już o tym nie wspomniałem... Jakby to ująć... Na to, że mogłem to zrobić wpadłem dopiero w samolocie do GDN. Nie wiem dlaczego, ale lecąc z FRA do MUC założyłem sobie, że tam już wstępu nie mam.
Całkiem możliwe że mogliśmy się minąć na lotnisku AEP 18.11, z tym że ja leciałem do El Calafate.Kolejka rzeczywiście była taka że się załamałem, na szczęście po chwili pracownik lotniska wyciągnął z kolejki podróżnych na mój lot, do osobnego punktu check-in.Co ciekawe, do Salty lecialem kilka dni później i wtedy był luz.
Co do obłożenia w F @tropikey: oczywiście część miejsc jest sprzedawana (za cash albo mile- mile to też waluta, nie zapominajmy o tym; to nie jest żaden "darmowy" czy "nagrodowy" bilet jak często to się usiłuje prezentować
;-)), ale druga część często jest z upów - upy biorą się generalnie oczywiście z wypełnienia biznesu, ale też różnie z tym jest. Praktyczny przykład spoza protokołu: jest powiedzmy 2 pracowników linii wracających z urlopu na stby do C a kabina jest full - co się robi? Przenosi przy gejcie dwóch płatnych paxów z C do F (wg godności, czyli zaczynając od HON o ile są na liście) i w ten sposób tworzy dostępność dla tych z stby
;)
Obydwa regiony ładne, górzyste.W Patagonii byłem w dość turystycznych miejscach, takich jak El Chalten, Perito Moreno.W Salce pojechałem do większej dziczy - opuszczonych wiosek i kopalń na zachód od San Antonio de los Cobres.
Relacja wręcz nadziana przydatnymi uwagami i ciekawymi obserwacjami, a do tego pisane "live", to kawał dobrej roboty
:o Pytanie techniczne: czym robiłeś zdjęcia? Szczególnie te czernie z NY sprawiają wrażenie:tropikey napisał:
Dziękuję za miłe słowa
:)Oby jak najwięcej osób skorzystało!A co do zdjęć, to... telefonem
:) Huawei P20 Pro, więc już powoli robi się emeryt, na dodatek poobtłukiwany tu i ówdzie.
Drobny suplement do relacji (od str. 68)
:) https://etruckandtrailer.com/2023/02/01 ... er-1-2023/Wyjaśnienie:Dobry znajomy od wieków pasjonuje się autami, zwłaszcza takimi starszymi. Pisze o tym książki, przez wiele lat pracował w drukowanym magazynie o ciężarówkach, a gdy tytuł został zamknięty, uruchomił zbliżony, tylko że internetowy. Podczas pobytu w Argentynie zapytałem go o napotkanego tam Fiata, wyglądającego jak nasz 125p pick up. Wyjaśnił mi, że to wersja argentyńska i poprosił przy okazji o więcej zdjęć różnych tamtejszych okazów, no i tak doszło do tego, co powyżej
:)
Z ciekawostek, znajduję tu dość odmienionego JPII, hotel o bardzo egzotycznej (jak na ten rejon) nazwie i kolekcję sztuki ulicznej.
Dlaczego "tea time"? Cóż, salonik mają niestety zamknięty, ale to co w nim oferowano jest dostępne obecnie w lobby. Dla osób ze statusem bezpłatnie, dla innych za (o ile dobrze usłyszałem) coś ok. 3200 pesos (nie warte tej ceny). Prezentuje się to następująco:
Posiadając status Platinum lub wyższy, wino i inne napoje alkoholowe są gratis. Wystarczy podać nr pokoju.
Zrobiło się już ciemno, więc idę jeszcze zobaczyć, jak też Salta prezentuje się po zmroku. Ponownie, wrażenia są jak najbardziej pozytywne, choć może nie aż aż takie, bym chciał tu zostawać na dłużej.
Generalnie, centrum miasta jest bardzo zadbane, a liczba mundurowych sprawia, że nawet gdybym chodził tam obwieszony precjozami, to nie sądzę, by ktoś pokusił się o sięgnięcie po nie. Nie jestem przy tym wcale przekonany, czy to wynik realnej potrzeby (czyli istniejącej wcześniej przestępczości pospolitej), czy raczej rodzaj wspomagania społeczności lokalnej poprzez jej zatrudnianie w sektorze publicznym. Tak, czy inaczej, czuję się tu bardzo bezpiecznie.
Wracam do hotelu, by przygotować się do w miarę wczesnej jazdy do Cafayate*. Saltę odwiedzę wkrótce jeszcze raz, więc będzie ponownie okazja do przyjrzenia się życiu tutaj.
*EDIT: tfu! Do jakiego Cafayate? Jutro jadę przecież do Cachi :DKurczę, @abelincoln już skończył, a ja daleko w polu...
Śniadanie w saltańskim Sheratonie jest nareszcie jakoś urozmaicone warzywami, choć i tak nie jest to jeszcze jakaś pierwsza liga. Byłoby to jednak nieuprzejme z mojej strony, gdybym marudził i narzekał.
Jedna rzecz jest tutaj (ogólnie w Argentynie) dla mnie wciąż zagadką - słyną z krów, a ser mają kiepski. Nie wiem, może po prostu dają jakiś najtańszy, a na coś smakowitego trzeba sobie zasłużyć?
Po posiłku pakuję się do fiacika i trasą prowadzącą przez park narodowy Los Cardones jadę na kolejne 2 dni do mojej nowej bazy, czyli do Cachi. Jest dziś dość pochmurno, ale kto wie, może później i wyżej się rozpogodzi, jak to często tutaj bywa.
Wyjazd z Salty, to mało atrakcyjne tereny komercyjne, a potem rolnicze. Im dalej od miasta, tym bardziej sielsko się robi. Jest dużo koni, zielone pola, na których część prac wykonywanych jest ręcznie, są nawet kwitnące słoneczniki.
Zbliżam się jednak do gór i otoczenie mocno się zmienia. Dobrze utrzymana droga zaczyna się wić w wąskiej, zielonej dolinie, której porośnięte bujnym gąszczem ściany wznoszą się coraz wyżej. Z czasem roślinność robi się coraz mniej bogata i zielona, a krajobraz surowieje.
Niestety, idzie to w parze z jakością drogi. Niedaleko za mostem Puente Chorro Blanco asfalt znika i wjeżdżam znowu na mój "ulubiony" żwir :(
Muszę po nim jechać przez ok. 45 km, co (razem z postojami na jakieś fotki) zajmuje mi ok. półtorej godziny. Normalna droga rozpoczyna się ponownie w okolicy punktu widokowego Cuesta del Obispo. Pal jednak licho ten żwir. Widoki są znowu piękne!
Przy Piedra de Molino kończą się serpentyny, a niebo po tej stronie staje się ponownie lazurowe. Rozpoczyna się Parque Nacional los Cardones. Zaczynam łagodny zjazd do rozległego płaskowyżu, a krajobraz znowu zmienia oblicze.
Na trasie przejazdu przez park jest wyznaczonych kilka punktów widokowych. Najpierw z panoramą całego terenu i kolorowego grzbietu górskiego ciągnącego się wzdłuż drogi prowadzącej przez park) Mirador Ojo del Condor), potem przy "pilnujących" parku kaktusacg, a potem jeszcze w miejscu, którym prowadził kiedyś stary trakt.