W trakcie mojej wizyty odbywa się mecz Niemcy - Japonia. Wychodzę na 5 minut przed końcem, przy stanie 1 : 2. Może lepiej, przynajmniej nie obserwuję smutku w terminalu po końcowym gwizdku (bo Japończyka, który mógłby się cieszyć nie ma tu żadnego). Patrząc przez okno zastanawiam się, czym podwiozą mnie do samolotu...
...na szczęście nie radiowozem
:D
Lot do Monachium, to krótka piłka okraszona sernikiem.
W soniku SEN w MUC jest tak tradycyjnie, że odpuszczam sobie zdjęcia - tyle już tu o nim było... I pominąłbym go zupełnie milczeniem, gdyby nie jedna rzecz. Sery! Wzbudzają moje zainteresowanie dość późno, a tu taka miła niespodzianka. Jest 5, czy 6 rodzajów i każdy świetny, choć w sumie niepozorne. A jeden z nich, przykryty gałązkami rozmarynu i przesiąknięty jego aromatem to mistrzostwo. A może po prostu po Ameryce Południowej każdy ser wydaje mi się świetny?
W czasie lotu do Gdańska konsumuję ostatni posiłek tego wyjazdu. Nie wiem, jakim cudem mieszczę w sobie jeszcze i to.
Tak oto, tym mało może wysublimowanym akcentem kończy się moja podróż, w której odwiedziłem dwie Ameryki. W USA postawiłem stopy po raz pierwszy w życiu i było to wspaniałe doświadczenie, za wyjątkiem może kosztów nowojorskiej gastronomii. "Wielkie jabłko" to fascynujące miasto, które nie ma sobie równych. To na pewno nie była moja ostatnia wizyta tamże. Ameryka Południowa gościła mnie już kilkukrotnie, choć w Argentynie (nie licząc dwóch krótkich wizyt w Iguassu), miałem swój debiut. Zarówno Buenos Aires, jak i północno-zachodnia część kraju sprawiły na mnie wielkie, pozytywne wrażenie. A że na dodatek tanio tam, jak mało gdzie, mój powrót do Argentyny jest również nieunikniony.
Niektórzy czekają może na podsumowanie finansowe, ale powinniście już wiedzieć, że mało jestem skrupulatny w archiwizowaniu wydatków. Mogę tylko stwierdzić, że był to jeden z najtańszych moich dalekich wyjazdów. Wydałem ok. 6500 PLN, w tym koszty: 1) przelotów, a w zasadzie podatków i opłat od biletów - nagród, choć dwa przeloty były kupione normalnie (AEP-SLA-AEP), 2) wynajęcia auta i paliwa do niego, 3) noclegów (choć większość bezkosztowo-punktowo), 4) jedzenia, wstępów, komunikacji publicznej i pamiątek.
Przy obecnej inflacji, kursach walut wydaje mi się to bardzo niewielką kwotą.
Dziękuję wszystkim, którym chciało się śledzić losy tego wyjazdu. Mam nadzieję, że jakieś informacje tu zamieszczone przydadzą się komuś przy planowaniu podróży do tych rejonów
:)
A na sam koniec przypominam o mojej szczodrej propozycji
:D
Koniec.Się kurde znalazł uważny czytelnik
:D Wstyd się było przyznać, więc już o tym nie wspomniałem... Jakby to ująć... Na to, że mogłem to zrobić wpadłem dopiero w samolocie do GDN. Nie wiem dlaczego, ale lecąc z FRA do MUC założyłem sobie, że tam już wstępu nie mam.
[/quote]Check in na lot do FRA był jeszcze szybszy. Zdziwiło mnie, że nie sprawdzano ani ESTA, ani szczepienia. Lufthansie wystarczą najwyraźniej dane wprowadzone przeze mnie w trakcie on line check in, a zwłaszcza odhaczony "ptaszek" przy oświadczeniu, że jakby co, to poniosę wszelkie koszty, jeśli nie wpuszczą mnie do USA.... No ale chyba nie zrobią mi tego przy mojej pierwszej w życiu wizycie tamże[/quote]Coś się zmieniło w tym temacie. Przy tegorocznym wylocie z WAW do Toronto nikt nie sprawdzał kanadyjskiej eTA. Znaczy, że była sprawdzona w inny sposób. Zarówno kanadyjska eTA jak i amerykańska ESTA są powiązane z numerem paszportu. Po maszynowym odczycie paszportu przez osobę na check-inie czy urzędnika Immigration po prostu widać, że klient ma eTA czy ESTA.
We FRA obsługiwał mnie bardzo młody chłopak, chyba nowicjusz (pytał sąsiadów o różne kwestie), więc być może działał asekuracyjnie
:)Na marginesie, SQ daje na cały lot wifi gratis dla pasażerów w C i F, więc chyba nadam jeszcze odcinek z pokładu (z którego piszę właśnie te słowa).
Wiedziałem, że po przylocie będzie jeszcze bieganina, więc nawet jej nie sprawdzałem, co by się nie drażnić
:DWypiłem 2 kieliszki Shiraz (bardzo dobre, ale nawet nie wiem, z jakiego kraju) i tyle.Na bieżąco można sprawdzać tu:https://inflightmenu.singaporeair.com/home
@tropikey: zaiste poczekalnia LA w SCL jest znakomita - jest przeznaczona tylko dla paxów segmentu premium (bilet biznes / premium międzynarodowe) oraz posiadaczy najwyższego statusu w LATAMPASS.
@lataczuk mając do wyboru otwarte ramiona latynoskiego kraju i forum z dalekiego, zimnego środkowoeuropejskiego kraju - nic dziwnego że utonął w tych ramionach [emoji23]
W kwestii formalnej to Dolce Gusto jest ciśnieniowy (15 bar) . Z tanich i popularnych kapsułkowców tylko Tassimo Bosha oszukuje na ciśnieniu (3 bar). [emoji12]
tropikey napisał:(...) część z wyrobami reginalnymi, pamiątkami i innymi atrakcjami, dla których tu dotarłem jest dość mała. Może po prostu trafiłem tu o złej porze? Na szczęście, są charakterystyczne dla tej imprezy tańce ludowe, ale nie w wykonaniu zespołów folklorystycznych, lecz zwykłych mieszkańców.Co innego część jarmarczna, ze świeżą dostawą z Chin i Bangladeszu oraz że wszelkiego rodzaju second handem. Tu na brak sprzedawców narzekać nie można. Czyżby taka właśnie przyszłość czekała Feria de Mataderos?Dla mnie właśnie ta spontaniczność i tańce w wykonaniu mieszkańców, a nie zespołów, dodawały wyjątkowości właśnie temu miejscu.Nie pamiętam jakiejś większej ilości chińszczyzny - jeśli rzeczywiście co tydzień wygląda to tak jak mówisz, to niesamowita szkoda. :/
Jasne, pełna zgoda! Mnie też ujęło właśnie to, że bawili się zwykli ludzie, a nie wyszkolona do tego grupa
:)Fajnie, że mają w sobie tyle luzu, ale i szacunku dla tradycji. Już widzę, jak u nas na festynie ludzie wyskakują do oberka, czy innego kujawiaka
:DA co do asortymentu, to mam podejrzenie, że spora część wystawców mogła tego dnia nie przyjechać ze względu na niepewną pogodę, obawiając się, że klienci mogą nie dopisać.
Się kurde znalazł uważny czytelnik
:DWstyd się było przyznać, więc już o tym nie wspomniałem... Jakby to ująć... Na to, że mogłem to zrobić wpadłem dopiero w samolocie do GDN. Nie wiem dlaczego, ale lecąc z FRA do MUC założyłem sobie, że tam już wstępu nie mam.
Całkiem możliwe że mogliśmy się minąć na lotnisku AEP 18.11, z tym że ja leciałem do El Calafate.Kolejka rzeczywiście była taka że się załamałem, na szczęście po chwili pracownik lotniska wyciągnął z kolejki podróżnych na mój lot, do osobnego punktu check-in.Co ciekawe, do Salty lecialem kilka dni później i wtedy był luz.
Co do obłożenia w F @tropikey: oczywiście część miejsc jest sprzedawana (za cash albo mile- mile to też waluta, nie zapominajmy o tym; to nie jest żaden "darmowy" czy "nagrodowy" bilet jak często to się usiłuje prezentować
;-)), ale druga część często jest z upów - upy biorą się generalnie oczywiście z wypełnienia biznesu, ale też różnie z tym jest. Praktyczny przykład spoza protokołu: jest powiedzmy 2 pracowników linii wracających z urlopu na stby do C a kabina jest full - co się robi? Przenosi przy gejcie dwóch płatnych paxów z C do F (wg godności, czyli zaczynając od HON o ile są na liście) i w ten sposób tworzy dostępność dla tych z stby
;)
Obydwa regiony ładne, górzyste.W Patagonii byłem w dość turystycznych miejscach, takich jak El Chalten, Perito Moreno.W Salce pojechałem do większej dziczy - opuszczonych wiosek i kopalń na zachód od San Antonio de los Cobres.
Relacja wręcz nadziana przydatnymi uwagami i ciekawymi obserwacjami, a do tego pisane "live", to kawał dobrej roboty
:o Pytanie techniczne: czym robiłeś zdjęcia? Szczególnie te czernie z NY sprawiają wrażenie:tropikey napisał:
Dziękuję za miłe słowa
:)Oby jak najwięcej osób skorzystało!A co do zdjęć, to... telefonem
:) Huawei P20 Pro, więc już powoli robi się emeryt, na dodatek poobtłukiwany tu i ówdzie.
Drobny suplement do relacji (od str. 68)
:) https://etruckandtrailer.com/2023/02/01 ... er-1-2023/Wyjaśnienie:Dobry znajomy od wieków pasjonuje się autami, zwłaszcza takimi starszymi. Pisze o tym książki, przez wiele lat pracował w drukowanym magazynie o ciężarówkach, a gdy tytuł został zamknięty, uruchomił zbliżony, tylko że internetowy. Podczas pobytu w Argentynie zapytałem go o napotkanego tam Fiata, wyglądającego jak nasz 125p pick up. Wyjaśnił mi, że to wersja argentyńska i poprosił przy okazji o więcej zdjęć różnych tamtejszych okazów, no i tak doszło do tego, co powyżej
:)
W trakcie mojej wizyty odbywa się mecz Niemcy - Japonia. Wychodzę na 5 minut przed końcem, przy stanie 1 : 2. Może lepiej, przynajmniej nie obserwuję smutku w terminalu po końcowym gwizdku (bo Japończyka, który mógłby się cieszyć nie ma tu żadnego). Patrząc przez okno zastanawiam się, czym podwiozą mnie do samolotu...
...na szczęście nie radiowozem :D
Lot do Monachium, to krótka piłka okraszona sernikiem.
W soniku SEN w MUC jest tak tradycyjnie, że odpuszczam sobie zdjęcia - tyle już tu o nim było... I pominąłbym go zupełnie milczeniem, gdyby nie jedna rzecz. Sery! Wzbudzają moje zainteresowanie dość późno, a tu taka miła niespodzianka. Jest 5, czy 6 rodzajów i każdy świetny, choć w sumie niepozorne. A jeden z nich, przykryty gałązkami rozmarynu i przesiąknięty jego aromatem to mistrzostwo. A może po prostu po Ameryce Południowej każdy ser wydaje mi się świetny?
W czasie lotu do Gdańska konsumuję ostatni posiłek tego wyjazdu. Nie wiem, jakim cudem mieszczę w sobie jeszcze i to.
Tak oto, tym mało może wysublimowanym akcentem kończy się moja podróż, w której odwiedziłem dwie Ameryki.
W USA postawiłem stopy po raz pierwszy w życiu i było to wspaniałe doświadczenie, za wyjątkiem może kosztów nowojorskiej gastronomii. "Wielkie jabłko" to fascynujące miasto, które nie ma sobie równych. To na pewno nie była moja ostatnia wizyta tamże.
Ameryka Południowa gościła mnie już kilkukrotnie, choć w Argentynie (nie licząc dwóch krótkich wizyt w Iguassu), miałem swój debiut. Zarówno Buenos Aires, jak i północno-zachodnia część kraju sprawiły na mnie wielkie, pozytywne wrażenie. A że na dodatek tanio tam, jak mało gdzie, mój powrót do Argentyny jest również nieunikniony.
Niektórzy czekają może na podsumowanie finansowe, ale powinniście już wiedzieć, że mało jestem skrupulatny w archiwizowaniu wydatków. Mogę tylko stwierdzić, że był to jeden z najtańszych moich dalekich wyjazdów. Wydałem ok. 6500 PLN, w tym koszty:
1) przelotów, a w zasadzie podatków i opłat od biletów - nagród, choć dwa przeloty były kupione normalnie (AEP-SLA-AEP),
2) wynajęcia auta i paliwa do niego,
3) noclegów (choć większość bezkosztowo-punktowo),
4) jedzenia, wstępów, komunikacji publicznej i pamiątek.
Przy obecnej inflacji, kursach walut wydaje mi się to bardzo niewielką kwotą.
Dziękuję wszystkim, którym chciało się śledzić losy tego wyjazdu. Mam nadzieję, że jakieś informacje tu zamieszczone przydadzą się komuś przy planowaniu podróży do tych rejonów :)
A na sam koniec przypominam o mojej szczodrej propozycji :D
drobna-waluta,17,101607&p=1570717#p1570717
Koniec.Się kurde znalazł uważny czytelnik :D
Wstyd się było przyznać, więc już o tym nie wspomniałem... Jakby to ująć... Na to, że mogłem to zrobić wpadłem dopiero w samolocie do GDN. Nie wiem dlaczego, ale lecąc z FRA do MUC założyłem sobie, że tam już wstępu nie mam.